poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział 60

*Perspektywa Louis'a*

Chodziłem, a wręcz biegałem po całym domu w poszukiwaniu Adrianne. Po tym jak usłyszałem od jej siostry, że nie ma jej w ogrodzie, od razu udałem się na górę do swojego pokoju. Myślałem, że ją tam znajdę, gdyż fortepian ją zawsze uspokajał, lecz bardzo się zawiodłem, gdy pokój zastałem pusty, bez niej w środku. Gdzie ona mogła pójść? Pokój dziewczyn - pusty z tego co mówiła reszta, łazienki i pokoje też puste. Zbiegiem na dół i coś mnie tknęło, żeby sprawdzić drzwi wejściowe i kurwa myślałem, że kogoś rozjebie.
- Czemu do chuja drzwi są otwarte? Czemu nie ma włączonych zabezpieczeń? - zacząłem krzyczeć, przez co reszta pojawiła się zaraz koło mnie.
- Ymmm... Jak Dylan z Hayden wychodzili rano, musiałem o tym zapomnieć... - odparł od razu Niall chowając się jednocześnie za Calumem. Wiedział, że nie ręczę za siebie w tym momencie.
- Zapomniałeś? Niall! Jeśli Ann wybiegła z domu to wiesz co się może stać? Cholera jasna, a jak ktoś od Sean'a ciągle nas obserwuje?! Co jeśli ją złapali? - zacząłem panikować, a razem ze mną Veronica. - Kurwa - ryknąłem zakładając buty na nogi i pochwyciwszy narzutę wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Adrianne, gdzie jesteś? Co ci strzeliło do głowy?
Wybiegłem poza posesje i zacząłem poszukiwania, oczywiście nie krzyczałem, bo to bezsensowne, jeśli grupa Parkera nas obserwuje, więc biegałem tak wśród drzew mając świadomość, że szukam igły w stogu siana.
Po kilku minutach przeszukiwania lasu wokół naszego podwórka stwierdziłem, że jednak Adrianne nie mogła wybiec z domu, przecież nie jest głupia, nie naraziła by zarówno siebie jak i swojej siostry na śmierć z rąk Sean'a. Dlatego też udałem się z powrotem do domu. W drzwiach minąłem się z Irwinem i już sam nie wytrzymałem, chwyciłem go za bluzę i docisnąłem do ściany. Blondyn był w takim szoku, że nawet nie zdążył zareagować. Dopiero kiedy moja pięść spoczęła na jego twarzy, ocknął się próbując mi się wyrwać.
- Kurwa Tommo - ryknął wkurwiony szamocząc się i jednocześnie osłaniając się przed moim kolejnym ciosem. - Opanuj się!
- Ja mam się opanować? A ty tego kurwa nie mogłeś zrobić, zanim otworzyłeś gębę i zacząłeś pierdolić. Pomyślałeś wtedy? - wściekły docisnąłem go jeszcze mocniej do ściany tak, ze imetem uderzył w nią głową. Dopiero wtedy ciężko dysząc puściłem go i odszedłem w stronę  schodów do piwnicy. Wiem gdzie ukrywa się nasza zguba i jestem też głupi, że nie wpadłem na to wcześniej. Wszyscy założyliśmy, że tam nie mogłaby wejść, ponieważ zawsze zamykamy te drzwi, tylko nikt nie pomyślał przecież, że Ann po porwaniu Veronicy spędzała na dole wiele czasu i wiedziała gdzie mamy kluczę do piwnicy. Chwyciłem za klamkę i już wcale się nie dziwiąc, że były otwarte, wszedłem do środka.
- Ann? - zapytałem cicho pokonując stopnie. - Wiem, że tu jesteś.
Niestety dziewczyna się nie odezwała, lecz wiedziałem, że tu jest. Świadczyło o tym przewrócone, a raczej doszczętnie zniszczone krzesło, na który katowaliśmy Dylana oraz ślady krwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia, które również zawsze zamykamy. Teraz jednak drzwi były lekko uchylone, a zza nich można było usłyszeć ciche szlochanie, naprawdę takie ledwo słyszalne. Pchnąłem stalową powłokę stając zaraz przed skuloną pod ścianą Adrianne. Była roztrzęsiona, było to widać na pierwszy rzut oka. Podkulone nogi oplatała ciasno ramionami, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że z jej ręki sączyła się krew. Głowę miała schowaną między kolanami, a jej przyśpieszony oddech świszczał przeplatany spazmami szlochu.
- Ann? - odezwałem się w końcu podchodząc do niej ostrożnie. Nie zareagowała z początku, lecz z minutowym opóźnieniem uniosła głowę wlepiając zamglone tęczówki w moją osobę.
- Zostaw mnie samą - wymamrotała nie spuszczając ze mnie wzroku. Pokręciłem jedynie głową i usiadłem obok niej. Dziewczyna osunęła się momentalnie ode mnie na co westchnąłem. - Mówię serio Lou, zostaw mnie.
- Nie zrobię tego Ann, ani teraz ani nigdy więcej rozumiesz?

