wtorek, 8 marca 2016

Hathrin

*Perspektywa Harry'ego*


- Tommo ile razy mam Ci powtarzać, że to chujowy pomysł - odezwałem się w końcu maszerując dalej po pokoju w tą i z powrotem  - To bardzo chujowy pomysł.
- Tyle, że ja nie mam wyboru! Wiesz, że Cal nie chce się w to mieszać! Jestem jedyną nadzieją ojca - Louis z rezygnacją w głosie przywalił czołem w stół znajdujący się przed nim, więc w pomieszczeniu rozniósł się pusty huk. - Sam bym w to nie wchodził, ale wszystkie wpływy ojca nagle przestaną mieć znaczenie, jego wrogowie nas odnajdą i wiem, że nie będzie wtedy kolorowo! - Kontynuował dalej próbując mnie przekonać do jego punktu widzenia.
- Lou, ale nie musisz przecież, tego robić, musi być jakieś inne rozwiązanie. Człowieku masz dopiero 18 lat, co ty możesz o tym wiedzieć.
- Trochę, ale to nie jest wytłumaczenie! Ojciec mnie wprowadzał już od miesięcy. Wiedział, że go zabiją, wiedział, że to nastanie - przerwał nagle zasłaniając twarz dłońmi, a jego głos delikatnie się załamał na wspomnienie o śmierci ich rodziców, którzy zostali zamordowani dokładnie trzy miesiące temu.
- Wiem, że to boli Louis, ale tak musiało być - westchnąłem, próbując jakkolwiek go pocieszyć, chociaż byłem w tym na prawdę kiepski.
Zanim zdążyłem coś dopowiedzieć ktoś wszedł do salonu, w którym się znajdowaliśmy. Podniosłem wzrok i praktycznie zamarłem. W osłupieniu wpatrywałem się w dziewczynę stojącą w drzwiach, której spojrzenie było utkwione w mej osobie. Ona była na prawdę piękna. Miała kruczoczarne włosy, które kontrastowały z jej bladą skórą i szaroniebieskie oczy, które w tamtym momencie przewiercały we mnie dziurę. Nawet mając na sobie zwykłe czarne dżinsy i elegancką szarą koszulę, włożoną w spodnie, wyglądała ślicznie. Kate zawsze się ubierała ładnie i dziewczęco, co mi się na prawdę podobało.
- Dzień dobry - powiedziała, a na moje usta wtargnął szeroki uśmiech.
Odpowiedziałem tym samymi słowami, a brunetka odwzajemniła mój gest.
- Mogę wiedzieć co się dzieje? Słychać was w całym domu - westchnęła wykrzywiając twarz w grymasie.
- Potem o tym porozmawiamy, dobrze? - zapytał Tomlinson, patrząc na siostrę błagalnie, by odpuściła.
Ta jedynie zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem i kiwnęła głową.
- I tak się dowiem, Lou.
- Nie wątpię - westchnął, wiedząc, jak Kathrin potrafi być dociekliwa.
- Nie ważne, chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę - oznajmiła, a z jej twarzy zniknął uśmiech. Zastąpiła go powaga, która nie powiem trochę mnie zaniepokoiła.
Louis pokiwał głową, najwyraźniej wiedząc dokąd jego młodsza siostra się wybiera.
Patrzyłem w skupieniu jak młodsza Tomlinson opuszcza pomieszczenie i zaraz słychać było charaktery dźwięk zamykania się drzwi. Dopiero wtedy kiedy miałem pewność, że wyszła odwróciłem się z powrotem do przyjaciela, który cały czas mnie bacznie obserwował.
- No co? Co? - zapytałem lekko oszołomiony nadal spotkaniem z dziewczyną.
- Nic, zupełnie nic, martwię się po prostu o nią - westchnął sięgając pod stół i zaraz rozkładając zdjęcia na szklanym blacie spojrzał na mnie z lekkim grymasem na twarzy ponownie zabierając głos. - Nie chciałem ci tego pokazywać, kiedy wiedziałem, że Kate jest na górze - przerwał nagle wskazując bym popatrzył na zdjęcia, więc i tak uczyniłem. - Informator mojego ojca wysłał mi je kilka dni temu. Podobno zaczęło się to kilka dni przed śmiercią rodziców - sięgnął za pierwsze zdjęcie i podał mi je cicho szepcząc coś mi zupełnie nie znanego.
Pochwyciwszy fotografię spojrzałem się na nią. Na pierwszy rzut oka zupełnie nic w nim niezwykłego, znajdowała się tam mianowicie Kate wraz ze swoją koleżanką chyba Caroline, lecz gdy tylko przyjrzałem się jej dokładniej, mogłem dostrzec czarne BMW z charakterystycznym znakiem na masce.
- Co to jest? - Wydukałem rzucając na stół to co spoczywało w mojej dłoni.
- Na każdym zdjęciu jest moja siostra, a gdzieś w pobliżu ten samochód. - wyjaśnił podając mi każdą fotografię z osobna i też tak było, każda na nich przedstawiała praktycznie to samo. - Podobno ojciec dostawał je co tydzień aż do chwili kiedy zginął. Były podobno też i listy z pogróżkami, ale chyba ktoś je spalił, chcąc bym tylko zobaczył to. - zamilknął kiwając na moje ręce.
- Nie rozumiem, po co mieliby wysyłać u zdjęcia na których jasno widać sprawce, na każdym zdjęciu widać auto O'Connorów. Jako to ma sens? - Zapytałem już naprawdę skołowany.
- Nie wiem Harry, ale się o nią bojęF - odparł, opadając na kanapę tuż za nim. - Na domiar wszystkiego, wysyłanie zdjęć nie ustało. Nadal dostaję je tylko że teraz prawie codziennie.
- I ty ją puściłeś sam? - Wrzasnąłem nie wierząc w głupotę swojego przyjaciela. - Przecież w każdej chwili może jej się coś stać! Czy ty oszalałeś?!
Tomlinson wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie spod byka.
- Uspokój się - wymamrotał.
- Jak mam się uspokoić, kiedy ty puściłeś Kathrin samą z domu, kiedy oni praktycznie śledzą każdy jej krok, co?! - krzyknąłem coraz bardziej wściekły. Prawdopodobnie byłem o krok, by coś rozwalić.
- Wiem gdzie poszła, więc nie mam się o co martwić w tej sytuacji. Przestań się drzeć, bo to bez sensu - warknął.
- Gdzie ona poszła? I skąd wiesz, że tam jest bezpieczna, huh? - parsknąłem, patrząc na niego jak na idiotę.
- Nie ważne, Harry przestań. Nie mam ochoty słuchać twoich krzyków.
- Ugh, pójdźmy na pewnego rodzaju... Układ. Nie wiem, po prostu mam propozycję - powiedziałem o wiele spokojniej i usiadłem na przeciwko niego.
- Co masz na myśli? - zapytał marszcząc brwi.
- Mogę w jakimś stopniu ją chronić, nie chcę, żeby coś jej się stało. Przecież doskonale wiesz, przekonałeś się na własnej skórze, że z O'Connorami nie ma żartów. Wiesz jacy są - powiedziałem.
Louis patrzył na mnie niepewnie przez kilka minut, najprawdopodobniej zastanawiając się czy dobrym pomysłem było zgodzenie się na moją propozycję.
- Tak po prostu? Chcesz ją chronić? - odparł po stosunkowo niezręcznej ciszy.
Pokiwałem zdecydowanie głową w odpowiedzi. Zależało mi na jej bezpieczeństwie. Mógłbym być przy niej 24 godziny na dobę, gdyby była taka potrzeba.
- Zgadzam się, w końcu tylko tobie mogę ufać - westchnął w końcu, a moje usta rozciągnął mały uśmiech satysfakcji.




*rok później*

- LOU WIDZIAŁEŚ MOJE SZPILKI?! - Siedząc w salonie przed telewizorem usłyszeliśmy donośny krzyk brunetki dochodzący z góry, a za moment mogliśmy słyszeć głośne kroki zbiegania ze schodów i sama dziewczyna pojawiła się w pomieszczeniu. Kate przystanęła dokładnie przed telewizorem, uniemożliwiając nam oglądanie meczu, który właśnie leciał na żywo, ale i tak nie mógł bym się na niczym skupić, kiedy dziewczyna była w pobliżu i to jeszcze tak wyglądająca. Jej ciało opinała czarna skórkowa sukienka, a na ramionach miała tego samego koluru prześwitującą narzutę w jakieś ponaszywane kwiatki a jej głowę zdobił kapelusz, z którym ostatnimi czasy się nie rozstawała, ale to i dobrze, bo niesamowicie w nim wyglądała. Oczywiście była umalowana, trochę mocniej niż zazwyczaj, skąd mogłem wnioskować iż gdzieś właśnie zamierza wyjść i to na pewno nie jest żadne spotkanie z koleżanką.
- Skąd mam wiedzieć gdzie są twoje buty kobieto? - parsknął zirytowany, patrząc na nią spod byka. - Odsuń się, Kathrin, mecz na żywo leci!
Brunetka wywróciła oczami jęcząc przeciągle i skierowała się z powrotem na piętro.
- Jeśli chodzi o te czarne zapinane na kostce z łańcuszkiem to są w pracowni. - krzyknąłem za nią, powodując, że szybko się wróciła wychylając głowę zza ściany.
- Ym dzięki Hazza. - wydukała z nikłym uśmiechem na twarzy zupełnie nie kryjąc zdziwienia, że wiem o jakie buty chodzi ani tego, że wiedziałem gdzie się znajdują.
- Spoko mała. A gdzie ty idziesz, Katy? - zapytałem nie odrywając od niej wzroku.
- Na imprezę, a co?
- Sama? - zapytałem wybałuszając oczy.
- Tak - zaśmiała się, patrząc na mnie zdezorientowana i w podskokach pobiegła na górę.
Zerwałem się z kanapy, olewając swojego przyjaciela, jak i ważny mecz, ale będę szczery... Kate jest o wiele, wiele ważniejsza niż jakiś tam mecz czy Louis, któremu nic w tej chwili nie grozi. A jeśli ona wyjdzie sama z domu to nadal O'Connorowie mogą jej coś zrobić.
- A ty gdzie? - krzyknął Tomlinson patrząc na mnie jak na debila. - A zresztą - dodał machając na mnie ręką i wrócił do oglądania meczu.
Wbiegłem po schodach i skierowałem się do pokoju dziewczyny. Bez zbędnego (jak dla mnie) pukania wszedłem do środka, gdzie zastałem ją czeszącą włosy.
- Nie ma opcji, Kathrin, nie pójdziesz sama na imprezę - powiedziałem od razu po przekroczeniu progu pokoju.
- A dlaczego? - spojrzała na mnie roześmiana, myślała, że się zgrywam. Ale nie kochanie, nie ma szans, nie puszczę cię samej na jakąś dyskotekę.
- Bo nie. Idę z tobą.
Brunetka jedynie wzruszyła ramionami i nadal układała swoje włosy.
- Masz dziesięć minut, zbieraj się - oznajmiła po chwili. Lekko oszołomiony patrzyłem na nią zupełnie nie wierząc, że zgodziła się nawet nie protestując. - No już nie będę na ciebie czekać! - zaśmiała się rzucając we mnie najprawdopodobniej ołówkiem, więc otrząsnowszy się wyszedłem z jej pokoju szybko wbiegając do swojego, który na szczęście znajdował się na tym samym piętrze. Od trzech lat już mieszkam u Tomlinsonów. A stało się to tak, że przyjechałem z Holmes Chapel do Londynu, ponieważ znalazłem tutaj dla mnie dobrą szkołę i potrzebowałem mieć gdzie przenocować kilka dni, bo nie mogłeś doszukać się taniego mieszkania. Okazało się, iż Louis dowiedział się o moim przyjeździe i zaproponował mi mieszkanie u nich. Jego rodzice o dziwo bardzo ciepło mnie przyjęli, choć od początku wiedziałem o ich profesji. Traktowali mnie jak członka rodziny. Poniekąd oni także zastępowali mi rodziców, więc czułem się w tym domu na prawdę dobrze. I jakoś tak się złożyło, że zostałem z nimi całe trzy lata aż do teraz. Ale nie ważne. Boże, zamyśliłem się, a mam tylko 10 minut. W tempie przyśpieszonym wyciągnąłem z szafy granatową koszulę, zrywając ją z wieszaka. Do tego wybrałem czarne spodnie oczywiście i tego samego koloru znoszone vansy. Z całym zestawem udałem się do drzwi prowadzących do mojej łazienki. Rozbierając się z ciuchów, które miałem na sobie, wszedłem pod prysznic z zamiarem szybkiego odświeżenia się, ponieważ cały dzień coś robiliśmy przy samochodzie Louisa, więc przed meczem nawet nie zdążyliśmy się przebrać.
Już w pełni domyty, wyszedłem z kabiny dokładnie się wycierając ręcznikiem po czym nałożyłem na siebie przygotowane ciuchy następnie biorąc do ręki perfumy, które Kate podarowała mi na urodziny., spryskałem się nimi, oczywiście nie przesadzając z jej ilością. ponieważ wtedy cuchnął bym na odległość, a nie na tym to polega. Przejrzałem się po raz ostatni w lustrze i stwierdzając iż jest okey wyszedłem z pomieszczenia schodząc na dół, gdzie już czekała na mnie oparta o balustradę dziewczyna, trzymająca buty w ręku.
- O widzę, że znalazłaś swoją zgubę? - Zaśmiałem się stając przed nią.
Mój głos spowodował, że uniosła głowę, nagle wstrzymując powietrze, Uśmiechnąłem się do niej lekko speszony, ponieważ nie miałem zielonego pojęcia co spowodowało taką reakcję brunetki. - Kate? - Pomachałem jej przed twarzą ręką, kiedy w żaden sposób mi nie odpowiedziała.
- Ymm.. przepraszam Harry co mówiłeś? - Spojrzała na mnie swoimi szarymi tęczówkami rumieniąc się przy tym słodko.
- Mówiłem, że znalazłaś swoją zgubę - powtórzyłem wskazując na spoczywające w jej dłoniach buty, których jeszcze 15 minut temu nie mogła znaleźć.
- Ah, no tak mam je - spojrzała na szpilki mamrocząc coś pod nosem, ale zaraz po tym śmiejąc się cicho uniosła nogę by założyć najpierw jednego a następnie drugiego buta, po czym wyprostowała się i spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. - To co idziemy?
Zaśmiałem się na jej entuzjazm, była niezwykle ciepłą i energiczną osobą, nawet nie wyglądała na taką, która rok temu straciła rodziców, po prostu cieszyła się życiem. Uśmiechając się szeroko w jej stronę, podbiegłem do drzwi otwierając je na oścież i ukłoniłem się wskazując ręką na zewnątrz.
- Panie przodem.
- Oh jaki z ciebie dżentelmen - zachichotała przechodząc obok mnie.
- Wychodzimy - krzyknąłem jeszcze zanim wyszedłem na zewnątrz. W odpowiedzi oczywiście usłyszałem standardowe "Pilnuj mi jej, bo skończysz jako tarcza na strzelnicy' Tak kochany duży brat, niemal zawsze straszył mnie, że jeśli choćby włos spadł jej z głowy, nie skończę za dobrze. Poniekąd wiedziałem, że żartuje, ponieważ wie, że zadbam o jej bezpieczeństwo jak nikt inny i że nie pozwolę, by cokolwiek złego spotkało Kathrin.
- Gdzie idziesz? - zaśmiałem się widząc, że Kate szła chyba nie w tą stronę co trzeba.
- Do klubu? - zapytała zdezorientowana.
- Nie wygłupiaj się, pojedziemy autem.
- Będziesz prowadził pijany? O nie, Harry...
- Nie mam zamiaru się upić - westchnąłem ciężko, kierując się do mojego samochodu.
Brunetka mimo wszystko ruszyła za mną. Wsiadłem za kierownicę i odpaliłem silnik przypatrując się dziewczynie, która z pełną gracją wsiadła na siedzenie obok mnie. Wyjechałem na główną drogę. W czasie jazdy towarzyszyła nam cisza z czego byłem zawiedziony, bo lubiłem słuchać jej głosu. 
- Jedziemy do Paradise, prawda? - zapytałem dla pewności, choć był to najbliższy naszego domu klub, więc obstawiałem że wybrała ten. 
Dziewczyna pokiwała głową. Chyba jej również przeszkadzała głucha cisza między nami, więc włączyła radio. W sumie reszta drogi zleciała nam na nuceniu pod nosem losowych piosenek.
"Paradise" prezentował się dosyć niepozornie, ale jego wnętrze było na prawdę ekskluzywne i często po prostu nie chciałem wychodzić z imprezy, gdy już na nią wszedłem. Z racji, że godzina była stosunkowo wczesna kolejki nie było, więc szybko dostaliśmy się do środka. 


~*~

Siedząc przy barze, sączyłem już drugiego lekko procentowego drinka, gdy w tym samym czasie, Kate wlewała w siebie już chyba z dziesiątego shota. Patrzyłem na nią kontem oka, upewniając się, że jeszcze jakoś trzyma się na nogach. Nie wiem czym było spowodowane jej nadmierne picie, ale wiedziałem, że jeśli tylko o to zapytam ona tylko się uśmiechnie zbywając mnie, więc siedziałem cicho. Uniosła dłoń z kieliszkiem dając tym samym znać barmanowi, że domaga się kolejnego kieliszka czystej, ten z uniesioną brwią spojrzał się najpierw na mnie potem na brunetkę, ale koniec końców nalał jej bez zbędnych pytań. Jednym zamachem wypiła całą zawartość naczynia po czym go odłożyła nagle zrywając się ze stołka, na którym siedziała.
- Uwielbiam tą piosenkę - krzyknęła w moją stronę łapiąc moją dłoń. - Chodź ze mną zatańczyć!
Kiwnąłem tylko głową i wstając udałem się za już ruszającą w rytm muzyki biodrami dziewczyny. Kiedy zatrzymaliśmy się na środku parkietu, praktycznie otoczeni przez spocone ciała innych osób, Kate obróciła się ku mnie i zarzucając mi ręce na szyję. Idąc w jej ślady ułożyłem swoje dłonie na jej tali i zaczęliśmy tańczyć do Duke Dumont - Ocean Drive. Muszę przyznać, że dziewczyna na prawdę już była dobrze wstawiona, ponieważ nigdy nie widziałem jej tak niesamowicie śmiałej. Zawsze, zachowywała się przyzwoicie, nawet jak na córkę mafioza przystało, była twarda to prawda bo nie raz byłem świadkiem, jak dobrze posługuje się pistoletem i nożem kiedy Louis, bądź Caleb ją trenowali. Była niezwykle szybka, stanowcza, ale jednocześnie poruszała się z gracją i delikatnością. Była zupełnie jak Josephine, ale oczy oraz temperament miała po Danielu*, zupełnie jak reszta rodzeństwa, lecz Kathrin była.. cóż była po prostu idealna, nie to, że bracia nie byli, bo cała ich trójka, była cudowna, ale nie jestem gejem ma się rozumieć. Od pierwszego naszego ponownego spotkania po latach, nie mogłem uwierzyć, że to właśnie ona, że to malutka Kate, która irytowała nas za czasów dzieciństwa. Po prostu wyglądała zupełnie inaczej, piękniej, dlatego, od razu skradła moje serce. Wiedziałem, że nie mogę liczyć na nic więcej, bo przecież, byłem tylko kumplem, jej brata i po części traktowała mnie jak jednego z nich, więc kryłem się z uczuciami do niej, nawet mój przyjaciel o nich nie wiedział, gdyż wiedziałem, że nie za dobrze by to przyjął.
Melodia, do której, jeszcze moment temu tańczyliśmy zmienia się na nieco spokojniejszą, i po pierwszych tonach, mogłem stwierdzić iż to  – "SHOW ME LOVE". Patrzyłem jak na usta brunetki wkrada się szeroki uśmiech i zamykając oczy odchyla głowę do tyłu. Jezu jak ona cudownie wyglądała, tańcząc w moich ramionach, byłem w tym momencie chyba najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi. Bolało mnie jedynie to, że rano może niczego nie pamiętać, przez nadmiar alkoholu jaki znajduje się w jej organizmie. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale po prostu, czułem, że inna taka okazja się nie nadarzy, a jeśli tego nie zrobię, już nigdy nie będę miał odwagi tego zrobić, więc przyciągnąłem ją bliżej siebie jedną z dłoni układając na jej policzku i zanim zdążyła jakkolwiek zareagować wpiłem się w jej usta. Kate nie opierała się, wręcz przeciwnie - odwzajemniła mój pocałunek. Iskierka nadziej zapłonęła we mnie, jednak zaraz ugasiłem ją zdrowym rozsądkiem. Jest pijana, trochę ją ponosi, a rano nie będzie niczego pamiętać. Nie mogę wierzyć, że cokolwiek z tego będzie. Po chwili odsunąłem się od niej z mocno bijącym sercem i spojrzałem w jej szare, skrzące się oczy. Na jej twarzy zagościł uśmiech, a usta opuścił cichy śmiech. Zaczęła tańczyć dalej zupełnie tak jakby nic się nie stało, więc dobrze, że nie robię sobie niepotrzebnej nadziei na cokolwiek. Po kilku kolejnych piosenkach dziewczyna zaczęła narzekać na ból nóg, więc wróciliśmy. Machnęła ręką na barmana, a gdy mężczyzna podszedł do niej wybełkotała niewyraźnie, sam nie wiem, chyba nazwę jakiegoś drinka lub poprosiła o kolejnego shota.
Spojrzałem na nią zmartwionym wzrokiem, lecz pozwoliłem, by wypiła jeszcze jednego. Skoro chciała nie miałem zamiaru jej zabraniać. Ale powoli przesadzała z alkoholem i wkrótce będę musiał zareagować. Barman po chwili postawił przed nią kolorowego drinka. Kate oparła się łokciem o szklany blat, a głowę podparła na pięści biorąc do ust czarną słomkę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu pojawił się zegar i wskazywał on już prawie północ. Może nie jest tak późno, ale jeśli Kathrin jeszcze wypije będziemy musieli wracać, bo coś sobie jeszcze zrobi. Gdy odblokowałem telefon zobaczyłem powiadomienie o sms-ie, który okazał się być od Louisa.
"I jak z nią? Kiedy wrócicie?"
Odpisałem mu, że jest trochę pijana, co było lekko powiedziane, bo była wstawiona gorzej niż ja na niektórych imprezach oraz, że prawdopodobnie do godziny będziemy w domu. Wcisnąłem telefon na swoje miejsce i zwróciłem wzrok ponownie na brunetkę, która tak właściwie ledwie kontaktowała. Jej głowa zsuwała się powoli z ręki i tylko kwestią czasu było, aż huknie o drewniany blat. Wstałem i chwyciłem ją za ramiona, co momentalnie ją rozbudziło. Podniosła głowę patrząc na mnie zdezorientowana i niezgrabnie zeszła z krzesła. Owinąłem ramię wokół jej talii, by nie upadła.
- Gdzie idziemy? - wymamrotała nieprzytomnie, gdy kierowałem się z nią do wyjścia.
- Do domu.
- Ja nie chcę - jęknęła i próbowała się zatrzymać, jednak chwyciłem ją pewniej przeciskając się przez tłum ludzi.
- Za dużo wypiłaś, powinniśmy wracać - oznajmiłem i otworzyłem jedną reką ciężkie drzwi wyprowadzając ją na zewnątrz.
Świeże, chłodne powietrze momentalnie w nas uderzyło. Zwłaszcza w Kathrin, która miała na sobie jedynie sukienkę oraz cienką narzutę. Poprowadziłem ją do samochodu stojącego nieopodal i posadziłem ostrożnie na miejscu pasażera uważając by w nic nie uderzyła. Zapiąłem jej pasy, a sam usiadłem za kółkiem i wyjechałem z parkingu kierując się do domu. Kątem oka patrzyłem na Kate pilnując czy wszystko z nią w porządku. Siedziała krzywo obrócona w moją stronę i wpatrywała się do połowy przymkniętymi oczami we mnie, lecz starałem się nie zwracać na to większej uwagi. W pewnym momencie jednak poczułem na swoim policzku jej ciepłą dłoń, przez co zamarłem na moment. Aczkolwiek ocknąłem się wiedząc doskonale, że będąc nieobecnym myślami tu i teraz mogę po prostu spowodować wypadek, tym samym narazić Kathrin na niebezpieczeństwo. Nie darowałbym sobie chyba gdyby to przeze mnie coś jej się stało. Dlatego też próbując się opanować całą swoją uwagę skierowałem na jeździe, więc zaraz parkowałem u Tomlinsonów na posesji. Wyszedłem w tempie przyśpieszonym z samochodu, żeby czasami  nie wpadła na pomysł, żeby sama to uczynić. Otworzywszy jej drzwi wziąłem ją na ręce, ponieważ już wyczuwałem, iż nie dojdzie nawet do drzwi frontowych, zwłaszcza w tych szpilkach. Brunetka automatycznie wtuliła się we mnie mocniej, by ułatwić mi tym samym niesienie jej, więc z łatwością wszedłem po schodach kierując się wprost do jej sypialni. Ostrożnie położyłem ją na łóżku, ściągając z jej stóp buty, oraz ostrożnie zdejmując z jej głowy kapelusz, narzutę oraz sukienkę, po czym sięgnąłem pod poduszkę, gdzie zawsze chowała piżamy i wyciągnąłem stamtąd... moją koszulkę? Zginęła mi jakiś czas temu, ale myślałem, że po prostu Tommo, przez przypadek użył ją jako ściery do smaru, a często mu się to zdarzało. Zresztą. Nałożyłem koszulkę na brunetkę i przykrywając ją kołdrą schyliłem się całując jej czoło i szepcząc ciche dobranoc, obróciłem się z zamiarem odejścia, lecz jej głos spowodował, że zatrzymałem się w połowie. 
- Hazz.. zostań ze mną - szepnęła w przestrzeń swoim słodkim głosem, powodując przepływ ciarek na całym moim ciele. Z westchnieniem obróciłem się ku niej. Nie mogłem przecież z nią zostać, wiem, że mówi to tylko i wyłącznie poprzez  alkohol w jej organizmie, a jutro gdy się obudzimy będzie tego żałować. Lecz z drugiej strony nie potrafiłem zupełnie jej odmówić, no nie mogłem.
- Dobrze, ale tylko dopóki nie zaśniesz - odparłem zdejmując buty razem ze spodniami oraz pozbawiając siebie koszuli i ułożyłem się wygodnie na łóżku brunetki, a ta automatycznie wtuliła się w mój tors przez co zesztywniałem na początku, ponieważ, nigdy nie wtulała się we mnie w ten sposób, ale zaraz rozluźniłem się obejmując ją ramieniem. 

- Cieszę, się, że w końcu to zrobiłeś - szepnęła w moje włosy, niestety nie uzyskała odpowiedzi, doskonale wiem, że mówiła o naszym pocałunku w klubie, jednak nie miałem zielonego pojęcia, co jej na to odpowiedzieć, dlatego też milczałem, mając nadzieję, że zaraz zapadnie w sen, powodując szary powrót do rzeczywistości i ukrywanie się w cieniu ze swoimi uczuciami. Nie chciałem, tego, ale wiem, że niestety tak musi być i wolę ją widywać codziennie niżeli miało by się jakoś przez to między nami popsuć. Dlatego też leżałem wpatrując się w sufit i napawałem się chwilą. Sądząc po jej oddechu chyba wreszcie zasnęła, ale to co zaraz usłyszałem kompletnie mnie od tego odwiodło. 
- Wiesz Harry, jesteś moim aniołem stróżem, który boi się mojego upadku - wypowiedziała te słowa niezwykle cicho całując moją skórę w miejscu, w którym trzymała głowę. - Przy tobie zawsze czuję się bezpieczna.  Chwila... Co? Czyżby wiedziała od początku, że śledziłem jej każdy krok?
Przecież starałem się być jak najmożliewiej nie widoczny, z ukrycia stajć się zapewnić jej bezpieczeństwo, jakim nieby cudem zdołała o tym wiedzieć? Jak i kiedy mnie przyłapała na gorącym uczynku, a najważniejsze dlaczego milczała przez rok czasu. Czemu mówi mi to dopiero pod wpływem alkoholu, leżąc w moich ramionach, czemu nie powiedziała mi tego wcześniej.
- Kate? - Szepnąłem chcąc uzyskać jakąś odpowiedź, ale nic innego nie usłyszałem oprócz cichego pochrapywania, mówiąc mi że dziewczyna już zasnęła, więc czekałam jeszcze trochę patrząc na jej spokojną twarz i nawet nie wiem kiedy zamknąłem oczy i sam poszedłem w jej ślady.





Rano obudził mnie świergot ptaków oraz niezwykle irytujące promienie słoneczne, sączące się przez okno. Leniwie otworzyłem oczy, niemal od razu zorientowałem się, że nie znajduję się w swoim pokoju. Cholera. Zasnąłem wczoraj, a miałem wrócić do siebie. Ostrożnie wyszedłem z łóżka nie chcąc zbudzić śpiącej brunetki, która na marginesie wyglądała jak anioł z rozwalonymi na poduszce i lekko rozchylonymi ustami. Mógłbym tak wpatrywać się w nią godzinami, ale nie chcę czuć rozczarowania, kiedy się nagle obudzi oczywiście mając lukę w pamięci, więc zbierając buty i spodnie wyszedłem z pokoju po cichutku zamykając za sobą drzwi. Udałem się do swojego pokoju, gdzie przebrałem się w jedynie spodnie dresowe i zszedłem na dół kierując się prosto do kuchni, gdzie oczywiście o tej porze, jeszcze nikogo nie zastałem. Nastawiłem, więc jak co rano wodę na kawę i zaraz mogłem oparty o blat delektować się kofeiną. Nucąc sobie piosenkę pod nosem pociągnąłem sporego łyka przymykając przy tym oczy. Mmm jak ja uwielbiam kawę o poranku. Nie zależnie, jaki to dzień tygodnia, kawa o siódmej to niesamowita sprawa. Zawsze co prawda piłem ją sam, ponieważ Tommo do rannych ptaszków nie należał, jego godziną na wstawanie była dziesiąta, natomiast Kate, ona wstawała wcześnie, tyle, że siedziała zamknięta w swoim pokoju często studiując jakieś książki bądź też robiąc inne rzeczy. Lecz ten poranek był zupełnie inny. Na górze usłyszałem trzask drzwi, co mnie bardzo zdziwiło zważając iż dochodziła dopiero siódma trzydzieści. Następnie słyszałem jak ktoś zbiega ze schodów i przed moimi oczami zobaczyłem wchodzącą do kuchni dziewczynę, która miała na sobie moją granatową koszulę, tą którą miałem na sobie wczorajszego wieczora. Nie muszę chyba mówić jak niesamowicie w niej wyglądała, zwłaszcza kiedy była na nią o 3 rozmiary większa, miała ją zapiętą na jeden guzik, przez co było widać jej koronkową czarną bieliznę pod spodem. O mój Boże. Wciągnąłem we świstem powietrze, wybałuszając przy tym oczy. Czy ja nadal śnię? Nie obudziłem się jeszcze? Proszę powiedzcie iż nie. Potrząsnąłem głową doprowadzając się do minimalnego porządku i dopiero wtedy zabrałem głos.


- Ymm hej Kate... chcesz mogę zrobić ci kawę - wymamrotałem nie wiedząc jak ma się w tej sytuacji zachować. Na szczęście dziewczyna ułatwiła mi całą sprawę jednym susem pokonując dzielącą nas odległość i po prostu przywarła do mnie swoimi ustami. Zdezorientowany, chwilę stałem jak kołek nie wiedząc co się u diaska dzieje, ale zaraz oplotłem jej talię rękoma i przyciągając ją bliżej siebie pogłębiłem pocałunek.


- Dlaczego mi uciekłeś.. - wydyszała na moment odrywając się ode mnie. Patrzyła tymi swoimi hipnotyzującymi oczami w moje, które, właśnie w tym momencie śmiały się do niej. - Nie wierzę, że po wczorajszym chciałeś, zachowywać się jakby nigdy nic.


- Oh moja słodka Kate - szepnąłem układając dłoń na jej policzku powodując iż na chwilę dosłownie na moment przymknęła oczy wtulając się w nią. - Myślałem, że nie będziesz niczego pamiętać, przez ilość trunku, który w siebie wlałaś - przyznałem ciągle patrząc w jej śliczne tęczówki. Brunetka jednak znowu wpiła się w moje usta namiętnie mnie całując, po czym odsunęła się patrząc na mnie z rozbawianiem.


- Czy taki dowód jest wystarczający, by udowodnić ci, iż wszystko pamiętam?


- Ależ jak najbardziej - zaśmiałem się przyciągając ją do siebie i po prostu ją pocałowałem, tak jak zawsze pragnąłem, z uczuciem, z miłością jaką ją darzyłem. Kochałem ją i mogę stwierdzić, że właśnie trzymałem w rękach cały mój świat. Brunetka zarzuciła mi swoje ramiona na barki przyciągając mnie bardziej do siebie przez co z każdą chwilą nasze pocałunki były bardziej agresywne i łapczywe jakbyśmy byli parą kochanków, która spotkała się po długiej rozłące.


- No już myślałem, że nigdy to nie nastąpi - usłyszeliśmy śmiech z boku, więc oderwaliśmy się od siebie, niesamowicie rumieniąc. Oczywiście u progu kuchni stał Louis uśmiechający się od ucha do ucha do nas. - Myślałem, że się już nie ogarniecie - przyznał mój przyjaciel przez co Kate z zażenowania schowała twarz w moim ramieniu.












__________________
* Josephine i Daniel Tomlinson - rodzice rodzeństwa, zostali zamordowani, podejrzewa się o to gang O'Connora, lecz nikt nie odkrył na to dowodów.


Oto jak nasze Hathrin się zeszło, słodziaki prawda?!

Nie widziałyśmy, jeszcze waszej aktywności na twitterze, pamiętajcie o hasztagu #ShowMeRealityFF

O 19 zostanie dodany kolejny rozdział a o 21 pojawi się imagine napisane przez jedną z naszych czytelniczek :) :**


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz