wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 4.

*Perspektywa Adrianne*

Nerwowo przygryzając wargę szłam za szatynem. Prowadził mnie wzdłuż korytarza, na którego końcu znajdowały się białe, ciemne drzwi, jak wszystkie w tym domu. Chłopak co chwila zerkał na mnie przez ramię, sprawdzając czy aby na pewno podążam za nim. Gdy znaleźliśmy się przy nich, chwycił za klamkę i pchnął je, a ja ujrzałam tam... Niewielką, białą łazienkę, w której zostałam zamknięta z moją siostrą kilka godzin temu przez tego całego Asha. Niepewnie weszłam do pomieszczenia, rozglądając się wokół, jakbym szukała ukrytych kamer czy coś. Cóż, nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza, gdy jest się w domu porywaczy, prawda?
Brunet nakazał mi usiąść na ściance wanny, tak więc zrobiłam. Patrzyłam jak chodzi od jednego końca łazienki, do jej początku, w poszukiwaniu czegoś. Wyciągnął z szafki chusteczki czy gazy, sama nie wiem, spirytus, którego szczerze nienawidziłam oraz bandaż. Mimowolnie skrzywiłam się, patrząc na swoje zakrwawione ramię. To wyglądało na prawdę okropnie, co gorsza ja czułam się coraz słabiej. W wolnym tempie traciłam siły. Chłopak podszedł do mnie, usiadł z lewej strony i delikatnie uniósł moją rękę, na co syknęłam, gdyż ból przeszedł od niej przez całe moje ciało, aż do stóp. Wziął w dłoń biały materiał i zaczął ścierać nim zaschniętą krew, co jakiś czas mocząc go pod strumieniem chłodnej wody, którą wcześniej puścił. Moje ramię było co prawda czyste, ale nie na długo, bo rana wciąż krwawiła i chyba nie zamierzała przestać. Gdy chłopak z precyzją, ostrożnie zawijał moje ramię po odkażeniu go, spojrzałam w jego oczy, które były skupione na mojej przeciętej skórze. 
Kiedy skończył, uniósł głowę, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. W tej chwili poczułam dziwne ukłucie w okolicach sercu, choć nie wiem czym było ono spowodowane. Jego usta rozświetlił słaby uśmiech, który posłał w moją stronę.Nie kontrolując siebie, odwzajemniłam go, po czym spuściłam wzrok na białe kafelki, w których mogłam ujrzeć niewyraźne zarysy naszych sylwetek. Widziałam, że wciąż wpatrywał się we mnie w skupieniu. Między nami cały czas trwała cisza, która okropnie mi ciążyła, była toksyczna, a ja nie miałam pojęcia co może się za moment stać, on jest nie przewidywalny. 
Każdy był pogrążony we własnym umyśle, starał się odpowiedzieć na nurtujące go pytania, zamiast po prostu je wypowiedzieć, czekając na odpowiedź drugiej osoby. Postanowiłam ponownie odwrócić głowę w jego stronę, by wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Niebieskie oczy uważnie skanowały każdy cal mojej twarzy. Powinnam być przerażona, iż siedzę tu z nim, sam na sam, nie mając pojęcia do czego jest zdolny. Nie wiedziałam co zamierzają nam zrobić i do czego są w stanie się posunąć. Chłopak nadal uważnie obserwował moją twarz, dopóki nie odsunął się ode mnie na większą odległość. 
- Nie przygryzaj wargi - wychrypiał wstając ze ścianki na której nadal siedziałam.
Wypuściłam wargę spomiędzy zębów, śledząc każdy jego ruch. Kierował się do drzwi.
- Uhm, czy mogę zadać ci pytanie?
Chłopak stanął w pół kroku, po czym odwrócił się w moją stronę, unosząc jedną brew. 

- Właśnie je zadałaś.
- Jeszcze dwa? - spojrzałam na niego z wyraźnym grymasem
- Pytaj - westchnął, wzruszając przy tym ramionami
- Jak się nazywasz? - spojrzałam w jego oczy z dołu, pragnąc odpowiedzi na to pytanie.
Brunet przymknął oczy, odchylając głowę w tył, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Po chwili spuścił ją w dół, kręcąc w lewo, następnie w prawo, chichocząc pod nosem.
- Louis. Louis Tomlinson.
