sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 42.

*Perspektywa Ashtona*

Chwiejnym, powolnym krokiem podszedłem do drzwi wejściowych naszego domu. Nie, nie byłem pijany, tylko zmęczony jak cholera. Było około drugiej, może trzeciej w nocy, sam nie wiem. Cały czas odkąd wróciliśmy siedziałem na zimnej mokrej trawie w zupełnej ciszy, wpatrując się w taflę wody. Opierając się o białą altankę. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje, ale czułem się dziwnie, a nawet źle. Adrianne nie była dla mnie kimś ważnym, tyle razy miałem ochotę po prostu wpakować jej kulkę w łeb albo wyrzucić za drzwi, bo zwyczajnie nie wytrzymywałem przez jej zachowanie wobec mnie.
Przez panującą wokół ciemność z trudem otworzyłem drzwi, oczywiście nie zapominając ich za sobą zamknąć. Przecierając przemęczoną twarz ruszyłem do swojego pokoju. Coś dosłownie ciągnęło mnie na piętro, by chociaż sprawdzić jak Veronica się czuje, ale w ostatniej chwili zdecydowałem dać jej spokój. Od razu po wejściu do pokoju zdjąłem z siebie ubranie i zakopałem w kołdrze.
Miałem wrażenie że jedynie przymknąłem oczy na kilka minut, a zaraz zostałem obudzony.
- Ash. - Niestety osoba wołająca mnie nie uzyskała odpowiedzi, gdyż miałem wielką nadzieję, że sobie odpuści i pozwoli mi na dalszy sen. - Ashton!
- Jezu, co znowu? - jęknąłem w poduszkę.
- Harry zrobił śniadanie i...
- Nie, dziękuję, zjem sam - westchnąłem.
Dziewczyna (była to chyba Kate) opuściła mój azyl, a ja nadal leżałem niczym niewzruszony na łóżku. Przypomniałem sobie jednak o O'Connor, z którą nie wiem co się dzieje i niepokoi mnie to. Wstałem więc, wziąłem szybki, orzeźwiający prysznic, który postawił mnie na nogi i ubrałem się. Zaczesałem palcami mokre włosy do tyłu. Pewnie wyglądałem jak mokry kundel, ale mniejsza z tym.
Skierowałem się na piętro, wlepiając wzrok w drzwi od starego pokoju Kathrin, w które po chwili zapukałem. Nie otrzymałem żadnego odzewu, więc ponowiłem czynność. Nadal nic. Nacisnąłem klamkę, a drzwi bez problemu ustąpiły.
Powoli wszedłem do środka, zamknąwszy je za sobą.
Widziałem jedynie duże wypuklenie pod kołdrą. Wzdychając bezradnie podszedłem do łóżka, na którym usiadłem. Widziałem wyraźnie skuloną sylwetkę dziewczyny. Chwyciłem za róg materiału chcąc zdjąć go z niej, lecz zacisnęła pięść na nim ciągnąc kołdrę z powrotem w dół.
- Odejdź - powiedziała cicho ze słyszalną chrypką w głosie.
- Nie zrobię tego i dobrze o tym wiesz - odparłem z przekonaniem. - Wiem co czujesz, jasne? Sam przeżyłem dokładnie to co ty, prócz tego, że nie widziałem jak ona umiera. Ale wiem jaki to ból. Sama widzisz, że żyję dalej. To jest trudne, ale życie się na tym nie kończy. I zastanów się... Czy Adrianne chciałaby, byś teraz siedziała skulona, płacząc w poduszkę?
Brunetka nie odezwała się. Usłyszałem jedynie ciche westchnienie, zaś po chwili ujrzałem zielonooką siedzącą na przeciwko mnie. Nie będę kłamał - wyglądała jak siedem nieszczęść; skołtunione włosy roztrzepane na wszystkie strony świata, duże, ciemne sińce pod napuchniętymi oczami i pusty, smutny wzrok, który był najbardziej przygnębiający z tego wszystkiego.
- Rozumiem, że jest ci ciężko, ale będziesz musiała próbować.
Ponownie nie odpowiedziała, jedynie wpatrywała się w moje oczy jakby starała się coś z nich odczytać. Wyciągnąłem ostrożnie dłoń w jej stronę, lecz gdy zauważyłem, że jej dolna warga zaczyna drgać cofnąłem ją, przysunąłem się i po prostu przyciągnąłem jej małe, kruche ciało do swojego. Siedziałem tak kołysząc się w przód i w tył kilka minut, aż przestała płakać.
Powoli wstałem z łóżka, lecz brunetka momentalnie chwyciła mnie za nadgarstek, niemo prosząc bym został z nią, co aż mnie zaskoczyło.
Posłałem jej słaby uśmiech i wyplątałem rękę z jej, kierując się do łazienki. Odnalazłem w niej szczotkę do włosów i z powrotem wróciłem do Veronici, która wpatrywała się ze skonsternowaniem w moje poczynania.
- Co ty robisz? - szepnęła.

- Mam zamiar zrobić coś pierwszy raz w życiu, więc to się może źle skończyć - wzruszyłem ramionami, po czym usiadłem za dziewczyną i zacząłem jak najdelikatniej rozczesywać jej splątane włosy.
- Powiedz, jeśli będzie za mocno - wymamrotałem, nie zaprzestając czynności. Po dosłownie kilku minutach miała lekko falowane rozczesane włosy, opadające na jej ramiona. - Chodź, musisz coś zjeść.
Zauważyłem jak na jej twarzy pojawia się widoczny grymas.
- Nie jestem głodna - wyszeptała, spuszając głowę w dół.
Kłamała, to wiedziałem, więc tak na prawdę nie chciała po prostu wyjść z pokoju. Ale jaka była tego przyczyna?
- Veronica, musisz jeść. - Mówiąc to wstałem.
- Zrozum, że nie jestem głodna.
- Zamierzasz się głodzić, tak?
- Nie! - Od razu zaprzeczyła czym bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, iż to prawda.
Wywróciłem tylko oczami i nie zamierzając do tego dopuścić wziąłem ją na ręcę i nie zwracając uwagi na jej krzyki i protesty po prostu zszedłem z nią na dół z zamiarem wciśnięcia jej czegoś do jedzenia. Gdy znaleźliśmy się już w salonie posadziłem ją delikatnie na sofie, po czym kiwnąłem w stronę Mike'a by przyniósł coś dla młodej, a sam zająłem miejsce obok niej.
- Wiesz, że i tak nic nie zjem, prawda? - zapytała cicho wlepiając wzrok w swoje splecione na kolanach dłonie.
- Przekonamy się - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Masz zamiar mnie szantażować?
- Coś w tym rodzaju.
Zielonooka prychnęła w odpowiedzi. Zachowywała się trochę jak marudne dziecko, ale już trudno. Muszę to znieść ze stoickim spokojem. Dokładnie lustrowałem jej sylwetkę, obserwując każde najmniejsze drgnięcie jej ciała.
- Przestań - szepnęła, po czym uniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
Mimo wszystko moje usta rozciągnął niewielki uśmiech.
Jednak gdy odwróciła wzrok na fortepian , a jej dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć moja mina zrzedła. Nie minęła chwila, a dziewczyna zaczęła cicho łkać. No tak, cholerne wspomnienia, które będą ją nawiedzać na każdym kroku. Przysunąłem się bliżej niej i objąłem ramieniem przyciągając
do siebie. Głaskałem ją po plecach z nadzieją, że choć trochę ją to uspokoji. Lecz to zupełnie nic nie dało, a tylko pogorszyło sytuację. Co ja mam teraz zrobić? Przecież instrument zawsze będzie jej przypominać o tej katastrofie jaka miała miejsce i to mnie przerażało; że nigdy nie zdoła sobie z tym poradzić.
- Proszę schowajcie je gdzieś. To tak strasznie boli - wychrypiała co chwila dławiąc się łzami. Spanikowany spojrzałam na siedzącego na przeciwko mnie Louisa, a on tylko pokiwał głową na znak, iż się tym zajmie. Mówiąc o nim też nie wyglądał najlepiej, co świadczą sińce widniejące pod oczami i smutny wręcz przygnębiający wyraz twarzy oraz oczy pozbawione iskry. Jak widać śmierć Adrianne nie tylko odebrała wszystko jej siostrze, ale też i dotknęła Louisa, teraz dopiero mogę stwierdzić, że ona coś dla niego znaczyła, jak prawdę mówiąc dla każdej tu osoby, lecz między tą dwójką działo się coś innego.
Dalej patrzyłem jak gestem pokazuje na chłopaków porozumiewawczo po czym niemo kazał mi udać się z brunetką do jej pokoju, więc tak też i uczyniłem.
Ponownie wziąłem ją na ręce wiedząc, że nie do końca skuteczne będzie po prostu pójście tam. Brunetka wtuliła się w mój tors, więc nie kładłem jej na łóżku, lecz usiadłem na nim, sadzając sobie Veronicę na kolanach. Delikatnie kołysałem się w dwie strony. Szeptałem jej do ucha starając się jakoś ją pocieszyć. Po kilku minutach przestała płakać, jednak nadal siedziała na moich kolanach, a ja obejmowałem ją ramionami.
Słyszałem jej unormowany już, spokojny oddech.
- Dasz sobie radę. Masz jeszcze Luke'a. - Chciałem powiedzieć, że ja także będę przy niej, ale czułem ucisk w gardle, który nie pozwalał mi na to.
Ogarnęło mnie niezwykle przyjemne uczucie, kiedy owinęła swoje chude ramiona wokół mojego pasa wtulając się we mnie jeszcze bardziej.
Jakby odruchowo złożyłem długi pocałunek na czubku jej głowy.
- Poczekasz tu? - wyszeptałem.
Veronica uniosła głowę i lekko nią pokiwała odsuwając się ode mnie. Wstałem z łóżka i powoli zszedłem po schodach. W salonie nie było fortepianu. Nie wiem gdzie jest, ale mam nadzieję, że Ver go już nie zobaczy. Skierowałem się do kuchni, gdzie na stole już leżał talerz z kanapkami i kubek z parującą herbatą, a na jednym z krzeseł siedział Luke i wpatrywał się w swoje splecione palce.
- Jak z nią? - wymamrotał nie unosząc nawet na mnie wzroku.
- A jak ci się wydaje? Straciła siostrę. Czuje się jak ja dwa lata temu, a może nawet gorzej - westchnąłem. - Nie wiesz jakie to przytłaczające, Luke. Ona pewnie uważa, że jesteś jej cholernym przyjacielem czy kimkolwiek bliższym niż oprawca, więc powinieneś być teraz na górze i ją pocieszać - warknąłem.
Właściwie sam nie wiem dlaczego mu to powiedziałem.
- Nie chce mnie widzieć. Powiedziała, że to wszystko moja wina - jęknął żałośnie, chowając twarz w dłoniach.
- Jesteś idiotą, Luke, wiesz? Była oszołomiona... w sumie nadal jest. Na pewno nie powiedziała tego świadomie - prychnąłem. - Zresztą sam do tego dojdź - machnąłem ręką lekceważąco.
Zabrawszy talerz i kubek, skierowałem się z powrotem do jej pokoju. Jednak przechodząc koło pokoju Tommo zatrzymałem się na chwile słysząc dziwne dźwięki stamtąd wypływające, tak jakby... ktoś się dusił? Miałem już zamiar tam wejść kiedy usłyszałam jak ktoś wydobywa z siebie stłumiony okrzyk po czym coś z trzaskiem zostaje rozbite. Zapewne znowu Louis wyżywa się na wazonach, ewentualnie poszły w ruch butelki, tylko mam nadzieję, że się nie spił, bo nie zamierzam przywracać go moją prawą pięścią do porządku. Zajrzę do niego później, teraz czekała na mnie zdruzgotana brunetka, więc ruszyłam dalej. Kiedy tylko przekroczyłem drewnianą powłokę zamknąłem za sobą cicho drzwi i postawiłem wszystko na stoliku nocnym, po czym usiadłem na skraju łóżka wpatrując się w dziewczynę. Leżała zwinięta pod kołdrą przytulając do swojej piersi szarą bluzę. Najprawdopodobniej należała ona do Adrianne. Umiarkowany oddech oraz zamknięte powieki mówiły że śpi, natomiast jeszcze mokre smugi na policzkach jasno dawały do zrozumienia, iż dopiero niedawno odpłynęła.
Siedziałem tak parę minut przypatrując się brunetce. Miałem wrażenie, że jej obecność w tym domu to już norma. Zupełnie jakby stała się jedną z nas, chociaż wiem, że to nigdy nie będzie miało miejsca. Pogłaskałem ją delikatnie po włosach, nie chcąc jej zbudzić i wyszedłem z pomieszczenia, starając się robić to jak najciszej. Jednak wątpiłem, że będzie spała dłużej niż najbliższe pięć minut, bo krzyki Louisa było slychać w całym domu. 
Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, więc wziąłem z lodówki dwa piwa i podążyłem do garażu, gdzie zobaczyłem jedynie Luke'a, który siedział w swoim samochodzie ze zwieszoną głową. Przez otwarte okno podałem mu butelkę. Ten bez słowa pokiwał głową i otworzył ją za pomocą kluczyków. Oparłem się o drzwi Hope i przypatrywałem blondynowi, który kręcił butelką w powietrzu, wpatrując się w nią jak zaczarowany.
- Luke, przestań się obwiniać - westchnąłem.
Czekałem na jakąkolwiek reakcję z jego strony, jednak on nadal siedział jak ten kretyn i wzdychał. Po chwili jednak wziął kilka sporych łyków napoju.

- Myślisz, że to takie proste? - zapytał niewyraźnie odrywając od ust już prawie pustą butelkę. Spojrzałem na niego zdezorientowany, czyżby mógł upić się połową piwa? Chyba, że pił wcześniej i to o wiele więcej niż sobą pokazywał.

- Luke? Ile wypiłeś? - zapytałem wyrywając z jego dłoni trunek, a raczej jego pozostałości. Ten natomiast wygiął usta w grymas niezadowolenia wyciągając w moją stronę dłoń, bym oddał mu jego własność.
- Oddaj! - burknął niczym małe dziecko, a ja tylko pokręciłem głową wylewając resztkę na beton. Trudno marnowałem tak wspaniałą rzecz, ale czego się nie robi dla kumpli. - Ejj! - krzyknął gdy zobaczył moje poczynania. - Jak mogłeś to zrobić?!
- Mogłem Luke, jesteś zalany, znowu.
- To miało mi pomóc - jęknął cicho.
- I co? pomogło? - zadrwiłem przeczesując dłonią swoje nieokrzesane włosy.
Zapadła cisza, kompletna cisza, podczas której mogłem nawet usłyszeć kapiący kran tuż za ścianą.
- Nie wiem co ty odwalasz, Lucas, ale jeśli to dotyczy jej to masz tam iść i to naprawić, a nie doprowadzać się do takiego stanu! To tylko dziewczyna Luke, tylko zakładniczka..
- Sam nie wierzysz w to co mówisz - prychnął. - Nie jest tylko dziewczyną, przynajmniej nie dla ciebie - spojrzał na mnie z ukosa.
Pokręciłem jedynie głową, nie wiedząc co odpowiedzieć. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że on ma chyba rację.
Bez słowa wyrwałem kluczyki z dłoni blondyna, któremu coś głupiego mogło wpaść do głowy, po czym wyszedłem z garażu zostawiając go dosyć zdezorientowanego. Usiadłem na kanapie gapiąc się w czarny ekran telewizora. Podparłem głowę o dłoń i przechyliłem butelkę, a gorzki napój trafił do moich ust. Nim się zorientowałem opróżniłem całą. Jednak nie wstałem po kolejną, nie chciałem opić się jak Luke. Po co mi to było? Wolałem być trzeźwo myślący, gdy na przykład przyjdzie potrzeba na użycie broni. Siedziałem tak i patrzyłem w bliżej nieokreślony punkt. Po prostu przed siebie. Siedziałem tak dosyć długi czas, rozmyślając nad scenariuszami w stylu "a co by było gdyby". Jednak zorientowałem się, że to bezsensowne, więc włączyłem telewizor. Spędziłem chyba godzinę na skakaniu po kanałach i oglądaniu urywków programów lecących aktualnie na danych programach.
W pewnym momencie spojrzałem na zegarek na spoczywajcy na moim nadgarstku i moje oczy o mało nie syskoczyły z orbit, gdy wskazówki pokazały godzinę osiemnastą. Na prawdę tyle czasu spędziłem robiąc zupełnie nic? Uniosłem wzrok rozglądając się do okoła i rzeczywiście musiałem przyznać, że chyba mi się przysnęło, mój mózg zrobił sobie przerwę, totalną, gdyż nawet nie zauważyłem jak Mike, Caroline oraz Harry z Kate i Calumem przyłączyli się do mnie w bezczynnym siedzeniu i wpatrywaniu się w jakiś głupi program. Wstałem z kanapy chcąc trochę rozprostować kości i przy okazji stwierdziłem, że powinienem zajrzeć do Veronici, może się już obudziła i była gotowa zjeść cokolwiej co jej przyniosłem, więc zaraz kierowałem się na górę, przeskakując co drugi schodek. Wszedłem znowu po cichu, by w razie czego nie zbudzić śpiącej królewny, ale ku mojemu zdziwieniu łóżko było puste, a dookoła panował istny... burdel, bo inaczej tego nazwać nie mogłem. Ciuchy z walizki Ann były porozrzucane po całym pokoju, tak samo jak ubrania jej siostry, nie mówiąc już o tym, że leki, które kupił im Luke, znaczy te od astmy czy co starsza O'Connor miała, leżały rozbite przy ścianie. Zmarszczyłem brwi patrząc na to wszystko i w głębi wyczuwałem, że nie zwiastuje to niczego dobrego. Cholera czy ja się właśnie o nią martwiłem? Tak i to bardzo. Odwróciłem się na pięcie wypadając z pokoju. Gdzie ona mogła pójść i co krąży w jej myślach. Modliłem się, by nic głupiego nie wpadło jej do łepetyny. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem zapalone światło w łazience. Od razu tam podszedłem i mając kompletnie gdzieś, co ona tam robi chwyciłem za klamkę, ale te oni drgnęły.
- Veronica! Otwórz drzwi! - zapukałem trochę mocniej niż miałem w zamiarze, ale teraz miałem to gdzieś.
