Mozolnie otworzyłam powieki czując lekkie pulsowanie głowy. Patrzyłam zamglonym wzrokiem w sufit mrużąc przy tym oczy. Próbowałam sobie przypomnieć co stało się wczoraj, jednak w mojej pamięci pozostała luka, czarna dziura. Teraz znajdowałam się w pokoju "należącym do mnie i Ann". Obok siebie w miejscu bioder czułam jakby wgniecenie. Spojrzałam w tamtą stronę; na łóżku siedział Irwin ze schowaną w dłoniach twarzą. Przetarłam oczy, by wyostrzyć sobie wzrok. Nie miałam omamów, siedział tam zgarbiony, nie wiem ile czasu. Odchrząknęłam cicho, tym samym zwracając na siebie jego uwagę. Nieco się wyprostował odwracając w moją stronę.
Mimo iż w pokoju nie było jasno, gdyż prawdopodobnie była jeszcze noc, widziałam doskonale jego spojrzenie. Takie... Troskliwe. Chociaż nie, muszę mieć omamy. Za żadnym razem, gdy działo mi się coś złego nie spojrzał na mnie w ten sposób. Teraz też nie, to tylko moja wyobraźnia.
Potrząsnął głową, jakby chciał coś z niej strzepnąć i spojrzał na mnie obojętnie. No tak, to przecież Ashton.
- Co się stało? - zapytałam unosząc się na łokciach.
Blondyn podłożył palec wskazujący do ust, uciszając mnie jak dziecko w przedszkolu.
- Ubierz się - szepnął - czekam na korytarzu.
Po tych słowach wstał i po prostu wyszedł bezszelestnie zamykając drzwi za sobą. Zdezorientowana chwilę patrzyłam na drewnianą powłokę nie wiedząc co mam myśleć.
Nagle natłok myśli zaczął obijać się o moją głowę. Lista. Nasze nazwiska. Dylan. Kłamstwa i sekrety.
Z tego wszystkiego zemdlałyśmy... Właśnie! Gdzie jest Adrianne?
Ugh, dobra, na pewno nic jej nie jest. Louis i Caleb na pewno się nią zaopiekowali jak mną. Chyba że to nie oni.
Spojrzałam w dół. Byłam w samej podkoszulce i majtkach. I prawdopodobnie zbladłam. Dobrze pamiętam, że miałam na sobie więcej ubrań oraz biustonosz. Po moich plecach przeszły delikatne dreszcze.
Nie ważne.
Nie chcąc irytować blondyna wstałam, wyciągnęłam z walizki pierwsze lepsze spodnie i naciągnęłam je na biodra. Zdjęłam też bluzkę i założyłam brakującą część bielizny. Z trudem ubrałam z powrotem koszulkę i w pośpiechu wyszłam z pokoju przeczesując włosy palcami. Zamknęłam za sobą drzwi jak najciszej umiałam, po czym spojrzałam pytająco na chłopaka.
Ten tylko wskazał głową ku schodom nakazując mi gestem bym była cicho. Nie jestem na tyle ułomna, żeby się nie domyśleć, ale bez zbędnych ceregieli ruszyłam przed siebie starając się poruszać bezszelestnie. Gdy dotarliśmy na dół Ashton podszedł do drzwi, otwierając je jakimś dziwnym urządzeniem. Co oni nie mają kluczy czy jak? Spojrzałam na niego pytająco. Chce mnie wywlec z domu? Boże czy on ocipiał do reszty? Cofnęłam się dwa kroki do tyłu krzyżując ręce na piersi. Chłopak jakby wyczuwając to iż stanęłam spojrzał na mnie.
- Chodź - szepnął łagodnie, nawet powiedziałabym że wręcz zbyt łagodnie jaki na niego. Pokręciłam w odpowiedzi tylko głową. Nigdzie się nie wybieram, o nie Irwin.
Ashton tylko westchnął, po czym powolnym krokiem podszedł do mnie i tego co zrobi potem bym się w życiu nie spodziewała. Gdy już znalazł się na przeciwko mnie, ułożył dłoń na moim policzku po czym przyłożył swoje wargi do moich. To był ułamek sekundy. Dosłownie ułamek. A ja już zdążyłam zgubić dech. Cholera jasna. Stałam tak oniemiała, podczas gdy on złączył nasze dłonie i wyprowadził z domu moje na wpół przytomne ciało.
Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Ten pocałunek zadziałał niczym jakiś otumaniacz. Serce przyspieszyło obroty, a umysł się po prostu wyłączył. Ashton otworzył drzwi od strony pasażera, delikatnie posadził mnie na fotelu i zapiął pas. Ja tylko tępo wpatrywałam się w jego jasne oczy, które teraz miały kolor prawie że złota. Lśniły tajemniczym blaskiem.
Blondyn wsiadł za kierownicę i wyjechał na główną drogę, zaś ja oparłam czoło o zimną szybę kojąc nerwy. Wszystkie splątane myśli podczas drogi układałam - a bynajmniej próbowałam ułożyć - w logiczną całość. Droga nie była szczególnie długa, zleciała szybko, mimo iż jechaliśmy w zupełnej ciszy. Może to też dlatego, że nie było żadnego samochodu na drodze.
- Gdzie jedziemy? - szepnęłam jakby odruchowo, gdyż w domu nakazał być mi cicho.
Jasne usta Irwina rozciągnął uśmiech, który powiedział mi, że chłopak nie zamierza nic zdradzić. Przewróciłam jedynie oczami, ale nie zamierzałam odezwać się ponownie, gdyż wiedziałam że to bezsensowne. Dlatego oparłam policzek o dłoń i patrzyłam jak sprawnie i z pasją prowadził swój ukochany samochód. Nie wiem ile tak minęło kiedy Ashton w końcu zatrzymał Chargera nie mam pojęcia gdzie. Chwyciłam za klamkę sama otwierając sobie drzwi i tak byłam zdziwiona że ich nie zamknął . Stanęłam twardo na trawie, która pogrywała całą przestrzeń, a nie, jednak nie do końca, gdyż gdy tylko się odwróciłam ujrzałam nie duże jeziorko, coś w stylu oczka wodnego lub stawu. Dookoła wznosił się zapach kwiatów kwitnących wzdłuż dróżki ze żwiru. Z daleka można było zobaczyć drewnianą, dosyć starą altankę w dobrym stanie przy której pięły się ku górze wierzby płaczące. By do nich dotrzeć, trzeba było przejść przez mostek, który przecinał jeziorko. Gdy się wytężyło zmysły, można było usłyszeć cykające w trawach świerszcze lub hukanie sów, które dotychczas mnie przerażały, lecz teraz było to zupełnie coś innego. To było malownicze miejsce. Mogłabym stać tu przez godziny i podziwiać to wszystko. Nawet gdy było to oświetlone tylko przez parę latarni i światło księżyca, który tej nocy znajdował się w pełni. Gdybym nie była tu z Irwinem, pomyślałabym że to najromantyczniejsze, najcudowniejsze miejsce na kuli ziemskiej. Nie dało się tego po prostu opisać słowami. To trzeba było przeżyć.
Z jakby transu wyrwały mnie dłonie na biodrach. Nieco zachłysnęłam się powietrzem, lecz zaraz uspokoiłam się i uniosłam głowę w górę patrząc na twarz blondyna, który z nieświadomym uśmiechem wpatrywał się w ten krajobraz.
- Ash..
- Podoba ci się? - zapytał, zwracając twarz ku mojej.
Nie potrafiłam znaleźć słowa, które mogłoby opisać to miejsce, więc po prostu przytaknęłam mówiąc ciche 'bardzo'. Jego usta rozciągnęły się nieco szerzej w ciepłym uśmiechu. I mogę szczerze powiedzieć, uwielbiam kiedy Ashton Irwin zachowuje się w ten sposób a nie inaczej.
Kiwnął głową lekko w stronę starego, pięknie zarośniętego kwitnącymi pnączami mostku. Stanęłam przed nim, dostrzegając że jego początek jest zepsuty. Deski były złamane w pół i jeśli chciało się przedostać na drugą stronę, trzeba było przejść po cienkiej (pragnę przypomnieć też że nie ma tam balustrad)
drewnianej belce, a z moim lękiem wysokości to nie lada wyzwanie. Spojrzałam na Irwina z przestrachem. Jego uśmiech zniknął.
- Boisz się?
Zagryzłam dolną wargę i przytakując nieśmiało zwiesiłam głowę wbijając spojrzenie w trawę pod moimi stopami.
- Jestem tu, dasz radę - posłał mi pokrzepiający uśmiech, wyciągając dłoń w moją stronę.
Niepewnie chwyciłam ją stawiając pierwszy krok na desce. Racja, dam radę. Przecież to tylko głupi, wysoko postawiony nad jeziorem, zepsuty most, który w każdej chwili może się rozpaść. Nic prostszego, prawda?
Przełknęłam gule tworząca się w moim gardle i pokonałam resztę w dość szybkim tempie. Ale jak to ja, potknęłam się o wystającą belkę i runęłam do przodu przewracając przy okazji Irwina na drewno. Momentalnie chciałam się podnieść, bo wiem jaki potrafi być, ale ręce na moich biodrach mi to uniemożliwia ciągnąc mnie w dół. Więc leżałam tak na jego torsie, bojąc się na niego spojrzeć. Był zły? Bardzo spieprzyłam ten wieczór? Był taki słodki, ale szlak by to trafił jak zawsze musiałam coś zepsuć. Wywróciłam oczami opierając czoło o jego pierś, która zaraz zaczęła wibrować, czy on się śmiał? Zadarłam natychmiastowo głowę ku jego twarzy. I rzeczywiście, chłopak leżał na plecach ze wzrokiem wlepionym w moją osobę i się śmiał. Nie szyderczo czy sztucznie. To był serdeczny beztroski dźwięk wydobywający się z jego gardła.
Poczułam jak moje policzki olewa gorąc.
- Jestem niezdarą - mruknęłam.
- Małą, uroczą niezdarą - zachichotał, zakładając pasmo włosów za moje ucho.
Dzięki temu, że rozplótł swoje ręce, wyślizgnęłam się spod jednego ramienia i powoli wstałam otrzepując niewidzialne pyłki ze spodni.
Westchnęłam, widząc, że on nadal siedzi na trawie opierając się o drzewo. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, którą bez wahania przyjął, lecz zamiast ja pociągnąć go w górę - on pociągnął mnie w dół, przez co upadłam tyłkiem na jego kolana. Spiorunowałam go wzrokiem, lecz gdy ujrzałam na jego twarzy ten uroczy, chłopięcy uśmiech moje spojrzenie złagodniało.
Nie wiedziałam co zrobić. Zejść i usiąść obok? Siedzieć na jego kolanach? Nie chciałam tego teraz zepsuć, nie wybaczyłabym sobie, gdybym teraz go zdenerwowała. Powróciłby stary Irwin, a nasze stosunki wcale by się nie polepszyły. Siedziałam więc bez ruchu patrząc w jego jasne oczy.
Blondyn w końcu splótł dłonie na mojej talii i przyciągnął do siebie. Podkurczyłam nieco kolana, a głowę oparłam na jego ramieniu. W tej chwili nie liczyło się kim jest ten chłopak, co zrobił mi i mojej siostrze, co teraz się działo. Zupełnie nic i chciałam, by ta chwila trwała jak najdłużej. Jego dłoń zaczęła błądzić w tą i z powrotem po moich plecach, co było niesamowicie przyjemne.
- Masz na pewno trochę pytań - szepnął w moje włosy. Zdziwił mnie tym, gdyż nigdy na żadne nie udział mi odpowiedź, gdyż albo mnie chamsko zbywał, albo zmieniał temat, grożąc mi. Ponownie zadarłam głowę opierając brodę na jego klatce i patrząc mu w oczy wydęłam dolną wargę. Zachichotał słodko dotykając ją opuszkiem palca.
- Kim jest...
- Hope? - westchnął.
Widziałam w jego oczach smutek na wspomnienie tej osoby. To już wiadome, że była mu bardzo bliska. Splótł swoje palce na moim ramieniu, opierając podbródek na czubku głowy.
- Hope to... To była wspaniała, troskliwa, rozsądna, mądra dziewczyna o wielkim sercu. Nie zasłużyła na życie, jakie jej dałem, zasługiwała na coś o wiele lepszego. Nie potrafiłem jej tego dać, ale nigdy nie powiedziała do mnie złego słowa. Starałem się jak tylko mogłem, by zapewnić jej bezpieczeństwo i zwyczajne, szare życie, ale nie... Ona zawsze chciała takie, jakie miała. Pełne zaskakujących niespodzianek i niebezpieczeństwa - zaśmiał się, pociągając nosem. - Zmarła w wypadku samochodowym. Siedziałem w szpitalu siedem godzin. Modliłem się do Boga, by przeżyła... - wziął głęboki wdech niemal łapczywie, jakby ktoś mocno uderzył go w brzuch pozbawiając go oddechu na moment, lecz zaraz dodał z bólem. - Nie przeżyła.
Na włosach poczułam mokre, gorące kropelki.
Płakał.
Bardzo powoli odsunęłam się od niego i spojrzałam na twarz. Pociągnął nosem, starając się utrzymać na drżących ustach niewielki uśmiech. Jak najdelikatniej potrafiłam dotknęłam dłonią jego policzka i starłam mokre stróżki spływające w dół po jego pięknej twarzy. Blondyn wziął moją dłoń i złożył długi pocałunek na jej wierzchu, po czym zaczął jeździć po niej kciukiem.
- Była twoją dziewczyną? - To pytanie mimowolnie opuściło moje usta, z jednej strony byłam tego ciekawa, ale druga część mnie bała się usłyszeć tej odpowiedzi.
- Nie. Hope była moja siostrą - wyszeptał z malutkim uśmiechem. Z moich ust uciekło westchnienie. Poczułam ulgę, że nie cierpiał tak z powodu utraty ukochanej. Tylko siostry. Czułam się okropnie, myśląc w ten sposób.
Ułożyłam druga dłoń na jego policzku. Po czym sama nie wiem czemu przybliżyłam twarz do jego, powoli łącząc nasze usta. Zrobiłam to dobrowolnie, za każdym razem to on robił to bez mojej zgody, ten pocałunek był zupełnie inny. Szczery i w pełni nasz.
Blondyn uśmiechnął się delikatnie, przymykając powieki umieścił dłoń na moim karku, pogłębiając pocałunek, który nadal był delikatny i pełen uczucia. Irwin ściągnął z siebie bluzę nie odrywając od siebie naszych ust, poruszających się w jednym rytmie, tak idealnie zgranych.
Usiadłam w rozkroku na jego kolanach, nawet chwili nie poświęcając na zastanowienie się nad tym wszystkim. Zaś on chwycił mnie za biodra i lekko uniósł odrywając się ode mnie. Wzięłam głęboki wdech, otwierając oczy. W jego oczach dostrzegłam iskierki. W mgnieniu oka położył mnie na trawie zachłannie całując. Jednak nie trwało to długo przez śliską i stromą powierzchnię pod nami; Ashton pośliznął się ciągnąc mnie za sobą. Zaczęliśmy się dosłownie turlać z górki, a na końcu wpadliśmy z pluskiem do lodowatej wody. Wynurzyłam się szybko na powierzchnię biorąc głęboki wdech. Rozglądnęłam się wokół, lecz nigdzie nie zauważyłam Irwina. Aż coś chwyciło mnie za kostkę. Wciągnęłam do płuc jak najwięcej powietrza, a sama ponownie się zanurzyłam. Otworzyłam oczy pod wodą widząc niewyraźne kontury. Odepchnęłam je od siebie i ponownie wynurzyłam, a zaraz po mnie chłopak.
- Ashton! Ty za...
Nie dokończyłam, bo blondyn przyciągnął mnie do siebie lekko przytrzymując i po raz trzeci przylgnął ustami do moich warg.
- Ta woda jest cholernie zimna - wymamrotałam.
Irwin podpłynął do brzegu wychodząc na niego. Mnie podał rękę i również wyszłam, dysząc jak po przebiegnięciu maratonu.
Opadłam plecami na trawę obok niego.
- Chodź, bo się przeziębisz - zachichotał pomagając mi wstać.
Niespodziewanie wylądowałam na jego rękach, przez co pisnęłam cicho, a on próbował powstrzymać się od śmiechu. Chłopak postawił mnie przy drzewie odwracając się i idąc w stronę mostu.
- Ashton!
- Nie martw się, zaraz wrócę.
Burknęłam jedynie coś pod nosem, wyciskając wodę z włosów. Tak jak mówił po minucie, może dwóch wrócił z grubym, ciemnym kocem w rękach.
