sobota, 18 lutego 2017

Rozdział 52.

Perspektywa Luke'a


Słyszałem, że coś się dzieje w kuchni, a konkretnie, iż mamy niespodziewanego​ gościa. Ciekawski Luke oczywiście musi sprawdzić kim jest nowo przybyły. Wszedłem do środka tuż za Ronnie, która stanęła jak wryta wypowiadając imię swojej zmarłej siostry. Wnet nieznajoma odwróciła się zdezorientowana,​ a mnie... po prostu wryło zupełnie jak Veronicę na początku. Skanowałem ją wzrokiem w ciszy, dopóki nie przemówiła:
- Adrianne? Uhm, chyba mnie z kimś pomyliłaś. Mam na imię...
- Hayden?! - wrzasnąłem, zdzierając sobie gardło. To było jedyne, co mogłem z siebie wydusić.
- C-co ty tutaj roobisz?
Hayden Carte
Brunetka przeniosła na mnie wzrok zszokowana, a jej usta lekko się rozchyliły. Przez dłuższą chwilę nie odzywała się ani słowem, tylko i wyłącznie się we mnie wpatrywała. Zresztą nie tylko ona; czułem na sobie wzrok prawie wszystkich znajdujących się w salonie.
- Luke - szepnęła ledwie słyszalnie. Nadal wymawiała moje imię tak... tak po swojemu. Tylko z jej ust brzmiało inaczej niż z innych. Nie mam pojęcia jak i dlaczego. - Dawno się nie widzieliśmy - rzuciła tym razem z większą obojętnością, spuszczając wzrok na podłogę. Doskonale słyszałem żal i smutek w jej głosie.
- Bardzo dawno - westchnąłem cicho opuszczając ramiona. - Skąd się tutaj wzięłaś?
- Zepsuł mi się samochód... Jechałam do ciotki, zatrzymałam się tutaj i nie wiedziałam co robić.
- Chwila moment. - Do rozmowy dołączył się Clifford, patrząc na nas nieco zdezorientowany.​ - Wy się znacie?
Razem z brunetką skwitowaliśmy jego głupawe pytanie ostrymi spojrzeniami, dającymi mu do zrozumienia, że nie powinien się wtrącać w tym momencie.
- Dobra, zapomnij, że spytałem - podniósł ręce w geście kapitulacji. Normalnie bym się z tego zaśmiał, ale zignorowałem go powracając spojrzeniem na naszego gościa.
- Co się z tobą działo przez te lata? - zapytałem siadając na przeciwko dziewczyny.
- Ym.. - rozmasowała kark zdenerwowana, nie wiedziała jak się zachować.
Chyba zupełnie nie spodziewała się, że zobaczy mnie ponownie kiedykolwiek w życiu. Potrzebowałem, żeby spojrzała w moje oczy, sam nie wiem czemu, a ona zamiast tego unikała moich tęczówek jak ognia. Bała się? Obwiniała za coś? 
- Byłam tu i tam. Podróżowałam po świecie. Pamiętasz, mój ojciec ma swoją firmę przewozową FlyCarte, więc zostałam u niego na stażu. No ale po 3 latach postanowiłam to rzucić i wrócić na studia. 
- Nigdy nie chciałaś tego robić - zaśmiałem się lekko czym mi zawtórowała. Nigdy nie chciała przejąć biznesu po ojcu, który za wszelką cenę chciał, żeby poszła w jego ślady. Pomimo tego, że uwielbiała podróże.
- A co u ciebie? Widzę, że zamieszkałeś z Tomlinsonami - spojrzała wymownie na Lou, a potem znowu spuściła wzrok na swoje palce przygryzając wargę. 
- No cóż, wiesz... rodzicie wywalili mnie z domu - wzruszyłem ramionami.
- Twoja mama nigdy mnie nie lubiła - zaśmiała się smutno. To prawda. Moi rodzice nie za bardzo za nią przepadali. Uważali, że to przez nią się stoczyłem. Stałem się agresywny, zacząłem pić, wtedy jeszcze brać dragi i ścigać się. Prawda jest taka, że dopiero zauważyli to jak zacząłem
spotykać się z Hayden, wcześniej nawet nie zwracali na mnie uwagi.
- Nie z twojej winy - uśmiechnąłem się krzywo, próbując utwierdzić ją w tym, co chyba mi nie wyszło, bo spuściła wzrok, nie patrząc na mnie. Westchnąłem cicho, również odwracając wzrok.
