Niestety nikt, więcej nie wysłał nam swoich prac. Co nas trochę smuci, ale cóż.
Tak samo, nie wiem, czemu praktycznie nikt nie tweetuje pod hasztagiem #ShowMeRealityFF , wiele osób mówiło, że będzie to robić i będzie spam mimo to jest inaczej ;-; ehh no cóż.
Jeśli tu dotarliście, bardzo byśmy prosiły o skomentowanie i wypowiedzenie się pod każdym rozdziałem, postem.
Mam nadzieję, że podobało wam się. My miałyśmy niezły fun pisząc dla was historię Hathrin *,* uwielbiamy ją obie, ten ship jest p prostu słodki *,*
Poza tym w zakładce Bohaterowie pojawili się nowi bohaterowie :) Lećcie się z nimi zapoznać :) :*
Możecie cały czas zadawać pytania w zakładce Zapytaj Familie
No nic jeszcze raz piszemy wam wszystkiego co najlepsze i mamy nadzieję, że wytrzymacie z nami dalej i będzie was coraz więcej :*
Kochamy was :*
Do napisania za 10-12 dni :*
A&W.
PS. DZISIAJ RÓWNO PÓŁ GODZINY TEMU WYBIŁO NAM 14 TYS WYŚWIETLEŃ ZA KTÓRE OGROMNIE, ALE TO OGROMNIE DZIĘKUJEMY! :**
Miłego czytania :*
*Tekst jest skopiowany, w takiej formie jakiej dostałyśmy*
*Tekst jest skopiowany, w takiej formie jakiej dostałyśmy*
" Starałam swoje kolana gdy się modliłam i znalazłam demona w
najbezpieczniejszej przystani, wydaje się, że trudniej w to uwierzyć w
cokolwiek. Niż po prostu zapomnieć się w tych moich wszystkich
samolubnych myślach"
- Nie, Veronica nie ma nawet takiej mowy!-krzyczał na dziewczynę już od
dobrej godziny jej ojciec.
-Czemu nie mogę się tym zając?-zapytała o dziwo jak na nią - spokojnie
i mile.
- Bo, to niebezpieczne i nie chce, aby coś ci się stało i to przez
taką
paskudną osobę! - krzyknął, lecz po chwili na jego twarzy był widoczny
grymas.
- Od kiedy bycie psychologiem jest niebezpieczne?-zapytała ponownie ojca.
Starszy mężczyzna już chciał coś powiedzieć, gdy nagle do gabinetu
ojca wpadła jak burza starsza siostra -Ann.
- Co tu się dzieje?Czemu tak na siebie krzyczycie? - brunetka zadawała
milion pytań na minute.
- Spokojnie Ann nic się nie dzieje, tylko jak zawsze tata jest
nadopiekuńczy - westchnęła cicho młodsza dziewczyna.
-Tato?-zapytała brunetka, aby dowiedzieć się i od swojego ojca o czym
rozmawiali. Mężczyzna usiadł bliżej córek i wyjaśnił Ann o co
chodzi.
- Chodzi o prace Ver - westchnął i chciał mówić dalej, lecz Ann mu
przerwała.
- I to tylko to? - zapytała niedowierzająco, że o to się kłócą.
- Nie dokończyłem jeszcze. Twoja siostra uparła się, że będzie
zajmowała się psychopatami, że to tak brzydko ujmę i to na moim
oddziale. I nie dość złego ona chce leczyć Ashton"a Irwina - gdy
mężczyzna to powiedział Adrianna o mało co nie spadła z krzesła,
cała krew z jej twarzy odpłynęła, przez co pawie wyglądała na
trupa.
- Tego Ashton"a Irwina, tego samego chłopaka, który znajduje się u
ciebie
na oddziale trzynastym? Na trzynastym pieprzonym pietrze, na którym
znajdują się mordercy o zastrzeżonym rygorze. Którzy zabijali z
zimną
krwią! - Starsza dziewczyna zaczęła przeraźliwie krzyczeć.
- Czyś ty oszalała do końca! On zabił ponad dziesięć kobiet i
przypomnę ci jak zginęły przez obdarcie ze skóry i były torturowane.
Każde z trojga nic nie mówiło, nawet nie wiedzieli co powiedzieć.
- Posłuchajcie ja wiem co on zrobił, ale jakaś cząstka mnie ciągnie
do tego miejsca do samego trzynastego piętra. Przecież nikt jeszcze nie
próbował z nim na spokojnie rozmawiać. Może mi się uda coś
wyciągnąć z niego. A, co jeśli on potrzebuje żeby ktoś mu pomógł,
wysłuchał. I ja doskonale wiem, że tą osobą jestem ja -Veronica,
każde zdanie wypowiadała spokojnie i głośno, aby jej ojciec jak i
siostra wszystko zrozumieli.
- Veronica, czy ty w ogóle wiesz co ty mówisz? Na jakie
niebezpieczeństwo
się narażasz? To nie jest stary dziadek z jakimiś schizami, tylko
morderca niewinnych osób, który nie ma uczuć. Proszę odpuść go
sobie -
zaczęła prosić dziewczynę Ann. Choć w głębi duszy wiedział, że
dziewczyna i tak z tego nie zrezygnuje, ale warto powalczyć.
- Ann, znasz mnie jak nikt inny i wiesz, że nie odpuszczę i ani ty ani
ojciec tego nie zmienicie-powiedziała i wstała z czarnego fotela,
który
znajdował się w gabinecie ich ojca.
- Zastanów się proszę Veronica - powiedział zmartwionym głosem
mężczyzna.
- Ja już podjęłam decyzje jutro jadę do ośrodka-powiedziała i
wyszła
z gabinetu w kierunku swojego pokoju.
*Następnego
dnia*
Veronica gdy tylko wstała, zaczęła się szybko ubierać wcześniej
biorąc prysznic. Gdy już umyta i ubrana w czarne jasny i koszule,
zeszła na dół, gdzie już była jej siostra. Ojca już nie było, bo
zawsze musiał być wcześnie w pracy. Brunetka wyjęła z lodówki
mleko,
a z szafki płatki, by zrobić sobie śniadanie. Gdy wszystko miła
gotowe
wzięła miseczkę i łyżkę do ręki i zaczęła jeść posiłek.
- Nadal nie zmieniłaś zdania?-zapytała ją siostra.
- Wiesz, że ja rzadko zmieniam zdanie, więc powinnaś wiedzieć, że
zdania nie zmienię -odpowiedziała i gdy zjadła śniadanie, wyszła z
domu
wcześniej żegnając się z siostrą.
Odpaliła swoje auto i włączyła
się do ruchu. Po niecałych trzydziestu minutach była już pod
ośrodkiem "Lost souls" Dziewczyna zawsze nie wiedziała czemu ośrodek ma
właśnie taką nazwę, a nie inną. Brunetka wypuściła powietrze i
wyszła z samochodu zamykając go kluczykiem. Schowała klucze do swojej
torebki, i witając się z dość starym ochroniarzem chciała wejść do
budynku, gdy nagle czarny Doge pojechał pod ośrodek. Veronica
kompletnie
nie wiedziała co się dzieje po chwili koło jej boku zjawił się jej
ojciec.
- Proszę bardzo oto twój pacjent - powiedział i przywołał gestem ręki
chyba z pięciu ochroniarzy. Drzwi od samochodu otworzyły się, a z
niego
wyszedł ochroniarz, a po nim skuty w kajdanki chłopak. Miał na sobie
ubranie z ośrodka czyli komplet niebieskiej bluzki i spodni. Jego duże
dłonie były opięte w kajdanki jaki i same nogi. ego cera była jak
śnieg. Dziewczyna nawet myślała, że jak by dotknęła jego ręki czy
twarzy na pewno by było jej zimno jakby dotknęła lodu. Sam chłopak
był
dość wysoki, miał blond włosy przepasane bandamką. Co strasznie
podobało się dziewczynie. Choc za wszelką cenę walczyła z tym na jej
twarzy pojawił się dość duży uśmiech, więc sama mogła wyglądać
na
psychicznie chorą. Chłopak nadal stał w jednym miejscu tak jakby
chciał
jeszcze przez chwile zostać na" wolności" Jednak chyba wszystkim
ochroniarzom się to znudziło, więc jeden z nich mocno popchnął
blondyna.
- Rusz się Irwin! - krzyknął głośno.
- Możesz mnie nie pchać umiem chodzić - wysyczał jadowicie niczym wąż.
I
tylko to zdanie chłopaka doprowadziło Veronice do obłędu, sama nie
wiedziała co czuje. Strach, obawa przed chłopakiem, ale w głębi duszy
wiedziała swobodę i chęć wyciągnięcia pomocnej dłoni do blondyna.
Ashton powolnym krokiem ruszył w stronę schodów na którym stała już
tylko dziewczyna i jakaś pielęgniarka nawet nie wiedziała, kiedy jej
ojciec odszedł w nieznanym kierunku dla dziewczyny. Chłopak był coraz
bliżej dziewczyny i bliżej,a serce Ver biło tysiąc razy szybciej. Po
chwili grupka ochroniarzy jak i sam Irwin weszli do budynku. Zaraz po
nim
weszła brunetka i ta sama pielęgniarka. Veronica nie wiedziała gdzie
tak
dokładnie był Aston co zrobił na zewnątrz, przecież piętro
trzynaste
to oddział zamknięty.
- Przepraszam?- w końcu odważyła się zapytać pielęgniarki gdzie
znajdował się jej przyszły pacjent. Gdy pielęgniarka spojrzała na
brunetkę dziewczyna mogła dokończyć pytanie.
-Gdzie był ten pacjent co go przed chwilą przywieźli?-zapytała
kobiety, która wyglądała może w jej wieku.
- Ach, chodzi ci o Irwina - powiedziała spokojnym głosem, chyba aż za
spokojnym.
- Próbował popełnić samobójstwo. Znowu-westchnęła bezradnie, a
Veronica o mało co nie upadła na zimne płytki.
- I mówisz to tak spokojnie? - zapytała na prawdę zdziwiona dziewczyna.
- Widać, że jesteś nowa, ale się przyzwyczaisz Ashton, nie pierwszy raz
targnął się na swoje życie, ale na szczęście za każdym razem
ratujemy go, ale o nie zmienia faktu, że trzeba na niego
uważać-wyjaśniła dziewczyna i przyjaźnie się uśmiechnęła do
brunetki.
-Wybacz, ale muszę już iść. I jeśli chcesz pogadać to jestem Rose,
miło poznać-powiedziała i wyciągnęła do Ver swoją drobną rękę.
Dziewczyna natychmiast podała swoją rękę.
- Bardzo mi miło jestem Veronica - uśmiechnęła się do czarnowłosej.
Dziewczyna zaśmiała się i oddaliła od brunetki. Veronica mogła teraz
na spokojnie przypatrzeć się dziewczynie. Dość długie kruczoczarne
włosy, ciemne oczy, drobna, a jej osobowość wydawała się
wspaniała:miła, szczera,raczej uczynna dusza. Brunetka zaśmiała się i
pytając się ochroniarza, gdzie znajduje się sala weszła do małego
pomieszczenia. Szare ściany, które już dawno straciły swój odcień,
mały, drewniany stoliczek, dwa krzesła, okna zasłonięte stalowymi
kratami dawało mało światła. Dziewczyna powolnym krokiem weszła do
pomieszczenia, w którym już był Ashton. Ver, przełknęła powoli
swoją ślinę i podeszła do wolnego krzesła na przeciwko blondyna, aby
po chwili na nim usiąść. Irwin wyglądał na nieobecnego jakby nawet
nie zauważył, że ktoś tu z nim siedzi.
- Witaj, jestem Veronica O'Connor i będę twoim terapeutą przez
najbliższy rok. Ty jesteś pewnie Ashton tak? - zapytała brunetka z
uśmiechem, ale jej uśmiech znikł gdy nie otrzymała odpowiedzi od
chłopaka od prawie piętnastu minut. Gdy chciała już zdać kolejne
pytanie, nagle chłopak przemówił.
-Tak, jestem Ashton Irwin.
-Tak, jestem Ashton Irwin.
"Jesteś tylko duchem rajskich uczuć,chmurą dymu, którą nie przestaje
oddychać,iluzją,tracę cię Cię dla gier w mojej głowie. Widze twoją
twarz, zjawa, ale to się zmienia, zmienia kształt,nie chce otwierac oczu.
Och, teraz mnie zabijasz"
Napisała: xxskyfalllx
Ewhh, a co to za "wypociny"? Ahh, no tak to moje hahahahah dziękuje. kocham was.
OdpowiedzUsuńChcecie spam? Na pewno? Dobra to zagladajcie ba mój profil hahahahha XD
Niezłe jakieś ciągi dalsze hę? Tylko słabo opisane... Ale fabuła pierwsza klasa / Sky
OdpowiedzUsuńMoja kochana Sky!!
OdpowiedzUsuńGdy czytałam, że napisała co Gabrysia, myślałam, że chodziło o jakąś inną; )ale jak doszłam do tych dziesięciu morderstw, to na pewno musiała być skyfall!!
Jak zawsze świetny!!!
(Taka ją rozgarnięta)
xx
Chciałabym jeszcze.. :C
OdpowiedzUsuń