wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 38.

*Perspektywa Veronici*

Jest ciemno. Zimno. Czuję, że zamarzam. Zdrętwiały mi dłonie i nogi. Leżę na czymś twardym.
Gdzie jestem?
Nie wiem, ile już znajduję się w takiej pozycji, ale sądząc po bólu jaki odczuwam we wszystkich częściach ciała jest to dosyć dużo czasu.
Chcę poruszyć rękami, lecz nie mogę.
Co się dzieje?
Słyszę kroki. Głośne, ciężkie, zbliżające się kroki. To na pewno mężczyzna.
Zwalniam oddech, starając się nie drżeć z zimna, jakie otacza mnie z każdej strony, zupełnie jak ciemność.
Słyszę chrzęst zamka, prawdopodobnie w tym pomieszczeniu, choć nie mogę tego stwierdzić, ponieważ i tak mało co do mnie dociera.
Widzę niesamowicie ostre światło, więc mimowolnie odwracam głowę w drugą stronę, ocierając twarz o coś twardego, na czym leżę. Zaczynam kaszleć, mimo że próbuję w sobie to zdusić.
- No nareszcie się obudziłaś.
Próbowałam przetworzyć w głowie ten głos, dopasować go do jakiejś twarzy, rozpoznać... Nic z tego. Kompletna pustka w głowie. Nawet nie wiem czy w tej chwili rozpoznałabym głos mojej siostry, byłam oszołomiona.
- Kim jesteś, gdz.. gdzie jestem? Czemu? - Potok pytań ledwie wypłynął z moich ust, musiałam się dowiedzieć gdzie jestem.
Sean Parker
- Słoneczko, na imię mi Sean i doskonale wiesz kim jestem i co tu robisz - wychrypiał będąc niezwykle blisko mnie, tak, że czułam jego ostry oddech na mej skórze. Był zbliżony do tego, który czułam za każdym razem, gdy Ashton był obok i z niewiadomych przyczyn poczułam ukucie w okolicy serca na jego wspomnienie.
- Po co ja wam tutaj - szepnęłam cicho odwracając od niego wzrok.
- Oh na pewno się dowiesz kochanie - sapnął wyciągając coś zza pleców. Proszę żeby nie nóż, proszę, by to nie był nóż. Modliłam się w myślach i poniekąd moje prośby zostały wysłuchane. Bowiem wyciągnął on telefon kładąc go na stoliku, którego wcześniej nie zauważyłam, następnie koło urządzenia lądują pistolet, klucze i jakieś inne rzeczy, których nie mogłam rozróżnić. Przełknęłam ślinę, gdy wolnym krokiem ponowie zaczął do mnie podchodzić rzucając kurtkę w kąt. Co on mi zamierza zrobić? Automatycznie podkuliłam nogi dociskając plecy do ściany. Stwierdzenie, że się bałam było by za słabe na ten moment. Ja byłam przerażona. Zacisnęłam wargi w cienką linię, zduszając w sobie szloch, gdy kucnął przy mnie i odgarnął włosy z twarzy. Mogłam mu się bardziej przyjrzeć dzięki temu, chociaż nie wiem czy chciałam, żeby ta twarz utkwiła mi w pamięci. Był krótko ostrzyżonym szatynem z lekkim zarostem. Zauważyłam też, że był umięśniony, a samą postawą przerażał bardziej niż sam Ashton. Niby zwykły, jednak tajemniczy uśmiech pogrywał na jego ustach.
- Oh naprawdę, żałuję, że nie jesteś tak waleczna i wyszczekana jak ta suka twoja siostra - zwilżył wargi przez co miałam ochotę zwrócić drink wypity z Lukiem.. O mój boże Luke! Co się z nim stało, mam nadzieję, że żyje i jest cały i zdrowy. Może mnie już szukają, to jest pewne zważywszy na to, że Ann zapewne wszystkich wyzywa i panikuje.
- Nie dotykaj mnie - syknęłam, gdy jego dłoń spoczęła na moim udzie.
- Oh nie wiesz jakie miałem fantazje odnośnie jej niewyparzonej buźki. - Niebezpieczny błysk w oku. O kurwa. Przełknęłam ślinę. - Ale jej tu nie ma, więc chyba nici z pobawienia się dziwką.
- Odjeb się od niej! - Ryknęłam uderzając go głową, tak że się zachwiał. Nie będzie mi tak o siostrze mówił. Doskonale wiedziałam, że mnie prowokował, ale nie dam tak jej nazywać.
- Ty kurwo - jęknął uderzając mnie w twarz pięścią, przez co uderzyłam ramieniem o beton. - Nie będziesz mnie pouczać - kopnął w mój brzuch mocno. - Nie będziesz  mnie dotykać. - Znowu jego but spotkał się z moim brzuchem, a moje plecy odbiły się o ścianę za mną. Krzyknęłam z bólu jaki przeszył każdy możliwy kawałek mojego ciała. Następnie zaczął znowu okładać mnie pięściami bez opamiętania, straciłam rachubę, nie wiem ile tak mnie bił. W pewnym momencie się wyprostował patrząc na mnie z pogardą. Szarpnął mnie za włosy ciągnąc do góry bym stanęła, następnie rzucił mną o ścianę. Jęknęłam osuwając się po niej. Pewnie pozostawiłam czerwony ślad na szarej cegle. - Jesteś nic nie wartą szmatą tak jak cała twoja rodzina i pierdolony gang Tomlinsona - splunął na mnie, a ja nie miałam nawet siły na niego patrzeć. - Nie waż mi się zasypiać, jeśli chcesz być jeszcze żywa - ryknął wychodząc z pokoju.
Jęcząc pochyliłam się i splunęłam, a raczej zwymiotowałam na podłogę. Czułam metaliczny posmak krwi w ustach i piekielny ból na całym ciele. Oparłam się o twardą, szorstką ścianę nie mając siły nawet szlochać. Chciałam zamknąć oczy i po prostu czekać, aż ktoś albo mnie zabije, albo znajdzie. Choć miałam nadzieję, że bardziej prawdopodobna jest opcja druga, ale w co ja wierzę. To są mordercy. Zauważyłam, że na stoliku nadal znajdowały się przedmioty, które zostawił tu ten... Sean? I oczywiście jego kurtka leżała w kącie, ponieważ po prostu wyszedł trzaskając drzwiami, a ostatnie co usłyszałam to chrzęst zamka.
Z niesamowitym trudem wstałam. Czując jak pali mnie skóra na brzuchu doczołgałam się do stolika. Musiałam bardziej wyostrzyć wzrok by rozpoznać jakie przedmioty się na nim znajdują, bo i tak wszystko mi się rozmazywało przed oczyma. Były to klucze, telefon oraz spluwa, które już wcześniej widziałam, a także jakieś małe, białe pigułki w foliowej torebce. Dostrzegłam również nóż. Odwróciłam się tyłem do stolika i związanymi rękoma wymacałam ostrze. Chwyciłam je, próbując rozciąć coś, czym miałam związane nadgarstki. Udało mi się to po kilku wyczerpujących minutach, jednak nie obyło się bez pocięcia sobie przy tym skóry na rękach. Przeklęłam pod nosem odwracając się z powrotem do stolika rozmasowując przy tym nadgarstki. W głowie próbowałam ułożyć jakikolwiek plan ucieczki czy chociaż dania znać gdzie jestem. Wzrokiem z trudem, ale jednak odszukałam telefonu szatyna. Pochwyciłam go w dłonie, ale jak na złość nie znam żadnego numeru do chłopaków. Myśl Ronnie myśl, powtarzałam sobie w kółko próbując wyszukać rozwiązanie. Ann- szepnęłam nagle. Tylko do niej znam numer. Zostało mi wierzyć, że Ashton nie wyłączył znowu naszych telefonów. Pospiesznie wpisałam jej numer, lecz jak na złość urządzenie powiadomiło mnie o braku dostępności. Kurwa! Policja? Nie, to tylko by sprowadziło ojca tu, a nie mam zamiaru go widzieć. Ze łzami w oczach odłożyłam telefon na miejsce. Zabiją mnie tu, a ja nawet nie mogę się pożegnać z siostrą. Umrę młodo w męczarniach. Chyba że... Spojrzałam na broń.. Nie, nie umiałabym tego zrobić, chociaż lepiej tak niżeli z ręki wroga, ale nie mogłam porzucić nadziei, dla niej, dla mojej Addie, która w tym momencie porusza niebo i ziemię by mnie znaleźć. Jednak wpadłam na zupełnie inny pomysł. Zabrałam broń chowając ją sobie za plecy i znowu powróciłam na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżałam. Nie chcąc wzbudzić żadnych podejrzeń położyłam się łącząc swoje dłonie z tyłu pleców mocno ściskając jedną pistolet. Jakie miałam szczęście, a może i pecha kiedy w chwili, gdy przymknęłam oczy drzwi otworzyły się z hukiem, uchyliłam nieznacznie jedną powiekę i tak jak przypuszczałam zauważyłam Seana, stojącego w progu, nawet nie fatygującego się zamknąć za sobą drzwi. Szybko zmieniłam pozycje celując w niego bronią.
- I co? Zamierzasz mnie zabić mała suko? - Jego rechot odbijał się od ścian powodując nieprzyjemne dreszcze przerażenia na mojej skórze. - Jest tyle ludzi na zewnątrz czekających tylko na mój rozkaz. Zabijesz mnie, a oni zabiją ciebie. Nadal taka zdeterminowana? - Zapytał lustrując mnie uważnie z wielką kpiną w oczach. Uśmiechnęłam się głupio odbezpieczając broń.
- Zabicie takiego bydlaka jak ty będzie dla mnie przyjemnością, nawet mogę za to zginąć. 
Chyba zrozumiał iluzje moich słów, ponieważ w końcu spojrzał z lekkim strachem na pistolet. Uśmiechnęłam się z satysfakcją na ten widok. 
- Do zobaczenia w piekle - syknęłam i zaraz było słychać strzał, a następnie czułam ból. Co jest? Spojrzałam na swoją dłoń, w której jeszcze przed chwilą trzymałam sprzęt, już go tam nie było, a z mojej skóry sączyła się krew. Oczywiście było to tylko głębokie ryśnięcie kuli, ale rana była paskudna. Spojrzałam ponownie w kierunku drzwi, gdzie za mafiozem stał chłopak mniej więcej w wieku Ann celujący we mnie bronią. Zmrużyłam oczy i niemal zaraz tego żałowałam, kiedy rozpoznałam w nim mojego już byłego przyjaciela Dylana.
Miałam wielką nadzieję, że się przewidziałam, chciałam wierzyć, że to nie on. Niestety, mój najlepszy przyjaciel, którego nazywałam bratem, właśnie mierzył do mnie z pistoletu.
- Zajmę się nią - powiedział, a mi krajało się serce na jego oschły ton i spojrzenie, jakim mnie właśnie darzył.
- Cokolwiek. Byleby szmata cierpiała - wysyczał Sean i wyszedł.
Zaś Dylan zamknął drzwi, przekręcając zamek, a w tym momencie z moich ust wydobył się szloch. Dopiero teraz. Zasłoniłam dłonią buzię i schowałam twarz między kolanami, nie chcąc dłużej patrzeć na twarz tego zdrajcy.
- Ver, tylko nie krzycz. Wiem, jesteś wściekła i masz do tego prawo. Ale nie wrzeszcz, bo się zorientują i zabiją nas oboje.
- Jesteś sukinsynem i zdrajcą, niech to zrobią - warknęłam, siorbiąc nosem.
Brunet z przepraszającym wyrazem twarzy i skruchą uklęknął przede mną. Zacisnęłam oczy, mając złudną nadzieję, że on zaraz stąd po prostu zniknie i nie będę musiała go więcej widzieć.
- Veronica, nie masz pojęcia w co się pakujesz, mierząc bronią do Seana - wyszeptał. - Chciałem cię chronić, gdyby był tu ktoś inny bez wahania władowałby ci kulkę w czaszkę, więc zrozum, kochanie, będę cię chronił czy tego chcesz czy nie, bo zawsze byłem, jestem i będę z tobą.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - Uniosłam głowę patrząc w jego skrzące się, błękitne tęczówki. Piękne oczy wypełnione troską, determinacją oraz prośbą.
- Zaufaj mi, jak wcześniej. Proszę, Veronica.
Pokiwałam powoli głową, po czym spuściłam ją.
- Nie potrafię, Dylan. Jesteś z... Z nim - pociągnęłam nosem.
Dylan O'Brien
Poczułam na swoim kolanie dłoń chłopaka, przez co wybuchnęłam jeszcze większym płaczem i strąciłam jego rękę.
- Pamiętasz, kiedy mówiłem ci czego boję się najbardziej? - Wymamrotał, wstając.
Przypomniałam sobie chwilę, gdy siedzieliśmy u Ann w pokoju, cała nasza trójka. Było około północy, a my rozmawialiśmy w najlepsze, nie przejmując się tym, że w telewizji idzie całkiem niezły film. Pochłonęła nas zwykła, codzienna rozmowa. W końcu wkroczyliśmy na temat strachu. Czego boimy się najbardziej. Każdy z nas powiedział czym jest najgorsza rzecz, której się obawia.
- Że nas stracisz - szepnęłam. Podniosłam głowę wyżej. - To też było kłamstwem? Cały czas nas okłamywałeś?!
- Kłamałem, bo chciałem was chronić! - wrzasnął, po czym uderzył pięścią w stół. Nieprzyjemne dreszcze przeszły przez całe moje ciało.
 - Daj mi spokój albo zabij. Nie ważne, już mi wszystko obojętne - wychlipałam.
- Veronica, nie waż się tak mówić. Nie pozwolę was zabić. Wydostaniesz się stąd i wrócisz do Ann. Dopilnuję tego osobiście - powiedział dobitnie i skierował się do drzwi. 
Ostatni raz odwrócił się w moją stronę z bólem wymalowanym na twarzy, po czym po prostu wyszedł, zostawiając mnie w osłupieniu, ze łzami w oczach.
Nie wiedziałam co w tym momencie mam myśleć, czy aby na pewno znowu nie śni mi się jakiś głupi koszmar i zaraz się nie obudzę nawet w ramionach Irwina. Wolałabym tysiąc razy to od siedzenia tutaj. Czułam się jak nic nie warta osoba, gdyż wszyscy, których kochałam zawiedli mnie, oprócz mojej kochanej siostry, która będzie ze mną zawsze nie ważne co. A co do reszty... bolało mnie serce.. wszystko mnie bolało i nawet chyba nie zapowiadało się na to by przestało. Miałam ochotę zamknąć oczy, po prostu odpłynąć w objęcia morfeusza i obudzić się dopiero gdy to wszystko minie. Ile bym oddała, za to żeby być przy Adrianne. Przymknęłam z jękiem powieki próbując znaleźć odpowiednią pozycję, w której nic by mnie nie bolało, ale niestety, żadna taka nie istniała. Każdy kawałek mojego ciała krzyczał, a ja razem z nim.
Chciałam teraz wrócić do domu. Nie, nie swojego. Do tego domu, w którym ostatnio przebywałam z Adrianne. Nie wiem dlaczego, ale czuję się tam tak... swojo i poniekąd bezpiecznie. Ci ludzie niewiele starsi ode mnie potrafią nas ochronić, w tej chwili lepiej niż ojciec, który ma nas zupełnie gdzieś. I dobrze. Nie chcę go więcej widzieć za to, że okłamywał nas od samego początku. Te wszystkie wyjazdy służbowe, spotkania biznesowe... Kłamał w każdej sprawie, która dotyczyła jego pracy i to mnie boli. Tylko Addie mnie do tej pory nie zawiodła i wiem, że tego nie zrobi.
Cóż, wszystko teraz byłoby lepsze od tego, co w tej chwili się dzieje wokół mnie. Jestem na straconej pozycji, nie mam najmniejszych szans na ucieczkę, a nawet na jej próbę. Gdybym tylko wychyliła palec za te drzwi z pewnością zostałby on odstrzelony.
Więc muszę tu bezczynnie siedzieć związana sznurami. A co gorsza moja siostra pewnie teraz nie panuje nad sobą, płacze, krzyczy i nie wiem co jeszcze robi, ale na pewno jest przerażona. Boże, błagam, pozwól mi tylko do niej wrócić.











_____________________________________________________






Jeśli czytasz proszę skomentuj :*

3 komentarze:

  1. Jestem po lekturze. Ale nam zrobiłyście niezły prezencik no nie ma co. Ja już uciekam bo przez Was jeszcze się spóźnię na zajęcia :D / Sky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oxzywiście nie Wszystko kochana ;* po szkole pojawi się tego więcej ;* leć leć, nie chcemy,żebyś przez nas się spóźniła, nie wybaczyłabym sobie xx
      Buziaki ;*
      A.

      Usuń
  2. Ekhem,
    Omg, DYLAN! Mój O'Brienek 😱❤ Nie mogłam wzroku od gifa odwrócić 😂
    Biedna Ver, taka bezbronna... Aż mi serce krwawiło, jak to czytałam 😭
    No nic, trochę krótkie, ale widząc po innych komentarzach, za nie długo będzie więcej, więc czekam na to, dziewczyny ❤
    Pozdrawiam, Julka.

    OdpowiedzUsuń