wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 46.

*Perspektywa Ashtona*

Rozbudzony przetarłem zmęczone powieki i spojrzałem z przymrużonymi oczami na wyświetlacz mojej komórki. Prawie druga w nocy. Mlasnąłem głośno, czując nieprzyjemną suchość w ustach. Nigdy nie miałem nic do picia w pokoju, bo w sumie rzadko się przebudzałem w nocy, ale skoro już się stało, to muszę się napić. Leniwie zszedłem z łóżka i skierowałem się do kuchni, starając się być najciszej jak potrafię. Nie chciałem obudzić nikogo w domu. Otworzyłem lodówkę, a światło wydobywające się z niej dosłownie mnie oślepiło. Nie zauważyłem niestety wody mineralnej, której poszukiwałem, więc chwyciłem pierwszą z brzegu butelkę i odkręciłem. Już brałem ją do ust, kiedy kompletnie niespodziewanie usłyszałem krzyk. Po kilku sekundach dopiero dotarło do mnie do kogo on należał. W tempie ekspresowym odstawiłem butelkę na blat, nie biorąc ani łyka i pognałem na piętro o mało nie wywalając się na schodach. Wpadłem niczym huragan do pokoju Veronici, widząc jak brunetka dosłownie dusi się łzami. Usiadłem obok niej i prędko wziąłem w ramiona. Dziewczyna otworzyła oczy szeroko, gwałtownie nabierając powietrza w płuca. Spojrzała na mnie wielkimi oczyma, w których zebrała się kolejna fala łez i zaraz przyozdobiła jej rozgrzane policzki. Oddychała szybko i nierównomiernie, cicho szlochając. Chciałem przyciągnąć ją do siebie, ale odepchnęła mnie, wycofując się w kąt łóżka. Otoczyła się ramionami i kołysząc się w przód i w tył wpatrywała się w przestrzeń za mną. Ponad to światło wpadające przez okno oświetlało ledwie jej bladą jak upiór twarz. Wyglądała okropnie. Wyciągnąłem ku niej dłoń, ale ta znowu zaczęła się cofać, pomijając już zupełnie fakt, że nie miała już dokąd, gdyż jej plecy przylegały z całym naciskiem na ścianę.
- Ronnie - szepnąłem w przestrzeń, chcąc by rozpoznała w ciemnościach mój głos, lecz ona znowu jakby coś usłyszała z boku.

Odwróciła głowę w drugą stronę nagle łapiąc się za nią, po czym wydała z siebie kolejny krzyk. Czy sen nadal trzymał ją w swoich sidłach? Nie myśląc dłużej wskoczyłem na łóżko i po prostu przyciągnąłem ją do siebie, potrząsając jej bezwładnym ciałem.
- Ronnie, obudź się! - wrzasnąłem, co tym razem podziałało. Dziewczyna spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Widziałam, zabili ją, Ashton. Zabili - wyjąkała zanosząc się donośnym płaczem.
- Uspokój się, już dobrze. To był sen - szepnąłem nie zaprzestając jej uspokajać.
Trochę to potrwało zanim przestała płakać, jednak w końcu się udało. Leżała wtulona w mój tors, prawdopodobnie powoli usypiając.
 Siedziałem tak kilka minut kołysząc się w tył i w przód z nadzieją, że Veronica zaśnie z powrotem. Słyszałem jej spokojny już oddech, więc uznałem, że odpłynęła. Cholera, mam nadzieję, że nie przyśni się jej to znowu. Zapewne miała przed oczami scenę, w której jej siostra postrzelona pada na zimny bruk. Po moich plecach przeszedł dreszcz na samo wspomnienie tego. Owinąłem ściślej ramiona wokół niej i pociągnąłem trochę wyżej, tak, że jej głowa oparta była o moje ramię. Trochę bałem się, iż może się obudzić jeszcze raz tej nocy z krzykiem, więc zrobiłem, co uznałem za słuszne, czyli zabrałem ją do swojego pokoju. Ostrożnie kładąc ją na łóżku przykryłem kołdrą. Zwinęła się dosłownie w kulkę, zaciskając piąstkę na pościeli.
Westchnąłem cicho i położyłem się ostrożnie za nią, przyciągając ją do siebie i również okrywając się po klatkę piersiową.