Czekałem przez moment, ale żaden dźwięk nie wydobył się z drugiej strony. Czemu to mnie jeszcze bardziej przeraziło? Poczułem jak coś ściska mnie za gardło w obawie o nią. Ponowiłem spanikowany próbę, ale znowu nie uzyskałem odpowiedzi. W takim razie pozostało mi tylko jedno. Cofnąłem się o dwa kroki i jak najmocniej kopnąłem w drzwi próbując je wyważyć, niestety za pierwszym razem nie uzyskałem żadnego efektu, więc znowu tym razem dużo mocniej stratowałem drewnianą powłokę, która zaraz wylądowała na podłodze z hukiem. Od razu wkroczyłem do pomieszczenia, ale zaraz się zatrzymałem w pół kroku nie wierząc własnym oczom. W wannie wypełnionej prawie po brzegi leżała ona, całkowicie zanurzona. Miała na sobie tylko swoją bieliznę, ale nie to najbardziej przykuło moją uwagę. Woda nie była przezroczyta, jej kolor był przrażająco czerwony i już dalej nie myślałem, podbiegłem do niej wyciągając jej wiotkie ciało spod lodowatej tafli wody. Zanim jeszcze wyszedłem z nią z łazienki pochwyciłem ręcznik i dopiero wtedy pobiegłem z nią do pokoju obok układając nieprzytomną dziewczynę na łóżku. Dwoma palcami sprawdziłem jej tętno, które było niesamowicie słabe, wręcz ledwie wyczuwalne.
- Pomocy! - wydarłem się najgłośniej jak potrafiłem z nadzieją, że ktokolwiek w domu usłyszał mój wrzask. Muszę ją reanimować. Ułożyłem ręce tak jak powinno się postępować 
przy resuscytacji i zacząłem ciąg elementów zawsze przy tym wykonywanych. Też się kiedyś tego uczyłem, ale to był chyba pierwszy raz kiedy to wykorzystuję.
- No dalej, Ron! - bełkotałem ciągle uciskając jej klatkę piersiową - oddychaj!
- Co się dzieje? - Jakby zza ściany doszedł do mnie głos najprawdopodobniej Rose i zaraz słychać było jej krzyk, a przynajmniej tak myślałem, gdyż nawet nie miałem czasu spojrzeć na dziewczynę.
Zbyt przejęła mnie brunetka, leżąca na łóżku. Rosalie coś krzyczała do innych, lecz nie słuchałem tego i dalej próbowałem ocucić Veronicę. Nagle coś zamgliło mi wzrok i po chwili kilka kropel spadło na jej i tak wciąż mokrą skórę. Nie, to niemożliwe... A jednak. Prawie płakałem. Nie chciałem, żeby teraz odeszła. W końcu ktoś pojawił się z drugiej strony łóżka.
- Ashton, przestań.
Przestać? Miałem przestać próbować uratować jej życie?!
- Ash! Wykrwawi się!
Momentalnie odsunąłem się od niej jak poparzony, gdy usłyszałem te słowa i odszedłem od łóżka. Z drugiej jego strony Calum zaczął zszywać jej rękę, która była głęboko przecięta wzdłuż, a z niej wciąż sączyła się krew. Chwyciłem się za włosy i pociągnąłem za nie z całej siły. Chryste, żeby tylko przeżyła.
Stałem tak po prostu i patrzyłem na bezwładne ciało dziewczyny, orientując się dopiero teraz, kiedy mogę ją stracić, że jednak coś ona dla mnie znaczy.
Ktoś sporo niższy ode mnie objął mnie chudziutkim ramieniem, mówiąc:
- Wyjdzie z tego, Ashton. Będzie dobrze.
Spojrzałem w dół w smutne, szare oczy.
- To samo mówili w szpitalu - szepnąłem. - Nie wierzę już w cuda, Kate.
- Cóż nie powinieneś tak o tym mówić. Zawsze jest nadzieja.
- Moja Nadzieja odeszła Kate, wiesz o tym dobrze. - Znowu szepnąłem nie będąc w stanie zapanować nad głosem. Boże kiedy ja się zrobiłem taki wrażliwy. Uniosłem dłoń, by zetrzeć nadal lejące się łzy, lecz została ona nagle zatrzymana. Spojrzałem zdezorientowany na Kathrin.
- Ash.. Nie pozbywaj się tego, co czyni cię człowiekiem - szepnęła cicho intensywnie wpatrując się w moje tęczówki. Przymknąłem na ułamek sekundy oczy, by zaraz ponownie je otworzyć i przenieść wzrok na Veronicę. Była niesamowicie blada. Nawet nie wiem czy żyła. Uklęknąłem przy niej i sprawdziłem ponownie puls. Dziękowałem Bogu, że był nieco mocniejszy nić poprzednio. Kolejne łzy pociekły mi po policzkach. Ucałowałem jej dłoń i zamknąłem w swojej.
- Straciła dużo krwi w tej wannie - mruknął Calum. - Ale przeżyje... Mam nadzieję - westchnął, po czym zabrał apteczkę, którą ze sobą przyniósł i razem z Rose wyszedł.
Powoli reszta także opuszczała pokój, aż zostałem sam z nią. Nadal klęcząc przy łóżku wpatrywałem się w jej spokojną twarz i ledwie słyszalny oddech. W tej chwili marzyłem jedynie o tym, aby wszystko było z nią w porządku.

