wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział 49.

Perspektywa Calum'a 

-Calum wstawaj - przyjemny szept wyrwał mnie z błogiego snu. Jednak nie miałem zbytniej ochoty tego robić, gdyż ostatnio nie sypiałem zbyt dużo. 
- Calum do cholery! - Tym razem krzyknęła wprost do mojego ucha przez co spadłem z łóżka. 
- Kurwa Rose - warknąłem patrząc jak moja dziewczyna zwija się ze śmiechu.

- Wybacz skarbie, ale nie chciałeś wstać, co innego miałam zrobić - zapytała przesłodzonym głosikiem podnosząc się z łóżka i idąc w moim kierunku. 
- Wiem, że zrobiłaś to z czystej przyjemności mała spryciulo - zaśmiałem się chwytając ręką jej łydkę, pociągnąłem ją ku sobie, przez co wylądowała na moim torsie.  - I co teraz powiesz kochanie? - zaśmiałem się cicho po czym pocałowałem ją krótko.
- Wiesz, leżałabym tak z tobą na tej podłodze wieki, ale niestety musiałam cię obudzić z innych powodów - rzekła po czym skradła mi kolejnego buziaka.
- Coś się stało? - zapytałem na co odpowiedziała mi skinieniem głową i lekkim grymasem.
- Tommo i reszta wrócili - przerwała na chwilę, a ja czułem, że to nie wszystko. - I to nie sami.
Niemal, że od razu poderwałem się na równe nogi. W drodze do drzwi zdążyłem tylko naciągnąć na siebie dresy i czarny podkoszulek, i nie zważając na nic innego zbiegłem na dół do piwnicy. Wiedziałem, że właśnie tam będą, skoro nie przyszli sami, a mina Rose wskazywała na to, że nie był to nasz przyjaciel.
Pierwsze na co zwróciłem uwagę po wejściu do mocno oświetlonego pomieszczenia to ledwie przytomny chłopak siedzący na krześle. Przypatrzyłem mu się uważnie próbując jakoś skojarzyć twarz... Wydawało mi się, że go gdzieś widziałem, ale nie mogłem przypomnieć sobie kiedy i w jakich okolicznościach.​ Jednak wnioskując po tym, że był związany i lekko poturbowany, prawdopodobnie był od Seana. Przerzuciłem wzrok na Tomlinsona. Szczerze powiedziawszy, wyglądał znacznie gorzej od tego bruneta. Podkrążone oczy i blada skóra mówiły same za siebie ile spał..
- Dobrze cię widzieć - mruknąłem mimowolnie. - Was wszystkich dobrze wreszcie widzieć.
Skinęli jedynie głowami w odpowiedzi. Wszyscy byli widocznie zmęczeni tym całym gównem, w którym siedzimy od dłuższego czasu.
- Jeden z przydupasów Seana - Harry potwierdził moje przypuszczenia kiwając brodą w stronę chłopaka. - Będziemy próbować coś z niego wyciągnąć.
Wszyscy automatycznie zwróciliśmy wzrok w stronę młodego, który prychnął pod nosem uśmiechając się kpiąco.
- Myślicie, że cokolwiek wam powiem? - Uniósł głowę patrząc na Louisa dosłownie jak na naiwnego idiotę.
- Ta, to właśnie zrobisz - wzruszył ramionami w odpowiedzi. Kompletnie się nie przejął tym tekstem, jak to Tommo. Co innego zrobiłby Irwin.
- Wiecie w ogóle kim on jest? - zapytałem marszcząc brwi.
- Jasne, że nie wiedzą - wywrócił oczami. - Masz mnie za tak głupiego, by sprzedać od razu swoją tożsamość i szefa?
- Wyglądasz na przygłupawego, więc wolałem zapytać.
- Najlepiej jakby Ashton tu przyszedł, wydusiłby z niego wszystko od razu - rzucił od niechcenia Lucas wciskając dłonie do kieszeni spodni.
- Bo wy sobie nie poradzicie, prawda? Irwin zawsze ratuje was z opresji w takich sytuacjach, przecież jesteście tacy niewinni, nie zabijecie nikogo, nie ubrudzicie sobie rączek cudzą krwią - roześmiał się szyderczo, a mi, nie powiem podniosło to ciśnienie i chyba nie tylko mi, bo Tomlinson zacisnął już szczękę gotowy odpłacić mu dłuższym monologiem.
- Uważaj na słowa, bo chyba zapomniałeś w jakiej sytuacji się znajdujesz - warknął brunet, na co nasz więzień ryknął gorzkim śmiechem.
- Jesteś śmieszny serio. Jakoś mało mnie to obchodzi, skoro nawet nie wiecie z kim macie do czynienia. Banda gangstereczek, które tylko są mocne w gębie. - Jego przepełniony sarkazmem słowa rozbrzmiały w piwnicy. - Oh no tak zapomniałbym jeszcze? Jak tam pomniejszenie szeregów? Szkoda, że tylko Pezz i ta suka O'Connor zginęły... - nawet nie zdążył dokończyć zdania, gdyż jego głowa odleciała w bok w skutek mocnego uderzenia, lecz na jednym prawym sierpowym się nie skończyło. Louis dosłownie dysząc pochylał się nad pół leżącym na krześle chłopakiem i okładał o raz za raz pięściami i podejrzewam, że gdyby Harry nie zerwał się teraz razem z Mike'm by odciągnąć go od ofiary zapewne Tommo zabiłby gościa. 
- Nigdy tak o niej nie mów! - warknął Louis szamocząc się. - Puśćcie mnie do kurwy! - ryknął zły, ale żaden z chłopaków jakoś specjalnie nie kwapił się do tego, by go uwolnić z uścisku.
- Tomlinson, odpuść - syknął w końcu Styles zaciskając palce na ramieniu Louisa, na co on jedynie zgromił go wzrokiem i wyszarpał rękę nie rwąc już się aż tak w stronę bruneta. Lecz podszedł do niego powoli przyjebał mu niespodziewanie w szczękę, po czy odrywając kawałek taśmy zakleił mu usta.
- Dowiedz się co to za szumowina, Payne - splunął wściekły odchodząc dobre kilka metrów od chłopaka, by przypadkiem znów się na niego nie rzucić.
Szatyn chwilę wpatrywał się w Lou, po czym z westchnieniem skinął głową i zabrał się do roboty. Zrobił parę dokładnych zdjęć ledwie przytomnemu chłopakowi i wyszedł z pomieszczenia. Nie odezwałem się ani słowem, zresztą jak wszyscy. Nikt nie chciał przerywać głębokiej ciszy, która tu panowała, nie licząc już ciężkiego oddechu Tomlinsona, któremu krew nadal wrzała w żyłach.
- Skoro nic z niego nie wyciągniemy, niech ktoś pójdzie po Irwina - odezwał się w końcu Michael.
- Nie - zaprzeczył od razu Tommo. - Jeszcze nie. Zaczekamy aż Liam coś znajdzie, jeśli się nie uda, możecie po niego iść.
To może i brzmi dziwnie, ale jednak Ashton nie miał zahamowań i był chyba najbardziej sadystyczny z nas wszystkich, mimo że to powoli się zmieniało z tego co zdążyłem zauważyć. A przyczyną była jedynie drobna, załamana do granic możliwości Veronica.
Pokręciłem głową wzdychając ciężko i wlepiłem wzrok z powrotem w naszą ofiarę. Nie miałem jednak zbyt wiele czasu, żeby mu się dokładniej przyjrzeć, ponieważ drzwi piwnicy się na powrót otworzyły, a ktoś wszedł do środka. Miałem cichą nadzieję, że to Liam, ale przecież niemożliwym jest, aby znalazł tak szybko jakiekolwiek informacje na temat tego faceta.. A raczej chłopaka, bo zbyt wiele lat to on raczej nie miał.
Z drugiej strony ucieszył mnie, a jednocześnie zaniepokoił nieco widok mojej Rosie w drzwiach. Miała ona lekki grymas wymalowany na twarzy, kiedy patrzyła na bruneta przywiązanego do siedzenia. Podszedłem do niej obejmując szczelnie ramionami jej drobną posturę. Zaciągnąłem się dyskretnie jej cudownym balsamem i ni stąd ni zowąd ogarnęło mnie takie poczucie bezpieczeństwa. 
Może to też dlatego, że ona mi je dawała. Po mino naszej długiej i krętej drogi pełnej tajemnic, nadal ze sobą jesteśmy.
- Cal - szepnęła mi do ucha. Chciałem się od niej odsunąć by na nią spojrzeć,ale uniemożliwiła mi to mocniej do mnie przylegając. - To Dylan. Tylko nic im nie mów, Liam na pewno za moment do tego dojdzie - szepnęła ledwo słyszalnie, ale zrozumiałem wszystko i tylko pokręciłem głową na znak, że zrobię tak jak prosiła. 
- Może powinniśmy pójść do salonu. Nic tu po nas skoro jest nieprzytomny.- odezwała się Kate stojąca pod ścianą. Jak zawsze potrafiła myśleć jasno w sytuacjach krytycznych.
- Idźcie, ja tu sobie z nim posiedzę - Lou nadal nie odrywał pełnego nienawiści spojrzenia z bruneta. Oczywiście już Harry i Kate chcieli zaprotestować, lecz ten uciął krótko, że to rozkaz. 
Dlatego też wszyscy z lekkim wahaniem opuściliśmy pomieszczenie i udaliśmy się do salonu, gdzie zasiedliśmy na kanapach.
- Martwię się o niego. 
- Nie tylko ty jedna Kate - odezwaliśmy się chórem.
- Jeśli dowie się kim on jest, może go zabić - szepnęła pod nosem Rose. Nikt jej jednak nie usłyszał oprócz mnie. Ze zdziwieniem spojrzałem na swoją dziewczynę, już otwierałem usta żeby zadać pytanie, ale wbiegł zdyszany Liam, a zaraz po tym było słychać z dołu przeraźliwy wrzask. Nie ustający wrzask jakby kogoś obdzierano ze skóry. 
- Liam.. - wszyscy skierowali zaniepokojony wzrok na Payno, który zakrywał sobie dłonią twarz.
- Nie bijcie, byłem najpierw w piwnicy,bo myślałem że tam jesteście. Wbiegłem nawet nie patrząc czy jesteście wszyscy i powiedziałem, że to Dylan O'Brian. Louis wpadł w szał. Nie dałem rady go odciągnąć od chłopaka. - urwał na moment krzywiąc się ponieważ krzyk znowu dotarł do nas tym razem nieco głośniejszy. - Kate błagam zrób coś. - nie musiał dwa razy powtarza. Kate już zerwała się z kolan Hazzy i pobiegła na dół do brata. Tylko ona potrafiła powstrzymać Tommo. Wszyscy co prawda wcześniej widzieliśmy go w takim wydaniu, tracącego kontrole, lecz żadne z nas nie potrafiło go uspokoić, nawet czasami jego siostra ma z tym problemy. 
Nie mam pojęcia ile minęło. Pięć minut? Piętnaście? A już zamiast krzyków w domu zapanowała cisza. W tym momencie wszyscy ruszyli na korytarz. Patrzyliśmy jak z piwnicy wychodzi ubrudzony krwią i to nie tak delikatnie - Lou. Jego szary T-shirt, już nie był szary, teraz przypominał bardziej rubin. Z dłoni kapała krew a oczy wcześniej turkusowe teraz mętne i prawie, że czarne.Obraz jak z horroru normalnie. Stojąca koło mnie Rose wciągnęła ze świstem powietrze.
- Nie zabiłeś go prawda? - zapytałem lustrując jego sylwetkę.
- Nie, ten skurwiel nie zasłużył na śmierć - splunął i zniknął na schodach prowadzących na piętro.
- Co zrobimy? - zapytał jeden z chłopaków, odprowadzając Tomlinsona wzrokiem póki nie zniknął nam on z oczu.
- Niech ktoś pójdzie sprawdzić co z nim, jeszcze się wykrwawi i będziemy mieli tylko zwłoki zamiast informacji.
Nikt za bardzo nie rwał się do wykonania tego, ale jak to nasz odpowiedzialny Caleb zdecydował się zejść na dół, a Harry niemal od razu poszedł za nim. Zawsze każdemu był w stanie pomóc, jak to Styles. Natomiast ja zostałem pociągnięty przez drobną dziewczynę do pokoju, gdzie pchnęła mnie na łóżko i zwinięta w kulkę położyła się blisko mnie. Z cichym westchnieniem objąłem jej ciało ramieniem i począłem nawijać sobie kosmyki jej włosów na palce.
- Przerasta mnie to wszystko - mruknęła nagle po paru dobrych minutach zupełnej ciszy.
- Byliśmy nie jeden raz w gorszej sytuacji..
- Ale Calum, to grubsza sprawa. Naprawdę nie widzisz zachowania Ashtona? Zresztą nawet już nie chodzi o niego, ale co z O'Connorem? Mieliśmy tylu wrogów, ale w takie bagno to chyba jeszcze nigdy się nie wpakowaliśmy - westchnęła ciężko. - On nas znajdzie i udupi, a Irwina po godzinnych torturach rozerwie na strzępy.
- Ta, odebrano mu jedną córkę, a druga jest w paskudnym stanie psychicznym i nienawidzi swojego ojca za te lata kłamstw. Ale to...
- To sprawa rodzinna? - prychnęła patrząc na mnie spode łba. - Wcale nie, Calum. To już nie jest tylko rodzinny problem O'Connorów, wmieszaliśmy się w to i teraz to też jest nasza sprawa.
Wypuściłem głośno powietrze z ust głaszcząc dziewczynę po włosach. Szczerze powiedziawszy, to prawie, że nie docierała do mnie powaga naszych kłopotów. Myślałem "przesada, wszystko się jakoś ułoży, jak zawsze". Bo przecież dawaliśmy radę za każdym razem, ale teraz? To coś większego, odeszły aż dwie osoby, a wydawało mi się, że jesteśmy.. Rodziną. Tak jakby. Że będziemy się trzymać razem choćby nie wiem co, ale to tylko głupie wierzenia. Chociaż może by tak było trochę dłużej, gdyby nie to, iż to naszego świata wkroczyły dwie dziewczyny, które
wywróciły wszystko do góry nogami.
- To wszystko moja wina - pisnęła nagle łamliwym głosem. Od razu spojrzałem na nią początkowo nie rozumiejąc o co jej chodzi, ale zaraz doznałem olśnienia.
- Nic co się wydarzyło nie jest twoją winą kochanie, już dawno od tego odeszłaś, nie masz z nimi nic wspólnego.
- Doskonale wiesz, że tak nie jest. Znałam ich, znałam ich plany działania, wszystko Calum. Mogłam temu zapobiec, gdybym powiedziała prawdę reszcie. Jezu jakim ja jestem tchórzem. - wysyczała chowając głowę w zagłębienie mojej szyj.
- Rosie skarbie.
- Nie mów nic Cal, po prostu poleż tu ze mną aż się nie uspokoję - wyszlochała wtulając się we mnie jeszcze bardziej. Nie obchodziło mnie to, że moja koszulka z każdą sekundą stawała się mokra, ale nie mogłem znieść tego, że moja ukochana wylewa łzy. Żaden facet chyba tego by nie zniósł.
Szeptałem jej cicho do ucha głaszcząc ją po plecach, do momentu aż się nie uspokoiła i nie zasnęła. Zmęczony również przymknąłem oczy. Tylko moment i zaraz pójdę do reszty.



~*~

- Calum! - wrzask rozniósł się po pomieszczeniu. Momentalnie poderwałem się do pozycji siedzącej.
- Nie śpię.. - powiedziałem co spowodowało śmiech przybyłych.
- Taaaa jasne a ja jestem księżniczką - prychnął Luke.
- Wiesz trochę jeszcze za bardzo jesteś poturbowany, żeby nią być - zaśmiałem się pokazując palcem na jego nadal lekko posiniaczoną twarz i na bandaże na ręce, i nodze. Chłopak tylko tupnął nogą rozzłoszczony niczym mała dziewczynka. - Dobra Hemmo co jest?
- Wiesz co gadaj sobie teraz z moją ręką cieniasie - prychnął wystawiając w moim kierunku otwartą dłoń. Boże no ja kiedyś ocipieję z tymi ludźmi obiecuję. Śmiejąc się w duchu przewróciłem oczyma.
- No mów Hemmi, chyba nie obudziłeś mnie tylko po to, żeby tu fochy stroić.
- Normalnie ciągnął bym to dalej - oj nie wątpię, na prawdę, jest do tego zdolny. - Aleee potrzebna jest hot pielęgniareczka i patrz wygrałeś w tym konkursie. Gratulacje! - wyszczerzył się jak debil. Jezu święty czy ja wspominałem, że to istny dom wariatów? 
- Mhm - mruknąłem - Kto tym razem? 
- Ym no bo tak jakby nasz O'Brajanek cały czas milczy, a Mikey stosuje tortury i no ten jeszcze Lou go poturbował przed tym i ymm - drapał się po karku zmieszany - chyba lekko przesadziliśmy. 
- Jezu no pracuje z debilami. Martwy przecież nam niczego nie powie! - wrzasnąłem podnosząc się z łóżka. Rose chciała mnie zatrzymać, lecz spojrzałem na nią przepraszająco i wyszedłem za blondynem z pokoju. 
Zgarnąłem po drodze do piwnicy apteczkę pakując ją po brzegi różnego rodzaju opatrunkami i z ciężkim westchnieniem wszedłem do pomieszczenia. Widok bruneta siedzącego na krześle mnie... przeraził. Nie takie rzeczy się widziało, ale nie sądziłem, że Louis i Clifford będą w stanie aż tak go potraktować. Chociaż podejrzewam, że większość obrażeń wyrządził mu Tommo.
 Uklęknąłem przy wymęczonym do granic możliwości chłopaku, który krwawił chyba zewsząd. Chwyciłem gazy i spirytus zaczynając wycierać krew z jego skóry. Przy przecieraniu ran nieco się wybudził sycząc cicho. Nie zwracałem na to uwagi, robiąc dalej swoje. Opatrzyłem to co mogłem i zatamowałem krwawienie z nosa. Wywaliłem śmieci i spakowałem opatrunki do apteczki zerkając na niego kątem oka. Widziałem jak przypatruje się swojemu ciału, a konkretniej opatrunkom, które mu założyłem.
- Wiesz, że jeśli dalej tak pójdzie i nic nie będziesz mówił, zginiesz?
Zmierzył mnie pustym wzrokiem, po czym zaśmiał się, chociaż na jego twarzy nie było ani grama rozbawienia.
- Nie będę gadał z żadnym z was, na marne idą wasze starania - syknął prosto w moją twarz. - Jedyną osobą, której mogę coś powiedzieć to Veronica.
- Chyba postradałeś zmysły, że ktokolwiek pozwoli ci z nią rozmawiać - parsknąłem śmiechem - Poza tym ona nie rozmawia od śmierci Ann z nikim po tym jak próbowała popełnić samobójstwo. 
- Samobójstwo? - zapytał z szokiem wymalowanym na twarzy. Normalnie jeszcze kilka minut temu powiedziałbym, że człowiek jest bez serca, ale teraz... Chociaż nie dziwię się skoro był kiedyś ich przyjacielem.
- A coś ty myślał. Zabiliście Adrianne, po tym co zrobił im ojciec wcale się nie dziwię, że próbowała.
Przez moment milczał skanując mnie uważnie spojrzeniem. Myślałem, że będzie o coś pytał, lecz nic takiego się nie stało.
- Nadal nie zmieniam zdania. Będę gadać z Ver nie zależnie czy będzie tylko mnie słuchać czy rozmawiać. Albo z nią, albo już możecie mnie zabić - rzekł twardo, nawet mu powieka nie zadrżała. Było mocno zdeterminowany. Patrzyłem na niego chwilę, lecz nie widziałem sensu negocjowania z nim czegokolwiek. Westchnąłem przeciągle i zabierając rzeczy skierowałem się na górę. Odłożyłem apteczkę na miejsce i dopiero wtedy pomaszerowałem przez salon do pokoju Irwina. Mam nadzieję, że tylko mnie nie zabije. Stając przed drzwiami do jego sypialni przeżegnałem się z pięć razy szepcząc cicho "Boże miej mnie w opiece" i dopiero wtedy otworzyłem je nawet nie fatygując się z pukaniem.
- Powiedziałem, żeby nie wchodzić bez pukania - syknął blondyn nawet nie odwracając się w moją stronę.
- A ja pomimo tego nadal tego nie robię - odparłem wchodząc do środka.
- Co jest Calum? - zapytał wstając z łóżka i tym samym odsłaniając mi obraz dziewczyny wpatrującej się tępo w ścianę za mną. 
 - Nadal nic nie chce gadać.
Na moje słowa Irwin tylko westchnął wywracając przy tym oczami.po czym rzucił niechętnie:
- Później się nim zajmę.
No chyba nic z tego kowboju. Prychnąłem w myślach. Czas uruchomić Irwinka.  
- On chce z nią rozmawiać - przymknąłem na moment oczy wypowiadając te słowa. Po czym w myślach odliczałem moment wybuchu atomówki.
- Chyba go pojebało! Powiedz Dylanowi, że może sobie kurwa pomarzyć! Nie będzie z nią rozmawiać! 
- Tyle, że mu to mówiłem. Nadal uparcie przy tym zostaje - odparłem ze stoickim spokojem.
- Chuj mnie to obchodzi nie będzie z nią rozmawiać! 
- Powiedział albo z nią, albo możemy go zabić bo i tak nic nam nie powie - wytłumaczyłem mu, lecz ten nadal w zaparte wykrzykiwał przekleństwa. Spojrzałem na dziewczynę, która nadal znajdowała się w takiej samej pozycji. Zupełnie jakby nas nie było. Jakby ona znajdowała się w zupełnie innym świecie.
- Świetnie bardzo kurwa chętnie zabiję tą szumowinę O'Brien'a! 
Chciał coś jeszcze wykrzyczeć, lecz przerwał mu cichy bardzo słaby głos dochodzący z tyłu pomieszczenia:
- Dylan tu jest? 


___________________________________________
Witajcie kochani :*
Jak tam święta? Ja ich w ogóle nie odczułam. Nie ma śniegu. Pogoda jak w Wielkanoc. Normalnie żenada. Ale za to jedzenia dużo xD Jak wasze brzuchy? Ile przybraliście na wadze? xD Ja nawet nie chcę wiedzieć :D Oh i chwalcie się jak mikołaj w tym roku. Co wam przyniósł. - Ja dostałam dwa lakiery hybrydowe, kuferek do pomieszczenia wszystkich moich rzeczy do hybryd i szczoteczkę elektryczną xD :D 
No dobra dosyć ględzenia. Jak wam się podoba rozdział? Nie mogę uwierzyć, że w miarę szybko się ogarnęłyśmy z nim xD chociaż musiałam krzyczeć na Ronnie bo to mały leń jest xD 
Dziękujemy za wyświetlenia i komentarze, cieszę się, że zostało was trochę i nie opuściliście nas. Witamy też moją przyjaciółkę Gabrysie, która się zagłębiła w czytaniu i mnie szantażowała chcąc bym pisała rozdział "po co ci szkoła, rzuć nią i piszcie to cudeńko" xD Kochana Gabson :* 
No więc oczywiście komentujcie, rozsyłajcie i tweetujcie #ShowMeRealityFF 
Kocham was i do kolejnego :* 
Buziaczki :* A.


PS. OH BYM ZAPOMNIAŁA! ŻYCZĘ WAM WSPANIAŁEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, OBY TEN 2017 ROK BYŁ LEPSZY I PEŁNY POZYTYWNYCH NIESPODZIANEK :*




Hej, kochani! Wesołych spóźnionych świąt!
Coś nam nie wyszło i odrobinę się spóźniłyśmy, za co was przepraszamy.
No ale co sądzicie o rozdziale? Trochę się dzieje, w dodatku ta końcówka z Ronnie, woah, wreszcie coś powiedziała xd
Ale żal mi Dylana mimo wszystko 💔
I huh, co ukrywa nasza Rose przed wszystkimi?
Będzie ciekawie xd
No ale tyle wystarczy, nie będę się rozpisywać, pewnie i tak nikomu się nie chce tego czytać
To do kolejnego, miśki ❤
W.







Jeśli czytasz proszę skomentuj :*

wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 48.

*Perspektywa Ashtona*

Otworzyłem powoli powieki przekręcając się na bok. Miałem nadzieję, że zobaczę inny widok niż ten, który od tygodnia wita mnie co ranek. Niestety, tak jak dotychczas nic się nie zmieniło. Na swojej stronie łóżka siedziała dziewczyna. Tak jak zawsze miała podkurczone nogi, które przyciskała do klatki piersiowej swoimi drobnymi rączkami. Westchnąłem ciężko na ten widok. Wszyscy niezmiernie się o nią martwili i nie mieli pojęcia jak pomóc tej biednej dziewczynie. Znaczy, problem w tym, że wiedzieliśmy co mogłoby jej pomóc, niestety żadne z nas nie miało takiej mocy. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli to nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
- Ronnie? - zwróciłem się do dziewczyny z nadzieją, że może odpowie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Znowu przestała się odzywać. Kilka dni temu na wieści, że Tommo widział Adrianne zaczęła mówić, podobno zachowywała się jak opętana, ale najwyraźniej postanowiła znowu zamknąć się w sobie.
Przetarłem rozespaną twarz dłońmi i podniosłem się leniwie do pozycji siedzącej, przypatrując się brunetce. Objąłem ją bardzo delikatnie ramieniem.
- Zrobię ci śniadanie, w porządku? - zapytałem miękko, cicho, spokojnym tonem nie chcąc jej przestraszyć.
Niestety znów to samo - żadnej reakcji. Chociaż czego ja się mogłem spodziewać? Przecież zachowuje się w ten sposób od dłuższego czasu. Mieliśmy jednak nadzieję, że cokolwiek się zmieni po tym jak rozmawiała z Lou, gdy wrócił z klubu ze Stylesem. Nic z tego, wciąż to samo.
Z westchnieniem wstałem z łóżka ubierając się niechętnie i zerkając na nią co jakiś czas kątem oka, głupio wierząc, że się chociażby poruszy. Cokolwiek, cholera.
- No chodź, Ronnie - spojrzałem w jej stronę chwytając za klamkę.
Cierpliwie czekałem, aż brunetka bez odpowiedzi podniesie się i zgarbiona, bez życia skieruje się do wyjścia. Niestety, czego ja mogłem oczekiwać skoro dotychczas nie zareagowała w jakikolwiek sposób na moją osobę. Ponowie westchnąłem i podszedłem do niej. Nie mogłem przecież zostawić jej samej. Chociaż i tak pewnie gdybym wrócił to zastałbym ją w takiej samej pozycji. Pochyliłem się nad nią, lecz zaraz wyprostowałem. Gdyby sytuacja była inna zażartowałbym by ją wkurzyć, że niesamowicie śmierdzi, ale w tej chwili nie mógłbym tego zrobić. Zacząłem się więc zastanawiać kiedy w ogóle się myła. Z przerażeniem stwierdzam, że dosyć dawno. Przecież Kate myła ją jakieś pięć dni temu, ale odkąd wyjechała razem z Louisem, Harrym i Calebem szukać wskazówek dotyczących zabójcy Ann nie miał kto tego zrobić. Reszta dziewczyn nawet nie schodziła na dół, albo jak schodziła to po prostu ja nie wychodziłem z pokoju z wiadomych przyczyn. Co za debil ze mnie. 
- Dobra, zmiana planów. Idziemy cię wykąpać - rzuciłem podnosząc ją w stylu panny młodej, po czym skierowałem się do pomieszczenia obok. Zamknąłem za nami drzwi nogą i posadziłem ją na szafce, gdzie na samym początku naszej "znajomości" zmieniałem jej opatrunek rany, którą sam zrobiłem.
Napuściłem wody do wanny i zacząłem powoli ściągać z niej ubrania, od razu wrzucając je do kosza na pranie. Nie stawiała żadnego sprzeciwu, ale przecież odkąd Ann zginęła, zupełnie wszystko jest jej obojętne. To jest naprawdę przerażające. Sprawdziłem czy woda nie jest za ciepła ani za zimna i ostrożnie posadziłem ją w niej. Przeszedł ją wyraźny dreszcz, a jej powieki przymknęły się. To była praktycznie jedyna oznaka życia jaką zauważyłem od dłuższego czasu u niej. Przejechałem powoli dłonią po jej włosach odgarniając je w tył. Otworzyła powoli oczy, które już dawno straciły swój blask i wlepiła obojętny wzrok we mnie. Zrobiłem to samo i - przysięgam - próbowałem się uśmiechnąć choć trochę, ale nic z tego. Po prostu coś wewnętrznie mnie blokowało, nie byłem w stanie unieść nawet kącików ust widząc ją w takim stanie. Czułem się tak cholernie wyprany z emocji.

Potrząsnąłem głową odwracając wzrok od jej oczu. Nalałem trochę płynu do kąpieli na ręce i zacząłem ją delikatnie myć. Robiłem to nadzwyczajnie ostrożnie, zresztą wszystko co ostatnio robiłem wokół niej było niepodobne do mnie. Zachowywałem się jak nie ja, jednak nie wadziło mi to. Wręcz nie zwracałem na to uwagi. Zmieniałem się, a jak na tym wyjdę ja i inni, to się okaże.
Spłukałem z niej całą pianę i zabrałem się za włosy. Brunetka cały czas siedziała spokojnie, nie odwracając ode mnie wzroku. Po prostu tępo się we mnie wpatrywała. Nie przeszkadzało mi to, ale chciałem wiedzieć co krąży po jej umyśle, bo na rozmowę nie miałem najmniejszych szans. Został mi tylko jej pusty wzrok.
Kiedy już jej włosy zostały opłukane, podniosłem ją by ustała przede mną. Przytrzymywałem ją jedną ręką w talii natomiast drugą sunąłem ku górze wraz ze słuchawką w niej się znajdując. Szczerze mówiąc, czułem się skrępowany zaistniałą sytuacją. Co prawda nie pierwszy raz widziałem kobietę w całej okazałości, ale ta sytuacja... Ona była zbyt intymna? Czułem się nieswojo widząc ją taką. Byłem zakłopotany mając tą świadomość, że ona najprawdopodobniej nie rejestruje tego, co z nią aktualnie robię. Patrzyłem na nią, jednocześnie jej nie widząc. Nie chciałem, żeby tak było. W głębi pragnąłem, by to miało miejsce, ale dopiero gdy będzie sobą.
Wyciągnąłem ją delikatnie z wanny i stawiając ją na miękkim dywaniku osuszyłem ręcznikiem jej mokre, nagie ciało. Następnie owinąłem nią nim i biorąc na ręce wyniosłem z łazienki wchodząc z nią do pokoju. Wybrałem jej ciuchy. Oczywiście jakieś dresy i jedną z moich luźnych bokserek i nałożyłem je na nią.
- To słodkie co dla niej robisz - odezwał się nagle głos za nami, przez co podskoczyłem wystraszony. - Nawet nie usłyszałeś jak weszłam, co ci się normalnie nie zdarza. - Uśmiechała się, ale mogłem wyczuć jej łamiący się głos i załzawione oczy. Patrzyła na mnie przez moment jakby oczekiwała odpowiedzi, lecz zrezygnowała po chwili wbijając wzrok w Ronnie. - Biedna dziewczyna - odezwała się ponownie przerywając ciszę w jakiej od kilku dni żyłem. - Mówią, że najbardziej boli strata kogoś, kogo się kocha.
- Nie - szepnąłem. - Najbardziej bolesna jest strata siebie.
- A ona utraciła oba - dopowiedziała Rose, a po jej policzku spłynęła samotna łza, której nie starła. Pierwszy raz widziałem ją płaczącą, gdyż albo tego nie robiła, albo jeśli już to starała się robić to w samotności.
- Coś się stało Rose?
- Zrobiłam śniadanie - powiedziała wskazując skinieniem głowy na komodę pod ścianą. Dopiero teraz powędrowałem tam wzrokiem i uzmysłowiłem sobie, że stoi tam miseczka, najprawdopodobniej z kluskami na mleku, które były specjalnością dziewczyny.
- Dzięki - mruknąłem, na co tylko przytaknęła.
Przez chwilę stała tak wpatrując się przed siebie, a konkretniej patrzyła na O'Connor. Chrząknąłem chcąc zwrócić jej uwagę na siebie, nie wiem czemu to zrobiłem, ale po prostu było to dziwne, że wszyscy patrzyli się na nią jak na jakiś wybryk natury. Nie była nim. Po prostu... Eh, sam się oszukuję.
- Jest coś jeszcze, prawda? - zapytałem widząc jej wyraz twarzy zaraz gdy tylko powróciła swoim spojrzeniem na mnie.
- Lou dzwonił i prosił, żebyś do niego oddzwonił. Nie mówił czy to pilne, ale po jego głosie właśnie to wywnioskowałam.
Obróciłem się do Veronici, po czym z grymasem ponownie spojrzałem na Rose. Przecież jej nie zostawię samej. Nie po tych akcjach. Nie po tym wszystkim. Już miałem się odezwać, mówiąc, że może to poczekać, lecz wypaliła szybko, nie chcąc do tego dopuścić:
- Powinieneś iść. Ja ją przypilnuję, Ash.
Przygryzłem mocniej wargę wpatrując się dłuższą chwilę w Veronicę. Nie chciałem jej zostawiać, naprawdę. Nie to, że nie ufałem Rose, skądże. Po prostu... Cholera jasna, ona mnie potrzebuje. A może tak naprawdę to ja potrzebuję jej? Z powodu sumienia chcę się nią opiekować, żeby "odpracować" krzywdy, które jej wyrządziłem? Nie mam pojęcia, jak zawsze mam same pytania - zero odpowiedzi. Standardowo.
W końcu przytaknąłem powierzając opiekę nad drobną, wychudzoną brunetką Rosie. Wyszedłem szybkim krokiem ze swojego pokoju, zatrzymując się na ułamek sekundy z wahaniem czy na pewno powinienem to zrobić. Trzepnąłem głową wyrzucając z niej wszelkie obawy. Przecież Rose nie jest niedołężna, zajmie się nią. Może nawet lepiej niż ja.
Zatrzymałem się w ogrodzie, opierając się o balustradę schodków, prowadzących na trawnik. Przetarłem twarz wolną dłonią, w drugiej trzymając komórkę i wybrałem szybko numer Tommo przykładając aparat do ucha. Po kilku sygnałach usłyszałem jego zmęczony głos. Wywnioskowałem ze sposobu jego mówienia, że jest paskudnie zdenerwowany. Tylko jeszcze nie wiem czym.
- Co jest Louis? Ponoć coś ważnego masz mi do przekazania.
- O'Connor, Ashton - rzucił, a ja wręcz odruchowo się spiąłem słysząc to nazwisko. - Ojciec dzwonił, bo dawno nie miał z nimi kontaktu. Musimy coś z tym zrobić.
Pokiwałem od razu przecząco głową przymykając oczy, dopiero po chwili orientując się, że przecież tego nie widzi. Boże, co się ze mną dzieje?
- Przecież wiesz, że ona nic nie mówi, Louis. Do nikogo. Jak ty chcesz ją zmusić, żeby rozmawiała w dodatku z ojcem, którego nienawidzi?
- Warto spróbować, może gdy usłyszy jego głos coś się w niej odblokuję? - W jego głosie można było wyczuć nutę niepewności. 
- Wierzysz w to? - zapytałem z lekką kpiną. - Bo ja nie.
- Nic innego nam nie zostało - odparł na co zacisnąłem mocno szczękę, gdyż miał rację. Zresztą jak zawsze. - A i bym zapomniał - dodał biorąc głęboki wdech co nie zwiastowało nic najlepszego. - Z tego co wiem i jest mega podejrzane O'Connor nic nie wie o śmierci Ann - rzucił szybko.
- Więc po co to wszystko było? Mieli przecież dostarczyć jej ciało do ojca. Chyba, że...
- Chyba, że planowali coś zupełnie innego - wciągnąłem automatycznie powietrze.
- Myślisz, że... - Znowu zacząłem, lecz on ponownie mi przerwał, mówiąc dobitnie drżącym od poddenerwowania głosem i już wiedziałem, że jesteśmy w głębokiej dupie.
- Tak, myślę, że będą próbować nas wrobić w jej śmierć i stan Veronici.
____________________________________________________________
 Hej, cześć i siema! Albo przepraszam?
Tak długo nas nie było, damn. Napisałam wam notkę co do naszej nieobecności ostatnio, mam nadzieję, że jesteście na tyle wyrozumiali :( Szkoła naprawdę ssie, nic fajnego, wszyscy o tym dobrze wiecie, więc nie mam co więcej mówić. Zgaduję, że Addie będzie się sporo tłumaczyć przed wami, więc nie przedłużam, przerzucam was do niej.
Całusy! :*
W. 
PS. Szczęśliwych Mikołajek, hehe ❤

Ho ho ho!
Witajcie mordeczki. Wiem, możecie być na nas mega źli. Znaczy na mnie najbardziej. Bo z mojej winy nic nie pojawiło się od dwóch miesięcy? Sama nie wiem. Po prostu zgubiłam się trochę. Próbuję rozwikłać moje dalsze losy - co zdawać na maturze, jaki kierunek studiów wybrać, jakie miasto. Przesiaduje wiecznie w książkach, nawet mam już tego wszystkiego dość, bo nie mam czasu na moją pasję - na pisanie. Wiem że zaniedbałyśmy bloga, zaniedbałam też Weronikę i mimo iż nie pokazuje tak tego wiem, że to dla niej trudne.
Nawet się pochwalę, że się spotkaliśmy. Spotkanie co prawda nie było zbyt komfortowe. I nie było to takie jak sobie wyobrażałyśmy, ale się spotkaliśmy wreszcie.

No dobrze koniec już narzekania, chwalenia się i żalenia. Jest rozdział! Jak wam się podoba? Taki mały prezent od nas na Mikołajki, mam nadzieję, że się z niego cieszcie. ❤ co do kolejnego. Nie pytajcie, nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Jak na razie ciągle jest to samo. Będę starała się ze wszystkich sił, żeby znaleźć czas na pisanie. Obiecuję, ale sami wiecie(a może i nie) ale matura zbyt dużo wymaga ;-;
Dziękuję za każdy komentarz, za wyrozumiałość i po prostu za to, że jesteście :*
Komentujcie, udostępniajcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF 
Kocham was :* 
A.



Czytałeś = proszę pozostaw komentarz