- Jestem złym człowiekiem, Lou - wymamrotała z goryczą w głosie tak, że ścisnęło mnie za serce. Ona ma się za taką osobę? A co ja mam powiedzieć?

- Nie jesteś. Jeśli jedno z nas tu jest potworem, to ja - zaśmiałem się gorzko patrząc na nią cały ten czas. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła kiedy dotknąłem jej ramienia, ale nie ruszyła się nawet o milimetr. - Ann nie jesteś złą osobą - rzekłem poważnie i zarazem głośno by mnie usłyszała.
- Jestem, ranie wszystkich dookoła. jestem jak jakaś chodząca plaga nieszczęść. Przeze mnie jest to wszystko - zamilkła na moment wycierając poranioną dłonią policzek, przez co stworzyła na nim czerwoną ścieżkę. - Moja siostra się prawie zabiła, zniszczyłam ją psychicznie. Dylan ucierpiał prawie też nie ginąc. Nawet Perrie - wypowiadając jej imię głos jej się załamał - choć jej nie lubiłam z całego serca, nigdy nie życzyłam jej śmierci, a przeze mnie....nie żyje - ostanie dwa słowa wypowiedziała z trudem. Dopiero wtedy spojrzała mi w oczy, dostrzegłem w nich czysty ból i smutek - powiedz mi czy to nie czyni mnie okropnym człowiekiem?
- Adrianne - szepnąłem momentalnie znajdując się na przeciwko niej. Chwyciłem jej twarz w dłonie i zataczałem lekkie kółeczka kciukami. - Nie zrobiłaś tego celowo, chciałaś chronić siostrę, którą kochasz, na twoim miejscu również bym tak zrobił. A Dylan i Perrie, cóż wiedzieli w jakim bagnie siedzą.Ww naszym zawodzie, że tak powiem, jesteśmy świadomi tego, że wychodząc z domu możemy już nie wrócić. Zabiłem wielu ludzi Ann i to ja do końca życia będę osobą, którą się tępi, nie Ty, nie ktoś kto poświęcił się by chronić ukochaną osobę. Jesteś aniołem Adrianne i powinnaś o tym wiedzieć. Nieco lekkomyślnym, bo mogliśmy rozegrać to inaczej, ale nadal uważam, że jesteś niezwykle mądra i ten plan, choć mocno mi się nie podobał - tu odchyliłem skrawek jej koszulki przy ramieniu i ucałowałem miejsce, w które oberwała by wyglądało to wszystko bardziej realistycznie - to sam podejrzewam, że nie wymyśliłbym tego lepiej - dodałem z ustami przy bliźnie, po czym znowu ucałowałem tamto miejsce. Czułem jak brunetka lekko się wzdryga i po chwili poczułem dotyk jej drobnych dłoni na moim policzku. Spojrzałem na nią nie wiedząc co ma zamiar zrobić.
- Nie znasz mnie Loueh. - pokręciła lekko głową - nie wiesz co czai się w środku, nie jestem taka jaka ci się wydaje. - Mówiąc to ani razu nie mrugnęła, trochę mnie przeraziły te słowa, ale wiedziałem, że mówi o czymś co zdażyło się kiedyś, coś co ukształtowało mur wokół niej.
- Wiem jaka jesteś i nie wiem czemu próbujesz znowu mnie od siebie odpychać. Cokolwiek się kiedyś stało, jesteś dla siebie za surowa Ann. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą, niezwykle wrażliwą i empatyczną, to co pokazujesz to tylko pozory by trzymać od siebie ludzi z daleka. Wiem to bo niejednokrotnie widziałem u Irwin'a. Czasu nie cofnę, ale mogę spróbować ci pomóc, chcę "uwolnić cię z objęć ciemności i przywrócił to co zastało zabrane"  - zacytowałem jej słowa, które znałem już na wylot. Adrianne uśmiechnęła się delikatnie poprzez łzy, ale nic nie odpowiedziała jedynie niepewnie skinęła głową. Również się uśmiechnąłem ale nieco szerzej i radośniej. Ucałowałem jej usta, po czym poderwałem się na równe nogi biorąc ją od razu w swoje ramiona.
- Nie chcę tam wracać jak na razie - usłyszałem przy uchu kiedy miałem zamiar z nią na rękach opuścić piwnicę. Przystanąłem od razu odchylając głowę w taki sposób, bym mógł patrzeć na jej cudowną, nawet umazaną od krwi, twarz.
- Veronica odchodzi od zmysłów tam na górze, lepiej będzie jak do niej pójdziemy.