- Będzie dobrze, wyjdziesz z tego. - Zacisnąłem oczy, żeby ponownie nie wydostały się z nich łzy.


______________________________________
Hejka kochani :*
Wiemy, że dawno nie było rozdziału. Dużo się ostatnio dzieje, tak, że nie mamy czasami czasu na nic, za co przepraszamy, ale też niepokoi nas liczba komentarzy, jest ich mało pod ostatnim rozdziałem i szczerze powiedziawszy nie wiemy czym to jest spowodowane, ale natomiast bijemy rekordy wyświetleń. Wybiło nam 20 tysięcy wyświetleń wow kochani! *,*
Co myślicie o rozdziale? Zaskoczeni zachowaniem Asha? 
Zachęcamy was do pytania naszych bohaterów w specjalnej zakładce oraz tweetowania z hasztagiem #ShowMeRealityFF
nie będę wam już przynudzać, odsyłam was do Ronnie :*
Do kolejnego :* 
Buziaki :* A.

No hej skarby! :*
Tak jak powiedziała Ann, nie mamy za dużo czasu. Sami wiecie powoli się zbliża koniec roku, a ja nie ukrywam muszę się trochę podciągnąć w ocenach. Także przepraszamy was serdecznie za tak małą aktywność na blogu.
No ale halo! Mamy 20 tysięcy wyświetleń, wow! Jak to tak szybko się stało? *.*
Co ja wam tu jeszcze mogę powiedzieć, na pewno wielkie: dziękujemy!
I oczywiście prosimy o komentowanie xD Możecie nam wysyłać na maila wasze prace / fanarty dotyczące SMR, a my za zgodą wstawimy je do zakładki Galeria Sztuki.
To chyba tyle!
Do następnego :*
W.

7 komentarzy:

  1. Czekam na nextaa :d Zajebiszczy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszuu... Czytamy, czytamy spokojna wasza rozczochrana XD. Po prostu mamy lenia i nie komentujemy. Buziole /Sky

    OdpowiedzUsuń
  3. CZEKAM NA NEXT <3
    http://mystyleismych0ice.blogspot.com a w miedzy czasie zapraszam na mojego bloga ,który jest nieszczęsnym projektem na infotmatykę

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę następny. BŁAGAM!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę następny. BŁAGAM!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowny ^^ serio mega blog, powodzenia w szkole dziewczyny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy next? XDD /Sky

    OdpowiedzUsuń