wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 32.

*Perspektywa Veronici*

Mozolnie otworzyłam powieki czując lekkie pulsowanie głowy. Patrzyłam zamglonym wzrokiem w sufit mrużąc przy tym oczy. Próbowałam sobie przypomnieć co stało się wczoraj, jednak w mojej pamięci pozostała luka, czarna dziura. Teraz znajdowałam się w pokoju "należącym do mnie i Ann". Obok siebie w miejscu bioder czułam jakby wgniecenie. Spojrzałam w tamtą stronę; na łóżku siedział Irwin ze schowaną w dłoniach twarzą. Przetarłam oczy, by wyostrzyć sobie wzrok. Nie miałam omamów, siedział tam zgarbiony, nie wiem ile czasu. Odchrząknęłam cicho, tym samym zwracając na siebie jego uwagę. Nieco się wyprostował odwracając w moją stronę.
Mimo iż w pokoju nie było jasno, gdyż prawdopodobnie była jeszcze noc, widziałam doskonale jego spojrzenie. Takie... Troskliwe. Chociaż nie, muszę mieć omamy. Za żadnym razem, gdy działo mi się coś złego nie spojrzał na mnie w ten sposób. Teraz też nie, to tylko moja wyobraźnia.
Potrząsnął głową, jakby chciał coś z niej strzepnąć i spojrzał na mnie obojętnie. No tak, to przecież Ashton.
- Co się stało? - zapytałam unosząc się na łokciach.
Blondyn podłożył palec wskazujący do ust, uciszając mnie jak dziecko w przedszkolu.
- Ubierz się - szepnął - czekam na korytarzu.
Po tych słowach wstał i po prostu wyszedł bezszelestnie zamykając drzwi za sobą. Zdezorientowana chwilę patrzyłam na drewnianą powłokę nie wiedząc co mam myśleć.
Nagle natłok myśli zaczął obijać się o moją głowę. Lista. Nasze nazwiska. Dylan. Kłamstwa i sekrety.
Z tego wszystkiego zemdlałyśmy... Właśnie! Gdzie jest Adrianne?
Ugh, dobra, na pewno nic jej nie jest. Louis i Caleb na pewno się nią zaopiekowali jak mną. Chyba że to nie oni.
Spojrzałam w dół. Byłam w samej podkoszulce i majtkach. I prawdopodobnie zbladłam. Dobrze pamiętam, że miałam na sobie więcej ubrań oraz biustonosz. Po moich plecach przeszły delikatne dreszcze.
Nie ważne.
Nie chcąc irytować blondyna wstałam, wyciągnęłam z walizki pierwsze lepsze spodnie i naciągnęłam je na biodra. Zdjęłam też bluzkę i założyłam brakującą część bielizny. Z trudem ubrałam z powrotem koszulkę i w pośpiechu wyszłam z pokoju przeczesując włosy palcami. Zamknęłam za sobą drzwi jak najciszej umiałam, po czym spojrzałam pytająco na chłopaka.
Ten tylko wskazał głową ku schodom nakazując mi gestem bym była cicho. Nie jestem na tyle ułomna, żeby się nie domyśleć, ale bez zbędnych ceregieli ruszyłam przed siebie starając się poruszać bezszelestnie. Gdy dotarliśmy na dół Ashton podszedł do drzwi, otwierając je jakimś dziwnym urządzeniem. Co oni nie mają kluczy czy jak? Spojrzałam na niego pytająco. Chce mnie wywlec z domu? Boże czy on ocipiał do reszty? Cofnęłam się dwa kroki do tyłu krzyżując ręce na piersi. Chłopak jakby wyczuwając to iż stanęłam spojrzał na mnie.
- Chodź - szepnął łagodnie, nawet powiedziałabym że wręcz zbyt łagodnie jaki na niego. Pokręciłam w odpowiedzi tylko głową. Nigdzie się nie wybieram, o nie Irwin.

Ashton tylko westchnął, po czym powolnym krokiem podszedł do mnie i tego co zrobi potem bym się w życiu nie spodziewała. Gdy już znalazł się na przeciwko mnie, ułożył dłoń na moim policzku po czym przyłożył swoje wargi do moich. To był ułamek sekundy. Dosłownie ułamek. A ja już zdążyłam zgubić dech. Cholera jasna. Stałam tak oniemiała, podczas gdy on złączył nasze dłonie i wyprowadził z domu moje na wpół przytomne ciało.
Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Ten pocałunek zadziałał niczym jakiś otumaniacz. Serce przyspieszyło obroty, a umysł się po prostu wyłączył. Ashton otworzył drzwi od strony pasażera, delikatnie posadził mnie na fotelu i zapiął pas. Ja tylko tępo wpatrywałam się w jego jasne oczy, które teraz miały kolor prawie że złota. Lśniły tajemniczym blaskiem.
Blondyn wsiadł za kierownicę i wyjechał na główną drogę, zaś ja oparłam czoło o zimną szybę kojąc nerwy. Wszystkie splątane myśli podczas drogi układałam - a bynajmniej próbowałam ułożyć - w logiczną całość. Droga nie była szczególnie długa, zleciała szybko, mimo iż jechaliśmy w zupełnej ciszy. Może to też dlatego, że nie było żadnego samochodu na drodze.
- Gdzie jedziemy? - szepnęłam jakby odruchowo, gdyż w domu nakazał być mi cicho.
Jasne usta Irwina rozciągnął uśmiech, który powiedział mi, że chłopak nie zamierza nic zdradzić. Przewróciłam jedynie oczami, ale nie zamierzałam odezwać się ponownie, gdyż wiedziałam że to bezsensowne. Dlatego oparłam policzek o dłoń i patrzyłam jak sprawnie i z pasją prowadził swój ukochany samochód. Nie wiem ile tak minęło kiedy Ashton w końcu zatrzymał Chargera nie mam pojęcia gdzie. Chwyciłam za klamkę sama otwierając sobie drzwi i tak byłam zdziwiona że ich nie zamknął . Stanęłam twardo na trawie, która pogrywała całą przestrzeń, a nie, jednak nie do końca, gdyż gdy tylko się odwróciłam ujrzałam nie duże jeziorko, coś w stylu oczka wodnego lub stawu. Dookoła wznosił się zapach kwiatów kwitnących wzdłuż dróżki ze żwiru. Z daleka można było zobaczyć drewnianą, dosyć starą altankę w dobrym stanie przy której pięły się ku górze wierzby płaczące. By do nich dotrzeć, trzeba było przejść przez mostek, który przecinał jeziorko. Gdy się wytężyło zmysły, można było usłyszeć cykające w trawach świerszcze lub hukanie sów, które dotychczas mnie przerażały, lecz teraz było to zupełnie coś innego. To było malownicze miejsce. Mogłabym stać tu przez godziny i podziwiać to wszystko. Nawet gdy było to oświetlone tylko przez parę latarni i światło księżyca, który tej nocy znajdował się w pełni. Gdybym nie była tu z Irwinem, pomyślałabym że to najromantyczniejsze, najcudowniejsze miejsce na kuli ziemskiej. Nie dało się tego po prostu opisać słowami. To trzeba było przeżyć.
Z jakby transu wyrwały mnie dłonie na biodrach. Nieco zachłysnęłam się powietrzem, lecz zaraz uspokoiłam się i uniosłam głowę w górę patrząc na twarz blondyna, który z nieświadomym uśmiechem wpatrywał się w ten krajobraz.
- Ash..
- Podoba ci się? - zapytał, zwracając twarz ku mojej.
Nie potrafiłam znaleźć słowa, które mogłoby opisać to miejsce, więc po prostu przytaknęłam mówiąc ciche 'bardzo'. Jego usta rozciągnęły się nieco szerzej w ciepłym uśmiechu. I mogę szczerze powiedzieć, uwielbiam kiedy Ashton Irwin zachowuje się w ten sposób a nie inaczej.
Kiwnął głową lekko w stronę starego, pięknie zarośniętego kwitnącymi pnączami mostku. Stanęłam przed nim, dostrzegając że jego początek jest zepsuty. Deski były złamane w pół i jeśli chciało się przedostać na drugą stronę, trzeba było przejść po cienkiej (pragnę przypomnieć też że nie ma tam balustrad)
drewnianej belce, a z moim lękiem wysokości to nie lada wyzwanie. Spojrzałam na Irwina z przestrachem. Jego uśmiech zniknął.
- Boisz się?
Zagryzłam dolną wargę i przytakując nieśmiało zwiesiłam głowę wbijając spojrzenie w trawę pod moimi stopami.
- Jestem tu, dasz radę - posłał mi pokrzepiający uśmiech, wyciągając dłoń w moją stronę.
Niepewnie chwyciłam ją stawiając pierwszy krok na desce. Racja, dam radę. Przecież to tylko głupi, wysoko postawiony nad jeziorem, zepsuty most, który w każdej chwili może się rozpaść. Nic prostszego, prawda?
Przełknęłam gule tworząca się w moim gardle i pokonałam resztę w dość szybkim tempie. Ale jak to ja, potknęłam się o wystającą belkę i runęłam do przodu przewracając przy okazji Irwina na drewno. Momentalnie chciałam się podnieść, bo wiem jaki potrafi być, ale ręce na moich biodrach mi to uniemożliwia ciągnąc mnie w dół. Więc leżałam tak na jego torsie, bojąc się na niego spojrzeć. Był zły? Bardzo spieprzyłam ten wieczór? Był taki słodki, ale szlak by to trafił jak zawsze musiałam coś zepsuć. Wywróciłam oczami opierając czoło o jego pierś, która zaraz zaczęła wibrować, czy on się śmiał? Zadarłam natychmiastowo głowę ku jego twarzy. I rzeczywiście, chłopak leżał na plecach ze wzrokiem wlepionym w moją osobę i się śmiał. Nie szyderczo czy sztucznie. To był serdeczny beztroski dźwięk wydobywający się z jego gardła.
Poczułam jak moje policzki olewa gorąc.
- Jestem niezdarą - mruknęłam.
- Małą, uroczą niezdarą - zachichotał, zakładając pasmo włosów za moje ucho.

Dzięki temu, że rozplótł swoje ręce, wyślizgnęłam się spod jednego ramienia i powoli wstałam otrzepując niewidzialne pyłki ze spodni.
Westchnęłam, widząc, że on nadal siedzi na trawie opierając się o drzewo. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, którą bez wahania przyjął, lecz zamiast ja pociągnąć go w górę - on pociągnął mnie w dół, przez co upadłam tyłkiem na jego kolana. Spiorunowałam go wzrokiem, lecz gdy ujrzałam na jego twarzy ten uroczy, chłopięcy uśmiech moje spojrzenie złagodniało.
Nie wiedziałam co zrobić. Zejść i usiąść obok? Siedzieć na jego kolanach? Nie chciałam tego teraz zepsuć, nie wybaczyłabym sobie, gdybym teraz go zdenerwowała. Powróciłby stary Irwin, a nasze stosunki wcale by się nie polepszyły. Siedziałam więc bez ruchu patrząc w jego jasne oczy.
Blondyn w końcu splótł dłonie na mojej talii i przyciągnął do siebie. Podkurczyłam nieco kolana, a głowę oparłam na jego ramieniu. W tej chwili nie liczyło się kim jest ten chłopak, co zrobił mi i mojej siostrze, co teraz się działo. Zupełnie nic i chciałam, by ta chwila trwała jak najdłużej. Jego dłoń zaczęła błądzić w tą i z powrotem po moich plecach, co było niesamowicie przyjemne.
- Masz na pewno trochę pytań - szepnął w moje włosy. Zdziwił mnie tym, gdyż nigdy na żadne nie udział mi odpowiedź, gdyż albo mnie chamsko zbywał, albo zmieniał temat, grożąc mi. Ponownie zadarłam głowę opierając brodę na jego klatce i patrząc mu w oczy wydęłam dolną wargę. Zachichotał słodko dotykając ją opuszkiem palca.
- Kim jest...
- Hope? - westchnął.
Widziałam w jego oczach smutek na wspomnienie tej osoby. To już wiadome, że była mu bardzo bliska. Splótł swoje palce na moim ramieniu, opierając podbródek na czubku głowy.
- Hope to... To była wspaniała, troskliwa, rozsądna, mądra dziewczyna o wielkim sercu. Nie zasłużyła na życie, jakie jej dałem, zasługiwała na coś o wiele lepszego. Nie potrafiłem jej tego dać, ale nigdy nie powiedziała do mnie złego słowa. Starałem się jak tylko mogłem, by zapewnić jej bezpieczeństwo i zwyczajne, szare życie, ale nie... Ona zawsze chciała takie, jakie miała. Pełne zaskakujących niespodzianek i niebezpieczeństwa - zaśmiał się, pociągając nosem. - Zmarła w wypadku samochodowym. Siedziałem w szpitalu siedem godzin. Modliłem się do Boga, by przeżyła... - wziął głęboki wdech  niemal łapczywie, jakby ktoś mocno uderzył go w brzuch pozbawiając go oddechu na moment, lecz zaraz dodał z bólem. - Nie przeżyła.
Na włosach poczułam mokre, gorące kropelki.
Płakał.
Bardzo powoli odsunęłam się od niego i spojrzałam na twarz. Pociągnął nosem, starając się utrzymać na drżących ustach niewielki uśmiech. Jak najdelikatniej potrafiłam dotknęłam dłonią jego policzka i starłam mokre stróżki spływające w dół po jego pięknej twarzy. Blondyn wziął moją dłoń i złożył długi pocałunek na jej wierzchu, po czym zaczął jeździć po niej kciukiem.
- Była twoją dziewczyną? - To pytanie mimowolnie opuściło moje usta, z jednej strony byłam tego ciekawa, ale druga część mnie bała się usłyszeć tej odpowiedzi.
- Nie. Hope była moja siostrą - wyszeptał z malutkim uśmiechem. Z moich ust uciekło westchnienie. Poczułam ulgę, że nie cierpiał tak z powodu utraty ukochanej. Tylko siostry. Czułam się okropnie, myśląc w ten sposób.
Ułożyłam druga dłoń na jego policzku. Po czym sama nie wiem czemu przybliżyłam twarz do jego, powoli łącząc nasze usta. Zrobiłam to dobrowolnie, za każdym razem to on robił to bez mojej zgody, ten pocałunek był zupełnie inny. Szczery i w pełni nasz.

Blondyn uśmiechnął się delikatnie, przymykając powieki umieścił dłoń na moim karku, pogłębiając pocałunek, który nadal był delikatny i pełen uczucia. Irwin ściągnął z siebie bluzę nie odrywając od siebie naszych ust, poruszających się w jednym rytmie, tak idealnie zgranych.
Usiadłam w rozkroku na jego kolanach, nawet chwili nie poświęcając na zastanowienie się nad tym wszystkim. Zaś on chwycił mnie za biodra i lekko uniósł odrywając się ode mnie. Wzięłam głęboki wdech, otwierając oczy. W jego oczach dostrzegłam iskierki. W mgnieniu oka położył mnie na trawie zachłannie całując. Jednak nie trwało to długo przez śliską i stromą powierzchnię pod nami; Ashton pośliznął się ciągnąc mnie za sobą. Zaczęliśmy się dosłownie turlać z górki, a na końcu wpadliśmy z pluskiem do lodowatej wody. Wynurzyłam się szybko na powierzchnię biorąc głęboki wdech. Rozglądnęłam się wokół, lecz nigdzie nie zauważyłam Irwina. Aż coś chwyciło mnie za kostkę. Wciągnęłam do płuc jak najwięcej powietrza, a sama ponownie się zanurzyłam. Otworzyłam oczy pod wodą widząc niewyraźne kontury. Odepchnęłam je od siebie i ponownie wynurzyłam, a zaraz po mnie chłopak.
- Ashton! Ty za...
Nie dokończyłam, bo blondyn przyciągnął mnie do siebie lekko przytrzymując i po raz trzeci przylgnął ustami do moich warg.
- Ta woda jest cholernie zimna - wymamrotałam.
Irwin podpłynął do brzegu wychodząc na niego. Mnie podał rękę i również wyszłam, dysząc jak po przebiegnięciu maratonu.
Opadłam plecami na trawę obok niego.
- Chodź, bo się przeziębisz - zachichotał pomagając mi wstać.
Niespodziewanie wylądowałam na jego rękach, przez co pisnęłam cicho, a on próbował powstrzymać się od śmiechu. Chłopak postawił mnie przy drzewie odwracając się i idąc w stronę mostu.
- Ashton!
- Nie martw się, zaraz wrócę.
Burknęłam jedynie coś pod nosem, wyciskając wodę z włosów. Tak jak mówił po minucie, może dwóch wrócił z grubym, ciemnym kocem w rękach.
- Zdejmij bluzkę.
- P-po co? - zapytałam praktycznie szeptem.
- No zdejmij.
To mi się coraz mniej podobało. Jesteśmy sami, w nocy w parku i... Nie, dobra. To idiotyczne. Przestań Veronica.

