wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 10.

*Perspektywa Adrianne*

Brunet podłożył jedną rękę pod moje kolana, zaś drugą pod plecy i uniósł mnie bez żadnego wysiłku, co mnie w sumie nie dziwi, skoro ma takie mięśnie. Boże, ja na prawdę muszę przestać o nim myśleć w ten sposób, to przestępca.
Postawił mnie dopiero, gdy znaleźliśmy się w pokoju... Ashtona, jeśli się nie mylę. Na łóżku leżała moja siostra w samej bieliźnie. Czy on jej coś zrobił?!
Z trudem podeszłam do łóżka, zaciskając przy tym szczękę i usiadłam obok brunetki. Wyglądała okropnie; miała zaszytą ranę na brzuchu, opatrunek przesiąknięty krwią na ramieniu, całe jej ciało pokrywały sińce. Ten widok był po prostu straszny.
Objęłam ją delikatnie ramieniem i przycisnęłam do siebie, starając się nie urazić żadnej z jej ran.
- Jezu, co on z tobą zrobił? - szepnęłam, czując łzy w oczach.
Jak mógł ją tak skrzywdzić?! Jest chory, bezduszny, okrutny i podły.
- Nic mi nie będzie - uśmiechnęła się promiennie, a mi prawie szczęka opadła.
Nic jej nie będzie? Nic jej nie będzie?! Nie, w ogóle! Te blizny zostaną do końca życia! A może nawet nie zdążą się zagoić, z racji, że długo pewnie nie pożyjemy. Ale nie, nie mogę tak myśleć. Uda nam się w końcu uciec. Damy radę, musimy.
- Dobra, dam wam chwilę dla siebie - westchnął Louis, po czym opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.
- Tak strasznie cię przepraszam. To wszystko moja wina - wykrztusiłam - Ale obiecuję ci, wydostaniemy się stąd.
- Ann, oni prędzej nas zabiją niż pozwolą uciec - zachichotała.

Ją to bawi? Na prawdę?
- Nie mów tak! Damy radę, uda nam się, musisz w to uwierzyć.
- Wierzę ci, Addie.
Drzwi pokoju trzasnęły, a mnie przeszły dreszcze. Zacisnęłam oczy, by po chwili je otworzyć i spojrzeć, kto w nich stał.
Ashton.
To nie oznacza nic dobrego.
Usiadłam przed siostrą, rozkładając po bokach ramiona, chcąc ją ochronić. Nie pozwolę, żeby po raz kolejny ją skrzywdził.
Blondyn zamknął drzwi za sobą, po czym oparł się o ścianę obok nich i przypatrywał nam. Zmarszczyłam brwi, gdy nie zrobił nawet najmniejszego ruchu. Po prostu patrzył.
- Zamierzasz tak stać i się gapić? - prychnęłam, na co wzruszył obojętnie ramionami.
- Czy wy wiecie kim jest wasz ojciec? - zapytał, a skonsternowanie wymalowało się na mojej, jak i Veronici twarzy.
- O czym ty mówisz? - odrzekła dziewczyna za mną.
- Wasz tata to Brian O'Conner... - zaczął, lecz oczywiście odważyłam się mu przerwać, zadając istotne pytanie:
- Skąd to wiesz?
- Mamy swoje źródła - westchnął zirytowany, po czym kontynuował - Wasz ojciec to nie jest właściciel ZWYKŁEJ firmy podróżniczej - zaśmiał się pod nosem, kręcąc przy tym głową. - On nielegalnie przewozi ludzi w niewoli, narkotyki, kradzione samochody...
Na jego słowa parsknęłam śmiechem. Tak, mój ojciec i narkotyki? Jasne, nie w tym życiu.
- No jeszcze czego! Może mi powiesz, że jest jednym z was! - krzyknęłam, nie kontrolując śmiechu.
- Właśnie to właściwie przez to rozumiem - mówił śmiertelnie poważnie. - Wasza matka również należy do gangu. Tak zresztą się wasi rodzice poznali. - automatycznie zamknęłam buzię.
- To niemożliwe. Ojciec był antynarkotykowy. Nigdy w życiu by nimi nie handlował - pokręciłam energicznie głową.
- No widzisz wyszło szydło z worka - zakpił, a ja dosłownie pobladłam na twarzy.
- Kłamiesz! - krzyknęłam - Chcesz nas zwrócić przeciwko niemu!
- Nope. Taka prawda.
Nie, on na pewno kłamie. To nie jest prawda. Ojciec nie należy do żadnego gangu!
Przeczesałam dłonią włosy, starając się uspokoić palpitacje serca.
- To może chcecie z nim rozmawiać? - uśmiechnął się chytrze.
Energicznie przytaknęłam, gdyż tylko na to było mnie w tej chwili stać.
Szatyn wyciągnął z kieszeni komórkę.
- Numer - rzekł
Posłusznie podałam mu cyfry, a on oddał mi urządzenie.
- Tylko bez żadnych sztuczek - warknął, a po jego słowach usłyszałam głos taty:
- Halo?
- Tato? - pisnęłam, na co Ashton przewrócił oczami.
Veronica znalazła się tuż obok mnie i uważnie nasłuchiwała.
- Adrianne? Boże, co się dzieje? Dlaczego nie odbierałyście komórek?
Cały ojciec - nadopiekuńczy.
- Nic nam nie jest tatku - skłamałam tylko do połowy, byłyśmy zdrowe, bo całe to już niezbyt.
- A co z waszymi telefonami? - zapytał nadal trosliwie, aż miałam ochotę płakać. Mój tatko, mój kochany tatuś. To nie realne, żeby był taką osobą, jednym z gangsterów.
- Wiesz, że mamy tendencje do wsadzenia gdzieś komórek - zachichotała któryś już raz z rzędu. Czy ona czasami czegoś dzisiaj nie brała?! A może to blondyn ją czymś nafaszerował.
- Tak zapomniałem o tym - zawtórował Nice. - Boże tak się cieszę, że wam nic nie jest. - gdy to mówił zerknęłam na Asha, który w tym momencie udawał, że wymiotuje. Ten koleś na serio mnie doprowadza do skrajnej depresji.
- Jak uda nam się znaleźć komórki, zadzwonimy, bo teraz korzystam z telefonu koleżanki. - westchnęłam.
- Dobrze, mam na...
W tym momencie w tle usłyszałam głos mojej mamy:
- Brian! Rozmawiasz z Ellisem? Powiedz mu, że dragi dotarły. Wyglądają nieźle.
- Tato? - odezwałam się - Jakie znowu dragi?! - krzyknęłam
- Co? Kotek, przesłyszałaś się. Ja muszę kończyć, kocham was i czekam na telefon. Pa!
Po tych słowach usłyszałam tylko dźwięk przerwanego połączenia.
Moja dłoń natychmiast powędrowała do otwartych ust.
- A nie mówiłem? - prychnął blondyn, odbierając mi telefon z ręki.
- To nie może być prawda. On taki nie jest. Nie jest jednym z was! - krzyczałam, czując cisnące mi się do oczu łzy.
- Pogódźcie się z tym, takie jest życie. Okłamał was. Matka też.
- Czemu? - zadałam pytanie chociaż nie wiem do kogo je kierowałam. Miałam kompletny mętlik w głowie. Coraz to gorsze myśli przechodziły mi przez głowę. Czy to wszystko, te dziewiętnaście lat w moim życiu było kłamstwem, budynek, który znałam i nazywałam rodziną tak naprawdę nie jest domem? Żyłam, my żyłyśmy w złudnie utworzonej bańce wypełnionej po brzegi kłamstwami? Czemu mężczyzna, którego nazywałam wraz z siostrą ojcem i kobieta, która nas zrodziła zatajała przed nami najistotniejszą rzecz. Mieliśmy był rodziną, która jest również grupą przyjaciół. Mówili, że możemy ufać sobie nawzajem, a tu nagle, nagle okazuje się, że to nieprawda. Że wszystkie wspaniałe chwile z nimi zostały, zalane, spalone przez rozrywający ból serca. Powinnam wiedzieć to wcześniej, powinni nam zaufać, może wtedy to mniej by bolało. A teraz nic więcej nie zostało niż żal. A boli coraz bardziej. Mój kochany tatuś, ten który nauczył mnie gry na fortepianie, ten który co wieczór rozmawiał ze mną tuż przed spaniem. Czy i nawet to było fałszywe. Na samą myśl gardło niebezpiecznie się ściskało a niekontrolowanie łzy jedna po drugiej spadały w dół po mojej twarzy, a wzrok nieobecny utkwiony miałam na splecionych dłoniach, moich i Veronici. Nie miałam nawet odwagi spojrzeć jej w oczy, skutkowałoby to panicznym dławiącym płaczem, co prowadzi jednocześnie do niemocy oddychania a do już do kolejnego ataku. Byłam impulsywna, ale ta sytuacja, odkryta prawda złamała mnie doszczętnie.
