poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział 60

*Perspektywa Louis'a*

Chodziłem, a wręcz biegałem po całym domu w poszukiwaniu Adrianne. Po tym jak usłyszałem od jej siostry, że nie ma jej w ogrodzie, od razu udałem się na górę do swojego pokoju. Myślałem, że ją tam znajdę, gdyż fortepian ją zawsze uspokajał, lecz bardzo się zawiodłem, gdy pokój zastałem pusty, bez niej w środku. Gdzie ona mogła pójść? Pokój dziewczyn - pusty z tego co mówiła reszta, łazienki i pokoje też puste. Zbiegiem na dół i coś mnie tknęło, żeby sprawdzić drzwi wejściowe i kurwa myślałem, że kogoś rozjebie.
- Czemu do chuja drzwi są otwarte? Czemu nie ma włączonych zabezpieczeń? - zacząłem krzyczeć, przez co reszta pojawiła się zaraz koło mnie.
- Ymmm... Jak Dylan z Hayden wychodzili rano, musiałem o tym zapomnieć... - odparł od razu Niall chowając się jednocześnie za Calumem. Wiedział, że nie ręczę za siebie w tym momencie.
- Zapomniałeś? Niall! Jeśli Ann wybiegła z domu to wiesz co się może stać? Cholera jasna, a jak ktoś od Sean'a ciągle nas obserwuje?! Co jeśli ją złapali? - zacząłem panikować, a razem ze mną Veronica. - Kurwa - ryknąłem zakładając buty na nogi i pochwyciwszy narzutę wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Adrianne, gdzie jesteś? Co ci strzeliło do głowy?
Wybiegłem poza posesje i zacząłem poszukiwania, oczywiście nie krzyczałem, bo to bezsensowne, jeśli grupa Parkera nas obserwuje, więc biegałem tak wśród drzew mając świadomość, że szukam igły w stogu siana.
Po kilku minutach przeszukiwania lasu wokół naszego podwórka stwierdziłem, że jednak Adrianne nie mogła wybiec z domu, przecież nie jest głupia, nie naraziła by zarówno siebie jak i swojej siostry na śmierć z rąk Sean'a. Dlatego też udałem się z powrotem do domu. W drzwiach minąłem się z Irwinem i już sam nie wytrzymałem, chwyciłem go za bluzę i docisnąłem do ściany. Blondyn był w takim szoku, że nawet nie zdążył zareagować. Dopiero kiedy moja pięść spoczęła na jego twarzy, ocknął się próbując mi się wyrwać.
- Kurwa Tommo - ryknął wkurwiony szamocząc się i jednocześnie osłaniając się przed moim kolejnym ciosem. - Opanuj się!
- Ja mam się opanować? A ty tego kurwa nie mogłeś zrobić, zanim otworzyłeś gębę i zacząłeś pierdolić. Pomyślałeś wtedy? - wściekły docisnąłem go jeszcze mocniej do ściany tak, ze imetem uderzył w nią głową. Dopiero wtedy ciężko dysząc puściłem go i odszedłem w stronę  schodów do piwnicy. Wiem gdzie ukrywa się nasza zguba i jestem też głupi, że nie wpadłem na to wcześniej. Wszyscy założyliśmy, że tam nie mogłaby wejść, ponieważ zawsze zamykamy te drzwi, tylko nikt nie pomyślał przecież, że Ann po porwaniu Veronicy spędzała na dole wiele czasu i wiedziała gdzie mamy kluczę do piwnicy. Chwyciłem za klamkę i już wcale się nie dziwiąc, że były otwarte, wszedłem do środka.
- Ann? - zapytałem cicho pokonując stopnie. - Wiem, że tu jesteś.
Niestety dziewczyna się nie odezwała, lecz wiedziałem, że tu jest. Świadczyło o tym przewrócone, a raczej doszczętnie zniszczone krzesło, na który katowaliśmy Dylana oraz ślady krwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia, które również zawsze zamykamy. Teraz jednak drzwi były lekko uchylone, a zza nich można było usłyszeć ciche szlochanie, naprawdę takie ledwo słyszalne. Pchnąłem stalową powłokę stając zaraz przed skuloną pod ścianą Adrianne. Była roztrzęsiona, było to widać na pierwszy rzut oka. Podkulone nogi oplatała ciasno ramionami, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że z jej ręki sączyła się krew. Głowę miała schowaną między kolanami, a jej przyśpieszony oddech świszczał przeplatany spazmami szlochu.
- Ann? - odezwałem się w końcu podchodząc do niej ostrożnie. Nie zareagowała z początku, lecz z minutowym opóźnieniem uniosła głowę wlepiając zamglone tęczówki w moją osobę.
- Zostaw mnie samą - wymamrotała nie spuszczając ze mnie wzroku. Pokręciłem jedynie głową i usiadłem obok niej. Dziewczyna osunęła się momentalnie ode mnie na co westchnąłem. - Mówię serio Lou, zostaw mnie.
- Nie zrobię tego Ann, ani teraz ani nigdy więcej rozumiesz?

- Jestem złym człowiekiem, Lou - wymamrotała z goryczą w głosie tak, że ścisnęło mnie za serce. Ona ma się za taką osobę? A co ja mam powiedzieć?

- Nie jesteś. Jeśli jedno z nas tu jest potworem, to ja - zaśmiałem się gorzko patrząc na nią cały ten czas. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła kiedy dotknąłem jej ramienia, ale nie ruszyła się nawet o milimetr. - Ann nie jesteś złą osobą - rzekłem poważnie i zarazem głośno by mnie usłyszała.
- Jestem, ranie wszystkich dookoła. jestem jak jakaś chodząca plaga nieszczęść. Przeze mnie jest to wszystko - zamilkła na moment wycierając poranioną dłonią policzek, przez co stworzyła na nim czerwoną ścieżkę. - Moja siostra się prawie zabiła, zniszczyłam ją psychicznie. Dylan ucierpiał prawie też nie ginąc. Nawet Perrie - wypowiadając jej imię głos jej się załamał - choć jej nie lubiłam z całego serca, nigdy nie życzyłam jej śmierci, a przeze mnie....nie żyje - ostanie dwa słowa wypowiedziała z trudem. Dopiero wtedy spojrzała mi w oczy, dostrzegłem w nich czysty ból i smutek - powiedz mi czy to nie czyni mnie okropnym człowiekiem?
- Adrianne - szepnąłem momentalnie znajdując się na przeciwko niej. Chwyciłem jej twarz w dłonie i zataczałem lekkie kółeczka kciukami. - Nie zrobiłaś tego celowo, chciałaś chronić siostrę, którą kochasz, na twoim miejscu również bym tak zrobił. A Dylan i Perrie, cóż wiedzieli w jakim bagnie siedzą.Ww naszym zawodzie, że tak powiem, jesteśmy świadomi tego, że wychodząc z domu możemy już nie wrócić. Zabiłem wielu ludzi Ann i to ja do końca życia będę osobą, którą się tępi, nie Ty, nie ktoś kto poświęcił się by chronić ukochaną osobę. Jesteś aniołem Adrianne i powinnaś o tym wiedzieć. Nieco lekkomyślnym, bo mogliśmy rozegrać to inaczej, ale nadal uważam, że jesteś niezwykle mądra i ten plan, choć mocno mi się nie podobał - tu odchyliłem skrawek jej koszulki przy ramieniu i ucałowałem miejsce, w które oberwała by wyglądało to wszystko bardziej realistycznie - to sam podejrzewam, że nie wymyśliłbym tego lepiej - dodałem z ustami przy bliźnie, po czym znowu ucałowałem tamto miejsce. Czułem jak brunetka lekko się wzdryga i po chwili poczułem dotyk jej drobnych dłoni na moim policzku. Spojrzałem na nią nie wiedząc co ma zamiar zrobić.
- Nie znasz mnie Loueh. - pokręciła lekko głową - nie wiesz co czai się w środku, nie jestem taka jaka ci się wydaje. - Mówiąc to ani razu nie mrugnęła, trochę mnie przeraziły te słowa, ale wiedziałem, że mówi o czymś co zdażyło się kiedyś, coś co ukształtowało mur wokół niej.
- Wiem jaka jesteś i nie wiem czemu próbujesz znowu mnie od siebie odpychać. Cokolwiek się kiedyś stało, jesteś dla siebie za surowa Ann. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą, niezwykle wrażliwą i empatyczną, to co pokazujesz to tylko pozory by trzymać od siebie ludzi z daleka. Wiem to bo niejednokrotnie widziałem u Irwin'a. Czasu nie cofnę, ale mogę spróbować ci pomóc, chcę "uwolnić cię z objęć ciemności i przywrócił to co zastało zabrane"  - zacytowałem jej słowa, które znałem już na wylot. Adrianne uśmiechnęła się delikatnie poprzez łzy, ale nic nie odpowiedziała jedynie niepewnie skinęła głową. Również się uśmiechnąłem ale nieco szerzej i radośniej. Ucałowałem jej usta, po czym poderwałem się na równe nogi biorąc ją od razu w swoje ramiona.
- Nie chcę tam wracać jak na razie - usłyszałem przy uchu kiedy miałem zamiar z nią na rękach opuścić piwnicę. Przystanąłem od razu odchylając głowę w taki sposób, bym mógł patrzeć na jej cudowną, nawet umazaną od krwi, twarz.
- Veronica odchodzi od zmysłów tam na górze, lepiej będzie jak do niej pójdziemy.
- Nie chcę, żeby widziała mnie w takim stanie - rzekła poważnie wydymując przy tym usta. Przewróciłem na to oczami, po czym zmroziłem ją wzrokiem. Ta jednak zupełnie nic sobie z tego nie robiła i oczkami niczym kotek ze Shreka wpatrywała się we mnie. Kurwa, wpadłem. Nie potrafiłem jej nigdy odmówić, ale nie to że staję się przy niej pizdą. Po prostu chcę, żeby była szczęśliwa.
Westchnąłem kręcąc przy tym głową.
- Dobra pójdźmy na kompromis. Najpierw zaniosę cię do swojego pokoju, wykąpiesz się i dopiero wtedy pójdziemy do Vee, pasuje? - zapytałem patrząc jak się z lekka krzywi, ale pokiwała głową całując mnie w usta w podziękowaniu. Po tym ułożyła głowę w zagłębienie mojej szyi tak jakby chciała schować twarz przed całym światem, a prawda była taka, że wiedziała, że wszyscy są na górze i gdy tylko tam wejdziemy będą widzieć w jakim stanie jest brunetka. Dlatego nie dziwię się, że skryła twarz w mojej szyi. Wychodząc z piwnicy natknąłem się na spojrzenia połowy mieszkańców domu, skinąłem tylko porozumiewawczo w ich kierunku dociskając do siebie ciało dziewczyny, która jak na zawołanie jeszcze ciaśniej objęła mnie nogami i rękoma. Nie czekając ani minuty dłużej skierowałem się do mojego pokoju zamykając na klucz drzwi, po czym pomaszerowałem nadal z brunetką na rękach do pomieszczenia obok.
- Ann jesteśmy w łazience możesz już ze mnie zejść - powiedziałem, lecz ta nadal nie oderwała się od mojego ciała, zamiast tego, co mnie mocno zdziwiło poczułem mokre pocałunki na szyi. - Adrianne co ty robisz? Miałaś się wykąpać.
- Zrób to ze mną - wyszeptała, a ja zamarłem. ŻE. KURWA. CO? Stałem tak z nią nie wiedząc co zrobić, byłem w szoku. Czy ja się czasami nie przesłyszałem? Czy ona powiedziała właśnie to, co usłyszałem? Pada mi na słuch. NA PEWNO.
- Lou? - dziewczyna zmartwiona, brakiem jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, odsunęła się ode mnie patrząc mi w oczy. - Powiedziałam coś nie tak?
- Nie... Tylko ymm... - zaciąłem się szukając jakiejś wskazówki w jej tęczówkach.
- Przepraszam, wygłupiłam się - momentalnie zaczęła się szarpać chcąc stanąć na podłogę, lecz nie pozwoliłem jej na to. Chwyciłem jedną dłonią jej szczękę łącząc gwałtownie nasze usta ze sobą. Zszokowana dziewczyna z początku nie zareagowała, lecz zaraz łapczywie oddała pocałunek. Reszta działa się w przyspieszonym tempie, oboje pozbawiliśmy się ubrań i wylądowaliśmy pod prysznicem. Całowałem każdy kawałek jej delikatnego ciała ciesząc się, że mogę mieć ją przy sobie. Pożądanie unosiło się w powietrzu, ale nie dopuściłem aby zaszło to za daleko. Nie tak chciałem ją posiąść, nie pod prysznicem, nie w taki sposób. Chciałem jej pokazać ile dla mnie znaczy i zrobię to, ale kiedy mi w pełni zaufa, kiedy się przede mną otworzy. Na razie musi mi wystarczyć to co robimy teraz.
Oderwałem się od jej ust byśmy oboje mogli nabrać powietrza do płuc. Dziewczyna dyszała ciężko próbując wyrównać oddech a ja w tym czasie delikatnie starałem krew z jej policzka i dekoltu. Zadrżała pod wpływem mojego dotyku, ale nic nie zrobiła więcej. Kiedy po czerwonej cieczy nie pozostało śladu, ucałowałem jej czoło i dociskając do niej swoje staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Skanowałem każdy najmniejszy kawałek jej tęczówek błądząc jednocześnie dłonią po jej nagiej skórze.
- Napraw mnie - szepnęła przytulając się do mnie, a ja zamykając ją szczelniej w swoich ramionach tak, że nie było już między nami przestrzeni, głaskałem ją uspokajająco po włosach. Tak zrobię Ann, przywrócę starą ciebie.










___________________________________________
SKARBY!
Jestem, zgłaszam się!
Jezu w końcu napisałam coś co można opublikować.
Co prawda niestety pisałam to sama, nie wyszło tak samo jakbym pisała to z Ronnie, ale jest coś prawda? Długo się zastawiałam czy może tego nie pisać, oraz czy wam to udostępnić, ale w końcu postanowiłam, żeby wam to dać. Zasługujecie na to zwłaszcza, że nie mam pojęcia kiedy i czy w ogóle się coś pojawi. Dlatego moi drodzy trzymajcie. Mam nadzieję, że nie wyszło do dupy, jak już mówiłam Ronnie stanowiła tego część i sami wiecie o co mi chodzi.
Ci co z nami zostali, dziękujemy z całego serduszka.
Czytajcie, polecajcie naszego fanfika, dzielcie się nim z innymi.
Kochamy mocno :*
Buziaki A.





JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ NAPISZ KOMENTARZ, NAWET CHOĆBY JEDNO SŁOWO.