WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM
*Perspektywa Ashtona*
*Perspektywa Ashtona*
Nie mam pojęcia dlaczego aż tak wczoraj wybuchłem podczas tej kłótni z Hemmingsem. Ten blondas jest dla mnie jak młodszy brat. Ale doszła do tego wszystkiego Adrianne i zrobiło się, krótko mówiąc nieprzyjemnie. Ona to się zawsze musi wpierdolić tam gdzie nie trzeba. Szkoda, że jej nie było wtedy, gdy Veronica jej naprawdę potrzebowała. Przez te dwa tygodnie, kiedy Ronnie przeżywała piekło, ona sobie spokojnie siedziała w jakimś domku w lesie i nic jej nie obchodziło. A ja się nią zajmowałem, opiekowałem się nią jak własną siostrą, a nawet, cholera, bardziej.
Rzuciłem gumową piłeczkę, którą do tej pory podrzucałem do góry gdzieś w kąt pokoju. Byłem wkurzony na siebie, na Adrianne, Luke'a i Tomlinsona. Właściwie nie wiem czy mógłbym być zły na Veronicę, przecież ona nic nie zrobiła. Chciała tylko spać ze swoją ukochaną siostrą, bo nie dostrzega tego, że Ann tak po prostu bez słowa ją zostawiła ze świadomością, iż jest martwa. Przetarłem twarz dłońmi z ciężkim westchnieniem. Trudno, czasu nie cofnę, a młodszej z sióstr nie wytłumaczę swojego punktu widzenia sprawy z Adrianne, bo od razu zostałbym zbluzgany, a nie chcę jeszcze stracić u niej zaufania czy coś. Przymknąłem oczy, chcąc z powrotem zasnąć, bo przebudziłem się przed ósmą i nie mogłem już dalej spać. Długo się jednak spokojem nie nacieszyłem, gdyż zaraz po kilku stuknięciach w drzwi ktoś mi wparował do pokoju.
- Uhm, Harry kazał powiedzieć, że śniadanie już jest. - Niemal od razu, gdy usłyszałem ten głos poderwałem się z łóżka. Spodziewałem się tu Kate, Caroline czy kogokolwiek innego. Nie sądziłem, że właśnie ona tu przyjdzie po wczorajszym incydencie.
- Jak się czujesz? - zapytałem, lustrując ją wzrokiem.
- Jakby cię to obchodziło, Ashton - mruknęła niechętnie, spuszczając głowę. Nie chciała nawet na mnie patrzeć.
- Obchodziło mnie to przez ostatnie dwa tygodnie, jeśli nie zauważyłaś - odparłem nieco kąśliwie, zaczynając się ubierać.
- Wczoraj widocznie miałeś gdzieś to co myślę i czuję.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz, Veronica. - Wyminąłem drobną dziewczynę, która wciąż stała w drzwiach, a na jej twarzy ewidentnie malował się smutek. - Chodź już na to śniadanie, bo nam się kucharz zniecierpliwi. - Kiwnąłem głową, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Brunetka ruszyła się po krótkiej chwili z miejsca i szła do kuchni zadziwiająco blisko mnie. Myślałem, że odsunie się przynajmniej na cztery metry. A to było niecałe pół metra odległości.
Przy stole siedziała praktycznie cała rodzinka, co mnie zdziwiło, bo już dawno nie jedliśmy w ten sposób.
Przywitałem się ze wszystkimi i usiadłem na wolnym miejscu obok Clifforda, który zerkał to na mnie to na Luke'a lub Veronicę. Chyba jasne, że wszyscy wiedzą co się wczoraj stało, nie musi mi o tym przypominać.
Styles w międzyczasie położył talerz ze stosem naleśników na środku. Nikt jednak nie tknął się jedzenia.
- Z jakiego powodu się tak zebraliśmy? - Nareszcie zapadło pytanie, które od kilki minut niemo wręcz wisiało w powietrzu.
