niedziela, 4 października 2015

Rozdział 26.

*Perspektywa Ashtona*

Bez emocji wpatrywałem się w płaczącą brunetkę. Nie miałem pojęcia co działo się na ekranie, po prostu się w nią perfidnie wgapiałem. Łzy ściekały po jej policzkach, a ja wygodnie siedziałem na kanapie patrząc na to. W pewnym momencie naszła mnie ochota podejścia tam i uspokojenia jej, ale na szczęście opanowałem się i zostałem w tej samej pozycji. Nie mógłbym przy wszystkich. Poza tym... Hey, nie byłbym sobą gdybym to zrobił. Nie obchodzi mnie czyiś smutek. Może i jestem bezczelnym, chamskim i aroganckim dupkiem, ale przynajmniej pilnuję swojego nosa i nie wtrącam się w czyjeś sprawy, co uważam za cechy pozytywne. Nie wszyscy mnie potrafią zrozumieć, nie jestem otwarty na ludzi, bo po co? I tak odejdą, nie warto.
Michael podniósł się z kanapy po wymienieniu kilku zdań z Car i poszedł do garażu, w którym sam uwielbiam przesiadywać. W końcu spojrzałem na ekran, lecz był czarny. Kto wyłączył TV i kiedy?
- Odwodnicie się, jak nie przestaniecie - westchnąłem cicho, patrząc na siostry.
Adrianne zgromiła mnie wzrokiem, a Ver nawet na mnie nie spojrzała, tylko starła łzy z oczu.
Tak na nie patrząc przypomniałem sobie coś. A dokładniej to, że mają ojca, który na pewno się o nie martwi. I może zacząć coś podejrzewać, a tego nie chcemy. Więc nie obchodzi mnie czy one chcą czy nie chcą, ale muszą z nim porozmawiać.
Wstałem, poszedłem do kuchni po butelkę piwa, otworzyłem ją i wróciwszy do salonu ponownie rozsiadłem się wygodnie na kanapie naprzeciw dziewczyn, które zdążyły się już uspokoić. Chwyciłem paczkę chusteczek, leżącą na stole i podsunąłem je na jego drugi koniec, gdzie siedziały siostry. Gdy doprowadziły się do stanu używalności wtedy dopiero zabrałem głos:
- Dobra a teraz przeprowadzimy małą rozmowę z ojczulkiem - potarłem dłońmi patrząc to na jedną to na drugą O'Connor.
- No to miłej konwersacji - fuknęła Adrianne wstając z kanapy oraz wystawiając w moją stronę środkowy palec.
- Nie zamierzamy z nim rozmawiać - dodała młodsza.
No trzymajcie mnie, te dziewczyny na prawdę nie wpoiły sobie, że jak mówię to oczekuję że ma być to zrobione, w przeciwnym razie spotka je kara? Oddychałem ciężko przez nos, a moja dłoń zacisnęła się w pięść. Wstałem mierząc obie wzrokiem. Gdyby nie to, że pokój jest pełen ludzi oraz gdyby nie były córkami mafioza z pewnością ozdabiałyby mi dywan krwią z rozciętych gardeł. Podszedłem do Ann która chciała opuścić salon. Skutecznie jej to uniemożliwiłem rzucając ją na kanapę.
- Co ty sobie wyobrażasz? - warknęła młodsza, czym mnie znowu zadziwiła.
Owacje na stojąco dla tej pani. Normalnie wygrała kulkę. Zaśmiałem się w moich głupich myśli i odwracając się do szatynki złapałem ją za gardło, czego wnioskując po jej minie zupełnie się tego nie spodziewała.
- Co wy sobie wyobrażacie! Z tego co pamiętam nie jestem waszym kolegą, żebyście się tak do mnie odnosiły! - podniosłem głos z każdym słowem coraz bardziej zaciskając palce na jej skórze.
- Irwin nie każ mi cię stąd wyprowadzić - usłyszałem za sobą głos nikogo innego jak Harrego. Z wielkim opóźnieniem oraz niechęcią odsunąłem się od dziewczyny, na co ta wciągnęła masę powietrza, prawie się nim zachłystując. Nie zwracając na nikogo uwagi wyszedłem z pokoju kierując się do mojej sypialni. Tam otworzyłem szufladę komody zamkniętą na klucz, włączyłem jeden z telefonów i wróciłem powolnym krokiem do pozostałych. Położyłem urządzenie którejś z nich na stoliku, dopiero wtedy uniosłem wzrok na dziewczynach.
- Czas wprowadzić plan w życie - oznajmiłem.
- Nie przypominam byś to ze mną ustalał.
- Bo nie pamiętał żebym musiał - odpowiedziałem wkurzony. To że jest liderem nie czyni go królem. Wolny kraj. Louis tylko wymamrotał coś pod nosem, ale nie odezwał się więcej. Wziąłem aparat po czym podałem go starszej O'Connor.
- No na co czekasz? Specjalne zaproszenie? Dzwoń do tatusia i powiedz, że z wami wszystko w porządku i znalazłyście telefony.
Jeszcze przez chwilę dziewczyna wpatrywała się we mnie lodowatym wzrokiem, jakby miało to na mnie zrobić wrażenie. No przykro mi, takim sposobem może sobie u mnie jeszcze bardziej pogorszyć. Wystukała na ekranie cyfry przystawiła urządzenie do ucha. Jednak gdy zauważyła mój wzrok i gesty przełączyła na głośnomówiący. Uśmiechnąłem się z wyższością, krzyżując ramiona na klatce. W końcu zamiast irytującego dźwięku usłyszeliśmy niski, męski głos Briana, od którego zbierała się we mnie po prostu wściekłość.
- Słucham.
Jak widać Adrianne dosłownie zatkało, po siedziała z otwartymi ustami nie mogąc wykrztusić ani słowa. Dłoń, w której znajdował się telefon drżała, a jej oczy zaszkliły się. Jasna cholera, cokolwiek ale nie płacz, nie teraz! Młodsza siostra widząc co się dzieje zabrała jej telefon, wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić, patrząc w podłogę.
- Cześć, tato.
- Veronica, wszystko w porządku? Znalazłyście telefony?
- Tak, na szczęście tak. Nic nam nie jest, sam wiesz jak to jest. Wakacje, ciągłe wypady i nie ma czasu na nic - zaśmiała się, ale jej głos się powoli łamał.
- Rozumiem, ale dzwońcie od czasu do czasu. Chociaż co dwa dni, okey?
- Jasne.
- Nie szalejcie za bardzo, pilnuj siostry, uważajcie na siebie. Kocham was, do usłyszenia.
Rychło po tych słowach rozłączyła się, odłożyła telefon na stolik i schowała twarz w dłoniach, cicho łkając. Czyli ojciec nic nie podejrzewa, my jesteśmy bezpieczni, wszystko gra. No prawie; nadal nie wiemy do końca co z nimi zrobić. Wziąłem komórkę dziewczyny, wyłączyłem i wsadziłem do przedniej kieszeni spodni, nadal patrząc na ścierającą łzy z policzków zielonooką szatynkę.
Nagły ruch w pomieszczeniu spowodował że oderwałem od niej swój wzrok. To Adrianne wstała ze swojego miejsca i cała zapłakana ruszyła biegiem po schodach. Zaraz za nią w jej ślady udał się Louis, tyle że został on powstrzymany przez jej siostrę. Stała przed nim, trzymając swoje drobne dłonie na jego torsie. Patrzyła na niego z troską, zupełnie tak samo jak on patrzył na nią.
W tym momencie poczułem nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. Czy ja właśnie...? Nie. Niemożliwe, nigdy nie czuję się zazdrosny. Tym bardziej nie z powodu tej małej, ale rzeczą której nie chciałem przyznać przed samym sobą była chęć bycia na miejscu Louisa, by ona patrzyła na mnie w ten sposób, lecz zaraz przypomniałem sobie że nie mam na to serca od wielu lat.
- Dajmy jej czas - wyszeptała ledwo słyszalnie, lecz na tyle głośno by Tommo mógł ją zrozumieć. Widać było gołym okiem, że ledwo się powstrzymuje, przed ominięciem jej i poleceniem na górę, ale w końcu z trudem skinął głową i zrezygnowany usiadł na tyłku. Jednak nie na długo, bo ktoś zaczął pukać do drzwi. Zerwał się więc z miejsca i poszedł otworzyć. Gdy tylko usłyszałem znajomy głos, jęknąłem przeciągle. Nie to, że nie lubiłem Caleba. Jako ten najstarszy brat zawsze nas poucza (owszem, najczęściej mnie), a dzisiaj nie mam ochoty na takie coś. Zaraz będzie paplać, jaki to jestem nieodpowiedzialny, impulsywny, żebym zaczął się kontrolować, bla, bla, bla. Wiem, słyszałem to dziesiątki razy. Ale nie ważne, oleję to kazanie jak zawsze.
Wcześniej wspomniany wraz z Hanną i Louisem weszli do salonu. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. Czyli mają dla nas jakąś ciekawą nowinę.
- Cześć wszystkim. Louis już wie, ale chcieliśmy powiedzieć wam to... oficjalnie, a nie przez niego. No więc... zaręczyliśmy się z Hanną - powiedział dość podekscytowany Tomlinson.
Można się było tego spodziewać. Jednak w salonie rozniosły się gwizdy i oklaski, a pierwsze co zrobiła Kate to podejście do nich, pogratulowanie, złożenie życzeń, jakby się dziecka spodziewali. Ale nie chcąc być gburem również to uczyniłem.  W końcu wszyscy usiedli na kanapach. Kate jako pani domu poszła po coś mocniejszego do opicia tej jakże niespodziewanej nowiny. Wszyscy dostali po kieliszku. No oprócz młodej O'Connor, która kręciła głową odmawiając alkoholu. Gdy wszyscy mieli już napełnianie swoje kieliszki Louis wstał i zaczął jakże wzruszającą przemowę, której szczerze powiedziawszy nie słuchałem. Takie biadolenie i tak nie będą ze sobą do końca swoich dni. Taka miłość jest chujowa i nie istnieje.W końcu zauważyłem, że nasza para się całuje i zaraz wszyscy przechlają naczynia, co oznaczało, że Tommo już skończył, jak dobrze.
Uniosłem swój kieliszek i wolałem palącą ciecz do gardła.
 - Chwila - odezwał się Caleb trzymając nadal napełnianie naczynie. - Gdzie jest twoja druga połowa? - zwrócił się do Veronici.
- Ym no... Ym - jąkała się nie mogąc wymusić z siebie żadnego słowa. Wywróciłam zirytowany oczami, ta dziewczyna śmieszyła mnie i denerwowała jednocześnie.
- Beczy w pokoju na górze - powiedziałem za nią, nieco znużonym głosem. Brunet od razu skierował na mnie swoje lodowate, ale pełne troski spojrzenie.
- Ann? Ta nasza twarda pyskata piękność? - zapytał patrząc na każdego z nas, jakby upewniając się że mówię prawdę. - Ała. Za co to? - syknął gdy siedząca obok niego blondynka uderzyła go w tył głowy.
- Za darmo jakbyś nie wiedział - fuknęła, ale wszyscy wiedzieli, że nie wściekła się na niego.
Cal uśmiechnął się do niej uroczo, na co prychnęła, ale pozwoliła by przyciągnął ją do siebie. Odwróciłem wzrok w stronę ściszonego telewizora, gdzie aktualnie leciała jakaś reklama. Wszyscy zaczęli rozmawiać, a ja po prostu się im przysłuchiwałem siedząc w ciszy.
Wszyscy nagle zamilkli gdy prawdopodobnie z garażu wydobył się głośny huk. Zerwałem się momentalnie z miejsca wyciągając z tylnej kieszeni nóż i podążyłem w tamtym kierunku.

______________________________________________
Hey, cześć i czołem! ^^
Odrobinkę nudny rozdział, ale końcówka uhuhu co to będzie :D
Seeerdecznie dziękujemy Karmeelqowi za nominację do Liebster Awards *-* A reszcie naszych kaczuszek (wtf hahah) za tak wspaniałe i motywujące komentarze! Dajecie kopa kochani ;3
Tak strasznie żal mi sióstr, Ash jest okrutny :c (Co nie znaczy, że go nie kocham, nadal wierzę, że się zmieni *,*).
No cóż, po co mam się rozpisywać i was zanudzać? c;
To tyle, kolejny za 8-10 dni! 
Do następnego, kociaki :*
W.

Witam skarbeczki :*
Jak ja się za wam stęskniłam *,*
Tak jak już Ver wspomniała, zostałyśmy nominowane do LBA, ale to w następnym poście dopiero. 
Dziękujemy za komentarze i za wyświetlenia, to na prawdę nas motywuję.
Ten rozdział trochę, emocjonalny, ale z drugiej strony nie wiele się w nim dzieję. Od następnego zaczniemy się rozkręcać ^^ Biedna Ann i Ver muszą tyle znosić, podziwiam je serio.
No dobra koniec przynudzania :* 

Dobranoc kochani *,*  Buziaki :* A.


Czytasz = pozostaw po sobie komentarz

8 komentarzy:

  1. Współczuję dziewczyną. Są dzielne, ja bym prwnie nie wytrzymała...
    Oj Ash... Btak mi słów.
    Super
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział kochane!
    Tak mi szkoda dziewczyn..
    Ashton ja nie mam słów cię opisać....
    Czekam na kolejny <3
    Weny .

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje za skomentowanie na moim nowym blogu!
    Wow co się tu dzieje, aż brak mi słów *_*
    Zajebisty rozdział i czekam na nn :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś tak krótko i za mało gifów, ale wybaczam. ♥
    Ash taki brutal XD Nie no, ma uczucia, ale je w sobie tłumi. Dlaczego wydaje mi się, że on miał jakieś przeżycie w dzieciństwie i teraz taki jest? :c Nie wiem, może się mylę. Jednak uważam, że nie bez powodu ludzie się zamykają na innych. :c
    Zaproście mnie na ślub i wesele, oo! <3 Ja będę tańczyć śpiewać itp. itd. XD Albo niech one tam będzie i dziewczyny też pójdą, a Luke się znowu spije i jeszcze paru innych.
    JEŚLI ZABIŁYŚCIE MIKEY'go, to ja nie wiem, co Wam zrobię. Pamiętam, że tamten gościu był w garażu i on też, ale kurde! :/ Paskudne dziewuszyska w niepewności mnie trzymają. :c
    Ii nie ma za co, jeśli chodzi o LBA. Zasługujecie bardziej ode mnie(:
    Buziaki, karmeeleq

    OdpowiedzUsuń
  5. Drogie dziewczęta po raz kolejny raz stwierdzam że jesteście wielkieee!!
    Jesteście cudowne i tworzycie coś tak wspaniałego <3
    Kocham was bardzo <3 i dziękuje że mogę czytać coś tak wspaniałego!!/
    Z niecierpliwością czekam na następny <3
    Kocham <3 :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko mi nie szkoda dziewczyn? Xd
    Ash jest tak cholernie bipolarny, ze brak mi slow poprostu...
    Mam nadzieje, ze z Michaelem wszystko okay, bo jak nie to... Szykuj się na pogadanke ver hhhhaa

    OdpowiedzUsuń
  7. Perspektywa Ashtona,kooooocham to
    Ale jejku,jak on tak mógł,biedne dziewczyny,przecież ten ojciec je zranił,a on im każe jeszcze do niego dzwonić ugh
    Louis taki kochany,chciał ją pocieszyć,ale aż byłam w szoku,że Ash się poczuł zazdrosny,zaskoczenie
    Zaręczyny aaaa jak super *.*
    Co się dzieje w tym garażu,matko święta,jak wy mnie stresujecie,dziewczynyy

    OdpowiedzUsuń