wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział 49.

Perspektywa Calum'a 

-Calum wstawaj - przyjemny szept wyrwał mnie z błogiego snu. Jednak nie miałem zbytniej ochoty tego robić, gdyż ostatnio nie sypiałem zbyt dużo. 
- Calum do cholery! - Tym razem krzyknęła wprost do mojego ucha przez co spadłem z łóżka. 
- Kurwa Rose - warknąłem patrząc jak moja dziewczyna zwija się ze śmiechu.

- Wybacz skarbie, ale nie chciałeś wstać, co innego miałam zrobić - zapytała przesłodzonym głosikiem podnosząc się z łóżka i idąc w moim kierunku. 
- Wiem, że zrobiłaś to z czystej przyjemności mała spryciulo - zaśmiałem się chwytając ręką jej łydkę, pociągnąłem ją ku sobie, przez co wylądowała na moim torsie.  - I co teraz powiesz kochanie? - zaśmiałem się cicho po czym pocałowałem ją krótko.
- Wiesz, leżałabym tak z tobą na tej podłodze wieki, ale niestety musiałam cię obudzić z innych powodów - rzekła po czym skradła mi kolejnego buziaka.
- Coś się stało? - zapytałem na co odpowiedziała mi skinieniem głową i lekkim grymasem.
- Tommo i reszta wrócili - przerwała na chwilę, a ja czułem, że to nie wszystko. - I to nie sami.
Niemal, że od razu poderwałem się na równe nogi. W drodze do drzwi zdążyłem tylko naciągnąć na siebie dresy i czarny podkoszulek, i nie zważając na nic innego zbiegłem na dół do piwnicy. Wiedziałem, że właśnie tam będą, skoro nie przyszli sami, a mina Rose wskazywała na to, że nie był to nasz przyjaciel.
Pierwsze na co zwróciłem uwagę po wejściu do mocno oświetlonego pomieszczenia to ledwie przytomny chłopak siedzący na krześle. Przypatrzyłem mu się uważnie próbując jakoś skojarzyć twarz... Wydawało mi się, że go gdzieś widziałem, ale nie mogłem przypomnieć sobie kiedy i w jakich okolicznościach.​ Jednak wnioskując po tym, że był związany i lekko poturbowany, prawdopodobnie był od Seana. Przerzuciłem wzrok na Tomlinsona. Szczerze powiedziawszy, wyglądał znacznie gorzej od tego bruneta. Podkrążone oczy i blada skóra mówiły same za siebie ile spał..
- Dobrze cię widzieć - mruknąłem mimowolnie. - Was wszystkich dobrze wreszcie widzieć.
Skinęli jedynie głowami w odpowiedzi. Wszyscy byli widocznie zmęczeni tym całym gównem, w którym siedzimy od dłuższego czasu.
- Jeden z przydupasów Seana - Harry potwierdził moje przypuszczenia kiwając brodą w stronę chłopaka. - Będziemy próbować coś z niego wyciągnąć.
Wszyscy automatycznie zwróciliśmy wzrok w stronę młodego, który prychnął pod nosem uśmiechając się kpiąco.
- Myślicie, że cokolwiek wam powiem? - Uniósł głowę patrząc na Louisa dosłownie jak na naiwnego idiotę.
- Ta, to właśnie zrobisz - wzruszył ramionami w odpowiedzi. Kompletnie się nie przejął tym tekstem, jak to Tommo. Co innego zrobiłby Irwin.
- Wiecie w ogóle kim on jest? - zapytałem marszcząc brwi.
- Jasne, że nie wiedzą - wywrócił oczami. - Masz mnie za tak głupiego, by sprzedać od razu swoją tożsamość i szefa?
- Wyglądasz na przygłupawego, więc wolałem zapytać.
- Najlepiej jakby Ashton tu przyszedł, wydusiłby z niego wszystko od razu - rzucił od niechcenia Lucas wciskając dłonie do kieszeni spodni.
- Bo wy sobie nie poradzicie, prawda? Irwin zawsze ratuje was z opresji w takich sytuacjach, przecież jesteście tacy niewinni, nie zabijecie nikogo, nie ubrudzicie sobie rączek cudzą krwią - roześmiał się szyderczo, a mi, nie powiem podniosło to ciśnienie i chyba nie tylko mi, bo Tomlinson zacisnął już szczękę gotowy odpłacić mu dłuższym monologiem.
- Uważaj na słowa, bo chyba zapomniałeś w jakiej sytuacji się znajdujesz - warknął brunet, na co nasz więzień ryknął gorzkim śmiechem.
- Jesteś śmieszny serio. Jakoś mało mnie to obchodzi, skoro nawet nie wiecie z kim macie do czynienia. Banda gangstereczek, które tylko są mocne w gębie. - Jego przepełniony sarkazmem słowa rozbrzmiały w piwnicy. - Oh no tak zapomniałbym jeszcze? Jak tam pomniejszenie szeregów? Szkoda, że tylko Pezz i ta suka O'Connor zginęły... - nawet nie zdążył dokończyć zdania, gdyż jego głowa odleciała w bok w skutek mocnego uderzenia, lecz na jednym prawym sierpowym się nie skończyło. Louis dosłownie dysząc pochylał się nad pół leżącym na krześle chłopakiem i okładał o raz za raz pięściami i podejrzewam, że gdyby Harry nie zerwał się teraz razem z Mike'm by odciągnąć go od ofiary zapewne Tommo zabiłby gościa. 
- Nigdy tak o niej nie mów! - warknął Louis szamocząc się. - Puśćcie mnie do kurwy! - ryknął zły, ale żaden z chłopaków jakoś specjalnie nie kwapił się do tego, by go uwolnić z uścisku.
- Tomlinson, odpuść - syknął w końcu Styles zaciskając palce na ramieniu Louisa, na co on jedynie zgromił go wzrokiem i wyszarpał rękę nie rwąc już się aż tak w stronę bruneta. Lecz podszedł do niego powoli przyjebał mu niespodziewanie w szczękę, po czy odrywając kawałek taśmy zakleił mu usta.
- Dowiedz się co to za szumowina, Payne - splunął wściekły odchodząc dobre kilka metrów od chłopaka, by przypadkiem znów się na niego nie rzucić.
Szatyn chwilę wpatrywał się w Lou, po czym z westchnieniem skinął głową i zabrał się do roboty. Zrobił parę dokładnych zdjęć ledwie przytomnemu chłopakowi i wyszedł z pomieszczenia. Nie odezwałem się ani słowem, zresztą jak wszyscy. Nikt nie chciał przerywać głębokiej ciszy, która tu panowała, nie licząc już ciężkiego oddechu Tomlinsona, któremu krew nadal wrzała w żyłach.
- Skoro nic z niego nie wyciągniemy, niech ktoś pójdzie po Irwina - odezwał się w końcu Michael.
- Nie - zaprzeczył od razu Tommo. - Jeszcze nie. Zaczekamy aż Liam coś znajdzie, jeśli się nie uda, możecie po niego iść.
To może i brzmi dziwnie, ale jednak Ashton nie miał zahamowań i był chyba najbardziej sadystyczny z nas wszystkich, mimo że to powoli się zmieniało z tego co zdążyłem zauważyć. A przyczyną była jedynie drobna, załamana do granic możliwości Veronica.
Pokręciłem głową wzdychając ciężko i wlepiłem wzrok z powrotem w naszą ofiarę. Nie miałem jednak zbyt wiele czasu, żeby mu się dokładniej przyjrzeć, ponieważ drzwi piwnicy się na powrót otworzyły, a ktoś wszedł do środka. Miałem cichą nadzieję, że to Liam, ale przecież niemożliwym jest, aby znalazł tak szybko jakiekolwiek informacje na temat tego faceta.. A raczej chłopaka, bo zbyt wiele lat to on raczej nie miał.
Z drugiej strony ucieszył mnie, a jednocześnie zaniepokoił nieco widok mojej Rosie w drzwiach. Miała ona lekki grymas wymalowany na twarzy, kiedy patrzyła na bruneta przywiązanego do siedzenia. Podszedłem do niej obejmując szczelnie ramionami jej drobną posturę. Zaciągnąłem się dyskretnie jej cudownym balsamem i ni stąd ni zowąd ogarnęło mnie takie poczucie bezpieczeństwa. 
Może to też dlatego, że ona mi je dawała. Po mino naszej długiej i krętej drogi pełnej tajemnic, nadal ze sobą jesteśmy.
- Cal - szepnęła mi do ucha. Chciałem się od niej odsunąć by na nią spojrzeć,ale uniemożliwiła mi to mocniej do mnie przylegając. - To Dylan. Tylko nic im nie mów, Liam na pewno za moment do tego dojdzie - szepnęła ledwo słyszalnie, ale zrozumiałem wszystko i tylko pokręciłem głową na znak, że zrobię tak jak prosiła. 
- Może powinniśmy pójść do salonu. Nic tu po nas skoro jest nieprzytomny.- odezwała się Kate stojąca pod ścianą. Jak zawsze potrafiła myśleć jasno w sytuacjach krytycznych.
- Idźcie, ja tu sobie z nim posiedzę - Lou nadal nie odrywał pełnego nienawiści spojrzenia z bruneta. Oczywiście już Harry i Kate chcieli zaprotestować, lecz ten uciął krótko, że to rozkaz. 
Dlatego też wszyscy z lekkim wahaniem opuściliśmy pomieszczenie i udaliśmy się do salonu, gdzie zasiedliśmy na kanapach.
- Martwię się o niego. 
- Nie tylko ty jedna Kate - odezwaliśmy się chórem.
- Jeśli dowie się kim on jest, może go zabić - szepnęła pod nosem Rose. Nikt jej jednak nie usłyszał oprócz mnie. Ze zdziwieniem spojrzałem na swoją dziewczynę, już otwierałem usta żeby zadać pytanie, ale wbiegł zdyszany Liam, a zaraz po tym było słychać z dołu przeraźliwy wrzask. Nie ustający wrzask jakby kogoś obdzierano ze skóry. 
- Liam.. - wszyscy skierowali zaniepokojony wzrok na Payno, który zakrywał sobie dłonią twarz.
- Nie bijcie, byłem najpierw w piwnicy,bo myślałem że tam jesteście. Wbiegłem nawet nie patrząc czy jesteście wszyscy i powiedziałem, że to Dylan O'Brian. Louis wpadł w szał. Nie dałem rady go odciągnąć od chłopaka. - urwał na moment krzywiąc się ponieważ krzyk znowu dotarł do nas tym razem nieco głośniejszy. - Kate błagam zrób coś. - nie musiał dwa razy powtarza. Kate już zerwała się z kolan Hazzy i pobiegła na dół do brata. Tylko ona potrafiła powstrzymać Tommo. Wszyscy co prawda wcześniej widzieliśmy go w takim wydaniu, tracącego kontrole, lecz żadne z nas nie potrafiło go uspokoić, nawet czasami jego siostra ma z tym problemy. 
Nie mam pojęcia ile minęło. Pięć minut? Piętnaście? A już zamiast krzyków w domu zapanowała cisza. W tym momencie wszyscy ruszyli na korytarz. Patrzyliśmy jak z piwnicy wychodzi ubrudzony krwią i to nie tak delikatnie - Lou. Jego szary T-shirt, już nie był szary, teraz przypominał bardziej rubin. Z dłoni kapała krew a oczy wcześniej turkusowe teraz mętne i prawie, że czarne.Obraz jak z horroru normalnie. Stojąca koło mnie Rose wciągnęła ze świstem powietrze.
- Nie zabiłeś go prawda? - zapytałem lustrując jego sylwetkę.
- Nie, ten skurwiel nie zasłużył na śmierć - splunął i zniknął na schodach prowadzących na piętro.
- Co zrobimy? - zapytał jeden z chłopaków, odprowadzając Tomlinsona wzrokiem póki nie zniknął nam on z oczu.
- Niech ktoś pójdzie sprawdzić co z nim, jeszcze się wykrwawi i będziemy mieli tylko zwłoki zamiast informacji.
Nikt za bardzo nie rwał się do wykonania tego, ale jak to nasz odpowiedzialny Caleb zdecydował się zejść na dół, a Harry niemal od razu poszedł za nim. Zawsze każdemu był w stanie pomóc, jak to Styles. Natomiast ja zostałem pociągnięty przez drobną dziewczynę do pokoju, gdzie pchnęła mnie na łóżko i zwinięta w kulkę położyła się blisko mnie. Z cichym westchnieniem objąłem jej ciało ramieniem i począłem nawijać sobie kosmyki jej włosów na palce.
- Przerasta mnie to wszystko - mruknęła nagle po paru dobrych minutach zupełnej ciszy.
- Byliśmy nie jeden raz w gorszej sytuacji..
- Ale Calum, to grubsza sprawa. Naprawdę nie widzisz zachowania Ashtona? Zresztą nawet już nie chodzi o niego, ale co z O'Connorem? Mieliśmy tylu wrogów, ale w takie bagno to chyba jeszcze nigdy się nie wpakowaliśmy - westchnęła ciężko. - On nas znajdzie i udupi, a Irwina po godzinnych torturach rozerwie na strzępy.
- Ta, odebrano mu jedną córkę, a druga jest w paskudnym stanie psychicznym i nienawidzi swojego ojca za te lata kłamstw. Ale to...
- To sprawa rodzinna? - prychnęła patrząc na mnie spode łba. - Wcale nie, Calum. To już nie jest tylko rodzinny problem O'Connorów, wmieszaliśmy się w to i teraz to też jest nasza sprawa.
Wypuściłem głośno powietrze z ust głaszcząc dziewczynę po włosach. Szczerze powiedziawszy, to prawie, że nie docierała do mnie powaga naszych kłopotów. Myślałem "przesada, wszystko się jakoś ułoży, jak zawsze". Bo przecież dawaliśmy radę za każdym razem, ale teraz? To coś większego, odeszły aż dwie osoby, a wydawało mi się, że jesteśmy.. Rodziną. Tak jakby. Że będziemy się trzymać razem choćby nie wiem co, ale to tylko głupie wierzenia. Chociaż może by tak było trochę dłużej, gdyby nie to, iż to naszego świata wkroczyły dwie dziewczyny, które
wywróciły wszystko do góry nogami.
- To wszystko moja wina - pisnęła nagle łamliwym głosem. Od razu spojrzałem na nią początkowo nie rozumiejąc o co jej chodzi, ale zaraz doznałem olśnienia.
- Nic co się wydarzyło nie jest twoją winą kochanie, już dawno od tego odeszłaś, nie masz z nimi nic wspólnego.
- Doskonale wiesz, że tak nie jest. Znałam ich, znałam ich plany działania, wszystko Calum. Mogłam temu zapobiec, gdybym powiedziała prawdę reszcie. Jezu jakim ja jestem tchórzem. - wysyczała chowając głowę w zagłębienie mojej szyj.
- Rosie skarbie.
- Nie mów nic Cal, po prostu poleż tu ze mną aż się nie uspokoję - wyszlochała wtulając się we mnie jeszcze bardziej. Nie obchodziło mnie to, że moja koszulka z każdą sekundą stawała się mokra, ale nie mogłem znieść tego, że moja ukochana wylewa łzy. Żaden facet chyba tego by nie zniósł.
Szeptałem jej cicho do ucha głaszcząc ją po plecach, do momentu aż się nie uspokoiła i nie zasnęła. Zmęczony również przymknąłem oczy. Tylko moment i zaraz pójdę do reszty.