Louis Tomlinson. Pasowało do niego jak ulał. To on był tym słynnym Tomlinsonem? Jeśli tak, wątpię, że przeżyjemy długo. Najpewniej zabiją nas i wrzucą zwłoki do jeziora...
Mentalnie spoliczkowałam się za tę myśl. Teraz nie mogę się jeszcze bardziej przybijać. Muszę myśleć, że uda nam się uciec.
- Co z nami zrobicie? - to było drugie pytanie, które wydostało się z moich ust, za pomocą drżącego głosu.
Chłopak westchnął ciężko. Uniósł dłoń, wplótł ją w swoje włosy i pociągnął za ich końce, najprawdopodobniej zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili ciszy przemówił:
- Nie wiem, Adrianne. Po prostu nie wiem. - gdy te słowa opuściły jego usta moje ciało zesztywniało. Nie wie co z nami zrobi. Po co w takim razie to całe przedstawienie, po co opatrzył moją ranę. Po co, nie lepiej byłoby od razu wpakować mi magazynek w głowę?! Boże o czym ja myślę. Ogarnij się Ann. Myśl pozytywnie, może nie wszystko stracone. Jest jeszcze nadzieja. W końcu tylko ona nam pozostała.
- Jaa..K.. Jak to nie wiesz? - zapytałam drżącym ze strachu głosem, próbowałam w jakikolwiek sposób zapanować nad tym, ale nic nie pomagało. Coraz bardziej trzęsłam się z przerażenia.
- Nagle zaczęłaś się bać? - zakpił podchodząc do mnie z powrotem. - A gdzie się podział twój ostry charakterek.? - cwaniacki uśmieszek wkradł się na jego usta na co miałam ochotę zwymiotować. Jak można być tak zmiennym. Raz taki miły, słodki a zaraz chamski i przerażający.
- Nadal tutaj jest - odparłam powoli wpatrując się w jego tęczówki.
- Oh tak? - położył ręce na biodra i parząc na mnie z góry dodał: - No dobra to teraz ty odpowiesz mi na jedno pytanie i oczekuję od ciebie prawdy.
- Jasne bo to działa w drugą stronę - mruknęłam w odpowiedzi. No co nie otrzymałam odpowiedzi na moje pytania, więc on też ich nie dostanie, nie ma tak łatwo.
- Oh, rozumiem, że nie masz zamiaru mi na nie odpowiedzieć? - uniósł jedną brew.
- Skoro ty nie odpowiedziałeś na moje dokładnie...
- Ann, ty chyba na prawdę nie masz pojęcia kim my jesteśmy - prychnął - Nic nie mówią ci nazwiska Tomlinson i Irwin?
Nie mogłam, a raczej nie chciałam przyjmować do wiadomości, że to właśnie TEN Tomlinson stoi kilka metrów przede mną. Że to szef najlepszego, zarazem najgorszego gangu w UK, głowa tej całej 'rodziny', którą stworzył. To było tak surrealistyczne, że największy morderca, prawdopodobnie handlarz dragami i Bóg wie kto jeszcze... Stoi przede mną i rozmawia, jak człowiek z człowiekiem. Przerwałam z nim kontakt wzrokowy na co usłyszałam jego śmiech.
- Tak też myślałem. – mimo, że na niego nie spoglądałam z jego głosu jasno mogłam wyczytać iż patrzy na mnie w znaczną wyższością. Tak jak drapieżnik na swoją ofiarę. Odchrząknęłam prostując się po czym stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Nie myśl sobie, że tak nagle mnie przygasiłeś – powiedziałam zgodnie z prawdą, przekręcając w bok głowę, a na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmieszek. To prawda boję się co mogą nam zrobić, ale nagle nie zacznę chodzić i błagać go o życie. Co to, to nie.
- Och, byłbym szczerze zawiedziony, gdyby się tak stało – odparł przybliżając się do mnie bliżej po czym kolejne słowa już wyszeptał mi do ucha. – Lubię charakterne dziewczyny.
Odsunęłam się od niego niemal natychmiast zniesmaczona jego wyznaniem. Otworzyłam szeroko oczy jak i usta nie wiedząc co powiedzieć. Szlak. Gdy mój cięty język jest potrzebny to nigdy go nie ma..Stałam tak dosyć długo wywołując również napad śmiechu u Louisa. Muszę przyznać, że miał całkiem znośny śmiech. Potrząsnęłam głową, wyrywając się z otępienia. Posłałam chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie, chcąc żeby przestał się ze mnie nabijać. Niestety moje próby poskutkowały zupełnie na odwrót wywołując jeszcze głośniejszy napad jak zwykłam mówić głupawki. Fuknęłam niezadowolona omijając go po czym skierowałam się w stronę wyjścia. Moim celem było ponowne zobaczenie siostry, gdyż zostawiłam ją na pastwę tamtych chłopaków. Szybkim tempem szłam w drogę powrotną do salonu. Za mną słyszałam kroki, co oznaczało, że Louis idzie za mną, prawdopodobnie wpatrując się w moje pośladki. Dla mnie było to co najmniej niezręczne i niekomfortowe. Gdy udało mi się dojść do wspomnianego pomieszczenia, rozejrzałam się po nim, jednak nie zauważyłam nigdzie Veronici. Mój żołądek niemiłosiernie zacisnął się w strachu.
- G-gdzie ona jest? - wyszeptałam, jakby sama do siebie.
- Irwin ją gdzieś zabrał - odezwał się ciemnowłosy chłopak o azjatyckiej urodzie, który wcześniej nie odezwał się ani słowem.
Zabrał ją gdzieś ten psychopata?! Nie, nie, nie!
- Jak to?! Gdzie ona jest? - wyjąkałam, z otwartymi ustami.
Nikt tym razem mi nie odpowiedział, olali mnie kompletnie. Wplątałam palce we włosy i pociągnęłam za nie, starając się uspokoić urywany oddech oraz niebezpiecznie szybkie bicie serca. Oddychałam coraz szybciej, z sekundy na sekundę z trudem łapiąc powietrze. Cholera jasna. Nie teraz proszę nie w tym momencie. Muszę znaleźć siostrę, a nie użerać się z napadem. Usiadłam trzymając dłoń na piersi zaciskając mocno powieki. Próbowałam złapać więcej powietrza, bądź spowolnić swoje oddechy, ale było za późno na takie metody. Albo zaraz przejdzie, albo zacznę dusić się na oczach gangsterów. Świetnie tylko tego mi teraz brakowało. Poczułam jak materac obok ugina się pod ciężarem czyjegoś ciała, a potem ktoś położył na moim ramieniu dłoń. Otworzyła oczy dalej ciężko dysząc. Z mojej prawej strony usiadł Tomlinson i z przerażeniem w oczach patrzył to na mnie to na moją szybko unoszącą się pierś.
- Ma atak paniki? – usłyszałam gdzieś z boku.
- No jak się nas boi – zakpił inny głos, ale ten już słyszałam jak za mgłą. To nie wróży nic dobrego. Pokręciłam energicznie głową.
- Nie – wysapałam zaraz dławiąc się powietrzem.
- Addie. – Louis złapał mnie za spoczywającą na moim kolanie drugą dłoń, na co nieźle się zdziwiłam. Znowu mu się humor zmienił, jeszcze przed chwilą się ze mnie śmiał. – Co się dzieje?
- Gdzie..- wdech -…. Moja…- kolejny tym razem głębszy. - torba?
- Mike – warknął szatyn na co się wzdrygnęłam, ale nie spuszczał ze mnie wzroku. Zostało mało czasu. – W moim pokoju. Już. – chłopak o czerwonych włosach momentalnie zerwał się z kanapy i w wybiegł z pokoju, nie minęła chwila a wrócił trzymając w ręku mój pokrowiec po aparacie. Czyli jednak nie wywalili ich na śmieci?! Potem nad tym porozmyślam teraz liczy się to aby nie zemdleć lub się nie udusić. Mike wręczył torebkę swojemu liderowi, po czym usiadła na swoje miejsce.
