*Perspektywa Ashtona*
Uciekły, cholera uciekły!
Nie sądziłem, że będą aż tak durne, żeby próbować mi zwiać. To, iż jestem blondynem nie oznacza, że jestem do chuja na tyle głupi, by nie domyślić się, że coś kombinują. Jedną postrzeliłem w nogę, a młodszą po prostu dźgnąłem nożem, gdy była w moich ramionach. Byłem wściekły, chyba jak nigdy, a patrzenie na ból w jej oczach satysfakcjonowało mnie. Najlepszy jest właśnie taki widok, gdy ktoś się ciebie boi, masz szacunek. To właśnie jest cudowne. Chciałbym ją zabić, ale... Coś mnie od tego powstrzymało. Dlatego nie wbiłem ostrza w jej serce, tylko w brzuch, w dodatku nie tak głęboko. Mógłbym jeszcze nim pokręcić w jej wnętrzu, lecz oszczędziłem sobie, sam nie wiem dlaczego. To przerażenie, cierpienie i bezsilność napawały mnie specyficznym rodzajem szczęścia, dawały ukojenie nerwom.
Cóż, to chore, ale tak się wychowałem, takie mam życie, to moja codzienność. Nie zamierzam ani tego, ani siebie zmieniać.
Zawiązałem moją koszulę w jej pasie, tamując krwotok, a w ramieniu wielkiej rany nie było, więc przeżyje. Praktycznie wrzuciłem ją na tylne siedzenia, a starszą posadziłem z przodu.
Nieprzytomna dziewczyna mniej rzuca się w oczy niż taka z wielką plamą krwi tuż obok szyi, prawda?
Do bagażnika włożyłem ich walizki, po czym wsiadłem na miejsce kierowcy. One były w złym stanie, ale teraz są w tragicznym, zwłaszcza ta młodsza. Intrygowała mnie lojalnością wobec siostry, nieśmiałością... Była zdecydowanie inna niż Ann. Bezbronna, wrażliwa, delikatna i... Ja pieprzę, czemu ja tak o niej myślę?
I dlaczego ją wtedy pocałowałem?! Przecież to kolejna małolata, której Tomlinson nie chce się pozbyć. A właśnie, co do niego... Jestem pewien, że dostanę niezłą reprymendę za to, co zrobiłem. Zwłaszcza tej młodej. Nie chciałem tak ranić Adrianne, bo widocznie Louis był nią zainteresowany, czego się najprawdopodobniej wypierał.
Gdy dotarliśmy pod dom, oparłem głowę o siedzenie i westchnąłem głęboko. Nie będzie zadowolony. Ale co ja miałem zrobić w takiej sytuacji?!
Otworzyłem drzwi od strony pasażera, na którym siedziała szatynka, wziąłem ją na ręce i wszedłem do domu, po czym położyłem na kanapie. Powtórzyłem tą czynność tyle, że młodszą zaniosłem do własnego pokoju, gdyż nie chciałem, żeby Tomlinson wściekł się jeszcze bardziej widząc jej stan. Tak, to dziecinne, ale cóż. Zamknąłem drzwi na klucz i udałem się z powrotem do salonu, gdzie wszyscy zebrali się wokół nieprzytomnej dziewczyny, w tym Louis. Gdy usłyszeli stukot moich podeszw o panele, zwrócili wzrok na mnie.
- Coś ty kurwa zrobił?! – wydarł się Louis doskakując do mnie. - Nie można cię już po jebane rzeczy z nimi wysłać!
- Zluzuj Tommo, chciały mi zwiać. Nic wielkiego nie zrobiłem – odpowiedziałem niewzruszony,
- To nie mogłeś do chuja jakoś inaczej tego rozegrać? – syknął, co automatycznie podniosło mi ciśnienie.
- Kurwa, nie będziesz mnie uczył jak postępować w takich sytuacjach, to że jesteś cipą nie oznacza, że ja nią jestem – odwarknąłem na co dostałem pięścią w twarz, dobra należało mi się.
Wytarłem ręką krew z dolnej wargi i ponownie na niego spojrzałem. Kipiał ze złości, a jego tęczówki wypełnione były mieszanką emocji.
- Gdzie Veronica? – zapytała Kate stojąca dokładnie za nim.
- Jest w moim pokoju – wywróciłem oczami.
- Dlaczego do niej strzeliłeś? – zapytał niemal szeptem Louis.
Posłałem mu zdziwione spojrzenie. Czekaj czy on właśnie wyszeptał ckliwie brzmiące pytanie?!
- Jezu, weź ty się po prostu pozbieraj po tej tragedii - prychnąłem.
Tym razem moje ciśnienie podniósł głos młodej Tomlinson:
- Skoro jej siostra jest u ciebie, to na pewno zrobiłeś jej coś gorszego.
Dobrze chociaż, że powiedziała to w taki sposób, że tylko ja mogłem usłyszeć.
Zirytowane westchnięcie opuściło moje płuca. Tak, Kate, dosłownie zmasakrowałem jej ciało. Chwilami współczułem jej, przecież to niewinna nastolatka... No a zaraz po tym przypominałem sobie, że właśnie takie jest życie i tacy są ludzie - bezlitośni. Bez wyjątku, gdyby ona wychowała się tak samo jak my, nie różniłaby się od nas. Cholera, podobałaby mi się taka wersja tej dziewczyny... Boże, te moje męskie fantazje czasami są nie na miejscu.
Palony przez wzrok czarnowłosej wróciłem do pokoju, niczym obrażone dziecko, które dostało karę za złe zachowanie. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na brunetkę, która dosłownie wiła się z bólu na moim łóżku, mocząc i krwią i łzami pościel. Nie wywołało to u mnie większego obrzydzenia, często widywałem takie, a nawet gorsze rzeczy.
Gdy spostrzegła, że wszedłem do pomieszczenia, jej oczy rozszerzyły się, a z nich popłynęła masa łez. Ten widok był przykry, ale tylko dla kogoś kto miał uczucia nie? Czyli chyba nie dla mnie.
To tylko kolejna dziewczyna, którą i tak wkrótce zabijemy, czym zajmę się pewnie ja.
Powolnym krokiem skierowałem się w stronę łóżka, a ona próbowała odsuwać jak najdalej. Bała się. A ten strach w jej oczach w tej chwili, gdy chciałem jej pomóc zdecydowanie był irytujący. Wręcz wkurwiający.
- P-proszę, zostaw mnie - wyszlochała.
Westchnąłem bezradnie i przyśpieszyłem kroku, a dziewczyną wstrząsnęła kolejna fala płaczu.
- Nie bój się mnie – powiedziałem cicho siadając na łóżku. Brunetka popatrzyła się na mnie tymi swoimi zaszklonymi zielonymi tęczówkami i zaczęła jeszcze mocniej płakać. Serio Ash, idioto „nie bój się mnie”. Pierdolone „nie bój się mnie”, przecież to oczywiste, że te walone słowa nie uspokoją jej tylko jeszcze bardziej przestraszą, jak tak dalej pójdzie to mi się tu wykrwawi na śmierć. Oczywiście mógłbym ją tak zostawić, ale Tommo sam by mnie wtedy zabił. Westchnąłem po raz setny w ciągu tej godziny. Dobra, zostało w takim razie tylko jedno co mogłem zrobić.
– Przepraszam – okey nie o takim sposobie mówiłem. Kurwa nawet nie wiem kiedy to opuściło moje usta. – Daj mi się opatrzyć – dodałem szybko, by nie zwróciła uwagi na wcześniejszy wyraz.
- Po co? Zostaw mnie, wolę wykrwawić się na śmierć niż być ciągle od nowa kaleczona przez ciebie. Jesteś zwykłym potworem – wyszlochała.
Normalnie wkurwiłbym się i zaczął okładać osobę, która mnie obraziła, lecz jej słowa... Cóż jej wyznanie było przesączone jadem. Zapewne bym się przejął, ale nie był bym wtedy sobą, chociaż no nie dziwne, miała sporą rację. Nigdy żadnego z naszych zakładników tak bardzo nie okaleczyłem, jak tej drobnej, delikatnej brunetki. Mimo wszystko nie czułem wyrzutów sumienia.
- Tak, jestem potworem. Impulsywnym, podłym, okrutnym potworem bez serca. Ale teraz nie mam zamiaru cię skrzywdzić - odparłem, opierając łokcie o kolana. - Więc pozwól mi zrobić to, co chciałem.
Zrezygnowana dziewczyna, wiedząc, że i tak ze mną nie wygra poddała się i pozwoliła mi się podnieść. Zrobiłem to zbyt delikatnie, zważając na to, co robiłem z nią przedtem.
Zamaszyście kopnąłem w białe drzwi, które najprawdopodobniej były obite u dołu. Postawiłem ją ostrożnie na płytkach i przyjrzałem się jej zakrwawionym ubraniom. Bluzka w dwóch miejscach miała czerwone plamy, a na udzie wciąż był opatrunek zrobiony przeze mnie. Rozpiąłem jej spodnie i jakkolwiek to wyglądało czy co ona miała do powiedzenia, zdjąłem je z posiniaczonych nóg dziewczyny. Jestem pewien, że to nie było dla niej komfortowe. Bo dla kogo byłoby?
Nie dała rady podnieść ramienia, gdyż rozciąłem miejsce nad jej obojczykiem. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni jeansów nóż, a w oczach brunetki pojawiły się łzy. Myślała, że po raz kolejny coś jej zrobię.
- Nie skrzywdzę cię - szepnąłem.
Rozciąłem materiał jej bluzki w pół i delikatnie zdjąłem z niej. Po raz drugi stała przede mną w samej bieliźnie, dzięki czemu mogłem przyjrzeć się jej ranom. Całe jej ciało było w szramach i siniakach. Wyglądało okropnie, jednym słowem. W dodatku drżało, a jej oczy zaciskały się. Była przerażona i z pewnością wszystko ją bolało.
Ponownie ją podniosłem i usadowiłem na szafce stojącej zaraz obok. Nie chciałem, żeby mi zemdlała, a było to prawdopodobne. Poszperałem chwilę po półkach i w końcu ustawiłem się pomiędzy jej nogami. Nasączyłem wacik i delikatnie przemywałem każdą z ran. Skąd u mnie taka łagodność?! Nigdy w życiu nie zajmowałem się żadną dziewczyną. No chyba że Hope, moją siostrą.
Czułem baczny wzrok brunetki na mojej osobie, przez co na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i to w dodatku szczery. Okey, kurwa coś ze mną nie tak!
Gdy skończyłem przemywać rany, wziąłem igłę i nić chirurgiczną, która była nam potrzebna prawie na co dzień. Spojrzałem na dziewczynę, która ze strachem w oczach przyglądała się przedmiotom w mojej dłoni.
- Jest za głęboka, muszę ją zaszyć – oznajmiłem na co niepewnie skinęła głową.
Jej ciało powoli opadło na mebel, a ja mogłem wziąć się do zszywania.
Wbiłem igłę w skórę na jej brzuchu na co pisnęła i złapała mnie mocno za umięśnione ramię. Pod jej dotykiem automatycznie przeszły mnie dreszcze. Nie, teraz to zaczynam świrować.
- Zrób to szybko, błagam.
Jak chciała tak zrobiłem; płynnymi ruchami zaszyłem jej ranę w brzuchu po nożu.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy skończyłem czynność, nie należącą do najprzyjemniejszych. Na szczęście rana nad ramieniem nie była na tyle głęboka, by ją zszywać, więc po prostu przytknąłem do niej gazy i zabandażowałem.
Dlaczego ja się nią tak opiekuję?
Pewnie dlatego, że Tomlinson byłby wściekły, że dałem jej umrzeć.
Chwyciłem jej, w porównaniu do mojej maleńką dłoń, a drugą rękę podłożyłem pod jej plecy. Zaciskając szczękę i powieki zeszła z szafki, ponownie stając na kafelkach, nadal będąc prawie nagą. Nagle wziąłem ją na ręce, czego się najwyraźniej nie spodziewała, gdyż owinęła nie skaleczonym ramieniem mój kark. Moje usta rozciągnął uśmiech, z którym z całej siły walczyłem. Po wyjściu z łazienki położyłem dziewczynę na łóżku. Pochyliłem się jeszcze bardziej nad nią i szepnąłem wprost do jej ucha:
- Zaraz stąd wyjdę, a jak wrócę, to chcę widzieć cię tutaj żywą i nadal grzecznie leżącą, dobrze?
Dziewczyna z szeroko otwartymi oczami przytaknęła, na co zaśmiałem się. Wiedziałem, że działam na nią tak, jak ona tego nie chciała.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wszedłem do kuchni, wyjąłem z szafki pudełko tabletek i nalałem do szklanki wody, po czym wróciłem do pokoju, nie zważając na obserwujących każdy mój ruch przyjaciół. Po zamknięciu drzwi od mojego pokoju, spojrzałem na nią. Leżała w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, wpatrując się w sufit, ze skrzyżowanymi nogami w kostkach i splecionymi dłońmi tuż pod biustem. Usiadłem obok niej, stawiając naczynie na szafce nocnej.
- Połknij to – wyciągnąłem w jej stronę otwartą dłoń a na niej dwie dosyć silne tabletki przeciwbólowe. Podniosła się podpierając na łokciach krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Z lekkim wahaniem zabrała leki i połknęła. Następnie opróżniła do połowy szklankę, którą jej podałem.
- Dziękuję – wyszeptała skutkując rozlewem ciepła po moim podbrzuszu. Kurwa, uspokój się Ash bo zaraz jeszcze staniesz się pieprzoną milutką, różową księżniczką. Zaraz rzygnę. - Co.. Co z nami zrobicie? - zapytała.
Uniosłem wzrok na jej oczy. Były puste. Nie widziałem w nich strachu, bólu, żadnych emocji, były po prostu puste oraz skierowane na mnie.
- Na razie nic, Veronica. Nie mamy żadnych zamiarów wobec was - westchnąłem
- Gdy już wam się znudzimy zabijecie nas, zgadłam?
Całe życie było jej obojętne. Nie płakała. Miała gdzieś, co się z nią stanie. Przez tą obojętność moje sumienie zaczynało mnie drażnić.
Dlaczego?
Dlatego, że odebrałem jej jakiekolwiek chęci do życia.
Tak, to ja sprawiłem, że nie obchodzi ją jej przyszłość.
- Naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to. Sama widzisz, że jestem popieprzony – westchnąłem. – Nie wiem.
- A co ty w ogóle wiesz? – zapytała.
- Że wariuję. Cholernie wariuję i nie wiem dlaczego – szepnąłem zaskakując samego siebie.
Co mnie naszło na takie ckliwe wyznania? Chyba głupieję przez tą niską brunetkę.
- Wariujesz? – powtórzyła to słowo jakby próbowała jej w swoich ustach. Kiwnąłem na potwierdzenie głową, a ona zmarszczyła brwi. – Czemu? – wiedziałem, że zada to pytanie, ale nie umiałem sam sobie odpowiedzieć na nie, a co dopiero miałem powiedzieć jej.
Wzruszyłem ramionami, dając jednoznacznie do zrozumienia, żeby nie drążyła tematu. Pokiwała głową, ale w pewnym momencie, tak jakby sobie o czymś przypomniała zerwała się do pozycji siedzącej. Krzyknęła z bólu, który ją przeszył. Pchnąłem ją delikatnie na łóżko.
- Nie ruszaj się, nie będzie wtedy bolało – oznajmiłem, ale ona tak jakby mnie nie usłyszała, przekręciła głowę w moją stronę. Zobaczyłem na jej twarzy łzy. Co znowu do cholery?
- Adrianne.. czy ona... – wyszeptała cicho, łamiącym się głosem.
- Veronica, spokojnie. Ona żyje, nic jej nie jest i nie będzie. A ty musisz tu leżeć przez kilka następnych dni.
- Co? Ale...
- Nie znam takiego słowa jak 'ale'. Zostajesz tu, bo rana musi się zagoić. Rozumiemy się?
Dziewczyna spuściła wzrok na moją rękę, która nadal trzyma jej kruchą, małą dłoń.
- Tak, Ashton - westchnęła.
- Ona też nie może zbyt chodzić, dostała w nogę. - wymamrotałem.
W tej chwili dziwnie mi się to mówiło. To było coś jak "postrzeliłem twoją siostrę". Na prawdę, nie wiem jak ta dziewczyna wytrzymuje bez płakania, skoro jest wrażliwa. W sumie to czemu ja się dziwię? Zniszczyłem jej życie.
________________________________________________________
Hej kociaki!
Zacznę tak... GIF Z ASHTONEM >>>>>
On mnie rozbraja.
W ogóle, ten rozdział mnie rozbraja, no bo Ashton haha :D
No a na końcu moja księżniczka, Barbara, no czego chcieć więcej? *-*
Ogólnie, ja jestem zadowolona z tego rozdziału :3
Poniżej pewnie Addie coś jeszcze naskrobie, więc ja się nie rozpisuję.
Do zobaczenia w ósemce, kochani :*
W. xo
Witajcie kochani!
O to 7 rozdział. Jeny z każdym rozdziałem mam coraz większe napady fangirlingu! Czemu? Cóż to sprawka Lou i waszych komentarzy! :3 Yww Loueh to taki chodzący ideał *-*
Ale wracając dziękuję z całego serca za te komentarze! Jeej udało nam się! Dobiliśmy 4 komentarzy!
Ale zostaniemy przy:
4 komentarze = kolejny rozdział.
Nie będziemy tak szaleć i wam podwyższać na razie poprzeczki. No dobrze, bo się rozpisałam. Do następnego. Buziaki :* A.
Jeszcze nie przeczytałam Tego rozdziału, a już piszę. Matko, ale emocje! Czy one żyją?! Dosłownie, ręce mi się strasznie trzęsą, nogami nie mogę ruszyć, oczy szeroko otwarte, oddech niespokojny! Kurwa! Dobra, idę czytać, bo nie wytrzymam!
OdpowiedzUsuńCały rozdział ze łzami w oczach. Teraz dreszcze wstrząsają mym ciałem. Dlaczego? Przecież nie ma w tym nic dziwnego, w sensie w rozdziale. A ja? Co się ze mną dzieje?!
Wdech, wydech, wdech, wydech. Nie dam rady się opanować, boże! Przepraszam.
Na całe szczęście nic im nie jest, no prawie. Ash, idioto! Teraz masz być miłym, opiekuńczym chłopakiem i wynagrodzić jej to, co zrobiłeś! Bo jak nie, to ja Cię dopadnę i zrobię rzeczy o wiele gorsze, rozumiesz? :')
Dobrze, że Louis mu jebnął XDD Wiem, że to nie miłe, ale w pełni na to zasłużył. Ugh.
Musicie coś zrobić, żeby były razem, w sensie dziewczyny. Nie możecie ich rozdzielić, o nie! Zróbcie to dla mnie, proszę. One teraz powinny być razem, muszą! ;-;
Dobra, ja lecę. Nie umiem się ogarnąć przez emocje i nic nowego nie wymyślę, wybaczcie.
Miłego dnia! :*
Ja chcę następny rozdział!
OdpowiedzUsuńNo świetny wyszedł po prostu!
Czyżby Ashtona sumienie zaczęło gryzć?
No i zachowanie Lou...
Byłam pewna że go zapieprzy, a tu tylko dostał w morde
No nic, czekam na nexta!
Zanim jeszcze zaczęłam czytać ten rozdział to już miałam łzy w oczach bo byłam przerażona tym co stało się w ostatnim. Zaczęłam czytać nowy rozdział i oczywiście od początku do samego końca płakałam.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie jak bardzo się cieszę,że dziewczyny żyją i nie stało się z nimi nic takiego bardzo złego. Dobrze że Louis przywalił Ashtonowi,należało mu się,ale z drugiej strony,choć to dziwne,zaczęłam go lubić. W tym rozdziale Ashton jest świetny,ale pewnie w następnym wymyślicie coś takiego w tych waszych główkach,ze mi to minie haha
Czekam na następny :*
boziu dziewczyny skąd wy wzięłyście taki pomysł??
OdpowiedzUsuńopowiadanie jest megaaa <3
rozdział oczywiście rewelacyjny jak każdy :D
czekam na następny :*
Kocham <3
O mój Boże, Ash ty dupku. Cholera co on sobie wyobraża!! Biedna Ver eh :( rozdzial swietny, kazde przeczytane słowo wpływa na mnie jak narkotyk, uwielbiam to opowiadanie 💋 poza tym... Tommo ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Notie