niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 36.

*Perspektywa Luke'a*

Wyprostowałem się nieco patrząc na skupioną brunetkę, która sprawnie poruszała ołówkiem w jej dłoni. Zaciskała usta w wąską linię, a brwi miała lekko ściągnięte. Była tak niewinna i słodka, że aż było mi jej żal iż musi przez to wszystko przechodzić. Jednak ma mnie i Adrianne. Nie, nie  zakochałem się. Po prostu... Czuję potrzebę chronienia jej, dbania o tą dziewczynę. Zawsze chciałem młodszą siostrzyczkę, którą mógłbym się opiekować i chyba wreszcie ją mam, więc nie pozwolę, żeby coś jej się stało. A przynajmniej będę się starał.
- Czemu się tak patrzysz? - zapytała nagle wyrywając mnie z zamyślenia.
Uniosła gwałtownie głowę, a kilka kosmyków spadło na jej twarz. Zaśmiałem się i założyłem je za ucho zielonookiej.
- Lubię patrzeć na piękne dziewczyny - wzruszyłem ramionami, nawet nie zastanawiając się nad tymi słowami, po czym momentalnie zamknąłem usta czekając na jej reakcję. Ona tylko uśmiechnęła się uroczo i ponownie zwiesiła głowę. - Kiedy będę mógł zobaczyć?
- Właściwie... już.
Ronnie podniosła duży zeszyt z kolan i odwróciła go w moją stronę, a ja z podziwem patrzyłem na... siebie. Tak, narysowała mnie i stwierdzam, że ma ogromny talent. No znaczy ja nigdy w życiu bym tak nie narysował nikogo, umiem jedynie kreślić ludziki z patyków czy głupie buźki gdy mi się nudzi. Na takich bazgrołach kończą się moje talenty artystyczne.
- Cudo - wziąłem do ręki zeszyt przypatrując się każdemu najmniejszemu fragmentowi jej dzieła Kolczyk w wardze, pieprzyk pod lewym okiem i odstające włosy przy skroniach. Cały ja.
- Dziękuję. A ty...
- Nie. - Od razu pokręciłem głową. - Ja nie umiem rysować.
Veronica już otwierała usta by coś powiedzieć, lecz ciche pukanie do drzwi jej w tym przeszkodziło. Krzyknąłem, że drzwi są otwarte, a moim oczom ukazała się Rose.
- Nie chcę przeszkadzać czy coś, ale śniadanie już jest.
- Zaraz przyjdziemy.
Dziewczyna przytaknęła i wyszła zamykając za sobą drzwi. Wtedy dopiero zeskoczyłem z łóżka, a zaraz po mnie zrobiła to Ronnie.
- Nie przejmuj się nim - mruknąłem widząc tą niepewność w jej oczach. - Sama przecież przejrzałaś na oczy. Nie jest ciebie wart - pogłaskałem ją po włosach, tuląc do siebie. - Jesteś silna, Ronnie.
Wzięła głęboki oddech.
- Masz rację. Dziękuję, Luke.
Posłałem jej pokrzepiający uśmiech i za nią wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę kuchni, z której już słyszałem rozmowy domowników. Weszliśmy do pomieszczenia nie chcąc zbytnio zwracać na siebie uwagi, ale gdy tylko zobaczyłem twarz Ashtona wybuchnąłem śmiechem, wszyscy jak na zawołanie odwrócili ku nam spojrzenia. Nadal nie przestając się śmiać pokazałem palcem na swój nos kreśląc kółko w powietrzu, ale zaraz odechciało mi się śmiać gdy mój wzrok spoczął na Adrianne, a mianowicie na jej ręce, którą opatulała biała gipsowa tekstura.
- O moja Lolitto co ci się stało? - Zapytałem, ale zaraz złączyłem wszystkie wątki ze sobą. - Ty. On. O kurwa!  - zszokowany patrzyłem to na nią to na kędzierzawego, natomiast moja towarzyszka szybko znalazła się przy siostrze mocno zamykając ją w uścisku.
- Co się stało? O mój boże Addie - brunetka podniosła wzrok na Ronnie ziewając przy tym. - Spałaś w ogóle w nocy? - Dalej wysypywała z siebie pytania zmartwionym wzrokiem sunąc po siostrze.
- Nie mogłam spać - szepnęła wzruszając ramionami. - A co do ręki to zapytaj tego co ma rozjebany nos - uśmiechnęła się z kpiną zerkając na Irwina.
 Ten krzywo spojrzał na starszą O'Connor, po czym uniósł wzrok na Ronnie, która dosłownie kipiała ze złości, co dotychczas nie zdarzyło jej się ani razu.
- Ty skończony sukinsynie! - wrzasnęła.
- Ja? - odparł Ash wskazując palcem na siebie. Wstał i oparł się rękami o stół. - Ja jej to zrobiłem? Kazałem jej?!
- Sprowokowałeś ją, kretynie!
- Tak, no oczywiście! Ja ją sprowokowałem. Gdyby miała mózg to by tego nie zrobiła - ryknął przez zaciśnięte zęby, że aż dziwi mnie to, że sobie ich nie połamał.
- Jakbyś dał sobie spokój, to do niczego by nie doszło.
Chłopak wpatrywał się w nią dosłownie z bólem i niezrozumieniem w oczach.
- Wiesz co? Masz, kurwa, rację! Powinienem dać sobie spokój - krzyknął.
Zamachnął się, a krzesło z głośnym hukiem poleciało na podłogę. Odsunąłem na bok dziewczynę stojącą przede mną, by nie była narażona na pociągnięcie z bara czy coś w tym stylu. Irwin w tempie natychmiastowym wyleciał wkurzony z kuchni warcząc jeszcze jakieś przekleństwa pod nosema, natomiast Veronica usiadła sama przy blacie, na jednym z wysokich krzeseł. Z westchnieniem usadowiłem się obok niej i objąłem ramieniem. Otworzyłem nawet usta, by ją pocieszyć, ale zaraz je z powrotem zamknąłem dochodząc do wniosku, że lepiej bym nic nie mówił. Poradzi sobie z tym, przynajmniej mam taką nadzieję.
- Co będziesz jadła? - usłyszeliśmy głos należący do Kate.
- Szczerze to nie jestem głodna - szepnęła wzruszając przy tym ramionami. O nie nie, tak to my się bawić nie będziemy. Spojrzałem na Kathrin posyłając jej uśmiech.
- Wystarczą kanapki, ale usiądź kobieto ja je zrobię. - Ta tylko kiwnęła głową i wróciła na swoje miejsce, ja natomiast wstałem i podchodząc do lodówki wyciągnąłem z niej masło i ser. Z szafki obok wyjąłem chleb tostowy i włożyłem je do tostera. Nie musiałem za długo czekać, więc zaraz je ułożyłem na wcześniej przygotowanym talerzu i dodałem masło i położyłem na to ser. Gotowe śniadanko postawiłem Ronnie przed nos, szczerząc się przy tym jak głupi.
- Ja nie... - biedulka chciała już protestować, ale nie ze mną kochanie. Zaśmiałem się pod nosem biorąc jednego tosta do ręki i dosłownie wepchnąłem jej go do buzi. Ta zgromiła mnie wzrokiem, ale wzięła gryza, zabierając mi przy okazji chleb. Czemu ona musi być taka słodka?
- Zjesz całe?
- Tak, tak, tylko mnie już nie karm - wystawiła w moją stronę język i sama skubana nawet nie wiem kiedy wcisnęła mi kromkę do buzi.
