środa, 31 maja 2017

Rozdział 56.

*Perspektywa Adrianne*

- Loueh, musimy zejść do reszty - wyszeptałam, podpierając się na łokciu koło niego. Ten tylko westchnął, całując mnie leniwie i wstając z łóżka, nałożył na siebie wymięty t-shirt.
- Skoro musimy, to zapraszam - ukłonił się, otwierając przede mną na oścież drzwi. Zachichotałam na ten gest i wyszłam z pokoju. Zaczekałam, aż chłopak zamknie drzwi i podając mu swoją rękę, zeszliśmy po schodach. Gdy weszliśmy powoli do salonu, wszyscy już tam na nas czekali. Dosłownie wszyscy, bo nawet i Caleb z Hannah znajdowali się w domu. Kiedy ich spojrzenia skierowały się na mnie, wszyscy rozszerzyli swoje oczy jak i usta w zdziwieniu.
- O mój Boże - wyszeptała Rose, opadając na kanapy podobnie jak Hannah. Reakcja każdego z osobna na pojawienie się mojej osoby była inna. Luke śmiał się przez łzy (nie był zaskoczony teraz, ale gdy zawołała go Kate, upadł aż na kolana i zaczął wzywać Boga, przepraszając go za wszystkie rozwalone przez niego auta), Calum, Mike i Caroline stali wmurowani, nie wiedząc co począć. Kate, płacząc wtuliła się w Harrego, który zachowywał spokój, ale było widać w jego oczach niepewność. Niall wraz z Liamem rozejrzeli się po pokoju, krzycząc, że to nie jest śmieszne i jeśli to jakaś ukryta kamera to niech lepiej przestaną. Irwin jak zawsze się nie odezwał i prawie nie wzruszony patrzył na moją siostrzyczkę z troską, ciągle śledząc jej poczynania, lecz Veronica patrzyła się na mnie z szerokim uśmiechem, malującym się na jej bladej, szczupłej twarzy. Jedyną osobą, która zrobiła pierwszy krok ku mnie był Caleb; podbiegł do mnie i zamykając mnie w szczelnym uścisku, podniósł do góry.
- Ty żyjesz - szepnął mi na ucho. Zachichotałam przez łzy i wtuliłam się w niego mocno, zamykając przy tym oczy. Dopiero po jakimś czasie poczułam jak inni do nas dołączyli, przytulając mnie i Cala. Byłam naprawdę szczęśliwa w tym momencie, widząc ich wszystkich. Czułam się tak... Jak w domu. Wreszcie chciana gdziekolwiek, bez wrażenia - które towarzyszyło mi bez przerwy od długiego czasu - że jestem tu bo muszę. Odczuwałam prawie to co reszta z nich na co dzień; jestem w rodzinie. Jednak prawie robi wielką różnicę, bo nie mogę porównać tego co przeżyłam tutaj w ciągu tego krótkiego okresu w moim życiu do tego, co oni wszyscy przeszli przez prawdopodobnie całe lata. Mimo wszystko i tak ta chwilowa sytuacja, ten grupowy uścisk sprawił, że kolejna fala łez napłynęła mi do oczu. Oni naprawdę byli zadowoleni z mojego powrotu, a przecież jeszcze dwa miesiące temu nie wiedziałam o ich istnieniu. Z wzajemnością właściwie.
Po kilku długich minutach wszyscy zajęliśmy miejsca na kanapach, jednak niektórzy - wciąż bardzo poruszeni tym, co się stało - stali z nerwowymi minami, wpatrując się we mnie uważnie z wyczekiwaniem.
- Nie wiem od czego mam zacząć... - westchnęłam ciężko.
- Najlepiej od początku - rzucił jeden z chłopaków. Wydaje mi się, że Harry. A może Liam? Sama nie wiem, dosyć dawno nie słyszałam ich głosów.
- Od początku? - szepnęłam do siebie. - Pamiętacie jak dzień przed tą akcją pojechaliśmy do magazynów, żebyście omówili cały plan? Cóż wtedy też siedziałam w naszej części i pojawił się Dylan. Na początku chciałam go dosłownie zabić, ale szybko odwiódł mnie od tego. Dylan wiedział o zamiarach Seana. Wiedział o wszystkim. Omówiliśmy wtedy plan. Sporządziłam substancję, która wstrzymuje prace serca na kilka minut. W końcu chemia się na coś przydała - zaśmiałam się na co Veronica mi zawtórowała. - Dostałam też od niego kamizelkę kuloodporną. Plan był prosty. Zakładam kamizelkę, biorę kapsułkę z substancją do buzi i rozgryzam kiedy Dylan do mnie strzeli....
- Ale przecież O'Brien oddał dwa strzały - przerwał mi nagle Caleb. Spojrzałam na niego z lekkim grymasem, po czym zdjęłam bluzę zostając w samej czarnej bokserce.
- To prawda - przytaknęłam - pierwszy strzał był w kamizelkę w serce, a drugi w rękę - wskazałam na zszycie na lewym ramieniu, krzywiąc się przy tym. Nie powiem, bo bolało cholernie, ale cóż na to poradzę. Wszyscy na ten widok wciągnęli ze świstem powietrze.
- Zajebię go - Louis już wstał, jednak skutecznie go powstrzymałam.
- Spokojnie rycerzu, to był mój pomysł, żeby wyglądało wiarygodniej, Dylan próbował mnie od tego odwieść, ale..
- ...ale jesteś za bardzo uparta - dokończyła za mnie Ronnie. Uśmiechnęłam się do niej. Tak dobrze mnie znała. Powróciłam wzrokiem na resztę i znowu miałam zacząć mówić, ale Mike nagle wstał, wyrzucając ręce w powietrze.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? Inaczej byśmy to rozegrali!
- Stul pysk i pozwól jej dokończyć. - Tommo podniósł rękę, by uciszyć czerwonowłosego. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń, niemo dziękując mu za to. Dopiero gdy odwzajemnił uścisk podniosłam wzrok na resztę i zaczęłam mówić.
- Nie byłoby to wtedy tak realne, gdybyście wiedzieli o tym od początku. Tak to uwierzyli w to. Nie mają żadnych podejrzeń - przerwałam, czekając na jakąś reakcję z ich strony.
- Ma rację. Gdybyśmy byli wtajemniczeni, od razu by wiedzieli, że to fałsz. Zwłaszcza, że mieliśmy podsłuch. - Jako pierwsza odezwała się Caroline.
- Dokładnie - westchnęłam ciężko, po czym kontynuowałam swoją wypowiedz. - Wszystko było zaplanowane, dopięte na ostatni guzik. Tylko nasza trójka o tym wiedziała. Hayden czekała na nas w lesie w samochodzie - mówiłam spokojnie, tłumacząc kolejne szczegóły, lecz Tomlinson nagle się wyprostował jak poparzony.
- Hayden? Ona była w to zamieszana? - parsknął, zaciskając znacznie mocniej dłoń na mojej. Wyrwałam ją z uścisku, widząc, że Louis jest (nie mam pojęcia dlaczego) zły, a raczej wkurzony i zaraz zmiażdżyłby mi rękę.
- Tak. Hayden przyjechała tutaj nie bez powodu - wyjaśniłam z cichym westchnieniem. - Mówiła, że wyłączy kamery lub system zabezpieczeń i sprawdzi czy dostaliście moją wiadomość... A także czy wykryliście wszystkie pluskwy, bym mogła spokojnie wrócić.
Lou przymknął oczy, chowając twarz w dłoniach, jak ja przed momentem. Obydwoje nie radziliśmy sobie z tą sytuacją. Ale co w tym dziwnego? Takie rzeczy nie zdarzają się zwyczajnym ludziom, takim jak ja i moja siostra. Chociaż, biorąc pod uwagę to, czego dowiedziałyśmy się o naszym ojcu, nie można stwierdzić, że nasze życie jest tak całkiem zwyczajne. Przynajmniej już nie.
- Gdzie byłaś przez te trzy tygodnie? - zapytał siedzący naprzeciwko mnie Luke, który był ewidentnie zaciekawiony całą zaistniałą sytuacją.
- W jakiejś niewielkiej chatce, sama nie wiem w jakiej miejscowości. Miejsce z dala od dosłownie wszystkiego. Praktycznie z niej nie wychodziłam, drzwi były zabarykadowane, a okna przyciemniane - pokręciłam lekko głową. - Nikt w końcu nie mógł się dowiedzieć, że żyję. Ale Dylan i Hayden o mnie dbali jak mogli.
Veronica siedząca po prawej oparła policzek o moje ramię, wtulając się we mnie z przygnębionym wzrokiem. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i pogłaskałam ją delikatnie po nieco przetłuszczonych włosach. Swoją drogą, nie wiem co tu się działo podczas mojej nieobecności, ale moja siostra wygląda jak siedem nieszczęść i przysięgam, że jeśli Irwin bądź ktokolwiek inny ją skrzywdził, odpowie za to. Nie żal mi złamać jeszcze jednej ręki jeśli chodzi o nią i jej bezpieczeństwo.

- W każdym razie, wszyscy cieszymy się, że do nas wróciłaś. - Jak zawsze radosna Kathrin posłała mi uśmiech, zerkając na resztę, a wszyscy jej zgodnie przytakiwali.
- Bez ciebie było nudno, prawda Irwin? - zaśmiał się Harry, patrząc na Ashtona, który parsknął cichym śmiechem, wywracając przy tym oczami.
- Ograniczcie te czułości, bo mi się łezka w oku zakręci - dogryzł jak zawsze złośliwy blondyn.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem na ich zachowanie. Mimo wszystko... Są w porządku, naprawdę w porządku. Objęłam szatynkę ramieniem, tuląc ją mocno. Nie minęła chwila, a jej chudziutkie ramię owinęło się wokół mnie. Boże, ona naprawdę przerażająco schudła. To okropne. Muszę o nią zadbać, bo widzę, że kędzierzawemu to ewidentnie nie wychodziło do tej pory. 

- Jak twoja ręka? - zapytała się nagle szeptem moja siostra. Splotłam z nią dłonie i unosząc na wysokości naszych oczu ścisnęłam delikatnie jej rękę.
- W porządku. Dwa dni temu zdjęli mi gips, ale mam jakiś niedowład. Nie widział tego żaden lekarz i wątpię, że zobaczy, ale czasami nie mogę zacisnąć w pięść dłoni - skończyłam, lecz widząc wyraz twarzy Ronnie szybko dodałam: - zdarzyło się to jak na razie raz, więc może będzie dobrze. 
Uśmiechnęłam się, co dosyć niepewnie odwzajemniła. 
- Może wszystko wróci w końcu do normy - odezwał się nagle Calum, patrząc na Veronicę. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc co ma na myśli. 
- O co ci konkretnie chodzi? - zapytałam niepewnie, bojąc się usłyszeć to co ma mi do powiedzenia. Chłopak wziął głęboki wdech po czy zaczął mówić.
- Po tym jak Ronnie się... - nie dokończył, gdyż Rose walnęła go w żebra, przez co zamilkł.
- Ronnie co? - spojrzałam na ich dwójkę zdezorientowana, oczekując odpowiedzi.
Dziewczyna westchnęła ciężko i kontynuowała za niego:
- Nie chcieliśmy ci o tym mówić, ale skoro już zaczął... - mruknęła, niemalże zabijając swojego chłopaka wzrokiem. - Ronnie zamknęła się w sobie po tym, jak odeszłaś. Z nikim nie rozmawiała, nie kontaktowała zupełnie, nie chciała też i jeść. Bardzo, ale to bardzo się odcięła od otaczającego ją świata - dokończyła, już patrząc na mnie, a ja... mnie zamurowało. To dlatego tak schudła, dlatego wygląda tak blado. Moja biedna Veronica. Przytuliłam ją mocniej do siebie. Nie pozwolę na to, by kolejny raz to się stało, nie tym razem.
 Oparłam policzek o jej głowę, jeżdżąc dłonią po jej ramieniu. Większość z nich nadal wpatrywała się we mnie, a niektórzy po prostu zerkali na siebie nawzajem lub siedzieli w bezruchu ze spojrzeniem wbitym w podłogę bądź własne dłonie. Nieco się wzdrygnęłam, gdy całkowitą ciszę przerwał dźwięk trzaskających drzwi wejściowych. Nie minęła chwila, a do salonu weszła Hayden.
- Hej, wybaczcie za spóźnienie, ten samochód jest coraz gorszy - rzuciła praktycznie obojętnym tonem, poprawiając rękawy skórzanej kurtki, którą miała na sobie.
Uniosłam nieco brwi ze śmiechem. Nie miałam pojęcia, że Carte również tu będzie.
- Co ty tu robisz, Hayden? - zapytał jakby niczego nieświadomy Caleb, zerkając na dziewczynę, która właśnie podeszła do reszty.
- No cóż, chyba też powinnam w tym uczestniczyć, skoro pomogłam to zaplanować - wzruszyła ramionami ze śmiechem, zerkając kolejno na ich wszystkich. - Więc Ann już wam wyjaśniła co się działo przez ten czas?
Większość z nich w odpowiedzi skinęła głowami.
- A nie przyjechałaś z Dylanem? - zerknęłam za nią, by upewnić się czy aby na pewno brunet nie jest z nią.
Carte spojrzała na mnie ze skonsternowaniem wypisanym na twarzy. Uhm, powiedziałam coś nie tak czy...?
- To ty nie wiesz?
- Nie wiem czego? - zmarszczyłam brwi, nie wiedząc kompletnie o co chodzi. Czy jednak Sean się dowiedział i zabił Dylana? No ale wtedy Hayden by płakała, a ona tryska energią. Więc o co może jej chodzić? Hayden niepewnie spojrzała po wszystkich, a na koniec wbiła wzrok w Louisa. Poczułam od razu jak jego mięśnie się spinają. Złapałam go za dłoń i lekko ścisnęłam, lecz nadal patrzyłam się na dziewczynę przede mną wyczekując odpowiedzi.
- Chyba nie ja powinnam ci to powiedzieć - syknęła chyba nieświadoma, iż to robi.
- Okey - przeciągnęłam znacznie samogłoski, rozglądając się po pomieszczeniu. - Więc kto będzie łaskaw mi to powiedzieć?
Zapadła kompletna cisza. Och, tego się nie spodziewałam. Co zrobili? Mam szykować się na najgorsze?
- Lou? - spojrzałam na niego, lecz ten spuścił wzrok.
- No właśnie, Lou - Hayden również na niego patrzyła, lecz ona robiła to z doskonale widoczną kpiną.
Tommo westchnął tylko i podniósł się z kanapy, a za nim uczyniła to reszta familii włącznie ze mną. Skierowaliśmy nasze kroki ku piwnicy, w której szczerze mówiąc wcześniej nigdy nie byłam. Szłam ostatnia dlatego też dopiero gdy wszyscy weszli do pomieszczenia, rozchodząc się po nim, zobaczyłam coś co nawet mi się w głowie nie mieściło. Na samym środku pokoju stało krzesło, a na nim brunet w przesiąkniętym krwią, rozerwanym ubraniu. Jego ręce i nogi pokrywały siniaki oraz plastry, co równało się z ranami. Najgorzej chyba wyglądała jego twarz oraz dłoń, na której spoczywał czerwony od krwi bandaż
- Mój Boże - szepnęłam, ciągle stojąc zszokowana tym widokiem.
- Zanim zaczniesz krzyczeć wiedz, że... - Zacisnęłam pięść, patrząc morderczo na Caleba.
Przetarł twarz dłońmi, wzdychając ciężko, lecz już nie dokończył tego co zaczął mówić, zaś za niego przemówił Harry, który do tej pory milczał.
- Nie mieliśmy pojęcia, że żyjesz, jasne? Myśleliśmy, że naprawdę zrobił to, co zrobił i...
- I to wam dało prawo do tego, żeby tak go potraktować?! - krzyknęłam, tracąc już cierpliwość do nich oraz ich durnych tłumaczeń, wbijając wkurzony wzrok w Stylesa. Ten pod wpływem mojego spojrzenia spuścił głowę, nie chcąc być ofiarą mojego morderczego spojrzenia.
- Ann... - zaczęła Kate, ale jej przerwałam.
- Co Ann, do cholery jasnej?
- Przecież go nie zabiliśmy - odezwał się nagle ktoś, lecz nie zarejestrowałam kto. 
- Jesteście śmieszni. Powinnam wam za to dziękować? - spytałam z kpiną. Nikt już się nie odezwał. - Tak myślałam - prychnęłam, patrząc na wszystkich wręcz z odrazą.
- Kto to zrobił? - zapytałam, jednak jak zawsze odpowiedziała mi cisza. Co z tymi ludźmi jest nie tak. Tacy groźni i języka w gębach nagle zapomnieli? - KTO. TO. ZROBIŁ.
- Adrianne - zaczął Louis, lecz jemu również nie pozwoliłam dokończyć swojej wypowiedzi.
- Odpowiedz na głupie pytanie. Czy tak trudno to zrobić? - Patrzyłam na niego, ciągle wyczekując odpowiedzi, ale ona nie nadchodziła. Louis natomiast stał, nie wiedząc co zrobić, był spięty i zdenerwowany, to było pewnie. - Louis... - ponagliłam go. Dopiero wtedy zrobił krok w moją stronę, wypowiadając moje imię z bólem, a ja od razu domyśliłam się o co chodzi.
- Jak mogłeś! - krzyknęłam, robiąc krok w tył.
- Ann, ja nie chciałem.. - zaczął, podchodząc do mnie z zamiarem dotknięcia mnie, lecz ja odepchnęłam jego rękę, ponownie się cofając.
- Nie dotykaj mnie! - ryknęłam, co spowodowało, że chłopak stanął w miejscu z zawieszoną ręką w powietrzu. Na jego twarzy malował się smutek i cierpienie, ale jakoś mało mnie to w tym momencie obchodziło. Żałował czy nie, to nie zmieniało faktu, iż to uczynił, dlatego też nie zwracając na nikogo, a zwłaszcza na niego uwagi podeszłam do Dylana. Najpierw odwiązałam jego ręce, a potem nogi. Nie odzywał się ani słowem podczas gdy to robiłam, czułam tylko jego spojrzenie na sobie tak jak i na innych. 
- Ann, spójrz na mnie - szepnął mój zmasakrowany przyjaciel. Podniosłam głowę, patrząc na niego. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego iż płaczę, dopiero gdy Dylan otarł moje policzki uzmysłowiłam to sobie. Klęczałam przed nim, zalewając się łzami. To moja wina, gdybym nie wypaliła z tym pomysłem to nic by się nie stało. Nie musiałby tak cierpieć.
- Przepraszam - szepnęłam do niego. - Tak bardzo cię przepraszam, Dylan - wyszlochałam, spuszczając głowę i przymknęłam powieki. Próbowałam zatrzymać łzy, jednak one wciąż nieubłaganie i uparcie spływały po moich zaczerwienionych policzkach. - Nie wiedziałam, że to tak się skończy. Wiesz, że nie pozwoliłabym na to nigdy w życiu. - Położyłam dłoń na kolanie chłopaka ze spazmatycznym westchnieniem, które wyrwało się z moich ust. Zacisnęłam lekko palce na jego nodze, po czym podniosłam z powrotem rozmazany wzrok wyrażający jedynie skruchę i żal. Nie wiedziałam co mam zrobić. Było mi tak cholernie źle z tym co się stało.
- Wiem to doskonale, Ann. Nie obwiniaj się, wyjdę z tego. - Na jego pokiereszowanej twarzy pojawił się nikły, pokrzepiający uśmiech, który miał być zapewnieniem jego słów i pewnego rodzaju obietnicą.
Oparłam czoło o kolano bruneta, a jego dłoń po krótkiej chwili znalazła się na mojej głowie, głaszcząc mnie po włosach, bym mogła się stopniowo i powoli uspokajać. Nie wiem ile tak trwaliśmy. Kilka minut, a może pół godziny? Kompletnie zapomniałam, że w ogóle mamy towarzystwo. Dopiero gdy poczułam kolejną dłoń na moich plecach podskoczyłam, uświadamiając to sobie. Podniosłam lekko głowę, patrząc na moją siostrę, która klękała koło mnie.
- Pierwszą osobą, której należą się przeprosiny jest Veronica - odezwał się Dylan przerywając ciszę, co chwila zakłócaną przez mój szloch.
Zmarszczyłam brwi i zerknęłam na niego, przecierając zaszklone oczy wierzchem dłoni.
- Racja, przeżyła tu najwięcej złego...
- To też, Adrianne. Jednak chodzi mi o to, co mówiłem. - Dylan podniósł głowę, patrząc pewnym, jednak przepraszającym spojrzeniem na Veronicę. Ten wzrok był u chłopaka naprawdę częsty... Pokazywał jak zdeterminowany jest Dylan, a jednocześnie wyrażał tak jakby szacunek. Sama nie wiem, ale jego spojrzenie było naprawę wymowne, nie musiał dodawać żadnych słów.
- Pamiętam doskonale każde słowo, które wypowiedziałem wtedy do ciebie, Ver. Wiem, że zraniło cię to dogłębnie i nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo tego żałuję.
- Wyglądałeś na pewnego swoich słów - wyszeptała cicho moja siostrzyczka, zaciskając palce na swoich ramionach. Robiła to zawsze, gdy się bała lub czymś stresowała.
O'Brien pokręcił delikatnie głową.

- Przepraszam cię, Veronica. Jestem świadom, że w tamtej chwili wbiłem ci nóż w plecy, ale musiałem mówić takie paskudne rzeczy, byście uwierzyli, że jestem gnojem bez serca i nie żałuję tego, że zabiłem Adrianne. Ale znamy się tyle lat, Ver... Proszę, nie skreślaj tego wszystkiego co mamy na straty. Nie po tym, co już z waszą dwójką przeszedłem. Wciąż jesteś dla mnie jak siostra. - Na samym końcu jego głos się załamał, a spojrzenie powędrowało na podłogę. - Obie jesteście - dodał po chwili. Uśmiechnęłam się słabo, patrząc na nich. Kochałam ich całym sercem i wiedziałam, że są moją rodziną.

- Wybaczam ci Dylan, wybaczyłam chyba nawet już dawno, lecz musisz mi... - przerwała, sięgając po jego rękę, tą na której nie spoczywał bandaż. - musisz dać mi czas, bym mogła to wszystko sobie poukładać w głowie.
- Będę czekał tyle ile będzie trzeba.


_____________________________________________

Witamy, witamy.
Oto kolejny rozdział. Jak wam się podoba. Ann wyjawiła co się naprawdę stało i kto jej w tym pomagał. Zdziwieni troszkę?
Dziękujemy z całego serduszka wszystkim osóbkom, które z nami są, czytają i komentują. Dajecie dużo motywacji. Wiem, że rozdział pojawił się miesiąc później, ale sami rozumiecie. 16 maja miałam ostatni egzamin. No i wakacje! Znaczy teraz do pracy, no ale wolę pracować niż chodzić i się użerać w szkole xD
Co do następnego, nie mamy pojęcia kiedy się pojawi, będę cisnąć zarówno siebie jak i Ronnie, żeby pojawił się on tak za 2 tygodnie, ale niczego nie obiecuję.
No dobrze, więc komentujcie, podawajcie dalej, polecajcie swoim znajomym :*
Kocham :* A.

No siemanko, kochani ^^
Mój Boże, kocham całym sercem tą ostatnią scenę, Dyl i siostry, awwwh! *,*
Ogólnie rozdział wyszedł w miarę długi, tylko szkoda, że aż tyle musieliście na niego czekać. Przepraszamy za to serdecznie. Ale hej! Wakacje tuż, tuż, jeszcze tylko kilkanaście dni szkoły i dwa słodkie miesiące bez męczarni. Ahh, nie mogę się doczekać.
A wam jak mijają ostatnie dni szkolne? Zawaleni nauką i poprawkami czy luzik? (Jeśli ta druga opcja to zazdroszczę jak nie wiem, haha).
No to... Dziękujemy, że wciąż z nami jesteście i przypominamy, że możecie nam wysyłać fan-arty, tweetować z hashtagiem #ShowMeRealityFF no a przede wszystkim komentować i głosować w ankiecie na waszego ulubionego bohatera! ^^ Co do ankiety, nie jestem w stanie już niestety dodać do niej Hayden czy Seana, bo musiałabym usunąć aktualną i zrobić nową ankietę ;c

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ❤❤ czekam na next 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ❤❤ czekam na next 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Ashton is my boyfriend11 czerwca 2017 22:55

    Jezu, dziewczyny ja nie wiem jak wy to robicie, że piszecie takie zarąbiste rozdziały. Przeczytałam go niemalże od razu po dodaniu, niestety mój telefon nie pozwala mi na pisanie komentarzy tutaj, a czasu jest mało, więc dopiero teraz znalazłam chwilkę żeby skomentować. Ta Addie to kurde sprytna bestia jest hah
    Tylko trochę głupio postąpiła, tak sobie teraz myślę bo.. Wiedziała, że Ver się załamie, a co jeśli udało by się jej jednak popełnić samobójstwo, co jeśli Ashie nie wszedł by do tej łazienki? Jestem lekko zła na tą naszą ślicznotkę,ale no cóż cieszmy się, że żyje, że jest i że Louis wraca do żywych <3 I ten Dylan, taki uroczy i taki przekonujący <3
    Ogólnie powtarzałam to już pierdyliard razy i powtórzę jeszcze raz -> jesteście niesamowite, piszecie niesamowite rozdziały, macie niesamowitą wyobraźnie i potraficie poprzez pisanie wzbudzać takie emocje... Mi osobiście jak czytałam tą historie od pierwszego rozdziału towarzyszyły przeróżne uczucia, płakałam czytając przy obiedzie, śmiałam się czytając w autobusie (tak, zdarzało się xd) i kurde... Nie wiem co mam pisać.. Musicie mi na słowo uwierzyć, że nie przesadzam, jestem zakochana w SMR <3 Mam to głupie 16 lat, powinnam się zachowywać choć trochę dojrzale, ale jak widzę, że jest nowy rozdział to cieszę się jak 5 latek :D Kocham was, Boziuuu <3 Czekam na następny rozdział i cieplutko was pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ashton is my boyfriend23 czerwca 2017 21:37

    Kochane kiedy rozdział? Bo normalnie padam z ciekawości :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jest kochanie od dawna😊 wg może chcesz być powiadamiania, gdy wstwimy rozdział? Jeśli tak to nwm podaj tt albo coś 😊

      Usuń
    2. Ashton is my boyfriend3 lipca 2017 17:27

      Nie aktualizowało mi się w komputerze, głuptasek ze mnie xDD
      Wiesz, ja ogólnie codziennie sprawdzam, ale jak coś to będę pisać, albo cuś xD Będę teraz sprawdzać w telefonie, bo jak zobaczyłam datę dodania 57 rozdziału to aż szklankę upuściłam xD

      Usuń