środa, 13 maja 2015

Rozdział 8.

*Perspektywa Louis'a*

Miałem ochotę udusić go na widoku wszystkich tu zgromadzonych. Dosłownie gołymi rękoma. Myślałem, że wczorajsza rozmowa chociaż w jakimś stopniu go ochłodzi, ale nie, puścić go tylko samego, co mnie w ogóle podkusiło by się na to godzić. Mogłem równie dobrze wysłać tam Niall’a, ten bynajmniej nie przyprowadziłby ich nieprzytomnych, o ile nie uciekłyby mu tak jak próbowały Irwinowi. Powoli odliczyłem do dziesięciu po czym odwróciłem się i podszedłem do kanapy, na której leżała nieprzytomna Ann. Miała dosyć spore rozcięcie na czole, spowodowane najwidoczniej upadkiem po postrzale oraz dziurę postrzałową na łydce, po której spływała ciurkiem krew. Cholera pewnie nadal tkwi w niej pocisk. Podniosłem ją z łatwością i skierowałem się po schodach do mojego pokoju. Uprzednio prosząc Katy o to by przyniosła mi cały potrzebny sprzęt. Gdy znalazłem się we wcześniej wspomnianym pomieszczeniu, a Kate przyniosła mi rzeczy, od razu wziąłem się do pracy. Rana nie była duża, więc kulę trudniej było wyciągnąć. Wetknąłem pęsetę w małą dziurę, obserwując jak twarz Ann skrzywia się z bólu. Dobrze, że była nieprzytomna. Inaczej wrzeszczałaby, nie dając mi tym samym działać. Udało mi się chwycić pocisk, ostrożnie wyciągnąłem go, powodując silny krwotok. Zawiązałem jej nogę opatrunkiem przemyłem również ranę na jej czole po czym usiadłem obok niej czekając aż się obudzi. Na jej twarzy nadal widniał grymas, który z każdą sekundą łagodniał. Usta szatynki były lekko rozchylone, klatka spokojnie unosiła się i opadała, a powieki delikatnie drgały.
Ułożyłem dłoń na jej głowie głaszcząc ją po włosach, a drugą chwyciłem jej dłoń, która pasowała wręcz perfekcyjnie.
Nie mam pojęcia co się ze mną dziele. Jedna małolata, no dobra może jest z trzy lata ode mnie młodsza, nic więcej, ale od kiedy ja Louis Tomlinson, głowa londyńskiego gangu, stałem się taki ckliwy. Przy siostrze byłem zupełnie inny, ale daje słowo, że żadna inna dziewczyna oprócz czarnowłosej nie budziły u mnie takich emocji, pewnie, pragnąłem kobiet, ale bardziej dla ich ciała, dla seksu. W tym wypadku było odwrotnie. Na prawdę, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Brunetka niespokojnie poruszyła się na łóżku, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, ale nadal nie otworzyła piwnych oczu. Musiałem przyznać, że ma coś w sobie. Była ładna, charakterna i kurewsko odważna. Żadna z naszych zakładniczek nie postawiła nam się w taki sposób w jaki ona to robi. Nigdy. Bezkarnie wpatrywałem się jej piękną twarz, pogrążoną w śnie. Mógłbym tak siedzieć godzinami i patrzeć na nią. Wtedy, gdy jest bez makijażu, a jej brązowe włosy z blond końcówkami rozwalone są na całej poduszce. Dalej gładziłem jej włosy, kiedy powoli otwierała powieki. Spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem uśmiechając się lekko na mój widok. Okey myślałem, że będzie przerażona bądź zacznie sypać wyzwiskami w moim kierunku.
- Hej – przywitałem się nie zaprzestając swoich czynności.
- Cześć – wymamrotała, przeciągając się jak kotka, zaraz po tym krzywiąc z bólu. Spojrzała w dół i zamarła widząc bandaż zawiązany na jej nodze. – Co się stało? – pisnęła spoglądając na mnie.
- Nie pamiętasz? – zapytałem mega zdziwiony faktem iż się jeszcze ode mnie nie odsunęła.
Brunetka zmarszczył brwi, przez co między nimi uformowała się słodka zmarszczka. Kurwa Tommo, ogarnij  się! Nagle spojrzała na mnie, jakby dostała natychmiastowego olśnienia.
- To Ash! On do mnie strzelił! – W jej oczach mogłem zobaczyć, strasz, czysty paniczny strach. Ścisnąłem mocniej jej dłoń dając jej znak iż jestem przy niej.  – Gdzie Veronica? Powiedz, że jej nic nie zrobił.
- Nie wiem Ann. Zaniósł ją do swojego pokoju, ale mogę cię zapewnić, że żyje – powiedziałem zgodnie z prawdą. Wiedziałbym gdyby taka sytuacja nastąpiła, musiałby to mi zameldować, ale szczerze nie wiem jakbym na to zareagował.
- Chce ją zobaczyć – oznajmiła twardo już podnosząc się do siadu, lecz udaremniłem jej dalsze poczynania pchając ją z powrotem na materac. Oburzona posłała mi wściekłe spojrzenie, które bardziej mnie rozbawiło niżeli przestraszyło. -  Muszę wiedzieć, że wszystko z nią w porządku.
- Nie Ann. Masz leżeć i nie nadwyrężać nogi.
- To nie mógłbyś mnie tam zanieść? – zapytała z nadzieją, ale pokręciłem głową.
- Adrianne proszę cię. – mój głos brzmiał błagająco, jak nie mój.

Dziewczyna fuknęła wściekła, ale nie ruszyła się ponownie. Trwaliśmy tak w ciszy, ona leżąca, ja siedzący obok i trzymający za jej dłoń. Z boku mogłoby to wyglądać, jakbyśmy byli razem, lecz oboje wiedzieliśmy jakie są nasze relacje. To było dołujące zarazem, ale nic na to nie poradzę, że pojawiła się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu.
- Czy to.. Czy to źle wygląda? – zapytała na co uniosłem brew nie rozumiejąc o co pyta. – Rana, jak okropnie to wygląda?
- A no powiem ci że w skali od jednego do dziesięciu ledwo przekracza setkę - zaśmiałem się
co mi zawtórowała. – A tak serio to nie jest aż tak źle.
- Będzie blizna?
- Jak dobrze się zagoi to zostanie taka malutka - pokazałem przy pomocy palców wielkość jaka może zostać. Ann skrzywiła się na co zaśmiałem się cicho.
- I z czego się śmiejesz? - oburzyła się patrząc na mnie spod byka.
- Zupełnie z niczego - zapewniłem dalej z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy.

Dziwił mnie fakt, że pomimo sytuacji, rozmawialiśmy ze sobą, tak jakbyśmy byli co najmniej dobrymi znajomymi. Ucichłem wpatrując się ciągle w jej czekoladowe tęczówki.
- Louis? - zapytała nieśmiało a moje imię w jej ustach brzmiało po prostu perfekcyjnie.

Dobra Lou zapędzasz się.
- Tak?
- Czemu tacy jesteście? - tym pytaniem wygrała chyba wszystko, serio. Z wielu pytań wybrała te egzystencjalne. Te od którego wszystko się zaczęło. Podrapałem się zakłopotany po karku, nie chciałem jej zbywać, no ale co innego mogłem powiedzieć.
- Może kiedyś odpowiem ci na to pytanie, ale nie teraz.
- Ta, o ile dożyje tego kiedyś - wyszeptała pod nosem, ale niestety, albo i stety dosłyszałem je. To prawda, nie mogę jej zagwarantować tego, że wyjdzie stąd bez żadnego szwanku.
- To pojebana sytuacja z której jak już niestety zauważyłaś nikt nie wychodzi cało. - Gdy wypowiadałem te słowa dałem nam obojgu szanse na ich przemyślenie. To była okrutna prawda, ale nie zmieniłbym tego kim stałem się i jestem teraz.
 - Masz rację, nikt z tego nie wychodzi - szepnęła tępo spoglądając przed siebie.
- Dobra kończąc te smuty. Potrzeba ci czegoś? Jedzenia, picia? Czegokolwiek.
- Yhm, sama nie wiem - wymamrotała bawiąc się przy tym moimi palcami. - Po prostu ze mną zostań. - Tą prośbą wcisnęła mnie w materac, nie spodziewałbym się tego po niej. Chyba za mocno uderzyła się w głowę. Uniosłem nasze splecione dłonie następnie przyłożyłem na mój policzek, jej drobną wtulając się w nią.
- Zostanę - zapewniłem.

Posłała mi leniwy piękny uśmiech, który odwzajemniłem z przyjemnością, a następnie przymknęła powieki i nie minęła nawet chwila a jej oddech stał się umiarkowany informując mnie tym samym, że zasnęła.
W wielkim skupieniu wpatrywałem się w nią, dotknąłem opuszkami policzka, który zdobił niewielki siniak po spotkaniu z ręką Irwina. Przez myśl przechodziło mi milion sposobów, żeby go ukarać. Westchnąłem sfrustrowany i w tym momencie do pokoju wpadł Hood. Jak poparzony odskoczyłem od dziewczyny.
- Co się stało tak ważnego, że włazisz mi do pokoju bez pukania? - warknąłem, paląc chłopaka wzrokiem.
Miał otwarte usta, chcąc coś powiedzieć, jednak nic się z nich nie wydobywało.
- Więc? - ponagliłem go
Otrząsnął się, kręcąc chaotycznie głową, jakby chciał strzepać coś z włosów, po czym spojrzał na mnie.
- Liam i Niall coś znaleźli. Kazali mi cię tam przyprowadzić - wydukał, po czym odetchnął z ulgą, że już ma to za sobą, chociaż nie wiem co tu było strasznego.
- Dzięki - mruknąłem. - Zostań tu i jej pilnuj.
Wyminąłem skonsternowanego​ chłopaka, zbiegłem po schodach skręcając od razu lewo by następnie wejść do 'Szpiegowskiego Królestwa', jak to określił Michael.
Na jednej ze ścian wisiała wielka mapa Anglii, w której powbijane były szpilki o różnych kolorach, każda oznaczająca co innego, ciągnęły się po niej również czerwone linie. Zaś na przeciw drzwi, przez które właśnie przeszedłem, stały trzy nowoczesne komputery, a nad nimi kilka dodatkowych ekranów. Mieliśmy na nich obrazy z kamer, zamontowanych z najróżniejszych miejscach w mieście. Podszedłem do Liama i usiadłem obok niego.
- Co jest? - kiwnąłem głową, patrząc na jego skupioną minę
- Mieszkają na Cranbourne Road, prawda? - spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- Tak. I co z tego?
- Louis, ty nic nie rozumiesz?! Właśnie w to miejsce przeprowadził się cholerny Brian O'Connor! A to są, cholera jego córki. Veronica i Adrianne O'Connor. To są córki naszego wroga.

- Że co kurwa!? - wydarłem się na cały pokój jak i nie dom. _________________________________________________________________________
Witam słodziaki wy moje kochane ;*
Oto mamy chyba, jeden z moich ulubionych rozdziałów, dlaczego? Chyba nie muszę mówić, że chodzi o Lann moment *-* oww kocham ich tak bardzo.
Chciałabym też podziękować czterem osóbkom, które z nami są, komentują i przeżywają tą historie równie mocno co my. :* Uwielbiam was dziewczyny *-*
Cóż, dobiłyśmy komentarze, z czego się niezmiernie cieszę ;D Ale coś czuję, że nadal zostawiamy
4 komentarze = kolejny rozdział szybciej
No więc odsyłam was do notki Weroniki ;* Do następnego, Buziaki ;* A.

Witam! ;*
No to, Adrianna napisała już wszystko. Co mogę dodać? Uwielbiam ten rozdział, Lann są(?) tacy awww *-* Nie rozpisuję się. Więc, no ten...
Do następnego <3
W. xo

5 komentarzy:

  1. Ich wroga? Teraz będą dla szantażu? Okupu? Proszę Was. Jesteście okropne! Bez tego może miałyby jakieś szanse na przeżycie, ale teraz? Sama nie wiem. Skoro to córki ,,ich wroga'', jak to określił Liam, to raczej nie będą bezpieczne. Teraz są?!
    Boże, miesza mi się wszystko.
    Było tak słodko, gdy przejechał jej opuszkami palców po policzku. Takie aww! *-* Takim momentów ma być więcej, o wiele! Ale nie tylko z nimi. Druga ,,para'' też ma mieć takie sytuacje! To jest rozkaz!
    Co by tu jeszcze napisać..
    To, że rozdział jest genialny, chyba nie muszę, prawda?
    Liczę, że Ash też pokaże swoją ,,słabość'', swoje uczucia! Liczę, że następny rozdział będzie z jego perspektywy, bądź Veronicy. (Nie mam pojęcia, czy dobrze odmieniłam imię :c)
    No nic, to tyle.
    Miłego dnia! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lann
    Uwielbiam ich!
    Swietny rozdział!
    Już niw mogę doczekać się kolejnego!*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Teraz przeczytałam cały Twój blog. Coś mi się wydaje, że będę tu zaglądać. Mam nadzieje, że mnie pamiętasz <3
    Nie wiem co powiedzieć, ponieważ komentuje pierwszy raz. Zawsze staram się doceniać blogi swoich czytelników! xx
    Zakochałam się od razu, świetny rozdział! xx
    Do następnego xx

    P.S Czeka na Ciebie wiadomość ode mnie na Google +. Proszę zatrzymaj to dla siebie xx Kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pitole.. tego to bym się nie spodziewała.. :o
    Oj dziewczyny dziewczyny.. umiecie komuś życie skomplikować.. :D
    Ciekawe co teraz Lou zrobi ^^
    z niecierpliwością czekam na następny <3 <3
    Kocham <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko Louis i Ann są tacy uroczy,z tego musi wyjść coś więcej,to rozkaz! :*
    Cały rozdział świetny ale dlaczego są córkami akurat ich wroga,okropny zbieg okoliczności.
    No nic,lecę czytać następny bo narobilam sobie trochę zaległości,ale to dobrze bo nie muszę czekać haha
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń