niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 39 (cz. 2)

*Perspektywa Ashtona*


- Irwin, wstawaj, mamy jeszcze godzinę! - Niemiłosierne walenie w drzwi odbiło się echem o ściany w moim pokoju.
Niewiele spałem prawdę mówiąc, zważywszy na to, że gdy po omówieniu planu wróciliśmy około 6 do domu, nie położyłem się od razu, ponieważ na zmianę pilnowaliśmy, by Ann nie zrobiła sobie niczego głupiego. Dzięki Bogu moja warta trwała najkrócej, ponieważ nie za bardzo pałamy do siebie sympatią, więc najszybciej z nich wszystkich mogłem paść w pierzyny, ale nawet i wtedy nie mogłem spokojnie zasnąć. Przewalałem się z boku na bok ciągle myśląc, co Sean mógł jej już zrobić. Na prawdę irytowała mnie zaistniała sytuacja, gdyż wcześniej tak się nie zachowywałem, a przynajmniej nie po śmierci Hope. Dlatego też starałem się jak mogłem, by przestać o tym myśleć i w spokoju pójść spać, żeby jutro nie zasnąć na akcji, więc w końcu udało mi się to zrobić i jak widać spałem sobie smacznie 6 godzin zanim bałwan Mike mnie nie obudził. Mozolnie podniosłem się z materaca stając na miękkim dywanie, od razu udałem się po czyste ciuchy i nucąc sobie jakąś piosenkę pod nosem poszedłem pod prysznic, który trwał bardzo krótko, ale dzięki niemu mogłem bardziej się obudzić.
Ubrałem się i spojrzałem w lustro. Wory pod oczami, zmęczenie i mokre włosy. Przydałoby się też ogolić, jednak na to nie ma czasu. Westchnąłem głęboko i ręcznikiem susząc moje przydługawe włosy wszedłem z powrotem do pokoju. Do kieszeni spodni jak zawsze trafił mój scyzoryk, z którym nigdy się nie rozstawałem, a za pasek spluwa. Buty, które zrzuciłem dopiero w swoim pokoju założyłem ponownie i skierowałem się w stronę kuchni, bo mój żołądek dawał o sobie znać. I to bardzo. Chwyciłem pierwsze lepsze produkty i na szybko zrobiłem kanapki, pochłaniając je w kilka minut.
- Ile mamy czasu, Clifford? - zapytałem, gdy Michael wchodził do kuchni.
- Właściwie powinniśmy się już zbierać, Irwin - prychnął. - Przy okazji wypij jakąś kawę czy energetyka bo wyglądasz jak gówno - uśmiechnął się ironicznie i wyszedł.
Wywróciłem mimowolnie oczami, ale jednak chwyciłem niewielką puszkę, bo na kawę nie było czasu i skierowałem się do garażu, gdzie było już kilka osób. Usiadłem na masce Hope i otworzyłem napój.
- Niall, Caroline, Hanna i Luke zostają w domu - chrząknął Louis.
- Niech Horan zadba o kamery najlepiej, a Han zajmie się Hemmingsem, biedak w depresję chyba wpadł - pokiwałem głową na boki, po czym opróżniłem puszkę, stawiając ją na stoliku. - Jedziemy?
Nie słysząc odpowiedzi wsiadłem do Dodge'a. Dzisiaj, zważywszy na okoliczności zabraliśmy mniej aut, więc na miejsce pasażera wsiadł Michael, a do tyłu Cal z Rose. Odpaliłem silnik i wyjechałem zaraz za Tomlinsonem.
- Czy tylko ja mam złe przeczucia co do tego? - Po dłuższej chwili ciszy odezwała się Rose, która co chwila wyjmowała i wkładała z powrotem magazynek w swoim pistolecie.
- Wszystko będzie dobrze, skarbie - odpowiedział jej twardo, ale z troską Cal układając dłoń na jej rękach, tym samym uniemożliwiając jej dalszych działań.
- Nie jestem tego taka pewna. Coś pójdzie nie tak, czuję to.
- Jakbym słyszał Caroline dziś rano. - Siedzący obok mnie Michael obrócił się w kierunku pary. - To samo mi powiedziała.
- I tak będzie. To jest zbyt łatwe, za szybko się nam podłożyli.
Spojrzałem w lusterko słysząc jak głos jej się załamuje. Czy ona na prawdę uważa, że coś może pójść nie tak? Cholera, sam nie byłem co do tego pewien, ale ktoś musiał mieć wyjebane, prawda?
- Bądźmy dobrej myśli - odezwał się w końcu Hood przerywając tą grobową atmosferę, po czym złapał twarz swojej dziewczyny w dłonie składając na jej czole lekkiego całusa. - Rose, będzie dobrze.
- Nirvana na rozluźnienie atmosfery? - Mike zaśmiał się jakby niezręcznie i wymienił kasety z nagraniami.
Zaraz z głośników poleciało Lithium. Uśmiechnąłem się pod nosem wystukując palcami o kierownicę rytm piosenki. Każdy z nas zna takie zespoły jak Nirvana, Green Day czy Blink-182, bo prawie wszyscy uwielbiamy taką muzykę. Nie licząc Rose, Car i Perrie. One za tym nie przepadają, sam nie wiem dlaczego.
Ściszyłem radio, gdy usłyszałem dzwonek telefonu, jednak nie mojego. To była komórka Mike'a. Czerwonowłosy odebrał, przykładając aparat do ucha.
- No co tam? Mhm, dobra, przekażę. Cal, nie ma problemu, wszystko pójdzie jak po maśle - zapewnił najstarszego Tomlinsona, gestykulując przy tym ręką, chociaż wiedział, że i tak Caleb tego nie widzi. - Luz, damy radę. Jesteśmy zgraną ekipą - uśmiechnął się szeroko ukazując białe zęby, po czym rozłączył się. - Masz zaparkować blisko i tak, żeby było wygodnie, szybko wyjechać, gdyby coś poszło nie tak.
Przytaknąłem. Jakieś pół kilometra przed nami ujrzałem magazyn i starą kamienicę.
- Rose, od razu idziesz na dach, ale uważaj na siebie - spojrzałem w lusterko na zaniepokojoną dziewczynę.
- Jasne, dzięki Ash.
No tak, rzadko się zdarzało, by takie słowa wychodziły z moich ust, ale to na prawdę niebezpieczna i poważna sprawa. Poza tym to praktycznie moja rodzina, martwię się o nich wszystkich.
Chłopcy zaraz również ruszyli w kierunku budynków na swoje miejsca za to ja na spokojnie podrzucając kluczyki skierowałem się do Tomlinsonów, Hazzy i gwiazdeczki O'Connor. Było po niej widać, że ogromnie się stresuje, ale próbowała to ukryć jednocześnie odwracając swoje myśli od tego wszystkiego rozmawiając z Calebem, z czego Louis nie był zadowolony. No śmiać mi się chciało, ale jednocześnie było mi go szkoda, widząc zazdrość i ból w jego oczach, gdy odpychała go od siebie za każdym razem, kiedy chciał choć trochę się do niej dostać. Westchnąłem tylko stając obok nich i spoglądając co chwila na zegarek. Jeszcze dwie minuty. Sean zawsze przychodzi równo o ustalonych godzinach. Nigdy wcześniej, nigdy później.
Trochę takie dziwne, ale ten pojeb cały był powalony, więc bym się nie zdziwił, gdyby nawet na sranie miał wyznaczone pory i czas.
- Pamiętasz wszytko dokładnie? - Louis po raz kolejny próbował nawiązać z Adrianne jakiś kontakt i tym razem się udało. Przerwała rozmowę i spojrzała na Tommo.
- Tak, wszystko powtarzaliście mi po tysiąc razy, pamiętam - kiwnęła głową machając jednocześnie dyskietką przed jego oczami.
- W razie gdyby czegoś próbował... - zaczął.
- Tak wiem.. mam od razy uciekać do baraków, gdzie będzie Liam, rozumiem, dam sobie radę, jestem dużą dziewczynką.
- Nie wątpię. - Tym razem to ja się odezwałem i zadziwiając nie tylko siebie podszedłem do niej, i wkładając dłoń do lewej kieszeni wyciągnąłem z niego scyzoryk, który zaraz podałem jej.
- Co... Po co? - Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i skonsternowaniem.
- Weź. Jesteś w tym dobra, a w razie czego wykorzystasz umiejętności - westchnąłem.
Dłuższy czas się wahała, chyba dlatego, że był to nóż, którym wielokrotnie skrzywdziłem jej siostrę i ją, jednak w końcu przyjęła go i z grymasem na twarzy schowała w kieszeni.
Spojrzałem na zegarek i prawie się przeraziłem, gdy usłyszałem pisk opon. Wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić. Wnet moim oczom ukazał się sam Sean Parker, człowiek, którego nienawidziłem z całego serca i gdybym mógł, to w tej chwilu odstrzeliłbym mu jaja i wepchnął do gardła.
Stał tak po prostu z założonymi rękami na klatce i przypatrywał się Adrianne, a za nim, za pewne uzbrojeni po zęby, jego ludzie.
