poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 21.

 Rozdział dedykowany kochanej Dżejdon! ;*
*Perspektywa Veronici*

Przeskakując z nogi na nogę, ze zniecierpliwieniem czekałam na koniec wyścigu. Przez prawie cały czas ściskałam kciuki, mając nadzieję, że wygranym będzie Luke. W sumie dlaczego mnie to w ogóle obchodzi? Ah, pewnie dlatego że zdążyłam go polubić i po prostu uwielbiam wyścigi. Już kilka razy chciałam podejść do barierek, lecz za każdym się tak samo; wrogie spojrzenie i ciche warczenie pod nosem Ashtona, bym się zamknęła i przestała o to pytać. Więc sobie odpuściłam. Stanęłam obok mojej siostry, która już ze znużeniem przypatrywała się pustej ulicy i czekającemu tłumowi. Rozumiem, że nie lubi motoryzacji, ale jest na najprawdziwszym wyścigu ulicznym! Boże, to takie... nierealne.
Zauważyłam, iż Ann rozmawia z Hanną - dziewczyną Caleba. Miała jasnoniebieskie oczy, blond włosy sięgające do ramion i była szczupła, wręcz chuda. A co do jej charakteru to wydawała mi się bardzo miła i opiekuńcza. Caleb jak przedtem powiedział; nie pozwoli, by Ashton do nas chociażby podszedł. I tak było, jednak cały czas miał nas na oku, co było dla mnie dość niekomfortowe, lecz postanowiłam zignorować jego natarczywe spojrzenie.
W pewnym momencie z daleka usłyszałam warkot silników i piszczące opony. Z sercem w gardle spojrzałam na jezdnię, przygryzając nerwowo dolną wargę. Jakaś siła pchała mnie do samej barierki, chciałam dostrzec nadjeżdżające auta. Jasna cholera, gdyby tylko Ashton stąd zniknął zrobiłabym to natychmiastowo, a tymczasem trzymał mnie na smyczy jak psa. I to samym wzrokiem.
W końcu dźwięki zrobiły się głośniejsze, zupełnie jak sam tłum, a mnie coraz to bardziej cisnęło żeby tam podbiec. Bogu dzięki miałam chociaż widok na tor. Moje serce omal nie stanęło, gdy na metę wjechał czarny samochód, a z niego wysiadł Caleb. Zaraz za nim wjechała zielony Nissan Luke'a. Blondyn z gracją wysiadł, trzaskając drzwiczkami. Spora grupa ludzi otoczyła Caleba, a nieco mniejsza Hemmingsa, który zdecydowanie nie był w humorze.
Nie, tego nie wytrzymałam. Krew w moich żyłach tak przyspieszyła, że nie myśląc zerwałam się z miejsca podbiegając do Luke'a. Blondyn odsunął od siebie kilka namolnych dziewczyn, które usiłowały zdobyć choć odrobinę jego uwagi. Wyraz jego twarzy momentalnie złagodniał, gdy zobaczył jak stoję kilka metrów przed nim szczerząc się jak totalna idiotka. Zachichotał pod nosem, objął mnie ramieniem i wolnym krokiem poprowadził z powrotem do reszty, podczas gdy ja paplałam mu pod uchem jak najęta, na co tylko się uśmiechał.
- Nie wiedziałem, że będziesz aż tak podekscytowana – odparł, na co cicho zachichotałam patrząc na niego z lekką kpiną.
- Nie umiesz kłamać – przyznałam, dając mu kuksańca pomiędzy żebra.
- Ała – złapał się za to miejsce i udał że go boli, ale zaraz wybuchł gromkim śmiechem po czym nachyliwszy się wyszeptał zmysłowo wprost do mojego ucha, wywołując u mnie dziwne ciarki ekscytacji - Masz racje, doskonale wiedziałem, że ześwirujesz.
Odepchnęłam go mamrocząc ciche „goń się” i miałam już odejść od niego, ale gdy zobaczyłam, że śmieje się z mojej reakcji, wystawiłam w jego stronę język.
- Ty za to nie popisałeś się zbytnio, dałeś się pokonać Tomlinsonowi – pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Wiesz, że Cal to brat Lou? – zapytał ze zdziwieniem wymalowanym na jego twarzy. 

Przytaknęłam tylko głową skanując plac przed nami, a moim oczom od razu ukazał się Irwin wlepiający w naszą dwójkę morderczy, ciskający piorunami wzrok. Przełknęłam ślinę spinając się raptownie. On mnie zabije, będę miała przerypane jeszcze bardziej niż teraz, ale nie żałuję, w końcu jestem na wyścigach i znam zwycięzców, w jakimkolwiek znaczeniu znam. Raptownie podskoczyłam gdy poczułam ciepłą dużą dłoń na moim ramieniu.
- Veronica? – Wymamrotałam coś niezrozumiałego pod nosem, nie spuszczając oczu z sylwetki mojego prześladowcy. – Olej go – usłyszałam co wyrwało mnie z zamyślenia. 

Przerwałam kontakt wzrokowy z blondynem, zwracając na Luke’a z powrotem całą moją uwagę, co jakoś ciężko mi szło. Ciągle czułam te palące, niemal, że wypalające spojrzenie. Uniosłam wzrok na mojego towarzysza i mogłam zauważyć, że mierzy się z kimś na spojrzenia, dokładnie z osobą, na którą uprzednio patrzyłam. Potrząsnęłam ramieniem niebieskookiego powodując, że w końcu na mnie spojrzał, z lekko zamglonym, nieobecnym wzrokiem.
- Chodź - kiwnął głową na resztę znajomych, którzy po kolei gratulowali Calebowi.
Poprowadził mnie do grupy, nagle stając się głównym obiektem zainteresowania,​ gdyż Louis i jego starszy brat zaczęli się z niego nabijać, na co reagował jedynie cichymi prychnięciami.
- Straciłeś kafla i wygraną, oj biedny Hemmo - zaśmiał się brunet.
- Dobra, dobra. Innym razem wygram złamasie - odparł blondyn. - Gdyby nie tamten baran, wygrałbym to.
- Wmawiaj to sobie, Lucas. Wmawiaj to sobie - wyszeptał teatralnie Louis, przybijając piątkę z bratem. - Dobra, ja załatwię formalności, a wy możecie już jechać - dopowiedział po chwili.
Po jego słowach uśmiech zszedł z mojej twarzy i prawdopodobnie nieźle zbladłam, lecz na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Miałam jechać ponownie jednym samochodem z Irwinem. Teraz byłam przerażona i pewna, że mi nie odpuści. A jeśli wywiezie mnie do lasu, zamorduje i zakopie pod drzewem? Nie, Louis by mu na to nie pozwolił, z resztą jak się przekonałam Caleb także.
Wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić, więc ze strachem odwróciłam się na pięcie i podążyłam ku blondynowi, ba którego ustach malował się - jak dla mnie - przerażający uśmiech. On mnie zabije.
Próbując uspokoić kołatające serce stanęłam przy czarnym wozie, nie mając pojęcia czy wsiąść czy czekać na pewną śmierć lub w tej chwili jedynie ostrą reprymendę.
- Specjalne zaproszenie? Wsiadaj - warknął tak jadowicie że aż wzdrygnęłam się ze strachu. Chaotycznie skinęłam głową i w jak najszybszym tempie wskoczyłam na siedzenie pasażera, kurcząc się na fotelu. Chłopak momentalnie zajął swoje miejsce i nawet na mnie nie patrząc odpalił silnik.
Nerwowo bawiłam się palcami błagając żeby jak najszybciej dojechał do domu, bym mogła być jak najdalej jego psychopatycznych​ zapędów. Nagle samochód stanął, a Ashton wyszedł z wozu trzaskając drzwiami i w ekspresowym tempie znalazł się przy mnie.
- Wyłaź - wysyczał.

Kiwnęłam głową powoli stawiając stopy na trawniku. Szarpnął moje ramię przez co syknęłam z bólu. Chciałam rozejrzeć się i zorientować gdzie jesteśmy, ale zostałam przyparta do boku samochodu. Pisnęłam zdezorientowana patrząc na twarz blondyna, który najprościej rzecz biorąc kipiał ze złości.
- Byłaś niesamowicie niegrzeczną dziewczynką. Mam ochotę zrobić z tobą tyle okropnych rzeczy - warknął wprost w moje usta oblizując swoje wargi językiem.

Cholera był zbyt blisko. Przełknęłam ślinę, chcąc zapytać się co miał na myśli, ale nie zdążyłam, gdyż ponownie przemówił - Ale powstrzymuje mnie perspektywa śmierci z rąk Tomlinsonów albo twojego jebanego ojczulka. - Kończąc uderzył pięścią w dach na co zamknęłam przerażona oczy. Zaraz pewnie uderzy i mnie. Czekałam na ten moment jak na skazanie, lecz nic takiego się nie stało, za to poczułam jego dłoń wplatającą się w moją, a następnie zostałam pociągnięta w przód. Natychmiastowo otworzyłam oczy napotykając plecy Ashtona.
- Gdzie idziemy? - zapiszczałam przerażona, gdy dostrzegłam przed nami las. Najprawdziwszy, cholerny las. Zabije mnie!
- Jak to gdzie? Na imprezę - sapnął zirytowany, natomiast mnie oblał swego rodzaju spokój. 

- Przez las?
- Tak kurwa, przez las, żebym po drodze mógł cię w nim zakopać - zawarczał ciągnąc mnie mocniej za rękę, którą niemiłosiernie mocno ściskał.
Zdusiłam w sobie cichy szloch i łzy cisnące mi się do oczu. On przerażał mnie do szpiku kości i jeszcze bardziej.
Zacisnęłam usta w wąską linię, starając się dorównać kroku blondynowi, co było prawie niewykonalne, gdyż jego długie nogi stawiały większe i szybsze kroki niż moje, w dodatku poranione.
Co chwila potykałam się o jakieś kamienie czy inne odstające od ziemi obiekty.
- Nie mogliśmy jechać autem? - wymamrotałam, dając się nadal ciągnąć chłopakowi.
Nagle stanął w miejscu, w czego skutek uderzyłam o jego plecy.
- Nie podoba się? Proszę bardzo.

Zanim się obejrzałam blondyn chwycił obiema dłońmi moje biodra i uniósł, przewieszając przez swoje ramię.
Pisnęłam zaskoczona jego nagłym czynem i zacisnęłam desperacko ręce na trzymającym mnie ramieniu.
- Wygodnie? - rzekł wbijając mi palce w żebra.
Jęknęłam cicho z bólu, lecz nie odezwałam się ani słowem.
Co mu w ogóle odbiło?!
- Możesz mnie puścić? - wykrztusiłam po kilku minutach drogi, gdy jego ramię zaczynało wciskać się w moje żebra.
- Jeszcze kurwa raz otworzysz te usta, to znajdę im inne zajęcie.
Z trudem przełknęłam gulę w gardle, wyobrażając sobie co ma na myśli. Nagle podrzucił mnie lekko, poprawiając sobie na ramieniu, przez co jęknęłam przeciągle, mocniej zaciskając palce na jego koszulce i nadgarstku.
- Kochanie, jęki zostaw na później.
- Oh idź sobie - łypnęłam na jego głupkowaty komentarz.
- No przecież idę, nie gorączkuj się tak.
- Postaw mnie na ziemię! - krzyknęłam pomimo iż dalej coś gadał do siebie. 

Powtórzyłam swoją prośbę jeszcze kilka razy, ale za każdym razem chłopak mnie olewał. W końcu zdenerwowana uderzyłam go pięścią pomiędy łopatkami, ale i to nie pomogło. Co on jakiś cholerny Hulk czy jak? Ważę swoje, a patrząc też na jego posturę nie jeden zachodziłby w głowe jakim sposobem i lekkością kędzierzawy mnie niósł.
- Ashton - pisnęłam po raz kolejny już mocno zirytowana.
- Tak mi na imię - odparł niemalże z obojętnością, ale w jego głosie mogłam dosłyszeć nutkę rozbawienia.
- Postaw mnie na ziemię. - Ponowiłam próby, mając nadzieję, że tym razem mi ustąpi.
- Nie ma takiej mowy - powiedział, a ja poczułam jak kręci głową na boki.
- Jesteś irytujący. - Głębokie westchnienie opuściło moje usta.
- Tak? I kto to mówi - zachichotał jak mały chłopczyk, czego zupełnie się nie spodziewałam.

Ashton Irwin i słodki śmiech? Nie w tym świecie. Blondyn podrzucił mnie na swoim samieniu. Powodując, że upadając z powrotem upadłam brzuchem o jego bark. Niesamowity ból rozniósł się od szwów, a z moich ust wydobył się krzyk, a zaraz po nim cichy szloch. Raptownie zostałam postawiona na ścieżce, przodem do szeroko otwartych orzechowych oczu. Złapałam się za pulsujące miejsce zginając w pół. O mój Boże. Mam nadzieję, że ponownie ich nie zerwałam. Od razu spanikowana podniosłam do góry bluzkę i odetchnęłam z ulgą, gdy bandaż pozostał biały. Przymknęłam oczy próbując zapanować nad bólem, byłam tak skoncentrowana na pozbyciu się tego uczucia, że nawet nie poczułam jak czyjeś dłonie ułożyły się na moich policzkach. Momentalnie otworzyłam oczy.
- Wszystko w porządku? - zapytał cicho, skanując uważnie moją twarz. Zachowywał się jak nie on. Co jest? Czemu byłam zbyt sparaliżowana, żeby odsunąć się od niego?
Patrzyłam bez żadnej reakcji na jego słowa w jasne oczy, w których zdawało mi się widzieć zmartwienie. Ale nie, to nie możliwe. Ashton się o nikogo nie martwił prócz siebie.
- Veronica. Wszystko okey? - powtórzył, patrząc mi w oczy, jakby chciał wyczytać z nich odpowiedź.
Przytaknęłam lekko głową by go uspokoić i powoli wyprostowałam się, gdy ból zmniejszył się.
- Nie nieś mnie tak - wykrztusiłam, wykrzywiając twarz w grymasie.
- Nie mam zamiaru - westchnął. - Chodź.
Wystawił dłoń w moją stronę, kiwając głową w jakimś kierunku. Niepewnie chwyciłam ją, spodziewałam się, że zacznie mnie znowu targać za sobą, bo z nim nigdy nic nie wiadomo. Zamiast tego powoli ruszył w dalszą drogę, równając się z moim tempem. Nie wiedziałam dlaczego trzymał cały czas moją rękę, przecież wiedział, że nie ucieknę, nie dałabym rady.
W końcu doszliśmy do celu, którym okazało się być ognisko, a wokół niego zgromadzony niewielki tłum ludzi, główne chłopaków.
- Tylko się zachowuj - mruknął do mojego ucha, na co szarpnęłam jego ręką zirytowana.
- Irwin! Już myślałem, że się nie zjawisz - krzyknął rozradowany brunet z kuflem piwa w ręku. Przywitał się z brązowookim tym ich 'męskim uściskiem', mi zaś puścił oczko, od którego na moje policzki wpłynął rumieniec.
- Hej, Martin. Skoro wszyscy są, nie mógłbym nie przyjść. Po prostu po drodze wyniknęły... małe komplikacje.
Chłopak pokiwał rozbawiony głową i wrócił do reszty towarzystwa. Podniosłam głowę, by spojrzeć na Ashtona, który również odwrócił wzrok w moją stronę.
- Śmiało mała - zaśmiał się przykładając dłoń do moich pleców, po czym lekko pchnął mnie, bym usiadła na drewnianej kłodzie. Rozglądałam się wokół poszukując mojej siostry, lecz ani śladu po niej. Przerzuciłam wzrok ponownie na blondyna, który teraz rozmawiał z... Harrym. To znaczy że reszta też tu jest. Nie podnosząc się z miejsca pociągnęłam Irwina za rąbek koszuli niczym małe dziecko chcące zwrócić na siebie uwagę taty. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę z pytającym wzrokiem.
- Gdzie Ann?
Po rozejrzeniu się dookoła wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Poszła gdzieś z Tommo - powiedział nagle głos obok mojego ucha.
Odwróciłam głowę w drugą stronę, a osobą która się do mnie dosiadła okazał się być Michael.
- Gdzie? I po co? - zapytałam nerwowo przygryzając wnętrze policzka.
- Może w krzaki - poruszył brwiami w górę i w dół. Gdy spiorunowałam go spojrzeniem roześmiał się głęboko spoglądając w ognisko przed nami. - A tak na prawdę to chyba musiała się załatwić, a toalety tu nie ma.

Mruknęłam tylko w odpowiedzi, kierując swój wzrok na duże ognisko. Patrzyłam z zaciekawieniem jak płomienie wesoło skaczą dookoła, wypuszczając co chwilę małe iskierki. Uwielbiałam patrzeć w ogień, to było w pewnym sensie dla mnie odprężające, natomiast Ann wolała wyciszać się będąc w lesie albo patrząc na spokojny ocean bądź morze. Kolejna rzecz która nas od siebie różniła. Ale po mimo kilku różnic jest znacznie więcej tych podobnych rzeczy i to dla niektórych przerażające.
- Nie patrz tak na ognisko bo się w nocy zmoczysz. - Czyiś śmiech przerwał moje wspaniałe zajęcie. Oderwałam wzrok od ognia i spojrzałam w dół, zaraz chichocząc gdy napotkałam siedzącego przede mną na ziemi po turecku Luke'a. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi błękitnymi tęczówkami co chwila przystawiając do swoich ust czerwony kubek.
- O to się nie powinieneś martwić - machnęłam od niechcenia ręką nadal śmiejąc się z jego uwagi. Zmarszczył brwi połykając zawartość kubeczka po czym sięgnął za plecy wyjmując kolejny. Skąd on go wytrzasnął? Uśmiechnął się nieco pijacko i wyciągnął kubeczek w moją stronę.
- Napij się. - Od razu pokręciłam głową. Raz, że taka nie byłam i raczej nie piłam alkoholu, a dwa że brałam teraz silne leki przeciwbólowe. - Oh tak ty nie możesz - powiedział bardziej do siebie i opróżnił na raz zawartość plastiku.
- Opijesz się na samym początku?
- No błagam cię! - roześmiał się. - Nie mam tak słabej głowy, żeby po dwóch porcjach nie kontaktować.
Wzruszyłam ramionami nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Będziesz miał zielony tyłek od trawy - zaśmiałam się cicho.
- Podnieca cię to, hm? - odparł, podnosząc do ust kubek.
Pokręciłam głową z dezaprobatą. Wiedziałam, że oni wszyscy są dość... bezpośredni, ale to raczej przegięcie.
Impreza rozkręcała się szybko, nawet ten cały Martin włączył muzykę z dużego odtwarzacza przenośnego.
Ja aktualnie siedziałam rozmawiając z Hanną i Kate. One też nie piły, gdyż musiały pilnować swoich chłopaków, by nie zrobili czegoś głupiego jak to ujęły.
- O, Hemmings już odleciał - zaśmiała się brunetka wskazując na niebieskookiego.​
Opierał się ramieniem o jakiegoś szatyna o chłopcej, aczkolwiek przystojnej twarzy, żywiołowo gestykulując dłońmi przy opowiadaniu mu czegoś. Wyglądał na nieźle wstawionego i pewnie tak też było. Wiedziałam że tak będzie bo już od samego początku nic tylko pił i pił.
- Liam będzie go musiał zabrać - odparła blondynka.
Luke po chwili wstał upuszczając kubek na ziemię i chwiejnym krokiem skierował się w naszą stronę. Niemal od razu poderwałam się z miejsca i podbiegłam do niego widząc jak beznadziejnie sobie radzi z chodzeniem w dodatku przy ognisku. Wzięłam chłopaka pod ramię, chcąc z powrotem posadzić na ławie, lecz ten uparcie nie chciał usiąść, mamrotając coś pod nosem.
- Luke siadaj, wywalisz się - warknęłam.
- Zatańcz ze mną - wymruczał prosto do mojego ucha.
Cóż mogłam zrobić kiedy się uparł i nie wygląda na to że zamierza odpuścić? Blondyn umiejscowił dłonie na moich biodrach kołysając nimi powoli, przecząc rytmowi muzyki. Przyjemne dreszcze przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, lecz zaraz powróciłam do rzeczywistości. Kilka osób, zwłaszcza moja siostra (którą udało mi się wreszcie wyszukać wzrokiem) patrzyli na nas zdezorientowani,​ ale kto by się tym teraz przejmował?
- Gwiazdeczko? - szepnął przejeżdżając ustami po mojej szyi, na co skrzywiłam się lekko.
- Tak Luke?
- Muszę się odlać - jęknął spoglądając mi w oczy z niemą prośbą.
Jak romantycznie.
Prychnęłam pod nosem, chwyciłam go za ramię i pociągnęłam między drzewa, nie zastanawiając się nad tym co mogli sobie pomyśleć inni. 
Chłopak ledwo trzymał się na własnych nogach, gdy manewrowaliśmy pomiędzy drzewami, oddalając się coraz dalej i dalej od rozhuczanej zabawy.
- Luke, jesteś ciężki.

- Przepraszam kochanie, ale wirujesz – odpowiedział chichocząc pod nosem niczym obłąkany. Nagle wymamrotał, że możemy się zatrzymać, oparłam jego jedną rękę o stojące koło nas drzewo i odeszłam kawałek, dając mu trochę prywatności.
- Ej gdzie uciekłaś? Pomogłabyś mi z tym cholerstwem – obserwowałam jak szamocze się z paskiem od spodni, ale nie podeszłam, żeby mu go rozpiąć.
- Jesteś dużym chłopcem poradzisz sobie.
- Wolałbym, żebyś to ty to zrobiła – mamrotał jeszcze przez chwilę, ale poradził sobie szybko i zaraz załatwiając swoje potrzeby, doprowadził się w miarę jak umiał do porządku. Dopiero wtedy podeszłam do niego i chwyciłam w pasie, asekurując by nie upadł.
- Teraz dopiero przychodzisz? Phy, jesteś niewdzięczna – prychnął nagle stając, przez co musiałam uczynić to samo.
- Lucas, bo przegniesz i cię tu zostawię.
- Dobra schowaj pazurki tygrysico – wybełkotał poruszając zabawnie brwiami i na powrót zaczął iść, a raczej pełzać.

_________________________________________________________

Witam kwiatuszki :*
Ta coś mi nie idzie ale udawajmy iż jest ze mną wszystko w porządku.
No więc ten mamy kolejny rozdział. Nie jaram się tak bardzo nim jak Ver ale Lukey mnie powala na ziemię. *,* piany Pingwinek to śmieszny, zboczony i bardzo romantyczny Pingwinek. Hahaha :D
No nic to jeszcze tak szybko podziękuję za wyświetlonka, kurcze jest ich już tyle że moje serce przyspiesza obroty. O,o 

O komentarzach już nie wspomnę każdy daje powera i ogromny zaciesz. Oby było ich więcej *,*
Mam nadzieję że jeszcze dodamy przed rokiem szkolnym rozdział, ale to zależy od was moi kochani.
Do następnego ;* Buziaki :*
A.



Hey, hey, hello :3

Kurcze, tak, kocham ten rozdział jak nie wiem haha :D
Ashton taki brutalny, no i taki mrrr. A Hemmings rozwala, płaczę :")
No dobra, ja również dziękuję za komentarze, rosnące w powalającym tempie wyświetlenia no i oczywiście za to, że z nami jesteście i tak nas wspieracie *,*
Komentujemy, polecamy i tweetujemy (#ShowMeRealityFF)! ^^

Nadal możecie nam wysyłać fanarty! No i oczywiście pytać bohaterów o co chcecie
No to ten... Chyba tyle ;)
Do 22, kochani :*
W.

Czytasz = skomentuj nawet jednym drobnym serduszkiem

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 20.

*Perspektywa Luke'a*

Wsiadłem za kółko, odpaliłem silnik i razem z Calebem podjechałem na start. Ostatni raz rzuciłem krótkie spojrzenie przyjaciołom, którzy unieśli w górę ręce z zaciśniętymi na kciukach palcami. Niewielki uśmiech wkroczył na moje usta, lecz zaraz zniknął, gdy po mojej lewej zobaczyłem Brada - jednego z naszych przeciwników.
- Powodzenia, Hemmings - rzekł, nie odwracając wzroku od drogi.
Prychnąłem pod nosem, przewracając oczami.
- Raczej tobie się to przyda - warknąłem zaciskając palce na kierownicy.
Drugą rękę trzymałem na drążku od skrzyni biegów. Wbiłem wzrok przed siebie. Na drogę wyszła długonoga, rudowłosa dziewczyna, której strój zakrywał tyle co nic. Nienawidzę takich, choć muszę przyznać, że jej ciało było ponętne. Leniwie oblizałem wargi, czekając aż wyścig się zacznie.
Dziewczyna uniosła biało-czarną flagę w górę, patrząc na każdego po kolei. Jeśli tego nie wygramy, Tommo mnie zabije, w sumie Caleb też. Skup się Luke, bez problemu wywalisz tego debila z trasy. 
Nie minęła sekunda, a ruda opuściła flagę, krzycząc 'start'.

Momentalnie wcisnąłem pedał gazu, a wskaźnik podniósł się, pokazując wzrastającą prędkość. Góra kurzu uniosła się nad powierzchnię i przykryła wszystko w naszym zasięgu. Zmieniłem bieg i wprowadzając auto w większe obroty wyprzedziłem pierwszego przeciwnika jadącego zaraz koło mnie. Ten jednak nie dawał za wygraną bo zaraz wjechał mi w bok próbując mnie zepchnąć z trasy. Uśmiechnąłem się z przekąsem i sam dodając gazu skręciłem mocno kierownicą przez co chłopak uderzył głową w szybę.
wygląda jakby się zjarał xD ale shh
- To cię nauczy pokory gówniarzu - warknąłem przyśpieszając.

- Ty tak nie kozacz tylko kurwa kieruj - odezwał się głos w słuchawce którą miałem w uchu. Oho Tommo się wnerwił. 
- Jak mnie dogonisz daję kafla - zaśmiał podpuszczając mnie Caleb. Uwielbiam mieć te połączenie, na trzech, gdzie my jesteśmy na drodze, a Louis się wymądrza.
- Znowu zaczynasz z hazardem brachu? - zapytał Louis.

- Ej młodszy jesteś nie tobie to oceniać. - Caleb jak zawsze uwielbiał podjudzać naszego szefuńcia. - Nadal nie wiem czemu to ty jesteś głową gangu - prychnął a mi zachciało się śmiać, oni są komiczni czasami jak banda nastolatków.
- Moglibyście się zamknąć, próbuję wygrać kafla i wyścig - próbowałem ich uciszyć, ale na marne. Idioci jednocześnie wybuchli śmiechem. 
- Dobre Luke, dobre, marzenia szczeniaka.
Prychnąłem pod nosem, powstrzymując mimowolny uśmiech cisnący się na moje usta i skupiłem się na drodze. Przed sobą zauważyłem czarne porshe Connora, nic prostszego. Przyspieszyłem, jadąc z nim łeb w łeb, a raczej maska w maskę. Blondyn posłał mi mordercze spojrzenie przez jego otwartą szybę, a ja bez większego namysłu uderzyłem w jego bok, póki nie miał całkowitej uwagi skupionej na drodze. Były tego efekty; z siłą go odepchnęło, a on sam stracił na chwilę panowanie nad kierownicą.
- Kurwa tak! - wrzasnąłem niekontrolowanie, gdy blondyn wypadł z trasy.
- Co jest Luke? Przecież mnie nie dogoniłeś, cioto - zaśmiał się brunet.
- Przymknij się, Kebab*- burknąłem.
Nie tak daleko od siebie już widziałem samochód Daniela; kolejnego przeciwnika. Zmieniając bieg ponownie przyspieszyłem, jadąc już ponad 150km/h, jednak dla mnie to nadal było za mało.
Zauważyłem że zbliżamy się do zwykłej, otwartej ulicy. Teraz zabawa się zacznie. Niebezpieczna zabawa.
Wreszcie wyjechaliśmy na rondo, a pierwsze co postanowił zrobić Daniel to zablokować mi przejazd. Po wyjechaniu z ronda zauważyłem zakręt. Człowieku, to są nasze ulice, nasze miasto, znam każdy jego zakamarek. Dojeżdżając do niego, ostro skręciłem, tym samym zahaczając o tył auta chłopaka, przez co obrócił się o 180°. Powodzenia, ta droga nie jest szeroka i jeszcze kierowcy z naprzeciwka... Wygraną miałem w kieszeni. Do pieprzonej mety zostało mi jeszcze 5 kilometrów. Na ostatniej prostej - nitro, tak jak powtarzał Louis.
A może jednak nie trzeba było skręcać w tą jebaną uliczkę. Cholera. Najwyżej mnie złapią, dostanę pieprzony mandat, ale kogo to obchodzi? Ja chcę kurwa wygrać ten wyścig!
Jechałem prostym pasem, na małym wzniesieniu, nad ulicą. Niżej zauważyłem auto Caleba, aż mnie ścisnęło w gardle z ekscytacji. Kafel i wygrana w wyścigu. Czego chcieć więcej? No tak, dziewczyny i nieskazitelnego samochodu, bo po tym co mam w zamiarze zrobić nie będzie on w najlepszym stanie.
Niskie, drewniane ogrodzenie ciągnęło się wzdłuż drogi, którą jechałem, a z drugiej strony nie było nic. Zaś kilkaset metrów przede mną znajdował się budynek. Kurwa. Lekko spanikowany zacząłem na szybko wymyślać co mam zrobić. Nie wjadę w Bóg wie jaki budynek użytku publicznego, ani w drzewa, bo chuj by mi to dało, ale też się nie wycofam. Więc ostatnie wyjście - ogrodzenie. Wziąłem głęboki wdech, zacisnąłem palce na kierownicy i z sercem bijącym z większą szybkością niż jadę skręciłem ostro w lewo. Zaciskając oczy zjechałem po dość stromej górce, wjeżdżając tym samym na beton. Odetchnąłem z ulgą, lecz zaraz ponownie moje ciało się napięło, gdy usłyszałem dzikie klaksony zdziwionych kierowców jadących za mną. Akurat była to ciężarówka. Jęcząc wystawiłem jej kierowcy środkowy palec i przyspieszyłem znacznie.
- Co ty takie odgłosy Hemmings? Ręka cię słabo zaspokaja? - parsknął brunet jadący sporo przede mną.
- Tak samo jak twoja dziewczyna - wymamrotałem wkurzony, on mnie doprowadza do szewskiej pasji. Każdy Tomlinson jest inny, trzy skrajne charaktery, ale każdy kurwa potrafi wyprowadzić z równowagi.
- Uff to dobrze, że ja już nie mam dziewczyny - wypowiedział te słowa za lekko a mnie aż ścisnęło gardło.
- O czym ty pierzysz Cal?
- Nie jesteś już z Hanną? - W słuchawce usłyszałem donośny krzyk przez co moje bembenki zabolały.
- Kurwa Tommo nie drzyj tak ryja, ogłuchnąć idzie - syknąłem sfrustrowany, jak wyjdę z tego cało i nie ogłuchnę to się schleję.
- Jakiś ty wrażliwy Lukey.
- Zgodziłbym się z tobą bracie,ale mi tu kurwa nie zmieniaj tematu.
- Oświadczyłem się Han - powiedział i dam sobie rękę uciąć, że szczerzył się przy tym jak głupi.
- Stary kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć - zapytał z wrzutem Tommo w tym samym momencie poczułem mocne uderzenie w tył.
- Kurwa. Teraz wam się zebrało na pogaduszki rodzinne? Mam wyścig do wygrania. - warknąłem dociskając do końca pedał gazu. Usłyszawszy śmiechy dochodzące ze słuchawki nieźle się zdenerwowałem. Kocham ich ale kurwa czasami przesadzają. Zerwałem urządzenie z ucha rzucając go na siedzenie obok. Uderzenie powtórzyło się a mi aż krew się zagotowała. Moja Lola, biedna Lolita. Spojrzałem w tylne lusterko i zamarłem. Na zderzaku siedział mi Brad.
- Kurwa jego mać! - wrzasnąłem waląc pięścią w kierownice.

___________________________________________
* Tak Luke przezywa w złości Caleba, co go ogromnie denerwuje.

Witam witam I'm back kto się cieszy bo Ver nie xD Nie no żartuje ta to najbardziej się chyba cieszyła i martwiła. Kochana jest *,* Ale chciałabym tam jeszcze zostać. Tydzień to zdecydowanie za mało na to wspaniałe miasto, słowami się tego nie da opisać.. *,*
No ale dalej przechodząc Jejku ta wymiana zdań miedzy Calebem i Lukeyem omfg szczam xD
Ale kolejny będzie lepszy xD no ale ten na razie go nie ma więc już się zamykam.
Dziękujemy za tyle wyświetleń. O ja cie już prawie dwa i pół tysiąca ja cię piernicze. 
A więc nie przedłużając standardowo notka Ver jeszcze.
Do następnego kochani ;* Buziolki ;*

A.

Hey, hey, hello!
I mamy kolejny rozdział ;3
Trochę się w nim dzieje i jest z perspektywy Luke'a yay *-*'
No ale ja tam uwielbiam następny rozdział ^^
To tak typowo; dziękujemy, że nadal z nami jesteście i prosimy, komentujcie, rozsyłajcie znajomym, tweetujcie jeśli macie tt (#ShowMeRealityFF) c:
Kochamy was, miśki ;*
W.



Czytasz=skomentujesz

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 19.

Z dedykacją dla Gabrysi Abramowicz *,*
A więc dziś urodzinki naszej Gabrysi.

Nie owijając w bawełnę. Życzymy Ci kochana wszystkiego najlepszego. Zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń, nawet tych najdrobniejszych życzeń, w przyszłości wspaniałej rodziny, a póki co jak najlepszych ocen. Oczywiście dużo rysowania, bo idzie Ci to świetnie, wiele pomysłów na opowiadania, także wiernych czytelników i czego sobie w tym dniu zapragniesz :* Happy birthday! ;*
A teraz prezent od nas w postaci rozdziału :*



*Perspektywa Adrianne*

Wysiadłam z samochodu Louisa i wyszłam przed niego, wyszukując wzrokiem siostry. Gdy zobaczyłam jak Irwin nachyla się nad nią trzymając na masce, momentalnie zerwałam się by tam iść, lecz głos szatyna mnie powstrzymał, wołając moje imię.
- Czego? - warknęłam, odwracając się w jego stronę.
- Zostań tu, tam nie jest bezpiecznie.
Mimowolnie przewróciłam oczami i wróciłam do tej dwójki. Bogu dzięki, blondyn stał oparty o maskę, a moja siostra próbowała się otrząsnąć po tym, podnosząc się z maski.
- Idę do Veronici - powiadomiłam go, po czym, nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w kierunku siostry.
Posłałam Ashtonowi mordercze spojrzenie, a ją odciągnęłam nieco dalej.
- Co to, jasna cholera było?! - wrzasnęłam, lecz tak, by tylko ona mogła to usłyszeć.
W sumie muzyka na więcej nie pozwalała.
- Sama chciałabym to wiedzieć.
- Chodź, bo jeszcze mu oczy wydłubię - syknęłam, przenosząc wzrok na blondyna, na którego ustach ujrzałam niewielki uśmiech.
- Nie mogę, kazał mi tu zostać - wymamrotała, spuszczając wzrok.
Ja pierniczę. Ten parszywy blondyn mnie wkurza coraz bardziej. Jak on w ogóle śmie mówić tak do mnie a potem jeszcze rozkazywać mojej siostrze. Złapałam ją za rękę i odwróciłam się by wrócić do Louisa, ale przerwał mi głos Ashtona.
- Na twoim miejscu by tego nie robił - syknął nie zmieniając mimiki twarzy.
Prychnęłam, odwracając się do niego. Zrobiłam ku niemu dwa kroki, ale resztę uniemożliwiły mi ręce znajdujące się na moich biodrach. Co jest do cholery. Próbowałam się wyrwać, ale z każdym moim szarpnięciem czułam pulsujący ból w łydce. Wciągnęłam z sykiem powietrze, a do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach i od razu rozpoznałam osobę która mnie trzymała. Jego oddech otulał moją szyję, a ja czułam ciarki przechodzące wzdłuż kręgosłupa.
- Nie rób scen Addie, proszę - wyszeptał mi do ucha, po czym obrócił tak bym mogła na niego spojrzeć. Mierzyłam się z nim chwilę wzrokiem, nie dając za wygraną.
- On mnie doprowadza do kurwa paranoi. Może mnie wyzywać, ale żeby mi siostrę ustawiać po kątach? No już wdepnął w mrowisko.
- Zauważyłaś jaki jest. Jeśli pokażesz mu, że takie gadanie cię prowokuje to będzie go to nakręcać coraz bardziej. - Podniósł jedną rękę i ułożył ją na moim policzku wzdychając ciężko. - Poza tym nie miał racji. Wyglądasz przepięknie. - Gdy wypowiedział te słowa ja automatycznie oblałam się rumieńcem. Kurwa. Zrobił to specjalnie, co prawda to było słodkie, ale nich sobie nie myśli. Odchyliłam głowę tak by pozbyć się jego dłoni z mojej skóry. - Zostaw Veronicę, nic jej się nie stanie, a ty i Ashton to nie najlepsze połączenie. Chodź.
Kiwnął głową, odwracając się do mnie tyłem. Wzdychając posłałam siostrze przepraszające spojrzenie i poszłam za nim. Zatrzymaliśmy się przed samochodem Luke'a.
- Calum, poproś tu Caleba.
Brunet przytaknął, po czym zniknął w tłumie.
- Więc... Kto będzie się ścigał? - westchnęłam, próbując nawiązać jakąś spokojną rozmowę.
- Ja - odparł blondyn ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
 Przeniosłam wzrok z powrotem na moją siostrę, która opierała się o sam koniec maski, jak najdalej od Irwina i jestem pewna, że chciała już tutaj podbiec. Widziałam to po niej. W pewnym momencie otworzyła usta i po wypowiedzeniu jednego słowa w stronę blondyna, on jedynie spojrzał na nią, a już ucichła. Rzeczywiście jesteśmy kompletnym przeciwieństwem, ją tak łatwo przestraszyć. Mimo to nie mam zamiaru pozwolić, by ten idiota mi siostrą dyrygował!
Nie minęła minuta a Calum wrócił z jakimś brunetem o ciemnych oczach i kilkudniowym zaroście, na którego ustach widniał uśmiech.
- Cal i Luke, pamiętacie co wam mówiłem? Nitro nie za wcześnie, ale nie za późno - musicie wyczuć odpowiedni moment, jasne? - zapytał, a dwójka do których mówił przytaknęła.
Nie przysłuchiwałam się dalej ich rozmowie, gdyż poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się niemal od razu i spostrzegłam Veronicę.
- Pozwolił ci? Wow - prychnęłam.
- No właśnie... Zagadał się z Caroline i...
To będą krzyki. Spojrzałam za nią na zdezorientowanego Ashtona, który wzrokiem szukał zapewne mojej siostry. Gdy ją ujrzał, stojącą obok mnie, oderwał się od samochodu i zaczął iść w naszą stronę z zaciśniętymi pięściami i szczęką. Nie mam pojęcia dlaczego to, że oddaliła się od niego na więcej niż metr go tak rozwścieczyło. Zapewne nie lubi, gdy ktoś mu się sprzeciwia. Król zasrany się znalazł. Mimo wszystko pchnęłam lekko zielonooką za mnie, sama narażając się na awanturę ze strony tego psychola.
Stanął przede mną, a para o mało nie buchała mu z nozdrzy. Ja pierniczę zaraz się chłopak zapali.
- Zejdź mi z drogi - syknął z takim jadem że mógłby zabić nie jednego człowieka.
- Nie. - Pokręciłam głową zakładając ręce na piersi. - Nie ma nawet takiej opcji.
- Zejdź. Kurwa. Natychmiast - zawarczał przekrzykując muzykę.
Pokręciłam tylko głową i nadal patrzyłam na niego z politowaniem. Nie bata. Jeśli uważa, że się go boję to się pomylił i to grubo.
- Ashton. Nie rób scen, nie zamierzamy zwracać na siebie uwagi. Jeszcze tego nam brakowało, żeby o nich się dowiedzieli od Sean'a. - Przede mną stanął ten cały Caleb.
- Masz szczęście, jak zawsze - wykrzyczał i odwróciwszy się na pięcie odszedł do swojego samochodu. Wypuściłam powietrze z płuc. Nawet nie wiedziałam że je przytrzymuję. Chłopak, stojący do tej pory do nas tyłem obrócił się z uśmiechem na ustach i to w dodatku szczerym.

- Widzę, że chyba lubisz igrać ze swoim życiem - zaśmiał się serdecznie wyciągając w moją stronę dłoń, którą po dłuższej chwili wahania uścisnęłam. - Jestem Caleb. Ten najprzystojniejszy Tomlinson - przedstawił się a mi kopara opadła.
Że co?! Jest trzeci Tomlinson? Chyba, że jest ich jeszcze więcej. No dobra o tym pogadamy później. Odwzajemniłam jego uśmiech po czym sama powiedziałam mu swoje imię, a następnie Veronici, która już stała ze mną ramie w ramię.
- Powinnaś uważać co mówisz do Irwina, on niestety nie jest tak spokojny jak na przykład Niall. Ten blondasek nawet muchy by nie skrzywdził, co w ogóle wyklucza bycie w gangu - zaśmiał się na co zrobiłyśmy to samo, gdyż to było komiczne. Chłopak tak wrażliwy należy do najniebezpieczniejszego gangu w Londynie. - Dobrze, że jest wyśmienitym hakerem, bo w przeciwnym razie zastanawiałbym się po co on z nami jest. 
- Wiesz ja nadal tego nie rozumiem - przyznałam z lekkim grymasem na twarzy.
- A jak w ogóle przedstawia się sytuacja w domu? – zadał pytanie, którym wrył mnie w podłogę.
Czy on właśnie zainteresował tym jak nas traktują? Czy poinformowali go kim my tak naprawdę jesteśmy? Otworzyłam szeroko buzię co wyglądało na pewno komicznie. Spojrzałam ukradkiem na siostrę i ona wyglądała podobnie. Podrapałam się po karku nie wiedząc co mu odpowiedzieć, tym samym wywołując u chłopaka chichot. – Spokojnie wiem wszystko na was temat, oprócz tego jak ci smarkacze was traktują.
- Cóż, wiesz oprócz wbijania nam noży w różne części ciała i strzelania do nas to jest wręcz wyśmienicie – uśmiechnęłam się sztucznie, ścierając jego uśmiech z twarzy.
- Ashton? – bardziej stwierdził niż zapytał ale i tak Veronica skonała na potwierdzenie tego głową. – Kurcze nie miałem pojęcia. Teraz to nawet jako duży brat proszę obyś nie wchodziła z nim w konflikty. – Te słowa bardziej skierował do mnie.
- Od tego mam dużego brata, żeby mnie ratował z opresji – zaśmiałam się na co mi zawtórował.

Nie wiem dlaczego potrafiłam z nim normalnie rozmawiać,  był przecież taki sam jak reszta tej popieprzonej zgrai, a jednak coś w nim było pozytywnego, że nawet nie chciałam być wobec niego niemiła.
- No to w takim razie pozwól, że duży brat się wami zaopiekuje – powiedział i zerknął nad moim ramieniem na chłopaków. Skinął do nich głową i na powrót wrócił na nas spojrzeniem. – Z racji tego, że Lou zajmuje się chłopakami i nie mam zamiaru zostawiać was z Ashtonem moja dziewczyna Hanna się wami zaopiekuje.
Skinęłyśmy głowami dziękując mu w duchu. – Zaraz po starcie przyjdzie do was.
- Dziękujemy - odpowiedziała za nas Veronica.
- Do usług, a teraz, drogie panie wybaczą ale maszyna wzywa. - Puścił nam oczko i wymijając nas. 
- Tomlinson? Myślałam, że ich jest dwójka - odezwała się, kiedy brunet wrócił do Louisa po dalsze wskazówki dotyczące wyścigu.
- Ja też - wymamrotałam - Ale lepiej nie pytać... Widzę, że ci Tomlinsonowie trzymają Irwina na krótkiej smyczy - prychnęłam.
- I dobrze, w przeciwnym razie leżałybyśmy już tam w studzience.


 Zaśmiałam się cicho na jej komentarz i odwróciłam w stronę samochodu, którym miał jechać Caleb, aktualnie stojący przed maską z jego nieco niższym bratem. Spojrzałam na maszynerię pod czarną blachą auta i zastanawiałam się, co jest w tym tak pociągającego. Metal? Olej? Smród? Benzyna?
Nie mam pojęcia co Veronica w tym widzi, ale cieszę się, że ma jakieś hobby i lubi się zajmować samochodami, zamiast siedzeniem godzinami przed ekranem telefonu. W sumie jesteśmy przeciwieństwami nawet samych siebie. Ja na pozór wyszczekana, na prawdę wrażliwa miłośniczka książek. Z moją siostrą jest na odwrót, tyle że miłośniczka wozów i komputerów.
 Nie minęła chwila a do naszego towarzystwa podszedł jakiś czarnoskóry chłopak z czarnymi dredami do ramion.
- Jackson, sprawdzisz czy wszystko gra, butle są pełne. Nie pomiń żadnego szczegółu, bo powieszę cię za jaja na Big Benie, jeśli któryś z nich nie wygra - warknął Louis, a chłopak roześmiał się dźwięcznie.
- Jasne, spokojnie Tommo, wygrają to - zapewnił go i wziął się do roboty niemal od razu.
Zielonooka brunetka przypatrywała się z zaciekawieniem jego poczynaniom, przynajmniej ona się tutaj nie nudzi i nie czuje się nieswojo, jak ja. Z czystej ciekawości spojrzałam kątem oka na Ashtona opierającego się nadal o swoje auto. Nawet na sekundę nie spuszczał z niej wzroku, oh ale opiekuńcze. Naszła mnie nagła ochota na skręcenie mu karku lub chociaż złamanie ręki, ale chwila... Nie, ja ją bez przerwy mam.
 Czas mijał, robiło się coraz ciemniej, a godzina wyścigu zbliżała się. W końcu Luke i Caleb wsiedli do swoich samochodów i wjechali na start. Cała widownia zaczęła szaleńczo krzyczeć, wiwatować i gwizdać. Muzyka nieco ucichła, a reszta wozów również pojawiła się na początku trasy. Moja siostra przypatrywała się wszystkiemu z wielką ekscytacją, ja bardziej ze zdenerwowaniem. To było niebezpieczne, a jej aż się oczy świeciły.
__________________________________________________
Hey hey hello ❤
Okay, świętujmy urodziny Gabrysi, aczkolwiek nie zapominajmy o blogu c;
Serdecznie dziękujemy tym, którzy przysłali nam prace (znajdziecie je w Galerii Sztuki). Kurcze, nie spodziewałam się, że będzie ich aż tyle, wow ;D wszystkie są po prostu niesamowite *,*
Cóż mam jeszcze powiedzieć?
Dzięki że nadal z nami jesteście ^.^
Kocham was, miśki :*
W.


Hejka. Piszę tę notkę trochę wcześniej, więc możecie ją zobaczyć dzisiaj.
Gdy Ver będzie go publikować, zapewne będę gdzieś między Francją a Anglią. xd

W tym rozdziale poznajemy nowego członka rodziny. Zaskoczeni? Przywitajmy go gorąco.
W końcu to "duży brat" :D 

Dziękujemy za komentarze, wyświetlenia i wasze prace, ale to już pisało moje słoneczko ;*
Nadal możecie nam wysyłać, mamy nadzieję że będzie ich coraz więcej ^^ Nie bójcie się. :)
(wysyłajcie gdzie chcecie {gmail, g+, fb..o ile nas macie xD} i co chcecie {grafikę komputerową, jakiś fragment wypisany ładnym drukiem i jakieś rysunki obok, napisy takie jak np robiła Gab, rysunki przedstawiające sceny z SMR} co wam się żywnie podoba kochani.

A więc miłego i mam nadzieję, że do następnego :*
Lov ya :*
Buziaki :* A.

PS. Zachęcamy do pytania bohaterów w zakładce "Zapytaj Familie"


Czytasz = skomentuj

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 18.

Z dedykacją dla Pauli <33 Bo przeczytałaś i się wkręciłaś *,* Kocham Cię Ćwoku. :*    A.

*Perspektywa Nialla*

Ziewając zszedłem po schodach wprost do kuchni, gdyż mój żołądek dawał o sobie znać, mimo że obiad był jakieś dwie godziny temu. W czasie, gdy moja kawa się robiła w ekspresie, ja przygotowywałem sobie kanapki. Do wyścigu zostało nam... Kilka godzin, więc postanowiłem posiedzieć z Paynem w tym całym 'Komputerowym Imperium'. Po zjedzeniu kanapek, wziąłem kubek z gorącym napojem i skierowałem się do pracowni. Zdziwił mnie fakt, iż nie siedział w niej Liam. Była pusta. Zasiadłem więc przy komputerze, odłożyłem kawę na bok i spojrzałem na czarny monitor. Sięgnąłem ręką w górę, by włączyć cały ten system, jednakże moja kiepska koordynacja ruchowa dała o sobie znać - strąciłem łokciem kubek, a gorąca ciecz rozlała się po... Właściwie po wszystkim, co najważniejsze. Z otwartymi ustami postawiłem kubek z powrotem i pobiegłem do kuchni po ścierkę, która i tak mało by dała, gdyż durna kawa dostała się na pewno do różnych niezakrytych zakamarków. Chaotycznie ścierałem wrzątek, choć wątpię, że to coś da. Spróbowałem włączyć to ustrojstwo, ale... Nic z tego. Przygryzłem z nerwów dolną wargę, ciągnąć się za włosy. Payne mnie zabije!
I jak na zawołanie drzwi otworzyły się z hukiem a do pomieszczenia wtargnął Liam. Przełknąłem głośno gulę powstałą w gardle. No to się zacznie. Wzrok bruneta zatrzymał się na mojej osobie, zmarszczył brwi zauważywszy szmatkę w miom ręku.
- Niall! - krzyknął w ekspresowym tempie do mnie podchodząc. - Coś ty narobił!?
- Ym Liam nie denerwuj się - próbowałem jakoś go uspokoić, ale ten nadal wymachiwał ścierką wyrwaną z mojej ręki.
- Jak powiedź mi jak!
- Nie zrobiłem tego specjalnie. - zacząłem się bronić, bo wiedziałem, że zaraz mogę paść na podłogę i zostać pobitym.
- Ile razy ci powtarzałem, żebyś nie właził tu z jedzeniem i piciem! - wrzeszczał coraz głośniej dźgając mnie w tors palcem wskazującym. - Dużo! Ale jak zawsze ty jesteś kurwa najmądrzejszy! - wykrzyczał odpowiadając za mnie po czym znowu zaczął podnosić głos. - No obiecuję, że cię zajebię!
- Hej, co tu się dzieje?
Odwróciłem przestraszony wzrok w stronę drzwi, o których framugę opierała się młoda Tomlinson.
- On, cholera jasna zalał cały system pieprzoną kawą!
- Payno, spokojnie, ochłoń. Sam mówiłeś, że wszystkie dane mamy zabezpieczone.
- No teraz nie jestem tego pewien - warknął, a mnie aż przeszedł dreszcz na samą myśl, że przeze mnie ktoś może schwytać nasze informacje.
- Więc Niall pomożesz mu odzyskać wszystko, naprawić sprzęt i zrobić co będzie konieczne, nawet teraz pojechać do sklepu po coś, a od jutra masz zakaz zbliżania się do tych drzwi - postukała palcem w drewnianą powłokę, a na mojej twarzy pojawił się nie mały grymas. - Jasne?
Przytaknąłem jedynie, gdyż Kate w każdej chwili mogła wyjąć broń. W końcu ma w sobie coś z Louisa.
Brunetka wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Co mam ro...
- Najlepiej wyjdź - skwitował natychmiast.
Westchnąłem zrezygnowany, jednak wykonałem jego polecenie, zostawiając samego w pracowni.
*** 
- Siedzi tam od trzech godzin, długo jeszcze? - jęknął Harry, bawiąc się bransoletką znajdującą się na nadgarstku Kate, która siedziała na jego kolanach.
- Zluzuj majty, Styles - prychnął z kolei Luke.
Ja zaś siedziałem cicho jak mysz na kanapie w samym rogu, bojąc się odezwać. Po kilku minutach dość niezręcznej ciszy, do salonu wparował wcześniej wspomniany Payne.
- I co? - zapytali wszyscy chórem.
- Mam i dobrą, i złą wiadomość. Dobra jest taka, że odzyskałem wszystkie lub prawie wszystkie, w każdym razie te najważniejsze dane. A zła... Cały system w domu jest zjebany.
- Dokładniej? - odezwał się Zayn.
- Zabezpieczenia wysiadły. Trzeba zaprogramować nowe, a do tego potrzebny mi również nowy sprzęt.
- Kurwa - wykrztusił Calum. - Przecież dzisiaj jest wyścig! Nie zostawimy O'Connor samych z rozwalonym zabezpieczeniem, a tam musimy stawić się cholera wszyscy!
- Wiem, Calum.
- Więc? - westchnął mulat.
Salon pogrążył się w grobowej ciszy, a ja nie odważyłem się wykonać najmniejszego ruchu.
Po chwili głos zabrał dotychczas milczący Louis:
- Weźmiemy je ze sobą.
- Czyś ty całkiem zwariował?! - krzyknął Liam. - Skąd wiesz, że inni tam nie znają córek Briana? Widząc, że my je mamy, mogą uznać, że są dla nas Bóg wie kim i... Czy ty nie rozumiesz, że to jest idiotyczne i niebezpieczne?
- No więc? Jakiś inny plan? Musimy się tam wszyscy stawić dla bezpieczeństwa i zasad, one same nie zostaną z niesprawnymi zamkami w drzwiach, sam chyba wiesz dlaczego. Nie mamy innego wyjścia - niebieskooki wzruszył ramionami.
- To jest absurdalne i niebezpieczne.
- A czy my kiedykolwiek działaliśmy inaczej? - chytry uśmiech wtargnął na jego usta.
- To jest szaleństwo. - wrzasnęła Perrie stając na równe nogi. - Mogą uciec. Wydać psom. - spojrzała z wyrzutem na Zayna a potem na Louisa.
- Perrie uspokój się. - mulat złapał ją za dłoń, lecz ta się wyrwała.
- Co Perrie, taka jest prawda, gdyby nie ten idiota. - tu wskazała na Irwina. - Nie było by całej tej rozmowy. A teraz nie możemy się ruszyć bo dookoła nas jest jedna wielka przepaść.
- Radziłbym ci zważać na słowa, to że należysz do rodziny nie oznacza, że możesz mnie obrażać -  powiedział niby od niechcenia Ashton. Blondynka już otwierała usta by coś powiedzieć, ale uprzedził ją Tommo.

- Dosyć. Podjąłem już decyzje i tak nie mamy wyjścia. Zabieramy je ze sobą. - zmierzył nas wszystkich uważnym spojrzeniem, zatrzymał się dopiero na młodszej Tomlinson. - Trzeba je przygotować tak, żeby nie rzucały się w oczy. Wiesz co robić Kate?
- Pff jeszcze się pytasz. - dziewczyna zaklaskała wesoło w dłonie i odwracając się twarzą do loczka ucałowała jego usta uśmiechając się przy tym słodko. Czasami chciałbym być na miejscy Hazzy, Kate jest śliczną dziewczyną, z wspaniałym charakterem i jeszcze większym sercem. Kocham ją, ale co ja mogę poradzić na to. Serce nie sługa, ale cieszę się, że jest z zielonookim, pasują do siebie idealnie, więc usunąłem się w cień by nie psuć nikomu życia.
- Uciekasz mi już? - zapytał Harry, gdy odsunęła się od niego. Zrobiła tylko smutną minę przelotnie całując jego nos i chichocząc zniknęła na górze.
- Hazzuś słodziaku - szturchnął go siedzący obok Luke. - Kocham cię wiesz?
- A idź sobie zwal - prychnął pokazując mu środkowy palec po czym wybuchnął śmiechem.




*Perspektywa Veronici*

Siedziałyśmy w pokoju na łóżku, tym niczyim pokoju, w którym już nie jednokrotnie spałyśmy. Drzwi nie były zamknięte na klucz, ale jakoś nie specjalnie chciałyśmy z niego wyjść zważywszy na podniesione głosy dobiegające z dołu. Obie stwierdziłyśmy, że lepiej nie wystawiać się na odstrzał jeśli na dole trwają jakieś rodzinne spięcia. Siedziałam po turecki przy leżącej Ann która cicho nuciła jakąś melodię, którą pewnie znowu wymyśliła.
Przeniosłam wzrok na trójkę dziewczyn, które grzebały w szafie poszukując czegoś dla nas. Szczerze powiedziawszy to bałam się co one wymyślą. Nie chcę wyglądać jak jakaś puszczalska szmata!
- Ok, mamy dla was coś - Caroline uśmiechnęła się szeroko odwracając głowę w naszą stronę.
Adrianne momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej i wpatrywała w nią wyczekująco.
Po chwili Kate odwróciła się w naszą stronę, trzymając w jednej ręce jeansowe spodenki, a w drugiej szarą koszulkę na ramiączkach ze srebrnym krzyżem na środku. Zaraz po niej odwróciła się do nas Rose trzymając czarno-granatową, krótką sukienkę i rajstopy z siatki. Widząc to skrzywiłam się. To nie był nasz typ.
- Vera, ty ubierzesz to - Kate rzuciła mi swój zestaw, na co odetchnęłam z ulgą.
Nie chciałam ubierać tej sukienki, którą musi moja siostra.
Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki razem z Ann.
- Nie chcę tego ubierać ani tam iść - westchnęłam, sama się sobie dziwiąc.
Bo przecież to będzie wyścig. Szybkie, piękne samochody, prędkość, niebezpieczeństwo, adrenalina... wszystko co kocham. Choć w nie najlepszym towarzystwie własnych porywaczy.
- A co ja mam powiedzieć o tej sukience - odburknęła.
Mrucząc pod nosem najróżniejsze obelgi w stronę Irwina założyłam spodenki pp czym bluzkę.
- I jak? - zapytałam stając przed lustrem.
Ann spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Wyglądasz świetnie. - uśmiechnęła się do mnie po czym zaraz patrząc na swoje spojrzenie skrzywiła. - Czego nie można powiedzieć o mnie, wyglądam jak jakaś..
- Nawet nie kończ - zagroziłam jej palcem na co zamknęła usta. - Wyglądasz pięknie.
A to Addie
Oczywiście to ubiór naszej Ver
Na moje słowa Ann przewróciła oczami i wzdychając ciężko wyszła lekko kulejąc z łazienki, wracając do dziewczyn, które stały z kosmetyczką ręce. Dobra mam się bać i zacząć już uciekać czy jaki huk.
- Wow. Wyglądacie świetnie. - zaklaskała Kate zadowolona z naszego wyglądu. - Och zapomniałabym buty. - odwróciła się do szafy i wygrzebała z nich czarne szpilki i czarne vansy. Mnie podała buty na płaskim natomiast mojej siostrze przypadły obcasy. Ann spojrzała na buty, które trzymała w reku, podniosła zdezorientowana wzrok.
- Ym Kate - zirytowana wskazała na swoją postrzeloną łydkę, którą zdobił bandaż. Dziewczyna spojrzała w tamtym kierunku i jej uśmiech delikatnie przygasł.
- Jezu Ann przepraszam. - podbiegła i wyrwała od niej szpilki, po czym znowu wróciła do szafy i tym razem stanęła przed nami z wysokimi botkami w czarnym kolorze i co najważniejsze na płaskim obcasie. - Zapomniałam, że Ash pozostawił pamiątkę.
- Taa i to nie jedną - szepnęła z bólem Ann obdarzając mnie przelotnym spojrzeniem, następnie dziękując Kathrin. Gdy nałożyłyśmy buty dziewczyny kazały nam usiąść, więc i to uczyniłyśmy. Ponad godzinę spędziły na nakładaniu nam na twarze przeróżnych kosmetyków, od korektora po eye-liner kończąc. Bałam się spojrzeć w lustro kiedy powiedziały, że skończyły. Jakie myło moje zdziwienie, kiedy okazało się, że pomimo tego wszystkiego na twarzy wyglądam ładnie, naturalnie. Addie natomiast miała nieco mocniejszy make-up, ale w zupełności do niej pasował, a w połączeniu z jej strojem prezentowała się zjawiskowo. Tommo pewnie na jej widok narobi w majtki. Oh jak ja chcę to zobaczyć. Człowiek głupi nawet zauważy, że brunetka mu się podoba, okazywać również to okazuje, w drugą stronę na szczęście to nie działa i cieszę się z tego powodu, bo nie będę musiała odwlekać ją od głupiego zauroczenia.
- Okey, jesteście w pełni gotowe. Zejdźcie do salonu, a my się przygotujemy - uśmiechnęła się Kate, a moje oczy rozszerzyły się.
Na dół? Do dziewiątki chłopaków? Bez nich? W dodatku do Ashtona?! Jezu, nie. Nadal go nienawidzę z całego serca, zwłaszcza po tym co zrobił cham jeden. Bo jak można być tak podłym człowiekiem, by kogoś tak boleśnie ukarać? Moje szwy się zerwały, a on ani drgnął. To po prostu nieludzkie. Jeszcze ta sytuacja następnego ranka... Bez przerwy mordował Luke'a wzrokiem, a potem jeśli się nie mylę zaciągnął go na jakąś 'rozmowę w cztery oczy'. Mam nadzieję, że nie zrobił mu większej krzywdy, gdyż zdążyłam już polubić Hemmingsa. Pod tą maską bad boy'a, którego zgrywa, to na prawdę miły, zabawny chłopak. Ale wróćmy do teraźniejszości.
Przeniosłam wzrok na moją siostrę, która wzdychała mrużąc przy tym oczy. Też nie chciała tam schodzić. Jednakże po chwili podniosła się, a ja z wahaniem wykonałam to samo. Wyszłyśmy z pokoju i wolnym krokiem podążyłyśmy korytarzem ku schodom. Już z ostatniego ich stopnia słyszałyśmy głośne rozmowy chłopaków. Koślawo i niezgrabnie zeszłyśmy po nich, wchodząc do pomieszczenia. Momentalnie wszyscy siedzący na kanapach ucichli, a ich spojrzenia zwróciły się w naszą stronę.
- Zamknijcie te gęby bo wam coś wleci. - przewróciła oczami Ann a ja cicho zachichotałam na jej słowa.
- Nadal się zapominasz. - warknął Irwin rozwalony na kanapie. Jego zawsze obojętną twarz wykrzywił lubieżny uśmieszek, a jego wzrok sunął po moim ciele. Czułam się w tym momencie dosłownie jakbym miała węże zamiast włosów. Spojrzałam spanikowana na siostrę, a ta jakby czytając mi w myślach pokręciła głową, wcale nie byłam tym zdziwiona gdyż wiele razy zdarzało nam się takie coś. Czasami mnie przeraża te nasze siostrzane połączenie, ale i tak się cieszę, że ją mam.
- Bo Ci żyłka pęknie Ashy. - Znowu do gry "ryzykujmy swoje życie u Irwina" dołączyła się Ann, ona serio czasami nie wie kiedy skończyć. Blondyn zmierzył ją wzrokiem i już się wyprostował z zamiarem wstania, ale Harry popchnął go z powrotem na kanapę.
- Serio stary, wyluzuj - zwrócił się do niego, ten natomiast warknął coś pod nosem, ale został na swoim miejscu.
- Powie nam ktoś czemu musimy z wami jechać na ten wyścig? Myślałam, że nam nie ufacie - zabrałam głos, nie chcąc bardziej pobudzać i tak napiętej atmosfery.
- Bo tak jest, ale cóż zostaliśmy do tego zmuszeni. - odpowiedział Louis wpatrzony w moją siostrzyczkę. Ehh. A nie mówiłam, że tak będzie?!
- Ja tam im ufam. - po pokoju rozniósł się głos Luka, uśmiechnięta skierowałam w tamtym kierunku wzrok, ale gdy tylko to uczyniłam automatycznie zbladłam. Miał rozciętą wargę i wielkiego siniaka na policzku. Czy to mu zrobił Irwin? Przeze mnie?
-  Co ci się stało w twarz? - zapytałam przerażona.
- Ym, ah to, ym miałem małą sprzeczkę. - wyjaśnił drapiąc się po karku.
Przeniosłam dosłownie wściekły wzrok na Ashtona, który z pewnością był tego sprawcą, mimo iż wpatrywał się w moje oczy bez cienia chytrego uśmiechu czy wyższości - obojętnie. Zastanawiam się czasami czy on w ogóle ma jakieś uczucia.
- Siadajcie, zanim one się zbiorą minie pół roku - westchnął Harry.
Z nieznacznym grymasem na twarzy wyszukałam spojrzeniem wolnego miejsca, które Bogu dzięki było obok Luke'a. Pomogłam siostrze dojść do kanapy, a sama opadłam na czarną, grubą poduszkę. Posłałam blondynowi pokrzepiający uśmiech, który w pewnym stopniu odwzajemnił. Po chwili jednak przeniosłam wzrok na Adrianne, siedzącą w tej chwili w rogu kanapy niedaleko Harry'ego i Caluma.
- Pamiętacie, że trzeba jeszcze podjechać do Jace'a po butle? - odezwał się Michael.
- I najlepiej byłoby, gdyby zrobił drobny przegląd aut - dodał Irwin, od którego nie mogłam odwrócić wkurzonego wzroku.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, któryś z tych chłopaków kopałby mu dół.
Opadłam plecami na oparcie kanapy, wydychając cicho powietrze.
- Tak w ogóle. - odezwał się po dłuższej chwili Ashton, wszystkie spojrzenia zostały skierowane na niego, lecz on wpatrywał się z kminą na moją siostrę. Coś czuję, że teraz zabłyśnie i wybuchnie z tego niezła awantura. - Nie wiedziałem, że trzymamy dziwki w domu. - uśmiechnął się sztucznie. Addie automatycznie wyprostowała plecy.
- Że przepraszam mówiłeś coś bo słyszałam tylko seplenienie. - teraz wszyscy zgromadzeni patrzyli to na brunetkę to na blondyna. Błagam by tylko nie polała się krew.
 - To co słyszałaś. Teraz Adrianne wyglądasz jak rasowa dziwka. - zaśmiał się szyderczo poprawiając się na kanapie. Nie no tym razem to przesadził. Miałam już coś powiedzieć, ale oczywiście moja siostra mnie w tym uprzedziła.
- Cóż widzę, ze to twój chleb powszechni.
- Może załatwić ci kilku klientów? - zapytał z udawaną uprzejmością, popatrzyłam na Ann, jak zaciska dłoń w pięść, myślałam, że wstanie z sofy i mu przywali, byłaby do tego zdolna, ale zamiast tego po prostu się zaśmiała.
- Masz na myśli siebie? No cóż dzięki ale z męskimi szmatami się nie umawiam. - zrobiła smutną minę, a pokój przepełnił śmiech Luke'a, Harry'ego i Louisa. Reszta z otwartymi ustami gapiła się brunetkę, cóż, byłam jedną z tych osób. Czy ona właśnie to powiedziała? Nie, to jakiś pieprzone przesłyszenie. Przeniosłam wzrok na kipiącego ze złości Irwina. Warknął coś niezrozumiałego pod nosem i nagle zerwał się z kanapy.
- Ty mała suko. - zaczął iść w stronę  ale natychmiastowo przed nim pojawił się Louis z morderczym wzrokiem wbitym w chłopaka.
- Ashton, sam ją sprowokowałeś.
- Chuj mnie to obchodzi. Zejdź mi kurwa z drogi. - warknął na niego wściekły.
- Odpuść. - szatyn mierzył go wzrokiem, jakby to miało go od tego odwieść. Wpatrywali się tak nawzajem zabijając spojrzeniem i w końcu Ashton warknął, ale zanim odszedł odchylił się w bok by dobrze widzieć Ann.
- Uważaj jak i do kogo ważysz słowa bo pewnego dnia się nie obudzisz i nawet Tommo ci nie pomoże. - wypowiedział te słowa bardzo jadowicie, po czym odwrócił się na pięcie i usiadł na kanapie, dodając jeszcze jedno zdanie. - Suka zawsze zostanie suką.
- Patrz chociaż z tym się zgadzamy. - syknęła i więcej już się nie odezwała, zamknęła tylko oczy i widząc po jej mimice twarzy, powstrzymywała się od nie wybuchnięcia płaczem, słowa blondyna na nią wpłynęły i to jak zawsze. Adrianne bierze wszystko do siebie, każdą opinię na jej temat, obrazę. Jest na prawdę zbyt wrażliwa, ale muszę przyznać, że zdążyła nauczyć się to doskonale maskować. Sama miałam wielką ochotę wstać i dać mu w twarz za to co powiedział lub chociaż na niego nawrzeszczeć, co... na pewno nie skończyłoby się dobrze. Więc siedziałam milcząc oraz posyłając siostrze pokrzepiające spojrzenie.
Na szczęście nie musieliśmy trwać w tej niezręcznej ciszy dłużej, gdyż dziewczyny zeszły do salonu ubranie podobnie do nas. Nie rozumiem dlaczego na jakichś wyścigach trzeba wyglądać jak rasowa dziwka. Dlaczego? Jaki w tym sens?
- Idziemy? - zapytał Louis, podnosząc się z kanapy.
Kate przytaknęła za nie wszystkie. Weszliśmy do garażu, a ja niemal od razu zerwałam się by podejść do Nissana Luke'a, lecz ktoś chwycił mój nadgarstek i pociągnął w tył, przez co zachwiałam się lekko. Odwróciłam głowę, a wielka gula uformowała się w moim gardle widząc zirytowanego Ashtona.
- Jedziesz ze mną, nie ma szans, żeby policja mnie złapała - Mimowolnie jęknęłam przeciągle. Bałam się z nim jechać w jednym aucie, co prawda pięknym aucie, ale nadal z nim. - Wsiadaj - warknął.
Blondyn puścił mój lekko siny nadgarstek, a ja bez gadania wsiadłam na miejsce pasażera z Dodge'u.
Luke siedzący w samochodzie obok uchylił szybę, więc zrobiłam to samo.
- Nie martw się, to nie daleko - posłał mi pocieszający uśmiech, który ledwie udało mi się odwzajemnić.
Zaczynałam go lubić, nie wydawał się być zły. Ale przecież znam go tylko kilka dni i poznałam w takich, a nie innych okolicznościach. To chore, czy ja mam syndrom sztokholmski?
Po chwili Irwin usiadł za kierownicą, a ja odruchowo zapięłam pasy, na co parsknął śmiechem, lecz nic nie powiedział. Z papierosem w dłoni odpalił silnik i wyjechał na główną drogę, a ja nieco się rozluźniłam. Spojrzałam na uchylony schowek przed moimi kolanami. Moją uwagę przykuła płyta - Nirvana. Ostrożnie otworzyłam go szerzej, co chwila zerkając na blondyna przez obawę, że może chcieć mnie znowu uderzyć i wrzeszczeć, iż mam niczego nie dotykać. Natomiast zauważyłam, że na jego ustach gra leniwy uśmiech. Wyciągnęłam więc kasetę i obejrzałam z każdej strony, jakby była najciekawszą rzeczą świata. Bo w tej chwili była.
- Włącz ją - odezwał się chłopak.
Włożyłam kasetę do odtwarzacza i nacisnęłam odpowiedni przycisk, a z głośników umieszczonych na drzwiach samochodu poleciały pierwsze dźwięki Smells Like Teen Spirit, która była jedną z moich ulubionych piosenek Nirvany nawiasem mówiąc. Palcami wystukiwałam rytm na moim udzie i cicho nuciłam pod nosem znaną mi na pamięć melodie. Co jakiś czas zerkałam ukradkiem na chłopaka za kierownicą, który nadal nonszalancko wypuszczał dym tytoniowy z ust. Śmierdziało niesamowicie, ale nie chciałam mu zwracać uwagi bo bałam się jego reakcji, więc próbowałam oddychać przez usta, by nie wciągać tego nosem. Spojrzałam na licznik znajdujący się na desce rozdzielczej i moje oczy od razu zrobiły się większe.  Prędkościomierz pokazywał 150 km/h. O ja. Kurcze, wiem, że te cudeńko wyciska o wiele wiele więcej, ale pierwszy raz w tym wozie i od razu jechać z taką prędkością. Szkoda, że taty tu nie ma. Pomyślałam, ale zaraz uśmiech zniknął mi z ust. To zbyt bolesne, nawet o nim myśleć, okłamywał nas przez całe nasze dotychczasowe życie, myślałam, że możemy sobie ufać, a on tak nas potraktował. Stop Ver, nie myśl o tym bo zaraz wybuchniesz jeszcze płaczem, skup się na jeździe.
 Nakazałam sobie i też tak zrobiłam, uniosłam głowę i od razu w zasięgu mojego wzroku pojawiły się samochody różnych marek, od tych prostych, klasycznych jak BMW do tych bardziej wymyślnych i ekskluzywnych jak Mitsubishi. Z racji, że okna były uchylone głośna muzyka była słyszalna już z dwóch kilometrów. Gdy podjechaliśmy bliżej, zauważyłam duży podest na środku, na nim konsolę i DJ-a stojącego za nią. Zaś wokół niego tańczyły jakieś dziewczyny w prawie że samej bieliźnie, a mi zebrało się na mdłości przez to.
- Przyzwyczaisz się - westchnął.
Spojrzałam na niego, a mimika twarzy dała mi do zrozumienia, że on także nie jest zadowolony z widoku tych dziewczyn. Ale dlaczego? Przecież jest facetem i... Z resztą, co mnie to obchodzi.
Gdy samochód zatrzymał się, czym prędzej z niego wysiadłam, nie chcąc przebywać dłużej w lekko zadymionym wozie. Wciągnęłam w płuca świeżego powietrza, a wzrok przeniosłam na wysiadającego z pojazdu blondyna, który oparł się o dach i spojrzał w tył, czekając aż reszta samochodów zaparkuje obok niego. Ashton przeszedł na przód i oparł się o maskę, a ja nie wiedząc co ze sobą zrobić skierowałam się w stronę samochodu Luke'a, który stał tuż obok, lecz sytuacja się powtórzyła i zostałam pociągnięta w tył. Obdarzyłam Irwina morderczym spojrzeniem.
- Przyjechałaś ze mną, więc ze mną zostaniesz - mruknął. - Nie będę ryzykował, że policja się tu przywlecze i coś się nie powiedzie. Zrozum to wreszcie, choć będzie ciężko, bo wyglądasz na tępą.
Prychnęłam, ale nie powiedziałam nawet słowa, zamiast tego znowu się odwróciłam i chciałam od niego odejść, ale tym razem szarpnięcie spowodowało że wylądowałam na masce samochodu.
- Siedź kurwa na miejscu, bo cię przykuję - warknął przygniatając mnie swoim ciałem bardziej do blachy. Stał pomiędzy moimi nogami i pochylał się nade mną. Gdyby nie był takim pojebem cieszyłabym się z tego. Jego twarz była niebezpiecznie blisko, a wściekły wzrok jeździł po mojej twarzy. Przełknęłam ślinę przymykając lekko powieki, ten natomiast przygryzł płatek mojego ucha i odsunął się ode mnie z szyderczym uśmiechem zdobiącym jego przystojną twarz.
- Zabawę czas zacząć - wyszeptał na tyle cicho bym tylko ja mogła to dosłyszeć i na powrót oparł się plecami o samochód.

_______________________________________________________________
Heeeeeeeeej *,*
Cio tam jak tam?

Mamy 18 rozdział.! Jeeej kto się cieszy bo ja na pewno. :D Dodajemy wcześniej, Rox to dla  Cb doceń to! :*
Tyle się tu dzieje ^^ 

Nialler narozrabiał trochę, ach ten głodomorek, Liam się wściekł po raz pierwszy w życiu. xD
No i ta spina Esztyna i Ann. Kocham jak się żrą xD 
Dziękujemy za komentarze, ale to oczywiste chyba. Jejku nawet nie wiecie ile radości to sprawia, a może i wiecie xD (w końcu same macie też blogi xD )
Mam jeszcze jedną sprawę, gdyż w piątek wyjeżdżam do Londynu. Wreszcie, boże nawet nie wiecie jak się cieszę! Moje marzenie w końcu się spełni. Kocham to miasto i omfg! Szkoda, że nie widzicie mojego zacieszu. Ale jednocześnie jest do dupy, bo w tym czasie nie będzie Lou bo dają koncerty w USA ;-; JA SIEM PYTAM CZEEEEMU! No ale nie o tym. Możliwe jest, że nie będę miała tam WiFi, ale nic nie wiadomo, więc mojej notki przy następnym może nie być. Zostawiam was więc w rękach mojej kitty:* 

No nic już nie będę zanudzać, odsyłam was na dół do Ver :*
Buziaki :* A.



Hey misie ;*
Ja też kocham te ich spiny, myślałam, że ją uderzy, przecież z Ashtonem nigdy nic nie wiadomo.
Więc teraz tak;
1. Zapraszamy do pytania bohaterów w zakładce; Zapytaj Familię!
2. Jeśli umiecie (a nawet jak nie umiecie to i tak ;D) i chcecie to narysujcie jakieś fanarty dotyczące Show Me Reality. Wstawimy je w zakładkę Galeria Sztuki :D
Są / będą wstawione tam już dwa *.*
Okay, ja nie umiem się rozpisywać, dlategóż też...
Żegnam was kociaki i do następnego! <3
W.


Czytasz = Skomentuj