- Nie chcę, żeby widziała mnie w takim stanie - rzekła poważnie wydymując przy tym usta. Przewróciłem na to oczami, po czym zmroziłem ją wzrokiem. Ta jednak zupełnie nic sobie z tego nie robiła i oczkami niczym kotek ze Shreka wpatrywała się we mnie. Kurwa, wpadłem. Nie potrafiłem jej nigdy odmówić, ale nie to że staję się przy niej pizdą. Po prostu chcę, żeby była szczęśliwa.
Westchnąłem kręcąc przy tym głową.
- Dobra pójdźmy na kompromis. Najpierw zaniosę cię do swojego pokoju, wykąpiesz się i dopiero wtedy pójdziemy do Vee, pasuje? - zapytałem patrząc jak się z lekka krzywi, ale pokiwała głową całując mnie w usta w podziękowaniu. Po tym ułożyła głowę w zagłębienie mojej szyi tak jakby chciała schować twarz przed całym światem, a prawda była taka, że wiedziała, że wszyscy są na górze i gdy tylko tam wejdziemy będą widzieć w jakim stanie jest brunetka. Dlatego nie dziwię się, że skryła twarz w mojej szyi. Wychodząc z piwnicy natknąłem się na spojrzenia połowy mieszkańców domu, skinąłem tylko porozumiewawczo w ich kierunku dociskając do siebie ciało dziewczyny, która jak na zawołanie jeszcze ciaśniej objęła mnie nogami i rękoma. Nie czekając ani minuty dłużej skierowałem się do mojego pokoju zamykając na klucz drzwi, po czym pomaszerowałem nadal z brunetką na rękach do pomieszczenia obok.
- Ann jesteśmy w łazience możesz już ze mnie zejść - powiedziałem, lecz ta nadal nie oderwała się od mojego ciała, zamiast tego, co mnie mocno zdziwiło poczułem mokre pocałunki na szyi. - Adrianne co ty robisz? Miałaś się wykąpać.
- Zrób to ze mną - wyszeptała, a ja zamarłem. ŻE. KURWA. CO? Stałem tak z nią nie wiedząc co zrobić, byłem w szoku. Czy ja się czasami nie przesłyszałem? Czy ona powiedziała właśnie to, co usłyszałem? Pada mi na słuch. NA PEWNO.
- Lou? - dziewczyna zmartwiona, brakiem jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, odsunęła się ode mnie patrząc mi w oczy. - Powiedziałam coś nie tak?
- Nie... Tylko ymm... - zaciąłem się szukając jakiejś wskazówki w jej tęczówkach.
- Przepraszam, wygłupiłam się - momentalnie zaczęła się szarpać chcąc stanąć na podłogę, lecz nie pozwoliłem jej na to. Chwyciłem jedną dłonią jej szczękę łącząc gwałtownie nasze usta ze sobą. Zszokowana dziewczyna z początku nie zareagowała, lecz zaraz łapczywie oddała pocałunek. Reszta działa się w przyspieszonym tempie, oboje pozbawiliśmy się ubrań i wylądowaliśmy pod prysznicem. Całowałem każdy kawałek jej delikatnego ciała ciesząc się, że mogę mieć ją przy sobie. Pożądanie unosiło się w powietrzu, ale nie dopuściłem aby zaszło to za daleko. Nie tak chciałem ją posiąść, nie pod prysznicem, nie w taki sposób. Chciałem jej pokazać ile dla mnie znaczy i zrobię to, ale kiedy mi w pełni zaufa, kiedy się przede mną otworzy. Na razie musi mi wystarczyć to co robimy teraz.
Oderwałem się od jej ust byśmy oboje mogli nabrać powietrza do płuc. Dziewczyna dyszała ciężko próbując wyrównać oddech a ja w tym czasie delikatnie starałem krew z jej policzka i dekoltu. Zadrżała pod wpływem mojego dotyku, ale nic nie zrobiła więcej. Kiedy po czerwonej cieczy nie pozostało śladu, ucałowałem jej czoło i dociskając do niej swoje staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Skanowałem każdy najmniejszy kawałek jej tęczówek błądząc jednocześnie dłonią po jej nagiej skórze.
- Napraw mnie - szepnęła przytulając się do mnie, a ja zamykając ją szczelniej w swoich ramionach tak, że nie było już między nami przestrzeni, głaskałem ją uspokajająco po włosach. Tak zrobię Ann, przywrócę starą ciebie.










___________________________________________
SKARBY!
Jestem, zgłaszam się!
Jezu w końcu napisałam coś co można opublikować.
Co prawda niestety pisałam to sama, nie wyszło tak samo jakbym pisała to z Ronnie, ale jest coś prawda? Długo się zastawiałam czy może tego nie pisać, oraz czy wam to udostępnić, ale w końcu postanowiłam, żeby wam to dać. Zasługujecie na to zwłaszcza, że nie mam pojęcia kiedy i czy w ogóle się coś pojawi. Dlatego moi drodzy trzymajcie. Mam nadzieję, że nie wyszło do dupy, jak już mówiłam Ronnie stanowiła tego część i sami wiecie o co mi chodzi.
Ci co z nami zostali, dziękujemy z całego serduszka.
Czytajcie, polecajcie naszego fanfika, dzielcie się nim z innymi.
Kochamy mocno :*
Buziaki A.





JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ NAPISZ KOMENTARZ, NAWET CHOĆBY JEDNO SŁOWO.


wtorek, 2 stycznia 2018

Rozdział 59

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM 

*Perspektywa Ashtona*
Nie mam pojęcia dlaczego aż tak wczoraj wybuchłem podczas tej kłótni z Hemmingsem. Ten blondas jest dla mnie jak młodszy brat. Ale doszła do tego wszystkiego Adrianne i zrobiło się, krótko mówiąc nieprzyjemnie. Ona to się zawsze musi wpierdolić tam gdzie nie trzeba. Szkoda, że jej nie było wtedy, gdy Veronica jej naprawdę potrzebowała. Przez te dwa tygodnie, kiedy Ronnie przeżywała piekło, ona sobie spokojnie siedziała w jakimś domku w lesie i nic jej nie obchodziło. A ja się nią zajmowałem, opiekowałem się nią jak własną siostrą, a nawet, cholera, bardziej.
Rzuciłem gumową piłeczkę, którą do tej pory podrzucałem do góry gdzieś w kąt pokoju. Byłem wkurzony na siebie, na Adrianne, Luke'a i Tomlinsona. Właściwie nie wiem czy mógłbym być zły na Veronicę, przecież ona nic nie zrobiła. Chciała tylko spać ze swoją ukochaną siostrą, bo nie dostrzega tego, że Ann tak po prostu bez słowa ją zostawiła ze świadomością, iż jest martwa. Przetarłem twarz dłońmi z ciężkim westchnieniem. Trudno, czasu nie cofnę, a młodszej z sióstr nie wytłumaczę swojego punktu widzenia sprawy z Adrianne, bo od razu zostałbym zbluzgany, a nie chcę jeszcze stracić u niej zaufania czy coś. Przymknąłem oczy, chcąc z powrotem zasnąć, bo przebudziłem się przed ósmą i nie mogłem już dalej spać. Długo się jednak spokojem nie nacieszyłem, gdyż zaraz po kilku stuknięciach w drzwi ktoś mi wparował do pokoju.
- Uhm, Harry kazał powiedzieć, że śniadanie już jest. - Niemal od razu, gdy usłyszałem ten głos poderwałem się z łóżka. Spodziewałem się tu Kate, Caroline czy kogokolwiek innego. Nie sądziłem, że właśnie ona tu przyjdzie po wczorajszym incydencie.
- Jak się czujesz? - zapytałem, lustrując ją wzrokiem.
- Jakby cię to obchodziło, Ashton - mruknęła niechętnie, spuszczając głowę. Nie chciała nawet na mnie patrzeć.
- Obchodziło mnie to przez ostatnie dwa tygodnie, jeśli nie zauważyłaś - odparłem nieco kąśliwie, zaczynając się ubierać.


- Wczoraj widocznie miałeś gdzieś to co myślę i czuję.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz, Veronica. - Wyminąłem drobną dziewczynę, która wciąż stała w drzwiach, a na jej twarzy ewidentnie malował się smutek. - Chodź już na to śniadanie, bo nam się kucharz zniecierpliwi. - Kiwnąłem głową, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Brunetka ruszyła się po krótkiej chwili z miejsca i szła do kuchni zadziwiająco blisko mnie. Myślałem, że odsunie się przynajmniej na cztery metry. A to było niecałe pół metra odległości.
Przy stole siedziała praktycznie cała rodzinka, co mnie zdziwiło, bo już dawno nie jedliśmy w ten sposób.
Przywitałem się ze wszystkimi i usiadłem na wolnym miejscu obok Clifforda, który zerkał to na mnie to na Luke'a lub Veronicę. Chyba jasne, że wszyscy wiedzą co się wczoraj stało, nie musi mi o tym przypominać.
Styles w międzyczasie położył talerz ze stosem naleśników na środku. Nikt jednak nie tknął się jedzenia.
- Z jakiego powodu się tak zebraliśmy? - Nareszcie zapadło pytanie, które od kilki minut niemo wręcz wisiało w powietrzu.
Harry wzruszył ramionami, po czym odezwał się:
- Chyba powinniśmy wrócić do tradycji, która była z nami od kilku lat, prawda? Nieważne, że pojawiły się u nas dwie nowe osoby, a dwie odeszły. Nie zaniedbujmy tego co mamy i zjedzmy śniadanie razem, tak jak za dawnych czasów, gdy wszystko przynajmniej pozornie wydawało się normalne. - Kończąc swój poruszający monolog zajął wolne miejsce przy stole i zaczął modlitwę. Niemal wszyscy byli zszokowani słowami Harry'ego, ale wydaje mi się, że jednocześnie szczęśliwi. Styles zdecydowanie miał całkowitą rację. Przy śniadaniu nie było tak gwarno jak kiedyś, ale rozmawialiśmy ze sobą. A raczej oni rozmawiali, ja jedynie wpatrywałem się w talerz, co jakiś czas przytakując w odpowiedzi na te "grzecznościowe" pytania, które zadawała mi Kathrin. Nie miałem większej ochoty na rozmowę, więc grzecznie zbyłem ją tekstem, że nie czuję się najlepiej. Zerkałem co jakiś czas na zielonooką, uśmiechała się, rozmawiając z Hemmingsem i Adrianne. Czułem się z tego powodu... Tak jakby winny. Czułem się źle, że to nie ja z nią gadałem o nieistotnych pierdołach.
- Co ta dziewczyna z tobą robi, Irwin. - Calum pokręcił głową z dezaprobatą, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Daj spokój, co? - westchnąłem zmęczony, nie mając nawet siły mu odpyskować czy zdobyć się na jakiś chamski ton.
Gdy już wszyscy zjedli Tomlinson postanowił uciszyć towarzystwo i zabrać głos.
- Harry miał rację na samym początku, powinniśmy podtrzymywać tradycję, ale dzisiaj chodzi o coś innego. Ojciec dziewczyn rano dzwonił. - Louis zerknął badawczym wzrokiem na siostry, które niemal od razu zastygły.
- A-ale jak to dzwonił? Nie rozmawialiście z nim chyba. Prawda? - zapytała drżącym głosem młodsza siostra.
- Nie, nie rozmawialiśmy. Ale zostawił wiadomość głosową i chyba powinnyście... Wszyscy powinniście ją usłyszeć. - Wziął w dłonie komórkę i położył ją na stole, na samym środku, przełączając na głośno mówiący, a do naszych uszu dotarł głos O'Connora.
"Pewnie jeszcze śpicie, dlatego zostawiam wam wiadomość, bo później nie dam rady zadzwonić. Chciałem wam powiedzieć, że za kilka tygodni, tak przynajmniej mam w planach, wracamy z powrotem do domu. Nie znam dokładnego terminu, ale mam nadzieję, że uda się nam załatwić wszystko jak najszybciej. Kochamy was, pamiętajcie o tym, moje skarby. Do usłyszenia".
Gdy po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny dźwięk zakończonego połączenia, między nami zapanowała głucha cisza. Chyba wszyscy byli w niezłym szoku oraz w głębokiej dupie. Kurwa. Ale chujnia.
Wszyscy patrzyli po sobie próbując wyczytać kto co myśli, nikt nie miał odwagi się odezwać, ale po dłuższym milczeniu Adrianne zerwała się z miejsca.
- To są chyba jakieś jebne żarty. Powiedz, że to jakieś fałszywe nagranie. - spojrzała błagalnie na Louis'a, lecz dobrze znała odpowiedź - zresztą jak my wszyscy. Veronica złapała siostrę za rękę karząc jej jednocześnie usiąść z powrotem na miejsce, więc i tak strasza zrobiła. Usiadła na krześle chowając twarz w dłonie.
- Co macie zamiar teraz zrobić? - zapytała spokojnie Ronnie ciągle głaszcząc uspokajająco Adrianne po plecach, lecz nie spojrzała na żadne z nas, tempo wpatrując się w komórkę na stole.

- I tu chyba nie ma wyjścia z tej sytuacji dziewczyny - odparł Tomlinson bardzo przybity. Choć nie on jeden na takiego wyglądał. Wszyscy doskonale wiedzieli jakie jest wyjście z tej sytuacji.
- Nie ma mowy Loueh, nie wrócimy do niego. Nie ma takiej opcji. - Starsza z sióstr uniosła głowę patrząc to na Ver to na Tomlinsona.

- Ann, nie każe wam do niego wracać, ale wiesz, że może się przez to rozpętać istne piekło - zaczął jej na spokojnie tłumaczyć Louis, lecz ona tylko tempo wpatrywała się w jego oczy.
Przewróciłem oczami z niesmakiem. Jak można być tak irytującym czy ktoś mi powie. Chrząknąłem zwracając na siebie uwagę, nawet jej. 

- Wiesz Louis delikatnie próbował ci wyjaśnić, że nie mamy ochoty zginąć bo ty nie chcesz wracać do ojca. 
- Ash! - jęknęła Veronica próbując uchronić przed kolejną naszą kłótnią, ale to było nieuniknione.
- Chyba sobie kpisz? Jakim prawem w ogóle się odzywasz? To ciebie nie dotyczy - Adrianne zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem prostując się na krześle jeszcze bardziej.
- Dotyczy mnie rozpuszczona dziewczynko - zacząłem, lecz moje usta zaraz zasłoniła dłoń Caroline.
- Wasz ojciec nie wie o tym, że poznałyście prawdę i że wiecie, że jest największym mafiozem. Jak do niego wrócicie, nic się nie zmieni
- Sami w to nie wierzycie - syknęła w odpowiedzi Ann - Martwicie się tylko i wyłącznie o swoje dupy! Nawet was nie obchodzimy. 
Ostatnie zdanie sprawiło, że się wkurwiłem jeszcze bardziej. Wstałem z miejsca z wycelowanym palcem w jej osobę.
- Powinnaś wiedzieć jak to jest - ryknąłem, a w kuchni zapanowała kompletna cisza. Cisza przed burzą, którą mam zamiar wywołać.
- Ashton daj spokój - głos Ronnie rozbrzmiał jak stary głos rozsądku, ale go zignorowałem, cóż taka moja natura.
- O czym ty mówisz do cholery? 
- O tym, że sama doskonale wiesz jak to jest myśleć tylko o swojej dupie 
- Chyba jesteś śmieszny. Narażałam się dla was! Dałam się postrzelić DLA WAS - każde słowo wypowiadała coraz głośniej i wyraźniej. 
- Jak dla nas? Chyba dla siebie. Przez twoje głupie myślenie zginęła Perrie i odszedł przez to Zayn. Przez twoją głupotę prawie nie zginęła Ronnie. Nadal mówisz, że nie martwisz się tylko o siebie? 
Adrianne momentalnie pobladła na moje słowa. Musiała się podtrzymać stołu gdy kolejne słowa trafiały w nią niczym pociski.
- Nie pomyślałam o tym, że mogłam...
- Nie pomyślałaś, bo jesteś tempą suką bez serca. Miałaś w dupie nawet swoją własną siostrę. - wypluwałem z siebie zdania coraz to gorsze, coraz bardziej przesiąknięte jadem. - Nie przewidziałaś nawet tego, że Veronica będzie chciała się zabić? Gdyby nie ja i nie Calum, nie miałabyś do kogo wrócić rozumiesz? Jesteś nic nie warta, mówisz o rodzinie, ale prawdę mówiąc jesteś egoistką i nawet nie zasługujesz, żeby żyć, szkoda, że rzeczywiście wtedy nie umarłaś. - kipiałem ze złości dysząc wściekle. Dopiero gdy skończyłem i wyrzuciłem z siebie wszystko co trzymałem w środku, uświadomiłem sobie co właściwie narobiłem. Ronnie siedziała skulona na krześle. Płakała. Próbowała unikać wzroku Adrianne, która w tym momencie opadła na krzesło mrugając nadmiernie. Próbowała przetworzyć to co właśnie usłyszała, próbowała rozgryźć czy to co wykrzyczałem jest prawdą. Wzrok dziewczyny padł na zabandażowane nadgarstki młodszej z O'Connor i wtedy każdy szczegół wydawał się jej chyba pasować do siebie.
- Ver....
- Przepraszam - wyszlochała młodsza siostra, patrząc na Adrianne tak żałosnym, smutnym wzrokiem, jakiego w życiu nie widziałem. Nigdy nie dostrzegłem takiego bólu w czyichś oczach jak w jej w tym momencie.
Jedyne co zrobiła O'Connor to poderwała się z krzesła, które z hukiem opadłon a podłogę i wybiegła z kuchni. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie nieco zdezorientowani i zszokowani. Nie takiej reakcji się spodziewałem. Myślałem, że się popłacze, przytulając siostrę i zacznie ją przepraszać. A ona tak po prostu wyszła, a raczej wyleciała z tej kuchni bez słowa. Veronica siedziała przez chwilę również oszołomiona nagłym zerwaniem się siostry, po czym również wyszła z pomieszczenia, nie patrząc na żadną osobę tutaj. Interesowała ją tylko i wyłącznie Adrianne, co wkurwiało mnie najbardziej. Była w nią tak ślepo zapatrzona, że nie dostrzegała, jak bardzo ta idiotka spierdoliła jej psychikę.
Z czystej ciekawości opuściłem kuchnię, rozglądając się po salonie. Ver stała w drzwiach, prowadzących do ogrodu, wypatrując siostry, ale zaraz wróciła do środka, nadal mając łzy w oczach. Z jednej strony chciałem je otrzeć, jednak z drugiej byłem wkurwiony jej chorobliwą miłością do swojej siostry, która nie potrafiła nawet się nią porządnie zaopiekować i pozwoliła jej prawie odebrać sobie życie. Pusta suka.
- Adrianne! - Zawołała Veronica, prawdopodobnie zdzierając sobie gardło. Przyglądąłem jej się, stojąc bezczynnie w miejscu. Nie wiedziałem jak mam zareagować i co robić. Kilka osób weszło do salonu.
- Gdzie ona jest? - zapytał wiecznie martwiący się o O'Connor, Tomlinson, na co dziewczyna odpowiedziała, że nie ma jej w ogrodzie i nie wie gdzie zniknęła.
Pokręciłem głową i po chwili dołączyłem się do poszukiwań starszej z sióstr, która zapewnie zaszyła się w kącie któregoś pokoju, a teraz w nim siedzi i ryczy. Szukałem jej tylko dlatego, że nie chciałem zostać zamordowany przez resztę, bo i tak mają mi za złe to, co wykrzyczałem przedtem prosto w jej twarz. Jednak nic nie poradzę, że jej nienawidzę i mam kurwa dość z całego serca tego jak się zachowuje.


________________________________________
Hej, hej skarbeczki :*
Co tam u was? U mnie trochę się pozmieniało, zaczęłam studia co mnie kompletnie nadal przeraża. Przezywam to też za bardzo bo to jednak jest początek życia samemu, jeszcze tym gorzej, że poszłam do dużego miasta sama, bez nikogo znajomego i daleko od rodziny ;( Jest mi ciężko, ale mam nadzieję, że to jakoś będzie, musi być.
Rozdział był już napisany dawno, lecz nie miałyśmy głowy go poprawić i wstawić. Poza tym sami widzicie jak spadła wasza aktywność pod rozdziałami. Ostatni rozdział ma tylko 35 wyświetleń. Ehh.
JAK NA RAZIE NIESTETY ZAWIESZAMY NASZĄ DZIAŁALNOŚĆ. Ronnie niesety chyba straciła ochotę na prowadzenie SMR, na pisanie i też nie mogę tego ukryć trochę straciłyśmy kontakt, sama mogłabym to pociągnąć, ale niestety SMR to nie tylko ja, ale również i Weronika. Przykro mi to pisać, bo włożyłyśmy tyle serducha w ten blog. Jak a razie nie mówię kiedy wrócimy, ale mogę wam obiecać, że powrócimy, bo jak kiedyś pisałam mamza dużo pomyśłów na ciąg dalszy.
No cóż, nie będę się rozpisywać już dłużej.
KOMENTUJCIE, ROZSYŁAJCIE ZNAJOMYM I ZOSTAŃCIE Z NAMI MAM NADZIEJĘ< ŻE NIE OPUŚCICIE NAS I BĘDZIECIE NA NAS CZEAKAĆ :*

Buziaki :* A&W



CZYTASZ? POZOSTAW PO SOBIE ŚLAD