- Środko… kieszen.. – wymówiłam z trudem. Szatyn otworzył pokrowiec a następnie zaczął grzebać po niej w poszukiwaniu nie znanego mu przedmiotu. W końcu wyjął dłoń, a w niej trzymał dwa plastikowe różniące się od siebie obiekty. Jedną z nich był niebieski inhalator, a drugi przezroczysta tubka z płynem i igłą.  Niebieskooki uniósł brew ze zdziwieniem patrząc to na mnie to na to co trzymał. Drżącą ręką chwyciłam za strzykawkę i podwijając sobie bluzkę z impetem nadal ciężko dysząc wcisnęłam igłę w brzuch. Nacisnęłam tłoczek odchylając głowę do tyłu. Odetchnęłam z ulgą nabierając już spokojnie powietrza do swoich płuc. Nie obchodziło mnie jak to musiało wyglądać z ich perspektywy. Niektórzy wzięli by mnie za jakąś narkomankę, ale niestety prawda była o wiele gorsza. Wyciągnęłam przedmiot po czym wrzuciłam go z powrotem na swoje miejsce. Opuściłam bluzkę unikając wzrok chłopaków, a najbardziej niebieskich tęczówek.
- Co to się dzieje? – odezwał się dobrze znany mi głos. Natychmiast podniosłam głowę i spojrzałam na podpartą na ramieniu Irwina brunetkę. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, gdzie oni byli? I czekaj. Spojrzałam na jej udo na którym już nie było chustki, którą tam zawiązałam, lecz spoczywał starannie obwinięty śnieżnobiały bandaż.
- Właściwie to też byśmy chcieli wiedzieć – powiedział Louis, wywiercając w mojej twarzy dziurę.
- Miałam atak – odpowiedziałam siostrze, beznamiętnie.
- Co? – pisnęłam odsuwając się od blondyna i pędem, na tyle ile pozwalała jej zraniona noga popędziłam w moim kierunku. Wzięła moją twarz w obie dłonie i przyjrzała mi się dokładnie.
- Wzięłaś leki, prawda? Co się stało? Co zrobili? - wyszeptała, lustrując moją twarz w każdym calu, jakby próbowała dostrzec coś nadzwyczajnego.
Przytaknęłam lekko, po czym przemówiłam:
- Nic, strasznie się bałam o ciebie.

Dziewczyna usiadła po mojej drugiej stronie i mocno ścisnęła, co odwzajemniłam, nie przejmując się bolącym ramieniem. Spojrzałam na jej policzki, po których powoli ściekały łzy, pomimo zamkniętych oczu. Starłam je kciukiem i mocniej przycisnęłam do swojego ciała. Wiedziałam, że wszyscy nam się przypatrują, ale na prawdę teraz mnie to nie obchodziło. Moja siostra jest cała i tylko to się teraz liczy.
- Możecie nam w końcu wyjaśnić, co się tu dzieje?! Co to za atak? - zbulwersował się oprawca Veronici, którego miałam szczerą ochotę po prostu udusić. Bałam się, że coś jej zrobił, gdy ich nie było. Właściwie to gdzie byli i po co?!
- Ma astmę - odparła brunetka, gdy już otwierałam usta, by coś powiedzieć.
Zdecydowanie się różniłyśmy; ona była spokojna, zdecydowanie bardziej nieśmiała i lękliwa. Za to ja często wybuchałam złością w najbardziej nieodpowiednich do tego sytuacjach, co już można było zauważyć, szczerze nienawidzę tych wszystkich tutaj ludzi i nie boję się im powiedzieć co myślę.
- No to jeszcze bardziej pogarsza całą sytuację - warknął Louis.
- Coś ci zrobił? - szepnęłam do ucha mojej siostry tak, by tylko ona mogła to usłyszeć.
- Jak chcecie coś powiedzieć, to nie krępujcie się, zamiast szeptać między sobą - mruknął znużony blondyn z kolczykiem w wardze.
Dziewczyna natomiast pokręciła głową, dając mi znak, że nic się nie stało, chociaż w głębi duszy wątpiłam w to. Coś na pewno musiało się zdarzyć, przecież wyszła z NIM. Z niezrównoważonym, bipolarnym, zupełnie jak Tomlinson. W jednej chwili miły, a zaraz potem wredny. Jak można z takimi ludźmi żyć?
- Co z nimi zrobimy? - zadał pytanie krótko ostrzyżony brunet o ciemnych oczach, z na prawdę miłym wyrazem twarzy. Nie wydawał mi się człowiekiem, który mógłby kogoś skrzywdzić. Nie to co ten blondyn w lokach czy ten z kolczykiem. Oni byli przerażający.
- Cóż... Nie możemy ich tak po prostu wypuścić, pójdą na psy. Nie wiemy dokładnie kim są, a mogą okazać się przydatne - westchnął niebieskooki, siedzący po mojej prawej.
Czy Louis Tomlinson, TEN Louis Tomlinson, szef najniebezpieczniejszego gangu w kraju powiedział, że ja i moja siostra możemy być mu przydatne?!
Gdy blondyn o orzechowych oczach otwierał usta, żeby coś dopowiedzieć, przeszkodziły mu w tym otwierające się z hukiem drzwi i dziewczęce śmiechy, dochodzące z korytarza, co zdziwiło mnie i to nie mało. Dziewczyny? Tutaj? Głosy stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że zaraz zobaczymy, kim są ich właścicielki.
Do salonu weszła czwórka roześmianych dziewczyn, prawdopodobnie starszych od nas, aczkolwiek niewiele. Jedna z nich była ładną blondynką o niebieskich oczach i melodyjnym głosem, nie należącym do wysokich. Kolejna to brunetka o ciemnobrązowych oczach, która najszerzej z nich uśmiechała się. Trzecia miała orzechowe włosy, z błękitnymi końcówkami, które na prawdę wyglądały pięknie, jej oczy były równie ładne, jakby miodowe. Zaś ostatnią była czarnowłosa dziewczyna o szarawych oczach i mocno czerwonych ustach, które rzucały się w oczy. Wszystkie były ładne. Czy to są jakieś 'dziewczyny na telefon'? Posłałam siostrze zdziwione lecz zarazem porozumiewawcze spojrzenie, które odwzajemniła. Kim one są. Czy nie wiedzą w jakie bagno się wplątują?! Przeniosłam wzrok z powrotem na czwórkę wchodzących dziewczyn, które gdy tylko nas zauważyły stanęły uważnie nas lustrując. Atmosfera w pokoju stawała się coraz cięższa, prawie że nie do zniesienia.
- Kto to jest? - zapytała jedna z nich kierując się w stronę kanap na przeciwko nas. Gdy do niej dotarła usiadła na kolanach tego mulata po czym mocno i zachłannie wpiła się w jego usta. - Cześć kochanie - uśmiechnęła się szeroko gdy oderwali się od siebie. Spostrzegłam że i jej towarzyszki również ruszyły w głąb salonu. Każda podchodziła do najprawdopodobniej ich chłopaków. Dziewczyna o niebieskich końcówkach usiadła na brunecie o azjatyckiej urodzie, czerwonowłosy obejmował wysoką szatynkę. Muszę przyznać że te trzy pary na prawdę do siebie pasowały. Nie zlokalizowałam tylko jednej, dlatego odwróciłam głowę w lewo, tym samym znajdując nasz zgubę. Dziewczyna z wielkim uśmiechem na ustach obejmowała szatyna w tali siedząc u niego tak jak pozostałe. Ucałowała chłopaka w policzek na co ten w odpowiedzi tylko się wyszczerzył. Ukucie rozniosło się po moim sercu. Czyżbym była zazdrosna?! Nie. Nie nie mogłabym.
- Nie pomyliłaś się czasami? - zapytał ze śmiechem niebieskooki.
- Nie, skądże braciszku. - jej melodyjny śmiech rozniósł się po pokoju.
Co? On jest... To jego siostra?!  Moje usta otworzyły się ze zdziwienia. On na prawdę ma siostrę? Cóż, w takiej sytuacji powinien wiedzieć, co łączy mnie i Veronikę. Na pewno ich więź jest tak silna, jak nasza. To widać. Ale dziwiło mnie to, że nie są do siebie tak bardzo podobni.
- Hej, powiecie nam w końcu kim są te dziewczyny? - dopytała dziewczyna o błękitnych końcówkach, siedząca na kolanach czarnowłosego Azjaty.
Czyli one... To były pewnie ich dziewczyny. Takie na stałe, a nie na jedną noc. Wzięłam głęboki oddech, czując na sobie wzrok całej czwórki, która kilka minut temu weszła do domu.
- Rosie, ciężko to określić. Weszły nam do magazynu, więc... Później ci to wytłumaczę - westchnął Tomlinson
- Porwaliście je?! - pisnęła czarnowłosa, siedząca na nogach Louisa.
- Kate, to nie tak... - zaczął, starając się wytłumaczyć
- Nie tak? Nie tak?! To jak, Louis? Uprowadziliście bezbronne dziewczyny! W dodatku pobiliście! Louis, ja wiem, że jest jak jest, robicie co robicie, ale to jest gruba przesada!
Dalej nie mogłam słuchać jej, mimo wszystko aksamitnego głosu, który był podobny do jego, jednak wyższy. Wszystkie dziewczyny zaczęły awanturę do swoich chłopaków. Czy one nas broniły?
Na to wygląda. Nie powiem, byłam zdumiona. Bo skoro także należą do tego całego gangu, to myślałam, że nie będzie ich to nawet obchodziło, a tym czasem one się awanturują o to, że nas... Uprowadzono, co nadal brzmi okropnie i ciężko mi to przyjąć do wiadomości. Kłótnia stawała się coraz bardziej intensywna. Była ogromnie zdziwiona, że dziewczyny w
takie sposób sprzeciwiają się chłopakom, że się nie boją tego robić. Chociaż, jeśli należały do rodziny to nie miał czego. Westchnęłam ciężko, nadal mój oddech nie był unormowany po napadzie, ale czułam się lepiej. Przeleciałam po sylwetkach każdego w salonie. Wszyscy byli tak pochłonięci sprzeczkami o wartości, że nawet nie zwracali na nas większej uwagi. Nagle do głowy przyszedł mi świetny plan. Jeśli są tak sobą zajęci, nawet nie zorientowaliby się, że uciekłyśmy. Odwróciłam głowę w kierunku wyjścia oceniając nasze szansy. Zważając na okoliczności oraz na to że Nica ma niesprawną nogę dawała nam marne nadzieje na to, że zdążyłybyśmy wybiec. Ale raz kozi śmierć. Najwyżej ją będę niosła. Waży mniej ode mnie, więc z tym nie było najmniejszego problemu. Wróciłam wzrokiem do siostry i lekko pchnęłam ją ramieniem by zwróciła na mnie swoją uwagę, którą teraz skupiała na awanturującą się grupę. Spojrzała na mnie a ja miałam już zamiar powiedzieć jej o moim pomyśle, gdy niespodziewanie koło nas znalazł się Ash. Zmierzył nas uważne wzrokiem po czym chwycił nas za nadgarstki. Pociągnął tak, że byłyśmy zmuszone wstać z wygodnej kanapy. Mentalnie jęknęłam, gdy blondyn całkowicie zniweczył mój plan.
- Idziemy - mruknął
Pociągnął nas w kierunku jednego z korytarzy. Teraz nie mamy szans na ucieczkę. Pomagając mojej siostrze iść, dotarłam z nią do jakichś drzwi, na końcu korytarza. Chłopak pchnął je i dosłownie wciągnął nas do pokoju. Rozejrzałam się wokół; ciemnobordowe ściany, brązowa podłoga, biały dywan, duże łóżko zaścielone czerwoną kołdrą z białymi poduszkami, plazma na ścianie, kolejne białe drzwi. Mniej, więcej tak to wyglądało. Spojrzałam w oczy chłopaka, który ewidentnie był bardziej zainteresowany Nicą, niż mną, co zaczęło mnie wręcz przerażać. Co jeśli jej coś zrobi?
- Po co nas tu przyprowadziłeś? - zapytałam, będąc tego ciekawą.
- Dla bezpieczeństwa - mruknął - Siadajcie.
Wskazał dłonią na łóżko, na którym po chwili razem z moją siostrą siedziałam. Czy wszyscy tutaj są tacy bipolarni?
Chłopak podszedł do ciemnej komody, której nie zauważyłam i zaczął czegoś szperać w najwyższej szufladzie. W końcu wyciągnął poszukiwany przedmiot, którym okazały się być tabletki przeciwbólowe? Serio?! Rzucił nimi w nas następnie zamykając za sobą szufladę.

- Po co nam to? - zapytałam unosząc jedną brew. Chłopak natychmiastowo się do nas odwrócił, przewracając przy tym oczami.

- A po chuja są tabletki?! - wysyczał zirytowany.
- Nie musisz wrzeszczeć - stwierdziłam
- No to na cholerę zadajesz mi takie durne pytania!
Zamiast się uspokajać on tylko bardziej się wściekał.
- Dobra, uspokój się - wymamrotałam.
- Jeszcze, kurwa raz mi powiesz, że mam się uspokoić, to przestrzelę ci łeb! - warknął.
