poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział 43.

*Perspektywa Luke'a*

Kompletnie w szoku wpatrywałem się w ścianę przede mną, nie wiedziałem co ze sobą począć. Nawet piwo spoczywające w mojej dłoni nie wydawało się apetyczne, może też i dlatego pozostało nie otwarte? Sam nie wiem, nie byłem pijany, co mnie przerażało. Chciałem to zrobić po tej całej sytuacji, ale bierze mnie obrzydzenie do samego siebie. Przecież ona tam leży, potrzebuje wsparcia, a ja zachowuję się jak rozchwiana emocjonalnie baba, zamiast być tam i ją wspierać, do cholery. Jestem do niczego, ale wystarczy, że ja mam o sobie takie zdanie, ona nie może tak myśleć. Nie mogę dać jej powodów do tego. Momentalnie wstałem z łóżka, ale zaraz na nie opadłem nie mając pojęcia co teraz zrobić. Ashton siedzi z nią od wczorajszego wieczora, kiedy zdesperowana i rozgoryczona, pozbawiona celu w życiu i oparcia postanowiła odebrać sobie życie. Nikogo nie chce do niej dopuścić, jedynie Kate udaje się tam wejść i przynieść mu coś do jedzenia, ale z tego co słyszałem, nie chce niczego jeść dopóki ona się nie wybudzi. Nawet nie miałem odwagi tam wejść. Wiem, że jestem tchórzem, ale widok jej takiej po prostu przeraża mnie doszczętnie. Cholera, nie mogę się tak mazać. Może i się poryczę, kiedy zobaczę ją w tym stanie, ale trudno. Muszę do niej iść. Co ze mnie w ogóle za... Przyjaciel. Jeśli mogę się określić takim mianem, chociaż w to wątpię. Spierdoliłem wszystko, to teraz muszę to naprawić.
Tym razem wstałem, rzuciłem butelkę na łóżko i na trzęsących się nogach skierowałem się w stronę jej pokoju. Zapewne zostanę przywitany prawym sierpowym Ashtona, ale trudno. Należałoby mi się. Wspiąłem się z trudem po schodach i stanąłem na przeciw drzwi. Pociągnąłem za klamkę, biorąc przy tym kilka głębokich wdechów i zaciskając oczy, ponieważ już czułem jak piekły mnie łzy.
Drzwi ustąpiły z łatwością, (o dziwo. Myślałem, że będą zamknięte). Wszedłem powoli do środka, czując jak moje serce chce wyskoczyć z klatki piersiowej. Otworzyłem zaciśnięte oczy i już nie chamowałem łez. Może i nie było to takie "męskie", ale teraz to najmniej mnie obchodziło. Miałem przed sobą moją małą Ronnie, która blada leżała bezwładnie na łóżku. Wyglądała, jakby była martwa, ale nawet nie dopuszczałem do siebie tej myśli.
Obok niej siedział Irwin; zgarbiony, zmęczony, z roztrzepanymi włosami, z worami pod czerwonymi oczyma. Zaprzestał zaplatać kosmyk jej włosów wokół swojego palca i spojrzał na mnie.
- Zanim... zanim cokolwiek powiesz.. - zacząłem powoli łamliwym się głosem, ale jak to na Irwina przystało, bardzo szybko mi przerwał.
- Jeśli jesteś wstawiony to stąd wyjdź - powiedział, na co spuściłem wzrok, kręcąc przy tym głową po czym zapadła cisza. Z lekkim wahaniem podniosłem głowę napotykając jego przymglone, spuchnięte oczy. Wpatrywał się we mnie jakby chciał się upewnić, że mówię prawdę. Zrobiłem krok do przodu, ale zaraz się cofnąłem, gdy usłyszałem dosłownie psie warknięcie ze strony blondyna.
- Ashton, proszę cię. - Mój płaczliwy głos odbił się o ściany pomieszczenia.
- Nie proś.. - szepnął już na mnie nie patrząc.
- Czemu nie pozwalasz mi się do niej zbliżyć? - zapytałem ponowie, przesuwając się powoli do przodu. Tym razem, o dziwo, chłopak nie wydał z siebie żadnego dźwięku, więc uznałem to za pozwolenie i na nogach niczym z waty podszedłem do łóżka. Kiedy stanąłem nad nią, kolana się pode mną zapadły i wylądowałem klęcząc koło łóżka. Bardzo delikatnie chwyciłem jej dłoń i złożyłem na jej wierzchu krótki pocałunek.
- Przepraszam, Ronnie - szepnąłem, pocierając jej lodowatą rękę kciukiem. - Jestem totalnym kretynem. Zepsułem wszystko. Nawet nie wyobrażasz sobie jak żałuję, że mnie przy tobie wtedy nie było. Nie zasłużyłem na ciebie. Moja głupota dosłownie wszystko pieprzy. Przepraszam cię - zacisnąłem usta w wąską linię, oddychając głęboko i powoli.
Nie mam pojęcia czy mi wybaczy, czy jeszcze będzie chciała mnie znać, po tym jak wszystko spierdoliłem. Mi jednemu zaufała, a ja to zlekceważyłem. Najpierw pozwoliłem, żeby ją porwali, później również przez to zabili Adrianne, a teraz ona dosłownie otarła się o śmierć. Położyłem jej zabandażowaną dłoń na pościeli i schowałem twarz w rękach głośno oddychając. Byłem bliski płaczu. Sam nie wiem dlaczego, ale cholernie mi na niej zależało. Te kilka dni sprawiło, że stała się dla mnie ważna, niczym młodsza siostra. A perspektywa tego że mogę ją stracić okropnie mnie przerażała. Nie może mnie przecież opuścić. Nie zważałem już nawet na klęczącego po drugiej stronie Ashtona oparłem czoło o pościel i zaniosłem się głośniejszym płaczem.
- Wyjdzie z tego... Musi. - Usłyszałem drżący głos blondyna. Słysząc te słowa sam zacząłem je cicho powtarzać, próbując się do tego przekonać. To cud, że w ogóle udało się ją uratować. Z tego co słyszałem od Caluma, który mówił, że Ron leżała tak z dobrą godzinę i parę minut później, a wyzionęłaby ducha. Jedyne co podtrzymywało ją przy życiu to lodowata woda, która spowolniła przepływ i wylew krwi. Nie wiem czy zrobiła to celowo, by przedłużyć jej cierpienie, czy nawet o tym nie myślała i robiła to czysto schematycznie. Czemu też nie wpadłem na to, że będzie sobie chciała odebrać życie? Co innego ją tutaj trzyma. Nic, zupełnie nic. Adrianne była jej kotwicą, a gdy jej nie ma... Ona nie ma dla kogo żyć. Ojciec okłamywał ją przez całe jej życie, matka pozwalała mu na to wszystko i stała się jego wspólniczką w kłamstwach, w zbudowanej sztucznej bańce szczęścia, a jej najlepszy przyjaciel zdradził ją będąc w gangu wroga i to prawdopodobnie on zabił jej siostrę, co było tylko dolaniem oliwy do ognia. No i zostaliśmy my, gdy je porwaliśmy zmieniło się dla nich dosłownie wszystko, przez nas dowiedziały się wielu prawd, zostały odkryte przez resztę tych całych organizacji przestępczych, zwanych gangami i jeszcze Ashton tyle razy ją skrzywdził. A mówiąc o Irwinie. Uniosłem głowę spoglądając przez kurtynę łez na chłopaka.
- Dlaczego? - Nawet nie spostrzegłem kiedy to pytanie uleciało z moich ust. Ashton od razu otworzył szeroko oczy, będąc zdezorientowanym.
- Co dlaczego? - powtórzył za mną.
- Dlaczego tutaj siedzisz?
Blondyn patrzył w moje oczy pustym wzrokiem, chyba zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym spuścił głowę wpatrując się w twarz brunetki, która nie miała żadnego wyrazu. Uświadomił mi tym gestem, że jemu także na niej zależy. Aczkolwiek chyba w inny sposób niż mi.
- Dla niej - wyszeptał nagle, tym samym utwierdzając mnie w moim przekonaniu.
Gdyby była mu obojętna nie wyciągnąłby jej z wanny, nie próbował ratować, nie płakał, patrząc jak prawie umierała i nie siedział tutaj całą noc nie mrużąc oczu nawet na minutę. Każdy z nas doskonale wiedział, że tak być nie powinno; że między nimi powinna być tylko i wyłącznie nienawiść, a jednak jest inaczej. Może i wydaje się to wręcz urocze, ale jest niesamowicie niebezpieczne i tak jakby... nielegalne. Niemożliwe.
- Ashton - powiedziałem cicho. Blondyn zwrócił głowę w moją stronę. - Idź zrób coś ze sobą. Na prawdę zjedz coś, posiedzę z nią. - On jedynie pokręcił głową. - Ja mówię poważnie, Ash.
- Trudno jest odzyskać zaufanie, kiedy się je zburzy swoją głupotą i lekkomyślnością - mruknął.
Westchnąłem ciężko, lecz ponowiłem próby namawiania go:
- Wiem, wiem o tym. Nie wyobrażasz sobie, do cholery, jak bardzo żałuję, że to wszystko spieprzyłem. Ale proszę cię, zaufaj mi jeszcze ten jeden raz. Idź, doprowadź się do normalnego stanu. Przysięgam, tym razem jej nie skrzywdzę.
Blondyn spojrzał na mnie z niezwykłym wahaniem, widziałem to w jego tęczówkach, jego dusza walczyła z rozumem i sercem i jak na razie sam nie byłem pewny, która z tych stron wygra tą zaciekłą bitwę.
- Luke, ona powinna już się obudzić. - Pokręcił głową, przełykając z trudem ślinę, po czym ponownie na mnie spojrzał. - A co jeśli... - zaczął, ale nie dałem mu dokończyć, od razu wcinając się mu w słowo.
- Nawet się nie waż tego mówić - syknąłem wściekły, iż takie myśli coraz częściej kłopoczą jego głowę. - Wyjdzie z tego. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć i po tym jak Hope umarła w szpitalu masz zawsze najgorsze scenariusze w swoim sercu, ale ona nie jest Hope, Ashton.
- Sam ją kochałeś! - warknął jadowicie, ale mogłem doskonale usłyszeć, iż jego głos drży od cisnących się łez. - Jak możesz porównywać je dwie, kiedy oddałeś mojej siostrze serce!
Teraz to niemal płakał. Szczerze, nie takiej reakcji się spodziewałem. Myślałem, że wstanie i dostanę od niego w twarz. Ale co do tego miał rację. Kochałem Hope, była dla mnie kimś więcej niż rodziną, którą stworzyliśmy, była kimś więcej niż przyjaciółką. Jej śmierć dotknęła mnie tak samo mocno jak Irwina, ale nie zmieniłem się tak jak on, po prostu przestałem ukazywać uczucia, ale nie wyżywałem się na innych. Jeśli osoby nie były warte uwagi byłem dla nich oschły, ale nie mściwy. I to nas różniło. Wiem, iż stracił siostrę i nikt jej w życiu nie zastąpi, ale mówiłem prawdę, Ronnie nie jest taka jak Hope, są zupełnie inne, ale obie w pozytywnym znaczeniu.
- Nie chodzi mi o to... Miałem na myśli, że one... Uhh, nie ważne - mruknąłem.
- Powiedz, śmiało.
- Że Veronica też jest dla nas obydwu ważna - warknąłem. Ashton nie odpowiedział, po prostu zwiesił głowę. - Zaopiekuję się nią. Tym razem tak jak powinienem.
Irwin patrzył na mnie dłuższą chwilę, prawdopodobnie zastanawiając się czy mogę naprawdę z nią zostać. Ledwie widocznie skinął głową, bardzo ostrożnie i powoli podniósł się z łóżka i mozolnie skierował ku drzwiom. Uznałem ten gest za pewnego rodzaju wybaczenie i podarowanie choć odrobiny zaufania, na które w żadnym stopniu nie zasługiwałem po tym, co odstawiłem. Delikatnie usadowiłem się obok nieprzytomnej dziewczyny, gdy Ashton wyszedł. Jeździłem ręką po jej włosach porozrzucanych na poduszce.
- Proszę, Ronnie, błagam cię, ocknij się - szeptałem, choć dobrze wiedziałem, że tego nie słyszy. - Przepraszam cię. Zepsułem to wszystko, nie potrafiłem się tobą zaopiekować. Pozwoliłem, by cię zabrali. A teraz jeszcze to - zacisnąłem oczy, bo czułem, że zaraz wydostaną się z nich kolejne łzy. - Zaufałaś mi, chyba jako jedynemu, a ja to spieprzyłem, wybacz mi proszę. Obiecuję, że nie popełnię ponownie tego samego błędu. I może to jest nienormalne, ale na prawdę zależy mi na tobie, Ron. Chociaż jak widać nie tylko mi. - Moje usta rozciągnął nieznaczny uśmiech. - Mimo... okoliczności w jakich się poznaliśmy, które swoją drogą są beznadziejne, ale to wiemy wszyscy - westchnąłem. - Mimo tego wszystkiego znaczysz dla mnie dużo więcej niż jakaś tam zakładniczka. A minęło zaledwie kilka dni - zaśmiałem się cicho, kręcąc głową na boki. Nie dowierzałem temu wszystkiemu. - Dlatego błagam, nie zostawiaj mnie, nas, Ashtona. Rozumiem cię, straciłaś jedyne oparcie w tym całym gównie, ale życie tu się nie kończy i wierzę, że dasz sobie z tym radę. I zapamiętaj, że będę przy tobie, gdy tylko będziesz potrzebowała wsparcia.
Po tych słowach ułożyłem głowę obok jej i wsłuchując się w jej wolno bijące serce patrzyłem na rozbite zdjęcie stojące na szafce nocnej. Nawet go wcześniej nie zauważyłem. Ktoś musiał je tu postawić po tym jak Veronica je rozbiła o ścianę. Uniosłem się delikatnie na łokciach, by dosięgnąć do ramki, a gdy tylko ją pochwyciłem powróciłem na swoje miejsce i zacząłem dokładniej skanować zdjęcie.
Przedstawiało ono siostry i wnioskując po tym, iż starsza z nich nadal była brunetką oraz to że jej włosy sięgały tylko do ramion, a Ronnie miała krótsze nieco jaśniejsze włosy niż teraz, stawiam na to, iż było to co najmniej z 2 lata temu. Łatwo mi było zauważyć takie rzeczy. Raz, że jestem spostrzegawczy, dwa... w ciągu ostatnich kilku dni od porwania miewam okropne sny, w których pojawiają się dziewczyny i chyba nie muszę mówić jak one się kończą. Zacisnąłem mocno powieki na wspomnienie o nich, po czym znowu spojrzałem na fotografię. Gdyby się tak przyjrzeć mocniej siostry wcale nie są takie podobne do siebie. Mają zupełnie inny kolor oczu, nawet kolor ich cer się różni, co prawda była to delikatna różnica w odcieniach, ale jednak.
Zapewne każda z nich to kopia jednego z rodziców. Zgaduję, że Adrianne była młodszą wersją ich matki, a Veronica ojca. Odłożyłem fotografię na miejsce i westchnąłem ciężko. Kilka minut wpatrywałem się w jeden punkt na ścianie, całkowicie wyłączając swój umysł. Nie myślałem o niczym, po prostu czekałem z nadzieją, ze się wreszcie zbudzi. Przymknąłem na chwilę oczy i oparłem głowę o ścianę za mną. Walczyłem ze zmęczeniem jak tylko mogłem, nie chciałem zasnąć. Nie mogłem spieprzyć takiej rzeczy. Ashton zaufał mi choć odrobinę, dał drugą szansę i pozwolił mi z nią zostać sam na sam. Jestem mu niesamowicie wdzięczy. Chyba wybaczył mi to co zrobiłem, a raczej czego nie zrobiłem, gdy powinienem był. Starałem się nie zasnąć, ale to nie wystarczyło, bo chyba odpłynąłem.
W pewnym momencie poczułem mocne szturchnięcie, które przywróciło mi świadomość. Otworzyłem oczy i zdezorientowany spojrzałem w górę, gdzie ujrzałem dosłownie wściekłą twarz Irwina.
- Powiesz mi co ty, do cholery jasnej odwalasz?! - krzyknął.
- Ale... Ja tylko się zdrzemnąłem.
Nie miałem pojęcia co go tak wkurzyło.
- Zdrzemnąłeś się tylko. Całą noc!
Jasna cholera. Nie możliwe. Patrzyłem z niedowierzaniem na blondyna i uderzyłem głową o ścianę, o którą się opierałem. Nie chciałem uwierzyć, że zaprzepaściłem szansę od Ashtona. Że tak po prostu, przez zmęczenie prawdopodobnie straciłem całkowicie jego zaufanie.
Zawiodłem nie tylko mojego przyjaciela, Ronnie, ale też samego siebie.
- Ash, proszę cię. Wiesz, że ja tego nie... Wiesz, że nie chciałem - szepnąłem. - Przepraszam.
- Który to już raz w ostatnim czasie coś zawaliłeś? - warknął. - Wyjdź stąd, Luke.
- Ashton, posłuchaj mnie chociaż. - Spojrzałem na niego błagalnie.
Ten otworzył usta, być coś powiedzieć, lecz momentalnie zamknął je patrząc za mnie w bezruchu. Odwróciłem się i dostrzegłem, że Ronnie otworzyła oczy, wpatrując się w sufit.
- Wyjdź, Hemmings.
- Ale Ash, ona... - Łzy ciągnęły mi się do oczu. Teraz nie pozwoli mi z nią nawet porozmawiać.
- Wyjdź stąd, nie zasłużyłeś na to - wysyczał, podchodząc do mnie. Chwycił mnie za koszulkę i siłą postawił do pionu. - Wypierdalaj. Z tego. Pokoju.
Puścił mnie i pchnął w stronę drzwi.

Nic nie zdziałałbym stawiając się mu, więc po prostu wyszedłem. Ostatni raz spojrzałem na moją małą Ron, która odwróciła głowę w stronę blondyna, zanim zamknąłem całkowicie drewnianą powłokę.








________________________________________________________
Hej kochani :* 
Wiemy, wiemy, jesteśmy po tak długiej przerwie, że zastanawiam się czy serio ktoś z nami jeszcze został, bądź też zostanie. Tyle się ostatnio dzieje, że mnie na przykład nie ma całymi dniami w domu. Próbuję zdać prawko, co dla mnie nie jest łatwe przez stres, mam prace dodatkowo, do tego nadal dochodzi szkoła i znęcający się nauczyciele. Po prostu istny koszmar. No ale mamy dla was kolejny rozdział. Mamy nadzieję, że wam się spodobał. Trochę więcej emocji, Irwin też trochę bardziej ukazuje nam inną swoją stronę. No i chyba nasza śpiąca królewna się przebudziła.
Piszcie w komentarzach jak tam wasze odczucia i czy nadal z nami jesteście. 

Nie mamy pojęcia kiedy dodamy kolejny, ponieważ jesteśmy tylko trzy rozdziały do przodu i słabo nam to idzie ze względu na ten frustrujący brak czasu. Prosimy tylko o zrozumiałość i cierpliwość oraz komentowanie, ponieważ każdy z nich niezwykle motywuje!
Dziękujemy za wyświetlenia oraz komentarze pod ostatnim rozdziałem :*
Zachęcamy do pytania bohaterów w zakładce
Teraz nie będę już wam przynudzać, odsyłam was do Ronnie :*
Buziaki :* A.
 Ps. Jak tam po Eurowizji? Ja jestem wkurzona werdyktem. Ukraina wygrała przez litość, jak nie wierzycie, to zobaczcie tekst piosenki. Były o wiele lepsze piosenki.


Hej, cześć, siema?
Cholera, biorę większą część winy na siebie, bo to głównie z mojej winy rozdział pojawia się tak późno, uh. Przepraszam was serdecznie, ale wiecie sami - koniec roku, a ja jestem w czarnej dupie, za przeproszeniem. Poleciałam trochę z ocenami i kompletnie nie mam czasu. Damn, mam nadzieję, że mi (nam) to wybaczycie :c
No ale cóż, lepiej późno niż wcale, prawda? Także mamy dla was kolejny rozdzialik, w którym nieco akcji i hohoho Ashy z totalnie innej strony! Biedactwo :c No a Luke? Tak mi go żal, starał się nasz blondasek przynajmniej, ale coś mu to średnio wychodzi niestety.
Dobra, ja uciekam, nie będę wam tyle już tu paplać, bo bez sensu. Do następnego, kochani! :*
W. Ps. Czy tylko ja nigdy nie oglądałam Eurowizji (również w tym roku)? XD


Czytasz? Proszę pozostaw po sobie ślad :*