wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 17.

*Perspektywa Ashtona*

Walnąłem się na duże łóżko rozkładając na nim wygodnie. Byłem wkurwiony dzisiejszym dniem. Od tej durnej sytuacji z alarmem aż po fakt że brunetka śpi u Luke'a. Co ten pierdolony blondas kombinuje? Wymyśliłem świetny, wręcz kurwa idealny plan na zniszczenie tej małej zołzy i jej niewinnej siostrzyczki, ale nie. Ja pierdole. Miałem ochotę komuś wpakować kulkę w łeb! Do tego jeszcze dochodzi ta akcja w garażu. Co prawda byłem pod wielkim wrażeniem jej umiejętności. Wypatrzyła tak drobny, ale jak i kluczowy element, naprawiając jego usterkę oraz poradziła sobie z zepsutą chłodnicą. Dziewczyna z godziny na godzinę coraz bardziej mnie zaskakiwała, ale to nie zmienia faktu, że jej nie ostrzegałem co do rozerwania szwów. Dostała nauczkę. Nawet nie musiałem jej dotykać, by sprawić ból, co było miodem dla mojej duszy.
Adrianne coraz bardziej zaczyna mi działać na nerwy i osobiście oświadczam przed samym sobą, że ta suka obudzi się z poderżniętym gardłem. Znaczy już dawno byłaby martwa, ale powstrzymuje się, nie z powodu ich ojca, tylko z powodu Pieprzonego Ochroniarza Pana Tomlinsona. Nie mam pojęcia co ten człowiek odpierdala, ale coraz bardziej mnie się to nie podoba.
Tak czy inaczej córki O'Connora działały mi na nerwy bardziej niż ktokolwiek inny. W głowie czasami pojawiała mi się wizja ich cierpiących, błagających mnie o litość. Boże, to takie piękne wyobrażenie. Będąc szczerym to chciałem bardziej skrzywdzić starszą, gdyż była zdecydowanie bardziej nieznośna niż jej siostra. Tak, ona przynajmniej ma jakiś szacunek do mnie... A raczej strach i to mi się właśnie podoba. Kiedy widzę to przerażenie i niepewność w jej oczach... Niesamowite uczucie. Tego nie da się opisać słowami, to trzeba poczuć.
Na dalsze rozmyślania nie miałem siły, więc zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech i z wyobrażeniem torturowania Adrianne i jej siostry najzwyczajniej w świecie zasnąłem.


~~*~~

Rano obudzony trochę w lepszym humorze spoglądając na zegarek na ścianie stwierdziłem, że pora podnieść dupę z łóżka, więc tak też zrobiłem. Nie spiesząc się zrobiłem wszystkie te rzeczy, które robi się rano, a gdy miałem już wychodzić z łazienki dostrzegłem, iż walizka młodej O'Connor zniknęła. Okey kurwa, pogadam sobie o tym z Lukiem. Smarkacz się wpieprza, a ja nienawidzę jak ktoś mi krzyżuje plany. Wyszedłem z pokoju, kierując swoje kroki do kuchni, gdy tam dotarłem stanąłem w progu uważnie lustrując osobę siedzącą na krześle.
- A królewicz wie że opuściłaś wieżę? - zapytałem z kpiną, na co brunetka podniosła na mnie głowę nadal kreśląc palcem po filiżance.
- Drwij sobie do woli - westchnęła, odwracając ode mnie... Smutny wzrok? Nie wiem co jest nie tak, przecież ona nie była smutna. Przynajmniej dotychczas, była załamana, wściekła - co zdarzało się często, ale nie przygnębiona.
Wzruszyłem sam do siebie ramionami, wyciągnąłem z lodówki potrzebne mi produkty i zająłem się robieniem kanapek. Cholera, gdzie są wszyscy? Wątpię, że Payne, Horan czy chociażby Hood jeszcze śpią o tej godzinie. Po zrobieniu sobie śniadania oraz kawy, oparłem się o blat, spoglądając w niezasłonięte okno. Albo było zachmurzone albo było wcześniej niż myślałem. I wtedy przypomniało mi się, że powinienem już dawno wymienić bateryjki w moim pieprzonym zegarze.
- Która jest? - zapytałem, przenosząc wzrok na brązowooką, która uparcie wpatrywała się w stygnącą herbatę.
- Będzie już jakoś siódma, może ósma - stwierdziła beznamiętnie, opierając głowę o dłoń.
- Ile tu już siedzisz?
- A obchodzi cię to? - wzruszyłem tylko ramionami.
- Przynajmniej jadłaś? - dziewczyna popatrzyła na mnie z dezaprobatą, tymi swoimi niemal że lodowatymi oczyma, mimo iż jej tęczówki miały czekoladowy kolor.
- Obchodzi cię? - powtórzyła tak samo jak w przypadku pierwszego pytania.
- Szczerze, niezbyt. Ale wole własnoręcznie cię zabić, więc nie zamierzam zagładzać się na śmierć.
- Oh, dzięki bogu - złapała się teatralnie za pierś tuż przy sercu - Aż się wzruszyłam wiesz?
- Czasami wydaje mi się że się zapominasz małolato - warknąłem podchodząc do niej bardzo powoli.
- Kto tu nim jest - syknęła, przez co mój poziom wkurwienia wzrastał. Jeszcze trochę a rozjeb jej łeb o ten stół.
- No ja nie jestem dzieckiem.
- Dzieckiem może i nie, ale jesteś niestabilny psychicznie - stwierdziła tak poważnie, jakby mówiła o jakiejś najoczywistszej rzeczy na ziemi.
- A co jedno z drugim ma wspólnego? - oparłem dłonie o barek pochylając się nad nią, tak iż miałem doskonały widok na jej doprowadzający mnie do szału gębę. Gdyby nie była naszym zakładnikiem doskonale nadawałaby się do naszego zawodu. Jest wkurwiająca i ma ostry charakter, chociaż z tego co mówiła ta młodsza to tylko wykreowana przez nią skorupa. Dziewczyna westchnęła, następnie nie odrywając ode mnie oczu uniosła filiżankę do ust powoli wlewając ciesz do gardła. Robiła to celowo. Ta dziewczyna doprowadzi mnie na granicę, a wtedy nie mam pojęcia jak skończy, znaczy wiem. Będzie martwa wąchała beton od spodu. Ta wersja bardziej mi się podoba od kwiatów. Zbyt wiele przyjemności dla mojej ofiary, nie po to zabijam by dawać im jeszcze wąchać kwiatki, lepiej zalać betonem. Otwierałem usta by coś powiedzieć, ale niestety nie zdążyłem wypowiedzieć ani jednego słowa gdyż do naszych uszu dobiegł dźwięk stukotu, a raczej galopu podeszw o stopnie schodów.
- Adrianne! - krzyk rozniósł się po niemal że całym domu, a zaraz po tym brunet pojawił się w kuchni.
- Tak właśnie mi na imię - odpowiedziała ponowie przykładając pod usta filiżankę.
- Czemu wyszłaś? - zapytał, a jego głos brzmiał trochę na granicy wściekłości, sfrustrowania i rozpaczy.
Wywróciłem na to oczami. Czeka nas kolejna jej odzywka z typu "a nie masz tego gdzieś?", ale chyba się przeliczyłem, gdyż dziewczyna spojrzała najpierw na mnie potem na Tommo i rzekła zaskakująco spokojnie:
- Nie mogłam spać.
Z ust szatyna wydobyło się zirytowane westchnięcie. Patrzył na nią jeszcze przez jakiś czas po czym podszedł do lodówki, wyciągnął z niej jajka, a ja już wiedziałem, że dzisiejsze śniadanie to jajecznica z boczkiem. Zabrałem się więc za smarowanie kanapek masłem, układając je na wielkim talerzu. Nie mamy jakiejś masy produktów żywnościowych, więc trzeba będzie wybrać się na zakupy. Odłożyłem dwa talerze kanapek na stół, siadając na przeciwko dziewczyny, która nadal beznamiętnie wpatrywała się w parującą ze szklanki ciecz. Przypatrywałem się dokładnie mimice jej twarzy, lecz nie mogłem nic wyczytać, jedynie obojętność i jestem pewien, że nad czymś myślała.
- Dzień dobry.
Spojrzałem na drzwi, w których właśnie pojawił się uśmiechnięty Calum. Kiwnąłem do niego głową wysilając się na ledwie widoczne uniesienie kącików ust. Zaraz za nim wszedł Niall.
- Mhm, co tak pachnie? - westchnął marzycielsko, zajmując jedno z krzeseł przy niewielkim barze.
- Jajecznica - odparł Tommo.
Hood zatrzymał się przy ekspresie do kawy. Odwrócił głowę w moją stronę zadając tym samym nieme pytanie. W odpowiedzi przytaknąłem.
- Horan, kawy? - Zapytał.
- Jak możesz, to chętnie.
Wyprostowałem się na krześle, oparłem łokieć o powierzchnię stołu i paznokciami wystukiwałem znane mi rytmy piosenki Come As You Are.
W końcu w kuchni zebrała się reszta zespołu, prócz Luke'a i Veronici, co nie powiem, podniosło mi ciśnienie. Już chciałem wstać od stołu, lecz ostatkami sił nawet nie drgnąłem, spokojnie czekając. Po chwili Tomlinson postawił na stole dużą... Nie, wielką patelnię wypełnioną po brzegi daniem.
Jak zawsze głodny Niall chwycił już pierwszy łyżkę, lecz Zayn zgromił go wzrokiem, chrząkając znacząco. W naszym domu jest tradycja polegająca na tym, że nigdy nie zaczynamy posiłku, dopóki nie zjawią się wszyscy oraz tym, że przed jedzeniem odmawiamy modlitwę. A tym razem wypadło, iż Horan będzie to robił.
Nie minęło kolejne pięć minut, a w kuchni zjawiły się ostatnie dwie osoby. Hemmings, z którym mam do pogadania i O'Connor, na której ciele zauważyłem czarną koszulkę Luke'a z logiem Nirvany. Żadne z nich nic nie mówiło, po prostu usiedli przy stole w ciszy i czekali.
- Zaczynaj, Niall.
Brwi obu sióstr zmarszczyły się po słowach Louisa. Nie wiedziały, jakie są tutaj zasady. Blondyn odmówił dość krótką, zabawną modlitwę do tego jego Boga Motoryzacji, dziękując za szybkie wozy i nitro, bez którego nie obeszlibyśmy się w żadnej akcji, po czym wszyscy zabraliśmy się do jedzenia. Przy posiłku w kuchni jak zawsze było głośno, wszyscy rozmawiali, jedynie siostry siedziały cicho, posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Cóż były już na posiłkach u nas lecz wtedy, akurat nie spożywaliśmy go, że tak powiem w komplecie, więc wcale nie dziwiłem się, że wywołało to u nich zaskoczenie. Po śniadaniu Harry razem z Kate zaczęli sprzątać powstały bałagan, natomiast ja posłałem Luke'owi znaczące spojrzenie po czym skinąłem w stronę drzwi garażowych. Chłopak przełknął tylko głośno ślinę, jakby domyślał się do go czeka, cóż nie mylił się. Zamierzam postawić kawę na ławę i nie pierdolić się z gówniarzem. Wstaliśmy oboje od stołu ja szybko on natomiast próbował grać na zwłokę. Westchnąłem ciężko podchodząc do niego i łapiąc go za bluzkę pociągnąłem za sobą w stronę drzwi.
Gdy tylko zamknąłem je za nami Luke wyrwał się z mojego uścisku bacznie mierząc mnie wzrokiem.
- Ała stary, nie szarp tak!
- Jeszcze dobrze nie zacząłem - warknąłem robiąc do niego kilka kroków.
- Znowu ćpałeś i się nie podzieliłeś? - uniósł pytająco brew krzyżując z wyrzutem ręce na piersi. Prychnąłem lekceważąco, gwałtownie przyszpilając go do ściany.
- Co ty odpierdalasz Lucas? - syknąłem wypowiadając jego pełne imię, którego wręcz nienawidził.
- Kurwa Ashton znowu masz napięcie przed miesiączkowe zluzuj trochę - warknął równie jadowicie próbując się wyrwać. Przycisnąłem go jeszcze mocniej. Chłopak jęknął ale nie przestał się szamotać.
- Zamknij pysk szczeniaku i mnie posłuchaj. Masz się do niej nie zbliżać rozumiesz? - przy wypowiadaniu tych słów obserwowałem reakcję blondyna, ale ten zamiast z podkulonym ogonem zapewnić, że tego nie zrobi zaczął się śmiać. On, bezczelny gówniarz śmiał się kurwa ze mnie nabijać.
- Awh, Ashy się zakochał. - Wolną ręką pogłaskał mnie z udawaną czułością po policzku. Od razu się od niego odsunąłem, nie będzie mnie tępak dotykał. Zgromiłem po spojrzeniem po czym po prostu przyjebałem mu pięścią zadając mocny cios w jego szczękę. Jego głowa odbiła się od ściany przy której stał, po czym jak piłeczka wróciła na miejsce.
- Nie, nienawidzę suk, ale mam świetny plan, który powoli idzie się jebać przez ciebie i twoją pizdę zamiast chuja! - pochyliłem się bardziej ku jego twarzy, że prawie się stykaliśmy nosami. - Radzę ci nie wpierdalać się w niego bo zginiesz razem z nimi - wysyczałem przez mocno zaciśnięte zęby po czym wyszedłem z garażu zostawiając go zdezorientowanego i lekko poturbowanego na podłodze. 

______________________________________________
Hej Hej Hellow Kittis ;*
Mamy kolejny rozdział. Ashton taki agresywny! Napadł na naszego pingwinka! Jak on mógł!
Zazdrosny? Czy na serio ma plan zniszczenia sióstr? Jak myślicie. Ja bym powiedziała, że przemawia przez niego zazdrość, ale biedak jeszcze o tym nie wiem xD

Sama jestem sfrustrowana... Ale i tak Ashtonica forever *,* sory Lukey :3
Wg to zdjęcie Luke'a.. Ta mina pedofila xD haha
Cóż to teraz trochę ponudzę. xd
Dziękujemy za za 8 komentarzy pod poprzednim. Jest nas coraz więcej jupijej! Rośniemy w siłę kociaki.
Dziękujemy również za tyle wyświetleń kurde ludziska *,* brak mi słów
No nic to chyba tyle. 
Oczywiście zostawiamy 
6 komów  = szybciej kolejny.
i zapraszamy do zakładki "Zapytaj Familie"gdzie możecie zadawać swoje pytania.
To chyba na tyle do następnego :*
Buziaki :*
A. PS. Jak wam się podoba nowy szablon?


Nie umiesz Ada. To robi się tak:
Hey, hey, hello! :D
No to tak... KTO JEST ZA LUNICĄ RĘKA W GÓRĘ ^.^
Kurde, Ashton się taki strasznie oschły i wredny zrobił. Nie to, że wcześniej taki nie był ale... you know what I mean haha
Wróciłam z wakacji, było super, ale jak ja zawsze powiadam; wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej c: Jak najbardziej polecam jechać do Bułgarii (ja byłam w Kranevie) *daję okejkę* :3
 Dziękujemy za komentowanie, omg jest was więcej nie wierzę, Addie trzymaj bo zemdleję *w*
Okay, ugh nie zanudzam.
Do osiemnastki skarby :*
W.
PS. Wykonany przez niesamowitą i nieziemsko uzdolnioną Adriannę, brawa dla niej ^.^

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 16.

*Perspektywa Luke'a*

Przez chwilę po ich wyjściu stałem w ciszy wpatrując się w zamknięte drzwi.
- Czy ciebie do reszty pojebało?! - krzyknąłem w końcu.
Irwin znudzonym wzrokiem spojrzał na mnie, opierając się o zamkniętą maskę Hope.
- Ma nauczkę. Mówiłem, żeby się nie ruszała - wzruszył ramionami obojętnie.
- Ona się tu zwijała z bólu, a ty jak skończony sukinsyn stałeś tylko na to patrząc - warknąłem.
- Nawet jeśli to co?!
- Zapomniałeś kim ona jest? Idioto, to są córki O'Connora! Nawet jak je odzyska to... Jezu, my już jesteśmy martwi!
- Nie dramatyzuj jak baba - syknął prawie mordując mnie wzrokiem. - Bierz się za Lolę, pojutrze wyścig.
Te słowa dały mi wyraźnie do zrozumienia, że dyskusja skończona... Ale cholera! No przecież Brian nas wszystkich po kolei pozabija. Każdy wie, że on nigdy nie zostawia żadnej sprawy, by rozeszła się po kościach. Zawsze musi doprowadzić coś do końca, a teraz na pewno nerwy mu puszczą, nie wytrzyma i ładnie mówiąc się nas pozbędzie. Szlag by to. Jak mogliśmy postąpić tak lekkomyślnie? Mimo, iż nie mieliśmy pojęcia, że O'Connor ma córki, to już na samym początku pierwsze co powinniśmy zrobić, to sprawdzenie tożsamości tych dziewczyn. 
W zdenerwowaniu, a raczej wysokim poziomie wkurwienia rzuciłem na ziemię pieprzony klucz i najzwyczajniej w świecie wyszedłem z garażu, czując na plecach spojrzenia chłopaków. Wszedłem do łazienki, przemyłem ręce zimną wodą i oparłem się o umywalkę. Boże, mimo że kocham Ashtona jak brata to czasami jest niemożliwie... No po prostu nieludzki. Nie mam pojęcia, jak mógł jej na to pozwolić, wiedząc co się stanie. Nie żeby jej los specjalnie mnie obchodził, chociaż przyznam, że jak na dziewczynę ten typ mi się podoba. Ale nie, to córka Briana. Poszedłbym jako pierwszy na odstrzał, a zaraz po mnie Ashton i reszta. Chociaż... Gdyby ich ojciec dowiedział się kto wyrządził Veronice taką krzywdę fizyczną, Irwin umierałby w męczarniach.
Wszedłem do salonu, gdzie rozsiadłem się na kanapie i włączyłem telewizor. 
Jednak coś mi nie pasowało.
Może powinienem sprawdzić czy z nią wszystko w porządku?
Sam do końca nie wierząc w to co robię skierowałem się do pokoju bruneta. Zapukałem po czym po prostu otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Na łóżku leżała dziewczyna z podciągniętą do piersi zakrwawioną oraz poplamioną bluzkę, ukazując okropną ranę na brzuchu, widziałem gorsze rzeczy, ale to po prostu wstrząsnęło mną. Liam pochylał się nad nią dokładnie zszywając przerwaną skórę. Przeniosłem znowu wzrok na jej twarz. Miała mocno zamknięte powieki a z kącika ust sączyła się powoli krew. Pewnie tak próbowała wytrzymać to wszystko, że zacisnęła zęby na wargach aż do krwi. Szczerze to nie zasługiwała na to. Nic a nic nam nie zrobiła. No oprócz urodzenia się córką Briana, ale to przecież nie jest jej cholerna wina. Nie mam pojęcia co mnie do tego podkusiło, lecz wszedłem głębiej w pokój i usiadłem obok brunetki, kątem oka zauważając jak Liam przelotnie na mnie zerka, po czym wraca wzrokiem do paskudnej rany. Odwróciłem głowę w jej stronę i starłem kciukiem niewielką ilość krwi z jej skóry. Jej ciało momentalnie zesztywniało, a oczy szeroko otworzyły się, zwracając ku mnie. Zniknęło z nich przerażenie, a zastąpił je ból. Pewnie myślała że to Ashton, choć szczerze wątpię, że Liam pozwoliłby mu tutaj wejść po tym zdarzeniu.
- Zaraz to się skończy - westchnąłem.
Gdy Payne naciągnął nieco szew, zielonooka jak sądzę pod wpływem impulsu chwyciła mój nadgarstek, zaciskając na nim palce do tego stopnia, że aż pobielały.
- Jeszcze tylko sekundka - oznajmił, po czym przeciął nić nożyczkami. Wyprostował się i przecierając mokrą szmatką jej brzuch zmył z niej resztki krwi. - Okey gotowe.
- Dziękuję Liam - uśmiechnęła się do niego promiennie co zaraz odwzajemnił.
- Nie ma sprawy - zamilkł na moment po czym znowu się odezwał: - Dam ci jedną z moich koszulek. Ta co masz na sobie do niczego już się nie nadaje.
Veronica jedynie przytaknęła, po czym podniosła wzrok jakby nie chcąc patrzeć na ranę. Chrząknąłem znacząco przypominając jej, iż nadal trzyma moją rękę, na co niemal od razu zareagowała i puściła ją, rumieniąc się.
- Przepraszam - szepnęła, a ja zaśmiałem się pod nosem, nadal nie rozumiejąc jak taka wrażliwa, nieco lekkomyślna, nieśmiała dziewczyna może mieć takie zainteresowanie. To tak jakby była swoją własną sprzecznością. Miłość do samochodów na pewno odziedziczyła po ojcu, zaś inne cechy po matce. Sam nie wiem czyich więcej ma genów.
Po chwili Payne podszedł do łóżka z czarnym materiałem przewieszonym przez ramię. Bardzo (choć bardzo to niedopowiedzenie) ostrożnie podniósł dziewczynę, stawiając ją na podłodze, przez co z jej ust wydostał się stłumiony jęk. Poniekąd jej współczułem, z drugiej strony zaś przypominałem sobie, że nie jest dla nas nikim ważnym, lecz kolejną uprowadzoną dziewczyną, która jednocześnie nie może zginąć z naszych rąk z jednego powodu - jej ojca.
Brunet powoli ściągnął ubrudzoną koszulkę z jej ciała i założył jego, która była za duża na nią. Wyglądała prawie jak w worku. Widząc jej wychudzone ciało pomyślałem przez chwilę, że może mieć anoreksję czy inne tego typu gówno, lecz zaraz wyrzuciłem to z głowy, nie wiedząc po co o tym w ogóle myślę. Trzeba czymś zająć mózg, sam ze sobą gadał nie będę. Gdy odwróciła się w moją stronę, by wziąć z łóżka zakrwawioną bluzkę zauważyłem, że to co ma na sobie, to był prezent na urodziny... Ode mnie.
- No wiesz co? Ja ci to na urodziny dałem - fuknąłem w stronę szatyna, lecz ciężko było mi powstrzymać uśmiech.
- Ciesz się, że to pamiętam. Ale wiesz, że nie przepadam za Nirvaną - mrugnął do mnie, na co prychnąłem pod nosem.
- Gdybyś nie lubił elektroniki, byłbyś chyba skreślony z mojej listy znajomych. Ja uwielbiam Nirvanę, Green Day, Sleeping With Sirens, All Time Low i wiele innych - zachichotała brunetka, kolejny raz mnie zadziwiając.
Jak taka dziewczyna może słuchać takiej muzyki?
- Dogadamy się, młoda - uśmiechnąłem się do niej, co od razu odwzajemniła.
- Tylko się nie zakochuj - sapnął w moją stronę Payne na co wystawiłem mu środkowy palec.
- Boże ale z was dzieci - skwitowała brunetka wywołując u nas napad śmiechu. - Ej przestańcie, też chce się pośmiać, ale przez to cholerstwo na brzuchu nie mogę.
- Dobra już przestajemy się śmiać. - powiedziałem to, ale niestety trudno mi było powstrzymać się od śmiechu.
Zgromiony przez wzrok dziewczyny nieco się opanowałem, ale nadal cicho chichotałem pod nosem. - Chcesz jakieś leki? - zapytał Liam dziewczyna od razu zesztywniała. Kurwa co jest?
- Leki - powtórzyła szeptem, a następnie niemal je wykrzyczała. Zerwała się do biegu nie zważając na świeżo zszytą ranę, ta dziewczyna sama szuka guza. Spojrzeliśmy z Liamem po sobie i ruszyliśmy biegiem za Veronicą, która już przemierzała korytarz. Co jej odbiło?
Zatrzymała się przed drzwiami do pokoju Louisa, na co zmarszczyłem brwi. Gada o jakichś lekach, a teraz chce włazić do pokoju Tomlinsona bez jego zgody? Ona ma nierówno pod kopułą chyba.
Bezzwłocznie chwyciła klamkę i weszła do środka, zaświecając uprzednio światło, gdyż w pomieszczeniu było ciemno. Kiedy spostrzegła swoją siostrę śpiącą spokojnie na łóżku, odetchnęła z ulgą. Powoli do niej podeszła, a ja z Liamem staliśmy jak kołki w drzwiach i patrzyliśmy co robi. Usiadła obok niej i potrząsnęła jej ramieniem. Ann ziewnęła, przeciągając się i spojrzała na siostrę mrużąc przy tym oczy.
- Co się stało?
- Adrianne, zapomniałaś, że nie mamy już leków? Trzeba jechać do apteki najlepiej jeszcze dzisiaj -Mówiła nerwowo brunetka.
- Racja - westchnęła starsza, po czym usiadła na łóżku, starając się przeczesać rozczochrane włosy dłonią.
Nasz widok chyba nie specjalnie ją zdziwił. Po niedługim namyśle postanowiłem, że tam z nimi pojadę. Po pierwsze - Veronica chciała przejechać się moim Nissanem, a ja (może i jestem bipolarny i porywczy, co to mi często mówią) nie jestem tak podłym dupkiem jak Irwin. Zaś po drugie wolałem, żeby dzisiaj już nie miały do czynienia z Ashtonem.
- Chodźcie, pojadę z wami - oznajmiłem, kiwając głową, by szły za mną.
Ominąłem zdziwionego Liama i zbiegłem na dół, zakładając na swoje ramiona kurtkę. Wszedłem do garażu i nie zważając na pytające spojrzenia chłopaków wsiadłem za kierownicę mojej Loli. Stanąłem przed drzwiami wejściowymi czekając, aż siostry zwleką się na dól. Wystukiwałem rytm piosenki płynącej z radia cicho śpiewając jeden kawałek. W końcu drzwi wejściowe otworzyły się i dziewczyny wyszły na zewnątrz omijając Liama opierającego się o framugę. Powoli dowlokły się do mojego skarbeczka zajmując miejsca. Veronica usiadła na miejscu pasażera z wielkim uśmiechem na ustach, natomiast starsza jej kopia zajęła tył z nieco mniej entuzjastyczną miną.
- Mówiłem, że pewnie się nią przejedziesz - mrugnąłem do brunetki siedzącej obok mnie, która z fascynacją oglądała wnętrze Loli, przygryzając przy tym wargę.
Gdy wyjechałem na główną ulicę, spojrzałem w lusterku na Adrianne. Wpatrywała się w okno ze znudzoną miną, wzdychając co jakiś czas. Jestem pewien, że chciała wyskoczyć teraz z auta i uciec jak najdalej, byleby tylko nas więcej nie zobaczyć. Sam bym tak zrobił.
- Zapnijcie pasy, bo nie lubię się wlec jak ślimak - mruknąłem, z powrotem patrząc na przednią szybę.
Dziewczyny niemal od razu wykonały moje polecenie, a ja automatycznie przyspieszyłem. Kątem oka zauważyłem, że ekscytacja w oczach brunetki rośnie razem ze zwiększającą się prędkością, co szczerze mnie zdziwiło. Myślałem, że będzie przestraszona przy 140km/h, ale nie. Zaś jej siostrze ewidentnie się to nie podobało, gdyż miała wyraźny grymas wymalowany na twarzy.
Przy takiej prędkości, niedługo zajęło nam dojechanie do wyznaczonego przez sióstr celu. Zaparkowałem za budynkiem i patrzyłem jak odpinają pasy.
- Moment - zatrzymałem je gestem dłoni, na co spojrzały na mnie obie tak samo zdezorientowane. - Radzę wam nie uciekać, gdyż naprawdę jestem nieobliczalny jak się zdenerwuję, a jakoś nie mam ochoty dzisiaj wycinać wam żadnych organów z ciała - uśmiechnąłem się ironicznie w stronę młodszej O'Connor, ona zaś ze strachem w oczach chaotycznie przytaknęła głową i czym prędzej wysiadła z pojazdu. To samo uczyniła jej siostra, a zaraz po niej ja. Dziewczyny pierwsze weszły do apteki, a ja stanąłem z boku, oparłem się o ścianę, przypatrując blond kobiecie za ladą, a raczej mimice jej twarzy. Wyglądała jakby wiedziała co to za dziewczyny, kim jestem ja i co się dzieje. Nawet nie spojrzała na mnie przez chociażby ułamek sekundy. Po kilku minutach podszedłem do lady, by zapłacić, zmierzyłem ją uważnym wzrokiem, który mam nadzieję uświadomił ją przed kim stoi. Veronica zabrała niewielką siatkę z lekami i skierowała się jako pierwsza do wyjścia, choć nie wiem gdzie jej się tak spieszyło.
Droga do domu też specjalnie długo nie trwała, gdyż młodsza z córek Briana uwielbiała prędkość i kazała mi co chwila przyspieszać.
W końcu wjechałem na posesje z paskując przed samymi drzwiami, oczywiście przy tym nie omieszkałem zrobić paru driftów. Wysiadłem z auta, czekając, aż brunetki również to uczynią, po czym weszliśmy razem do domu. Coś czuję, że nie uszło uwadze nasze wyjście i cóż, gdy tylko przekroczyliśmy próg salonu naszym oczom ukazali się "rodzice" tak ich nazywaliśmy, no cóż, byli z nas najstarsi i czasami naprawdę zachowywali się jak stare małżeństwo.
- A gdzie to się było? - zapytał Ashton z rękoma ułożonymi na klatce.
- Nie twój zasrany interes - syknęła podpierająca się o ścianę Ann, która tak na marginesie była okropnie blada.
- Myślę, że zapominasz z kim rozmawiasz - syknął Irwin nadal pozostając w tej samej pozie.
- Oh to ty jednak umiesz myśleć - odgryzła się z jadem w głosie po czym zaczerpując łapczywie powietrza ponownie otworzyła usta. - Ale mimo to sądzę, że nie zapomniałam.
Irwin spojrzał na nią z przekąsem mrożąc przy tym jej osobę lodowatym wręcz morderczym spojrzeniem.
- Ah tak?
- Mhm - ledwo wymamrotała.
- Addie proszę. - Veronica podeszła bliżej do siostry, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Może skończmy zanim to się inaczej potoczy.
Starsza ze sióstr westchnęła, a ja podałem jej siatkę z zakupami i usiadłem na kanapie, a raczej oparciu, wpatrując się z rozbawieniem na zirytowanego blondyna i spokojnie stojącego obok niego Louisa.
- Wiecie w ogóle która jest? - Odezwał się tym razem Tommo.
Dziewczyny zaś w tym samym momencie wzruszyły ramionami.
- Uświadomię was, jest po 21. Dobranocka już się skończyła - mruknął Ashton patrząc na nie, a raczej na Veronicę praktycznie z pogardą.
- Dobranocka? - Prychnęła Ann. - Za kogo ty się, cholera masz?!
Niższa brunetka ścisnęła ramię siostry przygryzając przy tym dolną wargę ze zdenerwowania.
- Za kogo ja się mam? - Warknął, zbliżając się do niej niebezpiecznie szybkim tempem.
Na szczęście Louis zatrzymał go i cofnął o te kilka kroków, zaś blondyn posłał mu znienawidzone spojrzenie, chcąc go najprawdopodobniej udusić gołymi rękoma.
- Chodź, Adrianne. Jest późno - mruknął Tomlinson, gestem dłoni nakazując brunetce iść za nim.
Mimowolnie skrzywiła się i spojrzała na siostrę, następnie na niego. - Nie martw się, przeżyje tę noc bez ciebie - wywrócił oczami szatyn.
Młodsza z sióstr puściła Ann wzdychając, a ona posłusznie poszła za Lou, posyłając jej przez ramię smutne spojrzenie.
- A ty jeszcze tu stoisz? - syknął Irwin, przez co nastolatkę przeszedł wyraźny dreszcz.
Cholera nie, nie będę się przyglądał jak ten idiota ją straszy.
- Ona zostanie dzisiaj ze mną - warknąłem w jego stronę, mrużąc przy tym oczy.
Kędzierzawy zaśmiał się dźwięcznie, po czym zmierzył mnie poważnym spojrzeniem, próbując dać do zrozumienia, żebym spierdalał, brzydko mówiąc.
Gdy już miał otwierać usta, by coś powiedzieć głos najstarszego z nas rozbrzmiał w salonie:
- Daj dzisiaj spokój, Irwin.
Uśmiechnąłem się do niego zwycięsko i razem z drobną brunetką pokierowałem się do mojego pokoju. Zamknąłem za nami drzwi i odwróciłem się w jej stronę.
- D-dziękuję - wydukała, patrząc na swoje splecione dłonie.
- Nie masz za co, w niego czasami potrafi wejść demon.
Jej kąciki uniosły się w górę, na co zmarszczyłem brwi. Chwilę po namyśle, wybuchnąłem śmiechem. No tak, ja zawsze palnę coś dwuznacznego.
- Dobra, połóż się, ja będę spał na podłodze. Poświęcę się dzisiejszego dnia, może kara O'Connora będzie mniej bolesna - zaśmiałem się, rozścielając sobie miejsce zaraz obok łóżka.
Z jej twarzy momentalnie znikł uśmiech. Cholera. Zapomniałem, że mam również tendencję do mówienia nieprzemyślanych rzeczy.
- Uh, przepraszam - wymamrotałem.
Dziewczyna powoli położyła się na łóżku, zakryła kołdrą po samą szyję, a ja zgasiłem światło i położyłem się na kołdrze.
- Dobranoc.
- Branoc, słodkich snów o Quinnie - zaśmiałem się.
- Słodkich o Cobainie - odparła.

_________________________________________________________________
Hey, hey, hello x3
Po pierwsze; wit nową czytelniczkę, mojego kochanego suta Caluma... Dżejdona <3 mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej i będziesz komentować moja Ashtonica Shipper xd
No a o czym ja to miałam jeszcze powiedzieć...
Ah, no tak. Luke taki słodziak awwh *.*
Zacznę chyba shippować Lunicę (znaczy już shippuję ale shh) xd
No więc tak kociaki.
6 komentarzy = kolejny rozdział (szybciej niż za 10 dni, you know what I mean)
To tyle. Papa kochani ;*

W.

Hejka skarbieczki, ;*
Ja to chyba już zbędna jestem, bo Ver powiedziała wszystko xD
Ale ja również pragnę powitać nową czytelniczkę, która swoim komentarzem nie rozwaliła ;* 
Ponad to zapraszamy do zakładki "Zapytaj Familie" (tak wiem śmieszna nazwa, dziękuję xD)
Gdzie możecie zadawać pytania bohaterom, oraz nam, jeśli takowe macie ;*
Dziękuję również za tyle wyświetleń z rozdziału na rozdział jest ich cooooraz więcej *,* aż jestem w szoku.
To chyba wszystko co miałam powiedzieć, więc do kolejnego :* Buziaki ;*
A.




Ty decydujesz kiedy pojawi się kolejny więc,
Czytasz = skomentuj 
*mina kotka ze shreka*

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 15.

*Perspektywa Veronici*

Bardzo niechętnie z wręcz żółwim tempem opuściłam pokój szatyna. Bałam się mu sprzeciwić, ale także nie wiedziałam, co zamierza z podłamaną Ann. Po słowach Louisa w garażu, odniosłam wrażenie, że oboje są na siebie wściekli, a patrząc na to z tej strony, że nazwał ją suką na pewno wylało się o wiele więcej słów niż tylko te i miałam rację, wchodząc zobaczyłam ją płaczącą, cóż zawsze była, jest i będzie wrażliwa, nie zależnie jak bardzo by się chciała tego wyprzeć. Siedziałyśmy w ciszy, była nam oczywiście potrzebna, zarówno mi jak i jej. Potem dopiero zaczęłyśmy rozmawiać, ale nie o tej sytuacji, po prostu to była rozmowa dwóch sióstr, tak jakby nas to w ogóle nie spotkało. Oczywiście po jakimś czasie wszedł On. Ale zupełnie nie sądziłam, że niebieskooki wróci. W jego oczach mogłam dostrzec wiele, ale za razem nic. Wiedziałam, że wszyscy mieszkańcy tego domu są nieprzewidywalni i bipolarni, więc martwię się o nią. Jeśli jej coś zrobi? Postrzeli? Zrani? Uderzy?
Byle tylko jej nie zabił. Ona nie może mnie tu zostawić samej. Może się to wydawać samolubne z mojej strony, ale to prawda. Została mi tylko ona, gdyż nie chcę wracać do dwóch osób, które były mi najważniejsze w życiu i, które mnie okłamywały przez cały czas. To okropne. Nawet nie wiem czy ta wiadomość dotarła do mnie w całości, jak powinna.
Westchnęłam sfrustrowana, po czym zeszłam powoli po schodach trzymając się barierki, by nie upaść. Wszystko dosłownie - nie było, żadnego miejsca, które mnie nie bolało. Czułam szczypanie spowodowane szarpaniem szwów o moją skórę, nawet nie chciałam na to patrzeć. Wystarczy, że wyobrażałam sobie jak to okropnie wyglądało. Gdy udało mi się zejść na dół, do moich uszu doszły głośnie rozmowy z bodajże garażu, miałam iść do Liama, bo on jako jedyny nie groził mi żadnym ostrym przedmiotem ani słowami. On i Niall byli... cóż byli dla mnie jak do tej pory najmilsi i nie oszukujmy się, że więcej takich osób tu znajdę. Poza tym chciałam spędzić trochę czasu w znajomym środowisku, komputerów oczywiście, ale odgłosy warkotu silników od razu mnie od tego odwiały, gdyż to szybkie auta będą zawsze na pierwszym miejscu, zaraz po siostrze oczywiście.
Powoli podeszłam do metalowych drzwi, biorąc głęboki wdech nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Wzrok wszystkich, a dokładniej trójki chłopaków, która siedziała tu od obiadu powędrował na moją osobę. Przygryzłam nerwowo dolną wargę przypatrując się każdemu z nich.
- Po coś jeszcze tu przyszłaś? - zapytał kędzierzawy blondyn.
- Nie, nie wiedziałam gdzie pójść, a jak zdążyłeś zauważyć uwielbiam samochody - westchnęłam.
Spojrzałam na Luke'a, który uśmiechał się do mnie, klepiąc miejsce obok siebie. Z trudem usiadłam koło niego, zachowując odpowiedni dystans, gdyż wciąż czułam na sobie wzrok Ashtona. Blondyn z kolczykiem w wardze podał mi puszkę jakiegoś energizera. Od kiedy on jest taki miły? Nie rozumiem, przedtem chciał nas prawdopodobnie zabić, a teraz... Ah, tak. Zapomniałam, że większość z nich ma huśtawki nastroju gorsze niż kobieta w ciąży. Mimo wszystko wzięłam od niego napój, dziękując kiwnięciem głowy.
- Rusz się, Hemmings. Trzeba przecież zająć się Lolą - warknął Ashton.
Błękitnooki, wzdychając podniósł się i podszedł do jednego z samochodów, a dokładniej zielonego Nissana Skyline'a. Obserwowałam jak w spokoju unosi maskę i patrzy neutralnym wzrokiem na maszynerię. Coś w środku aż cisnęło mnie, żeby tam podejść i chociaż przez ułamek sekundy spojrzeć na ten sprzęt. Drugiej takiej szansy raczej nie będzie. Niezdarnie stanęłam na równe nogi i podeszłam do auta. Muszę przyznać szczerze, że ten samochód był zadbany, wszystko wręcz lśniło. Jednak coś wpadło mi w oko, przez co zmarszczyłam brwi.
- Co to za mina, znawczyni aut? Coś nie tak? - zapytał ze śmiechem blondyn.
Ostrożnie podciągnęłam rękawy bluzki i pochyliłam się nieco, by sprawdzić to, co zarejestrowało moje sokole oko. Pokręciłam, a raczej próbowałam pokręcić wiatraczkiem, lecz ledwie co się ruszał.
- Zdecydowanie nie tak. Nie zdziw się, kiedy silnik ci się przegrzeje. Masz niesprawny wentylator chłodnicy.
- No no, może nam się jeszcze rozbierzesz i naprawisz tą małą usterkę – odezwał się Luke, chyba próbując być śmiesznym, no ale cóż jakoś mu to nie wyszło, bynajmniej w mojej opinii, bo Irwin i Harry parsknęli śmiechem. Ash nachylił się koło mnie wpychając dłoń w głąb maszyny, po czym wyprostował się i ze zdziwieniem wpatrywał się we mnie.
- Ona ma racje.
– Co jest w tym takiego dziwnego? Dziewczyna nie może się interesować autami? -zaśmiałam się pod nosem, ale po części uraził mnie tym, że nie uwierzył mi od razu.
- Jak mi powiesz jeszcze, że umiesz to naprawić… - Luke nie dokończył ponieważ nieśmiało skinęłam głową potwierdzając jego myśli.
Nie raz bywało tak, że siadałam z tatą w garażu przy jego Mitsubishi i potrafiliśmy przesiadywać cały weekend rozbierając i składając, naprawiając czy tuningując go.
Blondyn padł przede mną na kolana łapiąc moją dłoń.
– Boże, dziewczyno wyjdź za mnie – powiedział to i w tym momencie zszedł do garażu Michael i Calum a za nimi Liam. Zaczęłam śmieć się jak jakaś postrzelona, gdyż to na serio bardzo dziwnie wyglądało.
- Okey co tu się dzieje? – Zapytali niemal jednocześnie nowo przybyli.
- Lukey oświadczył się naszej nieśmiałej pani mechanik – odparł Harry wywołując u nich taką samą reakcję.
- Nie masz szans stary, lepiej wracaj do swojej Loli – prychnął Michael poprawiając czapkę z daszkiem, a blondyn stojący jeszcze koło mnie znacznie posmutniał, ale podniósł się z kolan otrzepując niewidzialne pyłki ze swoich spodni.
- Racja, moją miłością są samochody - wzruszyłam ramionami, posyłając chłopakowi rozbawione spojrzenie. - Ale jak chcesz mogłabym ci to naprawić.
- Nie, nie mogłabyś - usłyszałam głos Ashton. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Masz zszyty brzuch i ty chcesz jeszcze naprawiać samochód? - prychnął.
 - Dobra nie ważne. A co ty tu robisz Payne? - odezwał się Harry.
Spojrzałam prawie że błagalnie na kędzierzawego, gdyż w sumie chciałam pokręcić się wokół tego Nissana. On jedynie zgromił mnie morderczym wzrokiem i wskazał na ławkę przy ścianie. Przewracając oczami wykonałam jego niemy rozkaz, przysłuchując się rozmowie.
- Zmusili mnie, szantażyści - mruknął Liam.
- Tylko go postraszyliśmy, że mu wtyczki odetniemy. Szybko poszło, szczerze mówiąc - zaśmiał się Michael, a stojący obok szatyn mordował go jedynie spojrzeniem.
- Biedak - skwitował Luke, wydymając przy tym dolną wargę.
- Veronica - zwrócił się do mnie Liam - Podaj, proszę cię - powiedział wskazując na stolik.
Marszcząc brwi spojrzałam na narzędzia i... paczkę papierosów. No tak, rozumiem. Chwyciłam białe pudełeczko i rzuciłam je chłopakowi, który zręcznie je łapiąc wyszedł na zewnątrz przez drugie drzwi na końcu pomieszczenia. Zauważyłam jak Calum kieruje się w moją stronę, lecz zatrzymał się w pół kroku słysząc głos Harry'ego:
- Chodź no tu, Hood. Pomożesz mi.
Zirytowane westchnięcie wydostało się z ust czarnowłosego, lecz odwrócił się i podszedł do bruneta. Zaś czerwonowłosy Michael postanowił, że pomoże w naprawie Luke'owi. Jedynie Ashton sam zajmował się pięknym Dodgem, a mnie korciło, żeby mu w tym pomóc. Ten samochód był niesamowity. Ah tak, moja słabość do zabytkowych wozów daje się we znaki.
Kurde nie, nie wytrzymam korci mnie, tak okropnie mnie korci. Kręciłam się na tej ławce, nie wiedząc co zrobić. Z jednej strony już wstawałam, by tam podejść, ubrudzić swoje ręce w smarze, lecz zaraz oczami wyobraźni wiedziałam groźny wzrok blondyna. No kurde.
- A ty co, ADHD masz? Czy robaki w dupie? – usłyszałam z lewej strony więc spojrzałam tam by spotkać na roześmianego Mike'a. No ten gościu jest nie możliwy. Taki arogancki. Nie wiem jak on może mieć dziewczynę, serio.
- Ta, oba – szepnęłam, wracając spojrzeniem na Asha, który pochylał się nad maską.
To był taki widok że… połączenie jego z samochodem dawało mieszankę wybuchową. Boże, o czym ja myślę. Za długi okres nie wdychałaś benzyny i ci to nie służy. Chłopak jakby wyczuł, iż się na niego patrzę, bo odwrócił się do mnie. Posłałam mu słaby uśmiech, w który włożyłam także prośbę, ponadto złożyłam dłonie jakbym go błagała.
- Jeszcze na kolana padnij to może ci pozwoli. – znowu usłyszałam głos czerwonowłosego.
Zdusiłam w sobie chęć mordu na nim i dalej patrzyłam na blondyna. Ten pokręcił przecząco głową, mrożąc mnie wzrokiem, lecz ani mi się widzi z tego rezygnować. Wydęłam dolną wargę trzepocząc rzęsami. Zawsze działało, no oprócz Ann. Ona to ma tą silną wolę i umie się oprzeć mojemu „urokowi”.
- Ja pierdolę, dobra chodź, bo jeszcze mi się tu rozbeczysz – warknął zrezygnowany. Tak! Pisnęłam zadowolona zrywając się zbyt szybko z ławki napinając brzuch przez co znowu szarpnęłam szwy. Próbowałam nie pokazywać iż mnie to zabolało, ale jakoś nie specjalnie mi to wyszło. – Ale nie dotykasz jej – zagroził mi palcem.
- NO ASHY! – stanęłam w pół kroku.
Nie może mi tego zrobić. Być tak blisko i nie dotknąć mojego marzenia.
- Jak możesz być tak okrutny, Ashy – westchnął teatralnie Mike.
- Ashy, weź mnie na masce – dorzucił swoje dwa grosze do tej konwersacji Luke. Irwin obrócił się do nich przodem mordując wzrokiem, ja natomiast rzuciłam w Hemmingsa nakrętką od śruby którą bawiłam się zanim stanęłam koło Ashtona.
- Ej no, za co to? Tylko wypowiedziałem słowa, które w sobie dusisz kicia – mrugnął do mnie, a ja żałowałam, że nie miałam pod ręką czegoś cięższego.
- Ciesz się, że nie mam nic cięższego pod ręką – syknęłam nawet nie wiem kiedy. Od kiedy ja taka pyskata jestem? Chyba za dużo udziela się mi od starszej kopii mnie.
- Liczyłem raczej na: dzięki Luke, nie miałam mu odwagi tego powiedzieć – próbował mówić to tak jakbym to była ja, ale bardziej piskliwie i denerwująco, chyba, że właśnie tak brzmi mój głos.
- Skończ Hemmo – warknął Liam w mojej obronie. Przeniosłam na niego spojrzenie dziękując mu bezgłośnie na co tylko skinął głową.
- Pff, niewdzięcznicy – prychnął Luke, pochylając się ponownie nad swoim autem.
- Kto jak kto, ale to ty jesteś nie wdzięczny, siedzimy i pomagamy ci przy Loli, więc skończ z takim pieprzeniem – odezwał Harry, który opierał się o ścianę tuż przy nim.
- Oj dobra, wracać do roboty – zabrał głos Calum, widząc, że blondyn ma zamiar znowu powiedzieć zapewne coś błyskotliwego.
Westchnęłam zrezygnowana i stanęłam tuż obok maski posyłając blondynowi smutne spojrzenie, które zwyczajnie olał.
- Ashton - jęknęłam przeciągle.
- Jęki zostaw na później - zaśmiał się pod nosem Luke.
Zgromiłam go spojrzeniem razem z Ashtonem, po czym wróciłam do wspaniałej maszynerii znajdującej się pod maską. Po minucie, może dwóch gapienia się na czterdziestoośmio zaworowy silnik z uwielbieniem oraz podawania Ashtonowi narzędzi, moje oko wyłapało odkręcony zawór od zbiornika z płynem chłodzącym. Dyskretnie sięgnęłam dłonią do nakrętki, lecz kilka centymetrów od niej smukłe, długie palce Irwina zacisnęły się na moim nadgarstku. Podniosłam na niego wzrok. Ewidentnie się nad czymś zastanawiał, nawet nie obdarzając mnie gniewnym spojrzeniem. Przygryzłam nerwowo dolną wargę, niecierpliwie czekając aż jakiekolwiek słowa opuszczą jego usta.
- Miałaś niczego nie dotykać – syknął lustrując każdy centymetr mojej twarzy.
- Wiecie nie chcę wam przerywać tej ckliwej sceny, no ale potrzebna mi pomoc z tą chłodnicą, Clifford jest nie kompetentny.
Przysięgam, że ten chłopak doprowadza mnie do białej gorączki, miałam ochotę te jego blond włoski wyrwać. Ashton wypuścił mój nadgarstek z żelaznego uścisku i znużony przeniósł spojrzenie na niebieskookiego. Ja natomiast wykorzystałam to i chwyciłam go za odkryte ramię.
- Mogę? Proszę. Pozwól mi.
- Przestań zachowywać się jak pięciolatka - syknął strącając moje dłonie.
- Pięciolatka nie potrafiłaby naprawić ci chłodnicy.
- Właśnie - skwitowałam.
- Ugh, no dobra. Idź juź - warknął.
Ja - rzeczywiście zachowując się jak pięciolatka - wyszczerzyłam się i podbiegłam prawie w podskokach do Nissana. Rwący ból brzucha był okropny, ale myśl, że mogę zająć się tym samochodem była wspaniała. Luke patrząc na mnie z jakimś dziwnym uśmiechem odsunął się dalej, dając mi pole do popisu. Poprosiłam go o potrzebne mi narzędzia, a gdy je dostałam zabrałam się do pracy, nie zważając na to, że boli mnie prawie wszystko. Naprawa tego wentylatora zajęła mi dosłownie dziesięć minut. Nic prostszego. Zdjęłam ścierkę wiszącą na masce i wytarłam o nią dłonie przyglądając się mojej dobrze wykonanej robocie. Luke podszedł bliżej, przez co stykaliśmy się ramionami, nachylił się nad sprzętem i pokręcił wiatraczkiem, który bez najmniejszego problemu się kręcił.
- No mała, nie sądziłem że ci się uda. Jesteś niesamowita - pokiwał głową z uznaniem, a moje policzki pokrył ciemny róż.
Odwróciłam głowę w stronę Ashtona, który dokręcał w tej chwili zawór, co chciałam sama niedawno zrobić. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy jego napięte ciało skierowało się ku mnie, a obojętny wzrok, który mówił wszystko, a jednocześnie nic, skrzyżował się z moim. Wzięłam głęboki oddech i posłałam Luke'owi ostatni raz uśmiech, po czym wyszłam z garażu chcąc całkiem zmyć olej z rąk. Gdy weszłam do łazienki, stanęłam przed lustrem. Tak, bluzka zdecydowanie idzie do kosza - ma sporo ciemnych plam, które nie są do sprania. Umyłam całe ręce aż do łokci i przepłukałam twarz wodą, starając się rozgryźć kędzierzawego blondyna o orzechowo-zielonych tęczówkach.
Wytarłam miękkim ręcznikiem twarz i opuściłam łazienkę wpadając na czyjeś ciało.
- O Veronica – usłyszałam ciepły głos i od razu wiedziałam kto jest jego właścicielem.
- Hej Kate.
- Super, że na ciebie wpadłam, nie wiesz może gdzie jest Harry. Szukam go chyba od dobrych dziesięciu minut.
- Jest w garażu, właśnie tam wracam – posłałam czarnowłosej uśmiech na co odpowiedziała mi jeszcze szerszym.
- Odpowiedziałaś mi tym na pytanie które chciałam zadać – zaśmiała się dźwięcznie, posłałam jej zdezorientowanie spojrzenie, które od razu wyłapała. Dziewczyna wskazała ręką na mój poplamiony strój po czym dodała: – Czemu jesteś cała brudna.
- Ah no powiedzmy, że zabijałam nudę. – Gdy to wypowiedziałam, nawet nieświadomie uzmysłowiłam sobie jak to zabrzmiało, od razu zrzędła mi mina.
Czarnowłosa jakby rozumiejąc moje nagłe zmieszanie dotknęła czule mojego ramienia.
- Może chodźmy już do chłopaków, co? – W odpowiedzi tylko skinęłam głową wymuszając delikatny grymas na moich ustach.
Razem z Kate skierowałam się do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Ona zdecydowanie tam nie pasowała, była zbyt urocza i miła. Pewnie była także typem dziewczyny, która boi się odrobiny smaru za paznokciami. Nie mam nic do takich, uważam w sumie, że ja nie jestem typowa i nie mam zwyczajnych zainteresować, jak na nastolatkę w moim wieku.
Gdy weszłyśmy, żaden z chłopaków nawet nie zwrócił na nas uwagi no cóż, byli zbyt wpatrzeni w swoje cacka na co im się nie dziwię.
- Kochanie, wszędzie cię szukałam - odezwała się Kate schodząc po schodkach.
- No i znalazłaś słońce. - Luke wyprostował się rozkładając szeroko ręce jakby czekał na dziewczynę. Głupkowaty uśmiech zszedł mu z ust gdy dostał po głowie od stojącego za nim Harry'ego.
- To nie było do ciebie - warknął, ale nie udawało mu się utrzymać poważnej miny. Kate podbiegła i o dziwo przytuliła blondyna.
- Akurat do niego - wystawiła mu język śmiejąc się przy tym. Okey czyli jednak myliłam się co do niej. Wcale nie przeszkadzał jej smar, z którym w tym momencie akurat się spotkała.
Zachichotałam pod nosem widząc wyszczerzonego Luke'a i mordującego go wzrokiem Harry'ego.
- Chodź, Harry. Chciałabym z tobą porozmawiać. - Posłała brunetowi znaczące spojrzenie, na które od razu zareagował i krok za nią wymaszerował z garażu.
Zaś roześmiany 'Hemmo' wrócił do gdybania w aucie. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc ponownie podeszłam do niego i oparłam się o bok, a blondyn posłał mi uroczy uśmiech. Fajnie, że poznałam go z tej drugiej - zabawnej strony. Jest bardzo miły i zdecydowanie wolę go takiego niż sarkastycznego, podłego, chamskiego dupka, który z chęcią władowałby nam kulkę w łeb.
- Podoba ci się? - zapytał w końcu, zauważając jak wzdycham, widząc skórzane wnętrze samochodu.
Przytaknęłam jedynie głową w odpowiedzi.
- Kiedyś może ci pozwolę się ze mną przejechać - uśmiechnął się, puszczając mi oczko.
- Może nawet dzisiaj? Przecież musisz go przetestować po tuningu - uśmiechnęłam się zadziornie, na co blondyn zaśmiał się pod nosem.
- Może - odparł przeciągając samogłoski, a we mnie pojawiła się iskierka nadziei, iż przejadę się jeszcze dzisiaj Nissanem Skylinem, który nie dorównuje w żadnym stopniu Dodge'owi, ale też jest niezły.
Luke poprosił mnie o kilka narzędzi, które wzięłam ze stolika i podałam mu je. Podczas podrasowywania jego Loli - czemu oni nadają imiona swoim samochodom? Ja rozumiem, że to nie jest jakieś nienormalne, bo auto można darzyć jakimś rodzajem uczucia, jak ja, no ale... Imię? - dużo rozmawialiśmy. Dowiedziałam się o nim kilku rzeczy, na przykład, że miał kiedyś dziewczynę - Amandę. Wymienił mi również kilka ulubionych marek jego samochodów. Targowaliśmy się która jest lepsza i dlaczego. O dziwo udało mi się go w pewnych kwestiach przekonać i zmienić poglądy co do niektórych wozów. Mogę nawet powiedzieć, że znaleźliśmy wspólny język.
Lecz cały czas czułam, że to nie z tą osobą chciałabym podłapać kontakt, mimo to i tak czułam wypalający we mnie dziurę wzrok Asha. Towarzyszył mi niemal cały czas nie zależnie od tego co robiłam. To było dziwne i zarazem irytujące. Najpierw mnie zastrasza, a potem tak bezkarnie pożera mnie wzrokiem. Mając już powoli dosyć tego odwróciłam się do niego przodem przez co nasze spojrzenia się skrzyżowały, a moje serce na dosłownie ułamek sekundy zaprzestało działań.
Nieświadomie przygryzłam dolną wargę, przypatrując się mu. Patrzył w moje oczy neutralnym wzrokiem, choć... Nie. To spojrzenie wyrażało dosłownie wszystko, było tak wymowne. Bardziej niż słowa, jednak nie wiem co chciał mi w ten sposób przekazać. Coś czuję, że wieczorem będzie miała miejsce jakaś rozmowa. Aczkolwiek wydaje mi się, że on tak szybko się przede mną nie otworzy. Ale dlaczego niby miałby to robić?! Przecież jestem tylko kolejną zakładniczką, którą i tak wkrótce pewnie sam zabije. Nie wiem dlaczego na tę myśl poczułam ukłucie w okolicach serca.
Nawet na sekundę nie zerwaliśmy kontaktu wzrokowego. On stał pochylony nad silnikiem, opierając się o krawędź karoserii znajdującej się przed maską. Całe jego ciało było napięte, a skupiony wzrok nadal śledził każdy mój najmniejszy ruch, co było zdecydowanie niekomfortowe dla mnie. Ja zaś stałam obok przedniej części Nissana, z rękami skrzyżowanymi pod biustem, również mu się przypatrując.
- Veronica? Słuchasz ty mnie? - Głos Luke'a wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co? Nie, przepraszam, zamyśliłam się - westchnęłam, odrywając zacięte spojrzenie od Irwina. Próbowałam jedynie grać twardą, w środku byłam roztrzęsiona przez sam jego wzrok.
- Coś mówiłeś? – zwróciłam się do stojącego obok mnie niebieskookiego. Ten tylko zaśmiał się pod nosem kręcąc przy tym rozbawiony głową, ym okey.
- Już nie ważne.
- Czy ja wiem. To dobry pomysł – odezwał się kędzierzawy. Co? Jaki pomysł? O czym on mówił?! Spojrzałam na niego z zdziwieniem na twarzy, a on przewrócił tylko oczami z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Mówisz? – zdziwił się Luke, a w odpowiedzi Ashton tylko skinął głową.
- Ale o czym wy mówicie? Co jest dobrym pomysłem? – przenosiłam zdezorientowana spojrzenie to na jednego to na drugiego blondyna.
- Chcą sprawdzić czy rzeczywiście jesteś dobra – odrzekł za nich Liam, równie zdziwiony co ja.
- A-ale... ale jak?
- Chodź tu. – Irwin bardziej rozkazał niż poprosił, ale kogo ja oszukuje, ona nawet nie posiada takiego słowa w swoim słowniku.
Niepewnie podeszłam do niego i stanęłam na przeciwko mojego wymarzonego wozu.
- Proszę bardzo, znajdź jakąś usterkę w tym idealnym wozie - klepnął dłonią krawędź maski i odsunął się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Zmarszczyłam brwi przypatrując się jego obojętnej twarzy.
- I tyle? - Zapytałam zdziwiona.
Blondyn jedynie przytaknął.
- No dobra - westchnęłam.
Pochyliłam się nad maską, zaciskając oczy z szarpiącego na brzuchu bólu. Jednak zignorowałam go, nie chcąc pokazać swojej słabości i przyznać pewnej racji Irwinowi. Zaczęłam przeszukiwać wzrokiem cały system pod maską. Wreszcie wychwyciłam co było nie tak, niby drobne przetopienie, ale ważne i nie wolno go za żadne skarby pomijać.
- Uhm... Masz przepaloną uszczelkę nad głowicą - mruknęłam, nie odwracając się w tył.
Nachyliłam się, by dokładniej sprawdzić czy mam rację, lecz zaraz poczułam duże, chłodne dłonie na biodrach, a moje ciało zesztywniało. Zaraz obok mnie znalazł się Ashton, pochylając się nad tym, co znalazłam.
- Mhm, masz rację. Skoro znalazłaś, teraz pokaż nam po raz kolejny swoje umiejętności i napraw to - uśmiechnął się wręcz pobłażliwie.
Mój brzuch cały czas dawał o sobie znać przy wymianie uszczelki, lecz starałam się nie zwracać uwagi na ból. Nie dam mu tej satysfakcji.
Dokręciłam ostatnie śruby przy nowej części, po czym odłożyłam narzędzia na bok, przyglądając się lśniącemu metalowi. Uśmiechnęłam się zwycięsko pod nosem i wyprostowałam, lecz zbyt szybko... Momentalnie zgięłam się w pół sycząc z bólu, gdyż moje szwy prawdopodobnie pękły. Złapałam się za nieco krwawiący brzuch, zaciskając przy tym szczękę. Podniosłam głowę na Irwina, który teraz stał przede mną niewzruszony, a mała igiełka została wbita w okolice mojego serca. Ale dlaczego? Mogłam się tego spodziewać. Wiadome przecież, że nie wziąłby mnie w ramiona i wyniósł jak Bóg wie jaką królewnę. Jestem idiotką.
Kątem oka zauważyłam, iż Liam zrywa się z miejsca podchodząc do mnie.
Jednak Ashton gestem dłoni nakazał mu się nie zbliżać. Brunet stanął w półkroku mrożąc go wzrokiem.
- Zostaw. Uprzedzałem, że może się tak stać – syknął patrząc na mnie z góry.
Okey, dobra, sukinkot to zaplanował, wiedziałam, że coś jest nie tak, przecież normalnie nie pozwoliłby mi dotykać jego auta. Zagryzłam policzek od środka, zaraz czując metaliczny posmak krwi. Cholernie bolało, tak jakby ktoś powoli odcinał ci tępym narzędziem kończynę. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wytrzymam tego.
- Kurwa Irwin, co ty odpierdalasz? Przecież ona zaraz tu nam zejdzie z bólu – warknął Luke, lecz nie zmienił swojego położenia, nadal wpatrywał się we mnie. Zrób ktoś coś wreszcie!
- Pierdol się Ashton – syknął Liam i podszedł do mnie biorąc na ręce.
Zrobił to bardzo delikatnie, ale mimo to jęknęłam z bólu. Przewiesiłam jedną rękę przez jego kark, brudząc krwią.
- Dziękuję - szepnęłam w jego koszulkę, choć wątpię, że to usłyszał.
- Nie masz za co - westchnął.

_________________________________________________________
Witam witam i o zdrówko pytam :3
Mamy kolejny rozdział! Tyle się tu dzieje! Jejku Lukey i Mikey mnie rozwalają doszczętnie xD sama siedzę i się z nich chichram xD I co ten Irwin sobie wyobraża! Myślałyście, że się zmienił?! Cóż nic mylnego :D To jest Ashton tego nie ogarniesz xD 
Chciałbym powitać dwie nowe czytelniczki ;3 Gabrysię Abramowicz i Księżniczkę__ :*
Dziękujemy niezmiernie za wyświetlenia! Jeny mamy już ich tyle, że nie mogę uwierzyć w to *,*
No dobrze odsyłam was do notki mojej Ver :*
Do następnego skarbeczki :* Buziaki ;* A.


No hey skarby <3
Kurcze, nie mogę się nie zgodzić - tyle się dzieje w tym rozdziale. A miałam nadzieję, że Ashton się jednak zmienił ;-; co za baran. Ugh. Za to Payno nasz superhero *.*
Ja również chcę powitać nasze nowe czytelniczki :) Nie macie pojęcia jakie szczęście mnie ogarnęło kiedy zobaczyłam nowe komentarze! Wierzę, że zostaniecie z nami jak najdłużej i polecicie bloga znajomym :D
No a teraz sprawa inna...
Jutro o 5 rano wyruszam w dwudniową podróż z 2 maluchów (zabijcie mnie ;-; ). Ponieważ wybieramy się do Bułgarii na dwa tygodnie, ode mnie notki raczej nie będzie, chociaż będę się starać o wifi (yup, dla was i oczywiście dla Addie ^.^).
Życzę wam słoneczka, takiego jak ja (mam nadzieję) będę mieć ;3
Do następnego kochani :*
W. xo


Czytasz = skomentuj

niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 14.

*Perspektywa Louisa*

No co za, kurwa idiotka! Skąd ona może wiedzieć, jak traktuję kobiety? Skąd to, cholera mogłaby niby wiedzieć?!
To denerwuje mnie najbardziej, mówi o mnie coś, co usłyszała od innych. Ocenia mnie po pozorach, a tak na prawdę mnie nie zna, nie ma pojęcia kim jestem.
 Wysiadłem z samochodu, z impetem trzaskając drzwiami.
- Tommo, co się stało? - krzyk Jake'a doleciał do moich uszu.
Zatrzymałem się, wziąłem głęboki oddech, żeby zaraz go nie uderzyć i odwróciłem się, obdarzając uśmiechniętą mordę Calvina morderczym spojrzeniem. Blondyn niemal od razu uniósł ręce do góry w geście obronnym, cofając się kilka kroków. Jęknąłem przeciągle, przecierając twarz dłońmi.
- Daj mi kluczyki do Laili, muszę przejechać co najmniej cztery okrążenia - warknąłem mimowolnie
Chłopak od razu wyjął z kieszeni wspomniany przedmiot i wręczył mi go, na co uśmiechnąłem się pod nosem. Kiwając głową w podzięce, odszedłem do samochodu przyjaciela, który ostatnim razem był nieźle styrany, gdyż korzystał z niego Michael. Jednak dzisiaj wyglądał jak nowy, ciekawy jestem ile kosztowało Jake'a naprawienie go. Wyrzuciłem z głowy niepotrzebne myśli, wsiadłem za kierownicę i ruszyłem. Nie patrząc nawet na licznik jechałem, ostro skręcałem, o mało co nie wypadając z toru.
Stanąłem w połowie okrążenia, gdyż skończyło mi się całkowicie paliwo, co oznaczało, że przejechałem na prawdę dużo. Wywnioskowałem to również po chylącym się nad horyzontem słońcu. Opuściłem wóz i, zostawiając go na torze, wróciłem do warsztatu.
- Powiesz mi wreszcie? Chyba wyluzowałeś przez te kilka godzin, jeśli się nie mylę.
- Jezu no, pożarłem się z durnymi idiotkami, które nic o mnie nie wiedzą, a oceniają - syknąłem.
Wcisnąłem dłonie w kieszenie, a moja stopa z impetem uderzyła w leżący obok mnie kamień, który potoczył się na znaczną odległość.
Blondyn ze świstem wciągnął powietrze przez usta, a ja posłałem mu pytające spojrzenie.
- To te córki O'Connora?
- Tak, to one.
- Louis, wiesz, że Brian się w końcu zorientuje. Nie możecie ich trzymać, sam wiesz jak jest z nim.
- Wiem to, Jake. Za to nie mam pojęcia, co możemy zrobić. Jak je zabijemy, on zabije nas. Jak je wypuścimy, to on i tak nie odpuści, bo wiemy, że Brian O'Connor zawsze dopnie swego i się zemści, mordując nas, kurwa wszystkich - warknąłem
Chłopak wzruszył bezradnie ramionami, kręcąc przy tym głową. Podziękowałem mu za pożyczenie Laili i wróciłem do swojej Destiny. Odpaliłem silnik i naciskając gaz do dechy mknąłem przez miasto, miałem w szerokim poważaniu trąbienia i wyzwiska w moim kierunku. Walić te osoby serio miałem wyjebane co w tym momencie o mnie myślą, pieprzyć tych ludzi, miałem inne zmartwienia na głowie, a mianowicie jedną dziewczynę i jej siostrę. Nie mogłem całkowicie wyrzucić z głowy tej postrzelonej brunetki, jak ona mi działała na nerwy jak kurwa nikt przedtem, ale musiałem przyznać, że coś w niej było, coś intrygującego. Po usłyszeniu od młodszej czym się obie interesują, mogę stwierdzić, że coś musiało ją spotkać w przeszłości, coś co zmieniło jej charakter. Wkurwia mnie niewiedza, zawsze, za każdym razem trafia mnie jasna cholera, gdy nie jestem o czymś poinformowany. No cóż w mojej że tak to nazwijmy profesji, niewiedza jest bardzo ryzykowna, musiałem wiedzieć wszystko, o wszystkich, by chronić swojej rodziny. To jest po prostu niesłychane, żeby dziewczyna będąca tak delikatna wewnętrznie była taka.. taka sukowata, dosłownie, natomiast jej siostra, cóż zupełnie było u niej na odwrót, strachliwa niewinna na zewnątrz, w środku czysta kopia Briana. To chore, nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką sprzecznością. Co kompletnie zwala mnie z nóg. Muszę odkryć tą pieprzoną tajemnicę.
Gdy dojechałem do domu, od razu wszedłem do salonu, rozglądając się po nim, lecz nie zastałem tam nikogo, prócz Zayna z Calumem, co mnie zdziwiło. Salon to było miejsce, gdzie praktycznie codziennie przesiadywali wszyscy, rozmawiając, a dzisiaj tu tak pusto.
- Gdzie reszta? - zapytałem, unosząc jedną brew
- Głównie w pokojach. Ash, Luke i Harry w garażu, a Liam wiadomo gdzie - zaśmiał się Cal, który był z resztą kopią Zayna; brązowe oczy, czarne włosy, ciemna karnacja. Tyle, że Malik wyglądał groźniej, definitywnie. A Hood był wręcz uroczy, czego ja oczywiście nie stwierdziłem.
- Tak poza tym, to Martin zaprosił nas na jakąś imprezę - mruknął Zayn - Po Ride Or Die, jeśli się nie mylę - spojrzał pytająco na Caluma, który jedynie przytaknął, potwierdzając jego słowa.
- No was chyba posrało, jeśli wszyscy chcecie tam iść razem ze mną. One same nie zostaną, jak wcześniej, bo może się to skończyć jeszcze gorzej. Tym bardziej nie weźmiemy ich ze sobą - mruknąłem mimo, iż taki scenariusz już tworzył się w mojej głowie.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z ich strony, skierowałem się do pokoju, w którym miałem wielką nadzieję zastać Adrianne. Stanąłem przed drzwiami zastanawiając się, czy aby na pewno tam wejść, szczerze nie byłem pewien czy mam ochotę teraz widzieć jej twarz, której bądźmy szczerzy nie mogłem wygonić z głowy. Westchnąłem przeciągle i chwyciwszy klamkę wszedłem do środka.
Jakie było moje zdziwienie widząc leżącą na wznak Ann oraz siedzącą tuż obok niej jej młodszą siostrę. Obie w ty samym czasie spojrzały na moją osobę, a mój widok odgonił uśmiechy, jeszcze przed sekundą zdobiące ich buzie. Odchrząknąłem czując się nadto obserwowany, lecz nic tym nie wskórałem, gdyż nadal ich wzrok był zawieszony na mnie. Zlustrowałem dokładnie twarz starszej i zauważyłem opuchliznę pod oczami i lekko poczerwieniałe oczy. Czyżby płakała? Przeniosłem wzrok na Veronicę, szukając u niej jakichkolwiek wskazówek, patrząc też czy nie robiły tego razem. Lecz twarz zielonookiej była normalna, nie wykazywała zupełnie nic. Czyli jednak coś się stało po moim wyjściu, albo po prostu to ja byłem powodem jej łez. Chociaż szczerze stawiałbym na to pierwsze, w końcu przecież ma takie o mnie zdanie, że nie powinny dotknąć ją moje słowa. A może jednak?! Musiałem z nią porozmawiać w cztery oczy, więc posłem młodszej O’Connor znaczące spojrzenie, dając jej do wiadomości, że ma opuścić mój pokój. W dupie miałem czy przerwałem im jakąś ważną rozmowę o tipsach, ciuchach czy chuj wie o czym tam one rozmawiały. Brunetka odwróciła głowę w stronę siostry, zupełnie nic nie mówiąc. Po chwili wstała i opuściła pokój, co chwila zmieniając mimikę twarzy, jakby porozumiewając się bez słów z Adrianne. Dziewczyny, w dodatku one są dziwne. Podszedłem powoli do łóżka i zająłem miejsce, na którym wcześniej znajdowała się Veronica. Spojrzałem w jej oczy, przez co nasze spojrzenia się skrzyżowały. Mimowolnie wykrzywiłem się w grymasie, gdy jej oczy były zupełnie puste, nie wyrażały żadnych uczuć.
- Płakałaś? - szepnąłem, choć nie wiem dlaczego powiedziałem to w ten sposób.
- A nie widać? - mruknęła
No i znowu... Ja próbuję być miły, jakoś się do niej dostać, a ona znowu mnie odpycha. Po raz kolejny próbuje być oschła, a ja i tak wiem, że jest słaba i wrażliwa wewnętrznie, jak jej siostra, tyle że wewnętrznie. Ja na prawdę ich nie pojmuję.
- Słuchaj, nie wiem co zrobiłem...
- Wiesz, doskonale wiesz.
Westchnąłem zirytowany, lecz kontynuowałem:
- Wiem, nazwałem cię, jak nazwałem. Ale co z tobą? Cały czas mnie obrażasz, oceniasz po tym, co usłyszałaś, po pozorach, nie mając pojęcia kim jestem na prawdę. Kto ma gorzej? Ty czy ja? Myślisz, że życie pod taką maską jest łatwe? Wszyscy, którzy mnie nie znają, potrafią powiedzieć wiele na mój temat. A nie wiedzą kompletnie nic. Ty też nie wiesz. Więc zanim cokolwiek powiesz o mnie, zastanów się.
- Będąc tutaj trzy dni zdążyłam wyrobić sobie o tobie zdanie. Bipolarny gangsterek - prychnęła pod nosem, a ja starałem się liczyć do dziesięciu byle by tylko opanować nerwy.
- Dostrzegasz tylko te najgorsze aspekty, zresztą tylko te które słyszałaś od osoby pośredniej. - starałem się mówić jak najłagodniej by móc ją do siebie przekonać. - Kto cię tak zranił, że widzisz tylko negatywy? - zapytałem, a widząc jak zareagowała na to pytanie doskonale wiedziałem, że trafiłem w czuły punkt. Jej mięśnie napięły się maksymalnie, wzdrygnęła się, a jej oczy zaszyła mgła. Cholera jasna, nie wiedziałem, że to może być aż tak kluczowa myśl. Siedziałem wpatrując się w nią, czekając, cóż sam tak naprawdę nie wiem na co. Na wyjaśnienia, na ripostę? Jednak niczego takiego się nie doczekałem, siedziała tępo patrząc w moje tęczówki, tak jakby znajdowała się w transie z którego nie może wyjść. Wyglądała okropnie w tym stanie, będąc całkowicie nieobecna duchem, zupełnie jakby znajdowała się teraz w innym wymiarze. Nagle do jej oczu napłynęła masa łez, ale nie ścierała ich nadal wpatrując się we mnie, tak jakby niebyła świadoma tego, iż płacze. Coraz bardziej mnie przerażała, nie w ten sposób że się bałem, ale kurwa to wyglądało bardzo dziwnie.
Mimowolnie, bardzo powoli wyciągnąłem rękę w jej stronę i dotknąłem wierzchu jej chłodnej dłoni, przez jej ciało przeszedł dreszcz. Nie miałem pojęcia, o czym myśli, a to tylko motywowało mnie, by się dowiedzieć. Co ją takiego spotkało?
Łzy spływały stróżkami po jej bladych policzkach, spadając na koszulkę. Bez namysłu starłem słone krople z jej twarzy, nawet na sekundę nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego. Nie wiem co się w tej chwili dzieje w jej głowie, ale to na pewno nie jest nic przyjemnego. Ktoś ją skrzywdził.
W pewnym momencie jakby ocknęła się i wciągnęła ze świstem powietrze przez usta, a cichy szloch rozniósł się po pomieszczeniu, przerywając długą ciszę, która panowała między nami, odkąd wypowiedziałem to pytanie. Moje usta był rozchylone z szoku, miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem co zrobić. Cichy głos w mojej głowie nasilił się, nakazując mi, bym zrobił cokolwiek. Cokolwiek, co jej nie zrani.
Zdziwiony moim sumieniem, które się odezwało, ostrożnie objąłem brunetkę w ramionach i przyciągnąłem do siebie, mimo jej prób odsunięcia się. Posadziłem ją na swoich kolanach i przycisnąłem jej kruche ciało do swojego torsu. Zacisnęła drobne piąstki na materiale mojej koszulki, która z każdą mijającą sekundą zaczęła moknąć coraz bardziej. Jedną ręką trzymałem ją w talii, zaś drugą głaskałem po rozczochranych włosach, czekając aż się uspokoi.
Mijały sekundy, które wydawały się wiecznością, a ona ani odrobinę nie opanowała płaczu. Trzęsła się w moich ramionach dławiąc płaczem. Mimo iż nie powinienem było mi jej szkoda. Jakiś dupek, musiał mocno ją skrzywdzić, gdy tylko się dowiem kto jest powodem tępo wszystkiego obiecuję, że własnoręcznie wypruję flaki! Oddech brunetki stawał się coraz to płytszy i nierównomierny. Jak tak dalej pójdzie to mi się tu kurwa udusi. Mam nadzieję, że wzięła leki, modliłem się o to, gdyż tylko na tyle w tym momencie było mnie stać. Kołysałem się w przód i w tył razem z jej ciałem, które przylegało do mojego, tak że nie pozostawała nawet centymetr odstępu pomiędzy nami. Nuciłem uspokajająco nieokreśloną mi melodię jednocześnie nadal głaszcząc po głowie. Zdecydowanie, jej złośliwość i cięty język było formą odcięcia się od ludzi, był to dla niej sposób na pozbywanie się ich, gdyż była prostsza, łatwiejsza. Robiła to z obawy na zranienie, które często otacza nas na co dzień. Nie miałem pojęcia co mógłbym zrobić, byłem totalnie bezsilny. Tak, ja Louis William Tomlinson jestem, kurwa w chuj bezsilny.
Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Może prawdę? Ale jaką prawdę? Miałem jej powiedzieć, jak jest? Nie będę jej straszył horrorem, który jest prawdziwy i nazywa się 'życie'. Ona nie zna jego ciemnej strony, nie zna prawdziwości, realności, która czasami przytłacza każdego. Ludzie są jedynymi potworami, które istnieją. Właśnie ludzie wyrządzają najwięcej krzywd.
Ja również jestem człowiekiem. Także wyrządzam wiele krzywd, lecz tylko tym, którzy sobie na to zasłużyli. Nigdy nie krzywdzę kogoś niewinnego. Jestem surowy, aczkolwiek sprawiedliwy.
W pewnym momencie pomieszczenie pogrążyło się w głuchej ciszy. Nie słyszałem nic, prócz stłumionych głosów moich przyjaciół, co oznaczało jedynie tyle, że Adrianne przestała płakać. Ostrożnie schyliłem głowę i spojrzałem na jej przymknięte, podpuchnięte oczy, lekko rozchylone usta, z których uciekał gorący oddech, spokojnie unoszącą się klatkę piersiową. Zasnęła.
Delikatnie położyłem ją na łóżku i nakryłem niewielkim fragmentem kołdry. Wychodząc z pokoju, ostatni raz spojrzałem na śpiącą dziewczyną, wzdychając. Zgasiłem światło, szepcząc jedynie słowo:
- Dobranoc.
_______________________________________
Hey, hey, hey!
Wohow, udało się zebrać komentarze, znowu! :D
Jestem pod wrażeniem, choć trzeba byłoby zacząć się bardziej 'reklamować', by więcej osób o tym wiedziało :>
No cóż, co mogę powiedzieć? #LannMoment *.* uwielbiam ich, absolutnie uwielbiam. Ale jeszcze bardziej uwielbiam #AshtonicaMoments :3
Well, to w sumie tyle ode mnie, same głupoty, ale co tam.
Ah! Jeszcze jedna sprawa, za tydzień wyjeżdżam na wakacje, więc zostawię was z tamtym krejzolkiem c:
Kocham(y) was! :*
W.

Witam słoneczka. :*
Jak tam pierwszy tydzień wakacji? Robiliście coś ciekawego?
Ja jestem aktualnie pisze wam notkę przy ognisku nad jeziorkiem. 

Biwak pod namiotem zawsze fajna rzecz ;3
No dobrze dosyć nudzenia. Mamy kolejny rozdział. Z perspektywy Lou *-*

Mówiłam jak bardzo go kocham? Nie? Oh no to mówię. *-*
Dziękujemy za komentarze i tak wiele wyświetleń. <3
Cóż by dalej. Liczymy na więcej komentarzy, wiem że to oklepane no ale to na prawdę motywuje.
To chyba wszystko. Do następnego :* Buziaki ;* A.


Czytasz = skomentuj