- Może pójdziemy sprawdzić co z jej samochodem? - W kuchni rozległ się po krótkiej - niezręcznej - ciszy głos Louisa. - Chodź ze mną, Luke - zerknął na mnie, a w jego spojrzeniu coś dostrzegłem. Nie potrafiłem jednak tego rozpoznać, ale ten wzrok był tak cholernie wymowny. I z pewnością nie był on pozytywny.
Bez wahania wstałem z krzesła posyłając Hayden lekki uśmiech, po czym wyszedłem z salonu ubierając buty. Zaraz po mnie z domu wyszła Hayden i Tomlinson. Brunetka zaprowadziła nas do samochodu, a ja szedłem za nią, mając okazję by się jej bliżej przyjrzeć. Nic się nie zmieniła, wciąż miała świetną figurę, długie, chude nogi, cudowne włosy i była śliczna. Zerknąłem okiem na Tomlinsona, który jakby od razu odwrócił wzrok. Zdezorientowany zmarszczyłem brwi, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Czyżby miał coś do mojej relacji z Hayden? Po dosłownie kilku minutach doszliśmy do jej bordowego BMW. Nie lubiłem tej marki, ich samochody nie były jakieś wspaniałe zewnętrznie ani też jeśli chodzi o działanie. Jak zresztą widać w tej chwili. Był trochę ukurzony i przybrudzony błotem.
- Więc co się z nim stało? - zwróciłem wzrok na dziewczynę, która przystanęła przed samochodem z ramionami skrzyżowanymi pod biustem.
- Nie mam pojęcia, ale jestem pewna, że to nie paliwo - westchnęła cicho, patrząc na mnie z wyrzutem, jakbym miał zadać to pytanie, uważając ją za kompletną idiotkę. A wcale tak o niej nie myślałem.
- Dobra, zobaczmy co takiego się zepsuło - rzekł Tommo, przerywając nam naszą małą wymianę zdań. W czasie kiedy ja obchodziłem samochód, by dostać się za kierownicę, Louis już podwinął rękawy gotowy do pracy. - Zobacz czy odpali.
Skinąłem tylko głową, przekręcając kluczyki w stacyjce, które wcześniej wręczyła mi dziewczyna. Pierwszy raz - silnik wydał dziwny dźwięk, po czym zamilkł.
Drugi raz - odpalił na kilka sekund, rycząc niemiłosiernie, ale zaraz znowu zgasł.
Za trzecim razem coś głośno łupnęło i już za czwartym razem nie doczekaliśmy się żadnych rezultatów. Widziałem jak Tommo otwiera maskę tego wraka. Wysiadłem z pojazdu, podchodząc do niego i rzucając od razu oko na maszynerię. Dziwne. Wszystko wyglądało w porządku, przynajmniej jak na taki dezel.
- Uszczelka? - zerknąłem na niego pytająco, na co niemal od razu pokręcił głową. - Silnik na pewno się nie przegrzał.
- Wiem, może wał korbowy? Pasek zębaty? Cylindry?
- Może coś z tłoko-korbowym? - westchnąłem ciężko, wydawało mi się to najbardziej prawdopodobne miejsce do uszkodzenia, skoro już ustaliliśmy, że to silnik padł.
- A może zawory się rozszczelniły?
- Louis, opcji jest masa, a i tak trzeba by rozebrać wóz, żeby ustalić przyczynę.
Tomlinson nie zważając na moje słowa przerzucił wzrok na Hayden.
- Z jaką prędkością jechałaś kiedy zaczął się zatrzymywać?
Brunetka wydęła wargi ze skonsternowaną miną, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Wydaje mi się, że 90km/h.
Spojrzeliśmy na siebie z Lou, prawdopodobnie już domyślając się co spowodowało awarię.
- Czy na desce świeciła się taka mała, czerwona lampka, która nie jest jakkolwiek oznaczona? - zapytałem, pewnie brzmiąc jakbym mówił do siedmioletniego dziecka.
- Uhm, nie pamiętam.. Możliwe - wzruszyła lekko ramionami. - Co się stało?
Louis sięgnął wgłąb i wyciągnął bagnet, któremu oboje się przyjrzeliśmy...​ No i tak jak sądziliśmy.

- Nie miałaś oleju, a przy tak dużej prędkości twój stary silniczek nie wyrobił i zatarł się - wyjaśnił Tommo, chowając blaszkę z powrotem na swoje miejsce. - Zapewne to jest przyczyną, ale sam nie wiem, będziemy musieli rozebrać samochód...
- Albo pokazać to Ronnie. - zaśmiałem się cicho. - Ona od razu będzie wiedziała co się stało. 
Louis od razu spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Okey, zażartowałem, ale czemu takie przerażenie od razu. 
- Naprawdę? Jest aż taka dobra? - Hayden odezwała się entuzjastycznie. Tyle, że nie zauważyła, że nie jest to takie proste na jakie wygląda. Wymusiłem uśmiech, patrząc na dziewczynę, ale widząc jej minę domyśliłem się, że wyszedł mi bardziej grymas aniżeli to, czego oczekiwałem.
- To może być lekko skomplikowane - rzekłem patrząc na Tommo, by pomógł mi to sprawnie wytłumaczyć, lecz ten tylko pokręcił głową, wyciągając z kieszeni telefon i odwracając się od nas tyłem przyłożył go do ucha.
- Harry, przyjedź jeepem, trzeba przyholować tego grata.. - Dalej niestety nic nie słyszeliśmy, gdyż odszedł dalej, zostawiając nas samych. Powróciłem spojrzeniem na dziewczynę, napotykając jej zdezorientowany wzrok. Westchnąłem ciężko. Trudno było komukolwiek z nas o tym mówić. Nawet Irwin nie wspominał tego wydarzenia. A zachowanie Tomlinsona wcale mnie nie dziwiło. Nie chciał o tym mówić, zwłaszcza jakiejś przypadkowej lasce. To było wiadome, ale czemu zachowuje się z taką rezerwą do Carte? Za bardzo boli go podobieństwo tych dwóch dziewczyn? Sam nie wiem.
- Luke? Słuchasz ty mnie w ogóle? 
- Przepraszam, Hayd, zamyśliłem się. Możesz powtórzyć? 
Dziewczyna tylko zachichotała na moje roztargnienie. 
- Pytałam się co z tą dziewczyną. Czemu jest to takie skomplikowane? 
- Widzisz, nie łatwo jest o tym nam mówić, ale... - przerwałem na moment opierając się o maskę uprzednio ją zamykając. - Dwa tygodnie temu zmarła jej starsza siostra. Była dla niej wszystkim. Wiesz, po tym załamała się doszczętnie. Próbowała popełnić samobójstwo, a potem straciła zupełnie kontakt z rzeczywistością - przymknąłem oczy, przecierając zmęczony dłonią twarz. - Nie doszła jeszcze w pełni do siebie i wątpię, żeby kiedykolwiek ponownie była taka jak wcześniej. 
Poczułem drobną dłoń na swoim ramieniu dlatego też otworzyłem oczy spoglądając na dziewczynę.
- Tak mi przykro, Hemmo - wyszeptała lekko ściskając moje ramię.
- Niepotrzebnie. Stało się, nie zmienimy tego - wypowiedziałem te słowa, po których zapadła między nami cisza.
- Jak miała na imię? - zapytała po dłuższej chwili.
- Adrianne.
- To dlatego... Nazwała mnie tak na początku? Przypominam jej siostrę?
Przytaknąłem w odpowiedzi.
- Tak, jesteś do niej podobna - uśmiechnąłem się słabo.
Nie minęła chwila, a obok nas pojawił się Louis.
- Harry za chwilę tu będzie, odholujemy wóz do garażu i zobaczymy co się konkretnie stało.
- Jest jakaś szansa na naprawę? Chciałabym dojechać na miejsce - westchnęła cicho dziewczyna, patrząc na nas z nadzieją.
- Jeśli stało się to, co obstawialiśmy z Lou, nie ma opcji. Trzeba by kupić nowy silnik. A jeśli to jakaś łagodniejsza usterka, zobaczymy co da się zrobić - odparłem, na co Hayden przytaknęła z rezygnacją.
Wnet dobiegł nas odgłos jadącego samochodu, a raczej obijających się o zderzak Jeepa Harry'ego kamyczków. Kretyn jechał skrótem po żwirówce, zamiast normalną drogą. Zaparkował przed samochodem Carte i wysiadł ze swojego.
- Czemu nie drogą? - zaśmiałem się, patrząc na niego zdezorientowany.
- Oh, daj spokój. Myślisz że do czego służy ten samochód? - parsknął, wyciągając z bagażnika to, co potrzebne.
Podczepił stare BMW do swojego auta, upewniając się, że porządnie to zrobił i powrócił na miejsce kierowcy, czekając aż wszyscy wsiądziemy do samochodu, co zrobiliśmy od razu. Wróciwszy już normalną drogą pod dom, obydwa pojazdy znalazły się w garażu, przez co ubyło tu trochę miejsca, więc Harry wyjechał Jeepem, stawiając go na dworze.
Z Tomlinsonem niemal od razu zabraliśmy się do roboty, dokładnie sprawdzając każdy zakamarek pod maską. Gdy nie znaleźliśmy nic, postanowiliśmy rozebrać wóz i wyciągnąć silnik. Może wreszcie coś znajdziemy. Zajęło nam to trochę czasu co prawda - chyba nawet kilka dobrych godzin - ale wreszcie się udało. Tak jak mówił przedtem Louis - zatarcie. Czyli Hayden zignorowała bądź nie zauważyła czerwonej lampki i jechała dalej z dużą prędkością, przez co po prostu wystąpiło zatarcie.
Wytarłem ubrudzone smarem dłonie w starą szmatę i rzuciłem ją na stolik.
- Idę im powiedzieć, co i jak - kiwnąłem głową do Lou, po czym wyszedłem z garażu. W salonie nikogo nie było o dziwo, więc zerknąłem do kuchni, gdzie siedziała Kate z Hayden i Niallem.
- Sprawa wygląda tak - przemówiłem, dzięki czemu ta trójka zwrócili na mnie uwagę - silnik się zatarł i nie da się tego naprawić. Jutro moglibyśmy pojechać, poszukać gdzieś używanego.
- Ale... Co z Hayden? - zapytał lekko zdezorientowany Horan.
- Spokojnie, znajdę jakiś tani hotel, nie ma problemu - uśmiechnęła się wdzięcznie brunetka, wstając od stołu.
- Hayd, daj spokój - spojrzałem na nią wręcz kpiąco. - Nie masz zbyt wiele pieniędzy przy sobie, prawda? A my mamy wolny pokój na piętrze. Nic się nie stanie jeśli zostaniesz na jedną noc.
- Ymm.. No dobrze - odpowiedziała z rezygnacją i nic więcej nie mówiąc zabrała się za picie herbaty stojącej przed nią.

________________________________________
Hej skarby :*
Co tam u was? 

Mamy nowy rozdział. Kto się cieszy?
Jak oceniacie naszą nową postać Hayden? Myślicie, że namiesza? 

Ja sama nie wiem jaka się okaże :D 
Dziękujemy za ponad 40 tys wyświetleń. Ludziska jezu *,* Nie mogę w to uwierzyć xD
Witamy na pokładzie Ashton is my boyfriend :*
Mamy nadzieję, że na nim zostaniesz :*
A teraz nie przedłużając już więcej :*
Komentujcie, przekazujcie dalej, tweetujcie #ShowMeRealityFF, trzymajcie się cieplutko :* Do kolejnego :*
Kocham :* A.

Doberek, kochani :*
Jak myślicie, kim jest ta cała Hayden? Co ona tu robi? 😏 i ahh, nasz Lukey. Kto go nie uwielbia, no błagam :3
W ogóle dziękujemy ślicznie za motywujące komentarze! Jesteście cudowni omg *,*
I te wyświetlenia, no ja nie mogę. Obłęd! Kochamy was wszystkich za to ^^
Jak to już Ann powiedziała; tweetujcie, komentujcie, udostępniajcie, a przede wszystkim - czytajcie :p
Do następnego! ❤
W.





Czytasz, proszę skomentuj.
To naprawdę motywuje :*

środa, 1 lutego 2017

Rozdział 51.

*Perspektywa Rose*


Wszyscy siedzieliśmy w salonie z wbitymi spojrzeniami w podłogę. Nikt nawet nie śmiał się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Właściwie jedyne co było słychać, to spokojne oddechy zagłębionych w swoich własnych umysłach ludzi. Podniosłam wzrok, przejeżdżając nim po twarzach zebranych. Nie miałam pojęcia co kryje się w ich głowach, ale większość wyglądała na skoncentrowanych na swoich przemyśleniach. Zerknęłam na Calum'a siedzącego tuż przy mnie. Również zwrócił na mnie swoją uwagę. Widząc u mnie niepewność i zestresowanie całą sytuacją, ścisnął nieco mocniej moją dłoń. Posłałam mu słaby uśmiech w podziękowaniu, bo więcej z siebie wydusić nie mogłam, czułam się tak bardzo przytłoczona. Chyba nigdy nie będę w stanie podziękować chłopakowi wystarczająco za to wszystko co dla mnie robi, jak mnie wspiera, mimo że jemu również nie jest łatwo.
- Skąd u nas w domu wzięły się te cholerne pluskwy - burknął nagle Lucas, zadziwiając nas tym pytaniem, gdyż ostatnio rzadko się w ogóle odzywał.
- Skąd Adrianne wiedziała, że tu są. - Kolejny odezwał się Tomlinson, wbijając intensywne spojrzenie w Hemmingsa, na co ten wręcz odruchowo spuścił wzrok, wzruszając przy tym lekko ramionami.
- Skoro już były w naszym domu to może ona znalazła jedną - podpowiedział Niall, pocierając ręką szyję.
- Może mieć rację. Pokój Kate był praktycznie jedynym pomieszczeniem, w którym nie było podsłuchu - dodał po chwili Liam już nieco bardziej ożywiony. Zapewne dlatego, że znajdywali powoli odpowiedź na dręczące nas pytania.
- Nawet jeśli tak było, dlaczego nie powiedziała nam o tym? - rzucił niemalże od niechcenia Irwin siedzący obok Veronici, która wyglądała jakby znowu się wyłączyła. Chociaż prawdopodobnie to zrobiła i nie słuchała naszej rozmowy.
- Tyle pytań, a odpowiedzi nigdy nie dostaniemy - mruknęła Kate bawiąca się palcami Harry'ego.
To wszystko jeszcze bardziej przybijało. Cała ta sytuacja. Nie byłoby jej gdyby nie ja. Czemu teraz czuję się jeszcze gorzej z tym wszystkim?
Łzy zaczęły napływać do moich oczu nieprzyjemnie je szczypiąc. Próbowałam w jakikolwiek sposób nie dopuścić do ich wypłynięcia, mrugając, lecz na marne. Do tego niewyobrażalnie duża gula formowała się w moim gardle i już wiedziałam, że nie będę w stanie z tym dłużej walczyć. Poczucie winy sięgnęło zenitu.
- To moja wina - wybuchłam nagle, nie mogąc już dalej trzymać tego w sobie. Już za długo to robiłam, czas by wreszcie poznali całą prawdę.
- Rose - szepnął Calum próbując mnie uspokoić, ale ja tylko pokręciłam głową, nie zwracając zbytniej uwagi na chłopaka.
- To przeze mnie Ann nie żyje - ciągnęłam dalej, ale w tym momencie jakby cały świat się zatrzymał. Wszyscy zebrani jakby wstrzymali powietrze słysząc moje słowa.
- Co ty mówisz, Rose? - wyjąkała Caroline, patrząc na mnie zdezorientowana. Byłam z nią chyba najbliżej z nich wszystkich i wiedziałam, że zaboli ją gdy się dowie. Okłamywałam ją... A raczej ich wszystkich przez ten cały czas. Ale tak cholernie bałam się im powiedzieć, nie wiedziałam jak, kiedy, czy w ogóle powinnam. Jednak to wszystko jest moją winą, muszą wreszcie poznać prawdę.
- Mam dość kłamstw - wydukałam przejeżdżając rozmytym przez łzy wzrokiem po wszystkich twarzach. - Ukrywałam to przed wami cały cholerny czas i mam już dosyć. Nie dam rady dłużej tego w sobie trzymać.

Wzięłam drżący oddech starając się choć trochę uspokoić, choć skapujące na moją, szybko unoszącą się klatkę piersiową łzy wcale mi w tym nie pomagały. Poczułam palce Cala zaciskające się na mojej dłoni, próbował mnie pocieszyć. Przymknęłam na chwilę oczy i otworzyłam je po chwili ze świadomością, że to przecież moja rodzina. Nie może przecież być na tyle źle, że wyrzucą mnie stąd przylepiając mi etykietkę "zdrajczyni". To na pewno się nie stanie, nie są tacy.
- Nigdy nie mówiłam wam o mnie wiele, praktycznie od razu mi zaufaliście, ale chyba nadeszła pora, żebyście się dowiedzieli gdzie byłam, zanim trafiłam do was - westchnęłam ciężko drżącym głosem. Czułam na sobie skupiony wzrok wszystkich, co tylko potęgowało moje zdenerwowanie. - A raczej dla kogo pracowałam.
Znowu w pokoju zapanowała cisza, tak uciążliwa iż słyszałam walenie własnego serca. Nie mogłam opanować wręcz przyspieszających uderzeń, z sekundy na sekundę miałam wrażenie jakby za moment miało wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej skąd.
Biorąc kolejny głęboki oddech otworzyłam usta z których wyleciały słowa na które wszyscy czekali.
- Pamiętacie dzień w którym do was trafiłam? - zapytałam na co wszyscy jedynie skinęli głowami, więc dalej kontynuowałam wypowiedź. - Pracowałam wtedy dla Sean'a, miałam być szpiegiem w waszych szeregach. - Kolejny głęboki wdech i nawet nie zwracając uwagi na ich zdenerwowane i zdziwione spojrzenia mówiłam dale.j - Kiedy zapukałam do waszych drzwi byłam do tego nastawiona, ale kiedy otworzył mi drzwi Cal, po prostu... po prostu się zakochałam i rzuciłam to w cholerę... - zawiesiłam głos wtulając się we wspomnianego chłopaka czekając na wybuch z ich strony i nie myliłam się, bo rozpętała się ogromna burza w pokoju.
- Pierdolenie! Sean w życiu nie dałby ci odejść. Pewnie nadal dla niego pracujesz! - Louis wstał niczym oparzony zrzucając papiery, które leżały na stole i opierając się rękoma o blat patrzył to na mnie, to na Caluma z wściekłością w oczach. Miałam już mu odpowiedzieć, ale znowu przemówił z jadem w głosie. - Wiedziałeś o tym? - zapytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi od Hood'a, odpowiedź była prosta, aż za prosta. - Oczywiście, że wiedziałeś - prychnął prostując się.
- Louis, ona dla niego nie pracuje - odparował niemal od razu brunet z chęcią bronienia mojej skulonej osoby.
- Ach tak? A może ciebie również wciągnęła w jego szeregi?! - wrzasnął patrząc na nas oboje, jak na ostatnich ludzi na świecie, którzy powinni znajdować się w jego domu.
- Tomlinson, przestań - burknął Harry, próbując jakkolwiek uspokoić sytuację, ale nic to nie dało, a nawet ją pogorszyło, bo bruneta przepełniła jeszcze większa wściekłość.
- Może to właśnie wy zamontowaliście tu podsłuchy, co?
- Ona dla niego nie pracuje - powtórzył uparcie Calum, chociaż jego głos osłabł, nie brzmiał już tak stanowczo. - Zastanów się. Jest tutaj już od tak długiego czasu, że nie miała prawa zrobić nic przeciwko nam.
- Gdybym tego chciała i wciąż była pachołkiem Parkera, prawdopodobnie już byście nie żyli - wysyczałam z jadem w głosie, chociaż w środku cholernie mnie to wszystko bolało.
Trudno było mi się zebrać i powiedzieć to, co chciałam. Czułam, że straciłam zaufanie ich wszystkich, zwłaszcza Louisa, co równało się dla mnie z odrzuceniem, oddzieleniem od... rodziny. Od wszystkiego co mam, od najbliższych mi ludzi. Nie mogłam się z tym pogodzić, musiałam walczyć o swoje.
- Nie jestem w gangu tego popaprańca od długiego czasu, prawie od momentu, gdy tu trafiłam z myślą, że jesteście naszymi najgorszymi wrogami i należy was wszystkich zabić bez wahania. Przekonałam się, że cały czas byłam w cholernym błędzie, że Parker wszystkich wykorzystywał. Ślepo wierzyłam w każde jego słowo, byłam marionetką, ale to koniec, nie rozumiesz? - Uniosłam wzrok na jego burzliwe, ciemne oczy i kontynuowałam monolog. - Jestem po waszej stronie, Louis. Musisz mi zaufać.
- Na to trzeba zasłużyć - wykrzyczał przez co wzdrygnęłam się przestraszona. - Wypierdoliłbym cię teraz najchętniej na zbity ryj, albo oddał Seanowi. Ciekawe jaka byłaby twoja śmie... 
- Louis! - krzyknęła nagle Kathrin - chyba wystarczy. Nikogo nie będziesz wywalać! - Tommo spojrzał na siostrę pobłażliwie, miał zamiar coś powiedzieć lecz ta skutecznie mu to uniemożliwiła. - Nie ważne jak bardzo okropna jest to dla nas ta informacja, to Rose jest naszą rodziną. Jeśli mówi, że nie pracuje już dla Sean'a od kiedy z nami jest musimy jej zaufać. 
- To przez nią zginęła Adrianne! Wiedziała jaką taktyką się poruszają! To wszystko przez nią do kurwy! - Tym razem jego głos się nieco załamał podczas wymawiania imienia nieżyjącej dziewczyny.
- Może pójdziesz do pokoju hmm? To może ci pomóc się opanować - szepnęła do niego podchodząc na tyle blisko by go objąć w pasie. Na początku nie wiedziałam o co może jej chodzić, lecz wszystko rozjaśniło się w momencie kiedy Tomlinson jej odpowiedział.
- To mnie jeszcze bardziej zdołuje Katie - szepnął na tyle cicho, że ledwo go słyszałam. To zdanie uświadomiło mi, że mówią o fortepianie stojącym w jego pokoju. Od śmierci brunetki Lou, praktycznie stamtąd nie wychodził, a dniami i czasami nocami można było słyszeć różne melodie, często były to dźwięki walenia w klawisze, a czasami kawałki jakiejś muzyki. Wszyscy się o niego martwiliśmy, ale nikt nawet nie śmiałby zwrócić mu uwagi. Zanim się spostrzegłam Lou ucałował czoło siostry i skierował się do wyjścia. Nim zdążyłam pomyśleć słowa same opuściły moje usta.
- Przepraszam Louis.
- Nie mnie powinnaś przepraszać - rzekł spokojnie patrząc na Ronnie, która nie zwracała na nikogo uwagi bawiąc się medalikiem Ann. - A Kate ma rację, jesteś członkiem rodziny, pozwolę ci tu zostać, ale nie licz na to, że szybko odzyskasz moje zaufanie - powiedział po czym po prostu wyszedł z salonu kierując się na piętro.
Odwróciłam się z powrotem w kierunku Ver, ale tak jakby speszona wstała czym prędzej z kanapy i ruszyła do pokoju jak mniemam Ashtona.
- Nie ma co popisałaś się. Zawsze stawiałem na to, że pracowałaś w burdelu, no patrz jak mnie rozczarowałaś - zadrwił Irwin również wstając z kanapy. - Jednak można upaść jeszcze niżej - dodał wychodząc za Veronicą z salonu.
Jego słowa były tak dobitne, że zostały mi w myślach na dłuższą chwilę, odcinając mnie od rzeczywistości. Odbijały się echem po mojej głowie, przytłaczając mnie jeszcze bardziej. Poczułam jak cały ciężar, cała moja wina właśnie mnie obciążyła, powalając twarzą na ziemię. Łzy momentalnie zebrały się w moich oczach, a niekontrolowany szloch wydobył się z ust. Schowałam twarz w dłoniach, już i tak skompromitowałam się doszczętnie przed nimi wszystkimi.
Poczułam drobną dłoń na swoim kolanie. Rozchyliłam jedynie palce patrząc w dół. Przede mną klęczała Caroline, wpatrując się we mnie wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widziałam. To była mieszanka wszystkich uczuć jednocześnie, dosłownie poczułam na sobie fizycznie jej gniew, ból, smutek, żal, zawód i nie tylko. Mogłabym wymieniać bez końca. Wiedziałam, że ją zraniłam - jak wszystkich tutaj - ukrywając tą paskudną prawdę. Powinnam była powiedzieć im to na samym początku, a nie teraz, w możliwie najgorszym momencie. Zwłaszcza dla Tomlinsona. Zamiast tego, odkładałam to ciągle na później, aż w końcu o tym zapomniałam. Aż do teraz.
- Rose, chodź - usłyszałam szept przy moim uchu. Nawet nie poczułam, kiedy ramię Caluma owinęło się wokół mnie.
Przytaknęłam lekko pociągając nosem i zwróciłam wzrok na Caro przede mną. Posłałam jej ledwie widoczny, przepraszający uśmiech w stylu "porozmawiamy później", po czym wstałam powoli i skierowałam się z Calem na górę. Jednak wcale mi to nie pomogło, a sprawiło, że poczułam się jak tchórz uciekający od problemów, bo boi się stawić  im czoła. Nie byłam taka i nie chciałam, żeby mnie postrzegali jako właśnie takiego człowieka, jednak nie byłam w stanie odwrócić się i powiedzieć tego, co powinnam. Czym prędzej weszłam do łazienki przemywając twarz zimną wodą z nadzieją, że chociaż to odrobinę pomoże mi się wziąć w garść, bo byłam w rozsypce. Przetarłam ją ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Znowu poczułam nieprzyjemne pieczenie pod powiekami.
Usłyszałam chrzęst otwierających się drzwi, więc zerknęłam odruchowo w tamtą stronę, choć doskonale wiedziałam kto to był. Chłopak podszedł do mnie z głębokim westchnieniem, złapał moją twarz w dłonie i złożył delikatny pocałunek na moich spuchniętych wargach. Nie znosiłam, gdy ktokolwiek widział mnie w takim stanie, ale w końcu to Calum. Był chyba najbardziej wyrozumiałym i wspaniałym chłopakiem jakiego poznałam w życiu. z
Gdy odsunął się ode mnie na niewielką odległość, od razu spuściłam wzrok.
- Rosie, patrz na mnie - westchnął ciężko, wiedząc jak się czuje. Zna mnie przecież jak nikt inny. Uniosłam wzrok z powrotem na jego brązowe, przepełnione troską i spokojem tęczówki, które zawsze patrzyły na mnie z miłością, nawet gdy był wściekły. - To nie jest twoja wina. Przejdzie Louisowi, zrozumie w którymś momencie, że nie masz z tym nic wspólnego. Wybaczy ci.
- Wiesz, szczerze w to wątpię. Przyczyniłam się do zabicia osoby, na której mu zależało. Może nawet zaczynał ją kochać - szepnęłam - Nie wybaczy mi tak łatwo. Nikt na jego miejscu by tego nie zrobił. Sama sobie bym nie wybaczyła.



~*~



*Perspektywa Caroline*



Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszeliśmy jeszcze parę minut temu. To nadal dla mnie ogromny szok, zważywszy, że Rose traktowałam jak najlepszą przyjaciółkę. Chyba z tego całego towarzystwa, prócz mojego Mikey'a, najlepiej dogadywałam się właśnie z Rosie. Mogłyśmy sobie powiedzieć wszystko, a przynajmniej tak myślałam aż do teraz. Jak mogła mi nie powiedzieć takiej rzeczy? Czemu nawet przede mną ukrywała taki fakt ze swojej przeszłości?  Przecież nie byłabym na nią zła. Prawda? Sama już nie wiem. A może bym była? Sama nie wiem, mam mętlik w głowie. Czemu ciągle powtarzam te same słowa? Sama nie wiem! Boże chyba rozbolała mnie od tego wszystkiego głowa.

- Nie zadręczaj się tym. - Usłyszałam głos tuż obok swojego ucha. Pokręciłam jedynie głową. Michael spojrzał na mnie prawie, że spod byka. Okey, ma rację, nie powinnam się tym nadmiernie przejmować, ale to, co powiedziała Rosalie mną wstrząsnęło. - Przyznała się do błędu, nie powinniśmy aż tak tego roztrząsać jak Louis. Mogła co prawda powiedzieć nam o tym na początku, ale wtedy prawdopodobnie zginęłaby z naszych rąk, albo musiała szukać nowego towarzystwa. Nic dziwnego, że to ukrywała, nie była na początku pewna co byśmy zrobili, gdyby wyznała sekret - westchnął ciężko.
- Ufałam jej. Myślałam, że z wzajemnością. Mówiłyśmy sobie wszystko, a przynajmniej ja jej mówiłam - westchnęłam ciężko i podparłam łokcie o kolana, przecierając twarz dłońmi. - Muszę z nią porozmawiać.
- Daj jej czas. Pewnie czuje się przytłoczona słowami Louisa - wzruszył lekko ramionami, a ja skinęłam głową na znak zgody.
- Masz rację, tak będzie najlepiej - wypowiedziałam te słowa na głos, co przyczyniło się do tego, że Mike uśmiechnął się do mnie niczym pięciolatek. 
- Moja mała małpka - wyszeptał głaszcząc mój policzek.
- Kto tu jest czyją małpką panie Clifford? - zadrwiłam z niego cicho się śmiejąc. Kto jak kto, ale tylko on potrafił mi tak poprawić humor, był w tym niezastąpiony, dlatego tak bardzo go kocham.
Uśmiechnęłam się do niego słodko, przybliżając się do niego, ucałowałam jego usta po czym nie czekając na jego reakcję odsunęłam się pokazując mu język. 
- Ty mała... - zaczął się śmiać i pewnie teraz leżałabym na podłodze w salonie, gdzie o dziwo już nikogo nie było, gdyby nam nie przerwano.
- Ej ludzie nie chce wam przeszkadzać, ale ktoś jest na naszym terenie - do pokoju wbiegł zdyszany Liam.
- Byłeś u Lou? - zapytał Mike sięgając już po pistolet ukryty we wnęce przy pufie.
- Niall do niego poszedł... - przerwał patrząc z rozbawianiem na Clifforda. - Chociaż nie wiem czy będzie ci to potrzebne - zaśmiał się dźwięcznie, czym zbił nas z tropu. - To jakaś laska, chyba się zgubiła - wyjaśnił widząc nasze miny.
- Spoko, jak zapuka ja otworze - powiedziałam zanim, ktokolwiek wpadłby na jakiś gorszy pomysł - na przykład z porwaniem jej. Co u nas jest chyba ostatnio rutyną. Westchnęłam głęboko próbując oczyścić jak na razie umysł z narastających myśli na temat sprawy Bell, tym zajmę się potem, bo prędzej czy później, będzie musiała o tym ze mną porozmawiać.
Nim się obejrzałam w salonie rozległ się dźwięk pukania. Wstałam niemal od razu z kanapy i wyjrzałam ostrożnie przez okno. Przed drzwiami naszego domu stała szczupła, niewysoka brunetka o długich włosach. Szczerze przyznam, że wyglądała bardziej jak modelka wyciągnięta z okładki gazety, aniżeli laska, która tak po prostu się zgubiła. Może to prostytutka? Nie no dobra, to że jest ładna, nie znaczy, że od razu nią jest. Bez przesady.
- Jest dosyć niska, cienko ubrana, nie wygląda jakby miała broń - wzruszyłam ramionami. - Wygląda na trochę zdenerwowaną. Chyba serio się zgubiła - zawtórowałam Liamowi, który wcześniej rzucił tym stwierdzeniem i odeszłam od okna, kierując się w stronę drzwi.
- Krzycz jakby co - zaśmiał się Liam, na co wywróciłam oczami i pociągnęłam niespiesznie za klamkę.
- Ymm, cześć - dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć do końca drzwi. - Zepsuł mi się samochód na środku tego pustkowia i dzięki bogu, że doszłam do was. Nie mam telefonu stacje są o jakieś 20 minut stąd samochodem, a nie wiem ile by mi to zajęło piechotą. Chyba bym umarła. Pomożecie mi? - potok słów opuścił jej usta. Okey dziewczyno zwolnij.
- Woah, spokojnie - parsknęłam cichym śmiechem. - Skąd jesteś i gdzie jedziesz?
- Z Cambridge, jechałam do swojej ciotki do Reading, miałam jeszcze zajechać do Londynu, ale samochód mi padł na środku drogi i nie chce ruszyć - westchnęła cicho, nadal nieco drżącym głosem. Była nadzwyczajnie zdenerwowana jak dla mnie.
- Zaraz któryś z chłopaków pójdzie i przyprowadzi twój wóz. Wydaje mi się, że będą w stanie go naprawić.
- Jezu naprawdę? Byłoby cudownie - odetchnęła z ulgą przykładając dłoń do czoła.
Choć onieśmielała urodą była niezwykle urocza i dam sobie rękę uciąć, że kogoś mi przypomina. Czy to możliwe? Nie wiem, chyba jak załatwimy tę sprawę od razu się położę. Jakoś źle znoszę dzisiejszy dzień.
- Pewnie, nie będzie problemu - odpowiedziałam szczerze, ponieważ naprawdę nie było. Nie jesteśmy tacy źli na jakich wyglądamy i za jakich nas mają. To prawda jesteśmy niezawodni i niezwykle okrutni, ale tylko dla osób które nam przeszkadzają. Nie krzywdzimy cywilów.
- Jejku, dziękuję - na ustach dziewczyny wkroczył wielki uśmiech, przez co sama się do niej uśmiechnęłam.
- Chcesz może coś do picia? - zapytałam z grzeczności, choć miałam nadzieję, że odpowie że nie ma na nic ochoty. Oczywiście nadzieja matką głupich i nie odmówiła, więc właśnie tak skierowałam się z nieznajomą do kuchni. Ona zasiadał przy stole, ale ja uprzednio wołając chłopaków zaczęłam robić herbatę.
- Fanie tu macie. Mieszkasz tu z chłopakiem czy z braćmi. Dużo was tu mieszka? - Dziewczyna znowu zaczęła nadawać niczym katarynka. Jezu dopomóż. Już miałam jej odpowiadać na pytania, kiedy usłyszeliśmy kroki i głos dochodzący z przedpokoju.
- Caro, ktoś przy.... - Do kuchni wkroczył Tomlinson, ale zaraz przystanął w pół kroku patrząc na nieznajomą oniemiały. Czy on ją zna?  - To Ty.
Ty? Jaka Ty? Co tu się do cholery dzieje. Ponownie otwieram usta i nie tylko ja bo dziewczyna siedząca przed nami też to zrobiła, lecz znowu nie dane nam było nic powiedzieć, a to co usłyszeliśmy z ust kolejnej osoby, która weszła niespodziewanie do kuchni, uświadomiło mi kogo przypominała mi owa dziewczyna.
-Adrianne?

_________________________________
Hej hej hellow. 
Patrzcie co mamy. Nowy rozdział. Co o nim myślicie? Mówiłam, że będzie Drama Time xD 
Uważacie, że Lou przesadził? Czy dobrze potraktował naszą Rose? 
Ja sama nie wiem. A ta nowa? Kim ona jest? Jakieś spostrzeżenia? 
A jak tam ferie? Niektórzy są po, niektórzy w trakcie? Jak tam? Ja swoje kończę w tym tygodniu, więc zostało mi mało czasu na relax ehh co za życie ;-; 
No nic, dziękujemy oczywiście za wyświetlenia i komentarze. Również ja dziękuję za to że tak dobrze odebraliście zwiastun. Starałam się, żeby oddał te emocje. Wiem nie jest on zrobiony idealnie pod względem przejść i wg, ale nie jestem specjalistą, pierwszy raz dotknęłam się do czegość takiego. :)
Zachęcam was do komentowania, ponieważ każdy komentarz to taka duża cząstka ciepła i radości dla nas. 
To do następnego! 
Komentujcie, podawajcie dalej, tweetujcie #ShowMeRealityFF 
Kocham was :*
A.



Hej wszystkim!
Dawno nas nie było, ale w końcu jest rozdział ;) wierzymy, że nie macie mam tego za złe ;/
Jak tam wasze ferie o ile macie? Chyba, że jeszcze przed albo już po? Szkoła jest męcząca, ale to wiecie doskonale xd
Co do rozdziału, to przyznam, trochę się dzieje ;D a wam jak sie podoba? Zostawcie komentarz na dole, to naprawdę motywuje ♥
Dziękujemy, że wciąż z nami jesteście i do następnego rozdziału misie ;*
W.




Jeśli czytasz, proszę pozostaw komentarz