poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Wszystkiego najlepszego Ronnie :*

STO LAT!
        STO LAT! 
                STO LAT! 
                        NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM 
                                             JESZCZE RAZ 
                                                       JESZCZE RAZ 
                                                             NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM
                                                                               NIECH ŻYJE NAM 
                                                                                                        A KTO?!
                                                                                                                   RONNIE!




Kochanie, jest po północy 5 kwietnia, więc śmiało, mogę zacząć składać Ci, życzenia. Mam cichą nadzieję, że będę pierwsza i nikt przede mną nie złożył Ci jeszcze życzeń. Bo będę zawiedziona ;(
Więc od czego by tu zacząć. Może od początku. 
Księżniczko, GOŁĘBIU, bliźniaczko ma najmłodsza, mi amore, słoneczko, skarbeczku, kochanie : Masz już 14 lat OMG a jeszcze rok temu było 13, jak to szybko zleciało. Zaczynasz mi się za szybko starzeć xD  Drugi raz świętujemy Te wspaniałe święto. Przepraszam, że w tym dniu nie mogę być z Tobą i tego świętować, ale sama rozumiesz. Może kiedyś uda nam się spędzić razem ten dzień i kolejny :* Bardzo bym tego chciała :*
Kochanie, życzę Ci tego co i w tamtym roku, czyli spełnienia marzeń, tego byś zawsze wiedziała co dla Ciebie najlepsze, byś spełniła każde najmniejsze życzenie, które siedzi w Twojej głowie. Rumaka na białym koniu (czyt Ashtona na perkusji) Masy samochodów, a zwłaszcza tego wymarzonego Dodge :* (kiedyś do Ciebie takim przyjadę) Ocenek w szkole dobrych, byś nie poddawała się i uczyła, a potem dostała do tego lic do którego sobie chcesz (wiem, że za szybko ale shh)
Tego byśmy nadal były dla siebie, kocham Cię niezmiernie i tyle już Ci powtarzałam, że znaczysz dla mnie wiele i jestem o Ciebie zazdrosna, no bo kto by nie był hellow, chyba jakiś głupek.
Nadal życzę czytelników i wydania książki. Twórz kochanie, bo masz talent! Ale pamiętaj najpierw razem wydajemy Smr. Nie ma bata xD No więc skarbie, korzystaj z dnia. Dużo prezentów, pysznego torta ( cem kawałek oczywiście dhl-em) i wszelkiego co sobie zażyczysz kotek :* Bo to w końcu Twoje święto. Na kolana królowa Ronnie rządzi w tym WIELKIM DNIU!


A teraz standardowo takie drobne imagine :* Mam nadzieję, że Ci się spodoba :*




Co roczne przygotowania na wiosenny bal odbywały się w niemałym chaosie. Po korytarzach Road High walały się ulotki promujące kandydatki na królową balu. Kujonki biegały od klasy do klasy, próbując zaplanować, każdy najmniejszy szczegół imprezy, by wszystko było idealne. Robiły to w połowie z własnej inicjatywy, ale były one też pod presja tak zawanych plastików, które, siła perswazji, mimo iż są tępe, umiały wmówić ci nawet, że pingwiny potrafią latać. Nie rozumiałam zbytnio całej tej farsy z czasem przed balowym, nawet tego roku moja kochana siostra została porwana w wir przygotowań, do tego stopnia, iż przestała się do mnie odzywać. Nie było jej w domu prawie w ogóle, a jeśli była, to siedziała zamknięta w swoim pokoju. Co serio uważam za dziwne, ponieważ, nigdy tak mnie nie zbywała, a jej zachowanie można podciągnąć za nadomiar nienormalne. Byłyśmy nierozłączne, mimo tego, że była ode mnie o 2 lata starsza. Była w najstarszej klasie, ale zbytnio nie obnosiła się z tym tak jak inne laski z jej klasy, albo jej rocznika. Tak samo było z przypadku jej chłopaka Louisa, który był jednym z popularsów, a jednak, nie zważając na statusy w szkole
 związał się z moja siostrzyczka. W ogóle starał sie traktować wszystkich na równi i w życiu chyba nie podniósł na nikogo reki, chyba ze była to osoba, która wyzywała mnie albo Ann.
Ale nawet i Louis się do mnie nie odzywa, już z dobre trzy dni próbuję złapać go by dowiedzieć się jest z Adrianne, ale kompletnie mnie zbywał, jak nie on po prostu. Nawet moi kumple z klasy postanowili mnie sobie olać. Ich stałą wymówką stało, się praca przy balu, ponieważ "potrzeba jest przecież męska siła do niektórych spraw". Wszystko byłoby z tym w porządku, gdyby nie fakt, ze oni nienawidzili takich imprez, po prostu nimi gardzili, nie mówiąc juz w ogóle o plastikach i całej tej szopce. Cała czwórka, łącznie z moim chłopakiem, nie znosili nosić garniturów i była to dla nich męczarnia, pomimo iż wyglądali w nich nieziemsko, a zwłaszcza mój kochany Ashton.
Nie miałam pojęcia, co się zupełnie dzieje, nie toć, że nie lubiłam okresu przed balowego, to jeszcze, przyjaciele mnie unikają, po postu zapowiada sie super bal. Który na marginesie mówiąc wypada dzisiaj. Westchnęłam ciężko na tą myśl i ruszyłam przed siebie w kierunku wyjścia ze szkoły. Zdecydowanie, dosyć miałam patrzenia na ludzi z mojej szkoły. Gdy byłam juz przy bramie wejściowej usłyszałam swoje imię. Z bijącym sercem i nadzieją, powoli obróciłam sie w stronę osoby, ale szybko wszystko ze mnie uleciało, a został żal. Gdyż w moim kierunku podążał jeden z chłopaków z paczki Lou, a zarazem jego najlepszy przyjaciel Harry.
- Hej Ronns - zaczął zziajany, co było oznaką tego iż serio musiał mnie gonić przez jakiś czas. - Myślałem, że juz cię niedogonie .
- Cześć Harry - odpowiedziałam mu tylko, nie komentując drugiej części jego wypowiedzi. - Co tam?
- Jest sprawa. Przychodzisz dzisiaj na bal, prawda?
- Nie wiem Hazz, nikt się do mnie nie odzywa od tygodnia, więc nie mam pojęcia, czy w ogóle mam po co tam iść - wyjaśniłam w skrócie patrząc na lokersa, po czym dodałam z lekkim grymasem na twarzy - i tak dziwie się, ze ty znalazłeś czas, żeby ze mną porozmawiać.
- Ronnie chyba żartujesz?
-Nie Hazz mówię poważnie. Nie jestem głupia - skwitowałam z przekąsem już się odwracając z zamiarem odejścia, lecz ten pochwycił mnie za prawą dłoń uniemożliwiając mi to. Odruchowo spuściłam wzrok na dłoń którą trzymał i na pierścionek spoczywający na palcu serdecznym. Był tam właśnie pierścionek zaręczynowy, który podarował mi Ashton. Od razu w okolicy serca poczułam nie małe ukucie zawodu i smutku. Co było aż tak ważne by mnie tak olać.
- Ronnie.. - wyszeptał.
- Przepraszam Harry. Po prostu nie wiem co się dzieje - przyznałam nadal wlepiając wzrok w biżuterie, co prawda, z każdą chwilą wzrok rozmazywał się na wskutek ciągle napływających łez.
Poczułam, jak chłopak jednym sprawnym ruchem przyciąga mnie do siebie i szczelnie zamknął w swoich ramionach.
- Na pewno  nie jest to aż takie straszne jak myślisz. Z tego co wiem, to twoja siostra wprowadziła nie mały terror z racji, ze to jej ostatni bal, a wiesz jaka ona wtedy potrafi być. A jeśli chodzi o Irwina i spółkę, przygotowują się do tego by grać na balu. Są naprawdę utalentowani, wiec dyro ich zatrudnił, więc nie ma to nic wspólnego z tobą. Nie zamartwiaj się. - skończył swój monolog ocierając z moich policzków łzy.
- Dziękuję Hazz.
- To co? Jedziemy do ciebie przebierzesz się, zrobię ci włosy i pojedziemy razem na bal? Co ty na to? – zapytał z entuzjazmem. I nie Harry wcale nie jest gejem, po prostu jego siostra bardzo często uczyła go takich rzeczy, mówiąc, że może kiedyś jakaś dziewczyna, bądź jego żona to doceni, więc właśnie takim sposobem nasz Styles potrafi ściąć stylowo włosy pofarbować je a nawet uczesać lepiej niż nie jedna fryzjerka. Ale jak widać, niestety, żadna jeszcze taka się nie trafiła.
- A ty? Kiedy ty się przebierzesz? – Spojrzałam na niego niepewnie.
- W samochodzie, kochana ja jestem gotowy na każdą ewentualność, jeszcze się tego nie nauczyłaś? – mlasnął z udawaną urazą, ale zaraz uśmiechną się i pociągnął mnie w stronę jego samochodu.
Kiedy tylko znaleźliśmy się pod domem, wypchnął mnie za drzwi, mówiąc bym się wykąpała bo śmierdzę, a on weźmie w tym czasie rzeczy i będzie czekał na mnie w pokoju, więc też tak zrobiłam. Wleciałam niczym burza do łazienki od razu pakując się pod prysznic. Nuciłam namydlając swoje ciało, słodkim płynem o zapachu fiołków, oczywiście głowę też umyłam, bo by mnie brunet powiesił, że o tym nie pomyślałam. Gdy porządnie zmyłam z siebie wszystko otulając się ręcznikiem wyszłam z pomieszczenia wchodząc do pokoju, w którym przed otwartą szafą stał szperający w niej brunet.
- Co ty robisz? – zapytałam lustrując go od góry do dołu, lecz ten nawet nie wzruszony dalej przerzucał ubrania a to na półkach, a to na wieszakach.
- O mam! – krzyknął w końcu uradowany odwracając się w moją stronę trzymając w dłoni sukienkę, którą i tak miałam założyć na bal. Była ona rozkloszowana w pasie, w kolorze granatowym z różowymi elementami i kamieniami na wysokości biustu. Sięgała mi trochę za kolana, ale była idealna na mnie.
- No widzę, że masz moją balową sukienkę. Mogłeś się pacanie zapytać, a nie mi burdel robić w szafie.
- No ej, krzyczałem, ale śpiewasz pod prysznicem tak głośno, że ja wcale się nie dziwię, że nie słyszałaś – odgryzł się z chytrym uśmieszkiem na twarzy, a ja jak zwykle zarumieniłam się z zażenowania. – Dobra, dobra buraczku – rzucił we mnie bieliznę i rajstopy, po czym dodał – idź, nałóż mi to i wróć  tu, tylko szybko! Bo nie mamy czasu!
Tak też zrobiłam. Z prędkością błyskawicy nałożyłam na siebie rzeczy we mnie rzucone i osuszając włosy ręcznikiem wróciłam do lokersa.
- Dobra siadaj na krześle, najpierw ci kudły wysuszymy – powiedział włączając suszarkę. Przyglądałam się w lustrze, jak chłopak zwinnie porusza się wokół mnie dmuchając we mnie gorącym podmuchem powietrza. Zaraz zmienił suszarkę na lokówkę i pasmo po paśmie zakręcał na grubą lokówkę, przez co nie wyglądałam jak baran. Kiedy skończył już je lokować, pochwycił w dłoń lakier i spryskując chyba litr na moje włosy zaczął je układać w chyba koczka, nie wiem, za bardzo się wyginał przed lustrem, bym nie mogła widzieć efektów. Przypinał coś, pryskał, dokręcał. No czego on nie robił z tymi włosami. W końcu po 15 minutach postaną przede mną przyglądając mi się z zachwytem, lecz nie pozwolił mi się przejrzeć, gdyż zaproponował, że również mnie pomaluje, więc i mu pozwoliłam, co prawda nie był to pierwszy raz, więc wiedziałam, że powierzam się w dobre ręce.
- Dobra to zrobimy tak delikatnie, ale z pazurkiem – chwycił się za brodę udając, że myśli i zaraz zabrał się do roboty. Najpierw podkład, korektor, puder, standardowo, oczywiście jeszcze róż i w ogóle. Potem coś robił z oczami, ale nie mam zielonego pojęcia co.
- Dobra możesz już otworzyć oczy skończyłem.
Niepewnie uchyliłam jedną powiekę, napotykając swoje odbicie w lustrze i aż nie mogłam uwierzyć, że to ja. Harry naprawdę się postarał. Miałam naprawdę lekki makijaż, ale niezwykle wyrazisty. Do tego włosy zebrane w koczka z którego wychodziły loki. Po prostu cudo. Gapiłam się na taflę lustra nie mogąc uwierzyć.
- Hazza to jest..
- Tak wiem skarbie jestem geniuszem – zaśmiał się słodki podając mi sukienkę. – wciskaj tyłek i ruszamy. – Miałam już mówić, że przecież on jeszcze nie jest gotowy, ale kiedy tylko na niego spojrzałam po prostu pokręciłam głową, gdyż był już całkowicie odpicowany. Pytanie teraz ile stałam przed lustrem i się na siebie gapiłam, że tego nie pamiętam.
Szybkim ruchem nałożyłam na siebie kieckę i wkładając stopy w czarne szpilki ruszyłam za brunetem ku wyjściu.
Do szkoły jechaliśmy jeszcze krócej, niżeli jak z niej wracaliśmy, kiedy Harry zaparkował już na pełnym prawie parkingu, zgasił auto i wyszedł z niego pierwszy każąc mi poczekać, gdyż jako dżentelmen chciał otworzyć przede mną drzwi. Oh ten Harry. Podając mu rękę wyszłam z gracją z samochodu i zaczęłam podążać za nim, a raczej byłam przez niego ciągnięta. W połowie drogi dopiero zorientowałam się, że wcale nie podążamy do Sali gimnastycznej.
- Co ty robisz Harry, gdzie ty mnie prowadzisz?! Sala jest przecież w tamtą stronę.

- Wiem przecież - prychnął tylko, ale dalej w zaparte ciągnął mnie za sobą. W pewnym momencie przystanęliśmy, wszędzie panowała ciemność i tylko z niektórych sal sączyło sie światło oświetlając korytarz główny.
- Ja juz ją przejmę - usłyszeliśmy z boku, barwny głos i nie miałam większych wątpliwości z tym do kogo on należał i zaraz się też o tym przekonaliśmy, kiedy z za rogu wyłonił się ubrany w garnitur mój kochany. – Dziękuję Harry, idź do Lou, wszędzie cię szuka – skiną na niego, a potem już patrzył tylko na mnie. Sama też nie odrywałam od niego wzroku, że nawet nie wiem, kiedy brunet puścił mą rękę i zniknął z ciemności.
- Ronnie – wyszeptał porywając mnie w swoje ramiona, lecz nie wykonał niczego innego. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy stojąc na środku korytarza, lecz ta cisza była dla mnie niezręczna, byłam na niego zła, lecz nie potrafiłam na niego nakrzyczeć, więc tylko przerwałam ciszę między nami.
- Słyszałam, że dostaliście robotę na balu
- Tak – odpowiedział krótko. Oh fajnie, super czyli nadal nic się nie zmieniło. Walić to idę znaleźć Harrego w taki razie. Wkurzona próbowałam wyrwać się blondynowi, lecz ten trzymał mnie mocno uniemożliwiając mi to. – Wiesz, że wyglądasz przepięknie? – wyszeptał do mego ucha, powodując nie małe ciarki na moim ciele. Następnie odsunął się na tyle, by uchwycić moją prawą dłoń i ucałować pierścionek, podarowany mi na zaręczyny na ich koncercie. Potem wyprostował się i sięgając do kieszeni wyciągnął z niej pudełko większe, od tego, w którym był zaręczynowy pierścionek. – Ale brakuje czegoś w tym stroju.
Odwrócił mnie plecami do siebie i zaraz czułam na szyji jego ciepły oddech, a potem coś zimnego znalazło się na dekolcie. – Gotowe. – szepnął ponowne tym razem składając na mojej szyji słodki pocałunek, po czym ponowie mnie obrócił i wpił się zachłannie w moje usta. Pocałunek oddawał wszystko, tęsknotę, żądzę i niezmierną miłość. Czułam to wszystko naraz, więc z pasją oddałam go pogłębiając jeszcze bardziej . Kiedy się od siebie oderwaliśmy nie mogłam złapać tchu, a serce waliło mi niemiłosiernie. Kochałam go i nie zależnie ile by się do mnie nie odzywał, nigdy nie potrafiłabym mieć do niego o to żal. Spojrzałam w dół na swój dekolt gdzie teraz spoczywał na srebrnym łańcuszku serduszko, w po jednej stronie V a po drugiej A. To było cudowne. Ze łzami w oczach spojrzałam na chłopaka, dając mu buziaka i szepcząc ciche dziękuję, ponieważ na nic innego teraz mnie nie było stać, lecz mój narzeczony miał inne plany i znowu mnie do siebie przyciągnął całując już bez opamiętania. Sama byłam go głodna, więc zarzuciłam mu dłonie na barki i przyciskając go do swojej klatki piersiowej oddawałam pocałunki.
- Wszystkiego najlepszego skarbie – powiedział kiedy się od siebie oderwaliśmy. Z początku spojrzałam na niego nie pewnie, a potem złożyłam wszystko w całość, dziś był 5 kwietnia. Moje urodziny. Na śmierć o nich zapomniałam, zbyt pochłonięta byłam myślami co się dzieje z moimi znajomymi, by pamiętać o dniu moich urodzin. – Zapomniałaś o nich prawda? – zapytał ze śmiechem patrząc na moją twarz, którą na pewno wykrzywiał nie mały grymas.
Zawstydzona i zażenowana spuściłam wzrok robiąc się cała czerwona niczym burak.
- Oj Ronnie, Ronnie - zaśmiał się słodko prowadząc mnie w stronę Sali gimnastycznej, a kiedy tylko na nią weszliśmy. Kinfetti wyskoczyło ku górze i wszyscy zgromadzeni zaczęli śpiewać mi głośno sto lat. Na czele ich wszystkich oczywiście stała Adrianne, w pięknej fioletowo różowej sukience do ziemi, a obok nich stali Luke, Mike trzymający tort, Lou zaraz po jej prawej stronie, a koło niego Calum, Harry, Liam z dziewczyną i Niall, oczywiście jak najdalej od tortu, by go nie zjadł. Po prostu łzy stanęły mi w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że te głupki, nie odzywali się do mnie by zrobić mi niespodziankę. Boże święty.
- Siostrzyczko – zaszczebiotała Ann biegnąc w moim kierunku przypomnę, że była na obcasach, a kiedy do mnie dotarła, mocno mnie do siebie przytuliła mówiąc chaotyczne życzenia.
- Zabiję cię kiedyś – powiedziałam, gdy skończyła swój monolog, z którego i tak mało zrozumiałam.
- Nie bo za bardzo mnie kochasz – posłała mi oczko i stanęła z boku, by reszta mogła się do mnie dostać i złożyć mi życzenia. Każdy oczywiście życzył mi małych Irwiątków, z czego Ashton za każdym razem wybuchał śmiechem gdy to słyszał. Luke nie omieszkał wspomnieć o zaadoptowaniu pingwina, Mike o tym, żebym w końcu się przefarbowała na czerwono, byśmy byli bliźniakami, Cal tego bym się nie wstydziła chodzić na golasa po domu, Niall kilogramów słodyczy i oczywiście wypomniał mi, że ja tyje, a on nie. Liam życzył rozsądku i żebym kilkanaście razy zastanowiła się zanim stanę przed ołtarzem z tym debilem po mojej lewej. Harry standardowo małych brzdąców, ale dopiero po tym jak mnie przewiezie po każdym lokalu z stanach. A narzeczony mojej siostry życzył mi bym się nie zmieniała, bo kochają mnie taką jaka jestem. Przy tym już nie wytrzymałam ryknęłam płaczem tak, że reszty ludzi życzeń nie pamiętam, ale podejrzewam, że wszystkie były miłe. Kiedy tłum się rozszedł, zostałam tylko ja i Ashton, a w tle można było usłyszeć początek naszej ukochanej piosenki o miłości.
- Czy przyszła pani Irwin pozwoli mi z sobą zatańczyć?

- Ależ naturalnie – wychrypiałam ścierając łzy, następnie ułożyłam dłoń na jego i zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Zmysłowo, spokojnie. Tylko ja, mój narzeczony i muzyka płynąca z naszych serc.
- Kocham Cię Veronica – szepnął mi do ucha, a reszta mogła nie istnieć.
- Też cię kocham Ash – odpowiedziałam składając przelotnego buziaka na jego ustach po czym wtuliłam się w niego i oboje daliśmy ponieść się muzyce. Właśnie tak spędziłam moje 19 urodziny. Tańcząc do białego rana, z ludźmi, których kocham, do muzyki, granej przez zespół moich przyjaciół. Po prostu wymarzone urodziny. Na pewno pozostaną do końca w mojej pamięci. 




Jeszcze raz wszystkiego najlepszego moja młodsza bliźniaczko :* 
Kocham Cię :* 
Twoja Addie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz