środa, 21 października 2015

Rozdział 28 (cz. 1)

*Perspektywa Michaela*

Łomoczący ból rozrywał moja czaszkę gdy otworzyłem rano oczy. Spojrzałem zdezorientowany na bok gdzie leżała słodko śpiąc moja dziewczynka. Nie chcąc jej martwić wyślizgnąłem się z pod kołdry i po cichu wyszedłem z pokoju. Korytarz był ledwie oświetlony dlatego musiałem przytrzymywać się ściany. Gdy schodziłem po schodach usłyszałem szepty dochodzące z dołu. Zszedłem bezszelestnie na korytarz na parterze, a stamtąd do kuchni. Wygrzebałem tabletki z szafki nad zalewem i nalewając sobie do szklanki wody popiłem proszki. Przymknąłem powieki odchylając do tyłu głowę, lekko rozmasowując skronie. Gdy otworzyłem powieki spojrzałem na zegarek, który wskazywał czwartą nad ranem. Boże, czy mnie do końca powaliło? Dzisiaj akcja i zamiast się wyspać to ja wstaje o takiej godzinie. No wylew po prostu. Sapnąłem wkurzony i udałem się w drogę powrotną do pokoju, ale zatrzymałem się nagle w progu kuchni, gdy w salonie zobaczyłem dwie postacie. Chowając się za ścianką, wychyliłem głowę. Na kanapie leżał Louis, czego mogłem się spodziewać, gdyż Cal i Hanna zajęli jego sypialnie. Natomiast zdziwił mnie widok siedzącej po turecku Ann na przeciwko bruneta. Miała na sobie swoją piżamę składającą się z białego topu, oczywiście bez stanika i kolorowych szortów. Co jest grane. Niby taka twarda, chamska, próbuje nam wszystkim pokazać, że nie jest wrażliwa, a tu nagle siedzi z Tommo na dole. Chyba, że Lou najzwyczajniej w świecie spał, a mała siedziała i mu się przyglądała. Tylko w jakim celu? Przecież nienawidzi go całym sercem.
- Nie poddasz się tak łatwo, prawda? - zapytała nagle, cicho szepcząc poszczególne słowa. O co chodzi? - Kiedyś może dowiesz się prawdy, jakie skrywa moje serce. Mam nadzieję, że chociaż dożyję tego dnia - mówiąc to patrzyła na jego spokojną twarz.
Jakbym jej nie znał uznałbym, że jest w nim zakochana, ale boi przyznać to przed nim, ale również też i przed samą sobą. A może ja jej wcale nie znam. Widziałem tylko tyle ile chciał, żebyśmy widzieli i taka jest prawda. Zadziwiające było jednak to, że nie próbowały uciec. Co prawda najgorzej u nas nie mają. Wszyscy traktujemy je jak należy no oprócz Irwina, ale temu to nie wiem co ostatnio odwala. Znowu spojrzałem na dziewczynę, teraz delikatnie dotknęła jego policzka, ale zaraz szybko odsunęła rękę by nie zbudzić Tomlinsona.- Wiesz gdy byłam w liceum poznałam chłopaka... - zaczęła, ale niestety nie dane było jej dokończyć gdyż rozniósł się przeraźliwy krzyk
- Ann!! Nie! Nie boże nie! - wrzaski dobiegały z góry i sądząc po ruchach szatynki doskonale wiedziała do kogo należy ten głos. W ekspresowym tempie, pomimo postrzelonej łydki, zerwała się do biegu i wbiegła na schody. Dopiero gdy zniknęła na nich wyszedłem ze swojego ukrycia i również poszedłem w jej ślady. Jak też podejrzewałem dźwięki dochodziły z pokoju dziewczyn, gdy już tam dotarłem oparłem się o framugę drzwi i patrzyłem jak Adrianne klęczy na łóżku potrząsa nadal wydzierającą się Ver. Dziwne też, że nikt inny nie usłyszał jej wrzasków.
- Veronica cholera jasna obudź się. - uderzyła ją delikatnie w policzek na co dziewczyna od razu otworzyła oczy. Spojrzała na siostrę i wybuchnęła płaczem.
- Ann - zaszlochała mocno wtulając się w nią.
- Shh już tu jestem. Jesteś bezpieczna. Spróbuj zasnąć. - mamrotała kołysząc się z nią w przód i tył. To był niezwykle piękny widok, ale byłem koszmarnie zmęczony, dlatego też wycofałem się po cichu z pomieszczenia, również dlatego, że nie chciałem naruszać intymnej sytuacji sióstr. Wszedłem do swojej sypialni i zakopując się w kołdrze przytuliłem do Caro. Całując jej łopatkę powoli odpływałem aż w końcu nie wiem kiedy zasnąłem.

*Perspektywa Veronici*

Gdy po raz kolejny otworzyłam oczy poraziły mnie promienie słoneczne. Chciałam unieść się na łokciach do pozycji siedzącej, ale niestety przeszkadzały mi w tym czyjeś ręce. Co jest do cholery. Zadarłam zdezorientowana głowę do góry i o mało nie pisnęłam, gdy zobaczyłam że leżę na Ashtonie. Czy coś mnie ominęło? Będąc do reszty skołowana nie wiedziałam co zrobić.
Spał opierając głowę o twardą, drewnianą belkę. Miał lekko rozchylone usta, z których wydobywał się ledwie słyszalny, spokojny oddech, a pojedyncze blond loki opadały na oczy. Wyglądał tak niewinnie gdy spał, niczym dziecko. Jednak to nadal był ten sam Ashton, którego nadal nienawidziłam. Sam jego widok przyprawiał mnie o ból głowy, głównie z nienawiści i strachu. Co ja gadam, o innych emocjach nie było mowy. Znajdowałam się w dość niekorzystnej pozycji. Nie miałam pojęcia jak wygramolić się z jego ramion, nie budząc go. Tak, zadanie godne mistrza. Powoli przełożyłam dłoń obok jego ciala, starając się unieść na niej. Gdybym zrobiła to na drugiej, nie wytrzymałabym z bólu. Jednak nic z tego. Blondyn szczelniej owinął ramiona wokół mojego pasa, a co gorsza przyciągnął bliżej siebie. Spojrzałam na jego twarz. Wciąż spał. Spróbowałam więc kolejny raz, co okazało się tak samo bezskuteczne. W dodatku jego dłoń wślizgnęła się pod mój podwinięty podkoszulek. Teraz coś mi nie pasowało. Spojrzałam ponownie na niego. Niewielki półuśmiech i drgające powieki dały mi do zrozumienia, że nie śpi.
- Ashton - szepnęłam, a jego uśmiech poszerzył się, ukazując niepasujące do jego wybuchowej osobowości dołeczki w policzkach.
Powoli otworzył oczy, spoglądając prosto w moje. Teraz wydawał się taki spokojny i wręcz szczęśliwy. Nienawidzę tego, jaki jest bipolarny i zmienny. To tak nieznośne i irytujące.
- Mhm? - wymruczał, powoli przejeżdżając dłonią po moich plecach.
- Puść mnie - wysyczałam, zaciskając oczy oraz zagryzając wnętrze policzka. Nie chciałam dawać mu satysfakcji z tego jak na mnie działa. Co to to nie. Chłopak jeszcze przez chwile się ze mną drażnił, ale zaraz uniósł ramiona puszczając mnie wolno. Od razu szybko usiadłam naprzeciwko niego obciągając w dół koszulkę.
- Nie masz niczego czego bym nie widział. - zaśmiał się dość słodko, ale i tak na mojej twarzy pojawiły się dość spore rumieńce. - Jesteś słodka.
- A ty bipolarny wiesz o tym, nie? - wyszydziłam, udając, że nie ruszyła mnie ta uwaga. - Gdzie Ann?
- Oh a ty jak zawsze o niej, jak papużki nierozłączki. - prychnął robiąc młynek oczami.
- Cóż taka bolesna prawda. - wzruszyłam ramionami, ale ponowiłam pytanie. Westchnął ciężko.
- Jest na dole, zabawia się z Tommo.
- A tak na prawdę? - zapytałam unosząc brew ku górze, nie wierząc w jego słowa. Uśmiechnął się chytrze ukazując rząd białych zębów.
- Omawia plan z rodzeństwem.
- A ty siedzisz tu bo...
- Wiesz patrzenie na twoją siostrę wywołuje u mnie wymioty. - jego uwaga niezmiernie mnie rozśmieszyła. Zaczęłam chichotać jak głupia. - Z czego się śmiejesz?
- Z niczego - wyjąkałam, starając się opanować.
- Dziwna z ciebie nastolatka - wymamrotał, potrząsając głową z dezaprobatą.
- Często mi to mówią. - Dlaczego ja zachowuję się przy nim tak zwyczajnie? Jakbym go lubiła, jakbyśmy byli starymi znajomymi... Którzy nawzajem się krzywdzą i nienawidzą. - Więc co tutaj robisz na prawdę?
- Wczoraj miałaś koszmar, Ann przy tobie siedziała. Kazałem jej iść spać, sam nie wiem czemu, miałem zostać z tobą aż zaśniesz, ale... Jakoś tak mi się przysnęło - wzruszył ramionami obojętnie, przecierając twarz dłońmi.
Chwilę jeszcze siedziałam na łóżku, nie wiem w jakim celu, nie wiem na co czekając. W końcu wstałam, weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Odkręciłam kurki, czekając aż letnia woda napełni wannę. W międzyczasie ściągnęłam ubrania pozostając w samej bieliźnie. Stanęłam przed lustrem przyglądając się sobie samej. Nie wyglądałam... Cóż, najgorzej. Siniaki i zadrapania powoli znikały. Jedynie rany na brzuchu, ramieniu i udzie pozostały. Z pewnością będą po nich duże blizny. Ale kto się teraz tym przejmuje?
Zdjęłam powoli opatrunki a po nich bieliznę. Zakręciłam wodę i weszłam do wanny, rozkoszując się ciepłem. Szybko umyłam całe swoje ciało oraz włosy. Gdy wyszłam zawinęłam je w ręcznik, ponownie bandażując swoje rany, jak nauczył mnie Ashton, bym wreszcie mogła robić to samodzielnie. O Boże. No tak, ja i moja skleroza. Zapomniałam o ubraniach. Ale spokojnie, kąpałam się pewnie z godzinę i jeszcze bandażowanie... Irwina na pewno już tam nie ma. Mi na pewno nie chciałoby się tak nudzić ponad godzinę. Zawinięta więc w ręcznik wyszłam z łazienki. Lecz po otworzeniu drzwi chciałam sobie strzelić z otwartej dłoni w czoło. To że ja bym nie siedziała bezczynnie godziny, nie znaczy że on też.
- Warto było nudzić się przez tyle czasu - uśmiechnął się bezczelnie, lustrując mnie od góry do dołu, przez co spłonęłam rumieńcem.
Spojrzałam w kąt, gdzie powinna leżeć moja walizka, lecz jej tam nie było.
Zmarszczyłam brwi, a Irwin widząc moje skonsternowanie odchrząknął znacząco, zwracając tym samym na siebie moją uwagę. Wskazał na miejsce obok siebie, gdzie... Jak ja mogłam to przeoczyć?! Leżała tam idealnie wyeksponowana sukienka. Złota, w abstrakcyjne wzory, jak na moje oko sięgająca do kolan. Westchnęłam z rozmarzeniem na jej widok.
- Podoba ci się? - Niski głos wyrwał mnie z zachwytu.
- Jeszcze się pytasz? Jest przepiękna. - Pochwyciłam materiał w dłonie po czym spojrzałam na blondyna. - Skąd ją masz?
- Ymm. - Zmieszany złapał się za kark patrząc wszędzie tylko nie na mnie. Nabrał powietrza w płuca, po czym wypuszczając je zabrał głos trochę niepewnie. - Kiedyś należała do kogoś mi bliskiego.
Oh a tego to bym się nie spodziewała. Ashton nagle posmutniał, ale na myśl o tej osobie nikły uśmiech pojawił się na jego wargach. Musiała to być na prawdę mu bliska osoba. Kiedy miałam już się odezwać nagle spojrzał w moje oczy i sam zaczął mówić
- Leć wcisnąć ją na ten swój zgrabny tyłeczek.
Tak też i zrobiłam, szybko pomknęłam do łazienki. Naciągnęłam na siebie czarną bieliznę i dopiero wtedy delikatnie włożyłam sukienkę. Wygładziłam materiał oplatający moje ciało i spojrzałam w lustro. Boże, jak ja piękne wyglądam. Jeszcze tylko włosy, makijaż i wszystko będzie perfekcyjnie.
Wyszłam z łazienki z szerokim uśmiechem na ustach. Miałam ochotę przytulić Ashtona za tą sukienkę, że tak się poświęcił dając mi ją, ale przypomniałam sobie po chwili, że nie mogę. Gdyby prowadził normalne życie zwykłego, szarego nastolatka, okey, bylibyśmy przyjaciółmi nawet. Ale nie, on jest do jasnej cholery gangsterem, a ja z kolei córką innego.
Uniosłam wzrok na chłopaka, który - nawet nie wiem kiedy zdążył to zrobić - stał przede mną.
- Wyglądasz cudownie - uśmiechnął się lekko, gładząc materiał sukienki.

Dlaczego on dzisiaj jest taki miły?! Nie żeby mi przeszkadzało, ale w jego przypadku to nieludzkie!
- Dziękuję.
Gdy chwycił mnie za dłoń, to dziwne mrowienie przeszło od palców aż do dołu pleców. Zeszliśmy na dół, gdzie większość siedziała w salonie. Jedynie Caleb, Louis, Kate i Adrianne znajdowali się w kuchni. A teraz także ja z Ashem.
Ann spojrzała na mnie, a jej usta rozwarły się szeroko. Zlustrowała mnie od stóp po czubek głowy, po czym wstała i wzruszona zamknęła mnie w swoich ramionach.
- Ślicznie wyglądasz - szepnęła do mojego ucha.
Wymamrotałam ciche podziękowania i również ją przytuliłam.
- Ty też na pewno będziesz.
Usiadłam obok Kate, która ze zdziwieniem, troską i szczęściem patrzyła na Ashtona. Poklepała mnie lekko po kolanie, posyłając szeroki uśmiech, który odwzajemniłam.
- No więc już wszystko wiesz? - zapytał nagle Louis lustrując dokładnie moja siostrę.
- Taa.. Tylko, uhm.. - wskazała zmieszana na swoją piżamę, którą nadal miała na sobie.
- Tym się nie przejmuj. Po śniadaniu pójdziemy na górę. Mam coś dla ciebie. - powiedział spokojnie szatyn uśmiechając się do niej. Kurcze, słodko razem by wyglądali. Niestety wiem jak jest. Westchnęłam tylko oddychające od siebie myśli z nimi związane, nie chcąc aby wyobraźnia zapędziała się zbyt daleko. Podczas mojego małego bujania w obłokach przed moim nosem pojawił się talerz z kanapkami. Uśmiechnęłam się w podzięce do Ashtona i zaczęłam jeść je ze smakiem.
Gdy zjadłam ledwie połowę, ktoś pociągnął mnie za łokieć, przez co upuściłam kanapkę z powrotem na talerz. Przełknęłam to, co miałam w ustach i spojrzałam na ciągnącą mnie na schody siostrę. W ostatniej chwili zdałam porwać moje jedzenie w ręce. Idąc w stronę jednych z kilku drzwi, zostałyśmy zatrzymane przez Louisa, który nagle się wyłonił się znikąd.
- Ann mogę cię na chwilę prosić? - zapytał gestem wskazując jego pokój. Ta wzruszyła ramionami, ale udała się za nim. Nie to że byłam wścibska czy coś, po prostu mam ciekawską naturę, a to zupełnie coś innego. Gdy weszli do środka, ja zatrzymałam się w drzwiach i oparłam o framugę, Ann natomiast stanęła na środku jego sypialni z założonymi pod piersiami rękami. W tym czasie Louis szukał czegoś w dużej szafie. W końcu wyciągnął płaskie ale duże czarno-niebieskie pudełeczko i podał je trochę z wahaniem mojej siostrze. Nieco zmieszana najpierw spojrzała na bruneta potem na pudełko w swoich dłoniach. Nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że marszcząc teraz śmiesznie nos, gdyż zawsze robiła to gdy się denerwowała lub była zdezorientowana. Chłopak skinieniem głowy zachęcił ją do otworzenia pakunku, więc tak i też zrobiła. Powoli otworzyła wieko odkładając je na łóżko po czym to samo zrobiła ze spodem i teraz w jej ręku spoczywał
wieszaku na którym wisiała dłuższa niż moją, czerwona z czarnymi wzorami sukienka, rozkloszowana od pasa w dół. Była niesamowita. Adrianne chyba też tak sądziła, znając jej gust to jest nią oczarowana. Jej dłoń powiedziała do ust z których wydobył się stłumiony pisk.
- Ona jest. O mój Boże, ona jest przepiękna. - Przyłożyła ja do siebie gładząc dłonią materiał sukni. - Skąd ją wytrzasnąłeś?
- Uhm.. No ten. - Podrapał się po brodzie lustrując Ann wzrokiem. - Byłem wczoraj z Kate w galerii po tym jak poszłyście na górę. Przechodziłem i ją zobaczyłem. Pomyślałem, że pięknie w niej będziesz wyglądać.

Czy ja dobrze widzę? Ten Tomlinson spalał się że wstydu. On? Nie no, przetarłam oczy, ale on na prawdę słodko się czerwienił. Przez myśl przemknęła mi myśl, że on jest taki sam jak my. Ma uczucia. Gangster z uczuciami. I okazuje je akurat moje siostrze. Siostrze z problemami. Martwiłam się. Cholera jasna nie chce znowu przechodzić sytuacji z przed trzech lat. Z rozmyśleń wyrwał mnie kolejny pisk dziewczyny, która niespodziewanie zawiesiła ręce na szyi całując jego policzek. O kurwa teraz się tego kompletnie nie spodziewałam, ale nie tylko ja, bo i brunet stał jak zamurowany. Ann też zaraz zmieszana szybko odsunęła się od niego nagle.
- Dziękuję. - wyszeptała i odwróciła się chwytając mój nadgarstek w niemal że z prędkością światła wyleciała z pokoju.
Nim się obejrzałam byłyśmy już w pokoju... Jeśli się nie mylę należał on do Kate. Była w nim sama jego właścicielka, Perrie i Caroline.
- Ann, przebierz się, a my zajmiemy się Ver - powiedziała Kate z szerokim uśmiechem, klaszcząc w dłonie.
Byłam nieco zdezorientowana, jednak po chwili doszło do mnie co się dzieje. Usiadłam na łóżku, czekając aż Caroline usiądzie na stołku przede mną i zacznie malować.
- Nie masz się czym stresować - powiedziała nagle, gdy nakładała na moją twarz podkład.
- Nie denerwuję się - zmarszczyłam brwi.
Brunetka zaśmiała się cicho.
- To wyraźnie widać. Ręce ci się trzęsą, masz rozbiegany wzrok i niespokojny oddech.
- Może trochę - szepnęłam.
- Wszystko pójdzie prosto i szybko. Nawet nie mrugniesz a będzie po wszystkim.
- Nie idę do dentysty na wyrwanie zęba, kiepskie pocieszenie - parsknęłam.
Dziewczyna uśmiechając się kontynuowała malowanie mnie. W międzyczasie wróciła również Adrianne. Boże, jak cudownie wyglądała. Po prostu niesamowicie. Westchnęłam cicho, patrząc na nią z radością w oczach. Usiadła obok mnie, a ja przejechałam dłonią po czerwonym materiale.
- Cudownie w niej wyglądasz.
Podziękowała mi cicho uśmiechając się przy tym uroczo. Zaraz na przeciwko nas stanęła Kate trzymająca kosmetyczkę w ręku.
- Kate czy mogłabym to sama zrobić, a ty byś mogła w tym czasie zrobić coś z moimi włosami?
- Pewnie. - zaświergotała wręczając jej kosmetyki po czym ciągnąc ją za nadgarstek weszły razem do łazienki.  Siedziałam chwilę zastanawiając się co zrobić, ale nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy, więc po prostu wstałam kierując się do wyjścia, gdy pociągnęłam za klamkę, poczułam na ramieniu dłoń, więc lekko wystraszona odwróciłam się do jej właściciela, którym okazała się być Caroline. Podała mi bez słowa rzecz, którą jeszcze przed chwilą trzymała. Uniosła rękę i moim oczom ukazały się przepiękne sandałki na obcasie w kolorze złotym tak jak moja sukienka. Idealnie pasowały do tej kreacji. Przytuliłam dziewczynę w podzięce po czym wyszłam na zewnątrz. Postanowiłam zajrzeć do Liama. Bo ten pewnie jak zawsze