~*~

- Calum! - wrzask rozniósł się po pomieszczeniu. Momentalnie poderwałem się do pozycji siedzącej.
- Nie śpię.. - powiedziałem co spowodowało śmiech przybyłych.
- Taaaa jasne a ja jestem księżniczką - prychnął Luke.
- Wiesz trochę jeszcze za bardzo jesteś poturbowany, żeby nią być - zaśmiałem się pokazując palcem na jego nadal lekko posiniaczoną twarz i na bandaże na ręce, i nodze. Chłopak tylko tupnął nogą rozzłoszczony niczym mała dziewczynka. - Dobra Hemmo co jest?
- Wiesz co gadaj sobie teraz z moją ręką cieniasie - prychnął wystawiając w moim kierunku otwartą dłoń. Boże no ja kiedyś ocipieję z tymi ludźmi obiecuję. Śmiejąc się w duchu przewróciłem oczyma.
- No mów Hemmi, chyba nie obudziłeś mnie tylko po to, żeby tu fochy stroić.
- Normalnie ciągnął bym to dalej - oj nie wątpię, na prawdę, jest do tego zdolny. - Aleee potrzebna jest hot pielęgniareczka i patrz wygrałeś w tym konkursie. Gratulacje! - wyszczerzył się jak debil. Jezu święty czy ja wspominałem, że to istny dom wariatów? 
- Mhm - mruknąłem - Kto tym razem? 
- Ym no bo tak jakby nasz O'Brajanek cały czas milczy, a Mikey stosuje tortury i no ten jeszcze Lou go poturbował przed tym i ymm - drapał się po karku zmieszany - chyba lekko przesadziliśmy. 
- Jezu no pracuje z debilami. Martwy przecież nam niczego nie powie! - wrzasnąłem podnosząc się z łóżka. Rose chciała mnie zatrzymać, lecz spojrzałem na nią przepraszająco i wyszedłem za blondynem z pokoju. 
Zgarnąłem po drodze do piwnicy apteczkę pakując ją po brzegi różnego rodzaju opatrunkami i z ciężkim westchnieniem wszedłem do pomieszczenia. Widok bruneta siedzącego na krześle mnie... przeraził. Nie takie rzeczy się widziało, ale nie sądziłem, że Louis i Clifford będą w stanie aż tak go potraktować. Chociaż podejrzewam, że większość obrażeń wyrządził mu Tommo.
 Uklęknąłem przy wymęczonym do granic możliwości chłopaku, który krwawił chyba zewsząd. Chwyciłem gazy i spirytus zaczynając wycierać krew z jego skóry. Przy przecieraniu ran nieco się wybudził sycząc cicho. Nie zwracałem na to uwagi, robiąc dalej swoje. Opatrzyłem to co mogłem i zatamowałem krwawienie z nosa. Wywaliłem śmieci i spakowałem opatrunki do apteczki zerkając na niego kątem oka. Widziałem jak przypatruje się swojemu ciału, a konkretniej opatrunkom, które mu założyłem.
- Wiesz, że jeśli dalej tak pójdzie i nic nie będziesz mówił, zginiesz?
Zmierzył mnie pustym wzrokiem, po czym zaśmiał się, chociaż na jego twarzy nie było ani grama rozbawienia.
- Nie będę gadał z żadnym z was, na marne idą wasze starania - syknął prosto w moją twarz. - Jedyną osobą, której mogę coś powiedzieć to Veronica.
- Chyba postradałeś zmysły, że ktokolwiek pozwoli ci z nią rozmawiać - parsknąłem śmiechem - Poza tym ona nie rozmawia od śmierci Ann z nikim po tym jak próbowała popełnić samobójstwo. 
- Samobójstwo? - zapytał z szokiem wymalowanym na twarzy. Normalnie jeszcze kilka minut temu powiedziałbym, że człowiek jest bez serca, ale teraz... Chociaż nie dziwię się skoro był kiedyś ich przyjacielem.
- A coś ty myślał. Zabiliście Adrianne, po tym co zrobił im ojciec wcale się nie dziwię, że próbowała.
Przez moment milczał skanując mnie uważnie spojrzeniem. Myślałem, że będzie o coś pytał, lecz nic takiego się nie stało.
- Nadal nie zmieniam zdania. Będę gadać z Ver nie zależnie czy będzie tylko mnie słuchać czy rozmawiać. Albo z nią, albo już możecie mnie zabić - rzekł twardo, nawet mu powieka nie zadrżała. Było mocno zdeterminowany. Patrzyłem na niego chwilę, lecz nie widziałem sensu negocjowania z nim czegokolwiek. Westchnąłem przeciągle i zabierając rzeczy skierowałem się na górę. Odłożyłem apteczkę na miejsce i dopiero wtedy pomaszerowałem przez salon do pokoju Irwina. Mam nadzieję, że tylko mnie nie zabije. Stając przed drzwiami do jego sypialni przeżegnałem się z pięć razy szepcząc cicho "Boże miej mnie w opiece" i dopiero wtedy otworzyłem je nawet nie fatygując się z pukaniem.
- Powiedziałem, żeby nie wchodzić bez pukania - syknął blondyn nawet nie odwracając się w moją stronę.
- A ja pomimo tego nadal tego nie robię - odparłem wchodząc do środka.
- Co jest Calum? - zapytał wstając z łóżka i tym samym odsłaniając mi obraz dziewczyny wpatrującej się tępo w ścianę za mną. 
 - Nadal nic nie chce gadać.
Na moje słowa Irwin tylko westchnął wywracając przy tym oczami.po czym rzucił niechętnie:
- Później się nim zajmę.
No chyba nic z tego kowboju. Prychnąłem w myślach. Czas uruchomić Irwinka.  
- On chce z nią rozmawiać - przymknąłem na moment oczy wypowiadając te słowa. Po czym w myślach odliczałem moment wybuchu atomówki.
- Chyba go pojebało! Powiedz Dylanowi, że może sobie kurwa pomarzyć! Nie będzie z nią rozmawiać! 
- Tyle, że mu to mówiłem. Nadal uparcie przy tym zostaje - odparłem ze stoickim spokojem.
- Chuj mnie to obchodzi nie będzie z nią rozmawiać! 
- Powiedział albo z nią, albo możemy go zabić bo i tak nic nam nie powie - wytłumaczyłem mu, lecz ten nadal w zaparte wykrzykiwał przekleństwa. Spojrzałem na dziewczynę, która nadal znajdowała się w takiej samej pozycji. Zupełnie jakby nas nie było. Jakby ona znajdowała się w zupełnie innym świecie.
- Świetnie bardzo kurwa chętnie zabiję tą szumowinę O'Brien'a! 
Chciał coś jeszcze wykrzyczeć, lecz przerwał mu cichy bardzo słaby głos dochodzący z tyłu pomieszczenia:
- Dylan tu jest? 


___________________________________________
Witajcie kochani :*
Jak tam święta? Ja ich w ogóle nie odczułam. Nie ma śniegu. Pogoda jak w Wielkanoc. Normalnie żenada. Ale za to jedzenia dużo xD Jak wasze brzuchy? Ile przybraliście na wadze? xD Ja nawet nie chcę wiedzieć :D Oh i chwalcie się jak mikołaj w tym roku. Co wam przyniósł. - Ja dostałam dwa lakiery hybrydowe, kuferek do pomieszczenia wszystkich moich rzeczy do hybryd i szczoteczkę elektryczną xD :D 
No dobra dosyć ględzenia. Jak wam się podoba rozdział? Nie mogę uwierzyć, że w miarę szybko się ogarnęłyśmy z nim xD chociaż musiałam krzyczeć na Ronnie bo to mały leń jest xD 
Dziękujemy za wyświetlenia i komentarze, cieszę się, że zostało was trochę i nie opuściliście nas. Witamy też moją przyjaciółkę Gabrysie, która się zagłębiła w czytaniu i mnie szantażowała chcąc bym pisała rozdział "po co ci szkoła, rzuć nią i piszcie to cudeńko" xD Kochana Gabson :* 
No więc oczywiście komentujcie, rozsyłajcie i tweetujcie #ShowMeRealityFF 
Kocham was i do kolejnego :* 
Buziaczki :* A.


PS. OH BYM ZAPOMNIAŁA! ŻYCZĘ WAM WSPANIAŁEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, OBY TEN 2017 ROK BYŁ LEPSZY I PEŁNY POZYTYWNYCH NIESPODZIANEK :*




Hej, kochani! Wesołych spóźnionych świąt!
Coś nam nie wyszło i odrobinę się spóźniłyśmy, za co was przepraszamy.
No ale co sądzicie o rozdziale? Trochę się dzieje, w dodatku ta końcówka z Ronnie, woah, wreszcie coś powiedziała xd
Ale żal mi Dylana mimo wszystko 💔
I huh, co ukrywa nasza Rose przed wszystkimi?
Będzie ciekawie xd
No ale tyle wystarczy, nie będę się rozpisywać, pewnie i tak nikomu się nie chce tego czytać
To do kolejnego, miśki ❤
W.







Jeśli czytasz proszę skomentuj :*

wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 48.

*Perspektywa Ashtona*

Otworzyłem powoli powieki przekręcając się na bok. Miałem nadzieję, że zobaczę inny widok niż ten, który od tygodnia wita mnie co ranek. Niestety, tak jak dotychczas nic się nie zmieniło. Na swojej stronie łóżka siedziała dziewczyna. Tak jak zawsze miała podkurczone nogi, które przyciskała do klatki piersiowej swoimi drobnymi rączkami. Westchnąłem ciężko na ten widok. Wszyscy niezmiernie się o nią martwili i nie mieli pojęcia jak pomóc tej biednej dziewczynie. Znaczy, problem w tym, że wiedzieliśmy co mogłoby jej pomóc, niestety żadne z nas nie miało takiej mocy. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli to nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
- Ronnie? - zwróciłem się do dziewczyny z nadzieją, że może odpowie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Znowu przestała się odzywać. Kilka dni temu na wieści, że Tommo widział Adrianne zaczęła mówić, podobno zachowywała się jak opętana, ale najwyraźniej postanowiła znowu zamknąć się w sobie.
Przetarłem rozespaną twarz dłońmi i podniosłem się leniwie do pozycji siedzącej, przypatrując się brunetce. Objąłem ją bardzo delikatnie ramieniem.
- Zrobię ci śniadanie, w porządku? - zapytałem miękko, cicho, spokojnym tonem nie chcąc jej przestraszyć.
Niestety znów to samo - żadnej reakcji. Chociaż czego ja się mogłem spodziewać? Przecież zachowuje się w ten sposób od dłuższego czasu. Mieliśmy jednak nadzieję, że cokolwiek się zmieni po tym jak rozmawiała z Lou, gdy wrócił z klubu ze Stylesem. Nic z tego, wciąż to samo.
Z westchnieniem wstałem z łóżka ubierając się niechętnie i zerkając na nią co jakiś czas kątem oka, głupio wierząc, że się chociażby poruszy. Cokolwiek, cholera.
- No chodź, Ronnie - spojrzałem w jej stronę chwytając za klamkę.
Cierpliwie czekałem, aż brunetka bez odpowiedzi podniesie się i zgarbiona, bez życia skieruje się do wyjścia. Niestety, czego ja mogłem oczekiwać skoro dotychczas nie zareagowała w jakikolwiek sposób na moją osobę. Ponowie westchnąłem i podszedłem do niej. Nie mogłem przecież zostawić jej samej. Chociaż i tak pewnie gdybym wrócił to zastałbym ją w takiej samej pozycji. Pochyliłem się nad nią, lecz zaraz wyprostowałem. Gdyby sytuacja była inna zażartowałbym by ją wkurzyć, że niesamowicie śmierdzi, ale w tej chwili nie mógłbym tego zrobić. Zacząłem się więc zastanawiać kiedy w ogóle się myła. Z przerażeniem stwierdzam, że dosyć dawno. Przecież Kate myła ją jakieś pięć dni temu, ale odkąd wyjechała razem z Louisem, Harrym i Calebem szukać wskazówek dotyczących zabójcy Ann nie miał kto tego zrobić. Reszta dziewczyn nawet nie schodziła na dół, albo jak schodziła to po prostu ja nie wychodziłem z pokoju z wiadomych przyczyn. Co za debil ze mnie. 
- Dobra, zmiana planów. Idziemy cię wykąpać - rzuciłem podnosząc ją w stylu panny młodej, po czym skierowałem się do pomieszczenia obok. Zamknąłem za nami drzwi nogą i posadziłem ją na szafce, gdzie na samym początku naszej "znajomości" zmieniałem jej opatrunek rany, którą sam zrobiłem.
Napuściłem wody do wanny i zacząłem powoli ściągać z niej ubrania, od razu wrzucając je do kosza na pranie. Nie stawiała żadnego sprzeciwu, ale przecież odkąd Ann zginęła, zupełnie wszystko jest jej obojętne. To jest naprawdę przerażające. Sprawdziłem czy woda nie jest za ciepła ani za zimna i ostrożnie posadziłem ją w niej. Przeszedł ją wyraźny dreszcz, a jej powieki przymknęły się. To była praktycznie jedyna oznaka życia jaką zauważyłem od dłuższego czasu u niej. Przejechałem powoli dłonią po jej włosach odgarniając je w tył. Otworzyła powoli oczy, które już dawno straciły swój blask i wlepiła obojętny wzrok we mnie. Zrobiłem to samo i - przysięgam - próbowałem się uśmiechnąć choć trochę, ale nic z tego. Po prostu coś wewnętrznie mnie blokowało, nie byłem w stanie unieść nawet kącików ust widząc ją w takim stanie. Czułem się tak cholernie wyprany z emocji.

Potrząsnąłem głową odwracając wzrok od jej oczu. Nalałem trochę płynu do kąpieli na ręce i zacząłem ją delikatnie myć. Robiłem to nadzwyczajnie ostrożnie, zresztą wszystko co ostatnio robiłem wokół niej było niepodobne do mnie. Zachowywałem się jak nie ja, jednak nie wadziło mi to. Wręcz nie zwracałem na to uwagi. Zmieniałem się, a jak na tym wyjdę ja i inni, to się okaże.
Spłukałem z niej całą pianę i zabrałem się za włosy. Brunetka cały czas siedziała spokojnie, nie odwracając ode mnie wzroku. Po prostu tępo się we mnie wpatrywała. Nie przeszkadzało mi to, ale chciałem wiedzieć co krąży po jej umyśle, bo na rozmowę nie miałem najmniejszych szans. Został mi tylko jej pusty wzrok.
Kiedy już jej włosy zostały opłukane, podniosłem ją by ustała przede mną. Przytrzymywałem ją jedną ręką w talii natomiast drugą sunąłem ku górze wraz ze słuchawką w niej się znajdując. Szczerze mówiąc, czułem się skrępowany zaistniałą sytuacją. Co prawda nie pierwszy raz widziałem kobietę w całej okazałości, ale ta sytuacja... Ona była zbyt intymna? Czułem się nieswojo widząc ją taką. Byłem zakłopotany mając tą świadomość, że ona najprawdopodobniej nie rejestruje tego, co z nią aktualnie robię. Patrzyłem na nią, jednocześnie jej nie widząc. Nie chciałem, żeby tak było. W głębi pragnąłem, by to miało miejsce, ale dopiero gdy będzie sobą.
Wyciągnąłem ją delikatnie z wanny i stawiając ją na miękkim dywaniku osuszyłem ręcznikiem jej mokre, nagie ciało. Następnie owinąłem nią nim i biorąc na ręce wyniosłem z łazienki wchodząc z nią do pokoju. Wybrałem jej ciuchy. Oczywiście jakieś dresy i jedną z moich luźnych bokserek i nałożyłem je na nią.
- To słodkie co dla niej robisz - odezwał się nagle głos za nami, przez co podskoczyłem wystraszony. - Nawet nie usłyszałeś jak weszłam, co ci się normalnie nie zdarza. - Uśmiechała się, ale mogłem wyczuć jej łamiący się głos i załzawione oczy. Patrzyła na mnie przez moment jakby oczekiwała odpowiedzi, lecz zrezygnowała po chwili wbijając wzrok w Ronnie. - Biedna dziewczyna - odezwała się ponownie przerywając ciszę w jakiej od kilku dni żyłem. - Mówią, że najbardziej boli strata kogoś, kogo się kocha.
- Nie - szepnąłem. - Najbardziej bolesna jest strata siebie.
- A ona utraciła oba - dopowiedziała Rose, a po jej policzku spłynęła samotna łza, której nie starła. Pierwszy raz widziałem ją płaczącą, gdyż albo tego nie robiła, albo jeśli już to starała się robić to w samotności.
- Coś się stało Rose?
- Zrobiłam śniadanie - powiedziała wskazując skinieniem głowy na komodę pod ścianą. Dopiero teraz powędrowałem tam wzrokiem i uzmysłowiłem sobie, że stoi tam miseczka, najprawdopodobniej z kluskami na mleku, które były specjalnością dziewczyny.
- Dzięki - mruknąłem, na co tylko przytaknęła.
Przez chwilę stała tak wpatrując się przed siebie, a konkretniej patrzyła na O'Connor. Chrząknąłem chcąc zwrócić jej uwagę na siebie, nie wiem czemu to zrobiłem, ale po prostu było to dziwne, że wszyscy patrzyli się na nią jak na jakiś wybryk natury. Nie była nim. Po prostu... Eh, sam się oszukuję.
- Jest coś jeszcze, prawda? - zapytałem widząc jej wyraz twarzy zaraz gdy tylko powróciła swoim spojrzeniem na mnie.
- Lou dzwonił i prosił, żebyś do niego oddzwonił. Nie mówił czy to pilne, ale po jego głosie właśnie to wywnioskowałam.
Obróciłem się do Veronici, po czym z grymasem ponownie spojrzałem na Rose. Przecież jej nie zostawię samej. Nie po tych akcjach. Nie po tym wszystkim. Już miałem się odezwać, mówiąc, że może to poczekać, lecz wypaliła szybko, nie chcąc do tego dopuścić:
- Powinieneś iść. Ja ją przypilnuję, Ash.
Przygryzłem mocniej wargę wpatrując się dłuższą chwilę w Veronicę. Nie chciałem jej zostawiać, naprawdę. Nie to, że nie ufałem Rose, skądże. Po prostu... Cholera jasna, ona mnie potrzebuje. A może tak naprawdę to ja potrzebuję jej? Z powodu sumienia chcę się nią opiekować, żeby "odpracować" krzywdy, które jej wyrządziłem? Nie mam pojęcia, jak zawsze mam same pytania - zero odpowiedzi. Standardowo.
W końcu przytaknąłem powierzając opiekę nad drobną, wychudzoną brunetką Rosie. Wyszedłem szybkim krokiem ze swojego pokoju, zatrzymując się na ułamek sekundy z wahaniem czy na pewno powinienem to zrobić. Trzepnąłem głową wyrzucając z niej wszelkie obawy. Przecież Rose nie jest niedołężna, zajmie się nią. Może nawet lepiej niż ja.
Zatrzymałem się w ogrodzie, opierając się o balustradę schodków, prowadzących na trawnik. Przetarłem twarz wolną dłonią, w drugiej trzymając komórkę i wybrałem szybko numer Tommo przykładając aparat do ucha. Po kilku sygnałach usłyszałem jego zmęczony głos. Wywnioskowałem ze sposobu jego mówienia, że jest paskudnie zdenerwowany. Tylko jeszcze nie wiem czym.
- Co jest Louis? Ponoć coś ważnego masz mi do przekazania.
- O'Connor, Ashton - rzucił, a ja wręcz odruchowo się spiąłem słysząc to nazwisko. - Ojciec dzwonił, bo dawno nie miał z nimi kontaktu. Musimy coś z tym zrobić.
Pokiwałem od razu przecząco głową przymykając oczy, dopiero po chwili orientując się, że przecież tego nie widzi. Boże, co się ze mną dzieje?
- Przecież wiesz, że ona nic nie mówi, Louis. Do nikogo. Jak ty chcesz ją zmusić, żeby rozmawiała w dodatku z ojcem, którego nienawidzi?
- Warto spróbować, może gdy usłyszy jego głos coś się w niej odblokuję? - W jego głosie można było wyczuć nutę niepewności. 
- Wierzysz w to? - zapytałem z lekką kpiną. - Bo ja nie.
- Nic innego nam nie zostało - odparł na co zacisnąłem mocno szczękę, gdyż miał rację. Zresztą jak zawsze. - A i bym zapomniał - dodał biorąc głęboki wdech co nie zwiastowało nic najlepszego. - Z tego co wiem i jest mega podejrzane O'Connor nic nie wie o śmierci Ann - rzucił szybko.
- Więc po co to wszystko było? Mieli przecież dostarczyć jej ciało do ojca. Chyba, że...
- Chyba, że planowali coś zupełnie innego - wciągnąłem automatycznie powietrze.
- Myślisz, że... - Znowu zacząłem, lecz on ponownie mi przerwał, mówiąc dobitnie drżącym od poddenerwowania głosem i już wiedziałem, że jesteśmy w głębokiej dupie.
- Tak, myślę, że będą próbować nas wrobić w jej śmierć i stan Veronici.
____________________________________________________________
 Hej, cześć i siema! Albo przepraszam?
Tak długo nas nie było, damn. Napisałam wam notkę co do naszej nieobecności ostatnio, mam nadzieję, że jesteście na tyle wyrozumiali :( Szkoła naprawdę ssie, nic fajnego, wszyscy o tym dobrze wiecie, więc nie mam co więcej mówić. Zgaduję, że Addie będzie się sporo tłumaczyć przed wami, więc nie przedłużam, przerzucam was do niej.
Całusy! :*
W. 
PS. Szczęśliwych Mikołajek, hehe ❤

Ho ho ho!
Witajcie mordeczki. Wiem, możecie być na nas mega źli. Znaczy na mnie najbardziej. Bo z mojej winy nic nie pojawiło się od dwóch miesięcy? Sama nie wiem. Po prostu zgubiłam się trochę. Próbuję rozwikłać moje dalsze losy - co zdawać na maturze, jaki kierunek studiów wybrać, jakie miasto. Przesiaduje wiecznie w książkach, nawet mam już tego wszystkiego dość, bo nie mam czasu na moją pasję - na pisanie. Wiem że zaniedbałyśmy bloga, zaniedbałam też Weronikę i mimo iż nie pokazuje tak tego wiem, że to dla niej trudne.
Nawet się pochwalę, że się spotkaliśmy. Spotkanie co prawda nie było zbyt komfortowe. I nie było to takie jak sobie wyobrażałyśmy, ale się spotkaliśmy wreszcie.

No dobrze koniec już narzekania, chwalenia się i żalenia. Jest rozdział! Jak wam się podoba? Taki mały prezent od nas na Mikołajki, mam nadzieję, że się z niego cieszcie. ❤ co do kolejnego. Nie pytajcie, nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Jak na razie ciągle jest to samo. Będę starała się ze wszystkich sił, żeby znaleźć czas na pisanie. Obiecuję, ale sami wiecie(a może i nie) ale matura zbyt dużo wymaga ;-;
Dziękuję za każdy komentarz, za wyrozumiałość i po prostu za to, że jesteście :*
Komentujcie, udostępniajcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF 
Kocham was :* 
A.



Czytałeś = proszę pozostaw komentarz 

wtorek, 18 października 2016

Mały komunikat!

Hej, tutaj Weronika!
Wiem, wiem, od ponad miesiąca nie było już rozdziału, ehh. Przepraszamy was tak bardzo, ale no krótko mówiąc - nauka. Sama piszę właśnie ten post, bo Ada nie ma czasu. Nie mam pojęcia jak to będzie dalej, więc gwarancji brak na rozdział w tym miesiącu, za co jeszcze raz przepraszamy. No cóż, to właściwie tyle mam do powiedzenia. Mam nadzieję, że jeszcze z nami jesteście.
Buziaki, do następnego postu! :*
W.

poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 47 cz.2

Perspektywa Louis'a




- Widziałeś ją? - Nagle odwróciłem się do Harry'ego, który w tym samym momencie spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Widziałem kogo? - spytał, czym delikatnie ujmując zbił mnie z tropu. Przecież patrzył się w tą sama stronę. Widziałem ją, stała kilka metrów ode mnie. Patrzyła na mnie! Przecież tego sobie nie wymyśliłem! Wskazałem ręką na miejsce w którym jeszcze sekundę temu stała ONA.
- Adrianne - wyjaśniłem ponownie odwracając się do przyjaciela. Musiałem głośno to wykrzyczeć, ponieważ muzyka zagłuszała wszystko co tylko mogła. - Stała tam, Harry! Powiedz, że ją widziałeś.
- Tommo chyba za dużo wypiłeś. Ann przecież nie żyje, minął tydzień stary, musisz się pogodzić z tym, że jej nie ma.  - Próbował mi wmówić, ale przecież wiem co widziałem. Jestem tego pewien. Złapałem go za rękaw przy okazji zamykając oczy i kręcąc przecząco głową by przestał gadać.
- Nie wmawiaj mi tego, doskonale wiem co widziałem! - krzyknąłem donośnie. Cholera, przecież nie jestem ślepy, nie pomyliłem się. To naprawdę była ona!
Styles burknął coś pod nosem, czego nie usłyszałem, lecz widziałem jak wywraca oczami. Zaczął ciągnąć mnie do wyjścia, a ja stawiałem dość duży opór wrzeszcząc na niego. Przecież mogłem ją jeszcze znaleźć, gdzieś tam musiała być. 
- Odpuść Louis, musiałeś zobaczyć kogoś podobnego - prychnął, gdy wydostaliśmy się z klubu. A raczej on wydostał, a ja zostałem wywleczony stamtąd.
- Kurwa, Harry, mam oczy i wiem kto to był!
- Przestań, po prostu przestań - westchnął prawdopodobnie zmęczony moim zachowaniem, ale to nie moja wina, że sam jej nie zauważył i teraz nie chce mi uwierzyć.
- Myślałem, że ty mi uwierzysz.
- Jak niby mam ci wierzyć, kiedy robisz ze mnie i z siebie idiotę, i próbujesz mi wmówić, że widziałeś kogoś, kto od tygodnia nie żyje?! - wrzasnął z czystym jadem w głosie, co było do niego nie podobne. Stanąłem jak wryty wpatrując się w przyjaciela, którego klatka piersiowa unosiła się niebezpieczne szybko, a żyłka na czole znacznie się uwydatniła. Stałem tak najbliższe kilka minut po prostu patrząc na niego z dezorientacją i niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Harry uspokajając się powoli wyciągnął komórkę z kieszeni, po czym wybrał jakiś numer, z którym się połączył. W trakcie rozmowy wywnioskowałem, że zamawia taksówkę. Odszedłem kilka kroków od niego i oparłem się o obdrapaną z tynku, chłodną ścianę. Chciałem zapalić, ale nie dość, że nie miałem przy sobie fajek, to nie opłacało mi się, gdyż już po kilku minutach zaparkował przed nami samochód osobowy. Harry jakby obrażony na mnie wsiadł obok kierowcy, a ja na tyły. Całą drogę wlepiał nieobecny wzrok w szybę po jego lewej. Jedyną osobą, która odzywała się podczas jazdy był facet z audycji radiowej. Wsłuchując się w suche fakty ze świata i myśląc jedynie o tym, co zobaczyłem w klubie, nie zorientowałem się nawet kiedy parkowaliśmy pod domem. Otrząsnąłem się, gdy Styles otworzył drzwi wychodząc z pojazdu, więc zrobiłem to samo. Skierowałem się do wejścia tuż za nim mamrocząc coś pod nosem. Jedno zdanie być może powiedziałem trochę za głośno będąc już w salonie, na co Harry od razu zareagował złośliwą docinką na temat mojego zdrowia psychicznego. Tym sposobem znów zaczęła się między nami dosyć donośna kłótnia.
- Co tu się dzieje? - usłyszeliśmy głos mojej kochanej siostry, która właśnie schodziła ze schodów. Trochę nas przestraszyła, gdyż oboje z Harrym podskoczyliśmy odwracając się w jej kierunku.
- Twój brat postradał zmysły - rzucił brunet wyrzucając ku górze ręce. - Po prostu zgłupiał.
- Za to twój chłopak w ogóle mnie nie słucha! - odbiłem piłeczkę wywracając przy tym oczami.
- Słucham, tylko to co mówisz to bzdury!
- Czemu do cholery mi nie wierzysz! - syknąłem w jego kierunku, gdyż powoli zaczynałem mieć dosyć tej bezsensownej wymiany zdań.
- Bo wiem co się stało...
- Ej.. ej chłopcy spokój! - krzyknęła Kate stając między nami, po czym patrząc to na jednego to na drugiego dodała już ciszej. - Uspokójcie się i powiedzcie, co się stało. Na spokojnie.
Przymknąłem oczy próbując się uspokoić, po czym znowu je otworzyłem wlepiając wzrok pełen bólu w siostrę.
- Widziałem ją - szepnąłem tak cicho, iż bałem się, że znowu będę musiał to powtarzać, bo nikt mnie nie usłyszał.
- Kogo? - zapytała zdezorientowana, ale zaraz otworzyła szeroko oczy jakby właśnie połączyła ze sobą wszystkie fakty tworząc całość. - Jak to?
- Stała w tłumie, patrzyła się na mnie z bólem. Kathrin ja ją widziałem, na prawdę, kiedy spojrzałem ponownie już jej nie było, ale jestem pewny, że to była ona - mówiłem, nie mogąc powstrzymać się od płaczliwego tonu, po prostu nie mogłem, w tej chwili chciałem tak bardzo przywalić sobie z pięści, by myśleć choć trochę racjonalnie, choć trochę by brzmieć przekonująco. Nie tylko chcąc przekonać ich, ale i też po części samego siebie, bo przecież to nie możliwe, żebym ją wiedział, kiedy wiem jaka jest inna rzeczywistość, ale w takim razie jak mogę nazwać, to co właśnie doświadczyłem?!
- Nie słyszysz jak to irracjonalnie brzmi Kate? Proszę przemów mu do rozsądku, bo mnie zupełnie nie słucha. - Harry przerwał moje rozmyślenia, ściągając mnie z powrotem na ziemię.
- Wiem co widziałem Hazz, proszę nie próbuj zrobić ze mnie wariata! - krzyknąłem rzucając kluczami od samochodu w ścianę za brunetem.
- Nie próbuję! Sam sobie świetnie radzisz! - prychnął
- Ona żyje! Widziałem ją!
- Adrianne nie żyje Louis! Wszyscy widzieli jak umierała! Ludzie Sean'a ją zabili na naszych oczach do cholery! Nie widzę tu niczego co można by było kwestionować! - ryknął dociskając mnie do ściany, przez co z impetem uderzyłem głową w twardą powierzchnię. Syknąłem wypuszczając ze świstem powietrze, na co brunet od razu odskoczył ode mnie cofając się o kilka kroków. Widziałem w jego oczach wahanie i skruchę, ale nie byłem na niego zły, wiem, że zrobił to nieświadomie. Zmieszany wymamrotał ciche chaotyczne przeprosiny po czym w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Wpatrywałem się w Harrego na wpół uchylonymi powiekami a w głowie nieprzyjemnie huczały jego słowa, które działały na mnie niczym sztylety lub kule z pistoletu przebijające moją pierś na wskroś. Próbowałem oddychać regularnie, lecz niezbyt mi to wychodziło, a z moich ust wychodził tylko urwany szybki świst, komponujący się z szybko bijącym sercem. To było nie normalne, wręcz chore.
- Ronnie? - cichy głos Kate przywołał nas do normalności. Obróciłem głowę w kierunku wejścia do salonu gdzie stała, blada zupełnie jak ściana dziewczyna.
- Ronnie dlaczego nie śpisz? - spytała szeptem podchodząc do niej powoli, lecz ta jakby nie reagowała na jej głos. Wzrok miała nieobecny, wlepiony w moją osobę, zupełnie jakby znajdowała się w jakiegoś rodzaju transie.
- Veronica? - odezwałem się spokojnie, gdyż wiedziałem, że przez ostatni tydzień inaczej z nią się nie dało, kiedy ktoś podnosił głos, ona automatycznie zwijała się w kulkę i stawała się nieobecna, a nawet wybiegała z pomieszczenia, nie zależnie jakiego.
Spojrzała na mnie lekko zamglonym wzrokiem i nagle chwyciła mnie za rękę. Tak jak robią to jakieś psycholki w horrorach. Wzdrygnąłem się na ten gest, ale nie odskoczyłem od niej.
Veronica patrzyła na mnie pustym wzorkiem, a jej blade usta były lekko rozchylone. Chciałem cokolwiek powiedzieć, lecz nic nie mogłem z siebie wydusić, zresztą i ona milczała.
- Widziałeś Adrianne? - wypowiedziała to zdanie z niemałą trudnością i okropną chrypą, wcale się nie dziwię, gdybym też nie odzywał się od ponad tygodnia to mój głos też by tak wyglądał.
Kilka chwil po prostu stałem wpatrując się w nią. Nie miałem pojęcia czy powiedzieć tak czy nie. Twierdząca odpowiedź może dałaby jej choć trochę nadziei, światełko w tunelu, a jednocześnie złamało serce. A negatywna z kolei.. Sam nie wiem jakby na nią zareagowała, zapewne nie byłoby to dla niej dobre.
- Widziałeś moją Addie? - ponowiła pytanie trochę mocniej niż wcześniej, ale też i bardziej obłąkanie. - Też ją widziałam Lou, nie musisz się wstydzić. Ona tu jest - potakiwała głową - Ona mnie pilnuje - znowu powtórzyła. - Jestem w końcu jej małą siostrzyczką. - mówiąc to cały czas ruszyła twierdząco głową, wyglądała przerażająco jakby opętało ją coś złego.
Co mogłem powiedzieć, zrobić w tej chwili? Brunetka sprawiała wrażenie chorej. Nie, nie na grypę czy jakąkolwiek inną chorobę, lecz na psychicznie chorą. Śmierć Adrianne tak bardzo skruszyła jej psychikę, wydaje mi się, że w porównaniu do niej ja nie straciłem zdrowego rozsądku i wiem co widziałem, że to była prawdziwa Ann. Cholera, sam nie wiem co mam myśleć. Zerknąłem niepewnie na moją siostrę.
- Ym Ronnie, Louis widział ją w śnie. - zaczęła ostrożnie szatynka podchodząc do nas powoli - okropny sen, krzyczał, myślał że to prawdziwy świat, ale wiemy wszyscy jaka jest prawda.
Zacisnąłem usta i przytaknąłem mimo wszystko. Kathrin ma rację, nie powinienem jej robić nadziei, skoro Adrianne nie żyje.
- To prawda - dodałem, widząc zdezorientowany, wręcz obłąkany wzrok zielonookiej.
Veronica pokręciła przecząco głową, a na jej twarzy wkradł się grymas.
- Ona żyje Lou i ty to wiesz. - uwierzyłbym jakieś pół godziny temu, bo sam tak twierdziłem, ale teraz? Nie za bardzo. - Poszła spać, ale się obudzi. Ann tylko odpoczywa.
Cholera, jej psychika naprawdę mocno ucierpiała i jeśli tej stan jest permanentny to nie wiem co możemy z nią zrobić. Nie damy rady jej pomóc, przynajmniej nie sami.

- Skarbie, chodź się położyć. Odpoczniesz razem z nią - mruknęła słabo Kate kładąc dłonie na jej ramionach.
- Nie mogę - znowu pokręciła głową - kazała mi być silną, skupioną. Nie mogę jej zawieść, bo będzie smutna. A jak nie lubię jak Addie jest smutna. Sam widziałeś jaki ma piękny uśmiech, musi się uśmiechać. - Mówiąc ostatnie zdanie patrzyła na mnie wywiercając spojrzeniem dziurę. Chwilę tak stała, jakby oczekiwała ode mnie jakiejś reakcji, więc tylko przytaknąłem, bo na nic innego mnie nie było stać.
- Przynajmniej zaczęła mówić - wtrącił Styles, który do tej pory siedział cicho przypatrując się dziewczynie.
- Dobrze, dobrze, w porządku - westchnęła ciężko moja siostra. - Ale, żeby być skupioną musisz mieć siłę, prawda? Najlepiej jak coś zjesz. - Potarła tak delikatnie jej ramiona, jakby od mocniejszego dotyku miały pęknąć. Choć patrząc na to, jak szczupła, a raczej wychudzona była - to wcale nie było takie niemożliwe. - - I jak się porządnie wyśpisz.
W pomieszczeniu znowu zapadła cisza, Veronica chyba stwierdziła że za dużo już dziś powiedziała, a reszta po prostu nie wiedziała co dodać.
- Ronnie! - usłyszeliśmy w pewnym momencie tuż za naszymi plecami a zaraz po tym wleciał na korytarz przestraszony, zaspany Iwin.
Brunetka od razu zwróciła się w jego stronę, lecz nie odezwała ani słowem. Po prostu stała w bezruchu wpatrując się w Ashtona, którego po zobaczeniu jej wypełniła ulga. Cieszyłem się, że tak się o nią martwi, dba o nią, ale jednocześnie.. Po prostu się bałem. Ze względu na to, że Veronica znajduje się w stanie w jakim się znajduje i to może ponownie zaważyć na późniejszym zachowaniu Irwina, gdy ona odejdzie co tak czy inaczej się stanie.
- Jezu Ronnie, nie strasz mnie tak! - warknął gardłowo, ale można było też i usłyszeć ulgę w jego głosie, lecz Veronica nie rozróżniła tego. Od razu zadrżała i szloch opuścił jej usta.
Chłopak zacisnął usta widząc jej reakcję i ostrożnie podszedł do cofającej się powoli brunetki. Jego twarz wygiął wyraźny grymas. Gdy udało mu się do niej zbliżyć bardzo delikatnie objął ją ramionami i przytulił.
- Przepraszam, nie chciałem - szepnął cicho w jej włosy. Wyglądało to tak cholernie nie realistycznie, dla niektórych oczywiście, bo przecież Ashton i taki czuły chłopak? Jakby ktoś go znał po śmierci jego siostry to by zaczął się śmiać, ale to był normalny widok dla nas - dla tych co po prostu byli z nim od początku, zanim zamknął się pod powłoką psychola. Stali tak dobre kilka minut w zupełnej ciszy, a nasza trójka wpatrywała się w nich bez żadnego słowa, jakbyśmy się bali, że zburzymy to coś, tą atmosferę i wszystko się tak po prostu posypie w mgnieniu oka.
- Zabierz ją do pokoju, Ash. Powinna iść spać - wymamrotała cicho Kathrin z troską patrząc na tą dwójkę - Wszyscy powinniśmy się położyć - dodała patrząc już tylko i wyłącznie na mnie. Wiedziałem, że ta cała sytuacja jest przeze mnie, przez moje głupie uparcie, ale ja na prawdę myślałem, że ona tam była, że stała tam. Jakby chciała mi przekazać ważną wiadomość. Albo, po prostu zbyt często ostatnio zajmowała wszystkie moje myśli.Westchnąłem ciężko przytakując ledwie widocznie głową i skierowałem się leniwym krokiem do swojego pokoju. Wymamrotałem po drodze ciche "dobranoc". Zamykając drzwi za sobą rozebrałem się jak zawsze do bokserek i rzuciłem na łóżko. Podłożyłem ręce pod głowę i przez moment patrzyłem się w sufit, a tak na dobrą sprawę w ciemność. Wariowałem, po prostu wariowałem i dopiero teraz zauważyłem, że tak jest. Ile bym dał, żeby stać w miejscu w którym wtedy ona stała, przyjąć przeznaczony jej pocisk i być martwy zamiast jej. Moja śmierć nie zmieniłaby nic, Kate miałaby Harry'ego i Caleb'a no i resztę rodziny. Poradzili by sobie beze mnie, ale jej zniknięcie zrujnowało życie Veronici. Jedna osoba a tyle namieszała. Boże.
- Musisz się przespać stary - mruknąłem do siebie łapiąc za końcówki włosów i ciągnąc za nie dosyć mocno.
Przekręciłem się na bok wlepiając wzrok w ścianę. Chwilę wpatrywałem się w nią oczyszczając umysł z wszelkich myśli, by spokojnie móc zasnąć nie zaprzątając sobie nimi głowy. Po kilku dobrych minutach, które wydawały się trwać wieczność zamknąłem na dobre oczy powoli zapadając w sen. Wydawało mi się że minęło zaledwie pięć może dziesięć a już w głowie słyszałem melodię. Przed oczami miałem dłonie, palce spokojnie opadające na białe oraz czarne klawisze. Z echem w moim umyśle rozbrzmiewała doskonale znana mi muzyka. To była jej cholerna piosenka. Nie mogłem jej nie rozpoznać, kiedy aż tydzień poświęciłem na szukaniu. Momentalnie otworzyłem oczy, kiedy melodia urwała się. Wiedziałem, że to był tylko sen i prawdopodobnie nie będę za chwilę nic pamiętał, więc czym prędzej zeskoczyłem z łóżka i podszedłem do pianina. Usiadłem przy nim, po czym kompletnie na oślep próbowałem odtworzyć melodię, która odbijała się nadal echem w mojej świadomości.

___________________________
Kochani! Mamy rozdział! Jupi!
Znowu trochę go nie było. Uwierzcie mi próbujemy z całych sił to przyśpieszyć. 
No ale nie za dobrze nam to zawsze wychodzi. Ale jest to najważniejsze prawda?
Wiele z was mówi, że Ann  żyje, kurde sama bym tak chciała ludziska, chciałabym mieć nadzieję, że ona serio żyje, ale przecież byliśmy świadkami jej zabicia. ;(
Co uważacie o tym rozdziale? Kłótnia Hazzy i Tommo dosyć poważna nie? I Ronnie zachowująca się niczym psycholka no i kochany Ash. Kurde Smr wywraca się do góry nogami. Jejku! Co będzie następne? xD
No nic, dziękuję za wyświetlenia, za każdy komentarz, niezwykle miłe i motywujące. Kochamy was mordeczki :* 
Także nie będę przedłużać. Komentujcie, udostępniajcie, tweetujcie pod hasztagiem #ShowMeRealityFF
do kolejnego :*
Buziaki :* A.



No hej, cześć i siema!
Wreszcie jest rozdział, wohoo!
[Z góry przepraszam, iż powiedziałam, że pojawi się on w zeszłym tygodniu, a nie było go. Nie udało nam się to niestety].
No ale jest, to się liczy, prawda?
Ale Addie ma rację, SMR wywraca się do góry nogami, co tu sie w ogóle dzieje xD
W ogóle powiedzcie nam, co myślicie ogólnie o postaci Veronici?
Jednej z czytelniczek w ogóle sie ona nie podoba, nie wiemy tylko dlaczego :O
No dobra, to chyba tyle ode mnie. Dziękujemy pięknie za motywację i taką masę wyświetleń, to niesamowite!
Do następnego, skarby ;*
W.





CZYTASZ = PROSZĘ SKOMENTUJ! :*

środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 47 cz.1

Perspektywa Louis'a


Mając czoło przyłożone do szachownicy ułożonej z gładkich klawiszy; białych oraz czarnych, znużony wciskałem w kółko ten sam przycisk. Jaki był mój cel poprzez robienie tego? Cóż, próbowałem jakoś przypomnieć sobie melodię, która ugrzęzła mi w podświadomości tak głęboko i daleko, że pomimo, że już tydzień minął od jej śmierci ja nadal nie mogłem wydobyć. Dokładnie, tyle już siedzę nad tym walonym fortepianem, którego jakimś cudem wnieśliśmy do mojego pokoju, po tym jak Ronnie wybuchła płaczem, błagając, by zabrać je z salonu. Sam odczuwałem ból patrząc na nie. Wiedząc, że siedziała tak jak ja teraz, że grała na nim pochłonięta tylko i wyłącznie muzyką. To mnie zabijało i było możliwie najgorszym uczuciem w moim życiu. Odczucie pustki tak głębokie, tak nie pojęte. Nawet po zabójstwie moich rodziców nie czułem się tak okropnie.Przymknąłem znowu oczy z bezsilności. Nie dawałem rady. Zawsze, gdy zamykałem oczy czy spałem widziałem ją upadającą na beton, pasma krwi, ale również uśmiech, kiedy umierając patrzyła na bezpieczną siostrę. Zabijał mnie ten widok. Zabijał mnie brak jej. Warknąłem przeciągle odrywając palca od gnębionego klawisza i zwijając dłoń w pięść upuściłem ją z impetem, uderzając wszystkie przyciski na raz, przez co w pokoju rozbrzmiały dźwięki nieprzyjemne dla ucha. Miałem już dość. Kate co chwila przychodziła, chcąc ze mną porozmawiać, ale ja zawsze zbywałem ją w ten sam sposób, więc często to ona mówiła za mnie, próbując w ten sposób chyba odciągnąć moje myśli od Ann. Nie potrzebowałem psychologa, potrzebowałem zemsty, krwawej jak nigdy dotąd zemsty. Nie chciałem się powstrzymywać i wcale bym tego nie robił gdybym spotkał chuja, który pociągnął za spust oraz samego Sean'a.Należało im się za całe to popieprzone bagno, w które teraz wpędzili Veronice. Od tygodnia, po tym jak próbowała się zabić przestała kontaktować z rzeczywistością.​ Z tego co mówi Kate, to nie jest z nią najlepiej. Cały czas siedzi na łóżku Irwina - bo chłopak po jej próbie samobójczej postanowił, że nie odstąpi jej na krok, gdyż nie chciał ryzykować - i nie odzywa się nawet słowem. Chociaż podobno nie jest już tak jak na początku, że w ogóle nie reagowała na nic. Teraz już przynajmniej odpowiadała, zwracała uwagę na niektóre rzeczy. Kate mówiła również, że nie chciała jeść. Wszyscy starali się jak mogli, by chociaż zjadła jedną kromkę, jeden kęs, ale na próżno. Nie jadła praktycznie nic, co mnie, jak i wszystkich martwiło. Jeśli dalej tak pójdzie zagłodzi się na cholerną śmierć. Chociaż mam nadzieję, że Irwin do tego nie dopuści już, bo odejście Adrianne dotknęło również jego i z pewnością nie pozwoli odejść jej siostrze. Zwłaszcza kiedy znaczy ona dla niego, z tego co widzę, całkiem sporo. Nie da się nie zauważyć, że dzięki niej Ashton zmienia się tak właściwie na dobre, co jest, można powiedzieć przełomem. Nie mam pojęcia co ma w sobie ta dziewczyna i czym różni się od innych, ale chłopak najwyraźniej to coś zauważył.Mimowolny, nieznaczny uśmiech wpłynął na moje usta na samą myśl, że nasz stary dobry Ash wróci dzięki, tylko i wyłącznie tej niskiej brunetce o wyraziście zielonych oczach, które od czasu do czasu nawet przy nim były wesołe. Próbując odciągnąć myśli od rzeczywistości znowu zacząłem poruszać opuszkami palców po klawiszach, ale nadal nie mogłem odblokować wspomnienia, kiedy dziewczyna zagrała mi swoją piosenkę. Miała co prawda napisany tekst w swoim pamiętniku. Nawet więcej kiedy mi to śpiewała, ale nic poza nim nie zostawiła. Żadnych nut, żadnych wskazówek, jakby pozostawiła to celowo. Pokręciłem z nikłym rozbawieniem głową, kiedy przez mój umysł przeszła myśl, że nawet zza grobu chciała mi dopiec, lecz zaraz zrzedła mi mina przypominając sobie, że nawet nie została pochowana, że nawet nie wiadomo co zrobiono z jej ciałem.
Boże, jak to wszystko jest pochrzanione. Czemu tak wiele trzeba w życiu poświęcić? Ludzkie życie za inną duszę. Miłość, poświęcenie i rodzina, to powinny być wartości. Nie żadna władza czy kasa. Już od dziecka mama mi to wpajała i podążałem przez życie kierując się nimi, ale dopiero teraz w pełni zrozumiałem ich prawdziwy sens i zobaczyłem osobę, która w pełni nimi żyła. Wiedziałem, że prawdopodobnie została brutalnie potraktowana przez kogoś, ale mimo iż swoim zachowaniem próbowała wszystkich od siebie odsunąć to nie porzuciła miłości do swojej siostry. Była niezwykle odważna i czytając raz za raz wersy jej piosenki wiedziałem, że coś w jej postawie się zmieniało, że chciała się otworzyć, ale broniła się przed tym uczuciem. Broniła się przed samą sobą. Wiedziałem też że planowała oddać życie za siostrę już wcześniej. Zadecydowała pewnie o tym kiedy porwali Ronnie żądając wymiany. Sam fakt, że zostawiła pamiętnik w moim pokoju świadczyć musiał o czymś, tylko nie wiem co chciała mi przez niego powiedzieć. Przez kilka pierwszych dni nie widziałem w tym nic, na przemian decydowałem się i rezygnowałem z dokończenia jej dzieła, aż w końcu potok słów sam ze mnie wypłynął. Dopisałem wszystko to co chciałem dopisać, lecz nie miałem melodii, by w pełni dokończyć dzieło.
Ponownie spojrzałem na zeszyt leżący przede mną, omiotłem spojrzeniem litery w nadziei, że wpadnie mi coś do głowy, ale kogo ja oszukiwałem, robię to od kilku dni i nie przynosi to żadnego efektu, więc czemu miałoby tym razem pomóc.
- Jesteś żałosny Lou - syknąłem na siebie, po czym wstałem gwałtownie od instrumentu przewracając przy tym stołek.
- Kto cię tak brutalnie okłamuje? - Usłyszałem za sobą. Przestraszony odwróciłem się momentalnie w stronę intruza i dostrzegłem dobrze znaną mi postać, ale nie odpowiedziałem nic, nie widziałem w tym celu. Zadawałem sobie tylko pytanie ile tu stał oraz jak wszedł do pokoju skoro zamknąłem go na klucz? A może jednak nie zamknąłem? - Były otwarte jeśli nad tym się zastanawiasz - uśmiechnął się widząc moje zdziwienie.
No tak, potrafił rozczytać mnie podobnie jak moja siostra. Nie dziwne skoro razem się wychowaliśmy. Skinąłem tylko głową. Dopiero wtedy brunet rozejrzał się dookoła i krzywiąc się lekko, zatrzymał spojrzenie ponownie na mojej osobie.
- Tornado tędy przeszło? Stary tu jest większy syf niż wtedy jak Ver rozwaliła cały pokój Kate. - Wzruszyłem ramionami sam rzucając okiem na pomieszczenie. Rzeczywiście nie wyglądało to najlepiej. Ubrania były porozrzucane po podłodze, tak samo jak zgniecione i porwane kartki papieru. Odłamki szkła po lustrze w łazience również znajdowały się na ziemi, tworząc ścieżkę do pokoju obok. Szklane ozdoby, które Kate ustawiła w moim pokoju także się na niej znajdowały, tyle tylko, że przy ścianie, na której je roztrzaskałem.
- Rzeczywiście jest gorzej - przytaknąłem pierwszy raz zabierając głos. Nawet brudne talerze po posiłku były ustawione przy drzwiach do pokoju. Boże, ostatni raz taki syf był u mnie jak miałem 16 lat i mama się na mnie wkurzała.- Dobra, stary trzeba to ogarnąć, ale najpierw choć na obiad. Może warto coś zjeść, wyglądasz jak kawał gówna - zażartował, lecz mi nie było do śmiechu.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że tak się czuję, przyjacielu - odparłem ponuro ruszając w stronę wyjścia.
- A może byś się tak ubrał? - zakpił pokazując na mnie palcem, więc przystanąłem i spojrzałem w dół.
Sam miałem ochotę się roześmiać, gdyż miałem tylko gacie na sobie. Nic więcej. Pokręciłem głową z niedowierzaniem.​​ Byłem aż tak zagłębiony we własnym umyśle, że nie zwróciłem na to uwagi. Bez pośpiechu wciągnąłem na biodra przetarte na jednym kolanie dresy i pierwszą lepszą koszulkę z długimi rękawami, które podwinąłem do łokci. Wyminąłem Stylesa, czując jak klepie mnie pokrzepiająco po plecach. Posłałem mu wdzięczny uśmiech i zszedłem na bosaka do kuchni. Gdy pojawiłem się w drzwiach momentalnie wszystkie spojrzenia wylądowały na mnie, a w pomieszczeniu zapanowała cisza, mimo iż przed moim wejściem również nie było jakoś głośno.
- Cześć - posłałem przyjaciołom wymuszony uśmiech i zająłem wolne miejsce przy stole.
Gotujący obiad Liam razem z Caroline zerknęli na mnie przez ramię i także uśmiechnęli się jakby pocieszająco. Chyba wszyscy wiedzą, a raczej domyślają się jak uderzyło we mnie zdarzenie z minionego tygodnia. Po chwili przed moim nosem wylądował talerz pełen spaghetti. Przyznam, pachniało wyśmienicie, ale z racji mojego braku apetytu na mojej twarzy pojawił się nieznaczny grymas. Nie chciałem zachowywać się jednak jak rozwydrzony bachor, musiałem się z tym wszystkim uporać. Zabrałem się więc za jedzenie usilnie wkładając je w siebie. Mój wzrok cały czas utkwiony był w talerzu, a mimo to wiedziałem, że wszyscy zerkają na mnie co jakiś czas. Przetarłem przemęczoną twarz dłonią i wstałem od stołu, gdy skończyłem posiłek. Włożyłem brudne naczynie do zlewu, a gdy już chciałem je pozmywać Caroline pojawiła się obok mnie i złapała za ramię. Spojrzałem na nią kątem oka pytająco.
- Odpuść, ja to zrobię - uśmiechnęła się krzywo i kiwnęła głową w stronę mojej siostry, zapewne oczekując ode mnie, że z nią porozmawiam. Kiedyś na pewno będę musiał to zrobić, ale nie wiem czy na razie mam o czym rozmawiać. Odwróciłem się od Caro i z zamiarem opuszczenia kuchni skierowałem się do wyjścia na dwór.
- Tommo - usłyszałem za sobą jej głos, ale nie odwróciłem się ani nie zatrzymałem. Jedyne co zrobiłem to skinąłem głową, by poszła za mną. Nie chciałem mieć widowni, wiedziałem, że się martwili o mnie, ale nie chciałem im pokazywać tego jak naprawdę ze mną jest. Kiedy moja bosa stopa dotknęła zieleni przeszedłem jeszcze parę kroków aż w końcu usiadłem po turecku na trawie, a zaraz koło mnie po jednej stronie usiadła siostra, a po drugiej Harry - co mnie wcale nie zdziwiło. Chwilę tak siedzieliśmy w zupełnej ciszy, można było tylko usłyszeć śpiewy ptaków gdzieś w oddali, oraz szum wody w oczku wodnym kilka metrów dalej. Ja nie zbyt kwapiłem do rozmowy, a oni po prostu próbowali w jak najdelikatniejszy sposób ubrać myśli w słowa.- Kate uważa, że musisz wyjść gdzieś w końcu z domu - wystrzelił nagle Hazz patrząc to na mnie to na swoją ukochaną.

- Tak.. Tak właśnie uważam - przytaknęła zaraz dodając - pomyślałam, że możecie pójść na strzelnice czy no na wyścigi...
- Ale ja się z nią nie zgodziłem - przerwał jej karcąc ją wzrokiem - Po dłuższej kłótni zgodziła się ze mną, że potrzeba ci najpierw porządnej przejażdżki, a potem imprezy.
Kathrin westchnęła cicho, ale skinęła głową na słowa Stylesa. Patrzyłem raz na chłopaka, raz na moją siostrę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - mruknąłem niepewnie. Być może i przejażdżka choć na chwilę odciągnie moje myśli od Adrianne, ale... impreza? Wątpię, by to mogło jakkolwiek mi pomóc w zapomnieniu. Już widzę siebie na niej; siedzącego samotnie, pijącego drinka, podczas gdy tłum ludzi tańczy, a ja zagłębiam się w swoim umyśle wygrzebując na wierzch bolesne myśli i wspomnienia.
- Louis, potrzebna ci jakaś odskocznia od tego wszystkiego, jesteś przemęczony - odparł Styles. Wciąż mnie to mimo wszystko nie przekonywało.
- Jazda jest w porządku, nad imprezą się zastanowię - mruknąłem niewyraźnie i wstałem powoli z ziemi. Poczułem po chwili drobną dłoń na ramieniu. Odwróciłem głowę zerkając na zmartwioną Kate. - Dam sobie radę, spokojnie, Katy - wymusiłem krzywy uśmiech i skierowałem się z powrotem do środka.
Idąc bezszelestnie do swojego pokoju usłyszałem błagalny głos Irwina. Zmarszczyłem brwi i stanąłem w drzwiach pokoju blondyna uchylając je lekko. Chłopak siedział zgarbiony z talerzem spaghetti na kolanach i nawiniętym na widelec makaronem, którym próbował nakarmić skuloną przy ścianie dziewczynę. Ashton zerknął na mnie kątem oka i westchnął ciężko.
- Veronica, proszę, zjedz coś - wymamrotał trzymając wolną dłoń na jej kolanie i głaszcząc je kciukiem.
Oczywiście nie doczekał się żadnej reakcji, nawet na niego nie patrzyła, a jej wzrok utkwiony był w ścianę za nim. Nie sądziłem, że serio jest z nią tak źle jak mówiła Kate, ale rzeczywiście dziewczyna była w opłakanym stanie. Bluzka, którą miała na sobie wisiała na niej jak na wieszaku, albo i nawet gorzej. Czy to możliwe, że w jeden tydzień aż tak schudła? Jeszcze jak tak dalej pójdzie to serio się wygłodzi na śmierć. Od razu niesamowity ból przeszył moje ciało. Poczułem się okropnie z tą świadomością, że ja zachowywałem się jak, ktoś kto stracił kogoś ważnego, gdzie prawda była zupełnie inna. Moja zaduma, moja żałoba jest niczym w porównaniu z Ver, która straciła cały swój świat, swój powód do istnienia. Nic nie mogło się z tym równać, a ja doszedłem do tego dopiero teraz patrząc na dziewczynę.
- Ronnie proszę Cię chociaż jeden widelec, przecież ty się zagłodzisz... - Znowu przez ciszę przebił się błagalny szept Irwina.
Westchnąłem ciężko, kiedy i tym razem mu się nie udało. Dodatkowo brunetka pokręciła głową patrząc na blondyna, jednak nie odezwała się ani słowem. Niepewnym chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka, obok którego uklęknąłem na jedno kolano i położyłem dłoń na szczupłym, a raczej wychudzonym ramieniu Veronici. Ta zerknęła na mnie kątem oka. Jej wzrok nie był już tak pusty, jak wtedy gdy patrzyła na Ashtona. Przepełniał go ból, cierpienie, strata, tęsknota... Dosłownie miliard negatywnych emocji naraz. Nie widziałem w jej mocno zielonych tęczówkach ani grama szczęścia. Brakowało tylko, by leciały z nich łzy.

- Wiesz, że to nic nie pomoże, nie zwróci ci jej. Zastanów się czy byłaby szczęśliwa widząc cię w tym stanie, czy byłaby uśmiechnięta widząc jak się wyniszczasz. Chciałaby tego? - szepnąłem patrząc prosto w jej smutne oczy, które się zaszkliły od moich słów, a twarz wygiął nieszczęsny grymas. Pokręciła głową ledwie widocznie i wzięła głęboki wdech powoli wypuszczając powietrze z płuc, po czym otworzyła delikatnie wargi biorąc do ust nawinięty makaron na widelec. Uśmiechnąłem się do niej smutno kiwając przy tym głową. Widziałem też jak Ash zdziwiony otwiera szeroko oczy, ale zaraz oprzytomniając sięgnął po kolejną porcję i ponownie wysunął w stronę dziewczyny. Wpychała w siebie na siłę, było to widać gołym okiem, no ale co poradzić, musiała coś jeść. Wstając poklepałem Irwina po plecach szepcząc ledwie słyszalnie "nie ma za co" i wiedząc, iż już nie jestem potrzebny poszedłem do siebie przygotować się na wieczór, ale też i posprzątać ten syf w pokoju.
Kiedy wczołgałem się po schodach zauważyłem, że drzwi od mojej sypialni są otworzone, a z nich dobiega ciche podśpiewywanie. Ze zdumieniem przystanąłem opierając się o framugę. W środku tak jak przypuszczałem krzątała się moja kochana siostra sprzątając rzeczy porozrzucane po pokoju. Wiem, że nie powinienem stać tak bezczynnie łępiąc się na nią, ale była taka szczęśliwa, mogąc się czymś zająć, więc jak ten palant stałem przyglądając się jej. W pewnym momencie przystanęła kiedy dotarła do fortepianu, na którym pozostawiłem otwarty pamiętnik Ann. Kate subtelnie wzięła go do ręki czytając wersy na otwartej stronie. Widziałem jak z każdą mijającą chwilą łzy zbierają się w jej oczach, zaś jej dłonie zaczynają drżeć. Odwróciłem głowę wbijając wzrok we framugę drzwi obok mnie, lecz doskonale mogłem usłyszeć jak cicho pociąga nosem i przekłada kolejną kartkę. Opuściłem powieki, a głęboki wdech wypełnił moje płuca, by po chwili powoli cicho je opuścić. Nienawidziłem patrzeć na moją siostrę w tym stanie, to był jeden z najgorszych widoków jakich mogłem doświadczyć. Płacz kogoś, na kim ci cholernie zależy i ten bolesny uścisk na sercu, kiedy łzy lecą po jej policzkach. Chrząknąłem cicho, przenosząc smutne spojrzenie na brunetkę, która jak widać nie spodziewała się nikogo w tym momencie. Pośpiesznie odłożyła notes na miejsce i wytarła dłońmi oczy. Kathrin podniosła głowę, patrząc na mnie zaszklonymi oczami. Mimowolnie posłałem jej słaby uśmiech i stawiając kilka kroków w przód stanąłem obok niej. Brunetka niemal od razu objęła mnie szczupłymi ramionami i przylgnęła do mojego torsu. Zrobiłem to samo, głaszcząc ją uspokajająco po włosach.
- O kim jest ten tekst? - szepnęła ledwie słyszalnie. Dopiero po chwili zorientowałem się o co mnie zapytała. Zerknąłem na nią, po czym po prostu pokręciłem głową wzdychając. Znała odpowiedź na to pytanie bardzo dobrze, ale chyba nie dopuszczała do siebie tej myśli.
- To jest piękne Loueh - pociągnęła nosem.
- To tylko tekst, Katy - westchnąłem. - Tylko tekst bez melodii, której nie mogę sobie przypomnieć - wyznałem głaszcząc dleikatnie jej policzek, by zetrzeć mokre stróżki po łzach.
- Na pewno sobie w końcu przypomnisz, a wtedy to będzie najpiękniejsza piosenka na świecie - uśmiechnęła się smutno, po czym dodała nieco ciszej załamanym głosem - szkoda tylko, że jedno z was nawet nie będzie miało okazji, by ją zaśpiewać.
Staliśmy tak dosyć długo. Ona wtulona we mnie, ja po prostu z zamkniętymi oczami nucąc coś, by ją uspokoić, ale nie dawało to najmniejszego efektu. Z każdą chwilą moja koszulka robiła się coraz bardziej mokra, ale mi to nie przeszkadzało. Nadal stojąc w miejscu głaskałem jej plecy z policzkiem wtulonym w jej włosy.12:38- Nie płacz, skarbie. Wszystko będzie... w porządku. - Odsunąłem ją delikatnie od siebie i posłałem jej ledwie widoczny, wymuszony uśmiech, który miał sprawić, by choć odrobinę uwierzyła w moje słowa. Jednak tak naprawdę sam w nie nie wierzyłem. Doskonale wiedziałem tak jak ona, że nic już nie będzie tak jak przedtem.
- Damy sobie jakoś radę - zapewniłem ją ponownie.
Brunetka chwilę wpatrywała się w moje oczy jakby chciała wyczytać z nich czy aby na pewno wiem co właśnie wychodzi z moich ust. Byłem tego świadom, lecz te słowa nie miały najmniejszego sensu. Przytaknęła niepewnie i ostatni raz przytuliła mnie mocno nim wyszła zostawiając mnie samego w pokoju. Westchnąłem bezradnie przecierając zmęczoną twarz dłońmi. Naprawdę potrzebowałem oderwać się od tego wszystkiego choć na chwilę, zapomnieć na parę minut i po prostu poczuć jakby nic się nie stało, jakby wszystko było... Dobrze. Nie wiem czy to w ogóle możliwe, bym mógł się tak poczuć, lecz warto próbować, bo jeśli dalej tak pójdzie to skończę jak Veronica, która jest dosłownie wrakiem człowieka. 


Przebrałem się w bardziej wyjściowe rzeczy, ujarzmiłem swoje lekko przetłuszczone włosy i zszedłem na parter, gdzie czekał już na mnie Styles opierając się o framugę drzwi garażowych.
Wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem, prawdopodobnie chcąc upewnić się czy aby na pewno jestem w stanie i chcę tam jechać. Ledwie widocznie skinąłem głową, po czym wsiadłem do samochodu. Niespiesznie wyjechałem na, o dziwo, pustą ulicę.



~~*~~


Droga do klubu nie była taka zła, zajechaliśmy jeszcze na tor gdzie oczywiście wygrałem z Hazzą i naszym kumplem Tomem. Nie twierdzę, że się w ogóle nie starali, bo robili to aż nad to. Zawsze byli pogodzeni, że dadzą dupy, ale tym razem wiedzieli, iż muszą się postarać, bo potrzeba mi ostrej rywalizacji. A teraz zaledwie godzinę później już siedziałem w loży po dwunastym shocie a muzyka dosłownie rozrywała mi bębenki. Nie musieliśmy też się kłopotać z wychodzeniem na szluga, gdyż wszyscy dosłownie palili tam gdzie stali, nawet jakieś laski tańczyły z fajkami w ryjach, więc jak kto wolał.- Cześć przystojniaku - usłyszałem koło swojego ucha jakiś bełkotliwy głos. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i można powiedzieć, że od razu tego pożałowałem. Miała więcej lakieru na włosach niż moje auto. Tapetę chyba nakładała szpachlą, a ubrana była jak po prostu dziwka, która właśnie wyszła z burdelu. Nie chciałem tak zareagować, nawet nie chciałem jej w myślach obrażać, ale obrzydzały mnie takie laski.
- Wybacz, ale jestem zajęty - odparłem niechętnie lustrując jej sztuczną twarz wzrokiem.
- Oh, daj spokój, kochanie. To tylko niewinna zabawa - uśmiechnęła się szeroko ukazując perfekcyjnie proste i białe zęby.Pokręciłem głową odwracając przy okazji spojrzenie od niej. Nie chciałem i nie miałem ochoty myśleć o żadnej dziewczynie. Jeszcze nie. Wziąłem do ręki kieliszek wypełniony po brzegi czystą wódką i wlałem w siebie całą jego zawartość ignorując ponowne pieczenie w gardle. Brązowooka przejechała powoli palcem po moim torsie przygryzając pomalowaną na bordowo wargę. Moją twarz wykrzywił grymas. Chwyciłem ją lekko za nadgarstek odsuwając od siebie jej idealnie wypielęgnowaną rękę.
- Spadaj, maleńka. Ten przystojniak jest mój. - Usłyszałem głos tuż obok siebie, a zaraz po tych słowach miejsce obok mnie lekko się zapadło, a czyjaś dłoń wylądowała na moim kolanie. Zerknąłem na nią i miałem ochotę się roześmiać widząc zniesmaczoną minę blondyny na widok Stylesa.
- Pieprzone geje - mruknęła i momentalnie wstała z kanapy prawdopodobnie idąc na dalsze łowy.
- Nie ma sprawy, kochanie - zaszczebiotał Hazza, na co dostał łokciem między żebra, ale zaraz oboje śmialiśmy się donośnie. Kochałem go za to naprawdę, był już naszą rodziną w momencie jak zamieszkał wtedy z nami i byłby nawet gdyby nie chodził z moją siostrą.- Chodź do baru - poleciłem pokazując na puste kieliszki przed nami. Ten tylko skinął głową i wstając z kanapy ruszył wraz ze mną w stronę wskazaną przeze mnie. Kiedy stanęliśmy i zamówiliśmy kolejne szoty u barmana rozejrzałem się dokładnie po lokalu. Przemierzałem wzrokiem przez spocone sylwetki tańczących, schlanych typów i lasek rozmawiających blisko kibli i nie wiedząc kiedy mój wzrok znalazł osobę, której od dawna wie widziałem teraz tylko pytanie czy mój mózg nie płata mi figli i nie zaczynam mieć zwidów przez nawał emocji i alkoholu płynącego w moim organizmie.

_____________________________________________
KOOOOCCCHHHHANI!
Mamy rozdział, po ciężkich zmaganiach, ale jest! Jak wam się podoba?
Piszcie śmiało, kogo zobaczył Lou? Jak myślicie?
Wg wbiliście 30 tys wyświetleń i jeszcze te 6 komentarzy pod rozdziałem rany ludziska dziękujemy :* Kochamy was bardzo i nawet nie wiecie jak bardzo
Kolejny mam nadzieję, że się pojawi w miarę szybko, chociaż nie wiem, bo ja pracuję i jeszcze telefon mi się zepsuł, więc he he nie mam na czym pisać wg. Gosz no ja bez telefonu to jak bez rąk ;-;
No dobra powiedzcie jeszcze jak tam u was? Ostatnie 3 tyg wolnego? Jakieś palny? Bo ja załamana jestem tym że tak mało zostało i do szkoły ;(
Do dobra, pytajcie bohaterów, komentujcie, przekazujcie, polecajcie i tweetujcie, bo na twitterze się nic nie dzieje, moi drodzy! >> #ShowMeRealityFF << tweetujcie niech więcej osób się o nas dowie :* Lov ya all
Buziaki:* A.



Dzień doberek albo dobry wieczór, kochani moi. 
Wiemy, znowu się spóźniłyśmy z rozdziałem. Problem w tym, że mamy mało czasu na pisanie, a nie mamy prawie nic napisanego na zapas, co dla nas jest dosyć niekomfortową sytuacją. Przynajmniej dla mnie, nie cierpię pisać na bieżąco, to jednak jest trochę taki stres. No ale dobra, nie nudzę nie marudzę.
Ten rozdział, a raczej ta część to taka przejściowa, w drugiej będzie więcej akcji.
"A kiedy druga część?", no cóż mamy trochę napisane już, więc postaramy się być punktualnie. Także prosimy komentujcie kochani, to naprawdę dużo, a motywacja.
Przy okazji tweetujcie! :D #ShowMeRealityFF
Do następnego, buziaki :*
W.

Czytasz? Proszę pozostaw komentarz :*

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 46.

*Perspektywa Ashtona*

Rozbudzony przetarłem zmęczone powieki i spojrzałem z przymrużonymi oczami na wyświetlacz mojej komórki. Prawie druga w nocy. Mlasnąłem głośno, czując nieprzyjemną suchość w ustach. Nigdy nie miałem nic do picia w pokoju, bo w sumie rzadko się przebudzałem w nocy, ale skoro już się stało, to muszę się napić. Leniwie zszedłem z łóżka i skierowałem się do kuchni, starając się być najciszej jak potrafię. Nie chciałem obudzić nikogo w domu. Otworzyłem lodówkę, a światło wydobywające się z niej dosłownie mnie oślepiło. Nie zauważyłem niestety wody mineralnej, której poszukiwałem, więc chwyciłem pierwszą z brzegu butelkę i odkręciłem. Już brałem ją do ust, kiedy kompletnie niespodziewanie usłyszałem krzyk. Po kilku sekundach dopiero dotarło do mnie do kogo on należał. W tempie ekspresowym odstawiłem butelkę na blat, nie biorąc ani łyka i pognałem na piętro o mało nie wywalając się na schodach. Wpadłem niczym huragan do pokoju Veronici, widząc jak brunetka dosłownie dusi się łzami. Usiadłem obok niej i prędko wziąłem w ramiona. Dziewczyna otworzyła oczy szeroko, gwałtownie nabierając powietrza w płuca. Spojrzała na mnie wielkimi oczyma, w których zebrała się kolejna fala łez i zaraz przyozdobiła jej rozgrzane policzki. Oddychała szybko i nierównomiernie, cicho szlochając. Chciałem przyciągnąć ją do siebie, ale odepchnęła mnie, wycofując się w kąt łóżka. Otoczyła się ramionami i kołysząc się w przód i w tył wpatrywała się w przestrzeń za mną. Ponad to światło wpadające przez okno oświetlało ledwie jej bladą jak upiór twarz. Wyglądała okropnie. Wyciągnąłem ku niej dłoń, ale ta znowu zaczęła się cofać, pomijając już zupełnie fakt, że nie miała już dokąd, gdyż jej plecy przylegały z całym naciskiem na ścianę.
- Ronnie - szepnąłem w przestrzeń, chcąc by rozpoznała w ciemnościach mój głos, lecz ona znowu jakby coś usłyszała z boku.

Odwróciła głowę w drugą stronę nagle łapiąc się za nią, po czym wydała z siebie kolejny krzyk. Czy sen nadal trzymał ją w swoich sidłach? Nie myśląc dłużej wskoczyłem na łóżko i po prostu przyciągnąłem ją do siebie, potrząsając jej bezwładnym ciałem.
- Ronnie, obudź się! - wrzasnąłem, co tym razem podziałało. Dziewczyna spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Widziałam, zabili ją, Ashton. Zabili - wyjąkała zanosząc się donośnym płaczem.
- Uspokój się, już dobrze. To był sen - szepnąłem nie zaprzestając jej uspokajać.
Trochę to potrwało zanim przestała płakać, jednak w końcu się udało. Leżała wtulona w mój tors, prawdopodobnie powoli usypiając.
 Siedziałem tak kilka minut kołysząc się w tył i w przód z nadzieją, że Veronica zaśnie z powrotem. Słyszałem jej spokojny już oddech, więc uznałem, że odpłynęła. Cholera, mam nadzieję, że nie przyśni się jej to znowu. Zapewne miała przed oczami scenę, w której jej siostra postrzelona pada na zimny bruk. Po moich plecach przeszedł dreszcz na samo wspomnienie tego. Owinąłem ściślej ramiona wokół niej i pociągnąłem trochę wyżej, tak, że jej głowa oparta była o moje ramię. Trochę bałem się, iż może się obudzić jeszcze raz tej nocy z krzykiem, więc zrobiłem, co uznałem za słuszne, czyli zabrałem ją do swojego pokoju. Ostrożnie kładąc ją na łóżku przykryłem kołdrą. Zwinęła się dosłownie w kulkę, zaciskając piąstkę na pościeli.
Westchnąłem cicho i położyłem się ostrożnie za nią, przyciągając ją do siebie i również okrywając się po klatkę piersiową.









~~*~~

- Ashton, Ronnie nie.. - Wrzask Hemmingsa wyrwał mnie z błogiego snu.
Leniwie otworzyłem oczy patrząc na niego zirytowanym wzrokiem.
- Nie ma jej w pokoju, wiem.
- Czemu ona...? - zapytał mając otwartą buzię i pokazując palcem na coś w kącie pokoju. Zdezorientowany powędrowałem spojrzeniem w tamtym kierunku i sam aż zaniemówiłem. W rogu siedziała skulona dziewczyna, z nogami podwiniętymi pod brodę oraz szczelnie otulona drobnymi ramionami. Wzrok tak jak w nocy miała utkwiony gdzieś w ścianie i praktycznie nie mrugała. Cholera, ile ona tak tam siedziała? Znowu śniła na jawie? Czy jej psychika pokruszyła się niczym rozbita porcelana? Ostrożnie zwlokłem się z łóżka i podchodząc klęknąłem na wprost niej.
- Veronica? - odezwałem się kładąc dłoń na jej kolanie, ale ona ani nie drgnęła, ani nie mrugnęła. Tak jakby znajdowała się w jakimś transie.
- Ronnie, co się dzieje? - Zaraz obok nas pojawił się zmartwiony Luke, ale nawet i on nic nie wskórał. Zupełnie zero reakcji. Co jest kurwa? Spanikowany spojrzałem na blondyna, który już wlepiał przerażony wzrok w moją osobę. Powiedzcie, że to jest jebany sen. Znowu spojrzałem na dziewczynę tym razem potrząsając ją za ramię. Nadal nic. Wiązanka epitetów opuściła moje usta. Co ja mam teraz zrobić.
- Luke, leć po Caluma, już! - wrzasnąłem nawet się nie odwracając.

Blondyn niemal od razu słysząc moje słowa wybiegł z pokoju niczym poparzony. Usiadłem przed Veronicą, przypatrując jej się uważnie. Nie widziałem żadnych zmian na jej ciele, naprawdę zupełnie nic. Żadnych zadrapań, cięć czy siniaków, których szczerze mówiąc się spodziewałem. Cholera, byłem przerażony jej zachowaniem. Nie reagowała na zupełnie nic, jakby żyła w swoim świecie, tam głęboko w głowie, kompletnie zapominając o tym tutaj. Dosłownie po pół minucie jak nie krócej do pokoju wpadli Luke z Calumem. Odwróciłem głowę w stronę Hooda, który patrzył zdezorientowany to na mnie to na nieruchomo siedzącą przede mną dziewczynę.
- Co jej się dzieje? - zapytał, powoli kucając obok mnie.
- Nie mam pojęcia, Calum. Na nic nie reaguje, jakby jej tu nie było. Siedzi tu od nie wiem której godziny w bezruchu, nie odzywa się. Ty mi powiedz co jej jest - westchnąłem, zwracając zbolały wzrok na brunetkę. Martwiłem się o nią i to bardzo, zwłaszcza, że nie wiedziałem co się z nią działo. To z pewnością był problem w jej psychice, ale jak temu zaradzić?
Calum wystawił ostrożnie dłoń w jej stronę i pomachał przed jej oczami. Veronica w żadnym stopniu się nim nie przejęła, jednak zauważyłem, że mrugnęła. Reakcja czysto fizyczna, przecież jest człowiekiem, musi mrugać. Skrzywiłem się nieznacznie, kiedy chłopak położył dłoń na jej skrzyżowanych ramionach, ale także tym nic nie osiągnął.
- Wygląda jak sparaliżowana - mruknął.
- A jaki jest powód tego paraliżu? - Luke stojący za nami prawdopodobnie był teraz nieludzko przerażony i rwał sobie włosy z głowy.
- Nie mam pojęcia. Nie jestem psychologiem ani psychiatrą, nie stwierdzę ci choroby ani tego, co jej się teraz dzieje - pokręcił głową na boki - ale zgaduję, że to minimalna psychoza na tle depresji. Po tym co się stało z pewnością wpadła w pewnego rodzaju depresję, dowodem jest jej próba samobójcza. A z jej zachowania to wnioskuję, że jakieś zaburzenia psychiczne.
- I ty mi tu, że nie jesteś psychiatrą - prychnąłem nawet nie patrząc na przyjaciela. Wzrok miałem cały czas utkwiony w niej. - Co może ją wyciągnąć z tego stanu?
- Nie mam pojęcia, poszukam czegoś w Internecie, ale nie wiem czy będę potrafił jej pomóc. Spróbuj z nią rozmawiać albo chociaż mów do niej, może w końcu zareaguje na coś.
Kiwnąłem głową i podziękowałem mu za pomoc. Brunet opuścił mój pokój, a ja usiadłem tuż obok niej opierając się o ścianę. Delikatnie objąłem zielonooką ramieniem, lecz ta ciągle ani drgnęła. Hemmings także usiadł przed nią na moim miejscu i położył drżącą dłoń na jej ramieniu. Złożyłem długi pocałunek na jej skroni, zastanawiając się co mógłbym zrobić, by się otrząsnęła z tego chorego transu czy cokolwiek to było. Wyglądała niczym zahipnotyzowana.
- Poczekaj - szepnąłem do Luke'a i nie wiem czy to było dobrym pomysłem, ale posadziłem ją sobie na kolanach i mocno przytuliłem. - Veronica, no już, otrząśnij się, wszystko jest w porządku.
- Ronnie, skarbie, spójrz na mnie, proszę - powiedział Luke, patrząc na nią smutno.
Byłem tak bezradny i zdesperowany, żeby jakoś ją z tego wyciągnąć, że zaprezentowałem jedyne, co mi przyszło do głowy, mając gdzieś, że siedzi tutaj Hemmings. Ułożyłem prawą dłoń na jej policzku, zwróciłem ją bardziej ku sobie i po prostu przylgnąłem ustami do jej warg.

Czułem pod palcami, a raczej nie czułem żadnej reakcji z jej strony. Nic, zupełnie nic. Jej skóra nawet w minimalnym stopniu nie drgnęła, więc po prostu się odsunąłem od niej. Długo patrzyłem na jej oczy, które w tym momencie były skierowałem ku mnie, tyle że ich wyraz był wciąż pusty. Zupełnie obcy i oddalony od mnie. Gdzieś w środku poczułem nieprzyjemne ukłucie, którego dosyć dawno nie odczuwałem. Czyżbym znowu wracał do siebie? Czy naprawdę ta drobna dziewczyna sprowadzała mnie z powrotem? Nie wiem, nie znałem jeszcze odpowiedzi na to pytanie i biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację sądzę, że jeszcze długo pozostanie to dla mnie zagadką. Kciukiem ciągle gładziłem jej zimny policzek i przymknąłem powieki wzdychając boleśnie. Byłem bezradny i to mnie frustrowało najbardziej. Otworzyłem oczy napotykając niebieskie tęczówki blondyna, który patrzył się jakby nie na mnie, wyraz jego twarzy sugerował, że był zaskoczony i oniemiały. Wcale się mu nie dziwię. Sam byłbym taki na jego miejscu, bo kto w ostatnich latach widział mnie takiego? Zauważyłem, że Luke otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jak widać był bardzo zdziwiony.
- Nie gadajmy o tym... Nie teraz - westchnąłem jedynie, gdzieś w środku przeczuwając, iż Hemmings chce zamienić ze mną kilka słów na ten temat.
Odetchnął cicho i kiwnął głową chyba rozumiejąc, że to nieodpowiedni moment na taką rozmowę. Zwiesiłem głowę, opierając brodę o czubek głowy brunetki. Przed oczami dosłownie przeleciało mi kilka chwil, kiedy zabrałem ją nad jezioro. Teraz też siedziała zupełnie nieruchomo na moich kolanach, wtulona we mnie i gdyby nie fakt, że ani trochę nie kontaktowała z rzeczywistością to cieszyłbym się.
- Co zrobimy, jeśli nie wróci do... świadomości? - Usłyszałem ciche pytanie jakby z oddali, bo byłem pogrążony we własnym wyimaginowanym świecie, zupełnie jak Veronica. Tylko że prawdopodobnie ja potrafiłem odróżnić go od rzeczywistości i umiałem do niej wrócić. A z nią coś jest nie tak. - Może zawieziemy ją do szpitala?
- Jeśli będzie trzeba - kiwnąłem głową, wzruszając przy tym ramionami, a z moich ust uleciało kolejne westchnienie. Byłem tak cholernie bezradny głównie dlatego, że nie wiedziałem jak mam ją przywrócić na ziemię. Nawet nie wiedziałem co się z nią dzieje, szlag by to! Przymknąłem na moment oczy i ponownie je otwierając wstałem z nią na rękach na równe nogi, po czym po prostu przeniosłem na łóżko, delikatnie ją na nim sadzając.

Oczywiście podczas tych działań, nawet się nie poruszyła, a co mam dopiero mówić o powiedzeniu  czegokolwiek. Więc tak zupełnie bezradny usiadłem na skraju łóżka i po prostu się na nią patrzyłem. Dopiero teraz zauważyłem jak okropnie wygląda, puste oczy, czerwona od płaczu, a może zmęczenia twarz? Śińce pod oczami pokazywały ile tak na dobrą sprawę przeszła przez te kilka dni. Włosy na głowie zupełnie przetłuszczone i potargane, jak z horroru wyjęte. Jednym słowem wyglądała strasznie. Przejechałem dłonią wzdłuż jej ramienia aż dotarłem do jej zabandażowanych nadgarstków. Wcześniej biały materiał zabarwiony został na czerwony, wręcz ciemny kolor, co mogło oznaczać tylko jedno - szwy puściły. Delikatnie ująłem jej dłoń i powoli zacząłem zdejmować opatrunek. Tak jak podejrzewałem niektóre ze szwów zostały poluzowane, a na jej nadgarstku zaschła krew i to duża ilość.
- Przynieś świeży bandać, nić i igłę - wymamrotałem, nawet nie zwracając wzroku w stronę Hemmingsa.
Blondyn od razu na moje słowa zerwał się i popędził do łazienki, z której po krótkiej chwili wrócił z wspomnianymi przeze mnie rzeczami, a nawet kilkoma więcej. Położył wszystko obok mnie, przypatrując mi się rozgorączkowanym spojrzeniem. Zerknąłem na niego kątem oka. Doskonale widziałem, że się bał i stresował. Ja też, jednak umiałem tego nie pokazywać. Ostrożnie wyciągnąłem poluzowane szwy zaciskając przy tym usta. Cholera, byłem przerażony, że mogę jej coś zrobić. Przetarłem delikatnie powoli gojącą się ranę spirytusem, wziąłem głęboki wdech i wbiłem igłę w jej cienką bladą skórę. W tym momencie do moich uszu dotarł przeciągły jęk bólu. Spojrzałem przestraszony na Veronicę, która zaciskała oczy i usta wciskając tył głowy w poduszkę. Luke momentalnie pojawił się obok niej, układając dłoń na policzku brunetki. Mój Boże, chyba wróciła do "żywych". Przepełniła mnie wielka ulga, że jednak nic jej nie jest i reaguje na cokolwiek. Ocknąłem się jednak widząc, że dziewczyna cierpi i wziąłem się czym prędzej za zszycie rany.
- Ronnie? - Jej imię rozbrzmiało wśród ciszy.
Tylko na tyle było mnie stać, bo co innego mogłem powiedzieć? Ta, ku naszemu zdziwieniu, poruszyła głową unosząc ją tak, że patrzyła prosto w moje oczy. Spojrzała na mnie pierwszy raz od tej naszej ostrej wymianie zdań tuż po tym jak się obudziła, lecz to spojrzenie nie było już takie samo. Pomimo, że kontaktowała w jej oczach panowała pustka. Nie widziałem ani obrzydzenia, ani strachu. Żadnych z tych emocji, którymi zazwyczaj mnie dażyła.
Głośno wypuściłem powietrze z ust i położyłem delikatnie jej zranioną dłoń na łóżku.
- Boże, Ronnie - wydukał Luke, który zaraz pojawił się obok mnie i zamknął w swoich dłoniach jej drobną piąstkę. - Wszystko w porządku? - szepnął, pochylając się nad nią.
Dosłownie odruchowo podniosłem rękę do jego ramienia, by nie przybliżał się do niej bardziej, ale oczywiście nie zrobiłem tego. Nie mogłem i nie powinienem. Luke jest jej przyjacielem i z pewnością go teraz potrzebuje.
Hemmings westchnął ciężko, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Kątem oka widziałem jak ich palce się splatają. Nie do końca znane mi uczucie ścisnęło mi serce na ten widok. Miałem ochotę po prostu na niego wrzasnąć, chociaż nie miałem powodu. Co się ze mną, cholera, dzieje? Podejrzewam, że na to pytanie szybko nie uzyskam odpowiedzi.


________________________________________________

Witam moi kochani,
Mamy rozdział! Cieszy się ktoś? My na pewno. Jak wrażenia? Jakieś koncepcje tego co będzie dalej?
A jak tam wakacje? Ja siedze na Helu, wyleguje się jak foka na plaży, jest suppi, jeśli ktoś kto to czyta, też tu jest, to piszcie chętnie się spotkam ;3 a wy gdzie jesteście i co robicie? 
Dziękujemy za komentarze oraz wyswietlenia, mamy już prawie 30 tys wyswietleń wow ludzie o,O
No nic, już nie będę przedłużać. Komentujcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF, pytajcie familie oraz po prostu dobrze się bawcie na wakacjach ;* 
Kocham Was ;* 
A.


Dzień doberek/dobry wieczór, misie! :*
Tak, wow, udało nam się spiąć poślady i wreszcie wrzucić rozdział. Jak wam się on podoba? Lukey jest coraz słodszy z każdym rozdziałem, jejku. A co sądzicie o Ashu? Czyżby się zmieniał? 😏 miejmy nadzieję.
A jak wakacje? Ja sobie siedzę w Bułgarii od tygodnia i współczuję wam w Polsce, masakra jakaś. Ja tu mam mega upały :p
Dobra, nie rozpisuję się, lecę właśnie do delfinarium hyhy ^^
Komentujcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF, rozsyłajcie po znajomkach!
Do następnego, buziaki <3
W.





Czytasz? Prosimy skomentuj ;*