~~*~~

- Ashton, Ronnie nie.. - Wrzask Hemmingsa wyrwał mnie z błogiego snu.
Leniwie otworzyłem oczy patrząc na niego zirytowanym wzrokiem.
- Nie ma jej w pokoju, wiem.
- Czemu ona...? - zapytał mając otwartą buzię i pokazując palcem na coś w kącie pokoju. Zdezorientowany powędrowałem spojrzeniem w tamtym kierunku i sam aż zaniemówiłem. W rogu siedziała skulona dziewczyna, z nogami podwiniętymi pod brodę oraz szczelnie otulona drobnymi ramionami. Wzrok tak jak w nocy miała utkwiony gdzieś w ścianie i praktycznie nie mrugała. Cholera, ile ona tak tam siedziała? Znowu śniła na jawie? Czy jej psychika pokruszyła się niczym rozbita porcelana? Ostrożnie zwlokłem się z łóżka i podchodząc klęknąłem na wprost niej.
- Veronica? - odezwałem się kładąc dłoń na jej kolanie, ale ona ani nie drgnęła, ani nie mrugnęła. Tak jakby znajdowała się w jakimś transie.
- Ronnie, co się dzieje? - Zaraz obok nas pojawił się zmartwiony Luke, ale nawet i on nic nie wskórał. Zupełnie zero reakcji. Co jest kurwa? Spanikowany spojrzałem na blondyna, który już wlepiał przerażony wzrok w moją osobę. Powiedzcie, że to jest jebany sen. Znowu spojrzałem na dziewczynę tym razem potrząsając ją za ramię. Nadal nic. Wiązanka epitetów opuściła moje usta. Co ja mam teraz zrobić.
- Luke, leć po Caluma, już! - wrzasnąłem nawet się nie odwracając.