Prychnęłam pod nosem, przewracając oczami,co chyba jeszcze bardziej go rozdrażniło, bo wyjął ze swojej kieszeni spluwę i wymierzył w moją głowę.
Moje usta otworzyły się, a żołądek niemiłosiernie skurczył.
- Ashton! - pisnęła brunetka obok mnie, zwracając tym naszą uwagę. Po jej policzkach ciekły łzy, cała trzęsła się ze strachu.
- Nie rób tego, proszę - wyjąkała, patrząc na niego błagalnie. Chłopak niewzruszony widokiem płaczącej dziewczyny dalej mierzył we mnie spluwą. Przymknęłam oczy czekając na najgorsze. Doskonale wiedziałam, że jest on zdolny do zabicia mnie, z zimną krwią zrobiłby to nawet nie mrugając.
- Skoro nie ona - wypowiedział te słowa, a zaraz po tym usłyszałam donośny huk. Czekałam na ból. Na cokolwiek, ale nic a nic się nie działo. Dopiero wtedy dotarły do mnie wypowiedziane przez niego słowa. Jak poparzona otworzyłam szeroko oczy spoglądając w bok. Veronica siedziała skulona, cała i zdrowa obok mnie. Podążyłam wzrokiem za nią i dostrzegłam tkwiący pocisk w ścianie. Z oszacowania toru lotu kuli wywnioskowałam, że przeleciała ona dosłownie centymetr od głowy brunetki. Z całej siły przyciągnęłam ją do siebie, nie zważając na palący ból w ramieniu. Veronica szlochała w moje ramię, a ja głaskałam jej plecy, uspokajając szeptem.
- Mam nadzieję, że to czegoś was nauczyło.
Nie wiem w jakim celu tak ją straszył. Jest bezduszny, nieobliczalny i po prostu okropny. Nie chciałam, by po raz kolejny wyciągnął broń w naszej obecności. To wszystko jest po prostu chore.
Posłałam mu pełne nienawiści spojrzenie, którym ani trochę się nie przejął, co wywnioskowałam z jego neutralnego wyrazu twarzy. Był pusty. Nie miał ani serca, ani uczuć.
- Wyjaśnijmy sobie coś... W tym domu rządzimy MY, nie wy. Radziłbym się odnosić do nas z szacunkiem, jeśli nie chcesz stracić siostry, a potem życia - warknął, a drobna brunetka, siedząca w moich objęciach zalała się jeszcze gorszym szlochem. To ją zdecydowanie przerasta.
- Jesteś pojebany - syknęłam w jego stronę, kołysząc się razem z siostrą w przód i w tył. Blondyn zaśmiał się tylko kpiąco, podpierając się ręką o komódkę obok której stał. I wy mi jeszcze powiedźcie, że ten debil nie jest bipolarny.
- Ameryki moja droga nie odkryłaś.
__________________________________________________
Hej, hej, hej! (Ja nadal mam wrażenie, że witam tu jedną osobę xd)
No to 4 rozdział, spóźniony, gdyż wczoraj był niesamowity dzień - 17-ste urodziny Ady (aleś ty stara :D) - dlatego właśnie wczoraj balowała i jakoś tak wyszło haha :3
A żeby nie przeciągać to prosimy o komentarze, dziękujemy Karmeelqowi :3 I zapraszamy na kolejny! :D Papa ;*
Wera xo
PS. Mega zdjęcia, nie? *-* Ashiiii <3

Witam misiaczki. ^^
No więc tak to ja przepraszam, za opóźnienie, CAŁĄ winę biorę na siebie, postanowiłam sobie pobalować z przyjaciółmi. (i tak naprawdę czuję się stara przy Tobie sweet 13. :*)
Ale dobra nie wiem czy to czyta tylko i wyłącznie jedna osoba, mam takie wrażenie, znaczy mamy bo Weronika też to zauważyła, nie chcę wyjść na jakąś zołzę czy coś no ale ludziska.
Postanowiłyśmy z Niką zobaczyć ile was jest dlatego:
3 komentarze = następny rozdział 

postaracie się to zrobić? Mamy nadzieję, że tak. ;)
No nic tyle miałam do powiedzenia. Do następnego. Buziaczki ;* A.

6 komentarzy:

  1. Idę załatwić ludzi! Ten blog nie może nie mieć osób, które go czytają! On jest cudowny. Do tej pory jestem przerażona. Nie umiem opanować bicia serca i tej nagłej adrenaliny! Matko! ;-;
    Wdech, wydech, wdech, wydech. Chyba już mi lepiej. Chociaż nie. Zaraz się rozpłaczę, sama nie wiem dlaczego. Wiem tylko, że to raczej nie jest normalne.
    Ash, mam ochotę spoliczkować Cię, ale tego nie zrobię, bo masz śliczną buźkę. Zdecydowanie za bardzo. Jesteś uroczy, ale masz niezły charakterek. ;-;
    Tak na poważnie... kurde! Oszalałyście! On celował w nią bronią, a później strzelił wyżej głowy. Zawał po prostu!
    Louis wydaje mi się bardziej, hm, łagodny. Nie wiem, może lepiej panuje nad emocjami.
    Czy oni wszyscy muszą być niezrównoważeni psychicznie? Raz są łagodni, mili, nawet troskliwi, a za chwilę ci grożą. No ludzie! Rozumiem, taka praca, ale mimo to..
    A te dziewczyny, one mają na prawdę zaufanie do tych chłopaków, skoro tak się z nimi otwarcie kłócą. Ba, prowadzą wojnę! XD
    Biedna miała atak astmy, kurcze. Właściwie to prawie nic nie wiem o tej chorobie, praktycznie się jeszcze z nią nie spotkałam, ale na pewno nie jest przyjemna. Z resztą jakąś choroba jest przyjemna? W każdym razie, ten widok, gdy ktoś sobie wstrzykuje coś w brzuch, ugh. To boli?
    Mogę zapytać, jak się poznałyście? Z poprzednich życzeń wynika, że pięć miesięcy się znacie, czy coś. Wybaczcie moją ciekawość, ale różnica waszych wieków jest i no. Po prostu się zastanawiam.
    Muszę powoli kończyć, bo jutro szkoła. Niby fajnie, ale jednak trzeba wstać rano. Autobus ucieknie i te sprawy.
    Pozdrawiam i weny życzę. :*
    PS. Jeśli macie ochotę możecie do mnie wejść. Nie wiem, czy zapraszałam już, czy nie. Jeśli tak, przepraszam. za-gu-bio-na.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękujemy, dziękujemy za te twoje wspaniałe komentarze ^^ <3
      No a poznałyśmy się w sumie przez miłość do Tomlinsona (?). Ja zaczęłam pisać o nim fanfiction (do którego linka masz tutaj: http://fear-of-fear.blogspot.com/ ), a Ada zaczęła go czytać i jak widać ten mój chłam jej się spodobał. :3 Więc jak już komentowała każdy rozdział, to zaczęłam ją o nowych powiadamiać na google+.4 I tak zaczęłyśmy gadać, zważywszy na to, iż mamy ze sobą wiele wspólnego - było duużo tematów do rozmowy. Tak się właśnie zaczęła nasza piękna przyjaźń, która z czasem zaczęła rozkwitać ^^
      W. xo

      Usuń
  2. Ten blog jest tak świetny, że już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Świetnie piszecie!
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie!


    saveyoutonight-louistommo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawajcie następny rozdział proszę,zapomniałam jak się oddycha!! Jejku,oni są naprawdę strasznie bipolarni,a te dziewczyny... spodziewałam się,że będą takie chamskie i... no wiecie no xd a jednak zaskoczenie,ale dobrze,może przemowia im do rozsądku.
    Ash z tym pistoletem przesadził,on jest zdolny do wszystkiego,jest okropny. Myślałam,że naprawdę strzeli w którąś z nich a jak okazało się ze obie żyją to myślałam,że sobie strzelił kulkę w łeb,ah ta moja wyobraźnia hahah
    Powtarzam się,ale całym sercem pragnę następnego rozdziału,zareklamuje wasz blog w następnym poście u siebie,więc jeśli ktoś jeszcze mnie czyta to się dowie a warto,bo wasz fanfic jest tak cudowny,ze aż ciężko go opisać *.*
    Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Są trzy komentarze!
    Dawać następny rodział. :((

    OdpowiedzUsuń
  5. już wiem, z którą z bohaterek bardziej powinnam się utożsamiać, Addie, jestem dokładnie twoją kopią. i cóż, mimo wszystko czuję, że pod tym bedbojem kryje sie coś jeszcze ;>

    OdpowiedzUsuń