siedzi z Niallem w pracowni. Oczywiście nie myliłam się kiedy weszłam do wielkiego pomieszczenia zastałam ich siedzących przed monitorami, oczywiście ubrani już byli w smokingi, przez co wyglądali niesamowicie przystojnie. Mój śmiech wywołał, że chłopcy odwrócili się w moją stronę. Przez moment lustrowali mnie dokładnie wzrokiem, aż zaczęłam się bać, żaden z nich się nie odezwał, tylko stali i się we mnie patrzyli jakbym była nowiutkim macbookiem czy Bugatti Veyron*.
- Co? Coś nie tak? Jestem gdzieś brudna? - zapytałam w końcu patrząc na sukienkę, czy aby na pewni nie ma tam plamy, przecież Irwin to by mnie pewnie zabił, za zniszczenie jego sentymentalnej sukienki.
- Nie skądże. Wyglądasz po prostu.. - zaczął Liam odsuwając się od biurka za który siedział.
- Wohow. - pokończył za niego Niall.
Roześmiałam się dosyć głośno, a oboje spojrzeli na siebie zdezorientowani.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. Podeszłam bliżej tego wszystkiego i przyjrzałam się ekranowi. - To ten obraz?
- Ta, to dzieło sztuki - Liam zrobił cudzysłów palcami w powietrzu - mamy zdobyć.
- Rzeczywiście paskudny - skrzywiłam się.
To nie przypominało zupełnie nic. Rozumiem że sztuka abstrakcyjna taka jest, ale to... No po prostu wygląda jakby ktoś zwymiotował na płótno, ohyda.
- Ludzie! Zbieramy się! - Usłyszeliśmy krzyk dochodzący z salonu. Wyprostowałam się i skierowałam w tamtą stronę, zostawiając dwójkę chłopaków za sobą.
Wszyscy zebrali się w salonie, wybałuszając prawie oczy na mój widok. Oczywiście Michael nie oszczędził sobie dziecinnej uwagi, za którą zarobił od Caroline:
- Mrr, brałbym.
- Mike, opanuj się - warknął Louis. - Gdzie moja siostra i Ann?
- Już idą - powiedział Harry.
Odwróciłam się w stronę schodów, zresztą jak każdy.
Po schodach niczym prawdziwa księżniczka schodził moja siostra. Wyglądała... po prostu nie mam słów by opisać jak wspaniale, jej delikatny makijaż podkreślał brązowe skarżące się z podekscytowania oczy. Nie był przesady tak jak na wyścig, był wręcz perfekcyjny. Jej włosy niczym fala, delikatnie spadały kaskadami na odsłonięte rami. Każdy facet obejrzał by się za nią, nawet jeśli nie byłby hetero.
Nie wiem co podkusiło mnie by spojrzeć w bok na Louisa. Wpatrywał się w nią niczym w obrazek. Oczy mu się mieniły a usta zostały lekko rozchylone. Wcale mu się nie dziwię. Znowu przeniosłam wzrok na siostrę, która trzymając się barierki powoli schodziła że schodów. Widziałam, że pogorszyła jej się rana. Zdążyłam to zauważyć gdy wchodziłyśmy tymi schodami. W końcu Louis najwyraźniej otrząsnąwszy się z otępienia podbiegł do niej podając jej pomocną dłoń którą przyjęła z wahaniem, ale ostatecznie podziękowała mu uśmiechem i podała mu swoją.
Kurcze, to na prawdę cudowne, że Adrianne powoli zaczyna się otwierać, ale... Dlaczego padło akurat na niego? Tego cholernego gangstera. 



kreacja Ann
kreacja Ver

























____________________________________________
*Bugatti Veyron, jedno z najszybszych i najbardziej pożądanych przez fanów ostrej jazdy samochodów na świecie :D


Witam słoneczka :*
mamy kolejny rozdział *,* taki słodki! 
Po pierwsze: CUTE LANN MOMENT! Awh
Po drugie: ASHTONICA MOMENT! 

Po trzecie: Gify chłopców! No a zwłaszcza LOU *,* rozwalające
No tylko się rozpływać nasi panowie dzisiaj mili i tacy słodcy! ^^
Jak widzicie podzieliłyśmy na dwie części ten rozdział, ponieważ był na prawdę długi.
Oczywiście dziękujemy za komentarze, oraz za wyświetlenia, chociaż na prawdę jest ich mało pod ostatnim rozdziałem, aż o 150 mniej niż pod 26 ;-;. Kurcze smutno nam ;( ale bynajmniej mamy stałych czytelników :* Kochamy was kochani :* Również naszą bierną czytelniczkę Paulę, która tylko spami mi na gadu "kiedy rozdział". Mamy nadzieję, że serio będzie was więcej pod tym, bo to od was zależy kiedy będzie kolejny. :3

No cóż ode mnie to już wszystko, odsyłam was do notki Ver, która na 100% będzie fangirlować (w końcu taki piękny Ashtonica Moment) :D
Do kolejnego :* Buziolki :* A. 


Hey, teletubisie!
Odrobinkę później ten rozdział, niż planowałyśmy, ale jest! c:
Cóż, ja miałam trochę zabiegany dzień, a Addie jest uparta i stwierdziła, że nie wstawi rozdziału bez mojej notki :p
No więc... Jak wam się podobał poprzedni? Bo chyba słabo wyszedł, sądząc po wyświetleniach :c 
Mam nadzieję że następne będą coraz lepsze i będziecie z chęcią do nas wpadali ;)
Poza tym taka ciekawostka z mojego nudnego jak flaki z olejem życia (nikt tego nie czyta i nikogo nie obchodzi, ale co tam xd) zapisałam się ponownie na karate ^^ yaaay! Bd mogła obronić O'Connor przed Irwinem :D
Dobra, uciekam już, nie zanudzam was.
Dobranoc, buziaki! :*
W.



Czytasz=pozostaw komentarz