Harry wzruszył ramionami, po czym odezwał się:
- Chyba powinniśmy wrócić do tradycji, która była z nami od kilku lat, prawda? Nieważne, że pojawiły się u nas dwie nowe osoby, a dwie odeszły. Nie zaniedbujmy tego co mamy i zjedzmy śniadanie razem, tak jak za dawnych czasów, gdy wszystko przynajmniej pozornie wydawało się normalne. - Kończąc swój poruszający monolog zajął wolne miejsce przy stole i zaczął modlitwę. Niemal wszyscy byli zszokowani słowami Harry'ego, ale wydaje mi się, że jednocześnie szczęśliwi. Styles zdecydowanie miał całkowitą rację. Przy śniadaniu nie było tak gwarno jak kiedyś, ale rozmawialiśmy ze sobą. A raczej oni rozmawiali, ja jedynie wpatrywałem się w talerz, co jakiś czas przytakując w odpowiedzi na te "grzecznościowe" pytania, które zadawała mi Kathrin. Nie miałem większej ochoty na rozmowę, więc grzecznie zbyłem ją tekstem, że nie czuję się najlepiej. Zerkałem co jakiś czas na zielonooką, uśmiechała się, rozmawiając z Hemmingsem i Adrianne. Czułem się z tego powodu... Tak jakby winny. Czułem się źle, że to nie ja z nią gadałem o nieistotnych pierdołach.
- Co ta dziewczyna z tobą robi, Irwin. - Calum pokręcił głową z dezaprobatą, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Daj spokój, co? - westchnąłem zmęczony, nie mając nawet siły mu odpyskować czy zdobyć się na jakiś chamski ton.
Gdy już wszyscy zjedli Tomlinson postanowił uciszyć towarzystwo i zabrać głos.
- Harry miał rację na samym początku, powinniśmy podtrzymywać tradycję, ale dzisiaj chodzi o coś innego. Ojciec dziewczyn rano dzwonił. - Louis zerknął badawczym wzrokiem na siostry, które niemal od razu zastygły.
- A-ale jak to dzwonił? Nie rozmawialiście z nim chyba. Prawda? - zapytała drżącym głosem młodsza siostra.
- Nie, nie rozmawialiśmy. Ale zostawił wiadomość głosową i chyba powinnyście... Wszyscy powinniście ją usłyszeć. - Wziął w dłonie komórkę i położył ją na stole, na samym środku, przełączając na głośno mówiący, a do naszych uszu dotarł głos O'Connora.
"Pewnie jeszcze śpicie, dlatego zostawiam wam wiadomość, bo później nie dam rady zadzwonić. Chciałem wam powiedzieć, że za kilka tygodni, tak przynajmniej mam w planach, wracamy z powrotem do domu. Nie znam dokładnego terminu, ale mam nadzieję, że uda się nam załatwić wszystko jak najszybciej. Kochamy was, pamiętajcie o tym, moje skarby. Do usłyszenia".
Gdy po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny dźwięk zakończonego połączenia, między nami zapanowała głucha cisza. Chyba wszyscy byli w niezłym szoku oraz w głębokiej dupie. Kurwa. Ale chujnia.
Wszyscy patrzyli po sobie próbując wyczytać kto co myśli, nikt nie miał odwagi się odezwać, ale po dłuższym milczeniu Adrianne zerwała się z miejsca.
- To są chyba jakieś jebne żarty. Powiedz, że to jakieś fałszywe nagranie. - spojrzała błagalnie na Louis'a, lecz dobrze znała odpowiedź - zresztą jak my wszyscy. Veronica złapała siostrę za rękę karząc jej jednocześnie usiąść z powrotem na miejsce, więc i tak strasza zrobiła. Usiadła na krześle chowając twarz w dłonie.
- Co macie zamiar teraz zrobić? - zapytała spokojnie Ronnie ciągle głaszcząc uspokajająco Adrianne po plecach, lecz nie spojrzała na żadne z nas, tempo wpatrując się w komórkę na stole.
- I tu chyba nie ma wyjścia z tej sytuacji dziewczyny - odparł Tomlinson bardzo przybity. Choć nie on jeden na takiego wyglądał. Wszyscy doskonale wiedzieli jakie jest wyjście z tej sytuacji.
- Nie ma mowy Loueh, nie wrócimy do niego. Nie ma takiej opcji. - Starsza z sióstr uniosła głowę patrząc to na Ver to na Tomlinsona.
- Ann, nie każe wam do niego wracać, ale wiesz, że może się przez to rozpętać istne piekło - zaczął jej na spokojnie tłumaczyć Louis, lecz ona tylko tempo wpatrywała się w jego oczy.
Przewróciłem oczami z niesmakiem. Jak można być tak irytującym czy ktoś mi powie. Chrząknąłem zwracając na siebie uwagę, nawet jej.
- Wiesz Louis delikatnie próbował ci wyjaśnić, że nie mamy ochoty zginąć bo ty nie chcesz wracać do ojca.
- Ash! - jęknęła Veronica próbując uchronić przed kolejną naszą kłótnią, ale to było nieuniknione.
- Chyba sobie kpisz? Jakim prawem w ogóle się odzywasz? To ciebie nie dotyczy - Adrianne zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem prostując się na krześle jeszcze bardziej.
- Dotyczy mnie rozpuszczona dziewczynko - zacząłem, lecz moje usta zaraz zasłoniła dłoń Caroline.
- Wasz ojciec nie wie o tym, że poznałyście prawdę i że wiecie, że jest największym mafiozem. Jak do niego wrócicie, nic się nie zmieni
- Sami w to nie wierzycie - syknęła w odpowiedzi Ann - Martwicie się tylko i wyłącznie o swoje dupy! Nawet was nie obchodzimy.
Ostatnie zdanie sprawiło, że się wkurwiłem jeszcze bardziej. Wstałem z miejsca z wycelowanym palcem w jej osobę.
- Powinnaś wiedzieć jak to jest - ryknąłem, a w kuchni zapanowała kompletna cisza. Cisza przed burzą, którą mam zamiar wywołać.
- Ashton daj spokój - głos Ronnie rozbrzmiał jak stary głos rozsądku, ale go zignorowałem, cóż taka moja natura.
- O czym ty mówisz do cholery?
- O tym, że sama doskonale wiesz jak to jest myśleć tylko o swojej dupie
- Chyba jesteś śmieszny. Narażałam się dla was! Dałam się postrzelić DLA WAS - każde słowo wypowiadała coraz głośniej i wyraźniej.
- Jak dla nas? Chyba dla siebie. Przez twoje głupie myślenie zginęła Perrie i odszedł przez to Zayn. Przez twoją głupotę prawie nie zginęła Ronnie. Nadal mówisz, że nie martwisz się tylko o siebie?
Adrianne momentalnie pobladła na moje słowa. Musiała się podtrzymać stołu gdy kolejne słowa trafiały w nią niczym pociski.
- Nie pomyślałam o tym, że mogłam...
- Nie pomyślałaś, bo jesteś tempą suką bez serca. Miałaś w dupie nawet swoją własną siostrę. - wypluwałem z siebie zdania coraz to gorsze, coraz bardziej przesiąknięte jadem. - Nie przewidziałaś nawet tego, że Veronica będzie chciała się zabić? Gdyby nie ja i nie Calum, nie miałabyś do kogo wrócić rozumiesz? Jesteś nic nie warta, mówisz o rodzinie, ale prawdę mówiąc jesteś egoistką i nawet nie zasługujesz, żeby żyć, szkoda, że rzeczywiście wtedy nie umarłaś. - kipiałem ze złości dysząc wściekle. Dopiero gdy skończyłem i wyrzuciłem z siebie wszystko co trzymałem w środku, uświadomiłem sobie co właściwie narobiłem. Ronnie siedziała skulona na krześle. Płakała. Próbowała unikać wzroku Adrianne, która w tym momencie opadła na krzesło mrugając nadmiernie. Próbowała przetworzyć to co właśnie usłyszała, próbowała rozgryźć czy to co wykrzyczałem jest prawdą. Wzrok dziewczyny padł na zabandażowane nadgarstki młodszej z O'Connor i wtedy każdy szczegół wydawał się jej chyba pasować do siebie.
- Ver....
Rzuciłem gumową piłeczkę, którą do tej pory podrzucałem do góry gdzieś w kąt pokoju. Byłem wkurzony na siebie, na Adrianne, Luke'a i Tomlinsona. Właściwie nie wiem czy mógłbym być zły na Veronicę, przecież ona nic nie zrobiła. Chciała tylko spać ze swoją ukochaną siostrą, bo nie dostrzega tego, że Ann tak po prostu bez słowa ją zostawiła ze świadomością, iż jest martwa. Przetarłem twarz dłońmi z ciężkim westchnieniem. Trudno, czasu nie cofnę, a młodszej z sióstr nie wytłumaczę swojego punktu widzenia sprawy z Adrianne, bo od razu zostałbym zbluzgany, a nie chcę jeszcze stracić u niej zaufania czy coś. Przymknąłem oczy, chcąc z powrotem zasnąć, bo przebudziłem się przed ósmą i nie mogłem już dalej spać. Długo się jednak spokojem nie nacieszyłem, gdyż zaraz po kilku stuknięciach w drzwi ktoś mi wparował do pokoju.
- Uhm, Harry kazał powiedzieć, że śniadanie już jest. - Niemal od razu, gdy usłyszałem ten głos poderwałem się z łóżka. Spodziewałem się tu Kate, Caroline czy kogokolwiek innego. Nie sądziłem, że właśnie ona tu przyjdzie po wczorajszym incydencie.
- Jak się czujesz? - zapytałem, lustrując ją wzrokiem.
- Jakby cię to obchodziło, Ashton - mruknęła niechętnie, spuszczając głowę. Nie chciała nawet na mnie patrzeć.
- Obchodziło mnie to przez ostatnie dwa tygodnie, jeśli nie zauważyłaś - odparłem nieco kąśliwie, zaczynając się ubierać.
- Wczoraj widocznie miałeś gdzieś to co myślę i czuję.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz, Veronica. - Wyminąłem drobną dziewczynę, która wciąż stała w drzwiach, a na jej twarzy ewidentnie malował się smutek. - Chodź już na to śniadanie, bo nam się kucharz zniecierpliwi. - Kiwnąłem głową, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Brunetka ruszyła się po krótkiej chwili z miejsca i szła do kuchni zadziwiająco blisko mnie. Myślałem, że odsunie się przynajmniej na cztery metry. A to było niecałe pół metra odległości.
Przy stole siedziała praktycznie cała rodzinka, co mnie zdziwiło, bo już dawno nie jedliśmy w ten sposób.
Przywitałem się ze wszystkimi i usiadłem na wolnym miejscu obok Clifforda, który zerkał to na mnie to na Luke'a lub Veronicę. Chyba jasne, że wszyscy wiedzą co się wczoraj stało, nie musi mi o tym przypominać.
Styles w międzyczasie położył talerz ze stosem naleśników na środku. Nikt jednak nie tknął się jedzenia.
- Z jakiego powodu się tak zebraliśmy? - Nareszcie zapadło pytanie, które od kilki minut niemo wręcz wisiało w powietrzu.
Harry wzruszył ramionami, po czym odezwał się:
- Chyba powinniśmy wrócić do tradycji, która była z nami od kilku lat, prawda? Nieważne, że pojawiły się u nas dwie nowe osoby, a dwie odeszły. Nie zaniedbujmy tego co mamy i zjedzmy śniadanie razem, tak jak za dawnych czasów, gdy wszystko przynajmniej pozornie wydawało się normalne. - Kończąc swój poruszający monolog zajął wolne miejsce przy stole i zaczął modlitwę. Niemal wszyscy byli zszokowani słowami Harry'ego, ale wydaje mi się, że jednocześnie szczęśliwi. Styles zdecydowanie miał całkowitą rację. Przy śniadaniu nie było tak gwarno jak kiedyś, ale rozmawialiśmy ze sobą. A raczej oni rozmawiali, ja jedynie wpatrywałem się w talerz, co jakiś czas przytakując w odpowiedzi na te "grzecznościowe" pytania, które zadawała mi Kathrin. Nie miałem większej ochoty na rozmowę, więc grzecznie zbyłem ją tekstem, że nie czuję się najlepiej. Zerkałem co jakiś czas na zielonooką, uśmiechała się, rozmawiając z Hemmingsem i Adrianne. Czułem się z tego powodu... Tak jakby winny. Czułem się źle, że to nie ja z nią gadałem o nieistotnych pierdołach.
- Co ta dziewczyna z tobą robi, Irwin. - Calum pokręcił głową z dezaprobatą, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Daj spokój, co? - westchnąłem zmęczony, nie mając nawet siły mu odpyskować czy zdobyć się na jakiś chamski ton.
Gdy już wszyscy zjedli Tomlinson postanowił uciszyć towarzystwo i zabrać głos.
- Harry miał rację na samym początku, powinniśmy podtrzymywać tradycję, ale dzisiaj chodzi o coś innego. Ojciec dziewczyn rano dzwonił. - Louis zerknął badawczym wzrokiem na siostry, które niemal od razu zastygły.
- A-ale jak to dzwonił? Nie rozmawialiście z nim chyba. Prawda? - zapytała drżącym głosem młodsza siostra.
- Nie, nie rozmawialiśmy. Ale zostawił wiadomość głosową i chyba powinnyście... Wszyscy powinniście ją usłyszeć. - Wziął w dłonie komórkę i położył ją na stole, na samym środku, przełączając na głośno mówiący, a do naszych uszu dotarł głos O'Connora.
"Pewnie jeszcze śpicie, dlatego zostawiam wam wiadomość, bo później nie dam rady zadzwonić. Chciałem wam powiedzieć, że za kilka tygodni, tak przynajmniej mam w planach, wracamy z powrotem do domu. Nie znam dokładnego terminu, ale mam nadzieję, że uda się nam załatwić wszystko jak najszybciej. Kochamy was, pamiętajcie o tym, moje skarby. Do usłyszenia".
Gdy po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny dźwięk zakończonego połączenia, między nami zapanowała głucha cisza. Chyba wszyscy byli w niezłym szoku oraz w głębokiej dupie. Kurwa. Ale chujnia.
Wszyscy patrzyli po sobie próbując wyczytać kto co myśli, nikt nie miał odwagi się odezwać, ale po dłuższym milczeniu Adrianne zerwała się z miejsca.
- To są chyba jakieś jebne żarty. Powiedz, że to jakieś fałszywe nagranie. - spojrzała błagalnie na Louis'a, lecz dobrze znała odpowiedź - zresztą jak my wszyscy. Veronica złapała siostrę za rękę karząc jej jednocześnie usiąść z powrotem na miejsce, więc i tak strasza zrobiła. Usiadła na krześle chowając twarz w dłonie.
- Co macie zamiar teraz zrobić? - zapytała spokojnie Ronnie ciągle głaszcząc uspokajająco Adrianne po plecach, lecz nie spojrzała na żadne z nas, tempo wpatrując się w komórkę na stole.
- I tu chyba nie ma wyjścia z tej sytuacji dziewczyny - odparł Tomlinson bardzo przybity. Choć nie on jeden na takiego wyglądał. Wszyscy doskonale wiedzieli jakie jest wyjście z tej sytuacji.
- Nie ma mowy Loueh, nie wrócimy do niego. Nie ma takiej opcji. - Starsza z sióstr uniosła głowę patrząc to na Ver to na Tomlinsona.
- Ann, nie każe wam do niego wracać, ale wiesz, że może się przez to rozpętać istne piekło - zaczął jej na spokojnie tłumaczyć Louis, lecz ona tylko tempo wpatrywała się w jego oczy.
Przewróciłem oczami z niesmakiem. Jak można być tak irytującym czy ktoś mi powie. Chrząknąłem zwracając na siebie uwagę, nawet jej.
- Wiesz Louis delikatnie próbował ci wyjaśnić, że nie mamy ochoty zginąć bo ty nie chcesz wracać do ojca.
- Ash! - jęknęła Veronica próbując uchronić przed kolejną naszą kłótnią, ale to było nieuniknione.
- Chyba sobie kpisz? Jakim prawem w ogóle się odzywasz? To ciebie nie dotyczy - Adrianne zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem prostując się na krześle jeszcze bardziej.
- Dotyczy mnie rozpuszczona dziewczynko - zacząłem, lecz moje usta zaraz zasłoniła dłoń Caroline.
- Wasz ojciec nie wie o tym, że poznałyście prawdę i że wiecie, że jest największym mafiozem. Jak do niego wrócicie, nic się nie zmieni
- Sami w to nie wierzycie - syknęła w odpowiedzi Ann - Martwicie się tylko i wyłącznie o swoje dupy! Nawet was nie obchodzimy.
Ostatnie zdanie sprawiło, że się wkurwiłem jeszcze bardziej. Wstałem z miejsca z wycelowanym palcem w jej osobę.
- Powinnaś wiedzieć jak to jest - ryknąłem, a w kuchni zapanowała kompletna cisza. Cisza przed burzą, którą mam zamiar wywołać.
- Ashton daj spokój - głos Ronnie rozbrzmiał jak stary głos rozsądku, ale go zignorowałem, cóż taka moja natura.
- O czym ty mówisz do cholery?
- O tym, że sama doskonale wiesz jak to jest myśleć tylko o swojej dupie
- Chyba jesteś śmieszny. Narażałam się dla was! Dałam się postrzelić DLA WAS - każde słowo wypowiadała coraz głośniej i wyraźniej.
- Jak dla nas? Chyba dla siebie. Przez twoje głupie myślenie zginęła Perrie i odszedł przez to Zayn. Przez twoją głupotę prawie nie zginęła Ronnie. Nadal mówisz, że nie martwisz się tylko o siebie?
Adrianne momentalnie pobladła na moje słowa. Musiała się podtrzymać stołu gdy kolejne słowa trafiały w nią niczym pociski.
- Nie pomyślałam o tym, że mogłam...
- Nie pomyślałaś, bo jesteś tempą suką bez serca. Miałaś w dupie nawet swoją własną siostrę. - wypluwałem z siebie zdania coraz to gorsze, coraz bardziej przesiąknięte jadem. - Nie przewidziałaś nawet tego, że Veronica będzie chciała się zabić? Gdyby nie ja i nie Calum, nie miałabyś do kogo wrócić rozumiesz? Jesteś nic nie warta, mówisz o rodzinie, ale prawdę mówiąc jesteś egoistką i nawet nie zasługujesz, żeby żyć, szkoda, że rzeczywiście wtedy nie umarłaś. - kipiałem ze złości dysząc wściekle. Dopiero gdy skończyłem i wyrzuciłem z siebie wszystko co trzymałem w środku, uświadomiłem sobie co właściwie narobiłem. Ronnie siedziała skulona na krześle. Płakała. Próbowała unikać wzroku Adrianne, która w tym momencie opadła na krzesło mrugając nadmiernie. Próbowała przetworzyć to co właśnie usłyszała, próbowała rozgryźć czy to co wykrzyczałem jest prawdą. Wzrok dziewczyny padł na zabandażowane nadgarstki młodszej z O'Connor i wtedy każdy szczegół wydawał się jej chyba pasować do siebie.
- Ver....
- Przepraszam - wyszlochała młodsza siostra, patrząc na Adrianne tak żałosnym, smutnym wzrokiem, jakiego w życiu nie widziałem. Nigdy nie dostrzegłem takiego bólu w czyichś oczach jak w jej w tym momencie.
Jedyne co zrobiła O'Connor to poderwała się z krzesła, które z hukiem opadłon a podłogę i wybiegła z kuchni. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie nieco zdezorientowani i zszokowani. Nie takiej reakcji się spodziewałem. Myślałem, że się popłacze, przytulając siostrę i zacznie ją przepraszać. A ona tak po prostu wyszła, a raczej wyleciała z tej kuchni bez słowa. Veronica siedziała przez chwilę również oszołomiona nagłym zerwaniem się siostry, po czym również wyszła z pomieszczenia, nie patrząc na żadną osobę tutaj. Interesowała ją tylko i wyłącznie Adrianne, co wkurwiało mnie najbardziej. Była w nią tak ślepo zapatrzona, że nie dostrzegała, jak bardzo ta idiotka spierdoliła jej psychikę.
Z czystej ciekawości opuściłem kuchnię, rozglądając się po salonie. Ver stała w drzwiach, prowadzących do ogrodu, wypatrując siostry, ale zaraz wróciła do środka, nadal mając łzy w oczach. Z jednej strony chciałem je otrzeć, jednak z drugiej byłem wkurwiony jej chorobliwą miłością do swojej siostry, która nie potrafiła nawet się nią porządnie zaopiekować i pozwoliła jej prawie odebrać sobie życie. Pusta suka.
- Adrianne! - Zawołała Veronica, prawdopodobnie zdzierając sobie gardło. Przyglądąłem jej się, stojąc bezczynnie w miejscu. Nie wiedziałem jak mam zareagować i co robić. Kilka osób weszło do salonu.
- Gdzie ona jest? - zapytał wiecznie martwiący się o O'Connor, Tomlinson, na co dziewczyna odpowiedziała, że nie ma jej w ogrodzie i nie wie gdzie zniknęła.
Pokręciłem głową i po chwili dołączyłem się do poszukiwań starszej z sióstr, która zapewnie zaszyła się w kącie któregoś pokoju, a teraz w nim siedzi i ryczy. Szukałem jej tylko dlatego, że nie chciałem zostać zamordowany przez resztę, bo i tak mają mi za złe to, co wykrzyczałem przedtem prosto w jej twarz. Jednak nic nie poradzę, że jej nienawidzę i mam kurwa dość z całego serca tego jak się zachowuje.
________________________________________
Hej, hej skarbeczki :*
Co tam u was? U mnie trochę się pozmieniało, zaczęłam studia co mnie kompletnie nadal przeraża. Przezywam to też za bardzo bo to jednak jest początek życia samemu, jeszcze tym gorzej, że poszłam do dużego miasta sama, bez nikogo znajomego i daleko od rodziny ;( Jest mi ciężko, ale mam nadzieję, że to jakoś będzie, musi być.
Rozdział był już napisany dawno, lecz nie miałyśmy głowy go poprawić i wstawić. Poza tym sami widzicie jak spadła wasza aktywność pod rozdziałami. Ostatni rozdział ma tylko 35 wyświetleń. Ehh.
JAK NA RAZIE NIESTETY ZAWIESZAMY NASZĄ DZIAŁALNOŚĆ. Ronnie niesety chyba straciła ochotę na prowadzenie SMR, na pisanie i też nie mogę tego ukryć trochę straciłyśmy kontakt, sama mogłabym to pociągnąć, ale niestety SMR to nie tylko ja, ale również i Weronika. Przykro mi to pisać, bo włożyłyśmy tyle serducha w ten blog. Jak a razie nie mówię kiedy wrócimy, ale mogę wam obiecać, że powrócimy, bo jak kiedyś pisałam mamza dużo pomyśłów na ciąg dalszy.
No cóż, nie będę się rozpisywać już dłużej.
KOMENTUJCIE, ROZSYŁAJCIE ZNAJOMYM I ZOSTAŃCIE Z NAMI MAM NADZIEJĘ< ŻE NIE OPUŚCICIE NAS I BĘDZIECIE NA NAS CZEAKAĆ :*
Buziaki :* A&W
CZYTASZ? POZOSTAW PO SOBIE ŚLAD
Jeju, ja wiedziałam, że Ash w końcu pęknie. Boże jak ja bym chciała, żeby Ashton i Veronica byli razem i wtedy Ash by się przy niej zmienił i wgl chociaż kocham go najmocniej mimo tego jaki jest. Generalnie ja uwielbiam jak w ff chłopak jest taki bad boy, zły, agresywny i wgl i się zakochuje i traktuje dziewczyne jak księżniczkę, martwi się i wgl i ta dziewczyna go zmienia nawet tak nieświadomie i NO JEJU <3333 .. Ogólnie nie będę już się rozpisywać jak cudowne są wasze rozdziały i wy same bo doskonale o tym wiecie, pisze wam o tym pod każdym rozdziałem hah
OdpowiedzUsuńŁamiecie mi serduszko tym zawieszeniem :( SMR to sens mojego życia :D <3
Mam nadzieję, że ten kontakt jakoś wam się poprawi bo szkoda takiej świetnej przyjaźni:( No i powodzenia na studiach, poradzisz sobie tam :D <3