Siedziałem na dachu mojej Alfy Romeo, wpatrując się w ciemne niebo, migoczące na nim gwiazdy oraz odbijający światło księżyc. Paliłem papierosa, nie wiem którego. Już straciłem rachubę, ale paczka, którą sobie kupiłem po wyjeździe z domu była kompletnie pusta. Prawie nigdy nie palę, ale to... Ta sytuacja jest sporym wyjątkiem.
Przerzuciłem kolejną stronę, na której zauważyłem nuty i kilka zapisanych na szybko słów. To ta piosenka, a raczej jej niewielka część, którą śpiewała dla mnie. Czytając jej tekst nadal słyszałem w głowie jej melodyjny głos. Poczułem jakby ukłucie w okolicach serca na to wspomnienie. Westchnąłem głęboko, odkładając notatnik na blachę, na której teraz płasko leżałem. Podkładając dłonie pod głowę przymknąłem oczy. Chciałem tu zostać jeszcze chwilę, ale doskonale wiedziałem, że jeśli Ashton wróci do domu to coś złego się stanie, a nawet jeśli nie wrócił, to może zdarzyć się coś nieprzyjemnego. Poza tym jest nieludzko zimno, zwłaszcza że ubrałem pierwszą lepszą koszulkę z krótkim rękawem, w dodatku nie wziąłem nic, czym mógłbym się okryć. Zeskoczyłem z dachu, ściągnąłem z niego paczkę papierosów oraz zeszyt brunetki. Wsiadłem do środka, położyłem obie te rzeczy na siedzeniu pasażera i odpaliłem silnik z nadzieją, że nie minie zbyt wiele czasu zanim się pozbieram po tym zdarzeniu. Gdy tylko wyjechałem z toru włączyłem radio, by nie jechać w męczącej ciszy, która panowałaby w samochodzie. Jeszcze pamiętam, gdy jechała ze mną na bal i próbowała odgryzać się na możliwie każdy sposób, co było czasami irytujące... albo ostatnia nasza przejażdżka, gdy złamała rękę uderzając Ashtona. Nie zdawałem sobie sprawy, że może to być nasz ostatni pocałunek, że więcej nie będzie okazji by to zrobić, że nie będę miał okazji w ogóle jej ujrzeć. Miałem już dosyć wszystkiego i coraz bardziej bolała mnie jej śmierć, a przecież jej, do cholery, nie znałem! Jak to możliwe, że... Nie, przestań, ogarnij się! Przerwałem swoje myśli zanim zawędrowałyby zbyt daleko i dalej skupiłem się na czarnej jezdni.
Droga do domu nie trwała jednak tak długo jak początkowo się zdawała i już mogłem zaparkować na podjeździe udając się zaraz do domu, gdzie zaszyję się w pokoju i wtedy będę mógł użalać się nad sobą i nad tym, że jestem gównianym przywódcą, lecz kiedy tylko moja noga przekroczyła próg domu, zdecydowałem się na zupełnie inne pomieszczenie mianowicie na piwnicę, w której Adrianne wyładowywała całą złość i rozpacz kiedy Veronica został porwana, więc zapewne będzie dużo do posprzątania.
Pchnąłem mosiężne, metalowe drzwi, odruchowo sięgając do włącznika światła. W porę jednak zorientowałem się, że światło jest już zapalone. Marszcząc brwi wszedłem wgłąb pomieszczenia, tym samym napotykając smutne spojrzenie szaro-zielonej pary oczu. Brunetka siedziała przy ścianie, wspierając rękę o zgięte kolano.
Wokół panował totalny chaos, kilkanaście noży leżało na podłodze razem z jakimiś porozbijanymi przedmiotami, zaś niektóre ostrza były powbijane w tarcze. Spodziewałem się tu takiego widoku. Odgarnąłem stopą odłamki... sam nie wiem czego, po czym usiadłem obok dziewczyny. Jej utkwiony na czubkach swoich butów wzrok dawał mi do zrozumienia, że intensywnie się nad czymś zastanawia. Uniosłem ramię, owinąwszy je wokół drobnych barków dziewczyny. Przyciąnąłem ją do siebie i ucałowałem w czubek głowy.
- To jest trudne, Kate...
- Po co to robiłeś? - przerwała mi nagle w połowie zdania. - Żebyś teraz cierpiał? Żebyś się zatruwał nikotyną, próbując nią zapełnić pustkę w sercu?
- Kathrin, to nie tak.
- Ile wypaliłeś? - podniosła wzrok, dosłownie wywiercając dziurę w mojej głowie.
- Paczkę - wymamrotałem.
- Sam widzisz. Znam cię jak nikt inny, jasne? Gdyby nic, zupełnie nic dla ciebie nie znaczyła, teraz byś nie palił, tym samym nie cierpiąc.
- I winisz mnie za to, że coś do niej poczułem?
- Nie, nie za to. Winię cię za to, że dopuściłeś do jej śmierci, że w ogóle ją tam zabrałeś. Za to, że je porwaliście! Gdyby nie ten jeden mały błąd, niczego takiego by nie było...
- Zaczynasz zrzędzić jak Perrie - mruknąłem zniesmaczony. Nie chciałem, żeby moja mała, zawsze rozsądna Kate zaczęła zajmować miejsce tej wrednej blondyny.
- Jestem wkurzona, Lou, ponieważ to mogłoby się skończyć dobrze, może byłbyś szczęśliwy w końcu... Wiesz jak mi zależy na tym - westchnęła, opierając głowę o moje ramię.
- Wiem Katy, tylko wiesz, że ono nie jest dla mnie. - Tym razem to ja zamknąłem powieki wypuszczając z trudem powietrze. To robiło się coraz trudniejsze, nie chciałem, by siostra się o mnie martwiła, ma o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż ja.
- Co ty wygadujesz Lou! - podniosła nagle głos prostując się, więc już nie czułem jej ciepła przy sobie. - Jesteś tą osobą, która na to zasługuje, jesteś dobrym człowiekiem i to, że coś do niej poczułeś sprawia, że chciałeś wyjść z tego życia "panienki na jedną noc", że dorosłeś na tyle, aby mieć partnerkę na resztę życia.
- Jakbyś nie zauważyła jej tu nie ma. Poza tym wcale jej nie kochałem.. - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Może i nie kochałeś, ale samo to, że chciałeś jej pomóc. Louis, gdybyś do niej niczego nie czuł traktowałbyś ją zupełnie inaczej, tak jak Ashton, lecz nim nie jesteś, i chęć odkrycia prawdziwej jej...
- Kate, proszę cię... - jęknąłem przerywając jej dalsze wywodu.
- To ja cię proszę! Przestań się użalać nad sobą!
- Żeby to było jeszcze takie proste, do cholery! - podniosłem głos zaciskając dłoń w pięść, wiem, że nie powinienem na nią krzyczeć, ale nie jest mną, nie rozumie co we mnie siedzi, co czuję w tym momencie. - To nie ty patrzyłaś jak osoba, którą próbowałaś uratować umarła! Próbowałem tak bardzo jej pomóc... - szepnąłem bardziej do siebie niżeli do siostry. Westchnąłem czując palące łzy w kącikach oczu, rzadko płakałem, prawdę mówiąc nigdy, ale kiedy już mi się to zdażało to w ciemnościach, tak by nikt inny tego nie widział. - Prawda jest taka, że to wszystko moja wina. Przeze mnie nie żyje. Czuję się tak, jakbym to ja do niej strzelił, rozumiesz? Wszystko to moja wina, że w porę do niej nie podbiegłem! Że nie dałem jej broni! To mnie niszczy Kate. Kilka godzin po akcji, a ja czuję się jak wrak... jak wrak człowieka, któremu odebrano najważniejszą rzecz w życiu... - przymknąłem oczy zaciskając mocno szczękę, nie chcąc by łzy zaczęły płynąć, lecz kiedy Kate przytuliła mnie do siebie, już nad tym nie panowałem i jak małe dziecko zacząłem szlochać w jej ramię. Wtedy dopiero to do mnie dotarło i zanim zdążyłem się zastanowić te słowa z trudem wyszły z moich ust. - To moja wina, że coś dla mnie znaczyła, że poczułem coś do niej...
- Nie, Louis. To nie jest twoja wina. Żaden człowiek nie może czuć się winny przez to, że się zakochał. Jak mawiają... Serce nie sługa - westchnęła.
Kate podniosła się na nogi, po czym po prostu wyszła zostawiając mnie tym samym w piwnicy. Pewnie chciała, żebym zastanowił się nad jej słowami. Oparłem głowę o chłodną ścianę. Może i miała rację. Niepotrzebnie obwiniałem się za uczucie, którym dażyłem brązowooką. Wiem, że to nie jest miłość, ale miałem wrażenie, że się z nią związałem w jakiś sposób.
Z trudem wstałem z podłogi, powoli zbierawszy jakieś szklane odłamki, a także noże. Ostre fragmenty wyrzuciłem do niewielkiego kosza, stojącego w rogu pokoju, a ostrza odłożyłem niedbale na dół, po czym wyszedłem. Gdy zamykałem piwnicę usłyszałem odgłos zamykanych drzwi wejściowych. Albo Irwin wrócił do domu albo ktoś wyszedł. Jednak obstawiałbym, że ktoś wyszedł. Ash najprowdopodobniej wróci dopiero około trzeciej rano schlany w cztery dupy, nie mając pojęcia co się wokół dzieje. Bez pośpiechu pokonałem kilka schodków dzielących mnie od korytarza i skierowałem się do mojego pokoju. Byłem wyczerpany po tym co się zdarzyło, chociaż na pewno nie uderzyło to we mnie tak jak w Veronicę. Zakładam, że siedzi zamknięta w pokoju, zwinięta w głębek na łóżku i płacze. Chociaż nie dziwię jej się, straciła najważniejszą dla niej osobę, która pomagała jej do teraz i szczerze powiedziawszy nie wiem jak sobie poradzi. Zwłaszcza, że jest skazana na nas i nie ma nikogo równie bliskiego jak siostra. Hemmings na pewno będzie przy niej, ale nie zastąpi jej Adrianne, to oczywiste. Kolejny raz tego wieczoru westchnąłem ciężko i wszedłem do pokoju, zamknąłem drzwi, po czym z przyciśniętnym do piersi zeszytem rzuciłem się na łóżko. Poduszka, kołdra, ciemność z jedynie włączoną jedną lampką przy łóżku. Tego mi było trzeba, nawet już nie miałem siły się przebierać, po prostu zakopałem się w pierzynach i pochłonąłem się w dalszej lekturze notatnika Adrianne. Ciągle w głowie szumiały mi słowa piosenki, a raczej ostatni wers pierwszej zwrotki piosenki, której nie zdążyła dokończyć i której już nigdy nie będzie miała okazji napisać.
"Chcę byś pokazał mi rzeczywistość".
Słowa może i proste, ale zbyt wiele mi przekazywały, wiem jak bardzo bała się zaufać zwłaszcza mi i wiem również, że coś okropnego ją w życiu spotkało, ale próbowała przełamać się i pozwolić mi mieć do niej dostęp, nawet jeśli po części było to wbrew jej samej.
Czytając całą tą zwrotkę utwierdzałem się w przekonaniu, iż ona zaczynała coś czuć, może i też dlatego przez ostatnie dni zachowywała się inaczej, zupełnie inaczej, jak nie ona. Próbowała mnie trzymać na dystans, zniechęcić do siebie, ale martwiła się o nas, nawet nie wiedziała iż zauważyłem tak małą rzecz, a może to ja się znowu myliłem? Może już załamała się do końca i dlatego nie miała siły na dalsze udawanie kogoś, kim nie jest? Sam nie mam pojęcia i niestety nie dowiem się jak było na prawdę. Te myśli będą mnie dręczyć do końca życia i nawet jeszcze dłużej, ale takie już jest życie. Wkłada ci pręt miedzy kręgi kręgosłupa i mówi 'rusz się'.
Tak jest i ze mną w tym momencie, jej śmierć właśnie podziałała jak owy pręt, unieruchomiła mnie doszczętnie. Tylko teraz pytanie: na jak długo będzie on wciśnięty we mnie? Kiedy zdołam ruszyć do przodu pomimo dysfunkcji? Nie mam pojęcia. Wiem tylko jedno, Adrianne chciała bym jej pomógł, wołała o pomoc chcąc, bym pokazał jej prawdziwą rzeczywistość, bez jakichkolwiek fałszów.
Z tą właśnie myślą krążącą po głowie odpłynąłem, nawet nie wiem kiedy to miało miejsce.
_____________________________________________
Witam skarbeczki :*
Mamy 41 rozdział i to z perspektywy mojego Lou Lou *,*
No szkoda tylko, że tak mi smuta ;(
Co o nim myślicie?
Dziękujemy za komentarze, oraz za wyświetlenia :*
Niezmiernie się cieszymy, że jesteście z nami kochani.
Zachęcamy do pytania bohaterów.
Oraz tweetowania z naszym hasztagiem #ShowMeRealityFF
OMG ZAPOMNIAŁABYM NAJWAŻNIEJSZEGO!
WYGRAŁYŚMY BLOG MIESIĄCA LUTY! NIEZMIERNIE DZIĘKUJEMY ZA KAŻDZIUTEŃKI GŁOS! JESTEŚCIE NIESAMOWICI I ZAWDZIĘCZAMY WAM WYGRANĄ :* DZIĘKUJEMY :**
Teraz nie będę już wam przynudzać. Daje wam Ronnie :)
Do kolejnego :* Buziaki :* A.
Witam, miśki!
Jak tam się rozdział podobał? Trochę smutny, ale pokazuje nam uczucia Lou awh *,*
Czyżby Tomlinson zmiękł? Co się z nim dzieje?!
A co do bloga, czy wy to widzicie?! Ponad 17tyś wyświetleń! To niesamowite *-*
Dziękujemy wam z całego serca za wszystko, co dla nas zrobiliście.
I woooohooo!! Wygrałyśmy blog miesiąca, to już w ogóle jest po prostu WOW! Nie mogę uwierzyć, że udało nam się osiągnąć tak wiele, w tak krótkim czasie. A wszystko dzięki wam!
Kochamy was najmocniej na świece :**
Możecie świętować razem z nami na twitterze pod hasztagiem, który Ann podała wyżej.
I oczywiście komentować! :D
To do kolejnego rozdziału.
Adios compadres! :*
W.
Czytasz - proszę skomentuj :*
To poprostu jest BOSKIE boże czekam nawet wpadalam na ten blog przypadkiem i wiem ze będę częściej tutaj zaglądać
OdpowiedzUsuńNarwalam nicki by skonczyc cala ta historie i czekam... NA NEXT :***
Super rozdział !;))daj coś w nastepnym z perspektywy Irwina ;d Pozdrawiam! :"
OdpowiedzUsuń