- Zdejmij bluzkę.
- P-po co? - zapytałam praktycznie szeptem.
- No zdejmij.
To mi się coraz mniej podobało. Jesteśmy sami, w nocy w parku i... Nie, dobra. To idiotyczne. Przestań Veronica.
Ściągnęłam z siebie przemoczony materiał, rozwieszając go na gałęzi, a chłopak zarzucił mi swoją bluzę na ramiona. Szczelniej opatuliłam się materiałem przypatrując jego poczynaniom. Rozłożył koc na trawie obok altanki i oparł się o niewielki płotek czy ogrodzenie, nie wiem jak to nazwać.
- Chodź tu - posłał mi ciepły uśmiech, a z racji, że było mi okropnie zimno i nie miałam zamiaru tak stać jak kołek marznąc podeszłam do niego, usiadłam między długimi nogami blondyna opierając plecy o jego nagi tors.
Owinął swoje ramiona wokół mnie opierając ponownie podbródek na mojej głowie.
Nie wiem czemu ale również oparłam swoją głowę o jego klatce piersiową przymykając oczy. Wciągnęłam masę chłodnego powietrza napawając się ta sytuacją. Skłamałabym gdybym powiedziała że nie jest mi dobrze. Bo było. Czułam się bezpiecznie po mimo iż siedziałam z taką osobą jak Irwin. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się nagle zmienił. Czyżbym wzbudzała w nim to co do tej pory skrywał w swoim wnętrzu. Wreszcie dowiedziałam się czemu się zmienił. A bynajmniej już się domyśliłam, że to śmierć jego siostry go zmieniła. Naprawdę chciałabym mu pomóc, przywrócić to co zakopał razem z ciałem swojej siostry dwa metry pod ziemią. Chciałabym aby ten beztroski chłopiec wrócił, o ile w ogóle tam jeszcze jest. Czułam taka potrzebę, zostania już z nim, wspierania go, ale nie wiem czy to co się tu stało nie jest jednym wielkim snem lub swego rodzaju żartem który zafundował mi los.
_______________________________________________
Omg Omg Omg!
O M G!
Ten. Rozdział. To. ŻYCIE. >>>>>>>
Nie macie pojęcia jak bardzo fangirlowałam kiedy go pisałyśmy hahah. Shippuję Ashtonicę jak nwm *.*
Cieszę się, że Ash się tak zmienia, dzięki Ver. No i hey, w końcu wiemy dlaczego taki jest. Płakałam kiedy jej to mówił ;c
No ale nie zanudzam, duh jak zawsze haha.
No cóż, ten rozdział af i tyle.
Więc dziękujemy wam za komentarze i to, że z nami jesteście yaaay! Mam nadzieję że was przybędzie jeszcze trochę :D
No cóż, ja chyba będę się zmywać hm?
Huhu, życzę wam super sylwestra i nowego roku, ale nie pijcie za dużo xD
To teraz pora na Ann, ona wam naględzi :3 c;
Do zobaczenia misiak! :*
W.
Jak obiecałyśmy tak jesteśmy :D
Witam kwiatuszki moje :*
Jak wam się podoba rozdział? Ja nadal nie mogę uwierzyć, że nasz Irwin pokaże się z takiej strony! Owh rozpływam się. Jestem całym sercem Ashtonica shipper!
Wiemy już o Hope. Domyślaliście się tego? Czy może spekulowaliście coś zupełnie innego z jej osobą? Piszcie jestem tego ciekawa :)
No teraz podziękuję za wyświetlenia i komentarze, chociaż nadal jest ich coraz mniej nie wiemy czemu ;-;
Wg chciałabym powitać Alicję (Skyfallgirl®), mam nadzieję, że zostaniesz z nami kochana :*
A więc w czwartek sylwester. Z tej okazji chciałabym i ja życzyć wam hucznego, szampańskiego Sylwestra. tylko mi się nie spić :*
No więc już nie będę przynudzać, chociaż i tak nie wiem czy ktokolwiek oprócz Ani i czasami Gabrysi czyta nasze notki :D
Kocham was :* Do zobaczenia w następnym roku :*
Buziaczki :* A.
Jeśli czytasz skomentuj choćby jednym wyrazem *,*