- Dawno się nie widzieliśmy - prychnął. - Wasz słodki blondynek jeszcze żyje?
Co za skurwysyn. Wiem, że robi to specjalnie, jebany prowokant. Ledwie się powstrzymywałem od wyciągnięcia pistoletu i strzelenia mu między oczy. Byłby święty spokój, chociaż konsekwencje mogłyby być ogromne.
- Dość biadolenia, Parker. Gdzie dziewczyna? - odezwał się jak zawsze spokojny Louis.
- Jest tutaj - odwrócił głowę, kiwając nią do jednego z jego przydupasów, który na zawołanie skierował się za magazyn. - Co z dyskietką?
Adrianne spojrzała na Tomlinsona przez ramię, ten kiwnął głową, więc brunetka uniosła przedmiot na wysokość swoich oczu, a Seanowi aż się oczy zaświeciły. Ten parszywy uśmiech zagrał na jego ustach, gdy usłyszeliśmy krzyk. To była Veronica, jestem pewny.
- Przynieś mi go - zażądał wyciągając przed siebie rękę.
- Najpierw chcę siostrę! - krzyknęła Adrianne w odpowiedzi.
- O nie, kochaniutka, będzie na moich zasadach. Dopiero, gdy dostanę dyskietkę, ty zobaczysz siostrę - ryknął robiąc się czerwony ze złości, brakowało żeby jeszcze tupnął nogą, a byłby prawdziwym bachorem!
Przyglądałem się jak dziewczyna powoli idzie w kierunku tego idioty, który z każdym jej krokiem uśmiechał się coraz szerzej.
- Teraz chcę zobaczyć siostrę - syknęła dosyć ostro, kiedy z wahaniem oddała mu plastikowy przedmiot.
Ten tylko uniósł dłoń dając swoim ludziom jakoś dziwny znak i zaraz mogliśmy ujrzeć Veronicę ciągniętą przez jakiegoś bydlaka.
- O mój Boże. - Mimowolnie te słowa opuściły moje usta, gdy zobaczyłem w jakim opłakanym stanie była. Posiniaczona twarz, krwiaki na policzkach, potargane ciuchy. Jednym słowem wyglądała okropnie.
- Coś ty jej zrobił?! - krzyknęła Ann chcąc do niej podejść, lecz Parker pchnął ją do tyłu przez co delikatnie się zachwiała.
Co jest kurwa! Przecież dostał dyskietkę!
- Co jest do cholery! Była umowa!
- Powiedziałem, że ją zobaczysz, a nie że wam ją oddam... Chociaż oddam wam, ale jej zwłoki.
Tego już za wiele. Louis dyskretnie już powiadomił resztę, by wychodzili i kiedy jakiś idiota miał wyciągać broń by strzelić do zielonookiej sam padł na ziemię od strzału prosto w skroń. Dobra robota, Rose. Teraz już nawet nikt się nie zastanawiał co robić, gdyż powstało niezłe zamieszanie. Nie czekając ani chwili ruszyłem na przód, wymierzając kolejne strzały, by dostać się do Veronici.
Kolejne ciała padały od naszych kul, lecz Sean miał przewagę liczebną, było ich sporo więcej, mimo iż nie było ich widać zbytnio to byli poukrywani za samochodami, ścianami czy innymi większymi przedmiotami. Zaś Parker w ogóle gdzieś zwiał, bo nie mogłem odnaleźć go wzrokiem. Ja, chyba jedyny szedłem bez żadnej osłony, chociaż szybko, zwinnie i z pomocą niezawodnych przyjaciół oraz mojego pistoletu. Jedyne na czym się skupiłem - a przynajmniej starałem, bo cały zgiełk, wystrzały i krzyki mi na to nie zbyt pozwalały - to szarpiąca się brunetka w ramionach jakiegoś kutasa. Miałem ochotę go po prostu rozszarpać, gdy widziałem jak miażdżył jej drobne ciało lub uderzał nią o ścianę, a jej głowa odbijała się od niej jak piłka. Traciła siły. Uniosłem wyżej broń celując w tego faceta. Bogu dzięki moje umiejętności ze mną zostały i podarowałem mu kulkę prosto w skroń. Zaś sam zakląłem głośno, gdy zostałem postrzelony w okolicy żeber. Podbiegłem do dziewczyny, która zatykając swoje usta stała nieruchomo i patrzyła na martwego człowieka leżącego pod jej stopami. Bez wahania zabrałem stamtąd łkającą brunetkę, chroniąc ją własnym ciałem. Jednak oboje nagle stanęliśmy, słysząc krótki krzyk i ustające strzały. Cały amok zupełnie zniknął, a na polu zapanowała głucha cisza.


________________________________________________

Wohohow! Co tu się dzieje?!
15 tysięcy wyświetleń nam wybiło na blogu skarby! Właśnie z tej okazji wrzucamy rozdział ^^ jestem (a raczej jesteśmy) wam mega wdzięczne, że po prostu jesteście. Wow, to dla mnie niesamowite *-*Poza tym dziękujemy wam z całego serca, że głosujecie na nas w sondzie na Blog Miesiąca: Luty! Póki co prowadzimy i jest to dla nas ogromne (oczywiście pozytywne) zaskoczenie.
No cóż, co do rozdziału to #załamka w sensie to co się dzieje, Boże.
W ogóle co myślicie o nowych bohaterach? Jak wam się podoba Dylan i Sean?
Okey, nie chcę wam przynudzać, więc ostatnia rzecz. Mianowicie TWITTER!
Niewiele z was używa hasztagu #ShowMeRealityFF na twitterze, a szkoda ;c
Z boku na blogu macie taku button z możliwością tweetnięcia od razu z hasztegiem, polecam hyhy.
A teraz uciekam pisać rozdział x3
Do następnego kochani! :*
W.



Witajcie kochani! 
Jezu, rano wchodzę na bloggera a tu już ponad 15 tys wyświetleń. Jak wy to zrobiliście w przeciągu 5 dni ponad tysiąc. Jezu jesteście niesamowici na prawdę.
Poza tym dziękujemy wam też z całego serca za głosy na nas jesteście cudowni. Nadal możecie głosować ankieta jest na pasu bocznym, jeśli ktoś z was tego nie zrobił, pamiętajcie, że liczy się od urządzenia, nie osoby xD :) 
Dziękujemy również za obecność na urodzinach bloga, choć była ona znikoma to i tak dziękujemy :*
A co do rozdziału jak wam się podoba? Trochę się poodwalało nie? Co myślicie, co się stało?
Jakieś teorie? Pomysły? 
Hmm co wam tu jeszcze powiedzieć. Oh możecie pytać naszych bohaterów, oraz wysyłać nam prace :) 
A więc do kolejnego miśki :*
Buziaki :* 
A.




Jeśli czytasz proszę skomentuj 

4 komentarze:

  1. Co jest?
    Dlaczego urwałyście w takim momencie?!
    Rozdział wspaniały *.* i już nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooo, genialny rozdział dziewczyny. Ta akcja była genialna! Czekam na kolejny rozdział, bo na pewno będzie genialny tak jak zawsze :*
    Gratulacje wyniku kochane <3
    Buziaczki :****

    OdpowiedzUsuń
  3. MÓWIŁAM MÓWIŁAM RAMBO XDDDDD. Najlepszy *.* liczę na szybkiego nexta / Sky

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego tak zrobiłaś? CO SIĘ DZIEJE??????? Proszę Cię dawaj następny.

    OdpowiedzUsuń