środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 47 cz.1

Perspektywa Louis'a


Mając czoło przyłożone do szachownicy ułożonej z gładkich klawiszy; białych oraz czarnych, znużony wciskałem w kółko ten sam przycisk. Jaki był mój cel poprzez robienie tego? Cóż, próbowałem jakoś przypomnieć sobie melodię, która ugrzęzła mi w podświadomości tak głęboko i daleko, że pomimo, że już tydzień minął od jej śmierci ja nadal nie mogłem wydobyć. Dokładnie, tyle już siedzę nad tym walonym fortepianem, którego jakimś cudem wnieśliśmy do mojego pokoju, po tym jak Ronnie wybuchła płaczem, błagając, by zabrać je z salonu. Sam odczuwałem ból patrząc na nie. Wiedząc, że siedziała tak jak ja teraz, że grała na nim pochłonięta tylko i wyłącznie muzyką. To mnie zabijało i było możliwie najgorszym uczuciem w moim życiu. Odczucie pustki tak głębokie, tak nie pojęte. Nawet po zabójstwie moich rodziców nie czułem się tak okropnie.Przymknąłem znowu oczy z bezsilności. Nie dawałem rady. Zawsze, gdy zamykałem oczy czy spałem widziałem ją upadającą na beton, pasma krwi, ale również uśmiech, kiedy umierając patrzyła na bezpieczną siostrę. Zabijał mnie ten widok. Zabijał mnie brak jej. Warknąłem przeciągle odrywając palca od gnębionego klawisza i zwijając dłoń w pięść upuściłem ją z impetem, uderzając wszystkie przyciski na raz, przez co w pokoju rozbrzmiały dźwięki nieprzyjemne dla ucha. Miałem już dość. Kate co chwila przychodziła, chcąc ze mną porozmawiać, ale ja zawsze zbywałem ją w ten sam sposób, więc często to ona mówiła za mnie, próbując w ten sposób chyba odciągnąć moje myśli od Ann. Nie potrzebowałem psychologa, potrzebowałem zemsty, krwawej jak nigdy dotąd zemsty. Nie chciałem się powstrzymywać i wcale bym tego nie robił gdybym spotkał chuja, który pociągnął za spust oraz samego Sean'a.Należało im się za całe to popieprzone bagno, w które teraz wpędzili Veronice. Od tygodnia, po tym jak próbowała się zabić przestała kontaktować z rzeczywistością.​ Z tego co mówi Kate, to nie jest z nią najlepiej. Cały czas siedzi na łóżku Irwina - bo chłopak po jej próbie samobójczej postanowił, że nie odstąpi jej na krok, gdyż nie chciał ryzykować - i nie odzywa się nawet słowem. Chociaż podobno nie jest już tak jak na początku, że w ogóle nie reagowała na nic. Teraz już przynajmniej odpowiadała, zwracała uwagę na niektóre rzeczy. Kate mówiła również, że nie chciała jeść. Wszyscy starali się jak mogli, by chociaż zjadła jedną kromkę, jeden kęs, ale na próżno. Nie jadła praktycznie nic, co mnie, jak i wszystkich martwiło. Jeśli dalej tak pójdzie zagłodzi się na cholerną śmierć. Chociaż mam nadzieję, że Irwin do tego nie dopuści już, bo odejście Adrianne dotknęło również jego i z pewnością nie pozwoli odejść jej siostrze. Zwłaszcza kiedy znaczy ona dla niego, z tego co widzę, całkiem sporo. Nie da się nie zauważyć, że dzięki niej Ashton zmienia się tak właściwie na dobre, co jest, można powiedzieć przełomem. Nie mam pojęcia co ma w sobie ta dziewczyna i czym różni się od innych, ale chłopak najwyraźniej to coś zauważył.Mimowolny, nieznaczny uśmiech wpłynął na moje usta na samą myśl, że nasz stary dobry Ash wróci dzięki, tylko i wyłącznie tej niskiej brunetce o wyraziście zielonych oczach, które od czasu do czasu nawet przy nim były wesołe. Próbując odciągnąć myśli od rzeczywistości znowu zacząłem poruszać opuszkami palców po klawiszach, ale nadal nie mogłem odblokować wspomnienia, kiedy dziewczyna zagrała mi swoją piosenkę. Miała co prawda napisany tekst w swoim pamiętniku. Nawet więcej kiedy mi to śpiewała, ale nic poza nim nie zostawiła. Żadnych nut, żadnych wskazówek, jakby pozostawiła to celowo. Pokręciłem z nikłym rozbawieniem głową, kiedy przez mój umysł przeszła myśl, że nawet zza grobu chciała mi dopiec, lecz zaraz zrzedła mi mina przypominając sobie, że nawet nie została pochowana, że nawet nie wiadomo co zrobiono z jej ciałem.
Boże, jak to wszystko jest pochrzanione. Czemu tak wiele trzeba w życiu poświęcić? Ludzkie życie za inną duszę. Miłość, poświęcenie i rodzina, to powinny być wartości. Nie żadna władza czy kasa. Już od dziecka mama mi to wpajała i podążałem przez życie kierując się nimi, ale dopiero teraz w pełni zrozumiałem ich prawdziwy sens i zobaczyłem osobę, która w pełni nimi żyła. Wiedziałem, że prawdopodobnie została brutalnie potraktowana przez kogoś, ale mimo iż swoim zachowaniem próbowała wszystkich od siebie odsunąć to nie porzuciła miłości do swojej siostry. Była niezwykle odważna i czytając raz za raz wersy jej piosenki wiedziałem, że coś w jej postawie się zmieniało, że chciała się otworzyć, ale broniła się przed tym uczuciem. Broniła się przed samą sobą. Wiedziałem też że planowała oddać życie za siostrę już wcześniej. Zadecydowała pewnie o tym kiedy porwali Ronnie żądając wymiany. Sam fakt, że zostawiła pamiętnik w moim pokoju świadczyć musiał o czymś, tylko nie wiem co chciała mi przez niego powiedzieć. Przez kilka pierwszych dni nie widziałem w tym nic, na przemian decydowałem się i rezygnowałem z dokończenia jej dzieła, aż w końcu potok słów sam ze mnie wypłynął. Dopisałem wszystko to co chciałem dopisać, lecz nie miałem melodii, by w pełni dokończyć dzieło.
Ponownie spojrzałem na zeszyt leżący przede mną, omiotłem spojrzeniem litery w nadziei, że wpadnie mi coś do głowy, ale kogo ja oszukiwałem, robię to od kilku dni i nie przynosi to żadnego efektu, więc czemu miałoby tym razem pomóc.
- Jesteś żałosny Lou - syknąłem na siebie, po czym wstałem gwałtownie od instrumentu przewracając przy tym stołek.
- Kto cię tak brutalnie okłamuje? - Usłyszałem za sobą. Przestraszony odwróciłem się momentalnie w stronę intruza i dostrzegłem dobrze znaną mi postać, ale nie odpowiedziałem nic, nie widziałem w tym celu. Zadawałem sobie tylko pytanie ile tu stał oraz jak wszedł do pokoju skoro zamknąłem go na klucz? A może jednak nie zamknąłem? - Były otwarte jeśli nad tym się zastanawiasz - uśmiechnął się widząc moje zdziwienie.
No tak, potrafił rozczytać mnie podobnie jak moja siostra. Nie dziwne skoro razem się wychowaliśmy. Skinąłem tylko głową. Dopiero wtedy brunet rozejrzał się dookoła i krzywiąc się lekko, zatrzymał spojrzenie ponownie na mojej osobie.
- Tornado tędy przeszło? Stary tu jest większy syf niż wtedy jak Ver rozwaliła cały pokój Kate. - Wzruszyłem ramionami sam rzucając okiem na pomieszczenie. Rzeczywiście nie wyglądało to najlepiej. Ubrania były porozrzucane po podłodze, tak samo jak zgniecione i porwane kartki papieru. Odłamki szkła po lustrze w łazience również znajdowały się na ziemi, tworząc ścieżkę do pokoju obok. Szklane ozdoby, które Kate ustawiła w moim pokoju także się na niej znajdowały, tyle tylko, że przy ścianie, na której je roztrzaskałem.
- Rzeczywiście jest gorzej - przytaknąłem pierwszy raz zabierając głos. Nawet brudne talerze po posiłku były ustawione przy drzwiach do pokoju. Boże, ostatni raz taki syf był u mnie jak miałem 16 lat i mama się na mnie wkurzała.- Dobra, stary trzeba to ogarnąć, ale najpierw choć na obiad. Może warto coś zjeść, wyglądasz jak kawał gówna - zażartował, lecz mi nie było do śmiechu.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że tak się czuję, przyjacielu - odparłem ponuro ruszając w stronę wyjścia.
- A może byś się tak ubrał? - zakpił pokazując na mnie palcem, więc przystanąłem i spojrzałem w dół.
Sam miałem ochotę się roześmiać, gdyż miałem tylko gacie na sobie. Nic więcej. Pokręciłem głową z niedowierzaniem.​​ Byłem aż tak zagłębiony we własnym umyśle, że nie zwróciłem na to uwagi. Bez pośpiechu wciągnąłem na biodra przetarte na jednym kolanie dresy i pierwszą lepszą koszulkę z długimi rękawami, które podwinąłem do łokci. Wyminąłem Stylesa, czując jak klepie mnie pokrzepiająco po plecach. Posłałem mu wdzięczny uśmiech i zszedłem na bosaka do kuchni. Gdy pojawiłem się w drzwiach momentalnie wszystkie spojrzenia wylądowały na mnie, a w pomieszczeniu zapanowała cisza, mimo iż przed moim wejściem również nie było jakoś głośno.
- Cześć - posłałem przyjaciołom wymuszony uśmiech i zająłem wolne miejsce przy stole.
Gotujący obiad Liam razem z Caroline zerknęli na mnie przez ramię i także uśmiechnęli się jakby pocieszająco. Chyba wszyscy wiedzą, a raczej domyślają się jak uderzyło we mnie zdarzenie z minionego tygodnia. Po chwili przed moim nosem wylądował talerz pełen spaghetti. Przyznam, pachniało wyśmienicie, ale z racji mojego braku apetytu na mojej twarzy pojawił się nieznaczny grymas. Nie chciałem zachowywać się jednak jak rozwydrzony bachor, musiałem się z tym wszystkim uporać. Zabrałem się więc za jedzenie usilnie wkładając je w siebie. Mój wzrok cały czas utkwiony był w talerzu, a mimo to wiedziałem, że wszyscy zerkają na mnie co jakiś czas. Przetarłem przemęczoną twarz dłonią i wstałem od stołu, gdy skończyłem posiłek. Włożyłem brudne naczynie do zlewu, a gdy już chciałem je pozmywać Caroline pojawiła się obok mnie i złapała za ramię. Spojrzałem na nią kątem oka pytająco.
- Odpuść, ja to zrobię - uśmiechnęła się krzywo i kiwnęła głową w stronę mojej siostry, zapewne oczekując ode mnie, że z nią porozmawiam. Kiedyś na pewno będę musiał to zrobić, ale nie wiem czy na razie mam o czym rozmawiać. Odwróciłem się od Caro i z zamiarem opuszczenia kuchni skierowałem się do wyjścia na dwór.
- Tommo - usłyszałem za sobą jej głos, ale nie odwróciłem się ani nie zatrzymałem. Jedyne co zrobiłem to skinąłem głową, by poszła za mną. Nie chciałem mieć widowni, wiedziałem, że się martwili o mnie, ale nie chciałem im pokazywać tego jak naprawdę ze mną jest. Kiedy moja bosa stopa dotknęła zieleni przeszedłem jeszcze parę kroków aż w końcu usiadłem po turecku na trawie, a zaraz koło mnie po jednej stronie usiadła siostra, a po drugiej Harry - co mnie wcale nie zdziwiło. Chwilę tak siedzieliśmy w zupełnej ciszy, można było tylko usłyszeć śpiewy ptaków gdzieś w oddali, oraz szum wody w oczku wodnym kilka metrów dalej. Ja nie zbyt kwapiłem do rozmowy, a oni po prostu próbowali w jak najdelikatniejszy sposób ubrać myśli w słowa.- Kate uważa, że musisz wyjść gdzieś w końcu z domu - wystrzelił nagle Hazz patrząc to na mnie to na swoją ukochaną.

- Tak.. Tak właśnie uważam - przytaknęła zaraz dodając - pomyślałam, że możecie pójść na strzelnice czy no na wyścigi...
- Ale ja się z nią nie zgodziłem - przerwał jej karcąc ją wzrokiem - Po dłuższej kłótni zgodziła się ze mną, że potrzeba ci najpierw porządnej przejażdżki, a potem imprezy.
Kathrin westchnęła cicho, ale skinęła głową na słowa Stylesa. Patrzyłem raz na chłopaka, raz na moją siostrę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - mruknąłem niepewnie. Być może i przejażdżka choć na chwilę odciągnie moje myśli od Adrianne, ale... impreza? Wątpię, by to mogło jakkolwiek mi pomóc w zapomnieniu. Już widzę siebie na niej; siedzącego samotnie, pijącego drinka, podczas gdy tłum ludzi tańczy, a ja zagłębiam się w swoim umyśle wygrzebując na wierzch bolesne myśli i wspomnienia.
- Louis, potrzebna ci jakaś odskocznia od tego wszystkiego, jesteś przemęczony - odparł Styles. Wciąż mnie to mimo wszystko nie przekonywało.
- Jazda jest w porządku, nad imprezą się zastanowię - mruknąłem niewyraźnie i wstałem powoli z ziemi. Poczułem po chwili drobną dłoń na ramieniu. Odwróciłem głowę zerkając na zmartwioną Kate. - Dam sobie radę, spokojnie, Katy - wymusiłem krzywy uśmiech i skierowałem się z powrotem do środka.
Idąc bezszelestnie do swojego pokoju usłyszałem błagalny głos Irwina. Zmarszczyłem brwi i stanąłem w drzwiach pokoju blondyna uchylając je lekko. Chłopak siedział zgarbiony z talerzem spaghetti na kolanach i nawiniętym na widelec makaronem, którym próbował nakarmić skuloną przy ścianie dziewczynę. Ashton zerknął na mnie kątem oka i westchnął ciężko.
- Veronica, proszę, zjedz coś - wymamrotał trzymając wolną dłoń na jej kolanie i głaszcząc je kciukiem.
Oczywiście nie doczekał się żadnej reakcji, nawet na niego nie patrzyła, a jej wzrok utkwiony był w ścianę za nim. Nie sądziłem, że serio jest z nią tak źle jak mówiła Kate, ale rzeczywiście dziewczyna była w opłakanym stanie. Bluzka, którą miała na sobie wisiała na niej jak na wieszaku, albo i nawet gorzej. Czy to możliwe, że w jeden tydzień aż tak schudła? Jeszcze jak tak dalej pójdzie to serio się wygłodzi na śmierć. Od razu niesamowity ból przeszył moje ciało. Poczułem się okropnie z tą świadomością, że ja zachowywałem się jak, ktoś kto stracił kogoś ważnego, gdzie prawda była zupełnie inna. Moja zaduma, moja żałoba jest niczym w porównaniu z Ver, która straciła cały swój świat, swój powód do istnienia. Nic nie mogło się z tym równać, a ja doszedłem do tego dopiero teraz patrząc na dziewczynę.
- Ronnie proszę Cię chociaż jeden widelec, przecież ty się zagłodzisz... - Znowu przez ciszę przebił się błagalny szept Irwina.
Westchnąłem ciężko, kiedy i tym razem mu się nie udało. Dodatkowo brunetka pokręciła głową patrząc na blondyna, jednak nie odezwała się ani słowem. Niepewnym chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka, obok którego uklęknąłem na jedno kolano i położyłem dłoń na szczupłym, a raczej wychudzonym ramieniu Veronici. Ta zerknęła na mnie kątem oka. Jej wzrok nie był już tak pusty, jak wtedy gdy patrzyła na Ashtona. Przepełniał go ból, cierpienie, strata, tęsknota... Dosłownie miliard negatywnych emocji naraz. Nie widziałem w jej mocno zielonych tęczówkach ani grama szczęścia. Brakowało tylko, by leciały z nich łzy.

- Wiesz, że to nic nie pomoże, nie zwróci ci jej. Zastanów się czy byłaby szczęśliwa widząc cię w tym stanie, czy byłaby uśmiechnięta widząc jak się wyniszczasz. Chciałaby tego? - szepnąłem patrząc prosto w jej smutne oczy, które się zaszkliły od moich słów, a twarz wygiął nieszczęsny grymas. Pokręciła głową ledwie widocznie i wzięła głęboki wdech powoli wypuszczając powietrze z płuc, po czym otworzyła delikatnie wargi biorąc do ust nawinięty makaron na widelec. Uśmiechnąłem się do niej smutno kiwając przy tym głową. Widziałem też jak Ash zdziwiony otwiera szeroko oczy, ale zaraz oprzytomniając sięgnął po kolejną porcję i ponownie wysunął w stronę dziewczyny. Wpychała w siebie na siłę, było to widać gołym okiem, no ale co poradzić, musiała coś jeść. Wstając poklepałem Irwina po plecach szepcząc ledwie słyszalnie "nie ma za co" i wiedząc, iż już nie jestem potrzebny poszedłem do siebie przygotować się na wieczór, ale też i posprzątać ten syf w pokoju.
Kiedy wczołgałem się po schodach zauważyłem, że drzwi od mojej sypialni są otworzone, a z nich dobiega ciche podśpiewywanie. Ze zdumieniem przystanąłem opierając się o framugę. W środku tak jak przypuszczałem krzątała się moja kochana siostra sprzątając rzeczy porozrzucane po pokoju. Wiem, że nie powinienem stać tak bezczynnie łępiąc się na nią, ale była taka szczęśliwa, mogąc się czymś zająć, więc jak ten palant stałem przyglądając się jej. W pewnym momencie przystanęła kiedy dotarła do fortepianu, na którym pozostawiłem otwarty pamiętnik Ann. Kate subtelnie wzięła go do ręki czytając wersy na otwartej stronie. Widziałem jak z każdą mijającą chwilą łzy zbierają się w jej oczach, zaś jej dłonie zaczynają drżeć. Odwróciłem głowę wbijając wzrok we framugę drzwi obok mnie, lecz doskonale mogłem usłyszeć jak cicho pociąga nosem i przekłada kolejną kartkę. Opuściłem powieki, a głęboki wdech wypełnił moje płuca, by po chwili powoli cicho je opuścić. Nienawidziłem patrzeć na moją siostrę w tym stanie, to był jeden z najgorszych widoków jakich mogłem doświadczyć. Płacz kogoś, na kim ci cholernie zależy i ten bolesny uścisk na sercu, kiedy łzy lecą po jej policzkach. Chrząknąłem cicho, przenosząc smutne spojrzenie na brunetkę, która jak widać nie spodziewała się nikogo w tym momencie. Pośpiesznie odłożyła notes na miejsce i wytarła dłońmi oczy. Kathrin podniosła głowę, patrząc na mnie zaszklonymi oczami. Mimowolnie posłałem jej słaby uśmiech i stawiając kilka kroków w przód stanąłem obok niej. Brunetka niemal od razu objęła mnie szczupłymi ramionami i przylgnęła do mojego torsu. Zrobiłem to samo, głaszcząc ją uspokajająco po włosach.
- O kim jest ten tekst? - szepnęła ledwie słyszalnie. Dopiero po chwili zorientowałem się o co mnie zapytała. Zerknąłem na nią, po czym po prostu pokręciłem głową wzdychając. Znała odpowiedź na to pytanie bardzo dobrze, ale chyba nie dopuszczała do siebie tej myśli.
- To jest piękne Loueh - pociągnęła nosem.
- To tylko tekst, Katy - westchnąłem. - Tylko tekst bez melodii, której nie mogę sobie przypomnieć - wyznałem głaszcząc dleikatnie jej policzek, by zetrzeć mokre stróżki po łzach.
- Na pewno sobie w końcu przypomnisz, a wtedy to będzie najpiękniejsza piosenka na świecie - uśmiechnęła się smutno, po czym dodała nieco ciszej załamanym głosem - szkoda tylko, że jedno z was nawet nie będzie miało okazji, by ją zaśpiewać.
Staliśmy tak dosyć długo. Ona wtulona we mnie, ja po prostu z zamkniętymi oczami nucąc coś, by ją uspokoić, ale nie dawało to najmniejszego efektu. Z każdą chwilą moja koszulka robiła się coraz bardziej mokra, ale mi to nie przeszkadzało. Nadal stojąc w miejscu głaskałem jej plecy z policzkiem wtulonym w jej włosy.12:38- Nie płacz, skarbie. Wszystko będzie... w porządku. - Odsunąłem ją delikatnie od siebie i posłałem jej ledwie widoczny, wymuszony uśmiech, który miał sprawić, by choć odrobinę uwierzyła w moje słowa. Jednak tak naprawdę sam w nie nie wierzyłem. Doskonale wiedziałem tak jak ona, że nic już nie będzie tak jak przedtem.
- Damy sobie jakoś radę - zapewniłem ją ponownie.
Brunetka chwilę wpatrywała się w moje oczy jakby chciała wyczytać z nich czy aby na pewno wiem co właśnie wychodzi z moich ust. Byłem tego świadom, lecz te słowa nie miały najmniejszego sensu. Przytaknęła niepewnie i ostatni raz przytuliła mnie mocno nim wyszła zostawiając mnie samego w pokoju. Westchnąłem bezradnie przecierając zmęczoną twarz dłońmi. Naprawdę potrzebowałem oderwać się od tego wszystkiego choć na chwilę, zapomnieć na parę minut i po prostu poczuć jakby nic się nie stało, jakby wszystko było... Dobrze. Nie wiem czy to w ogóle możliwe, bym mógł się tak poczuć, lecz warto próbować, bo jeśli dalej tak pójdzie to skończę jak Veronica, która jest dosłownie wrakiem człowieka. 


Przebrałem się w bardziej wyjściowe rzeczy, ujarzmiłem swoje lekko przetłuszczone włosy i zszedłem na parter, gdzie czekał już na mnie Styles opierając się o framugę drzwi garażowych.
Wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem, prawdopodobnie chcąc upewnić się czy aby na pewno jestem w stanie i chcę tam jechać. Ledwie widocznie skinąłem głową, po czym wsiadłem do samochodu. Niespiesznie wyjechałem na, o dziwo, pustą ulicę.



~~*~~


Droga do klubu nie była taka zła, zajechaliśmy jeszcze na tor gdzie oczywiście wygrałem z Hazzą i naszym kumplem Tomem. Nie twierdzę, że się w ogóle nie starali, bo robili to aż nad to. Zawsze byli pogodzeni, że dadzą dupy, ale tym razem wiedzieli, iż muszą się postarać, bo potrzeba mi ostrej rywalizacji. A teraz zaledwie godzinę później już siedziałem w loży po dwunastym shocie a muzyka dosłownie rozrywała mi bębenki. Nie musieliśmy też się kłopotać z wychodzeniem na szluga, gdyż wszyscy dosłownie palili tam gdzie stali, nawet jakieś laski tańczyły z fajkami w ryjach, więc jak kto wolał.- Cześć przystojniaku - usłyszałem koło swojego ucha jakiś bełkotliwy głos. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i można powiedzieć, że od razu tego pożałowałem. Miała więcej lakieru na włosach niż moje auto. Tapetę chyba nakładała szpachlą, a ubrana była jak po prostu dziwka, która właśnie wyszła z burdelu. Nie chciałem tak zareagować, nawet nie chciałem jej w myślach obrażać, ale obrzydzały mnie takie laski.
- Wybacz, ale jestem zajęty - odparłem niechętnie lustrując jej sztuczną twarz wzrokiem.
- Oh, daj spokój, kochanie. To tylko niewinna zabawa - uśmiechnęła się szeroko ukazując perfekcyjnie proste i białe zęby.Pokręciłem głową odwracając przy okazji spojrzenie od niej. Nie chciałem i nie miałem ochoty myśleć o żadnej dziewczynie. Jeszcze nie. Wziąłem do ręki kieliszek wypełniony po brzegi czystą wódką i wlałem w siebie całą jego zawartość ignorując ponowne pieczenie w gardle. Brązowooka przejechała powoli palcem po moim torsie przygryzając pomalowaną na bordowo wargę. Moją twarz wykrzywił grymas. Chwyciłem ją lekko za nadgarstek odsuwając od siebie jej idealnie wypielęgnowaną rękę.
- Spadaj, maleńka. Ten przystojniak jest mój. - Usłyszałem głos tuż obok siebie, a zaraz po tych słowach miejsce obok mnie lekko się zapadło, a czyjaś dłoń wylądowała na moim kolanie. Zerknąłem na nią i miałem ochotę się roześmiać widząc zniesmaczoną minę blondyny na widok Stylesa.
- Pieprzone geje - mruknęła i momentalnie wstała z kanapy prawdopodobnie idąc na dalsze łowy.
- Nie ma sprawy, kochanie - zaszczebiotał Hazza, na co dostał łokciem między żebra, ale zaraz oboje śmialiśmy się donośnie. Kochałem go za to naprawdę, był już naszą rodziną w momencie jak zamieszkał wtedy z nami i byłby nawet gdyby nie chodził z moją siostrą.- Chodź do baru - poleciłem pokazując na puste kieliszki przed nami. Ten tylko skinął głową i wstając z kanapy ruszył wraz ze mną w stronę wskazaną przeze mnie. Kiedy stanęliśmy i zamówiliśmy kolejne szoty u barmana rozejrzałem się dokładnie po lokalu. Przemierzałem wzrokiem przez spocone sylwetki tańczących, schlanych typów i lasek rozmawiających blisko kibli i nie wiedząc kiedy mój wzrok znalazł osobę, której od dawna wie widziałem teraz tylko pytanie czy mój mózg nie płata mi figli i nie zaczynam mieć zwidów przez nawał emocji i alkoholu płynącego w moim organizmie.

_____________________________________________
KOOOOCCCHHHHANI!
Mamy rozdział, po ciężkich zmaganiach, ale jest! Jak wam się podoba?
Piszcie śmiało, kogo zobaczył Lou? Jak myślicie?
Wg wbiliście 30 tys wyświetleń i jeszcze te 6 komentarzy pod rozdziałem rany ludziska dziękujemy :* Kochamy was bardzo i nawet nie wiecie jak bardzo
Kolejny mam nadzieję, że się pojawi w miarę szybko, chociaż nie wiem, bo ja pracuję i jeszcze telefon mi się zepsuł, więc he he nie mam na czym pisać wg. Gosz no ja bez telefonu to jak bez rąk ;-;
No dobra powiedzcie jeszcze jak tam u was? Ostatnie 3 tyg wolnego? Jakieś palny? Bo ja załamana jestem tym że tak mało zostało i do szkoły ;(
Do dobra, pytajcie bohaterów, komentujcie, przekazujcie, polecajcie i tweetujcie, bo na twitterze się nic nie dzieje, moi drodzy! >> #ShowMeRealityFF << tweetujcie niech więcej osób się o nas dowie :* Lov ya all
Buziaki:* A.



Dzień doberek albo dobry wieczór, kochani moi. 
Wiemy, znowu się spóźniłyśmy z rozdziałem. Problem w tym, że mamy mało czasu na pisanie, a nie mamy prawie nic napisanego na zapas, co dla nas jest dosyć niekomfortową sytuacją. Przynajmniej dla mnie, nie cierpię pisać na bieżąco, to jednak jest trochę taki stres. No ale dobra, nie nudzę nie marudzę.
Ten rozdział, a raczej ta część to taka przejściowa, w drugiej będzie więcej akcji.
"A kiedy druga część?", no cóż mamy trochę napisane już, więc postaramy się być punktualnie. Także prosimy komentujcie kochani, to naprawdę dużo, a motywacja.
Przy okazji tweetujcie! :D #ShowMeRealityFF
Do następnego, buziaki :*
W.

Czytasz? Proszę pozostaw komentarz :*

8 komentarzy:

  1. *_* Ona żyje ❤ ja to wiem od początku i to Adrianne Louis widzi ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. ZOBACZYŁ ANN NA PEWNO no nie ma innego wyjścia zobaczył ją. Czekam na kolejny weny dziewczyny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na następny
    😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  4. JA wiem, że ona tak naprawdę nie umarła i o to proszę wysoki sądzie. Proszę o sprawiedliwy wymiar kary.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy tylko ja sądzę że Ann żyje i bd tak jak w,,szybkich i wściekłych,
    Jak letty ,, umarła,, on tak naprawdę żyła tylko nic nie pamiętała. A tak w ogóle rozdział świetny i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owh, już uwielbiam cię za to porównanie do F&F! 😍

      Usuń
    2. Wielu ludzi mnie uwielbia ��

      Więc kiedy następny??

      Usuń
    3. Pewności nie mam, ale na pewno w tym tygodniu jeszcze. Nie potrafię powiedzieć w który dzień niestety

      Usuń