Ściągnęłam z siebie przemoczony materiał, rozwieszając go na gałęzi, a chłopak zarzucił mi swoją bluzę na ramiona. Szczelniej opatuliłam się materiałem przypatrując jego poczynaniom. Rozłożył koc na trawie obok altanki i oparł się o niewielki płotek czy ogrodzenie, nie wiem jak to nazwać.
- Chodź tu - posłał mi ciepły uśmiech, a z racji, że było mi okropnie zimno i nie miałam zamiaru tak stać jak kołek marznąc podeszłam do niego, usiadłam między długimi nogami blondyna opierając plecy o jego nagi tors.
Owinął swoje ramiona wokół mnie opierając ponownie podbródek na mojej głowie.
Nie wiem czemu ale również oparłam swoją głowę o jego klatce piersiową przymykając oczy. Wciągnęłam masę chłodnego powietrza napawając się ta sytuacją. Skłamałabym gdybym powiedziała że nie jest mi dobrze. Bo było. Czułam się bezpiecznie po mimo iż siedziałam z taką osobą jak Irwin. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się nagle zmienił. Czyżbym wzbudzała w nim to co do tej pory skrywał w swoim wnętrzu. Wreszcie dowiedziałam się czemu się zmienił. A bynajmniej już się domyśliłam, że to śmierć jego siostry go zmieniła. Naprawdę chciałabym mu pomóc, przywrócić to co zakopał razem z ciałem swojej siostry dwa metry pod ziemią. Chciałabym aby ten beztroski chłopiec wrócił, o ile w ogóle tam jeszcze jest. Czułam taka potrzebę, zostania już z nim, wspierania go, ale nie wiem czy to co się tu stało nie jest jednym wielkim snem lub swego rodzaju żartem który zafundował mi los.

_______________________________________________
Omg Omg Omg!
O M G!
Ten. Rozdział. To. ŻYCIE. >>>>>>>
Nie macie pojęcia jak bardzo fangirlowałam kiedy go pisałyśmy hahah. Shippuję Ashtonicę jak nwm *.*
Cieszę się, że Ash się tak zmienia, dzięki Ver. No i hey, w końcu wiemy dlaczego taki jest. Płakałam kiedy jej to mówił ;c
No ale nie zanudzam, duh jak zawsze haha.
No cóż, ten rozdział af i tyle.
Więc dziękujemy wam za komentarze i to, że z nami jesteście yaaay! Mam nadzieję że was przybędzie jeszcze trochę :D
No cóż, ja chyba będę się zmywać hm?
Huhu, życzę wam super sylwestra i nowego roku, ale nie pijcie za dużo xD
To teraz pora na Ann, ona wam naględzi :3 c;
Do zobaczenia misiak! :*
W.



Jak obiecałyśmy tak jesteśmy :D
Witam kwiatuszki moje :*
Jak wam się podoba rozdział? Ja nadal nie mogę uwierzyć, że nasz Irwin pokaże się z takiej strony! Owh rozpływam się. Jestem całym sercem Ashtonica shipper!
Wiemy już o Hope. Domyślaliście się tego? Czy może spekulowaliście coś zupełnie innego z jej osobą? Piszcie jestem tego ciekawa :)

No teraz podziękuję za wyświetlenia i komentarze, chociaż nadal jest ich coraz mniej nie wiemy czemu ;-; 
Wg chciałabym powitać Alicję (Skyfallgirl®), mam nadzieję, że zostaniesz z nami kochana :* 
A więc w czwartek sylwester. Z tej okazji chciałabym i ja życzyć wam hucznego, szampańskiego Sylwestra. tylko mi się nie spić :*
No więc już nie będę przynudzać, chociaż i tak nie wiem czy ktokolwiek oprócz Ani i czasami Gabrysi czyta nasze notki :D 

Kocham was :* Do zobaczenia w następnym roku :*
Buziaczki :* A.






Jeśli czytasz skomentuj choćby jednym wyrazem *,*

niedziela, 27 grudnia 2015

Świąteczny One Shot

*prosimy przeczytajcie notkę na dole*

Biały śnieg prószył z nieba spadając na jej roześmianą twarz skierowaną ku górze. Za każdym razem gdy zimny płatek upadał z gracją na jej zaróżowioną od mrozu twarz, chichotała cicho mając rozciągnięte w szerokim beztroskim uśmiechu usta. Mógłbym tak stać patrząc się  na nią taką cieszącą się malutkimi rzeczami. Stojącą na chodniku w swoim szarym płaszczu, rozwianych przez wiatr włosami które pokrył śnieg. Uśmiechnąłem się na ten widok, tak bardzo kochałem jej się przyglądać, zwłaszcza w takich momentach. Gdy nie zwracała na nic uwagi i po prostu cieszyła się chwilą.Byłem najszczęśliwszym facetem pod słońcem mając ją przy sobie i mam nadzieję, że o tym wiedziała, że jest dla mnie wszystkim i zawsze będzie moim słońcem wiszącym na horyzoncie  zachmurzonej szarej rzeczywistości.
Wolnym krokiem podszedłem do niej kładąc dłonie na jej talii, czego brunetka zupełnie się nie spodziewała czego byłem pewien gdyż pisnęła zaraz wybuchając śmiechem domyślając się iż to tylko ja.
Delikatny uśmiech rozciągnął moje usta. Złożyłem krótki pocałunek na jej szyi i odwróciłem dziewczynę w swoją stronę, po czym wpiłem się wargami w jej miękkie, spierzchnięte od zimna wargi.
- Wracamy kochanie? Kate nas zabije, jeśli się spóźnimy - zaśmiałem się.
- Dobrze - wymruczała słodko, uśmiechając się przy tym.
Chwyciłem jej dłoń i powoli skierowałem się w stronę domu. Byliśmy jedynie w parku, który nie był tak daleko. Szliśmy powoli, ciesząc się swoim towarzystwem i wszechobecnym świątecznym nastrojem. Pojedyncze drzewa zdobiły sznury małych, złotych lampek, a na słupach i latarniach wisiały kolorowe ozdoby. Objąłem brunetkę ramieniem, przyciągając ją bardziej do siebie. Pragnąłem jedynie, by była tutaj, ze mną. Niczego więcej nie potrzebowałem. W końcu doszliśmy pod drzwi naszej posiadłości. Stanąłem w miejscu, przez co Adrianne patrzyła zdezorientowana w moje oczy. Widziałem jednak w nich iskierki dziecięcej radości. Ułożyłem ciepłą rękę na jej zziębniętym policzku i ponownie złączyłem nasze usta. Oboje uśmiechnięci strzepaliśmy ze swoich ubrań i włosów śnieg i weszliśmy do domu. Było w nim przyjemnie ciepło i pachniało po prostu bosko. Ah, nasza kochana Kathrin, mistrzyni w pieczeniu ciasteczek.
Gdy tylko weszliśmy do kuchni zastaliśmy moją kochaną siostrę gotującą kolejne potrawy, a raczej próbującą coś ugotować, gdyż co chwila Harry z rozbawianiem na twarzy sadzał ją na blacie i kazał jej niczego nie dotykać.
- Hazza! - pisnęła w końcu. - Nie jestem niedołężna!
- Nie będziesz mi się przemęczać. - wskazał na nią palcem, i zaraz stając między jej nogami wpił się w jej wargi na co moja siostra prychnęła ale jak zawsze oddała pocałunek. Brunet zaśmiał się tylko cicho gładząc dłonią jej pokaźnych rozmiarów ciążowy brzuszek. Tak dokładnie moja mała siostrzyczka była w siódmym miesiącu ciąży i nieźle każdemu z nas daje popalić.
- Bo się połkniecie. - usłyszałem śmiech z boku należący oczywiście do wchodzącego Mike'a, który tak w ogóle zmienił kolor włosów na zielony. Popatrzyłem na niego zdziwiony ale nawet słowem się nie odezwałem. Za to Adrianne nie szczędziła powiedzieć co o tym myśli. Na co najzwyczajniej w świecie si chłopak obraził po czym wyszedł z pomieszczenia teatralnie łapiąc się za pierś.
Zaczęliśmy się śmiać. To nie pierwszy i nie ostatni jego kolorek na głowie, ale tej jest na prawdę jaskrawy. Na starość będzie sobie łysą pałę farbował a nie włosy.
- Kochanie, idź może rozwieś te cukierki na choince, bo czuję, że zaraz Niall tu wpadnie i wszystkie pochłonie.
- Oj tam, nie ważne gdzie bym je schowała, on i tak się do nich dostanie - zaśmiała się dźwięcznie Kate.
Zrobiłem dwie gorące czekolady. Jedna podałem mojej księżniczce, a za drugą zabrałem się sam. Brunetką włożyła dłonie w rękawy by nie poparzyć ich trzymając kubek. Jezu, wyglądała tak cholernie uroczo. Zaśmiałem się gdy zobaczyłem pod jej nosem czekoladowe wąsy. Odłożyłem swój kubek i kciukiem delikatnie starłem czekoladę i zlizałem ja z palca.
- Ej, ludzie pozwólcie mi w spokoju gotować! - zbulwersował się Harry, patrząc na nas piorunującym wzrokiem.
- Gotuj sobie, Hazz, gotuj - zachichotała brązowooka.
W końcu do kuchni wkroczyły nasze dwie blondyny, Luke i Niall.
- No Jezu! Wypad stąd, ja chce gotowa, ludzie no.
Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi, do czasu...
- GET OUT OF MY KITCHEN!

Kate zaczęła się śmiać widząc swojego aż czerwonego od złości narzeczonego.
- Może lepiej pomóżcie Ronnie i Irwinowi nagrywać do stołu - mrugnęła do nas, dając jasno do zrozumienia, że lepiej byśmy wyszli z "jego kuchni". Dlatego też tak jak poleciła nam siostra poszliśmy do salonu pomóc młodszej O'Connor i Ashtonowi nakryć do stołu. Kiedy tylko weszliśmy do tej części, która była jadalnią zauważyliśmy wspomnianą dwójkę śmiejącą się. Ronnie uciekała przed blondynem biegając dookoła stołu, a on ją z równie wielkim uśmiechem na ustach gonił. Nigdy przenigdy nie widziałem go tak bardzo szczęśliwego po odejściu Hope, a teraz praktycznie nie schodzi mu uśmiech z ust, wszystko za sprawą tej małej osóbki. Stałem tak z Ann, przytulając ją od tyłu i obserwowaliśmy wspólnie jak tamci w najlepsze ganiają się po salonie, zupełnie na nas nie zwracając uwagi. W końcu Ashton porwał ją w swoje ramiona, a Veronica zaczęła się głośno śmiać, próbując wydostać się z jego objęć, lecz ten tylko obrócił ją w swoją stronę i całując najpierw jej nos wpił się następnie w jej usta. Wyglądali ze sobą na prawdę cudownie. Nie mogłem uwierzyć, że w ciągu tego roku tyle mogło się zmienić. Wiele straciliśmy, ale wiele również zyskaliśmy.
- Kocham Cię - usłyszałem głos który wyrwał mnie z rozmyśleń, dlatego spojrzałem ponownie w kierunku pary. Blondyn trzymając jedną dłoń na jej policzku pochylał się ku niej uśmiechając się uroczo. Ronnie natomiast zarumieniła się słodko, odpowiadając mu tym samym i ponownie łącząc ich usta ze sobą.

Poczułem jak brunetka stojącą przede mną przylega do mojego torsu i cicho pociąga nosem. Spuściłem wzrok na jej oczy, które były zaszklone, a usta wyginały się w szeroki uśmiech.
- Czemu płaczesz kochanie? - szepnąłem do jej ucha.
- Cieszę się z ich szczęścia - wychlipała cicho, nie chcąc zakłócać tej uroczej sceny, mimo że i tak Ash i Ronnie w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Byli zbyt zajęci sobą. Szczerze mówiąc ja również się cieszyłem. Nigdy nie sądziłem, że to może dojść aż do... Tego. Ale jestem dumny z Asha, że postarał się mimo wszystko i się zmienił dla niej. A Ver jestem wdzięczny, że nawet jeśli napotkała wiele przeszkód to udało jej się dotrzeć do niego i sprawić, że jest szczęśliwy. Cholernie brakowało mi naszego zabawnego, wiecznie uśmiechniętego Asha.
Objąłem brązowooką w talii i oparłem brodę o czubek jej głowy.
- Hey, a ja to co? Czuję się samotny - zapłakał Hemmings, rozkładając ramiona z nadzieją, że Ronnie go przytuli.
- Lukey! - pisnęła odrywając się od swojego chłopaka.
- Ronnie! - również pisnął naśladując jej głos, co wyszło mu komicznie. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie zaraz biegnąc w jego kierunku. Wskoczyła na niego oplatając nagami jego pas.
- Oh, żyrafo - wyszczerzyła się czochrając jego włosy, burząc tym samym ich harmonię, ale blondyn nawet tego nie skomentował tylko wtulił się w nią mocniej, śmiejąc przy tym jak pięciolatek.
Sam wybuchłem śmiechem na ten widok i nie tylko ja. Adrianne stała przede mną i trzęsła się niemal ze śmiechu.
- Ej, ej, nie pozwalaj sobie. - Ashton już znalazł się koło nich i z powagą pogroził mu palcem, ale wszyscy wiedzieli, że robi to dla żartów, bo wie, że Luke traktuje Ronnie niczym młodszą siostrzyczkę praktycznie od początku.
- Daj mi się nią nacieszyć. Stęskniłem się za tym małym pingwinkiem.
- A ja za tobą, żyrafo - zachichotała cicho i wtuliła się w blondyna.
Kate zaczęła wnosić talerze z jedzeniem do salonu. Gdy zobaczyła tą dwójkę wybuchnęła śmiechem, ale nic nie powiedziała i wnosiła kolejne dania. Jako wspaniałomyślny brat pomogłem jej oczywiście. W końcu wszyscy zasiedliśmy do stołu, weseli, w wyśmienitych humorach. Już dawno w tym domu nie było takiej atmosfery. Rose włączyła świąteczne piosenki na stereo i poszła po inne płyty do swojego pokoju, a gdy zaraz wracała podążali za nią Caleb oraz Hanna. Musieli dopiero co przybyć. Wstaliśmy wszyscy na ich widok od stołu i czekaliśmy aż para się rozbierze ze swoich płaszczy. Usłyszeliśmy nagły pisk i zaraz moja noga była owinięta przez rączki małego Tomlinsona.
- Cześć Tommy. Chodź do wuja - ukucnąłem, by wziąć go na ręce lecz ten tylko pokręcił głową krzycząc przy tym:

- Ciocia Ann. 
- Tommy - ukucnęła w samą porę kiedy młody wpadł w jej ramiona mocno się w nią wtulając. Następnie odsunął się od niej troszeczkę, nadal trzymając jej szyi i złożył dużego całusa na jej policzku. 
- No wiesz co stary. Wujkiem gardzisz? - zapytałem targając jego blond kudły, gdy dziewczyna podniosła się z nim na rękach.
- Smutna prawda kochany bracie, on woli twoją dziewczynę - podszedł w końcu do nas Caleb, klepiąc mnie po ramieniu natomiast na policzku dziewczyny stojącej u mojego boku złożył pocałunek na czole.
- Chodź chłopie, nie męcz cioci - wyciągnął ku młodemu ręce, lecz ten tylko wystawił mu język i mocniej wtulił się w brunetkę.

- Nie, zostaw mi malucha - uśmiechnęła się Adrianne, przytulając do swojej piersi chłopca, po czym zaczęła go łaskotać, a Tommy śmiał się melodyjnie i uroczo wierzgając się na wszystkie strony.
Moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Wyobrażałem sobie już jak Ann trzyma naszego synka na rękach, jak opiekuje się nim i wspólnie ze mną patrzy jak dorasta. Ale wiedziałem, że na to muszę poczekać. Nie mam zamiaru zmuszać tej kruszynki do niczego. Powie mi gdy będzie chciała... ale jest tego warta, w końcu tak szaleńczo ją kocham.
- Hey, Tomlinson! - Ktoś pstryknął mi palcami przed nosem.
Nie był to nikt inny jak Michael.
- Co jest? - zapytałem zdezorientowany.
- Tak trochę się chyba zamyśliłeś nad czymś - poruszył zabawnie brwiami, bo doskonale wiedział o czym myślałem. 
Machnąłem tylko na niego ręką, po czym zaprosiłem wszystkich do stołu, przy którym rozpoczęła się nasza wigilia. W końcu mogliśmy być razem, (no nie tak do końca), szczęśliwi, bez trosk. Tak dawno nie było u nas spokojnie na święta, za co dziękuję dziewczynom z całego serca.


____________________________________
Pada śnieg, pada śnieg, sypie kanałami...
Oh czekajcie, przecież tego śniegu nie ma :D
No cóż takie trochę mało klimatyczne te święta były, ale mamy nadzieję iż bynajmniej miło je spędziliście. Przepraszamy okropnie, za to, że nie pojawił się ten shot w Wigilię, ani w te kolejne dwa dni, po prostu, każda z nas spędzała te święta poza komputerem, nie myślcie, że was olałyśmy, w żadnym wypadku. Kochamy was :*
Więc piszcie nam jak wam minęły święta. Ile kilogramów przytyliście? Czy pod choinką znalazło się to czego pragnęliście? Sami bawiliście się również w Mikołaja? Chcemy wiedzieć :D
Oczywiście jeszcze chcemy złożyć wam życzenia. Dlatego *wstajemy z opłatkiem i podchodzimy do was*
Chciałybyśmy życzyć każdemu z was dużo radości, wytrwałości w dążeniu do celu, by ten nadchodzący rok przygotował nam wiele niespodzianek, by był jeszcze lepszy od tego. Byście spełniali swoje marzenia, te małe i te dużo, te łatwe i te trudniejsze w spełnieniu. Byście przeczytali masę książek, by powiększyła się wasza biblioteczka, jeśli takową posiadacie. Jeśli piszecie książki, a większość z was to robi, byście nie przestawały w siebie wierzyć. Bo byłam przynajmniej ja (Ann) na waszych blogach i wiem jak wspaniale wam to idzie (oczywiście mówię o dziewczynach które komentują i wiem o ich działalnościach). Pragniemy wam również życzyć MIŁOŚCI bo ona jest najpiękniejszą rzeczą jaka mogła zostać kiedykolwiek stworzona zaraz po wiążącej na wieki przyjaźni. Byście spotkały swoje internetowe przyjaźnie (po części i sobie tego życzymy), a może i wszystkie, żebyśmy się pewnego dnia spotkały :) Było by czadowo :*
Życzymy również idoli, byście szli z nimi w zaparte, nigdy ich nie opuszczali i nawet spotkali przytulili i wyznali ile dla was jest on/oni wart/warci.
Po prostu wszystkiego wszystkiego dobrego na 2016 rok.
KOCHAMY WAS :*
A&W


PS. W akcie skruchy iż tak no się spóźniłyśmy z życzeniami oraz świątecznym shotem. W poniedziałek bądź we wtorek możecie się spodziewać kolejnego rozdziału :*





Jeśli czytasz pozostaw po sobie malutki ślad w postaci komentarza :*







niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 31.

*Perspektywa Adrianne*

- Mamy dobrą i złą wiadomość.
- Jaka jest dobra? - zapytał szatyn, gdy wygramoliłam się z jego objęcia. Czułam się tak... Bezpiecznie w jego ramionach. Chociaż co ja mówię? Czuć się bezpiecznie w ramionach porywacza? Jestem nienormalna, to wszystko jest nienormalne.
- Znaleźliśmy za płótnem małą dyskietkę, jakby pendrive. Jest na nim coś w rodzaju... czarnej listy.
- Pokażesz nam ją. A zła wiadomość? - zapdał kolejne pytanie, nadal wlepiając we mnie swoje intensywnie niebieskie oczy oblizując przy tym spierzchnięte wargi.
- Że my na niej jesteśmy - wykrztusił Liam.
Tomlinson momentalnie cały się spiął.
- Pokaż tą listę - warknął.
Chłopak odwrócił się na pięcie i skierował w stronę pracowni. Idąc jako ostatnia, za Louisem spojrzałam na salon. Był pusty, co musiało oznaczać że wszyscy są już tam gdzie kierujemy się my.
Zeszłam po dwóch schodkach, krzywiąc się nieznacznie gdu zraniona łydka dała o sobie znać. Rozejrzałam się wokół; miałam rację, wszyscy zebrali się tutaj. Wyszukałam wzrokiem moją siostrę. Stała obok Hemmingsa, opierając się plecami o stół. Podeszłam do niej, posyłając ciepły uśmiech. Liam w końcu usiadł na obrotowym krześle, klikając na jakąś ikonę myszką, a na ekranie pojawiła się lista. Wypisane tam były imiona oraz nazwiska, których nigdy w życiu nie słyszałam. Payne powoli zjeżdżał coraz niżej, a ja czytałam po kolei. Z każdym kolejnym słowem przechodził mnie dreszcz.
Louis Tomlinson;
Kathrin Tomlinson;
Caleb Tomlinson;
Ashton Irwin;
Hope Irwin.
W tym momencie brunet przestał, lekko rozdziawiając usta.
Spojrzałam na Ashtona, który na początku wyglądał na nieźle zdziwionego, lecz zaraz ten wyraz twarzy został zastąpiony wściekłością.
Teraz uwaga każdego była skupiona na nim. Zacisnął pięści, jak i szczękę, po czym dosłownie wybiegł z pomieszczenia trzaskając drzwiami z niesamowitą siłą. Moja siostra bez najmniejszego wahania wybiegła za nim, a ja bojąc się o nią również w ekspresowym tempie opuściłam pokój. Zauważyłam jak chwyta Irwina za ramię. Kierował się w stronę drzwi frontowych. Stanęłam jak wryta przerażona czynami Veronici. Blondyn chwycił jej rękę, wykręcił i odepchnął ją.
Straciła na chwilę równowagę, sycząc z bólu, lecz zaraz stanęła na nogi.
- Ashton...
- Daj mi święty spokój! - krzyknął, a raczej wrzasnął, patrząc na nią piorunującym wzrokiem mimo zaszklonych od łez oczu. Ten widok wrył mnie w podłogę. Jednak nie trwało to długo, bo zaraz wyszedł z domu.
Nie wiedziałam co o tym sądzić. Kim była ta dziewczyna. Jego matką? Siostrą? Dziewczyną? No ale miała takie samo nazwisko. Chociaż nie jeden jest Irwin na świecie. Boże co ja gadam. Lepiej bym się skupiła na siostrze ktora teraz oparła się o drzwi i z rękoma przyciśniętymi do twarzy zsunęła się w dół. Ten widok podłamał mnie całkowicie, bo uświadomił mi jakie uczucie żywi moja siostra do tego idioty. Podejrzewam, że nawet nie zdaje sobie sprawy z tego że coś do niego czuje, a to mnie przerażało najbardziej. Wolnym krokiem podeszłam do drzwi siadając obok Veronici. Ułożyłam dłoń na jej kolanie dając jej znak, iż tu jestem. chociaż znając nasz siostrzany szósty zmysł dokładnie to wiedziała.
- Jestem już tym zmęczona, wiesz? - wyszeptała cicho pochlipując. Doskonale to rozumiałam, bo ja też miałam tego po dziurki w nosie.
- Masz na myśli całość czy Irwina? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź na to pytanie.
- I tym, i tym - westchnęła.
- Rozumiem cię jak nikt, wiesz o tym. I obie też wiemy, że serce nie sługa, ale sama widzisz jaki on jest.
- Ja nie... Nie kontroluję tego ani siebie. Chciałabym umieć po prostu przestać, nawet nie zbliżać się do niego, ale nie mogę - wyjąkała, pociągając nosem. - Nawet z takiej racji, że on sam tego nie chce - wyszeptała.
Otworzyłam usta, by jej odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęłam, bo nie miałam pojęca co. Ta sytuacja dała chyba nam obu do zrozumienia, że coś jest nie tak.
Nie wiem ile tam siedziałyśmy, czas leciał, a my byłyśmy pogrążone w swoich umysłach.
Choć trwało to pewnie nie dłużej niż minutę. Po tym czasie na korytarzu zjawił się Luke z nerwowym wyrazem twarzy. Gdy nas zobaczył jego mina momentalnie zmieniła się w zaskoczoną.
Bardzo powoli podszedł do nas, niczym do zwierząt które łatwo można było spłoszyć.
Przykucnął obok mojej siostry, chwytając jej dłoń. Uniosła głowę napotykając jego zmartwione oczy.
- Nie płacz, czasami tak ma, a twoje łzy nie są tego warte.
Blondyn posłał jej jeden z najbardziej uroczych i ciepłych uśmiechów jakie kiedykolwiek widziałam.
- Dziękuję - szepnęła, zwieszając głowę oraz wlepiając wzrok w swoje ugięte kolana.
- W porządku?
Ver przytaknęła lekko, a Hemmings pomógł wstać z podłogi nam obu. Aż dziwi mnie fakt, że był tak miły i troskliwy wobec niej. Chyba zdążyła zdobyć również jego serce, choć mam nadzieję, że nie skończy się to tak jak z Irwinem.
- Chodźcie, musicie to zobaczyć. - Momentalnie spoważniał, idąc w stronę pracowni. Spojrzałam po sobie zupełnie nie rozumiejąc tego wszystkiego, ale w końcu obie w tym samym momencie wzruszyłyśmy ramionami i ruszyłyśmy za nim. Gdy dotarłyśmy do pokoju, wszystkie spojrzenia automatycznie skierowały się na nas. To nie było dobrym znakiem. Powoli podeszłyśmy do monitora podążając wzrokiem za palcem Liama. To co tam znalazłam, wstrząsnęło nas obie. Tam znajdowały się nasze imiona i nazwiska. Moje i Ver!
Przecież nikt nie wie w tym świecie że istniejemy! Ojciec się o to postarał. A przynajmniej tak myśli.
- Jaja sobie robicie, tak? - Wyjąkała głośno prawie że krzycząc Veronica. Cóż, ja nie zdążyłam.



- Nie. Niestety nie. - odezwał się Liam.
- Też jesteśmy w szoku. Ale jest tu też wiele osób które się nigdy nie ujawniły. Nikt inny o nich nie wiedział.
- Tak jak Hope.. - wyszeptała nagle Veronica patrząc tępo w ekran.
- Tak, tylko że to zupełnie inny przypadek - wyjaniła na spokojnie Kate, choć głos jej drżał, spojrzałam na nią i mogę przysiąc że płakała. Mam coraz większe obawy odnośnie tej osoby. Może nie żyje, albo ich zdradziła i pewnie była blisko z każdym z nich, było to widać po oczach. Niby wyraz twarzy pozostawał obojętne, ale oczy zdradzały wszystko. Odwróciłam z powrotem wzrok na monitor gdzie Liam dalej przeglądał listę i w pewnym momencie chwyciłam go za dłoń, zatrzymując jego dalsze ruchy. Spojrzał na mnie zdezorientowany na co pokręciłam głową, strącając jego rękę z myszy. Przybliżyłam się do ekranu, by sprawdzić, czy aby na pewno dobrze widzę. No bo nie codziennie widzi się nazwisko swojego najlepszego przyjaciela na czarnej liście gangsterów i dilerów. Ver podeszła do mnie, patrząc w ekran. Zmarszczyła brwi, nie dostrzegając zupełnie nic. Wskazałam palcem na odpowiednią linijkę, a jej oczy się rozszerzyły.
- Dylan? Przecież on... Jak on mógł to ukrywać?! - krzyknęła ze łzami w oczach.
No tak, nasz przyjaciel, którego znamy od piaskownicy, któremu obie się zwierzałyśmy, który rozumiał nas jak nikt inny okazał się być jakimś gangsterem czy jeden pieron wie kim. Wszyscy bliscy naszemu sercu muszą skrywać przed nami jakieś sekrety? Rodzice? Przyjaciele? Może jeszcze moja siostra?!
Dlaczego, do jasnej cholery, to wszystko musi być tak zagmatwane?!
- Znacie go? - zapiszczała Kate.
Obie w tym samym momencie odwróciłyśmy głowy w jej stronę.
- To nasz najlepszy przyjaciel - wymamrotałam - a przynajmniej tak nam się zdawało - dodałam szeptem.
- Albo mi się wydaje, albo on jest od Seana.
Spojrzałam na Liama z rozdziawionymi ustami. Dylan i ten jakże znienawidzony przez nich Sean? Czy może być gorzej?
Nie tego już było za wiele. Tyle myśli tyle sekretów. Nie wiedziałyśmy już tak na prawdę komu mamy ufać. Już chyba bardziej ufam tym tu niż własnej rodzinie i bliskim, o Veronice oczywiście nie wspominając. Oni bynajmniej są z nami szczerzy, czego nie mogę powiedzieć o osobach, którym ufałam ponad wszystko. To zbyt wiele. Głowa bolała mnie coraz bardziej, a przed oczami zaczęły pojawiać się czarne kropki. Tylko tego zabrakło, by z tego wszystkiego zaczęło mi się kręcić w głowie i bym zemdlała.. Odchyliłam się nagle niekontrolowane do tyłu. Na szczęście stałam blisko siostry więc ta natychmiastowo mnie złapała. Spojrzałam za nią spanikowana. Wiedziała o co chodzi nawet nie musiała o to pytać. Momentalnie posadziła mnie na panelach, klepiąc mój policzek dosyć mocno abym całkiem nie odpłynęła. Z boku słyszałam jak przez szybę, że pdbiegł do nas Louis i Caleb oczywiście nawet nie musiałam na nich patrzeć, by wiedzieć że mieli troskę i panikę wypisane na twarzach. Nie mam pojęcia co się działo. Ale Veronica zaraz usiadła koło mnie. Też była blada, bynajmniej tak mi się wydawało. Po prostu byłyśmy tym wszystkim zmęczone zbyt wiele się działo. Nie umiałam teraz racjonalnie myśleć. Kształty i koloru zaczęły mieszać się z sobą. Masy ciepłego i zimnego powietrza toczyły niezgonnie wojnę z moją skórą, wiedziałam że lada moment stracę przytomność. Czuję jak ręką siostry spłata się z moją i zaraz jej głowa bezwładnie opada na moje ramię. A zaraz moja idzie w jej ślady. Pod ciężarem nieprzytomnej Veronicy moje ciało przechyla się w lewo i tylko czyjąś dłoń chroni mnie przed uderzeniem w posadzkę. Potem nastaje już tylko ciemność.

________________________________________________
Hej kochani!
Co to się podziało, omg! Czy tylko ja smutam? :c Biedne dziewczyny. Muszą tyle przeżywać. W dodatku, wohow, Ash. Jaki wybuch. Ale ma swoje powody, ehh.
Poza tym, ho ho ho! Za chwilę święta! *.* Chwalić mi się tu, jak wiecie co dostaniecie, albo co chcielibyście dostać :D Poza tym ahh, tyle wolnego od szkoł, czasu na pisanie i inne genialne rzeczy poza uczeniem się ^^
No cóż, to chyba tyle z mojej strony? 
Ah, chwila jeszcze jedno! A raczej kilka :3 
Nadal możecie tweetować z hashtagiem #ShowMeRealityFF
Rysować, malować, wycinać (cokolwiek wam sie wymarzy) piękne prace, które pojawią się w naszej Galerii Sztuki ^^
Możecie także pytać naszych bohaterów o co tylko chcecie, a oni z chęcią wam odpowiedzą c:
No tak, to już wszystko, nie zanudzam was!
Do następnego, miśki :*
W.
Ps. No tak, spodziewajcie się jakiejś niespodzianki na święta :3

Hejka misiaczki :* 
Ale jestem podekscytowana tym rozdziałem sama nawet nie wiem dlaczego. Oh nie jednak wiem. GIF LOU! To życie *,* jak każde jego zdjęcie ale shh
No więc trochę się dzieje, kolejne tajemnice zostają odkryte, ale to chyba nie koniec tak patrzę.
Co ja jeszcze mogę napisać skoro Ronnie tyle już napisała. 

Jak tam świąteczne porządki? Ja wam powiem, że mój pokój obrócił się o 180 stopni xD mama jak byłam w szkole się nudziła i mi przemeblowanie zrobiła xD to jest dopiero szalona kobieta :D  
Oh no i oczywiście dziękujemy za wyświetlenia i komentarze, chociaż nadal jest ich stosunkowo mało do tego ile was to czyta.
Kolejny zapewne dodamy za tydzień, ale wcześniej możecie się czegoś spodziewać, jak już napomknęła Ver.
No nic do zobaczenia za kilka dni :* 

Tweetujcie, pytajcie, rysujcie, komentujcie, piszcie i mocno się trzymajcie.
Kochamy was :*
 A.








Jeśli czytasz proszę skomentuj 

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 30.

*Perspektywa Louisa*

Zatrzymałem moją Alfę Romeo na podjeździe przed domem i powróciłem się w stronę dziewczyny która chyba zasnęła. Głowę miała lekko zwieszoną opartą na dłoni. Powieki mocno zaciśnięte, a policzki pokrywały pojedyncze krople łez. A klatka unosiła się u opadała w szybkim tempie. Co takiego wydarzyło się na tym przyjęciu, przed czym obronił ich Ash i czemu obie były tak wystraszone, a Veronica w takim stanie. Przetarłem zmęczony twarz dłońmi, a ciężkie westchnienie opuściło moje usta. Mógłbym tak siedzieć i się jej przyglądać, jej niezwykle ładnej twarzy, pogrążonej w niespokojnym śnie, a w tej sukience wyglądała niesamowicie, pasowała do niej, a ja cieszyłem się, że mogłem ją jej podarować, wtedy na scenie, nie mogłem oderwać od niej oczu, nawet ta piosenka. Miałem tak wrażenie jakby miała ona dwa dna. Tylko nie wiedziałem jeszcze jakie. Niestety nie mieliśmy za wiele czasu na przyjrzenie się obrazowi i na oddanie w ręce inwestora, więc wyciągnąłem powoli rękę w jej stronę kładąc ją na odkrytym ramieniu brunetki. Ta nagle poderwała się do pełnego siadu szamocząc się i wrzeszcząc:
- Nie dotykaj mnie kurwa! - oczy miała przymglone, wzrok zupełnie nie obecny, ale gdy tylko napotkała moje tęczówki od razu zamarła chowając policzek w mojej dłoni, która zawisła w powietrzu między mną a nią.
- Przepraszam Lou.
Brunetka przez następną chwilę patrzyła w moje oczy, a ja w jej. Chciałem wyczytać z nich cokolwiek, jednak nie zdążyłem. Spuściła szybko głowę, a z jej ust wydostał się ciężkie westchnięcie. Momentalnie strąciła moją dłoń i wysiadła z samochodu lekko trzaskając drzwiami. Zwiesiłem głowę wzdychając ciężko. Staram się jak tylko mogę, chcę odkryć co jest pod tą skorupą wykreowaną przez nią oraz bolesne zdarzenia w jej życiu. Chcę jej pomóc, co dziwi mnie samego. Jednak wiem, że zamknęła się w sobie i nie zamierza otworzyć przed nikim obcym. Ale dlaczego mnie to dziwi? Jestem tylko jej oprawcą i zapewne sądzi, iż będę chciał wykorzystać to wszystko przeciw niej. Jęcząc przeciągle opuściłem samochód i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Już z korytarza słyszałem głośne rozmowy, a przepraszam to był głównie krzyk Irwina. Czym prędzej wszedłem do salonu, bo każdy wie, że kiedy Ashton jest wściekły dzieją się złe rzeczy. Stanąłem w drzwiach, przypatrując się sytuacji. Blondyn z zaciśniętym nożem w ręce stał i wrzeszczał na siostry. Ver była bliska płaczu, każde kolejne słowo powodowało u niej dosłownie wstrząs. Zaś Adrianne także przestraszona, trzymała siostrę obok siebie, czekając aż ten kretyn skończy pieprzyć.
- Irwin! - krzyknąłem, kończąc tą farsę. Chłopak był w furii. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, nadal mocno ściskając w ręce broń. - Co ty odwalasz?!
- Tępe idiotki nie trzymały się planu! Ktoś zauważył że nie ma obrazu i teraz ich gonią, do cholery!
- Odłóż ten nóż i uspokój się - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Uspokój się?! Te dwie cholery całkiem zjebały plan! Wpadniemy i co? Mamy odwiedzać ich w więzieniu czy może nas też złapią!? - Nagle podniósł rękę i rzucił centralnie w moją stronę. Ostrze wbiło się w ścianę bardzo blisko mnie.
Kurwa nie. Nie będzie smarkacz rzucał we mnie nożem. Podszedłem do niego, chwyciłem za rękę i wykręciłem w sposób odpowiedni, dzięki czemu padł na kolana. Do tego stopą przycisnąłem mięsień w jego nodze.
- Zanim w ogóle podniesiesz broń w moją stronę zastanów się trzy razy - warknąłem, patrząc jak odchyla głowę w tył z bólu. - Zrozumiałeś?!
Otworzył oczy, mrożąc mnie wzrokiem pełnym nienawiści.
- Tak - syknął, a ja puściłem go.
Stanął na równe nogi patrząc po każdym znajdującym się w salonie, a jego wzrok wrócił do normalności, gdy spojrzał na szlochającą Veronicę, lekko skuloną, przerażoną, trzymającą się za brzuch. Zrobił skwaszoną minę idąc w stronę kuchni, by po chwili wrócić z tabletką i wodą w szklance. Trochę niepewnie zbliżył się do dziewczyn, zastanawiałem się czy zaraz Ann nie rzuci się na niego z pięściami, a co do tego, to czemu ona ma czerwone knykcie? Czy to była krew? No ale to później załatwię. Przeniosłem znowu wzrok na Irwina, który poprowadził brunetkę do kanapy sadzając ją i dając lekarstwo do zażycia. I wy mi powiedzcie, że on się kurwa nie zmieniał co sekundę. Jego humorki zmieniały się jak w kalejdoskopie. Chyba wszystkich w tym momencie wryło. Widziałem jak Caro otwiera i zamyka na przemian usta, Perrie i Rose przecierały oczy nie dowierzając w to co widzą, a my faceci, cóż patrzyliśmy na niego nie wiedząc kompletnie co się stało. No bo halo, przed chwileczką darł się mierząc w jedną i drugą nożem, a teraz jak prawie nadopiekuńczy chłopak zajmuje się Veronicą. Więc nasze zdziwienie było słuszną reakcją, tylko Ann w przeciwieństwie od reszty mroziła go nienawistnym spojrzeniem.
Szczerze powiedziawszy nie miałem pojęcia co robić. Stałem bezczynnie patrząc jak blondyn siedzi obok niej, bezwstydnie obserwując każdy jej najmniejszy ruch. Zielonooka odłożyła szklankę na stół i spuściła głowę. Wiem, że chciała się odsunąć, ale prawdopodobnie była zbyt przerażona całą sytuacją. Zaś ja, patrząc na Ashtona czułem, że coś jest nie tak. Rozumiem, nie przepadał za Ann. Ale on i Veronica... To nie było normalne. Zazwyczaj trzymał zakładników zdala od siebie, traktował ich jak nic nie warte śmiecie - choć próbowałem temu zapobiec - a teraz coś się zmieniło. Choć nie jestem pewien co. Ta dziewczyna go zmienia. Kilka minut temu się wściekał, że plan poszedł się prawie paść, a widząc jak ona płacze wrócił do normalności, uspokoił się. Ona tak na niego działa. Budzi w nim wszystkie emocje, jakie do tej pory ukrywał. A ja byłem zaślepiony, bo dostrzegłem to dopiero teraz. Ta sytuacja pozwoliła mi przejrzeć na oczy.
Usiadłem na kanapie naprzeciw tej dwójki, niektóre osoby obecne w salonie rozeszły się, a inne usiadły w ciszy na kanapach.
- Co tam się stało? - zapytałem po chwili ciszy, mając nadzieję, iż odpowie mi bez zbędnego denerwowania siebie nawzajem.
- Już mówiłem - westchnął - to były przydupasy Seana. Nie wiem co chcieli od nich.
- Mówili o jakimś burdelu - wykrztusiła niespodziewanie Ver, spuszczając wzrok na podłogę.
Praktycznie wszyscy prócz Ann rozszerzyliśmy oczy. Boże, chcieli je zabrać?
- Jak myślisz Siva? Nadawałyby się do burdelu tatusia? - zacytowała Adrianne, a zdziwienie ustąpiło wściekłości narastającej we mnie.
Gdybym teraz ich zobaczyłby, przysięgam - nie przeżyliby tego spotkania, choć skończyliby w męczarniach.
- Czy oni wiedzą, że.. Nie przecież to nie możliwe - szeptała gorączkowo moja siostra wiercąc się na  kolanach Harrego.
- Nikt nie wie przecież, że O'Connor ma dzieci - odezwał się z błyskotliwą uwagą Calum.
- No Einsteinie, jakbyś zauważył, wiedzą o nas i to sporo skoro nas znaleźli! - syknęła w przypływie złości Adrianne. - Dobrze, że się się wyżyłam na tamtym złamasie, bo bym ci przywaliła.
- Ej no! - odpowiedział nieco urażony, ale zaraz roześmiał się jakby powiedziała coś naprawdę zabawnego.. Czekaj, wróć czy ona powiedziała..
- Wyżyłaś? - spojrzałem na nią podejrzliwie, ale milczała, więc zaatakowałem wzrokiem Irwina. Ten tylko się zaśmiał po czym spokojnie odparł.
- No nasza zadziorna kocica, pobiła George'a - uśmiechnął się na to wspomnienie, a wszystkim opadły kopary. No dobra mi najbardziej. - Jak wbiegłem na korytarz, Siva leżał na podłodze z zakrwawionym nosem, a Adrianne lekko mówiąc tłukła tego mięśniaka. Niby taka niepozorna, ale pazurki ma. - Poruszył zabawnie palcami. No mówię wam, ja tu oszaleję, on się tak nigdy nie zachowywał! Ale wracając, to wyjaśniało by dlaczego Ann ma poobijane knykcie i plamki krwi na dłoniach.
- No nieźle mała - pochwalił ją Caleb, a zaraz za nim Luke, szczerząc się jak idiota.
- Mała to jest twoja...
- Nie mów kiedy nie widziałaś - poruszył zabawnie brwiami przerywając jej Luke, za co dostał w tył tej swojej blond czupryny od Ver, która wstała pochyliła się nad siedzącym obok Ashtonem, po czym z powrotem opadła na miejsce. Zauważyłem, że na twarzy kędzierzawego pojawił się nikły uśmiech, a wzrok powędrował na dekolt dziewczyny gdy się nad nim pochylała. Zaśmiałem się pod nosem.
- No jak możesz? To bolało - jęknął blondyn, patrząc oskarżycielsko na szatynkę, która ułożyła usta w cienką linię, by nie zacząć się śmiać. Ashton oparł się o kanapę, przez co już się nie widzieli. Albo ja mam omamy, albo on jest zazdrosny.
Już miałem otwierać usta, by coś powiedzieć, lecz trzask zamykanych drzwi i kroki ku salonowi odwiodły mnie od tego. Spojrzałem na drzwi, w których znalazł się Payne z nieodgadnionym grymasem na twarzy.
- I co? Znaleźliście coś?
- Nic nie ma na obrazie - westchnął, wzruszywszy ramionami.
- Jak to nic? Liam, nie opowiadaj bzdur, bo coś musi tam być - warknąłem. - Nie po cholerę narażaliśmy się policji, żeby teraz nic nie znaleźć.
- Może to coś nie jest na obrazie, ale w nim - wymamrotała Ver.
- Za płótnem - dodała jej siostra.
Spojrzałem na obie siostry z podziwem. Wpadły na coś, na co cztery osoby z naszego zespołu nie. To niby są córki O'Connora, ale przecież nie miały jakiegoś specjalistycznego szkolenia w tego typu rzeczach.
- Sprawdzaliście? - zapytałem patrząc z uwagą na Payne'a.
Ten jedynie wpatrywał się w obie dziewczyny ze zdziwieniem. Po chwili potrząsnął głową przecząco i czym prędzej udał się z powrotem do pracowni komputerowej.
Odprowadziłem go wzrokiem po czym wstałem i podszedłem do Ann masującej sobie w tym momencie knykcie, domyślałem się też że robi to by zetrzeć resztki krwi, choć było jej mało.
Chwyciłem jej dłoń i zacząłem ciągnąć w stronę kuchni. Oczywiście dziewczyna nie odpuściła sobie szamotała i wyzywała mnie ale cóż. Trudno miałem teraz to gdzieś. Gdy dotarliśmy do kuchni odkręciłem kurek w krainie wkładając pod strumień wody jej dłonie.
- Zimna - syknęła przez zęby chcą mi się wyrwać z uścisku. Niestety na marne. Wymamrotałem ciche przeprosiny i odkręciłem tym razem letnią wodę. Zacząłem delikatnie ścierać krew sunąc kciukiem po jej knykciach i palcach. Dłużej zatrzymałem się przy pierścionku ode mnie. Co prawda, rzeczywiście był tam umieszczony chip, byśmy mieli na nie oko, ale jak dla mnie była to swego rodzaju obietnica złożona przeze mnie, że dowiem się i jej pomogę. Nie ważne jak długo by to zajęło, jak głęboka nie była by jej rana. Pomogę jej.
Adrianne czując, ale pewne i też widząc, że zbyt długo zatrzymałem się przy pierścionku, odchrząknęła lekko poruszając dłonią. Sczyściłem resztę czerwieni o czym podniosłem na nią wzrok uprzednio zakręcając wodę.
- Ym dzięki - wydukała wpatrując się w moje oczy, które natomiast patrzy w jej.
- To drobnostka - machnąłem ręką, cicho się śmiejąc. - Ale niestety siniaki na razie będą. Niezła robota - rozłożyłem jej prawą dłoń na mojej, po czym wskazując palcem fioletowe miejsca dodałem - Uderzyłaś mocno, by zadawać obrażenia, ale robiłaś to umiejętnie, bo przy takiej sile nie jeden połamał by sobie ręce. 
- Wiesz ten sukinkot zwany moim ojcem się przydały na coś chciał raz - zaśmiała się gorzko, bawiąc się moimi palcami, robiła to nieświadomie zapewne, albo w bynajmniej mi się tak zdawało. Gapiłem się na nią i w końcu zrobiłem to na co miałem ochotę odkąd ja ujrzałem wystraszoną wybierającą z przyjęcia zaraz za Irwinem. Przyciągnąłem ją do siebie zamykając w szczelnym uścisku. Początkowo lekko się spięła, ale zaraz wtuliła się mocniej.
- Cieszę się że nic ci nie jest - szepnąłem w jej włosy, zachrypniętym głosem. To była prawda. Nie wiem co bym zrobił gdyby im coś zrobili. Zabiłabym, zapewne. Oj tak, zafundowałbym im najgorsza z możliwych opcji śmierci. Nie zostawię tak tego. W ogóle nie powinni byli się zbliżać do dziewczyn. Nawet nie powinni wiedzieć o ich istnieniu. Ktoś syknął, ale przecież nikt nie wie że ktoś taki nawet jest. Chyba że któryś z naszych syknął albo się pochwalił, ale nie byliby na tyle głupi prawda?
Dalsze rozmyślania niestety przerwał mi głos Liama, który stał w wejściu między kuchnią a salonem.
Nadal mając brunetkę w ramionach spojrzałem na jego twarz. Minę miał nie tęgą jakby zobaczył ducha, albo gorzej, jego słowa, spowodowały że zacząłem się martwić, gdyż nie zwariowały one niczego dobrego.
- Mamy dobrą i zła wiadomość.

____________________________________________________

Tam ta ta da... <tak zgadza się Ann nie umie pisać werbelków xD> 
Witam moje słoneczka kochane! 
Wszyscy byli grzeczni? Dzisiaj mikołajki ( co dostaliście, chwalić mi się tu! Ja dostałam portfel, bo stary się rozlatywał xD), postanowiłyśmy dodać wam taki prezent 'do buta' od nas :D Takie z nas śnieżynki mikołaja :D Chociaż ja dzisiaj taką fuchę pełniłam hyhy :D
No więc jak wam się podoba? Mnie strasznie! LAANNNN to życie! Oni są tu tacy słodcy! Owh nie mogę! Lou mnie rozczulił ;-; 
Dziękujemy ogromnie za komentarze i za to że z nami jesteście.
Lecz ostatnio zaczęły spadać wyświetlenia i komentarze, nie mamy pojęcia co się dzieje? Przestało się wam podobać? A może to coś innego, po prostu dajcie nam znać, a postaramy się poprawić. Było was tylu już.. a teraz ledwo piątka komentuje, oczywiście ogromnie WAM za to dziękujemy, ale nie czujemy już tego iż jest nasz blog dobrze odbierany ;-;
Cóż mam nadzieję, że znowu będzie nas więcej. A teraz odsyłam was do Ron :*
Oh zapomniałabym, w zakładce 'Kontakt' macie wszelkie kontakty zarówno do mnie jak i Ron, więc śmiało możecie nas dodać, jeśli chcecie jakieś inne kontakty do nas, nie ma sprawy po prostu napiszcie w komentarzu. Również powstała zakładka 'Informowani', więc wchodzić i już dalej wiecie co robić :*
Do kolejnego :* Buziaki :* A.


Hejka naklejka!
Jak tam minął wam weekend? Ja ciągle w biegu, zwłaszcza po sklepach, bo wiecie święta za niedługo ^^
Trochę się dzieje w rozdziale, może niewiele ale coś się dzieje :D
Taki Lann jest *,* shippuję ich całym serduszkiem <3
No dobra, nie będę zanudzać c;
Dobranoc kochani :*
I wesołych mikołajek ^^
W.




Jeśli przeczytałaś/eś proszę skomentuj, nawet jednym słowem na znak, że to czytałaś/eś, nie zajmie to wam dużo czasu, a naprawdę sprawi nam wiele uśmiechu na twarzach.
Kochamy was :*