Blondyn niemal od razu słysząc moje słowa wybiegł z pokoju niczym poparzony. Usiadłem przed Veronicą, przypatrując jej się uważnie. Nie widziałem żadnych zmian na jej ciele, naprawdę zupełnie nic. Żadnych zadrapań, cięć czy siniaków, których szczerze mówiąc się spodziewałem. Cholera, byłem przerażony jej zachowaniem. Nie reagowała na zupełnie nic, jakby żyła w swoim świecie, tam głęboko w głowie, kompletnie zapominając o tym tutaj. Dosłownie po pół minucie jak nie krócej do pokoju wpadli Luke z Calumem. Odwróciłem głowę w stronę Hooda, który patrzył zdezorientowany to na mnie to na nieruchomo siedzącą przede mną dziewczynę.
- Co jej się dzieje? - zapytał, powoli kucając obok mnie.
- Nie mam pojęcia, Calum. Na nic nie reaguje, jakby jej tu nie było. Siedzi tu od nie wiem której godziny w bezruchu, nie odzywa się. Ty mi powiedz co jej jest - westchnąłem, zwracając zbolały wzrok na brunetkę. Martwiłem się o nią i to bardzo, zwłaszcza, że nie wiedziałem co się z nią działo. To z pewnością był problem w jej psychice, ale jak temu zaradzić?
Calum wystawił ostrożnie dłoń w jej stronę i pomachał przed jej oczami. Veronica w żadnym stopniu się nim nie przejęła, jednak zauważyłem, że mrugnęła. Reakcja czysto fizyczna, przecież jest człowiekiem, musi mrugać. Skrzywiłem się nieznacznie, kiedy chłopak położył dłoń na jej skrzyżowanych ramionach, ale także tym nic nie osiągnął.
- Wygląda jak sparaliżowana - mruknął.
- A jaki jest powód tego paraliżu? - Luke stojący za nami prawdopodobnie był teraz nieludzko przerażony i rwał sobie włosy z głowy.
- Nie mam pojęcia. Nie jestem psychologiem ani psychiatrą, nie stwierdzę ci choroby ani tego, co jej się teraz dzieje - pokręcił głową na boki - ale zgaduję, że to minimalna psychoza na tle depresji. Po tym co się stało z pewnością wpadła w pewnego rodzaju depresję, dowodem jest jej próba samobójcza. A z jej zachowania to wnioskuję, że jakieś zaburzenia psychiczne.
- I ty mi tu, że nie jesteś psychiatrą - prychnąłem nawet nie patrząc na przyjaciela. Wzrok miałem cały czas utkwiony w niej. - Co może ją wyciągnąć z tego stanu?
- Nie mam pojęcia, poszukam czegoś w Internecie, ale nie wiem czy będę potrafił jej pomóc. Spróbuj z nią rozmawiać albo chociaż mów do niej, może w końcu zareaguje na coś.
Kiwnąłem głową i podziękowałem mu za pomoc. Brunet opuścił mój pokój, a ja usiadłem tuż obok niej opierając się o ścianę. Delikatnie objąłem zielonooką ramieniem, lecz ta ciągle ani drgnęła. Hemmings także usiadł przed nią na moim miejscu i położył drżącą dłoń na jej ramieniu. Złożyłem długi pocałunek na jej skroni, zastanawiając się co mógłbym zrobić, by się otrząsnęła z tego chorego transu czy cokolwiek to było. Wyglądała niczym zahipnotyzowana.
- Poczekaj - szepnąłem do Luke'a i nie wiem czy to było dobrym pomysłem, ale posadziłem ją sobie na kolanach i mocno przytuliłem. - Veronica, no już, otrząśnij się, wszystko jest w porządku.
- Ronnie, skarbie, spójrz na mnie, proszę - powiedział Luke, patrząc na nią smutno.
Byłem tak bezradny i zdesperowany, żeby jakoś ją z tego wyciągnąć, że zaprezentowałem jedyne, co mi przyszło do głowy, mając gdzieś, że siedzi tutaj Hemmings. Ułożyłem prawą dłoń na jej policzku, zwróciłem ją bardziej ku sobie i po prostu przylgnąłem ustami do jej warg.

Czułem pod palcami, a raczej nie czułem żadnej reakcji z jej strony. Nic, zupełnie nic. Jej skóra nawet w minimalnym stopniu nie drgnęła, więc po prostu się odsunąłem od niej. Długo patrzyłem na jej oczy, które w tym momencie były skierowałem ku mnie, tyle że ich wyraz był wciąż pusty. Zupełnie obcy i oddalony od mnie. Gdzieś w środku poczułem nieprzyjemne ukłucie, którego dosyć dawno nie odczuwałem. Czyżbym znowu wracał do siebie? Czy naprawdę ta drobna dziewczyna sprowadzała mnie z powrotem? Nie wiem, nie znałem jeszcze odpowiedzi na to pytanie i biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację sądzę, że jeszcze długo pozostanie to dla mnie zagadką. Kciukiem ciągle gładziłem jej zimny policzek i przymknąłem powieki wzdychając boleśnie. Byłem bezradny i to mnie frustrowało najbardziej. Otworzyłem oczy napotykając niebieskie tęczówki blondyna, który patrzył się jakby nie na mnie, wyraz jego twarzy sugerował, że był zaskoczony i oniemiały. Wcale się mu nie dziwię. Sam byłbym taki na jego miejscu, bo kto w ostatnich latach widział mnie takiego? Zauważyłem, że Luke otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jak widać był bardzo zdziwiony.
- Nie gadajmy o tym... Nie teraz - westchnąłem jedynie, gdzieś w środku przeczuwając, iż Hemmings chce zamienić ze mną kilka słów na ten temat.
Odetchnął cicho i kiwnął głową chyba rozumiejąc, że to nieodpowiedni moment na taką rozmowę. Zwiesiłem głowę, opierając brodę o czubek głowy brunetki. Przed oczami dosłownie przeleciało mi kilka chwil, kiedy zabrałem ją nad jezioro. Teraz też siedziała zupełnie nieruchomo na moich kolanach, wtulona we mnie i gdyby nie fakt, że ani trochę nie kontaktowała z rzeczywistością to cieszyłbym się.
- Co zrobimy, jeśli nie wróci do... świadomości? - Usłyszałem ciche pytanie jakby z oddali, bo byłem pogrążony we własnym wyimaginowanym świecie, zupełnie jak Veronica. Tylko że prawdopodobnie ja potrafiłem odróżnić go od rzeczywistości i umiałem do niej wrócić. A z nią coś jest nie tak. - Może zawieziemy ją do szpitala?
- Jeśli będzie trzeba - kiwnąłem głową, wzruszając przy tym ramionami, a z moich ust uleciało kolejne westchnienie. Byłem tak cholernie bezradny głównie dlatego, że nie wiedziałem jak mam ją przywrócić na ziemię. Nawet nie wiedziałem co się z nią dzieje, szlag by to! Przymknąłem na moment oczy i ponownie je otwierając wstałem z nią na rękach na równe nogi, po czym po prostu przeniosłem na łóżko, delikatnie ją na nim sadzając.

Oczywiście podczas tych działań, nawet się nie poruszyła, a co mam dopiero mówić o powiedzeniu  czegokolwiek. Więc tak zupełnie bezradny usiadłem na skraju łóżka i po prostu się na nią patrzyłem. Dopiero teraz zauważyłem jak okropnie wygląda, puste oczy, czerwona od płaczu, a może zmęczenia twarz? Śińce pod oczami pokazywały ile tak na dobrą sprawę przeszła przez te kilka dni. Włosy na głowie zupełnie przetłuszczone i potargane, jak z horroru wyjęte. Jednym słowem wyglądała strasznie. Przejechałem dłonią wzdłuż jej ramienia aż dotarłem do jej zabandażowanych nadgarstków. Wcześniej biały materiał zabarwiony został na czerwony, wręcz ciemny kolor, co mogło oznaczać tylko jedno - szwy puściły. Delikatnie ująłem jej dłoń i powoli zacząłem zdejmować opatrunek. Tak jak podejrzewałem niektóre ze szwów zostały poluzowane, a na jej nadgarstku zaschła krew i to duża ilość.
- Przynieś świeży bandać, nić i igłę - wymamrotałem, nawet nie zwracając wzroku w stronę Hemmingsa.
Blondyn od razu na moje słowa zerwał się i popędził do łazienki, z której po krótkiej chwili wrócił z wspomnianymi przeze mnie rzeczami, a nawet kilkoma więcej. Położył wszystko obok mnie, przypatrując mi się rozgorączkowanym spojrzeniem. Zerknąłem na niego kątem oka. Doskonale widziałem, że się bał i stresował. Ja też, jednak umiałem tego nie pokazywać. Ostrożnie wyciągnąłem poluzowane szwy zaciskając przy tym usta. Cholera, byłem przerażony, że mogę jej coś zrobić. Przetarłem delikatnie powoli gojącą się ranę spirytusem, wziąłem głęboki wdech i wbiłem igłę w jej cienką bladą skórę. W tym momencie do moich uszu dotarł przeciągły jęk bólu. Spojrzałem przestraszony na Veronicę, która zaciskała oczy i usta wciskając tył głowy w poduszkę. Luke momentalnie pojawił się obok niej, układając dłoń na policzku brunetki. Mój Boże, chyba wróciła do "żywych". Przepełniła mnie wielka ulga, że jednak nic jej nie jest i reaguje na cokolwiek. Ocknąłem się jednak widząc, że dziewczyna cierpi i wziąłem się czym prędzej za zszycie rany.
- Ronnie? - Jej imię rozbrzmiało wśród ciszy.
Tylko na tyle było mnie stać, bo co innego mogłem powiedzieć? Ta, ku naszemu zdziwieniu, poruszyła głową unosząc ją tak, że patrzyła prosto w moje oczy. Spojrzała na mnie pierwszy raz od tej naszej ostrej wymianie zdań tuż po tym jak się obudziła, lecz to spojrzenie nie było już takie samo. Pomimo, że kontaktowała w jej oczach panowała pustka. Nie widziałem ani obrzydzenia, ani strachu. Żadnych z tych emocji, którymi zazwyczaj mnie dażyła.
Głośno wypuściłem powietrze z ust i położyłem delikatnie jej zranioną dłoń na łóżku.
- Boże, Ronnie - wydukał Luke, który zaraz pojawił się obok mnie i zamknął w swoich dłoniach jej drobną piąstkę. - Wszystko w porządku? - szepnął, pochylając się nad nią.
Dosłownie odruchowo podniosłem rękę do jego ramienia, by nie przybliżał się do niej bardziej, ale oczywiście nie zrobiłem tego. Nie mogłem i nie powinienem. Luke jest jej przyjacielem i z pewnością go teraz potrzebuje.
Hemmings westchnął ciężko, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Kątem oka widziałem jak ich palce się splatają. Nie do końca znane mi uczucie ścisnęło mi serce na ten widok. Miałem ochotę po prostu na niego wrzasnąć, chociaż nie miałem powodu. Co się ze mną, cholera, dzieje? Podejrzewam, że na to pytanie szybko nie uzyskam odpowiedzi.


________________________________________________

Witam moi kochani,
Mamy rozdział! Cieszy się ktoś? My na pewno. Jak wrażenia? Jakieś koncepcje tego co będzie dalej?
A jak tam wakacje? Ja siedze na Helu, wyleguje się jak foka na plaży, jest suppi, jeśli ktoś kto to czyta, też tu jest, to piszcie chętnie się spotkam ;3 a wy gdzie jesteście i co robicie? 
Dziękujemy za komentarze oraz wyswietlenia, mamy już prawie 30 tys wyswietleń wow ludzie o,O
No nic, już nie będę przedłużać. Komentujcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF, pytajcie familie oraz po prostu dobrze się bawcie na wakacjach ;* 
Kocham Was ;* 
A.


Dzień doberek/dobry wieczór, misie! :*
Tak, wow, udało nam się spiąć poślady i wreszcie wrzucić rozdział. Jak wam się on podoba? Lukey jest coraz słodszy z każdym rozdziałem, jejku. A co sądzicie o Ashu? Czyżby się zmieniał? 😏 miejmy nadzieję.
A jak wakacje? Ja sobie siedzę w Bułgarii od tygodnia i współczuję wam w Polsce, masakra jakaś. Ja tu mam mega upały :p
Dobra, nie rozpisuję się, lecę właśnie do delfinarium hyhy ^^
Komentujcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF, rozsyłajcie po znajomkach!
Do następnego, buziaki <3
W.





Czytasz? Prosimy skomentuj ;*

6 komentarzy:

  1. Boski i woo Ash się zakochał hihihi Luke taka slodzinka i przyjaciel aww czekam na kolejny miski (^.^)
    (^.^)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Dodawajvie szubko! Aszton naprawdę staje się inny,ale to dobrze 😍Pozdrawiam😘

    OdpowiedzUsuń
  3. O NIE XDDD ESZTYN WPADŁEŚ ZIĄ XDDDD RONNS OGARNIJ I KOCHAJ ESZTYNA...

    OdpowiedzUsuń
  4. O NIE XDDD ESZTYN WPADŁEŚ ZIĄ XDDDD RONNS OGARNIJ I KOCHAJ ESZTYNA...

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww ^^ kurcze ja sama nie moge sie przyzwyczaic, ze nie ma Adrianne.. moze jednak jakos cudem ozyje?:( tak czy inaczej super opisujecie stan Victorii i woah przemiana Ashtona, czekam na nastepny rozdzial, pierwszy raz pisze oficjalnie xd zawsze tylko czytalam z ukrycia xd jednak tym razem zapraszam rowniez do siebie storiesthaticantexplain.blogspot.com
    Co prawda ja dopiero raczkuje ze swoim opowiadaniem :D
    Życze weny i udanych wakacji!
    Mika


    OdpowiedzUsuń