- Mmm jakie dobre - wymruczałem na co jeszcze bardziej zaczęła się śmiać.
Reszta śniadanie mijała bardzo monotonnie, czyli każdy był zajęty swoimi rozmowami, Lou próbował nie pokazywać, że ukradkiem patrzy na Adrianne, która opierała swoją głowę na dłoni, ja próbowałem rozśmieszyć młodszą jej wersję, co wychodziło mi całkiem dobrze muszę przyznać. Jedynym przerywnikiem był nagły huk, który uciął wszystkie rozmowy panujące w kuchni. Podskoczyłem przestraszony rozglądając się pomieszczeniu aż mój wzrok  padła na Ann, której głowa leżą na stole. Zasnęła? Zemdlała? Po chwili jednak podniosła głowę, rozmasowując czoło. O mój boże zasnęła i jebnęła głową o stół. Normalnie wybuchnąłbym niepohamowanym śmiechem, ale ostatkami sił się od tego odwiodłem. Veronica z prędkością światła popędziła do siostry tak samo zresztą jak Tommo, który teraz pomagał Adrianne wstać z krzesła i podążyli do salonu. Nie myśląc zbyt długo również za nimi podreptałem. Louis ułożył ją na jednaj z kanap, lecz ta jak to na upartą kobietę bywa usiała robiąc miejsce siostrze. Ronnie natomiast usiadła koło niej i pociągnęła ją tak, że głowa Ann znajdowała się na kolanach młodszej.
- Proszę cię leż Addie. - Brunetka tylko jęknęła, ale została w tej samej pozycji, więc Ronnie kontynuowała. - Dlaczego nie spałaś w nocy?
zadała kolejne pytanie lecz nie uzyskała odpowiedzi przez dłuższy czas.
- Brian - w końcu szepnęła zaciskając mocno powieki.
- Dzwonił do ciebie ojciec? Czego chciał i jak?
- Komórki są schowane w komputerowym, gdy zadzwonił Liam od razu pobiegł do twojej siostry - wyjaśnił jej Lou nieco spięty, na co Veronica tylko kiwnęła głową.
- Czego chciał? - ponowiła pytanie, ale znacznie ciszej.
- Dowiedział się o tym - uniosła złamaną rękę ku górze. - Wiedziałam, że będzie dzwonił - powiedziała nieco łamliwym głosem. - Czułam, że jakimś cudem się dowie, dlatego nie chciałam jechać do szpitala - wyjaśniła z tymi słowami kierując się do Tommo, po czym kolejny raz spojrzała z dołu na siostrę. - Wiesz, że grał okropnie zmartwionego, że miała ochotę mu wszystko wykrzyczeć. - westchnęła, ale mówiła dalej jakby wyczuła kolejne pytania swojej siostry. - Pytał się co się stało, nie mówiąc zupełnie skąd wie, że byłam w szpitalu. Odpowiedziałam mu że kolega oberwał bo mnie chuj obraził - wzruszyła ramionami, gorzko się śmiejąc.
Dziwiłem się, że ich ojciec w to uwierzył, chociaż, to była prawda, no ale nadal ja na jego miejscu już dawno bym wsiadł w samolot i tu leciał. - Uwierzył w to, no bo jak inaczej, przecież zawsze nam wierzy. Wiesz, że nawet chciał przylatywać? - znowu się zaśmiała tym razem rozklejając się już na dobre. Veronica długo nie myśląc przytuliła ją mocno do siebie i tak siedziały dłuższy czas.
- Shh kochanie - szeptała jej próbując ją uspokoić, ale niewiele to dało.  - Nie przejmuj się ojcem. Nie jest tego wart - szeptała dalej. Czemu czułem się jakbym oglądał coś niezwykle intymnego? Ah to tak wiem dlaczego, kolejne słowa mi to uświadomiły. - Kocham cię wiesz o tym prawda? - pogłaskała ją zdrową ręką po policzku ścierając  tym samym jej łzy, tyle że obie teraz płakały. Adrianne uniosła na nią wzrok całując jej policzek.
- Wiem o tym, bo ja też cię kocham.
- Takie wzruszające - usłyszałem prychnięcie. Spojrzałem w stronę schodów, na których właśnie stała Edwards. Dosłownie się we mnie zagotowało na jej widok.
- Wyjdź stąd jak masz być suką - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Blondynka zmroziła mnie wzrokiem, ale po chwili zniknęła za drzwiami. Wracając spojrzeniem na siostry miałem ochotę tam podejść do nich, przytulić je ale wiedziałem, że nie wypada, dlatego też siedziałem na miejscu obserwując je zupełnie tak samo jak Lou. Jeszcze przez chwile płakały i zaraz szloch ustał. Adrianne zasnęła w objęciach Ronnie, która nadal bujała się z nią to w przód to w tył.
Westchnąłem ciężko, patrząc na spokojną twarz starszej z sióstr, bowiem pierwszy raz widziałem ją taką kruchą, taką bezsilną. Zawsze nie ukazywała tej siebie i mogę być pewien iż to jej prawdziwa twarz. Czyta, przejrzysta bez żadnego chamstwa czy pustki przyklejonej do twarzy. Pytanie tylko czemu nadal nakłada to cholerstwo na swoje serce. Czemu ukazuje się z tej najgorszej strony, gdzie tylko dojście do niej powiada jej siostra, przed którą się nie zamyka.
W końcu Louis podszedł do nich, szepnął coś na ucho Veronice. Ta chwilę się wahała, lecz zaraz skinęła głową, a Tomlinson delikatnie wziął dziewczynę na ręcę kierując się z nią w stronę schodów. Zielonooka podparła się łokciami o kolana i schowała twarz w dłoniach. Zacisnąłem wargi w wąską linię zastanawiając się czy usiąść obok niej i przytulić czy po prostu nic nie mówić ani nawet nie podchodzić, żeby sama sobie z tym poradziła. Podjąłem decyzję; usiadłem obok i objąłem ramieniem jej kruche, szczupłe ciało przyciągając je do siebie.
- Obejrzymy coś? - wymamrotałem w jej włosy.
Ronnie ledwie zauważalnie przytaknęła głową i oparła się o kanapę, skubiąc swoje paznokcie. Zaś ja podniosłem się, podszedłem do szuflady, w której trzymamy płyty i wyciągałem po kolei każdą czytając na głos jej tytuł, by usłyszeć po chwili nie lub może. W końcu wybrała, Brick Mansions i muszę przyznać, dziewczyna ma gust, sam uwielbiam ten film. Więc włożyłem płytę do odtwarzacza i ponownie usiadłem obok niej, zauważając, że w salonie zebrało się kilka osób, które rozsiadły się na kanapach.
 Podczas filmu prawie wszyscy rozmawialiśmy, nie przejmując się tym co dzieje się na ekranie. Każdy z nas widział ten film setki razy, jak widać Ronnie też. Chociaż może temat samochodów bardziej ją interesował niż film.
Wszytko byłoby super, ale przecież jak zawsze coś musi nam przeszkodzić, bo byłoby nudno, prawda? Swoją obecnością zaszczycił nas Ashton, wchodząc do salonu. Wycierał starą szmatką dłonie, więc prawdopodobnie był w garażu.

- Gdzie Tommo i ta wywłoka? - zapytał perfidnie patrząc się na brunetkę w moich objęciach. Poczytałem jak jej ciało się napina z każdym słowem wypowiadamy przez chłopaka - Złamała mi nos trzeba biednego chłopaka ostrzec przez złamaniem łóżka, albo czego innego - zaśmiał się opierając bezczelnie o ścianę. - Serio mogliśmy ją wtedy oddać do burdelu. Chyba jednak zadzwonię do Maxa. - chciał dalej prowadzić swój monolog, ale brunetka zerwała się z kanapy i stanęła przed nim wiedziałem, że powstrzymuje się od przywaliła mu, może dobrze by jej to zrobiło?
- Zamknij w końcu ten swój wkurwiający ryj! Ileż można! Możesz obrażać mnie do woli! Ale od niej się odjeb bydlaku! - Uderzyła go pięścią w tors dalej mówiąc. - Rozumiem okej jesteśmy nic dla ciebie niewarte! Ale wiesz co?! Sam dla siebie też jesteś gównem.
- Ronnie? - Wstałem chcąc ją od niego zabrać zanim skończy się to czymś i wiele gorszym, natomiast dziewczyna zignorowała mnie dalej dźgając go z nienawiścią w klatkę piersiową.
- Rozumiem, że zmieniłeś się zakopując wszystko po jej stracie. Ale do cholery nie daje ci to prawa do bycia takim chujem! - Warknęła kipiąc ze złości. Pierwszy raz dosłownie widziałem ją w takiej akcji. Postawiła się Irwinowi. O kurwa jestem z niej taki dumny! Przytuliłbym ją w tym momencie, ale wiem czym to by groziło, więc stałem z boku monitorując całe zajście, by w razie czego wkroczyć.
- Nie tobie to oceniać - ryknął przybliżając twarz do jej. Kurwa z sekundy na sekundę robił się bardziej niebezpiecznie! Boże uchroń tą drobną osóbkę.
- Masz rację! Nie mi, bo przecież i tak mi wpadniesz kulkę w głowę!
- Tak i zrobię to kurwa z ogromną chęcią! - Po tych słowach rozniósł się głuchy plask a blondyn odbił się, a raczej jego głowa od ściany.
- Kurwa.
- I vice wersa - sapnęła podchodząc do mnie nieco chwiejnym krokiem. Musiałem ją stąd zabrać i to najlepiej zaraz.
Nim się jednak obejrzałem Irwin chwycił jej nadgarstek i pociągnął w tył, a ja odruchowo sięgnąłem po broń i celując w jego osobę lecz czujnie obserwowałem każdy jego ruch. Patrzyłem ja sięga do kieszeni i wyciąga z niej kluczyk od samochodu.
- Jedziesz ze mną - warknął i zaczął się kierować do drzwi.
Jasna cholera, teraz to na prawdę chce ją chyba zabić. Dziewczyna momentalnie wyrwała rękę z uścisku i cofnęła się kilka kroków, zderzając się plecami ze ścianą.
- Nigdzie nie jadę, zapomnij - wysyczała krzyżując ramiona pod biustem.
- Chcesz się przekonać?
Nie, wystarczy. Mam dość jego szczeniackiego zachowania. Mimo że jestem młodszy to zachowuję się rozsądniej niż ten idiota. W jak najszybszym tempie, zanim Irwin doszedł do brunetki stanąłem między nimi mrożąc Ashtona wzrokiem.
- Daj jej wreszcie spokój i wbij sobie do tego pustego łba, kretynie, że nie znaczy nie - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

- Broń jej, a zobaczysz co się potem stanie.
- Wyjdź już i ochłoń - prychnąłem, a jeszcze większa furia błysnęła w jego oczach. - Wyjdź stąd do cholery jasnej Irwin!
- Żebyś o coś potem nie błagał. - Prawie że na mnie splunął i zrobił co powiedziałem.
Warcząc pod nosem wplotłem dłoń we włosy i pociągnąłem za ich końcówki. Odwróciłem się do zielonookiej, która patrzyła na mnie zupełnie bez emocji.

- Chodź - szepnąłem, chwyciłem osłupiałą brunetkę za nadgarstek i pociągnąłem do garażu.
Jeśli nie on, to ja ją gdzieś zabiorę. Poza tym i ja i ona potrzebujemy się odstresować. No zwłaszcza Ronnie.
- Gdzie jedziemy? Co z Ann? - wypytywała gorączkowo, wsiadając na miejsce pasażera.
- Spokojnie, wszystko jest w porządku. Wrócimy wieczorem - westchnąłem, zapinając jej pasy.
Już się więcej nie odezwała zamykając oczy z westchnieniem. Obchodząc samochód zasiadłem za kierownicą wyjeżdżając z garażu. Moim celem było poprawienie jej humoru, więc zabieg czas zacząć. Wyszperałem ze schowka płytę CD 
Green Day - American Idiot, oczywiście puszczając kawałek o tym samym tytule co cały krążek. Przekręciłem pokrętło od głośników na maksymalną głośność wystukując rytm mojej i jej ulubionej piosenki. Kontem oka dostrzegłem, że dziewczyna uśmiechnęła się lekko w moją stronę, ale nie tak samo jak tego ranka, gdy jedliśmy obydwoje śniadanie. Eh, cóż chyba najpierw muszę sprawić by się rozluźniła, trudno najwyżej mnie posadzą za to, ale to siła wyższa. Zmieniłem bieg dociskając gaz do dechy i zaraz parkowałem obok najlepszego baru na obrzeżach Londynu.
- Co ty... Co to ma być? - zapytała, po chwili wpatrywania się w rażący w oczy szyld.
- Musisz się wyluzować, kochana - posłałem jej połowiczny uśmiech i wysiadłem z samochodu, a Ronnie zaraz za mną.
Skierowaliśmy się do wejścia. Widziałem jak brunetka rozgląda się wokół, co dało mi do zrozumienia, że jest tu po raz pierwszy, ale nie dziwi skoro mieszkały w zupełnie innej części miasta. Dotarłem jako pierwszy do drzwi i je przed nią otworzyłem przepuszczając  ją pierwszą. Wnętrze było nowoczesne i ekskluzywne. Usiedliśmy przy stoliku gdzieś w kącie, gdzie nie było wielu ludzi, dzięki czemu mogliśmy załatwić sobie nieco więcej prywatności i nie narażać się na to, że ktoś nieproszony mógłby nas zauważyć. Nie mogę ryzykować, prawda? Chociaż wątpię, iż ktokolwiek w ogóle ma świadomość, że córki O'Connora zostały porwane. Na pewno są kojarzone z nazwiska, w końcu mają bohaterskiego tatusia sukinsyna. Ale nie ważne. Wziąłem do ręki menu i otworzyłem na ostatniej stronie, gdzie znajdowały się różnego rodzaju alkohole.
- Wybierz coś - podałem kartę dziewczynie, która patrzyła na mnie z grymasem na twarzy.
- Luke, mówiłam ci, że nie piję.
- Dzisiaj zrób mały wyjątek, poza tym nie bierzesz już leków - zauważyłem błyskotliwie na co Ronnie westchnęła ciężko i spuściła wzrok na kartę. Po chwili odwróciła ją w moją stronę, pokazując palcem na pokręconą nazwę drinka, którą ledwie dałem radę przeczytać.
- No dobra, idę, tylko błagam cię Ronnie. Błagam na kolanach, nie próbuj uciekać - jęknąłem patrząc na nią prosząco.
- Nie mam zamiaru - wzruszyła ramionami.
Przez dłuższy czas przyglądałem się jej postawie, zgarbionym plecom, gęstej skórce na jej rękach. Bała się o siostrę i widać było, że też nie ufa mi do końca, no bo kto mądry by nam zaufał.. Westchnąłem ciężko kierując się w kierunku zgrabnej blondyneczki, która stała za barem. Złożyłem zamówienie na wymyślny eksperyment kolorowych sików dla bab, tego nawet alkoholem nie można było nazwać ale cóż, nie chcę jej przecież upić.
W między czasie, gdy barmana przygotowywała drinka zdążyłem się jej trochę przyjrzeć. Była ładna, tyle że miała połowę betoniarki na ryju, a gdybym chwycił za włosy na pewno przykleiły by się do moje ręki. Na dodatek jej kusa bluzka opinała jej ciało i wręcz wylewający się silikonowy biust. Eh mogłem opisać ją tylko jednym słowem - plastik.
Nie wiem, jak można robić sobie takie coś. Ale czym ja się przejmuje, to nie mój problem, nie wyglądam jak ona. Zapłaciłem, po czym bez patrzenia na jej sztuczny ryj zabrałem drinka i wróciłem do stolika. Przysunąłem go w stronę dziewczyny, która siedziała skulona skubiąc swoje paznokcie. Miałem nadzieję, że wybrała coś wysokoprocentowego, bo na serio musi się rozluźnić. Niepewnie wzięła wysoką szklankę do ręki i włożyła słomkę do ust.
- Dobre to? - zapytałem po chwili patrzenia, jak sączy jakieś tęczowe gówno.
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Jak nie masz HIV to możesz spróbować.
Roześmiałem się dosyć głośno, jednak zaraz spoważniałem i uniosłem dłonie na wysokość głowy, dając jej do zrozumienia, że jestem całkiem zdrowy. Wziąłem od niej szklankę i upiłem sporego łyka. Postawiłem ją z powrotem na stole, patrząc na dziewczynę z lekką kpiną.
- Smakuje jak wieloowocowy soczek dla dzieci.
- Ej odwal się! To nie ja upiłam się w trzy dupy na ognisku - wytknęła mnie palcem wskazującym chichocząc przy tym jakby przypomniała sobie coś niezwykle zabawnego  - Mam przypomnieć Ci co robiłeś tego wieczoru?
- Co? O czym ty mówisz? - Zapiszczałem zdziwiony. Czy ja czegoś nie pamiętam z tej imprezy? O boże mam nadzieję, że nie biegałam przy niej nago. Zrobiłem to jeden raz, jeden jedyny na swojej osiemnastce i na prawdę bym w to nie uwierzył gdyby nie zdjęcia, które zrobił Mike. On mnie zawsze upokorzy, nie ma co. 
- Powiedz mi że byłem w pełnym ubraniu. - Mój głos był piskliwy ze strachu o to co wyczyniałem, ale Ronnie wybuchnęła śmiechem cytując jak mniemam moje pijackie słowa.
Po chwili uniosłem dłoń, praktycznie dotykając nią jej nosa.
- Już wystarczy.
- Szkoda tylko, że nikt tego nie nagrał. I jakbyś widział miny wszystkich wokół, jak...
- Szkoda tylko, że niczego nie pamiętam - przerwałem jej. - Ale nie było tak źle, z tego co mówisz.
- Tak, najlepsza była prośba o siku - zmarszczyła słodko nos, uśmiechając się szeroko.
- Dziewczyno, na pewno o tym marzyłaś - prychnąłem. - Jesteś jedną z niewielu, która miała szansę go zobaczyć.
- Niewielu, dlatego, że żadna nie chce? - Roześmiała się, a we mnie coraz bardziej rosła ochota walnięcia głową o stół, mimo uśmiechu na moich ustach. Cieszę się, że udało mi się ją rozśmieszyć i jak widzę nie była to tylko i wyłącznie moja zasługa gdyż prawie opróżniła szklankę trunku. Sprawdziłem godzinę na zegarku, orientując się ile tu siedzimy. Chwilę tu jeszcze zabawimy, a potem zabieram ją na dalszą część wycieczki.
- No dobra, mam pytanie, na które mam nadzieję chętnie odpowiesz - puściłem jej oczko. - Więc, jak to było, że zakochałaś się w samochodach? Czekam na historię z dzieciństwa - zaśmiałem się cicho, opierając brodę o swoje splecione dłonie.
- Ehm... No cóż, dzieciństwo miałam zwyczajne. Od zawsze ciągnęło mnie do aut, tak po prostu. Lalki, kosmetyki, ubrania i inne dziewczęce pierdoły wtedy mnie odrzucały, to było takie nudne - westchnęła, przewracając oczami. - Znalazłam coś, co było inne, lepsze. Mianowicie samochody. Znaczy, to było tak, że razem z Ann przyjaźniłyśmy się z pewnym chłopakiem, on też kochał samochody, ale to jak większość chłopców. Zaraził mnie tą pasją - zachichotała, zapewne wspominając jak to było, a ja wpatrywałem się w jej nieobecny wzrok. - Mój ojciec też uwielbiał te piękności na czterech kołach, więc często przychodziłam do garażu, gdy byłam mała i siadałam na stoliku, patrząc jak coś robi przy jego samochodzie. Z czasem zaczęłam mu pomagać, na początku jedynie podawałam różne narzędzia lub części, tym samym ucząc się ich nazw i do czego służą. Później sama zaczęłam naprawiać. Kiedyś tak mnie to wciągnęło, że potrafiłam rozebrać samochód zupełnie sama, tylko po to, żeby znowu go złożyć - zaczęła się śmiać, przykładając dłoń do ust. Tym samym moje wargi rozciągnął szeroki uśmiech. - No i tak mniej więcej wygląda moja przygoda z samochodami.
Chwyciła po chwili szklankę i wlała do gardła resztkę drinka.
- No dobra, mała - klasnąłem w dłonie podnosząc się z krzesła.
- Jestem niska, a nie mała. - oburzyła się krzyżując ręce pod biustem, ale poszła w moje ślady stając przede mną. - To ty jesteś chodząca żyrafą - zaśmiałem się na jej komentarz po czym bez żadnego uprzedzenia chwyciłem ja za biodra podnosząc do góry i sądząc ją sobie na ramionach. Ignorując jej prośby udałem się do wyjścia.
- Uwaga na głowę - ostrzegłem gdy przechodziliśmy przez próg baru na zewnątrz. Na szczęście w porę się uchyliła, dzięki czemu nie przywaliła w ścianę powyżej.
- Chciałeś mnie zabić bydlaku - oskarżyła mnie uderzając pięścią w moje barki.
- Nie prawda! Ostrzegłem cię - powiedziałem poważnie próbując się bronić, ale nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Czemu przy niej czuje się takim takim normalnym nastolatkiem. Bez tego całego bagażu jakim jest gang i zabijanie?
- To nie jest śmieszne! - jej głos przywrócił moje odpływające myśli. - Mogłam nabić sobie guza - pociągnęła za moje włosy na co mruknąłem, jakoś sposobem ją rozśmieszając. - Ja to w końcu nie wiem. Jesteś żyrafą i kotem i małpą i lubisz pingwiny! Kurde zwierzyniec mogę z tobą zakładać - wykrzyczała puszczając swój głos przez ciemne uliczki którymi podążaliśmy.
- Ty jesteś moim pingwinkiem - wypaliłem że śmiechem, natomiast dziewczyna pisnęła "owhhh" i uszczypnęła mnie w lewy policzek.
- Gdzie idziemy, tak w ogóle? - wymamrotała, opierając się łokciem o moją głowę.
- Burzysz mi fryzurę - burknąłem, a dziewczyna zaczęła mi jeszcze bardziej czochrać włosy, na co jęknąłem przeciągle. - Nie będziesz fryzjerką, Ronnie.
- Wiem, będę mechanikiem.
- Już jesteś - zaśmiałem się.
- No więc odpowiedz mi na pytanie.
- Nie mogę, to niespodzianka.
- Mów, Hemmings albo ci wyrwę te blond kudły - parsknęła.
- Idziemy na taki duży plac zabaw - westchnąłem, mając nadzieję, że da spokój moim włosom.
- Plac zabaw, powiadasz... Nie wiem czy żyrafy mają tam wstęp.
- Miejmy nadzieję, że mnie wpuszczą - zachichotałem.
Kiedy dotarliśmy na miejsce. Postawiłem ją na ziemi tuż przy dużej starej bramie, która była zamknięta na kłódkę. Znajdowaliśmy się właśnie..
- O mój Boże opuszczone wesołe miasteczko! - Pisnęła skacząc jak idiotka dookoła mnie. Wywróciłem oczami gdyż wiedziałem, że jutro będzie zwijać się z bólu przez zbyt intensywne napinanie skóry, którą miały połączyć szwy, ale nie mogłem zabronić jej się cieszy. W końcu od tygodnia spotykały ją same złe rzeczy. Należało jej się to.
Podszedłem do żelastwa wkładając szpilkę z zegarka do zamka kłódki i zaraz mogłem ją swobodnie pchnąć puszczając przodem podekscytowaną brunetkę, która puścił się biegiem w stronę wielkiej karuzeli dla dzieci. Zaśmiałem się kiedy ledwie przeskoczyła malutki płotek i wskoczyła na platformę, po czym przytuliła jednego z koników.
- Oh mój ukochany mówiłam że kiedyś do ciebie wrócę - głaskała plastikowego konika mówiąc do niego jak.. Jak dziecko do swojego zmyślonego przyjaciela. O kurwa! Upiłem ją! Sam siebie zastrzelę, ale kurde nie spodziewałem się zupełnie, że po jednym damskim drinku tak ją weźmie.
- Na prawdę Ronnie? - Zakpiłem stając na przeciwko niej.
- Zamknij się, nie do ciebie mówię!
- No wiesz co, zabolało - burknąłem, odwracając się tyłem do dziewczyny.
Gdy nie słyszałem żadnego odzewu z jej strony ze zmarszczonymi brwiami odwróciłem się z powrotem w stronę karuzeli. Nie było jej tam.
- Ronnie - zawołałem. Jest pijana, może sobie zrobić krzywdę, Bóg wie gdzie wlezie czy z czego skoczy! - Veronica, to nie pora na żarty - warknąłem, nadal jej nie widząc ani nie słysząc. - Do jasnej cholery, ostatni raz cię zabrałem gdziekolwiek po pijaku.
Obracałem się wokół własnej osi, rozglądając się za drobną sylwetką. W końcu ruszyłem w stronę karuzeli, ją także okrążając. No kurwa jego mać, jak tylko ją znajdę to nie wiem co jej zrobię.
- Kurwa mac - odskoczyłem na bok łapiąc się za pierś gdy karuzela, dodam że zepsuta karuzela zaczęła się obracać grając melodyjkę, która Ronnie nuciła dzisiaj podczas uspokajania Ann. Nie musiałam nawet zgadywać, kto spowodował te nagle ożywienie maszyny, gdyż to było wiadome. Pokręciłem z niedowierzaniem głową na boki i ruszyłem do serca karuzeli wpadając na uśmiechniętą brunetkę, która trzymając się lewa ręką rurki wzrastającej z tułowia konika z zamkniętymi oczyma stała powtarzając melodie.Patrząc tak na nią doszedłem do wniosku, że nie mogę na nią nakrzyczeć.
Miałem sprawić by zapominała, a nie dorzucać oliwy do ognia, więc również chwyciłem metal i pozwoliłem sobie na relaks i mała zabawę jaka potrafiły dawać tylko i wyłącznie małe rzeczy.
Oczywiście nigdy nie może być w pełni dobrze, teraz jak widać też. Zadzwonił mój telefon, którym chciałem w tej chwili rzucić o ziemię i zdeptać. Zamiast tego jednak z westchnieniem odebrałem, opierając się biodrem o kucyka, nadal mając oko na Ronnie.
- Słucham - wymamrotałem cicho.
- Gdzie wy jesteście?! - pisnęła Kate do słuchawki, a ja miałem wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Hej, uspokój się. Zabrałem ją na małą wycieczkę - uśmiechnąłem się lekko, patrząc na brunetkę, która przytulała własnie plastikowego, zakurzonego konika.
- Adrianne schodzi tutaj na zawał, była bliska ataku - warknęła do słuchawki. - Wracajcie do domu.
- Nie wiem czy to pójdzie tak łatwo - mruknąłem. - Do zobaczenia.
Po tych słowach rozłączyłem się, nie chcąc więcej słuchać marudzenia dziewczyny. Obszedłem powoli kręcącą się karuzelę i przystanąłem przy Veronice.
- Musimy wracać, pingwinku - szepnąłem, odgarniając włosy lecące jej na twarz.
- Dlaczego? - jęknęła, dociskając swoje ciało do metalowej rurki, niczym małe dziecko, które nie chce zejść. W tej chwili była takim dzieckiem, nierozumnym, małym, wrażliwym dzieckiem, które po prostu uwielbiałem. Wstawiłem w jej stronę dłoń, którą od razu chwyciła i udaliśmy się w drogę powrotną do  mojego samochodu. Oczywiście Ronnie śmiała się wniebogłosy gdy co chwila potykała  się o własne nogi w tej ciemności. Zwłaszcza, że szliśmy przez ciemną uliczkę prawie w ogóle nie oświetloną przez uliczne lampy. Zmrużyłem oczy dostrzegając przed nami jakieś dziwne kształty. Czyżby ktoś zamierzał w naszym kierunku? A może mi się tylko zdawało? Niestety nie miałem racji. Kolejne wydarzenia działy się w ekspresowym tępe.
Usłyszeliśmy z tyłku warkot samochodu a z przodu przeładowania broni. Momentalnie wyciągnąłem swoją spluwe odbezpieczajc ją. Kurwa mac jesteśmy w głębokiej dupie. Pchnąłem dziewczynę za mnie tak, że gdyby strzelali ja przyjąłbym wszystkie pociski na moją osobę. 
- No proszę, kogo my tu mamy - usłyszałem gorzki śmiech, a coś się we mnie zagotowało.
- Zadziwia mnie fakt że sam pofatygowałeś swoją tłustą dupę tutaj - wycedziłem mierząc bronią w przód, w dwie osoby, których przez ciemność nie mogłem poznać.
Dochodzący z tyłu głos Seana dawał mi do zrozumienia, że ten kutas się zbliża. Odwróciłem głowę, napotykając jego pobłażliwe spojrzenie.
- Córka O'Connora, no proszę jaka piękna. - Już wystawiał dłoń w jej stronę, ale wymierzyłem w niego broń, dzięki czemu odsunął się, podnosząc dłonie na wysokość głowy.
- Dotknij jej, a przestrzelę ci głowę  - warknąłem w jego stronę.
- I myślisz, że takimi słowami zrobisz na mnie wrażenie? - prychnął, wciskając dłonie w kieszenie spodni.
Wypuściłem cicho powietrze z płuc i patrzyłem bez słowa na głupawy uśmiech Parkera.
- Czego chcesz?
- A jak ci się wydaje, Hemmings? Czego mógłbym chcieć w tej chwili? Nie wiem, czy udajesz czy może jesteś tak tępy na jakiego wyglądasz.
- Za to strzelać umiem - mruknąłem zaciskając mocniej palce na pistolecie. 
Nie powiem, że byłem pewien że ich pokonam, bo sam na nich wszystkich. W dodatku Ronnie nie miała czym się bronić. Co ze mnie za kretyn. 
- Młodszą z sióstr? - poświęcił na nią latarką, która nie wiem nawet skąd się wzięła. Mlasnął niezadowolony odcinając znowu nas od światła, przez wyłączenie urządzenia.-  Oh to nie będę mógł pogadać z dziewuszką, która poturbowała mi moich dwóch najlepszych ludzi.
- Najwidoczniej tacy nie są - fuknęła wychylając się delikatnie.
- Oh ale widzę że też jesteś ostra  - zaśmiał się parszywie zaraz poważniejąc. - Oddaj nam ją grzecznie, a nikomu nic się nie stanie.
- No chyba po moim trupie - ryknąłem naciskając spust.
Akcja toczyła się po prostu zbyt szybko, nie myślałem - strzelałem. Teraz moim priorytetem było ochronić Veronicę. Nie dostaną jej. Pchnąłem ją lekko w tył, by się nie przewróciła i sam poszedłem za nią, nadal strzelając w tych kretynów.
- Uciekaj - warknąłem.
Dziewczyna bez słowa znacznie przyspieszyła, niestety latarka znów poszła w ruch i nie byliśmy zupełnie niewidoczni. Znajdowaliśmy się blisko wyjścia z jebanej uliczki, ale nagle padłem na ziemię jak długi, a rozszarpujący ból rozniósł się po całej mojej nodze. Zakląłem pod nosem i z trudem próbowałem się podnieść, ale kolejny strzał, który tym razem trafił mnie w ramię, całkiem sprawił, że padłem z powrotem na beton. Uniosłem jedynie głowę, drżącą dłonią starając się dosięgnąć pistoletu leżącego niedaleko mnie.
- Zostaw ją! - wrzasnąłem, widząc jak jeden z tych gnojków zatyka usta Ronnie i zaczyna gdzieś ciągnąć. Ponownie spróbowałem się podnieść, jednak nic z tego, ból mnie sparaliżował.
Brunetka szarpała się, wrzeszczała. Usłyszałem moje imię, zobaczyłem łzy w jej oczach. Zmotywowało mnie to. Nie wiem jak to zrobiłem ale podniosłem się. Lecz co z tego, skoro zaraz znowu zostałem powalony na ziemię. Ktoś zaczął kopać mnie po całym ciele, obraz zaczął mi się zamazywać, ból był nie do zniesienia. Po chwili zobaczyłem w tych ciemnościach niewyraźną sylwetkę klęczącą nade mną. Kiedy się odezwał niemal od razu rozpoznaniem jego głos.
- Wiesz jesteś bardzo wylewny po alkoholu, gdyby nie ty nie wiedzielibyśmy, że Brian ukrywał przed światem te małe szmaty. Dzięki stary. - Max poklepał mnie po policzku odchodząc w stronę samochodu. Który zatrzymał się koło mnie by łysy mógł wejść. Musiałem coś zrobić. Kurwa oni nie mogą jej zabrać. Szybko sięgnąłem po pistolet i zanim jeszcze drzwi się za nim zamknęły strzelałem dokładnie w środek jego głowy zabijając skurwiela. Niestety zaraz również oberwałem po raz drugi w dłoń w której trzymałem broń. Pistolet upadł na beton a tamci odjechali zabierając ze sobą moja Ronnie, moja małą bezbronną Ron. Czułem jak moje powieki stają się cięższe, co zwiastowało tylko jedno. Za moment stracę przytomność. Przetoczyłem się na plecy by wyciągnąć telefon z kieszeni. Muszę im to powiedzieć! Wybrałem numer wcześniej włączając moją lokalizację, by w razie czego mogli mnie namierzyć. Chociaż na to nie zasługiwałem.
- Halo? - zabrzmiał głos w słuchawce, niestety już nie odróżniałem dźwięków, wszystko było do siebie podobne, wszystko się ze sobą zlewało. 
- Sean, porwał ją - wyszeptałem po czym po prostu straciłem przytomność.

___________________________________________
Hej kochani! *,*
Przychodzimy do was z rozdziałem, poprawiałam go do 2 nad ranem, więc nwm czy czegoś nie pominęłam i wg ale jet prawda.
Taki Walentynkowy prezent od nas. Rozdział na początku takie słodki i wg (wcięta Ronnie to zajebista Ronnie xD ŻARTUJĘ! NIE PIJCIE ALKOHOLU GNOJKI xD) no ale ta końcówka najgorsza. Teraz jak myślicie. Jak zareaguje Ann (i omg to jak walnęła w stół głową, ryłam jak to pisałam xD ) Ja myślę, że ich tam pozabija wszystkich :D Wiec na ich miejscu pochowałabym broń xd 
A więc chciałabym powitać Notie (Kathrin) która zaczęła nas czytać i jak to mi pisała 'uzależniłam się' xD cieszę się skarbie :* i kolejnego anonimka (który śmiesznie pisze zdrobnienie Veronicy xD Vee:))
No a więc kurde DZIĘKUJEMY ZA PRAWIE 1500  wyświetleń cholercia to tak dużo (jak dla mnie) Omg nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę :* Dziękuję, również za każdy komentarz i miłe słowa. Kochamy was :* 
Zachęcamy was nadal do wysyłania waszych prac, oraz zadawania pytań bohaterom oraz tweetowania hasztagiem #ShowMeRealityFF 
W porządku już nie będę wam zawracać głowy :3 Odsyłam was do Ronnie 
Buziaki :* A.


Siema kochani! :*
Omg, dzisiaj walentynki ;O
Macie swoją drugą połówkę?
Ja oczywiście mam ❤
A co do rozdziału to po prostu go uwielbiam jest jak dla mnie świetny, postarałyśmy się :D Większość jest taka słodka, Lunica to goal na serio *.* Ale koniec takie bum co się dzieje ⊙_⊙ Cholera, znajdą go czy nie znajdą? Co będzie z Ver? :v
Huhu, dobra przejdźmy do ważnych rzeczy.
Dziękujemy wam serdecznie za tyyyle komentarzy, wyświetleń i o mój boże jest nas coraz więcej!! :D *u*
Well, zapraszamy do zakładki "Zapytaj Familię", gdzie możecie zadawać pytania bohaterom, jak i nam :3
A także zapraszamy na Twittera z hasztagiem #ShowMeRealityFF ^^
I możecie nam wysyłać swoje fanarty / prace, a my za zgodą wstawimy je tutaj.
No to tyle z mojej strony misie.
Do następnego rozdziału! Buziaki :*
W.






Jeśli czytasz proszę pozostaw komentarz

9 komentarzy:

  1. Ojej osobiste powitanie, w końcu♡ Nie powiem, ostatnie wersy rozdziału czytalam ze wstrzymanym oddechem. Ale swoja droga, czekam nie tyle na reakcje Addie, ale chyba bardziej zastanawia mnie co zrobi Ashton o.O mam nadzieje ze Ver poradzi sobie jakoś i nic jej sie nie stanie :x
    Czekam na kolejny rozdział ❤
    Życzę weny♡
    Całuski, Notie

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak pięknie się zapowiadali, a tu takie rzeczy na końcu...
    Luke tak dzielnie walczył o naszą Ver awhhh, oby go szybko znaleźli.
    Chce juz kolejny rozdział, bo będzie opisana reakcja Irwina o jaaa to będzie dobre!
    Aby nic nie zrobili Ver .
    Czekam na kolejny :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa nareszcie <3 :'D biegnę czytać

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa anonimy pf a miałam być oryginalna XD zacznę się podpisywać. Rozdział fantastyczny, cud miód i orzeszki <3. Ja jestem ciekawa jak zareaguje Ash na wiadomość o Vee *.* :') Lucki pewnie go obejdzie ale Vercia no... Wyczówam zgrzyty. Już to widzę Ashi wpada z bronią w łapie wszyscy strzelają nikt go nie trafia, on wszystkich wybija i na koniec idzie po swoją nagrodę :'D. Sorry ja mam już swoją wizję XD. Taki trochę Rambo ale... Kto mi zabroni? XD. Wczułam się na maxa i głęboko wierzę, że next już niebawem 8). /Sky

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam daj następny bo tu chyba zwariuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też długo nie pociągnę :'D. Sorka autorki musimy Was trochę przycisnąć XD...

    OdpowiedzUsuń
  7. Heloł?! Czego nie ma rozdziału? Siedziałam poprzedniej nocy do 2:30 żeby to nadrobić i już normalnie moje oczy się zamykały haha..
    Rozdział cudowny, zresztą jak wszystkie:*
    Czekam na nn i życzę dużo weny.
    Zapraszam również do mnie:
    enjoyjustinbieber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. no no no, nieźle, czekam na dalszy ciąg c;

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty dziewczyny :*
    Już nie mogę się doczekać następnego :*
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń