czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 40.

I'm an angel with a shotgun
figting till the war's won
I don't care if heaven won't take me back
They say before you start the war, you better know what you fighting for
well baby you are all that I adore
if love is what you need
a soldier I will be




*Perspektywa Veronici*

Cisza, głucha cisza i strzał. To wystarczyło, żeby cały mój świat legł w gruzach. To był dosłownie ułamek sekundy, wszystko przystanęło tak, jakby ktoś puścił film w zwolnionym tempie i klatka po klatce odtwarzał to, chcąc dojrzeć szczegóły. Upadłam z ręką przyciśniętą do piersi, ze wzrokiem utkwionym w jej oczach. Mogłam z nich wyczytać aż za wiele, fala emocji przelała się we mnie. Czułam jej strach, jej żal i ból, aż w końcu jej ciało uderzyło z impetem o ziemię, najpierw gips, potem jej głowa i reszta bezwładnego ciała. Leżała tam, całkiem sztywna, a życie uchodziło z jej ciała poprzez otwarte usta, z których słychać było coraz rzadziej urywany oddech. Rana na piersi po postrzale robiła się coraz bardziej czerwona. Już wiedziałam że.. Że ona nie żyje.


Że opuściła mnie na zawsze. Łzy zaczęły płynąć po moich czerwonych zakrwawionych policzkach, a mój krzyk przedarł się przez ciszę panującą na równinie.
Szarpnęłam się w przód by do niej podbiec, lecz gdy tylko postawiłam krok, kolana ugięły się pode mną natychmiastowo, a ja upadłam zanosząc się krzykiem na beton.

Czemu? Dlaczego nie wstała?! Ktoś podniósł mnie z ziemi i przyciągnął do siebie, próbując mnie jakoś chyba pocieszyć. Jeśli to chciał zrobić, niech mi odda Ann, niech powie że to jakiś sen. Że ona żyje i, że lada moment się obudzę obok niej leżąc na niewielkim łóżku Kate. Że ona żyje. Chciałabym zobaczyć jej promienny uśmiech, który zawsze był zarezerwowany dla mnie, nie zależnie od tego czy była w humorze czy nie. Chciałabym się wtulić w nią, w nikogo innego, bo tylko ona była dla mnie wszystkim. Bez niej.. Bez niej sobie nie poradzę. Czemu ktoś odebrał mi najważniejszą osobę w moim życiu? Dlaczego to akurat musiała być ona?
Czemu wszyscy stali jak kołki i nikt do niej nie podchodził? Przecież można ją uratować!
- Ann! - wrzasnęłam czym głośniej.

Dlaczego nie wstawała? Czemu nie reagowała na moje wołanie! Czemu jej klatka już więcej się nie uniosła?
- Ona żyje, na pewno żyje - szeptałam do siebie chcąc wyrwać się chłopakowi.
Musiałam się przekonać czy ją straciłam, czy to była prawda. Chciałabym zobaczyć jej twarz ostatni raz. Trzymać jej ciało w swoich ramionach i uspokajać szepcząc, że wszystko będzie w porządku, nawet kiedy prawda byłaby zupełnie inna, bo wiem że tracę ją w tej chwili na zawsze. Jednak nie mogłam tego zrobić, gdyż byłam zbyt słaba, by do niej podbiec. Zbyt słaba, by spojrzeć w jej puste oczy, w których już nie zobaczę tej samej iskry, w której nie zobaczę jej duszy, która przecież uleciała, a przede wszystkim nie mogłam się uwolnić od uporczywych ramion oplecionych wokół mojej talii.
Choćbym kopała, szarpała się i krzyczała (co robiłam) to i tak nie zdołałabym się z nich wyplątać. Dławiąc się własnymi łzami po prostu stałam wpatrując się w moją siostrę, mój powód, by codziennie wstawać z uśmiechem i wiedzieć, że ona jest obok. A teraz? To wszystko odebrano mi w ułamku sekundy, tak nagle.
Właściwie ledwie docierało do mnie co się właśnie stało. Byłam w szoku, oszołomiona i przytłoczona tym wszystkim. Musiałam jednak oderwać swój wzrok od dziewczyny, która była dla mnie wszystkim i... I której prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę. Zostałam gwałtownie odwrócona o sto osiemndziesiąt stopni, po czym usłyszałam kolejny strzał, wywołujący u mnie następną falę płaczu.
Osoba podtrzymująca mnie dotychczas pchnęła mnie w przód. Obróciłam głowę, w bok patrząc na scenę rozgrywającą się przede mną. Dostrzegłam jak znana mi osoba, której ufałam podbiega do Ann i sprawdzając jej puls pokręcił głową dając znak, że nie żyje. Wtedy wszystko działo się znacznie szybciej. Znowu ktoś inny dosłownie wziął mnie na ręce i począł gdzieś nieść. Wyrywałam się, szarpałam, krzyczałam jak najgłośniej, ale nic nie działało. W końcu wykończona tym wszystkim, mając po prostu dość, z nadzieją, że gdy się obudzę to wszystko będzie tylko moją wyobraźnią, zasnęłam, a raczej straciłam przytomność.

~~*~~

Niewyobrażalny ból pulsował w mojej głowie. Miałam ochotę strzelić sobie w skroń, by tylko przestało tak okropnie boleć. Z niezwykłą ostrożnością otworzyłam powoli jedno oko, a gdy mi się to udało mozolnie otworzyłam drugie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym leżałam i śmiało mogłam powiedzieć, że to nie był mój pokój. Gdzie ja jestem? Podłożyłam łokcie pod siebie chcąc podnieść się do pozycji siedzącej, ale zaraz opadłam na poduszki jęcząc z okropnego bólu, który przeszył całe moje ciało i niemal w tym momencie wszytko do mnie doszło.
Porwanie, spotkanie z gangiem, to nie było snem, to się działo na prawdę. Westchnęłam, ciężko przymykając oczy. Nie było, aż tak źle, byłam tu z nią.. Kiedy tylko o niej pomyślałam od razu znieruchomiałam. Wspomnienie uderzyło w moją duszę przerywając ją na pół. To wydarzyło się na prawdę. Ona nie żyje, zostawiła mnie z tym kompletnie samą.
- Ronnie? - usłyszałam głos obok siebie i przez chwilę słyszałam w nim barwę jej głosu.
Zacisnęłam oczy, czując pod powiekami piekące, gorące łzy. To nie była Ann, moja Addie. Wzięłam głęboki oddech i przystawiłam dłonie do twarzy, uwalniając łzy, które po chwili ciurkiem spływały po moich skroniach.
- Ronnie, słońce, nawet nie...
- Przestań! - wrzasnęłam podrywając się do pozycji siedzącej. Wpatrywałam się w zdezorientowanego blondyna z czystą furią i rozpaczą. - To wszystko wasza wina! - zamachnęłam się i uderzyłam chłopaka prosto w twarz z otwartej dłoni. - Zrujnowaliście to wszystko! Przez was moja siostra nie żyje!
Krzyczałam na zszokowanego Hemmingsa, biłam go bezradnie po klatce piersiowej, traktując niczym worek treningowy czy rzecz, na której w tej chwili mogłam się wyżyć. Ale to nic nie dawało, jedynie osłabiało mnie. Czułam się jeszcze gorzej, ponieważ z każdą chwilą coraz bardziej docierał do mnie brak Adrianne.
- Veronica, chcieliśmy was chronić. Proszę, zrozum to.
- Nie będę słuchać twoich żałosnych wyjaśnień. To przez ciebie zginęła! Gdyby mnie nie porwali, co też było twoją winą, ona by żyła, rozumiesz?! Byłaby tutaj! To wszystko jest twoją winą! Nienawidzę was całym swoim sercem.
Po tych słowach opadłam z bezsilności na łóżko i przykrywając poduszką twarz zaczęłam krzyczeć ile sił miałam w płucach, lecz zaraz krzyk przerodził się w głośny szloch. Dławiłam się łzami nie chcąc, teraz niczego innego jak śmierci. Straciłam dosłownie wszystko i było to moją winą. To ja miałam zginąć, to mi przykładali pistolet do skroni. To ja miała przyjąć kulę. Czemu jak zawsze musiało stać się inaczej? Moja siostra, moja słodka mała siostrzyczka. Choć była starsza traktowałyśmy się jak bliźniaczki. Nawet rodzice grzechu warci nas tak widzieli jako bliźniaczki, urodzone dokładnie dwa lata po sobie ja z 5 kwietnia ona z 6. Teraz już nie będzie to takie same. Ona odeszła zabierając mnie ze sobą, bo przecież gdzie ona pójdzie tam i ja. Najgorsze jest chyba jednak to, że zabrali jej ciało. Zabrali mi jej ciało, uniemożliwiając mi jej pochowanie.
Nie będę mogła nawet odwiedzać jej na grobie. Cholernym grobie, chociaż miałam nadzieję, że nigdy nawet nie pomyślę tak o Addie. A jednak los chciał tak cholernie mnie skrzywdzić.
Usłyszałam ciche kroki, następnie trzask drzwi. Wyszedł, bez słowa, choć wierzyłam, że zostanie, bo on jedyny z tej całej zasranej paczki chorych ludzi dawał mi odrobinę szczęścia. Miałam nadzieję, że pozwoli mi wtulić się w jego klatkę, ale to moja wina. Powiedziałam, że go nienawidzę; że to wszystko, śmierć mojej ukochanej siostry to jego wina. Nie będę zdziwiona, jeżeli teraz całkowicie się ode mnie odsunie.
Zwinęłam się w kłębek cicho łkając. Straciłam wszystkich, dosłownie wszystkich.
Moją małą Addie, przyjaciela, którego znam od dzieciństwa, teraz Luke'a, któremu zaufałam, a o rodzicach już nie wspomnę. Czułam się opuszczona, samotna, zdradzona przez świat.
Wszystko było mi obojętne, mogłam nawet umrzeć, bo dla kogo niby miałabym teraz żyć? Życie jest nic nie warte, jeśli nie ma się z kim nim dzielić.

_______________________________________
 Witam, kochani!
No to mamy czterdziestkę.. Co. Tu. Się. Stało? 
Czy tylko ja totalnie nie mogę w to uwierzyć, że zabili Adrianne? Jezu, tak bardzo płakałam przy pisaniu tego rozdziału ;-; co teraz będzie z Ver, pozbiera się? Tak mi jej żal, ewwh :c
Najchętniej rozszarpałabym Seana i całą jego durną paczkę, co za gnojki ughh
Ale dobra, trzeba opanować emocje, dużo się tu dzieje
Szczerze? Nie wiem co więcej mam wam napisać.
Może chcecie poznać uczucia bohaterów? Jeśli tak to zakładka "Zapytaj Familię" cały czas funkcjonuje.
No dobra, zwijam się kochani.
Przy okazji życzę wam wesołych świąt i mokrego dyngusa <3
W. 


Hej kochani. :*
Jeśli dotrwaliście aż tutaj to chyba przyda wam się chusteczka. *wręcza pudełko* Ja okropnie ryczałam, przy pisaniu go i szczerze, nie mam pojęcia co będzie dalej. Nie sądziłam, że do tego nas to zaprowadzi, a jednak. Zabiłam sama siebie, brawo Ann zabiłaś siebie samą. *oklaski* No cóż, chyba tak musiało być. Jak odczucia po rozdziale? Mocno chcecie nas zabić? 
Cóż nie mam pojęcia kiedy się pojawi następny, po prostu wyczekujcie go. 
Dziękujemy za komentarze, nawet jeśli było ich tylko 4, również dziękujemy za wyświetlenia! Teraz wskoczyło ich aż 16 tys. Jejku jestem podjarana tą ciągle rosnącą liczbą :) ;3
Więc może do zobaczenia za kilka dni :*
Kochamy was :* 
Buziaki :*





Czytasz? Proszę skomentuj :*

7 komentarzy:

  1. Ekhem,
    no kurde, no laski, no ja Wam coś chyba zaraz zrobię, noo 😭😭😭
    Jak Wy mogłyście to zrobić... No jak?! 😱😱
    Domyślałam się, że będzie taka sytuacja, ale dlaczego tak szybko? 😭
    No kurde, mam ochotę Wam nakopać. Dawać mi tu tyłki, natychmiast! 😡 Własnej dupy nie poznacie, zobaczycie! 😂😠😭
    Dziewczyny, umiecie poruszyć (i zdenerwować 😠), naprawdę.
    No nic, co ja mogę? Nic nie mogę... Tylko czekać na następny.
    Pozdrawiam, smutna Julka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno wam tak?! SMUTNO?! TO WASZA WINA! *wywalam pudełko przez okno, trochę tego żałując bo ryczę* CO TERAZ Z LOU, VEE?! NO CO?! *"szczał" z pistoletu* zabiłabym was xdd ale wtedy nie byłoby nexta. Tak więc czekam... XD / Sky

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurwa....
    Ja myslała, że robocie sobie jaja, ale noo co? Czemu? Zatkało mnie na prawdę i o chuj noo. Czemu tak? Jezu ja chce kolejny już rozdział. Błagam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pierdziele .-. Jak mogłyście .-. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że któraś z dziewczyn zginie .-. Obstawialam Lukeya ale Addie? Jeju nie moge tego przeżyć. Mam nadzieje ze to fake jak w Cieniu z Ashtonem ehh. Nie wiem co sie spodziewac po kolejnym rozdziale ale będę na pewno czytac.
    Eh życzę weny i wesołych świąt ;)
    Nots xoxo

    Ps. Zapraszam do siebie w wolnym czasie www.the-elements-keepers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. o kurcze
    obstawiałąm raczej, że zginie któryś z chłopaków, no i trochę takie zaskoczenie
    ciekawa jestem bardzo, jak to sie dalej potoczy i tego, jak to będzie z pisaniem rozdziałów
    teraz addie będzie pisała z perspektywy każdej innej osoby?
    czekam z niecierpliwością xx

    OdpowiedzUsuń
  6. przeczytałam całe opowiadanie w dwa dni, cudowne Święta ^^ niesamowicie mnie wciągnelo, z niecierpliwoscią czekam na nastepny rodzial
    Mika

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny blog.Dodawaj szybko kolejny rozdzial. Prosze!!! <3

    OdpowiedzUsuń