Z zamyśleń wyrwał mnie uścisk wokół pasa. Brunetka wtuliła się we mnie, a ja objęłam ją ramionami. Obie płakałyśmy. Nie rozumiem jak mogli nas tak okłamywać, ukrywać to wszystko. Może i chcieli nas chronić, ale i tak byśmy się prędzej czy później o tym dowiedziały. Gdyby nam powiedzieli o tym, może miałabym jeszcze do nich jakieś zaufanie. Ale nie. Nie teraz.
Usłyszałam kroki, które z każdą sekundą stawały się głośniejsze. Ktoś tu szedł. Gdy odgłos ustał, uniosłam głowę, by dostrzec... Louisa.
- Co tu... Co się stało? - zapytał z widocznym szokiem na twarzy.
- Prawda boli - kędzierzawy wzruszył ramionami obojętnie, wciąż zachowując ten oziębły, kamienny wyraz twarzy. Czy on na prawdę był wyprany z uczuć?
Ciężkie westchnienie opuściło jego usta, gdy przeczesywał dłonią włosy.
- Powinnyście odpocząć, dziewczyny - rzekł
Zamiast smutku, w moim ciele zaczęła przeważać złość. Zagotowało się we mnie.
- Przestestań udawać! - krzyknęłam przez łzy - Jesteś taki tylko dlatego, że nasz ojciec okazuje się gangsterem!
Nie sądziłam, że te słowa przejdą przez moje gardło. A jednak.
Brunet wstrzymał oddech podobnie jak ja nie spodziewając się, ze te słowa opuszczą moje usta. Jego oczy momentalnie przeszyła szara mgła pomieszana z bólem, okey takiej reakcji się nie spodziewałam, choć równie dobrze mógł być dobrym aktorem jak kurwa wszyscy w moim życiu, oprócz młodszej siostry.
- Adrianne - zaczął ściszonym głosem. - Ja wcale nie..
- Przestań chrzanić! - warknęłam błądząc pustym wzrokiem po jego osobie. - Mam dość, mam cholernie dość! Zabijcie mnie! To może się okazać lepsze od tego bagna!
- Ann - szepnęli Veronica z Lou, oboje w tym samym momencie.
- Skoro tak chcesz - odezwał się nagle blondyn wyciągając z za paska bron. Wycelował we mnie po czym zwinnym ruchem odbespieczył. Wstrzymałam oddech śledząc lufę.
- Irwin kurwa - brunet chwycił go za na nadgarstek następnie zabierając mu pistolet. Kędzieżawy obdarzył go urażonym spojrzeniem.
- No co sama prosiła - uniósł ręce w geście obronnym, a ja miałam wrażenie, że bawi go ta cała sytuacja. Natomiast Louis wyglądał jakby zaraz miał się na niego rzuci z pięściami.
- Jesteś... - zaczęłam, ale Veronica ścisnęła moje ramię, tym samym uciszając. Miała rację, nie warto.
- No? Proszę bardzo, dokończ - prychnął blondyn
- Wyjdź stąd, Ashton - warknął brunet, a chłopak, przewracając oczami wykonał jego polecenie. - Prześpijcie się, jest późno - dodał
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, lecz chłopak wyszedł. Jednak drzwi pozostały uchylone. Odwrócił się jeszcze na moment i spojrzał na mnie.
- Adrianne... Nie oceniaj ludzi po opinii innych - mruknął, po czym całkowicie zamknął drzwi, zanim zdążyłam mu jakkolwiek odpowiedzieć.
Zacisnęłam usta w wąską linię, starając się uspokoić, po czym przeniosłam wzrok na siostrę. Miała napuchnięte, zaczerwienione oczy, a jej dolna warga drżała.
- Nie wierzę, że to prawda - wyszeptała
- Ja też nie, Ver. Nie wiem, jak mogli to ukrywać.
Starłam kciukiem słone krople z jej policzków i uniosłam głowę, by spojrzała w moje oczy.
- Veronica, będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży - uśmiechnęłam się pokrzepiająco, choć sama w środku byłam rozdarta i miałam ochotę płakać w kącie. Ale nie mogę, muszę być przykładem dla niej.
Ciche westchnienie opuściło moje płuca, a powieki zacisnęły się, gdy poczułam pulsujący ból głowy, spowodowany płaczem. Brunetka pociągnęła mnie w tył, przez co leżałam na dużej, białej poduszce. Moje włosy były rozrzucone  na materiale, a oczy skierowane na siostrę. Przytuliłam ją i zamknęłam oczy, starając się zasnąć.
_______________________________________________________________
Witam misiaki,
Mamy kolejny rozdział, kto się cieszy, bo na pewno ja! A zwłaszcza po waszych komentarzach! Jejku patrzę, że nie tylko ja shippuję Lann *-*
Co prawda ten rozdział jest trochę smutny, ale kluczowy tak mi się wydaję.
Dziękowałam już za komentarze to podziękuję jeszcze za 1000 wyświetleń dla mnie to dużo, patrząc, że to mój pierwszy blog. No dobra nie bd zanudzać, więc odsyłam was do notki od Werci :3.
Ah i podnosimy stawkę, w końcu trzeba :D
5 komentarzy - kolejny rozdział szybciej.
Kocham was :* Buziaki :* A.

Cześć moi kochani!
No to Ada jak zwykle powiedziała wszystko co potrzeba ;)
Ja dorzucę od siebie, że również dziękuję za wasze motywujące komentarze i te 1000 wyświetleń *-*
Btw; ja też shippuję Lann, są uroczy <3
Dobra, to w sumie tyle.
Do następnego, powodzenia z komentarzami! ;*
W. xo

6 komentarzy:

  1. Ojejciu.
    Ash, przysięgam, iż jeśli jeszcze raz zrobisz taki numer, znajdę Cię i nie będzie za ciekawie. Jeśli jeszcze raz im cokolwiek zrobisz.. Ugh! Po prostu masz nic nie robić, jasne?!
    Louis taki opiekuńczy, aww! *-*
    Tak strasznie im współczuję. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdybym się czegoś takiego dowiedziała o moich rodzicach. Jejciu. :c
    Ja lecę. (sprawdzian z angielskiego i kartkówka z polskiego sobie nie pójdą!;-;)
    Miłego wieczoru!:3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mi przykro, że prawda musiała być akurat taka :(
    Szczerze? Nie spodziewałam się tego.
    Właśnie... Nie wiedziałabym co mam robić w takiej sytuacji, ale dobrze, że Louis był!
    Powodzenia w pisaniu Kobitki! Weny i do następnego! <3
    xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Lann są mega słodcy!
    Uwielbiam ich.
    A Ash pewnego dnia przegnie i dostaniw mu się od Lou.
    Swietny rozdział
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku biedne dziewczyny,bardzo smutny rozdział :(
    Nie spodziewałam się,że będzie taka sprawa z rodzicami,zaskoczyłyście mnie ale bardzo pozytywnie :*
    Ash przegina,mógłby wykazać trochę empatii,a nie w takiej sytuacji jeszcze sobie żartować.
    Ale za to Lou omg *.*
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział jak i całe opowiadanie jest perfekcyjne :)
    i dobrze o tym wiecie <3
    kocham was bardzo mocno :D
    czekam na następny rozdział z niecierpliwością <3
    przepraszam że tak nieregularnie komentuje <3 wybaczcie :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń