wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 39 (cz. 1)

*Perspektywa Ashtona*

Chodziłem w tą i z powrotem po pokoju ciągnąc co chwila za końcówki włosów. Byłem tak nieziemsko na siebie wkurzony. Boże. Miałem ochotę roznieść wszystkich i wszystko co stanęło by mi na drodze. Jebany dzień. Nie mam jej jebane dwadzieścia cztery godziny, a ja zachowuję się jakbym postradał zmysły, zresztą nie tylko ja. Adrianne zamknęła się w pokoiku treningowym i rozwalała o ścianę możliwie wszystkie szklane rzeczy ze schowka, które miały iść na złom. Cóż bynajmniej znalazły zastosowanie. Słychać było co chwile jej wrzaski i szlochy, ale nikt nawet nie miał zamiaru tam do niej schodzić, bynajmniej nie bez tarczy albo zbroi, bo groziło to dostaniem nożem, a cel ma niezły, mogłem się przekonać już nie raz. Współczułem jej, co prawda sam się sobie dziwiłem, ale zapewne bym się podobnie zachowywał, gdyby chodziło o moją Hope. Widziałem w jej oczach jak bardzo chciała nam pomóc w odnalezieniu jej i jak bardzo chciała skrzywdzić ludzi, którzy ją porwali, ale Tommo i Caleb jej nie pozwalali, sam też byłem temu przeciwny jeszcze tego nam brakowało, żeby starsza ucierpiała albo co grosza straciła życie.
- Ile to będzie trwało? - Warknąłem w przestrzeń sądząc, iż mnie nikt nie słyszy, jednak byłem w błędzie, ponieważ z ciemności doszedł mnie głos.
- Liam niedługo ją znajdzie - poznałem tą delikatną barwę głosu należącą do Rose, szczerze, nie znałem za bardzo tej dziewczyny, ale wiedziałem, że nie jest taką suką jak Perrie i Calum na prawdę ją kocha, a to było dla mnie najważniejsze - ich szczęście.
- Miejmy nadzieję - mruknąłem.
Opadłem na kanapę czując, że jestem na granicy rozsądku i szaleństwa. Nie wiem dlaczego się tak zachowywałem, ale nie panowałem nad sobą w żadnym calu. Opanowała mnie wściekłość, strach, niepewność i chore uczucie, którego nie zaznałem od dwóch lat - troska i zmartwienie. Nigdy nie troszczyłem się o kogoś tak jak o Hope. Była dla mnie wszystkim i wiem przez co przechodzi teraz Adrianne, bo sam przeżywałem podobne rzeczy, już nie mówiąc o jej śmierci. Nie jeden raz chciałem iść do O'Connor i z nią porozmawiać, ale w ostatniej chwili się wycofywałem, bo... To nie ja. Takie posunięcie nie byłoby w moim stylu, nie umiałbym tam po prostu wejść, usiąść z nią przy ścianie i pocieszyć. W żadnym wypadku, nawet jeśli bym tego chciał. Przyzwyczaiłem się do tego jak inni mnie postrzegali i jaki się stałem, szczerze nie chciałem się nawet zmieniać, w ten sposób staję się samowystarczalny, bo nie muszę się o nikogo martwić. Tylko, że w tym momencie sam sobie przeczę, jestem przerażony i zmartwiony, tym co mogli już jej zrobić. Tak bardzo, żałuję tego co jej powiedziałem. Kurwa nawet już nie myślę jak ja. Sam siebie nie poznaję! Ale tak wkurza mnie to, że nie wyjaśniłem jej tego, że dałem jej odejść z Hemmingsem! Jakby nie ja, wcale by nie musieli wychodzić, Luke, nie wyciągałby ją na miasto, Veronica nie płakałaby przez to jakim dupkiem jestem, a najważniejsze, byłaby bezpieczna ze swoją siostrą.
- Ashton - odezwała się znowu dziewczyna. Próbowałem odszukać ją wzrokiem, ale było zbyt ciemno, więc nie siląc się na kolejne próby, po prostu mruknąłem by kontynuowała.
- Nie martw się o nią, wszystko będzie dobrze - szepnęła, a ja miałem ochotę się zaśmiać na jej optymizm.
- Wcale się nie martwię - wywróciłem oczami, chociaż zdawałem sobie sprawę, że dziewczyna tego nie widzi. Rose westchnęła tylko zrezygnowana i czułem, że zaraz coś powie, więc sam otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy kolejny przeraźliwy wrzask i odgłosy tłuczonego przedmiotu, co oznaczało, że Adrianne nadal wyżywa się w piwnicy. Miejmy nadzieję, ze jeszcze sobie nic nie zrobiła.
- Ona widzi w tobie dobro Ashton i nawet ja wyczuwam, że okłamujesz samego siebie w tym momencie - powiedziała dobitnie, po czym czułem jak wychodzi z salonu zostawiając mnie zupełnie skołowanego.
 Podparłem się łokciami o kolana i schowałem twarz w dłoniach. To prawda? Ta niziutka brunetka o wiercących dziurę w duszy, kocich oczach widzi we mnie jakieś dobro? Ale Rose ma rację. Okłamuję samego siebie, ją, wszystkich wokół. Na prawdę, cholernie się o nią martwię. Choć to zmartwienie prawdopodobnie jest z takiego powodu, że jeśli ona zginie... Zginiemy i my. Z rąk Briana, kiedy się o tym dowie.
Z jękiem pociągnąłem za swoje włosy, po czym bez zastanowienia zerwałem się z kanapy i podążyłem do kuchni. Z lodówki wyjąłem butelkę piwa. Nie chciałem się schlać, a jedynie... Odprężyć.
Zapalając światło w salonie opadłem ponownie na kanapę i włączyłem telewizor. Mógłbym do woli sączyć piwo przeskakując po kanałach, ale nie, dlaczego miałbym mieć choć chwilę spokoju? Kilka osób zebrało się w salonie, mianowicie Louis, Harry i Kate.
- Trzeba coś z tym zrobić. Nie możemy siedzieć bezczynnie i zastanawiać się czy Liam ją w końcu znajdzie - burknęła Kathrin, krzyżując ramiona pod biustem.
- Jak mamy zamiar to zrobić? - Mruknąłem.
Wziąwszy kolejnego łyka patrzyłem na konsternację w oczach całej trójki. Żadne z nich nie miało pomysłu. Trwaliśmy w głuchej ciszy, którą przerywał jedynie telewizor, dopóki wszyscy nie usłyszeliśmy strzału na zewnątrz. Każdy z nas zerwał się z miejsca i w gotowości z bronią w ręku wybiegł przed dom, osłaniając się nawzajem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ubrana na czarno postać stojąca tak po prostu na naszym podjeździe. Wywarczałem pod nosem wiązankę przekleństw mając nadzieję, że nie będę musiał używać tego pistoletu.
- Czego chcesz? - Warknął Louis będąc trochę bardziej wysunięty od nas, ja natomiast razem z Harrym nadal celowaliśmy w intruza.
- Myślę, że odłożycie grzecznie broń, jeśli powiem wam, że przychodzę od Parkera.
- Ha! - Ryknąłem z pogardą przeładowując przy tym broń. - Tym bardziej mam ochotę wsadzić ci cały magazynek w łeb!
- Sądzę, że nadal chcesz mnie wysłuchać jeśli chodzi o tą małą - rzekł i mimo, iż nie widziałem jego mordy to wyczuwałem, że szczerzy się jak idiota, przez co złość we mnie narastała, ale niestety musiałem się sterować, by uzyskać, jakieś informacje.
- Oby to było coś bardzo ważnego - odezwała się Kate, ni stąd, ni zowąd stając  koło swojego chłopaka. 

- Wiem, że macie coś co nas bardzo interesuje. Mianowicie małą dyskietkę. Chyba wiecie o czym mówię. Prawda? - Zawiesił się na moment, jakby chciał sprawdzić nasze reakcje, ale niczego takiego nie dostał, więc dalej zaczął pierdolić. - Sean proponuje wymianę. Suka, za dyskietkę. 
- Ha chyba na łeb upadł ten skurwiel - ryknąłem wściekły, przerywając mu, lecz ten jakby nie zwracając na mnie uwagi dalej dopowiedział jedną rzecz, którą zamurował wszystkich.
- Inaczej młoda zginie. 

Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić, miałem ochotę, rzucić się na tego bydlaka i udusić go własnymi rękoma, ale powstrzymywał mnie fakt, że jeśli bym go zabił, Parker nie darował by nam tego i tylko pogorszyło by to sytuację Veronicy. Kurwa mać. Znaleźliśmy się w kropce, co teraz niby mieliśmy zrobić? Odpowiedź przyszła jak z grom jasnego nieba, gdyż chłopak krzyknął niemiłosiernie głośno, jakby ktoś go uderzył, a może i nawet postrzelił, tyle, że nie było słychać, żadnego strzału, więc o co chodzi?
- Ann proszę Cię wróć do domu - usłyszałem wrzaski z boku i już wiedziałem czemu posłaniec tak się wydzierał. Zaraz koło mnie przebiegła postać i zaraz za nią kolejna, więc i my ruszyliśmy za nimi. - Adrianne zostaw go, to nic nie da - mówił Mike próbując przemówić jej jakoś do rozumu, ale to nic nie dało. Ktoś wyjął latarkę, skierowując światło na dziewczynę klęczącą przy leżącym chłoptasiu od Sean'a, a następnie chwyciła tkwiący w jego udzie nóż i wbiła go mocniej, powodując kolejny jego krzyk.

- Zróbcie jej krzywdę, a następnym razem nie będzie to tylko udo, rozumiesz? - Ryknęła wyciągając ostrze, by wbić je ponownie. Byłem zszokowany tym co zobaczyłem, bo myślałem, że tylko ja tak potrafię, ale jednak, dużo jeszcze nie wiem, o tym dość dziwnym rodzeństwie.
 Wreszcie ktoś podbiegł do niej i odciągnął siłą od chłopaka, wijącego się z bólu na ziemi. Brunetka szarpała się i krzyczała, że ten cały Sean ma ją zostawić w spokoju. Dziewczyna zniknęła za drzwiami domu, a ja odwróciłem wzrok z powrotem na faceta, chociaż nie wiem czy w tej chwili mogłem go nazwać facetem.
- Czas i miejsce, cioto - wysyczałem, patrząc na niego z czystą pogardą.
- Jutro o 18, przy starych garażach - wydukał, ściskając się za nogę.
- Świetnie, a teraz grzecznie stąd spierdalasz albo ja uszkodzę ci drugą.
Posłaniec Parkera podniósł dupę z naszego trawnika i kuśtykając czym prędzej dosłownie stąd zwiał, chyba wiedząc, że nie żartuję i jestem w stanie to zrobić bez wahania.
Splunąłem na ziemię, schowałem broń i z dłońmi w kieszeniach skierowałem się ku drzwiom wejściowym. Nogi poniosły mnie do pracowni, w której siedział Liam i Niall. Przechodząc obok salonu zauważyłem w nim Caluma i Michaela z ich dziewczynami. Cała czwórka okrążyła Adrianne siedzącą na kanapie. Płakała, cała się trzęsła. Westchnąłem zrezygnowany i wszedłem do pomieszczenia.
- Do salonu, teraz - mruknąłem, a sam skierowałem się do pokoju Luke'a.
Hemmings siedział w nim bez przerwy odkąd Veronicę porwali. Szczerze trochę mu współczułem, obwiniał się za to co się stało. Bez pukania wszedłem do jego azylu, zamykając za sobą bezszelestnie drzwi. Blondyn siedział z twarzą w dłoniach, zgarbiony na łóżku.
- Nie wierzę, że na to pozwoliłem; że ją upiłem; że dałem się tak wykiwać; że ją porwali i teraz może być już mar...
- Przestań! - Wrzasnąłem. - Nie jest martwa, jasne?! Tak, to twoja wina, bo to co zrobiłeś było kurewsko bezmyślne, ale teraz zamiast się nad sobą użalać, do jasnej cholery rusz się i pomóż nam jej szukać - warknąłem. - Czekamy w salonie. - I wyszedłem, trzaskając drzwiami. 
Oczywiście, gdy tylko znalazłem się w salonie przystanąłem w progu i opierając się o ścianę przysłuchiwałem się rozmowom dziewczyn. 
- Wiesz jakie to było lekkomyślne z twojej strony? - Car jak zawsze lekko dramatyzowała, ale ktoś w końcu musiał przejmować się nad wyraz, by inni mogli mieć to w czterech literach.
- Wiesz, gdzie to w tej chwili mam? - Syknęła brunetka trochę łamliwym głosem.
- Ogarnij się dziewczyno! - Wrzasnął Calum siadając na kanapie naprzeciwko.
- Skończcie z tą udawaną troską, możecie ją sobie wsadzić..
- Ann... - zaczął Louis podchodząc do niej, lecz ta podkuliła nogi odsuwając się od niego.
- Skończ Lou, po prostu zajmijcie się sobą i odnalezieniem mojej siostry - szepnęła patrząc mu w oczy - To jest teraz priorytetem.
- Adrianne, proszę. - Caroline ścisnęła jej dłoń, kiedy ta zacisnęła oczy nie odzywając się już ani słowem, dlatego stwierdziłem, że mogę w końcu wkroczyć do pokoju. zrobiłem kilka kroków do przodu stając za brunetką.
- Jestem pod wrażeniem - odezwałem się w końcu zwracając na siebie uwagę. Adrianne również podążyła za mną wzrokiem marszcząc przy tym delikatnie brwi.
- Jeśli masz zamiar mnie obrazić to sobie odpuść, nie mam ochoty się z tobą użerać.
- Nie to chciałem powiedzieć, chociaż kusząca to propozycja - uśmiechnąłem się zadziornie, ale zaraz spoważniałem. - Nie wiedziałem, że masz takie dobre oko w posługiwaniu się nożem.
- Nie rozumiem - spojrzała na mnie niczym na idiotę, cóż właśnie go z siebie robiłem, mówiąc to co prawdopodobnie od wielu lat nie wypłynęło z moich ust, mianowicie pochwałę.
- Mówię o nożu i o rzucie, trafiłaś perfekcyjnie tam gdzie chciałaś, na dodatek było wokół ciemno.
Brunetka jedynie wzruszyła ramionami zwieszając głowę. Czyli jednak coś w tym jest. Ciekawe tylko skąd posiada takie umiejętności. Westchnąłem ciężko, podpierając się o oparcie kanapy.
W końcu w salonie pojawił się Luke, na którego wszyscy czekaliśmy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, wszyscy byli obecni, jednak widok Perrie działał mi na nerwy. Ta jej wkurwiająca mina pogardy, aż miałem ochotę po prostu dać jej w twarz i wyrzucić z domu. Tak, mam słabe nerwy, a ona doprowadza mnie do szału.
- No więc? Nie możemy tak bezczynnie siedzieć i czekać do jutra - wymamrotał Tomlinson.
- Jedźmy do naszego magazynu - rzuciłem, przeciągając kciukiem po dolnej wardze.
- Po co?
Wzruszyłem ramionami.
- Lepsze miejsce na takie rozmyślania. Poza tym - wskazałem palcem na siedzącą przede mną O'Connor. - Musi się oderwać od tego mieszkania, a przede wszystkim piwnicy, bo coś sobie zrobi - zaśmiałem się, a brązowooka podniosła głowę, piorunując mnie spojrzeniem.
- No dobra, jedźmy. Liam, weź dyskietkę - mruknął Harry, podniósł się z kanapy i skierował ku wyjściu.
Bez zbędnego myślenia także to zrobiłem. Założyłem nieco znoszone buty i podrzucając w dłoni kluczyki, wszedłem do garażu. Usiadłem na miejscu kierowcy, patrząc tym razem na pusty fotel obok mnie. To było wręcz dziwne uczucie, gdy nie znajdowała się na nim irytująca, zielonooka dziewczyna o długich włosach i przeszywającym spojrzeniu. Brakowało mi tych żałosnych, zabawnych kłótni, w których ona się obrażała, a ja ledwie powstrzymywałem się od parsknięcia śmiechem.
Odpaliłem papierosa i otwierając okno wyjechałem z garażu. Pożądnie się zaciągnąwszy włączyłem radio, a z głośników poleciał oczywiście jeden z kawałków Green Day. Nie wyciągałem płyty z odtwarzacza, kiedy ostatni raz jechałem z nią wtedy na ten zasrany bal. Gdyby nie to wszystko, teraz byłaby, do jasnej cholery tutaj, bezpieczna. Chociaż... Nie, nie byłaby bezpieczna będąc w moim otoczeniu. Sam w sobie jestem zagrożeniem, na co niestety nie zaradzę. Wiele osób się już na tym przejechało i nie zamierzałem się jakoś specjalnie smucić z tego powodu, trudno się mówi i tyle. Wywróciłem oczami ponownie skupiając się tylko i wyłącznie na drodze. Lampy już przestawały świecić, gdyż nad horyzontem pomału zaczęło piąć się słońce oświetlając jezdnię i panoramę Londynu, niestety długo się nie nacieszyłem tym widokiem, gdyż skręciłem w odpowiednią uliczkę, a potem wjechałem do naszego garażu podziemnego. Wyszedłem z auta rozglądając się na boki by dostrzec gapiącą się na mnie Caroline.
- Co jest Car?  - kiwnąłem na nią głową, dając do zrozumienia, żeby się streszczała.
- Pezz jest - syknęła wzdychając ciężko.
- Co ta loszka znowu zrobiła - ryknąłem podchodząc bliżej do brunetki.
- Znowu się rzuca o wszystko, tak, że Ann wyszła do tego magazynu obok, wiesz tam skąd przyszły siostry tego dnia - przerwała patrząc na mnie z dystansem jak by nie wiedziała jak mogę na to zareagować, cóż sam nie byłem pewien, ale w końcu wzruszyłem ramionami mamrocząc pod nosem ciche "tym lepiej".
- Lou taki zadowolony nie był, ale Caleb jak zawsze go powstrzymał - wyjaśniła z lekkim grymasem na twarzy.
- Dobra, świetnie. Możemy już zacząć coś robić? - Westchnąłem sfrustrowany i zmęczony. Nie wiem która godzina, ale powieki mi leciały w dół, więc wróciłem się do samochodu i wyciągnąłem z miejsca pod fotelem puszkę energizera. Z charakterystycznym dźwiękiem otworzyłem ją i praktycznie duszkiem opróżniłem, kierując się do głównego pomieszczenia, w którym byli wszyscy... Prócz Adrianne. Usiadłem na starej, połatanej kanapie, patrząc na podłamanego Luke'a skulonego, zgarbionego na krześle obrotowym. Żal mi było chłopaka, chyba się do niej przywiązał i... No cóż, to nadal mój wkurzający, młodszy przyjaciel, a raczej brat, prawda?
- Więc jakieś pomysły? - Zapytał młodszy Tomlinson.
- Na początek dyskietka. Odgrywa chyba najważniejszą rolę w "wymianie" - odparł mu starszy brat.
- Prawda. Więc... Co z nią zrobimy?
- To takie banalne. Damy mu inną - westchnął Liam. Wszyscy spojrzeliśmy na niego wyczekująco, więc kontynuował. - Chodzi mi o to, że damy mu identyczną dyskietkę, ale pustą. Bez nazwisk.
- I co? Kiedy ją sprawdzi nie będzie zadowolony - warknąłem.
- Ja myślę... - zaczął Horan - że możemy dać mu prawdziwą dyskietkę. Musimy jedynie wymazać stamtąd nasze nazwiska - wzruszył ramionami.
- No to kto jest za fałszywką, a kto za wymazaniem? - odezwał się ponownie Louis.
- Wymazanie będzie najlepszym rozwiązaniem, przecież Adrianne ma mu ją przynieść osobiście, jeśli odkryje, że coś jest nie tak, zabije je obie. - Po dłuższej chwili ciszy odezwała się opierająca o stół Rose, która śledziła dokładnie mapę na stole. 
- Też tak uważam, za dużo byśmy ryzykowali, gdybyśmy dali mu pustą. - Również przytaknąłem, zgadzając się całkowicie z dziewczyną.
- No to postanowione - klasnął w dłonie Louis podnosząc się z kanapy i podchodząc do panelu z mapą wskazał na coś palcem. - W tym miejscu ma dojść do wymiany. - podniósł wzrok lustrując każdego w pomieszczeniu.  - Gdy tylko odzyskamy Veronicę, Kate ty razem z Harrym zabierzesz je najlepiej od razu do domu. - Spojrzał na parę, która tylko skinęła głową, więc przeniósł wzrok na Mike'a, Zayna, Perrie i Caluma. -  Kiedy obie siostry będą bezpieczne, wyjdziecie z magazynów, o w tym miejscu - wskazał na jedno z wyjść. - Przez co otoczymy ich ze wszystkich stron.

- Nie będę się dla nich narażać - parsknęła Parrie wstając z kolan Zayna, więc i ja to uczyniłem tylko nieco bardziej gwałtowniej. 
- Zamknij się już kurwa! Usiądź i zamknij pysk, bo ci go odstrzelę!
Blondyna już miała coś mówić, bo otworzyła usta, które teraz chętnie bym zaszył, lecz jej chłopak na to Bogu dzięki nie pozwolił i posadził ją na swoich kolanach. Ja też usiadłem. Zayn szepnął coś na ucho Edwards, a ta jedynie wlepiła swój nienawistny wzrok we mnie. Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, jednak dała sobie spokój i spuściła głowę, wtulając się w tors Malika. Mam tak straszną ochotę jej coś zrobić i z trudem się powstrzymuję. Odwróciłem wzrok na mapę, było na niej zakreślone kilka miejsc czerwonym markerem.
- Idę z wami - powiedziałem, gdy Louis przeniósł na mnie spojrzenie i już miał coś mówić.
Chyba nie chcąc się ze mną kłócić westchnął zrezygnowany i pokiwał głową. Świetnie, poszło jak po maśle. Nie mam zamiaru stamtąd wychodzić, jeśli miałaby ominąć mnie okazja zabicia tego sukinsyna? Nie ma szans, to byłoby najwspanialsze uczucie na ziemi, przysięgam. Patrzeć jak Parker plując krwią pada na brudny beton... Byłby koniec z tym kutasem raz na zawsze. Mam nadzieję, że tak się stanie.


__________________________
To ostatni rozdział na dziś, pozostało nam jedynie drobne coś wysłane nam na maila.
Nadal piszcie pod hasztagiem #ShowMeRealityFF ulubione sceny, momenty, ulubiony ship, nienawidzoną postać, co was zdenerwowało, odnośnie całej naszej książki :* Pokażcie, że jesteście z nami kochani! :*  

Oczywiście do końca miesiąca możecie oddawać swoje głosy na SHOW ME REALITY, na każdym urządzeniu (urządzenie jest liczone, nie osoby, nie musicie się logować, ankieta jest anonimowa)   >>> http://sonda.hanzo.pl/sondy,257679,8Wpr.html

Do 21 mordeczki :* 
A&W.





Czytasz = skomentuj :*

2 komentarze:

  1. W końcu przeczytalam wszystkie trzy! Jee XD Ash się tak martwi awhhhh. Jestem tak bardzo ciekawa co będzie dalej. Kiedy uratuja Ver no i oczywiście jak to dokładnie to będzie wyglądać.
    Buziaczki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń