sobota, 27 lutego 2016

Info

8 marca wybija dokładnie rok jak prowadzimy bloga i publikujemy dla was i przede wszystkim dla siebie. To bardzo wyjątkowa data, przynajmniej dla mnie, z tej okazji zrobimy mały konkurs, jeśli oczywiście chcecie dlatego prosimy o pisanie swoich opinii w komentarzach.


1. Każdy z was będzie mógł wysłać nam małe imagine z postaciami Smr, może to być one shot zupełnie nie związany z fabułą bądź po prostu wasze wyobrażenie co będzie dalej. To zostawiamy wam.
- Możecie również napisać jakiś wiersz, rymowankę, zrobić rysunek, jakieś graficzne coś na komputerze (szablon albo okładkę), cokolwiek wam wpadnie do główki. Zostawiamy wam wolną rękę.
- swoje prace słalibyście nam na maila >>> show.me.reality.ff@gmail.com 
do wieczora 7 marca.



2. Tego dnia chciałybyśmy zrobić akcję na twitterze, wtedy przez cały dzień pisalibyście coś na temat fanfika, nwm najlepsze sceny, kwestie, dialogi, pomysły, odczucia, dosłownie wszystko z naszym hasztagiem #ShowMeRealityFF

3. Tego dnia oczywiście pojawi się rozdział, oraz małe co nieco. Tylko teraz zależy od was co się pojawi, wpadłam na pomysł by w ramach właśnie urodzin bloga odsłonić wam skrawek historii którejś z par SMR, drugoplanowych macie do wyboru:

*Hathlin (Harry i Kathlin)

*Case (Rose i Calum)

*Haleb (Caleb i Hanna)

*Zarre (Perrie i Zayn)

*Maroline (Michael i Caroline)

Chcemy pokazać wam jak się poznali, jak wyszło, że są razem, więc wybierajcie :)

4.Zastanawiamy się nad imagine z gifami ale nie wiem to zależy od was czy będziecie chcieli to zobaczyć.

5. Jeśli macie jakieś pomysły jak jeszcze możemy świętować, śmiało piszcie, wiecie, że nie jesteśmy zamknięte na propozycje :)


Więc tak to już chyba wszytko co miałyśmy do przekazania. Nie wstydźcie się i piszcie nam czy chcecie wziąć udział, kogo wybieracie z naszych par oraz co chcecie jeszcze abyśmy wstawiły na urodziny :) 

Kochamy was :*
Buziaki :*
A&W.



środa, 24 lutego 2016

Rozdział 37.

*Perspektywa Adrianne*

- Gdzie. Jest. Moja. Siostra? - wycedziłam patrząc na Caluma nienawistnym, ciskającym piorunami wzrokiem.
Ten tylko spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami i niedbale rzucił komórkę na kanapę, po czym wybiegł z salonu, rwąc się za włosy. Nie miałam pojęcia co się dzieje, więc podążyłam za nim. Wleciał jak strzała do tej pracowni komputerowej, opierając się o stół.
- Liam, namierz telefon Luke'a i zaznacz gdzie się znajduje, a najlepiej... Jezu, po prostu go znajdź! - wrzasnął przerażony i wyminął zdezorientowaną mnie w drzwiach.
- Co się dzieje? - spytałam praktycznie szeptem, nie wiedząc czy czegoś czasami nie zepsuję tym pytaniem.
- Sam chciałbym wiedzieć - burknął, nawet nie odwracając się w moją stronę, jedynie wystukiwał palcami w klawiaturę z szybkością światła, zupełnie jak to robiła Veronica. Boże, proszę, niech będzie cała i zdrowa. Chociaż w co ja wierzę, tyle rzeczy już się zdarzyło...
- Adrianne! Gdzie są twoje leki?
- Na gó... W pokoju, w mojej walizce - wymamrotałam automatycznie w odpowiedzi na pytanie (chyba) Kate, gapiąc się na czarno-białą mapę widniejącą na ekranie metr przed twarzą bruneta.
Podeszłam bliżej, oparłam się dłońmi o stolik, starając się wyszukać w pamięci adres wyświetlony na górnej części monitora. Kiedy już wiedziałam gdzie to jest do pokoju wbiegli wszyscy mieszkańcy domu oprócz Luka oczywiście. Podeszła mnie Kate odciągając od monitora, a ja nawet nie zdawałam sobie sprawy że nie mogę złapać oddechu, a łzy ciurkiem leją się z moich oczu.
- Zaboli - usłyszałam ostrzeżenie jak przez mgłę. Igła wbiła się w moją klatkę piersiową rozszerzając moje oskrzela, dzięki czemu mogłam nabrać powietrza. Rozejrzałam się po wszystkich. Nie musiałam nawet zgadywać, czemu panika malowała się na ich twarzach, nawet nie musiałam tego słyszeć.
- Zabrali ją prawda? - wydusiłam łamliwym się głosem. Nikt kurwa nikt mi nie odpowiedział. Patrzyli na mnie jak na osobę która można zniszczyć poprzez źle dobrane słowa. Nie chciałam nic mówić, ale już jestem taką osobą, zostałam zniszczona, więc nich mi ktoś na to odpowie! - Zadałam chyba pytanie! - wrzasnęłam dławiąc się zaraz łzami. Louis obserwował mnie z daleka. Zachowywał się dziwnie nawet jak na niego przystało to samo z Irwinem. Wstałam momentalnie z kanapy i wyszłam z pokoju. Muszę ją odnaleźć. Chuj mnie wszystko inne obchodzi, ale nagle doszedł do mnie ten fakt. Jak góra lodowa spłynęło to na moją głowę. Przystanęłam w drzwiach i zanosząc się płaczem odsunęłam się na ziemię. Mogli ją już zabić. Albo już ją torturowali, albo.. Mój histeryczny pacz roznosił się po domu.
Veronica to była jedyna osoba, której w pełni ufałam, w stu procentach. Jako jedyna wiedziała wszystko, znała każdy najmniejszy szczegół z mojego życia, a teraz... Teraz już może nie żyć, a wizja jej lodowatego, martwego ciała leżącego gdzieś w ciemnej uliczce wywołała kolejną salwę krzyku i łez, po prostu płaczu z cholernej bezsilności. Właśnie najgorsze było to, że nie mogłam nic zrobić by jej pomóc.
- Adrianne...
Podniosłam z impetem głowę i spojrzałam na bruneta nadal głośno łkając. Już chciał się nade mną pochylić, ale zamiast tego ja wstałam i pchnęłam go w tył, czego się najwyraźniej nie spodziewał.
- Zostaw mnie w spokoju! To wszystko twoja wina, sukinsynie! Gdyby nie wy i ten zasrany gang teraz byłaby bezpieczna, cała i zdrowa! A przede wszystkim żywa! - wrzasnęłam, już nie kontrolując się.
Louis widząc że nic nie wskóra wycofał się, a ja ponownie oparłam się o ścianę starając uspokoić oddech. Wdech - wydech - wdech - wydech powtarzałam sobie cicho niczym mantrę, ale jakoś ciężko szło mi się uspokoić. Nagły dotyk na kolanie spowodował, że po moim ciele przeszły nieprzyjemnie dreszcze.
- Znajdziemy ją Ann, obiecuję - szept chłopaka wprawił mnie w niemałe zakłopotanie, ponieważ bądźmy szczerzy, nie spodziewałabym się tego po nim.
Uniosłam wzrok i spojrzałam na Irwina. Kompletnie nie sądziłam że to usłyszę, chodź muszę przyznać, że pomimo jaki jest, poczułam nadzieję. Kiwnęłam niepewnie głową iż mu wierzę, przynajmniej chciałam tak myśleć. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu. Kurwa muszę się ogarnąć, miałam nie pokazywać swoich słabości, a teraz robię szopkę przed wszystkim. Ale kogo ja oszukuje. Moja siostra jest moja słabością i jeśli coś jej się stanie stracę jedyna rzecz, która trzyma mnie na ziemi.
Wciągnęłam głośno powietrze przez usta, żeby się uspokoić. Jedyne co mogę w tej chwili zrobić to... uwierzyć Ashtonowi, zaufać, że znajdą moją siostrę.
- Znajdźcie ją, nie jej zwłoki - wychrypiałam ledwie słyszalnie.
- Nie istnieje dla mnie inna opcja.
Nie myśląc wiele poderwałam się z miejsca i stanęłam twarzą twarz przed Irwinem, jednak musiałam nieco zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Jadę z wami po Luke'a.
- Nie, nie jedziesz. Złapali Veronicę, więc ty zostaniesz i nie waż się dyskutować, bo w tej sytuacji to nic nie da.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale sama nie wiem czemu żadne słowo, riposta czy chociażby protest nie wydostały się z moich ust. Zamknęłam je więc, wzdychając. Mijając chłopaka skierowałam się w stronę salonu i usiadłam na kanapie, kryjąc twarz w gorących dłoniach.
Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Miałam ochotę coś rozwalić, krzyczeć, płakać z tej idiotycznej bezsilności bo czułam się zupełnie bezużyteczna.
- Nie mogę! - jęknęłam wypuszczając głośno powietrze.
- To przez nogę i dalej mogę. - Głos Mike spowodował że podskoczyłam, czym jeszcze bardziej rozśmieszyłam czerwonowłosego.
- Śmieszy cię to aż tak bardzo? - ryknęłam mordując go wzrokiem. - Bo mnie na przykład do śmiechu nie jest!
- Spokojnie księżniczko bo ci żaba ucieknie.
- Co? - moja mimika twarzy  mogła pokazywać tylko jedno. Wielkie niezrozumienie w postaci pytania "Co kurwa?"  Otwierałam już usta by zapytać się czy czasami nie ma zamiast mózgu, kucyka pony w głowie, ale przeszkodziło mi w tym trzaskanie drzwiami i zdyszana osoba wbiegająca do domu. W wejściu do pokoju stanął Caleb z paniką w oczach, miał potargane włosy, jakby ktoś dopiero co wybudził go ze snu i jego ubiór również poniekąd na to wskazywał. Przetarte szare dresy zwisały mu na biodrach, a jego niebieska koszulka była założona na lewą stronę. Widząc go od razu zerwałam się z kanapy i wbiegłam w ramiona zdziwionego bruneta.
- Zabrali ją, zabrali Ver - szlochałam.
- Wiem, przyjechałem tylko jak dostałem telefon - wyjaśnił po czym podnosząc mnie przeniósł na kanapę i usiadł a ja koło niego, nadal nie wypuszczając do z uścisku. - Wszystko będzie dobrze. Irwin z Tommo pojechali już jej szukać. Znajdą ją - pocieszał mnie chcąc dodać mi otuchy.
- Wierzę ci - szepnęłam w materiał jego źle założonej bluzki.
Wyprostowałam się nieco i wtuliłam w jego ramię, przymykając oczy. Czas mijał, a ja po prostu trwałam w tej samej pozycji, mając nadzieję, że przez drzwi zaraz wejdzie moja kochana siostrzyczka. Jednak tak się nie stało. I chyba mi się przysnęło, bo gdy otwierałam oczy leżałam na kanapie, a Caleba już przy mnie nie było. Za oknem było ciemno, bardziej niż wcześniej, ale nie mam pojęcia ile spałam. Z trudem i pulsującym bólem głowy podniosłam się z poduszek. Oparłam się rękami o kanapę, czekając aż przestanie kręcić mi się w głowie, po czym podniosłam się na równe nogi i podążyłam do kuchni, w której zobaczyłam najstarszego Tomlinsona.
- Gdzie Luke? Wrócili już?
- Mają go, zaraz tu będą - odparł beznamiętnie, podając mi parujący kubek.
Chwyciłam go lewą ręką i spojrzałam do środka, gdzie najprawdopodobniej znajdowała się herbata. Upiłam łyka i usadowiłam się zaraz obok bruneta.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest - szepnęłam, jakby sama od siebie, a Caleb posłał mi pytające spojrzenie. - Veronica go polubiła. - Nikły uśmiech wkradł się na moje usta, poczułam także, że oczy mi się zaszkliły.
- Wyjdzie z tego. Jest silny.
Kreśliłam wzory palcami na gipsie, bez sensu się w niego wpatrując. Eh nawet odwracanie uwagi mi nie wychodzi.wszystko na starcie przypomina mi o niej.
- Louis i Ashton wrócili? - szepnęłam cichutko gdyż nie wierzyłam swojemu głosowi.
- Nie, jeszcze nie - pokręcił głową biorąc spory łyk kawy sądząc po mocnym zapachu.
- Nie chcę siedzieć tak jak na szpilkach. Jak idiotka z założonymi rękoma. - palcem kreśliłam kółeczka na kubku, ale nie miałam siły podnieść głosy.
Podniosłam kubek do ust, po chwili o mało nie rzucając nim na stół, gdy usłyszałam warkot silnika. Zerwałam się z miejsca i skierowałam ku salonowi, w którym rychło po mnie pojawił się Caleb.
- Ann, spokojnie - mruknął widząc jak mój oddech przyspiesza i zaciskam pięść.
Ale jak mam być do cholery spokojna w tej sytuacji?!
Wytarłam spoconą dłoń w spodnie, patrząc jak Ashton i Louis wnoszą nieprzytomnego blondyna do środka. Widząc jego stan zachłysnęłam się powietrzem. Miał głębokie cięcie na dłoni, wielkie plamy krwi na lewej nodze oraz jednym boku tułowia. W dodatku siniaki widniały na jego twarzy.
Jęknęłam żałośnie, patrząc na pokiereszowanego Hemmingsa, lecz zaraz otrząsnęłam się i podbiegłam do Irwina.
- Gdzie ona jest? Gdzie Veronica? - wydukałam pospiesznie. Język mi się plątał a łzy znowu pojawiły się w kącikach oczu. Chłopak spojrzał na mnie z istnym współczuciem! Kurwa mać. U niego to nie występowało. Czemu czułam jak pode mną uginają się kolana. Czekałam na uderzenie, ale w ostatniej chwili mnie przytrzymał nie pozwalając mi upaść.
- Przepraszam. - szepnął po czym, nawet na mnie nie patrząc odwrócił się z zamiarem odejścia.

- Wróć się i na mnie spójrz! Nawet nie masz odwagi na mnie spojrzeć! - wrzeszczałam przez cieknące łzy, nie wiem co było potem. Czułam się jak w amoku, działałam wbrew swojej świadomości. Podbiegłam do niego i chyba zaczęłam go okładać zdrową dłonią i gipsem. Ktoś krzyczał, podbiegł do nas, próbował mnie odciągnąć, ale ja nadal nie zważając na nic siedziałam na blondynie dławiąc się płaczem. Nie mogłam, nie dałam rady. Zeszłam z niego i kładąc się na podłodze zwinięta w kłębek ryczałam jak małe dziecko, a nawet jeszcze gorzej. Gdzie jesteś kochanie, wróć do mnie bo bez ciebie nie dam rady. Wróć do mnie. Proszę. Powtarzałam sobie w myślach jakbym chciała wysłać jej moje błagania.
Nie pragnęłam niczego więcej jak mieć ją przy sobie w tej chwili. Leżałam na twardej podłodze, dławiąc się łzami, prawie się dusiłam. Nagle poczułam czyjeś ramiona, które owijają się pod moimi i podciągają do góry. Ja nad sobą nie panowałam, nad swoim ciałem, byłam jak szmaciana lalka, więc po prostu pozwoliłam się usadzić na kanapie. Schowałam twarz w dłoniach, szlochając. Moje próby uspokojenia się szły na marne.
- Adrianne Laura O'Connor! - krzyknął sama nie wiem kto. Nawet nie wiedziałam co się dzieje. Ja chcę tylko odzyskać Ver, czy to tak wiele?! Ktoś wcisnął mi w dłoń kilka chusteczek. - Doprowadź się do porządku, a coś ci powiem.
 Wytarłam twarz i oczyściłam nos, po czym uniosłam głowę cicho siorbiąc.

Przede mną stał Michael z najbardziej poważną, kamienną miną, jaką u niego widziałam do tej pory. Zawsze był roześmiany i uśmiechnięty, a teraz nie wyrażał żadnych emocji, podobnie jak Ashton przez cały czas. Czerwonowłosy ukląkł przede mną i chwycił mnie za dłoń.
- Przestań płakać. Znajdziemy ją choćbyśmy mieli wywrócić do góry nogami cały kraj, rozumiesz? Znajdziemy ją całą, zdrową i żywą - podkreślił dobitnie ostatnie słowa, dając mi tym samym nadzieję.
Patrzyłam się na niego nadmiernie mrugając, chyba się wzięłam i się przesłyszałam. Co ich nagle wzięło za pocieszanie mnie. Przecież mieli nas zabić, na początku, teraz wiem, że tylko Irwin ma już tylko takie fantazje, ale nadal ich nie rozumiem. Co się zmieniło? A może jesteśmy im do czegoś potrzebne? Oh walić to, oby odnaleźli moją Ver, chcę by była cała i zdrowa, nawet jeśli ceną jej wolności byłaby moja śmierć. Umarłabym za nią, nawet bez chwili zastanowienia.
- Jesteśmy z tobą Ann. - Koło mnie zaraz pojawiła się Rose razem z Calumem a na przeciwko ukucnęły Kate i Caroline. Były kochane na prawdę, ale ich słowa nie podziałały w jakiś sposób na mnie. Odbiły się tylko o moją podświadomość, ale nie zajęły żadnego miejsca. Przymknęłam oczy czując jak wszystkie trzy mnie przytuliły, nie lubiłam się przytulać, znaczy, lubiłam, ale nie pozwalałam sobie na takie gesty.

Dziewczyny puściły mnie, a ja opadłam na oparcie kanapy, ciężko wzdychając. Przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam po wszystkich zgromadzonych.
- Skoro macie ją znaleźć, to zacznijcie teraz - wychrypiałam. - Potem może być za późno - dodałam szeptem.
- Skąd? - zaczął Niall, na którym spoczęły wszystkie spojrzenia. - Skąd mamy wiedzieć gdzie szukać? Nawet nie mamy pojęcia, gdzie są oni.
- Mam. - Ashton pstryknął palcami. - Policja. Musicie się włamać na ich akta internetowe.
- Prawie niewyko...
- Wszystko jest wykonalne, Liam - mruknął w odpowiedzi Irwin, a ja byłam pełna podziwu przez jego zaangażowanie. - Chyba, że ktoś z nas ma znajomego w policji.
- Gdyby tu była, pomogłaby wam we włamaniu się - zaśmiałam się cicho.
Moja kochana hakerka i miłośniczka samochodów. Nie wiem co bez niej zrobię.
- No ludzie, do roboty! Musimy znaleźć naszą zgubę! - Michael klasnął w dłonie, po czym rozłożył je po bokach ciała, oczekując aż ktoś coś zrobi.
I tak się stało, wszyscy jak na zawołanie rozdzielili się, idąc w swoim kierunku. W salonie zostałam jedynie ja i Caleb, który zaraz dosiadł się do mnie.
- Znajdą ją zobaczysz. To najlepsza drużyna jaką znam - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Mówisz tak bo znasz tylko ich - wykrzywiłam usta w grymas patrząc na niego z wyrzutem.
- Ale to nie zmienia faktu że są najlepsi - szturchnął mnie następnie przyciągając do swojej klatki piersiowej. Wtuliłam się w nią bez mniejszych oporów. Czułam się przy nim jak przy starszym bracie i nie wiem czemu, ale czułam, że znałam go o wiele dłużej niż przypuszczam. Westchnienie opuściło moje usta gdy zamykałam oczy.
- Chciałabym, żebym to ja była tam zamiast niej. - szepnęłam na co chłopak się spiął, nie wiem tylko czy to było spowodowane moimi słowami, czy czymś zupełnie innym.

- Nie mów tak
- Nie Cal. Ona powinna być cała i zdrowa, z dala od całego tego gówna, nie zasługuje na to. Jest zbyt dobra, zbyt delikatna. Ja powinnam tam być, powinnam cierpieć. Mnie nic już nie zniszczy, oprócz jej odejścia. To złamie mnie do końca Caleb. Równie dobrze mogę umrzeć. - Determinacja w moim głosie załamywała się z każdym wypowiadanym zdaniem, to była prawda i boli mnie serce na myśl co mogli już jej zrobić. Czułam jak chłopak wciąga powietrze jeszcze bardziej się napinając. Zmarszczyłam brwi podnosząc głowę i otwierając powieki.
Gdy to uczyniłam spojrzałam na twarz chłopaka, który wzrok utkwiony miał w wejście do salonu, dlatego i ja tam spojrzałam. To co tam zobaczyłam zmroziło mnie doszczętnie. Z progu stał pobladły Louis, który najwidoczniej wszystko słyszał.







_________________________________________________________________
Witam dzióbdziusie!
Co tam u was kochani? Ja aktualnie jestem chora, dlatego też dodajemy rozdział dzisiaj :D
Tak zapewne pojawiłby się dopiero w piątek, jak nie w sobotę,WIĘC DZIĘKOWAĆ MOJEJ MAMIE, ŻE KAZAŁA MI ZOSTAĆ W DOMU xD
No to jak wam się podoba rozdział oraz troskliwy Ashton oraz Mikey jednorożec xD 
Jejku teraz trochę pofangirluję! Kiedy weszłam na blogera a tam ponad 12 tysięcy! Gdzie jeszcze z półtora tygodnia temu było 10 tysięcy. God zawał na miejscu! Tyle was już jest! Jejku nawet nie wiecie, jak bardzo, ale to jak bardzo skaczę po łóżku (oczywiście mentalnie, bo fizycznie nie mam na to siły)
Oh chciałabym przywitać kolejną czytelniczkę ♪Allie♪ witaj w familli kochanie, mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej :) 
Dziękujemy każdej osóbce i anonimki prosimy o podpisywanie, byśmy mogły was rozróżnić xD 
Zachęcamy do tweetowania na tt z hasztagiem #ShowMeRealityFF
Kochamy was :* 
Do kolejnego :*
Buziaki :* A.



No siema kochani :3
Pierwsza nowina
700 WYŚWIETLEŃ POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM WOHOW!! Niesamowite, ludzie co wy potraficie *u* ahh, kocham was tak bardzo ♥ nie sądziłam że tak szybko (ew, nie sądziłam że w ogóle xd) dojdziemy do takiej sumy woah.
Dziękujemy wam serdecznie misie ze jesteście z nami *-*
Nie chce wam długo przynudzać więc tak:
1. Zapraszamy do tweetowania z hasztagiem #ShowMeRealityFF
2. Do zakładki "zapytaj familię"
3. Do wysyłania fanartów które znajdą się w "Galerii Sztuki"
No i oczywiście
4. Do komentowania moi drodzy ^^
Kocham was całym serduszkiem *-*
Do następnego :*
W.



PS. W weekend pojawi się notka, którą chciałybyśmy byście przeczytali :) odnośnie Urodzin naszego Bloga, które będziemy obchodzić 8 marca





Czytasz, proszę pozostaw po sobie komentarz, to bardzo motywuje! :*

niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 36.

*Perspektywa Luke'a*

Wyprostowałem się nieco patrząc na skupioną brunetkę, która sprawnie poruszała ołówkiem w jej dłoni. Zaciskała usta w wąską linię, a brwi miała lekko ściągnięte. Była tak niewinna i słodka, że aż było mi jej żal iż musi przez to wszystko przechodzić. Jednak ma mnie i Adrianne. Nie, nie  zakochałem się. Po prostu... Czuję potrzebę chronienia jej, dbania o tą dziewczynę. Zawsze chciałem młodszą siostrzyczkę, którą mógłbym się opiekować i chyba wreszcie ją mam, więc nie pozwolę, żeby coś jej się stało. A przynajmniej będę się starał.
- Czemu się tak patrzysz? - zapytała nagle wyrywając mnie z zamyślenia.
Uniosła gwałtownie głowę, a kilka kosmyków spadło na jej twarz. Zaśmiałem się i założyłem je za ucho zielonookiej.
- Lubię patrzeć na piękne dziewczyny - wzruszyłem ramionami, nawet nie zastanawiając się nad tymi słowami, po czym momentalnie zamknąłem usta czekając na jej reakcję. Ona tylko uśmiechnęła się uroczo i ponownie zwiesiła głowę. - Kiedy będę mógł zobaczyć?
- Właściwie... już.
Ronnie podniosła duży zeszyt z kolan i odwróciła go w moją stronę, a ja z podziwem patrzyłem na... siebie. Tak, narysowała mnie i stwierdzam, że ma ogromny talent. No znaczy ja nigdy w życiu bym tak nie narysował nikogo, umiem jedynie kreślić ludziki z patyków czy głupie buźki gdy mi się nudzi. Na takich bazgrołach kończą się moje talenty artystyczne.
- Cudo - wziąłem do ręki zeszyt przypatrując się każdemu najmniejszemu fragmentowi jej dzieła Kolczyk w wardze, pieprzyk pod lewym okiem i odstające włosy przy skroniach. Cały ja.
- Dziękuję. A ty...
- Nie. - Od razu pokręciłem głową. - Ja nie umiem rysować.
Veronica już otwierała usta by coś powiedzieć, lecz ciche pukanie do drzwi jej w tym przeszkodziło. Krzyknąłem, że drzwi są otwarte, a moim oczom ukazała się Rose.
- Nie chcę przeszkadzać czy coś, ale śniadanie już jest.
- Zaraz przyjdziemy.
Dziewczyna przytaknęła i wyszła zamykając za sobą drzwi. Wtedy dopiero zeskoczyłem z łóżka, a zaraz po mnie zrobiła to Ronnie.
- Nie przejmuj się nim - mruknąłem widząc tą niepewność w jej oczach. - Sama przecież przejrzałaś na oczy. Nie jest ciebie wart - pogłaskałem ją po włosach, tuląc do siebie. - Jesteś silna, Ronnie.
Wzięła głęboki oddech.
- Masz rację. Dziękuję, Luke.
Posłałem jej pokrzepiający uśmiech i za nią wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę kuchni, z której już słyszałem rozmowy domowników. Weszliśmy do pomieszczenia nie chcąc zbytnio zwracać na siebie uwagi, ale gdy tylko zobaczyłem twarz Ashtona wybuchnąłem śmiechem, wszyscy jak na zawołanie odwrócili ku nam spojrzenia. Nadal nie przestając się śmiać pokazałem palcem na swój nos kreśląc kółko w powietrzu, ale zaraz odechciało mi się śmiać gdy mój wzrok spoczął na Adrianne, a mianowicie na jej ręce, którą opatulała biała gipsowa tekstura.
- O moja Lolitto co ci się stało? - Zapytałem, ale zaraz złączyłem wszystkie wątki ze sobą. - Ty. On. O kurwa!  - zszokowany patrzyłem to na nią to na kędzierzawego, natomiast moja towarzyszka szybko znalazła się przy siostrze mocno zamykając ją w uścisku.
- Co się stało? O mój boże Addie - brunetka podniosła wzrok na Ronnie ziewając przy tym. - Spałaś w ogóle w nocy? - Dalej wysypywała z siebie pytania zmartwionym wzrokiem sunąc po siostrze.
- Nie mogłam spać - szepnęła wzruszając ramionami. - A co do ręki to zapytaj tego co ma rozjebany nos - uśmiechnęła się z kpiną zerkając na Irwina.
 Ten krzywo spojrzał na starszą O'Connor, po czym uniósł wzrok na Ronnie, która dosłownie kipiała ze złości, co dotychczas nie zdarzyło jej się ani razu.
- Ty skończony sukinsynie! - wrzasnęła.
- Ja? - odparł Ash wskazując palcem na siebie. Wstał i oparł się rękami o stół. - Ja jej to zrobiłem? Kazałem jej?!
- Sprowokowałeś ją, kretynie!
- Tak, no oczywiście! Ja ją sprowokowałem. Gdyby miała mózg to by tego nie zrobiła - ryknął przez zaciśnięte zęby, że aż dziwi mnie to, że sobie ich nie połamał.
- Jakbyś dał sobie spokój, to do niczego by nie doszło.
Chłopak wpatrywał się w nią dosłownie z bólem i niezrozumieniem w oczach.
- Wiesz co? Masz, kurwa, rację! Powinienem dać sobie spokój - krzyknął.
Zamachnął się, a krzesło z głośnym hukiem poleciało na podłogę. Odsunąłem na bok dziewczynę stojącą przede mną, by nie była narażona na pociągnięcie z bara czy coś w tym stylu. Irwin w tempie natychmiastowym wyleciał wkurzony z kuchni warcząc jeszcze jakieś przekleństwa pod nosema, natomiast Veronica usiadła sama przy blacie, na jednym z wysokich krzeseł. Z westchnieniem usadowiłem się obok niej i objąłem ramieniem. Otworzyłem nawet usta, by ją pocieszyć, ale zaraz je z powrotem zamknąłem dochodząc do wniosku, że lepiej bym nic nie mówił. Poradzi sobie z tym, przynajmniej mam taką nadzieję.
- Co będziesz jadła? - usłyszeliśmy głos należący do Kate.
- Szczerze to nie jestem głodna - szepnęła wzruszając przy tym ramionami. O nie nie, tak to my się bawić nie będziemy. Spojrzałem na Kathrin posyłając jej uśmiech.
- Wystarczą kanapki, ale usiądź kobieto ja je zrobię. - Ta tylko kiwnęła głową i wróciła na swoje miejsce, ja natomiast wstałem i podchodząc do lodówki wyciągnąłem z niej masło i ser. Z szafki obok wyjąłem chleb tostowy i włożyłem je do tostera. Nie musiałem za długo czekać, więc zaraz je ułożyłem na wcześniej przygotowanym talerzu i dodałem masło i położyłem na to ser. Gotowe śniadanko postawiłem Ronnie przed nos, szczerząc się przy tym jak głupi.
- Ja nie... - biedulka chciała już protestować, ale nie ze mną kochanie. Zaśmiałem się pod nosem biorąc jednego tosta do ręki i dosłownie wepchnąłem jej go do buzi. Ta zgromiła mnie wzrokiem, ale wzięła gryza, zabierając mi przy okazji chleb. Czemu ona musi być taka słodka?
- Zjesz całe?
- Tak, tak, tylko mnie już nie karm - wystawiła w moją stronę język i sama skubana nawet nie wiem kiedy wcisnęła mi kromkę do buzi.
- Mmm jakie dobre - wymruczałem na co jeszcze bardziej zaczęła się śmiać.
Reszta śniadanie mijała bardzo monotonnie, czyli każdy był zajęty swoimi rozmowami, Lou próbował nie pokazywać, że ukradkiem patrzy na Adrianne, która opierała swoją głowę na dłoni, ja próbowałem rozśmieszyć młodszą jej wersję, co wychodziło mi całkiem dobrze muszę przyznać. Jedynym przerywnikiem był nagły huk, który uciął wszystkie rozmowy panujące w kuchni. Podskoczyłem przestraszony rozglądając się pomieszczeniu aż mój wzrok  padła na Ann, której głowa leżą na stole. Zasnęła? Zemdlała? Po chwili jednak podniosła głowę, rozmasowując czoło. O mój boże zasnęła i jebnęła głową o stół. Normalnie wybuchnąłbym niepohamowanym śmiechem, ale ostatkami sił się od tego odwiodłem. Veronica z prędkością światła popędziła do siostry tak samo zresztą jak Tommo, który teraz pomagał Adrianne wstać z krzesła i podążyli do salonu. Nie myśląc zbyt długo również za nimi podreptałem. Louis ułożył ją na jednaj z kanap, lecz ta jak to na upartą kobietę bywa usiała robiąc miejsce siostrze. Ronnie natomiast usiadła koło niej i pociągnęła ją tak, że głowa Ann znajdowała się na kolanach młodszej.
- Proszę cię leż Addie. - Brunetka tylko jęknęła, ale została w tej samej pozycji, więc Ronnie kontynuowała. - Dlaczego nie spałaś w nocy?
zadała kolejne pytanie lecz nie uzyskała odpowiedzi przez dłuższy czas.
- Brian - w końcu szepnęła zaciskając mocno powieki.
- Dzwonił do ciebie ojciec? Czego chciał i jak?
- Komórki są schowane w komputerowym, gdy zadzwonił Liam od razu pobiegł do twojej siostry - wyjaśnił jej Lou nieco spięty, na co Veronica tylko kiwnęła głową.
- Czego chciał? - ponowiła pytanie, ale znacznie ciszej.
- Dowiedział się o tym - uniosła złamaną rękę ku górze. - Wiedziałam, że będzie dzwonił - powiedziała nieco łamliwym głosem. - Czułam, że jakimś cudem się dowie, dlatego nie chciałam jechać do szpitala - wyjaśniła z tymi słowami kierując się do Tommo, po czym kolejny raz spojrzała z dołu na siostrę. - Wiesz, że grał okropnie zmartwionego, że miała ochotę mu wszystko wykrzyczeć. - westchnęła, ale mówiła dalej jakby wyczuła kolejne pytania swojej siostry. - Pytał się co się stało, nie mówiąc zupełnie skąd wie, że byłam w szpitalu. Odpowiedziałam mu że kolega oberwał bo mnie chuj obraził - wzruszyła ramionami, gorzko się śmiejąc.
Dziwiłem się, że ich ojciec w to uwierzył, chociaż, to była prawda, no ale nadal ja na jego miejscu już dawno bym wsiadł w samolot i tu leciał. - Uwierzył w to, no bo jak inaczej, przecież zawsze nam wierzy. Wiesz, że nawet chciał przylatywać? - znowu się zaśmiała tym razem rozklejając się już na dobre. Veronica długo nie myśląc przytuliła ją mocno do siebie i tak siedziały dłuższy czas.
- Shh kochanie - szeptała jej próbując ją uspokoić, ale niewiele to dało.  - Nie przejmuj się ojcem. Nie jest tego wart - szeptała dalej. Czemu czułem się jakbym oglądał coś niezwykle intymnego? Ah to tak wiem dlaczego, kolejne słowa mi to uświadomiły. - Kocham cię wiesz o tym prawda? - pogłaskała ją zdrową ręką po policzku ścierając  tym samym jej łzy, tyle że obie teraz płakały. Adrianne uniosła na nią wzrok całując jej policzek.
- Wiem o tym, bo ja też cię kocham.
- Takie wzruszające - usłyszałem prychnięcie. Spojrzałem w stronę schodów, na których właśnie stała Edwards. Dosłownie się we mnie zagotowało na jej widok.
- Wyjdź stąd jak masz być suką - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Blondynka zmroziła mnie wzrokiem, ale po chwili zniknęła za drzwiami. Wracając spojrzeniem na siostry miałem ochotę tam podejść do nich, przytulić je ale wiedziałem, że nie wypada, dlatego też siedziałem na miejscu obserwując je zupełnie tak samo jak Lou. Jeszcze przez chwile płakały i zaraz szloch ustał. Adrianne zasnęła w objęciach Ronnie, która nadal bujała się z nią to w przód to w tył.
Westchnąłem ciężko, patrząc na spokojną twarz starszej z sióstr, bowiem pierwszy raz widziałem ją taką kruchą, taką bezsilną. Zawsze nie ukazywała tej siebie i mogę być pewien iż to jej prawdziwa twarz. Czyta, przejrzysta bez żadnego chamstwa czy pustki przyklejonej do twarzy. Pytanie tylko czemu nadal nakłada to cholerstwo na swoje serce. Czemu ukazuje się z tej najgorszej strony, gdzie tylko dojście do niej powiada jej siostra, przed którą się nie zamyka.
W końcu Louis podszedł do nich, szepnął coś na ucho Veronice. Ta chwilę się wahała, lecz zaraz skinęła głową, a Tomlinson delikatnie wziął dziewczynę na ręcę kierując się z nią w stronę schodów. Zielonooka podparła się łokciami o kolana i schowała twarz w dłoniach. Zacisnąłem wargi w wąską linię zastanawiając się czy usiąść obok niej i przytulić czy po prostu nic nie mówić ani nawet nie podchodzić, żeby sama sobie z tym poradziła. Podjąłem decyzję; usiadłem obok i objąłem ramieniem jej kruche, szczupłe ciało przyciągając je do siebie.
- Obejrzymy coś? - wymamrotałem w jej włosy.
Ronnie ledwie zauważalnie przytaknęła głową i oparła się o kanapę, skubiąc swoje paznokcie. Zaś ja podniosłem się, podszedłem do szuflady, w której trzymamy płyty i wyciągałem po kolei każdą czytając na głos jej tytuł, by usłyszeć po chwili nie lub może. W końcu wybrała, Brick Mansions i muszę przyznać, dziewczyna ma gust, sam uwielbiam ten film. Więc włożyłem płytę do odtwarzacza i ponownie usiadłem obok niej, zauważając, że w salonie zebrało się kilka osób, które rozsiadły się na kanapach.
 Podczas filmu prawie wszyscy rozmawialiśmy, nie przejmując się tym co dzieje się na ekranie. Każdy z nas widział ten film setki razy, jak widać Ronnie też. Chociaż może temat samochodów bardziej ją interesował niż film.
Wszytko byłoby super, ale przecież jak zawsze coś musi nam przeszkodzić, bo byłoby nudno, prawda? Swoją obecnością zaszczycił nas Ashton, wchodząc do salonu. Wycierał starą szmatką dłonie, więc prawdopodobnie był w garażu.

- Gdzie Tommo i ta wywłoka? - zapytał perfidnie patrząc się na brunetkę w moich objęciach. Poczytałem jak jej ciało się napina z każdym słowem wypowiadamy przez chłopaka - Złamała mi nos trzeba biednego chłopaka ostrzec przez złamaniem łóżka, albo czego innego - zaśmiał się opierając bezczelnie o ścianę. - Serio mogliśmy ją wtedy oddać do burdelu. Chyba jednak zadzwonię do Maxa. - chciał dalej prowadzić swój monolog, ale brunetka zerwała się z kanapy i stanęła przed nim wiedziałem, że powstrzymuje się od przywaliła mu, może dobrze by jej to zrobiło?
- Zamknij w końcu ten swój wkurwiający ryj! Ileż można! Możesz obrażać mnie do woli! Ale od niej się odjeb bydlaku! - Uderzyła go pięścią w tors dalej mówiąc. - Rozumiem okej jesteśmy nic dla ciebie niewarte! Ale wiesz co?! Sam dla siebie też jesteś gównem.
- Ronnie? - Wstałem chcąc ją od niego zabrać zanim skończy się to czymś i wiele gorszym, natomiast dziewczyna zignorowała mnie dalej dźgając go z nienawiścią w klatkę piersiową.
- Rozumiem, że zmieniłeś się zakopując wszystko po jej stracie. Ale do cholery nie daje ci to prawa do bycia takim chujem! - Warknęła kipiąc ze złości. Pierwszy raz dosłownie widziałem ją w takiej akcji. Postawiła się Irwinowi. O kurwa jestem z niej taki dumny! Przytuliłbym ją w tym momencie, ale wiem czym to by groziło, więc stałem z boku monitorując całe zajście, by w razie czego wkroczyć.
- Nie tobie to oceniać - ryknął przybliżając twarz do jej. Kurwa z sekundy na sekundę robił się bardziej niebezpiecznie! Boże uchroń tą drobną osóbkę.
- Masz rację! Nie mi, bo przecież i tak mi wpadniesz kulkę w głowę!
- Tak i zrobię to kurwa z ogromną chęcią! - Po tych słowach rozniósł się głuchy plask a blondyn odbił się, a raczej jego głowa od ściany.
- Kurwa.
- I vice wersa - sapnęła podchodząc do mnie nieco chwiejnym krokiem. Musiałem ją stąd zabrać i to najlepiej zaraz.
Nim się jednak obejrzałem Irwin chwycił jej nadgarstek i pociągnął w tył, a ja odruchowo sięgnąłem po broń i celując w jego osobę lecz czujnie obserwowałem każdy jego ruch. Patrzyłem ja sięga do kieszeni i wyciąga z niej kluczyk od samochodu.
- Jedziesz ze mną - warknął i zaczął się kierować do drzwi.
Jasna cholera, teraz to na prawdę chce ją chyba zabić. Dziewczyna momentalnie wyrwała rękę z uścisku i cofnęła się kilka kroków, zderzając się plecami ze ścianą.
- Nigdzie nie jadę, zapomnij - wysyczała krzyżując ramiona pod biustem.
- Chcesz się przekonać?
Nie, wystarczy. Mam dość jego szczeniackiego zachowania. Mimo że jestem młodszy to zachowuję się rozsądniej niż ten idiota. W jak najszybszym tempie, zanim Irwin doszedł do brunetki stanąłem między nimi mrożąc Ashtona wzrokiem.
- Daj jej wreszcie spokój i wbij sobie do tego pustego łba, kretynie, że nie znaczy nie - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

- Broń jej, a zobaczysz co się potem stanie.
- Wyjdź już i ochłoń - prychnąłem, a jeszcze większa furia błysnęła w jego oczach. - Wyjdź stąd do cholery jasnej Irwin!
- Żebyś o coś potem nie błagał. - Prawie że na mnie splunął i zrobił co powiedziałem.
Warcząc pod nosem wplotłem dłoń we włosy i pociągnąłem za ich końcówki. Odwróciłem się do zielonookiej, która patrzyła na mnie zupełnie bez emocji.

- Chodź - szepnąłem, chwyciłem osłupiałą brunetkę za nadgarstek i pociągnąłem do garażu.
Jeśli nie on, to ja ją gdzieś zabiorę. Poza tym i ja i ona potrzebujemy się odstresować. No zwłaszcza Ronnie.
- Gdzie jedziemy? Co z Ann? - wypytywała gorączkowo, wsiadając na miejsce pasażera.
- Spokojnie, wszystko jest w porządku. Wrócimy wieczorem - westchnąłem, zapinając jej pasy.
Już się więcej nie odezwała zamykając oczy z westchnieniem. Obchodząc samochód zasiadłem za kierownicą wyjeżdżając z garażu. Moim celem było poprawienie jej humoru, więc zabieg czas zacząć. Wyszperałem ze schowka płytę CD 
Green Day - American Idiot, oczywiście puszczając kawałek o tym samym tytule co cały krążek. Przekręciłem pokrętło od głośników na maksymalną głośność wystukując rytm mojej i jej ulubionej piosenki. Kontem oka dostrzegłem, że dziewczyna uśmiechnęła się lekko w moją stronę, ale nie tak samo jak tego ranka, gdy jedliśmy obydwoje śniadanie. Eh, cóż chyba najpierw muszę sprawić by się rozluźniła, trudno najwyżej mnie posadzą za to, ale to siła wyższa. Zmieniłem bieg dociskając gaz do dechy i zaraz parkowałem obok najlepszego baru na obrzeżach Londynu.
- Co ty... Co to ma być? - zapytała, po chwili wpatrywania się w rażący w oczy szyld.
- Musisz się wyluzować, kochana - posłałem jej połowiczny uśmiech i wysiadłem z samochodu, a Ronnie zaraz za mną.
Skierowaliśmy się do wejścia. Widziałem jak brunetka rozgląda się wokół, co dało mi do zrozumienia, że jest tu po raz pierwszy, ale nie dziwi skoro mieszkały w zupełnie innej części miasta. Dotarłem jako pierwszy do drzwi i je przed nią otworzyłem przepuszczając  ją pierwszą. Wnętrze było nowoczesne i ekskluzywne. Usiedliśmy przy stoliku gdzieś w kącie, gdzie nie było wielu ludzi, dzięki czemu mogliśmy załatwić sobie nieco więcej prywatności i nie narażać się na to, że ktoś nieproszony mógłby nas zauważyć. Nie mogę ryzykować, prawda? Chociaż wątpię, iż ktokolwiek w ogóle ma świadomość, że córki O'Connora zostały porwane. Na pewno są kojarzone z nazwiska, w końcu mają bohaterskiego tatusia sukinsyna. Ale nie ważne. Wziąłem do ręki menu i otworzyłem na ostatniej stronie, gdzie znajdowały się różnego rodzaju alkohole.
- Wybierz coś - podałem kartę dziewczynie, która patrzyła na mnie z grymasem na twarzy.
- Luke, mówiłam ci, że nie piję.
- Dzisiaj zrób mały wyjątek, poza tym nie bierzesz już leków - zauważyłem błyskotliwie na co Ronnie westchnęła ciężko i spuściła wzrok na kartę. Po chwili odwróciła ją w moją stronę, pokazując palcem na pokręconą nazwę drinka, którą ledwie dałem radę przeczytać.
- No dobra, idę, tylko błagam cię Ronnie. Błagam na kolanach, nie próbuj uciekać - jęknąłem patrząc na nią prosząco.
- Nie mam zamiaru - wzruszyła ramionami.
Przez dłuższy czas przyglądałem się jej postawie, zgarbionym plecom, gęstej skórce na jej rękach. Bała się o siostrę i widać było, że też nie ufa mi do końca, no bo kto mądry by nam zaufał.. Westchnąłem ciężko kierując się w kierunku zgrabnej blondyneczki, która stała za barem. Złożyłem zamówienie na wymyślny eksperyment kolorowych sików dla bab, tego nawet alkoholem nie można było nazwać ale cóż, nie chcę jej przecież upić.
W między czasie, gdy barmana przygotowywała drinka zdążyłem się jej trochę przyjrzeć. Była ładna, tyle że miała połowę betoniarki na ryju, a gdybym chwycił za włosy na pewno przykleiły by się do moje ręki. Na dodatek jej kusa bluzka opinała jej ciało i wręcz wylewający się silikonowy biust. Eh mogłem opisać ją tylko jednym słowem - plastik.
Nie wiem, jak można robić sobie takie coś. Ale czym ja się przejmuje, to nie mój problem, nie wyglądam jak ona. Zapłaciłem, po czym bez patrzenia na jej sztuczny ryj zabrałem drinka i wróciłem do stolika. Przysunąłem go w stronę dziewczyny, która siedziała skulona skubiąc swoje paznokcie. Miałem nadzieję, że wybrała coś wysokoprocentowego, bo na serio musi się rozluźnić. Niepewnie wzięła wysoką szklankę do ręki i włożyła słomkę do ust.
- Dobre to? - zapytałem po chwili patrzenia, jak sączy jakieś tęczowe gówno.
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Jak nie masz HIV to możesz spróbować.
Roześmiałem się dosyć głośno, jednak zaraz spoważniałem i uniosłem dłonie na wysokość głowy, dając jej do zrozumienia, że jestem całkiem zdrowy. Wziąłem od niej szklankę i upiłem sporego łyka. Postawiłem ją z powrotem na stole, patrząc na dziewczynę z lekką kpiną.
- Smakuje jak wieloowocowy soczek dla dzieci.
- Ej odwal się! To nie ja upiłam się w trzy dupy na ognisku - wytknęła mnie palcem wskazującym chichocząc przy tym jakby przypomniała sobie coś niezwykle zabawnego  - Mam przypomnieć Ci co robiłeś tego wieczoru?
- Co? O czym ty mówisz? - Zapiszczałem zdziwiony. Czy ja czegoś nie pamiętam z tej imprezy? O boże mam nadzieję, że nie biegałam przy niej nago. Zrobiłem to jeden raz, jeden jedyny na swojej osiemnastce i na prawdę bym w to nie uwierzył gdyby nie zdjęcia, które zrobił Mike. On mnie zawsze upokorzy, nie ma co. 
- Powiedz mi że byłem w pełnym ubraniu. - Mój głos był piskliwy ze strachu o to co wyczyniałem, ale Ronnie wybuchnęła śmiechem cytując jak mniemam moje pijackie słowa.
Po chwili uniosłem dłoń, praktycznie dotykając nią jej nosa.
- Już wystarczy.
- Szkoda tylko, że nikt tego nie nagrał. I jakbyś widział miny wszystkich wokół, jak...
- Szkoda tylko, że niczego nie pamiętam - przerwałem jej. - Ale nie było tak źle, z tego co mówisz.
- Tak, najlepsza była prośba o siku - zmarszczyła słodko nos, uśmiechając się szeroko.
- Dziewczyno, na pewno o tym marzyłaś - prychnąłem. - Jesteś jedną z niewielu, która miała szansę go zobaczyć.
- Niewielu, dlatego, że żadna nie chce? - Roześmiała się, a we mnie coraz bardziej rosła ochota walnięcia głową o stół, mimo uśmiechu na moich ustach. Cieszę się, że udało mi się ją rozśmieszyć i jak widzę nie była to tylko i wyłącznie moja zasługa gdyż prawie opróżniła szklankę trunku. Sprawdziłem godzinę na zegarku, orientując się ile tu siedzimy. Chwilę tu jeszcze zabawimy, a potem zabieram ją na dalszą część wycieczki.
- No dobra, mam pytanie, na które mam nadzieję chętnie odpowiesz - puściłem jej oczko. - Więc, jak to było, że zakochałaś się w samochodach? Czekam na historię z dzieciństwa - zaśmiałem się cicho, opierając brodę o swoje splecione dłonie.
- Ehm... No cóż, dzieciństwo miałam zwyczajne. Od zawsze ciągnęło mnie do aut, tak po prostu. Lalki, kosmetyki, ubrania i inne dziewczęce pierdoły wtedy mnie odrzucały, to było takie nudne - westchnęła, przewracając oczami. - Znalazłam coś, co było inne, lepsze. Mianowicie samochody. Znaczy, to było tak, że razem z Ann przyjaźniłyśmy się z pewnym chłopakiem, on też kochał samochody, ale to jak większość chłopców. Zaraził mnie tą pasją - zachichotała, zapewne wspominając jak to było, a ja wpatrywałem się w jej nieobecny wzrok. - Mój ojciec też uwielbiał te piękności na czterech kołach, więc często przychodziłam do garażu, gdy byłam mała i siadałam na stoliku, patrząc jak coś robi przy jego samochodzie. Z czasem zaczęłam mu pomagać, na początku jedynie podawałam różne narzędzia lub części, tym samym ucząc się ich nazw i do czego służą. Później sama zaczęłam naprawiać. Kiedyś tak mnie to wciągnęło, że potrafiłam rozebrać samochód zupełnie sama, tylko po to, żeby znowu go złożyć - zaczęła się śmiać, przykładając dłoń do ust. Tym samym moje wargi rozciągnął szeroki uśmiech. - No i tak mniej więcej wygląda moja przygoda z samochodami.
Chwyciła po chwili szklankę i wlała do gardła resztkę drinka.
- No dobra, mała - klasnąłem w dłonie podnosząc się z krzesła.
- Jestem niska, a nie mała. - oburzyła się krzyżując ręce pod biustem, ale poszła w moje ślady stając przede mną. - To ty jesteś chodząca żyrafą - zaśmiałem się na jej komentarz po czym bez żadnego uprzedzenia chwyciłem ja za biodra podnosząc do góry i sądząc ją sobie na ramionach. Ignorując jej prośby udałem się do wyjścia.
- Uwaga na głowę - ostrzegłem gdy przechodziliśmy przez próg baru na zewnątrz. Na szczęście w porę się uchyliła, dzięki czemu nie przywaliła w ścianę powyżej.
- Chciałeś mnie zabić bydlaku - oskarżyła mnie uderzając pięścią w moje barki.
- Nie prawda! Ostrzegłem cię - powiedziałem poważnie próbując się bronić, ale nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Czemu przy niej czuje się takim takim normalnym nastolatkiem. Bez tego całego bagażu jakim jest gang i zabijanie?
- To nie jest śmieszne! - jej głos przywrócił moje odpływające myśli. - Mogłam nabić sobie guza - pociągnęła za moje włosy na co mruknąłem, jakoś sposobem ją rozśmieszając. - Ja to w końcu nie wiem. Jesteś żyrafą i kotem i małpą i lubisz pingwiny! Kurde zwierzyniec mogę z tobą zakładać - wykrzyczała puszczając swój głos przez ciemne uliczki którymi podążaliśmy.
- Ty jesteś moim pingwinkiem - wypaliłem że śmiechem, natomiast dziewczyna pisnęła "owhhh" i uszczypnęła mnie w lewy policzek.
- Gdzie idziemy, tak w ogóle? - wymamrotała, opierając się łokciem o moją głowę.
- Burzysz mi fryzurę - burknąłem, a dziewczyna zaczęła mi jeszcze bardziej czochrać włosy, na co jęknąłem przeciągle. - Nie będziesz fryzjerką, Ronnie.
- Wiem, będę mechanikiem.
- Już jesteś - zaśmiałem się.
- No więc odpowiedz mi na pytanie.
- Nie mogę, to niespodzianka.
- Mów, Hemmings albo ci wyrwę te blond kudły - parsknęła.
- Idziemy na taki duży plac zabaw - westchnąłem, mając nadzieję, że da spokój moim włosom.
- Plac zabaw, powiadasz... Nie wiem czy żyrafy mają tam wstęp.
- Miejmy nadzieję, że mnie wpuszczą - zachichotałem.
Kiedy dotarliśmy na miejsce. Postawiłem ją na ziemi tuż przy dużej starej bramie, która była zamknięta na kłódkę. Znajdowaliśmy się właśnie..
- O mój Boże opuszczone wesołe miasteczko! - Pisnęła skacząc jak idiotka dookoła mnie. Wywróciłem oczami gdyż wiedziałem, że jutro będzie zwijać się z bólu przez zbyt intensywne napinanie skóry, którą miały połączyć szwy, ale nie mogłem zabronić jej się cieszy. W końcu od tygodnia spotykały ją same złe rzeczy. Należało jej się to.
Podszedłem do żelastwa wkładając szpilkę z zegarka do zamka kłódki i zaraz mogłem ją swobodnie pchnąć puszczając przodem podekscytowaną brunetkę, która puścił się biegiem w stronę wielkiej karuzeli dla dzieci. Zaśmiałem się kiedy ledwie przeskoczyła malutki płotek i wskoczyła na platformę, po czym przytuliła jednego z koników.
- Oh mój ukochany mówiłam że kiedyś do ciebie wrócę - głaskała plastikowego konika mówiąc do niego jak.. Jak dziecko do swojego zmyślonego przyjaciela. O kurwa! Upiłem ją! Sam siebie zastrzelę, ale kurde nie spodziewałem się zupełnie, że po jednym damskim drinku tak ją weźmie.
- Na prawdę Ronnie? - Zakpiłem stając na przeciwko niej.
- Zamknij się, nie do ciebie mówię!
- No wiesz co, zabolało - burknąłem, odwracając się tyłem do dziewczyny.
Gdy nie słyszałem żadnego odzewu z jej strony ze zmarszczonymi brwiami odwróciłem się z powrotem w stronę karuzeli. Nie było jej tam.
- Ronnie - zawołałem. Jest pijana, może sobie zrobić krzywdę, Bóg wie gdzie wlezie czy z czego skoczy! - Veronica, to nie pora na żarty - warknąłem, nadal jej nie widząc ani nie słysząc. - Do jasnej cholery, ostatni raz cię zabrałem gdziekolwiek po pijaku.
Obracałem się wokół własnej osi, rozglądając się za drobną sylwetką. W końcu ruszyłem w stronę karuzeli, ją także okrążając. No kurwa jego mać, jak tylko ją znajdę to nie wiem co jej zrobię.
- Kurwa mac - odskoczyłem na bok łapiąc się za pierś gdy karuzela, dodam że zepsuta karuzela zaczęła się obracać grając melodyjkę, która Ronnie nuciła dzisiaj podczas uspokajania Ann. Nie musiałam nawet zgadywać, kto spowodował te nagle ożywienie maszyny, gdyż to było wiadome. Pokręciłem z niedowierzaniem głową na boki i ruszyłem do serca karuzeli wpadając na uśmiechniętą brunetkę, która trzymając się lewa ręką rurki wzrastającej z tułowia konika z zamkniętymi oczyma stała powtarzając melodie.Patrząc tak na nią doszedłem do wniosku, że nie mogę na nią nakrzyczeć.
Miałem sprawić by zapominała, a nie dorzucać oliwy do ognia, więc również chwyciłem metal i pozwoliłem sobie na relaks i mała zabawę jaka potrafiły dawać tylko i wyłącznie małe rzeczy.
Oczywiście nigdy nie może być w pełni dobrze, teraz jak widać też. Zadzwonił mój telefon, którym chciałem w tej chwili rzucić o ziemię i zdeptać. Zamiast tego jednak z westchnieniem odebrałem, opierając się biodrem o kucyka, nadal mając oko na Ronnie.
- Słucham - wymamrotałem cicho.
- Gdzie wy jesteście?! - pisnęła Kate do słuchawki, a ja miałem wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Hej, uspokój się. Zabrałem ją na małą wycieczkę - uśmiechnąłem się lekko, patrząc na brunetkę, która przytulała własnie plastikowego, zakurzonego konika.
- Adrianne schodzi tutaj na zawał, była bliska ataku - warknęła do słuchawki. - Wracajcie do domu.
- Nie wiem czy to pójdzie tak łatwo - mruknąłem. - Do zobaczenia.
Po tych słowach rozłączyłem się, nie chcąc więcej słuchać marudzenia dziewczyny. Obszedłem powoli kręcącą się karuzelę i przystanąłem przy Veronice.
- Musimy wracać, pingwinku - szepnąłem, odgarniając włosy lecące jej na twarz.
- Dlaczego? - jęknęła, dociskając swoje ciało do metalowej rurki, niczym małe dziecko, które nie chce zejść. W tej chwili była takim dzieckiem, nierozumnym, małym, wrażliwym dzieckiem, które po prostu uwielbiałem. Wstawiłem w jej stronę dłoń, którą od razu chwyciła i udaliśmy się w drogę powrotną do  mojego samochodu. Oczywiście Ronnie śmiała się wniebogłosy gdy co chwila potykała  się o własne nogi w tej ciemności. Zwłaszcza, że szliśmy przez ciemną uliczkę prawie w ogóle nie oświetloną przez uliczne lampy. Zmrużyłem oczy dostrzegając przed nami jakieś dziwne kształty. Czyżby ktoś zamierzał w naszym kierunku? A może mi się tylko zdawało? Niestety nie miałem racji. Kolejne wydarzenia działy się w ekspresowym tępe.
Usłyszeliśmy z tyłku warkot samochodu a z przodu przeładowania broni. Momentalnie wyciągnąłem swoją spluwe odbezpieczajc ją. Kurwa mac jesteśmy w głębokiej dupie. Pchnąłem dziewczynę za mnie tak, że gdyby strzelali ja przyjąłbym wszystkie pociski na moją osobę. 
- No proszę, kogo my tu mamy - usłyszałem gorzki śmiech, a coś się we mnie zagotowało.
- Zadziwia mnie fakt że sam pofatygowałeś swoją tłustą dupę tutaj - wycedziłem mierząc bronią w przód, w dwie osoby, których przez ciemność nie mogłem poznać.
Dochodzący z tyłu głos Seana dawał mi do zrozumienia, że ten kutas się zbliża. Odwróciłem głowę, napotykając jego pobłażliwe spojrzenie.
- Córka O'Connora, no proszę jaka piękna. - Już wystawiał dłoń w jej stronę, ale wymierzyłem w niego broń, dzięki czemu odsunął się, podnosząc dłonie na wysokość głowy.
- Dotknij jej, a przestrzelę ci głowę  - warknąłem w jego stronę.
- I myślisz, że takimi słowami zrobisz na mnie wrażenie? - prychnął, wciskając dłonie w kieszenie spodni.
Wypuściłem cicho powietrze z płuc i patrzyłem bez słowa na głupawy uśmiech Parkera.
- Czego chcesz?
- A jak ci się wydaje, Hemmings? Czego mógłbym chcieć w tej chwili? Nie wiem, czy udajesz czy może jesteś tak tępy na jakiego wyglądasz.
- Za to strzelać umiem - mruknąłem zaciskając mocniej palce na pistolecie. 
Nie powiem, że byłem pewien że ich pokonam, bo sam na nich wszystkich. W dodatku Ronnie nie miała czym się bronić. Co ze mnie za kretyn. 
- Młodszą z sióstr? - poświęcił na nią latarką, która nie wiem nawet skąd się wzięła. Mlasnął niezadowolony odcinając znowu nas od światła, przez wyłączenie urządzenia.-  Oh to nie będę mógł pogadać z dziewuszką, która poturbowała mi moich dwóch najlepszych ludzi.
- Najwidoczniej tacy nie są - fuknęła wychylając się delikatnie.
- Oh ale widzę że też jesteś ostra  - zaśmiał się parszywie zaraz poważniejąc. - Oddaj nam ją grzecznie, a nikomu nic się nie stanie.
- No chyba po moim trupie - ryknąłem naciskając spust.
Akcja toczyła się po prostu zbyt szybko, nie myślałem - strzelałem. Teraz moim priorytetem było ochronić Veronicę. Nie dostaną jej. Pchnąłem ją lekko w tył, by się nie przewróciła i sam poszedłem za nią, nadal strzelając w tych kretynów.
- Uciekaj - warknąłem.
Dziewczyna bez słowa znacznie przyspieszyła, niestety latarka znów poszła w ruch i nie byliśmy zupełnie niewidoczni. Znajdowaliśmy się blisko wyjścia z jebanej uliczki, ale nagle padłem na ziemię jak długi, a rozszarpujący ból rozniósł się po całej mojej nodze. Zakląłem pod nosem i z trudem próbowałem się podnieść, ale kolejny strzał, który tym razem trafił mnie w ramię, całkiem sprawił, że padłem z powrotem na beton. Uniosłem jedynie głowę, drżącą dłonią starając się dosięgnąć pistoletu leżącego niedaleko mnie.
- Zostaw ją! - wrzasnąłem, widząc jak jeden z tych gnojków zatyka usta Ronnie i zaczyna gdzieś ciągnąć. Ponownie spróbowałem się podnieść, jednak nic z tego, ból mnie sparaliżował.
Brunetka szarpała się, wrzeszczała. Usłyszałem moje imię, zobaczyłem łzy w jej oczach. Zmotywowało mnie to. Nie wiem jak to zrobiłem ale podniosłem się. Lecz co z tego, skoro zaraz znowu zostałem powalony na ziemię. Ktoś zaczął kopać mnie po całym ciele, obraz zaczął mi się zamazywać, ból był nie do zniesienia. Po chwili zobaczyłem w tych ciemnościach niewyraźną sylwetkę klęczącą nade mną. Kiedy się odezwał niemal od razu rozpoznaniem jego głos.
- Wiesz jesteś bardzo wylewny po alkoholu, gdyby nie ty nie wiedzielibyśmy, że Brian ukrywał przed światem te małe szmaty. Dzięki stary. - Max poklepał mnie po policzku odchodząc w stronę samochodu. Który zatrzymał się koło mnie by łysy mógł wejść. Musiałem coś zrobić. Kurwa oni nie mogą jej zabrać. Szybko sięgnąłem po pistolet i zanim jeszcze drzwi się za nim zamknęły strzelałem dokładnie w środek jego głowy zabijając skurwiela. Niestety zaraz również oberwałem po raz drugi w dłoń w której trzymałem broń. Pistolet upadł na beton a tamci odjechali zabierając ze sobą moja Ronnie, moja małą bezbronną Ron. Czułem jak moje powieki stają się cięższe, co zwiastowało tylko jedno. Za moment stracę przytomność. Przetoczyłem się na plecy by wyciągnąć telefon z kieszeni. Muszę im to powiedzieć! Wybrałem numer wcześniej włączając moją lokalizację, by w razie czego mogli mnie namierzyć. Chociaż na to nie zasługiwałem.
- Halo? - zabrzmiał głos w słuchawce, niestety już nie odróżniałem dźwięków, wszystko było do siebie podobne, wszystko się ze sobą zlewało. 
- Sean, porwał ją - wyszeptałem po czym po prostu straciłem przytomność.

___________________________________________
Hej kochani! *,*
Przychodzimy do was z rozdziałem, poprawiałam go do 2 nad ranem, więc nwm czy czegoś nie pominęłam i wg ale jet prawda.
Taki Walentynkowy prezent od nas. Rozdział na początku takie słodki i wg (wcięta Ronnie to zajebista Ronnie xD ŻARTUJĘ! NIE PIJCIE ALKOHOLU GNOJKI xD) no ale ta końcówka najgorsza. Teraz jak myślicie. Jak zareaguje Ann (i omg to jak walnęła w stół głową, ryłam jak to pisałam xD ) Ja myślę, że ich tam pozabija wszystkich :D Wiec na ich miejscu pochowałabym broń xd 
A więc chciałabym powitać Notie (Kathrin) która zaczęła nas czytać i jak to mi pisała 'uzależniłam się' xD cieszę się skarbie :* i kolejnego anonimka (który śmiesznie pisze zdrobnienie Veronicy xD Vee:))
No a więc kurde DZIĘKUJEMY ZA PRAWIE 1500  wyświetleń cholercia to tak dużo (jak dla mnie) Omg nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę :* Dziękuję, również za każdy komentarz i miłe słowa. Kochamy was :* 
Zachęcamy was nadal do wysyłania waszych prac, oraz zadawania pytań bohaterom oraz tweetowania hasztagiem #ShowMeRealityFF 
W porządku już nie będę wam zawracać głowy :3 Odsyłam was do Ronnie 
Buziaki :* A.


Siema kochani! :*
Omg, dzisiaj walentynki ;O
Macie swoją drugą połówkę?
Ja oczywiście mam ❤
A co do rozdziału to po prostu go uwielbiam jest jak dla mnie świetny, postarałyśmy się :D Większość jest taka słodka, Lunica to goal na serio *.* Ale koniec takie bum co się dzieje ⊙_⊙ Cholera, znajdą go czy nie znajdą? Co będzie z Ver? :v
Huhu, dobra przejdźmy do ważnych rzeczy.
Dziękujemy wam serdecznie za tyyyle komentarzy, wyświetleń i o mój boże jest nas coraz więcej!! :D *u*
Well, zapraszamy do zakładki "Zapytaj Familię", gdzie możecie zadawać pytania bohaterom, jak i nam :3
A także zapraszamy na Twittera z hasztagiem #ShowMeRealityFF ^^
I możecie nam wysyłać swoje fanarty / prace, a my za zgodą wstawimy je tutaj.
No to tyle z mojej strony misie.
Do następnego rozdziału! Buziaki :*
W.






Jeśli czytasz proszę pozostaw komentarz

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 35.

*Perspektywa Louis'a*

Adrianne odsunęła się od Ashtona zaraza łapiąc za rękę. Cichy szloch od razu opuścił jej usta, więc szybko ją przyciągnąłem do siebie patrząc jeszcze jak Irwin znika w środku domu, a potem było słychać trzaskania drzwiami a następnie ryk silnika i pisk opon. No tak. W ogóle zadziwiające było to, że nic nie powiedział do Ann, po tym jak powiem tak ładnie rozkwasiła mu nos. Cicho liczyłem na to, że mu go poobijała, nawet ja przyznam, że mu się to należało. Przyciskając dziewczynę mocniej do siebie, zerknąłem ostatni raz na Luke'a i wprowadziłem dziewczynę do środka. Nie chciałem przeszkadzać blondynowi, a znając go już tyle lat wiedziałem, że zostawiam młodszą O'Connor w dobrych rękach. Co prawda też się martwiłem jej stanem, ale nie tak samo jak Adrianne no ale... Ash przesadził i to mocno. Widać, że oboje żywią do siebie sentymenty, bo nawet gdy pojawił się na tarasie miał ból i poczucie winy wymalowane na twarzy. Sam nie wiedziałem co z tym zrobić, miałem teraz co prawda ważniejsze rzeczy na głowie, więc gdy weszliśmy do łazienki znajdującej się w moim pokoju dopiero wtedy spojrzałem na spuchniętą dłoń Ann i już wiedziałem, że ją złamała.
- Adrianne... Masz złamaną dłoń. Nie wiem w którym miejscy ale jest złamana - spojrzałem na nią poważnym wzrokiem. Ciemnooka jedynie westchnęła krzywo na mnie patrząc. - Musimy jechać do szpitala.
- Nie. Nie zgadzam się.
- Ann, musisz się zgodzić. Masz złamaną rękę!
- Narobię wam tylko kłopotów - warknęła, nie patrząc na mnie, tylko na paskudnie spuchniętą dłoń. - Wystarczy lód, samo się zagoi.
Roześmiałem się gorzko na jej odpowiedź.
- Lód? Lód ma pomóc na złamanie? - prychnąłem. - Jedziemy do szpitala.
- Nie!
- Nie będę się z tobą kłócił o taką bzdurę. Od kiedy niby obchodzi cię czy będziemy mieć kłopoty?
Brunetka wzruszyła jedynie ramionami nadal trzymając się za nadgarstek.
- Jedziemy, chodź.
- Nigdzie nie jadę, to na pewno nie złamanie tylko stłuczenie - powiedziała zirytowana, a ja widziałem, że była bliska tupnięcia nogą.
Nawet gdy się złościła, była słodka. Tak uroczo marszczyła nos, zupełnie jak jej siostra, ale to chyba normalne - w końcu to rodzeństwo.
Ostrożnie, ledwie zauważalnie nacisnąłem palcem na jej pięść a dziewczyna zawyła z bólu.
- Nadal sądzisz że to stłuczenie? - Spojrzała na mnie dosłownie z wściekłością w oczach. - Chodź - mruknąłem ciągnąc ją za sobą.
Nie zwracając nawet uwagi na jej protesty zszedłem z nią do holu gdzie pomogłem jej założyć na nogi trampki, po czym znowu splatając moja dłoń z jej zdrową wprowadziłem na dwór gdzie stała moja śliczna Destyny. Wsadziłem ją do niej i sam zajmując miejsce za kierownicą ruszyłem do szpitala. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało, tylko muzyka wypełniała ciszę pomiędzy nami. Co chwila zerkałem na jej twarz próbując wyczytać z niej cokolwiek, lecz ona znowu nałożyła lodowatą pokrywę na swoje serce. Ciche westchnienie opuściło moje usta. Nie chcę się poddawać, ale ona nie dopuszcza mnie w ogóle do siebie. Nie mam pojęcia co mam robić i to mnie zaczyna denerwować ale i jednocześnie dobijać.
Docisnąłem gazu wracając spojrzeniem na jezdnię i zanim się nie obejrzałem parkowałem pod wielkim budynkiem w którym
znajdowała się siedziba zdrowia.
Wysiadłem z samochodu, trzaskając drzwiami. Obszedłem wóz i otworzyłem drzwi brunetce, która spojrzała na mnie z grymasem na twarzy.
- No chodź Ann, założą gips i wrócimy z powrotem - mruknąłem.
Ciemnooka westchnęła i również wysiadła. Zamknąłem auto za pomocą kluczyka i razem z nią skierowałem się do podwójnych, szklanych drzwi szpitala. Zawołałem pierwszą lepszą pielęgniarkę, a bynajmniej na taką wyglądała, miała kitel, miała, więc to musiała być pielęgniarka. Rzadko kiedy bywam w szpitalach, gdyż medyka -Caluma - mamy przy sobie. Kobieta będąca jakoś tak po trzydziestce uśmiechnęła się do nas promiennie uprzejmie prosząc abyśmy usiedli przy gabinecie i poczekali na naszą kolej. Ann wymamrotała coś pod nosem, lecz zrobiłam jak powiedziała i razem z mną opadła na drewnianą ławkę.
- Boli? - zapytałem, po chwili ciszy.
Adrianne spojrzała na mnie kpiąco.
- No coś ty. To swędzi.
Przewróciłem oczami na jej zachowanie. Byłem zdenerwowany, zmartwiony i po prostu emocje mnie roznosiły, a ona w dodatku jest taka sarkastyczna. Ale w sumie to żadna nowość, odkąd ją znam - czyli w sumie od tygodnia - taka jest.
- Dobrze to w takim razie daj podrapię. - moje słowa wywołały u niej śmiech. Powiedziałem coś zabawnego?! Spojrzałem na nią lecz nie śmiała się ze mnie. Ścierała łzy z policzków. Odwrotna reakcja, wolała się śmiać z bólu niżeli cierpieć, chociaż to nadal to samo. Uniosłem dłoń zabierając jej rękę i kładąc ją na jej kolanie, natomiast sam kciukiem zacząłem ścierać strużki z jej policzków. Ann w tym czasie, patrzyła w otępieniu w moje tęczówki, a ja mogłem podziwiać głębie jej oczu, gdyż znowu były normalne, znowu zniknęła z nich pustka. Brunetka przygryzła nieświadomie dolną wargę co tym bardziej potęgowało chęć nachylenia się i skosztowania jej idealnie wykrojonych ust. Niestety zanim zdążyłem jakoś zareagować na korytarz wszedł lekarz dyżurujący i widząc nas przed swoim gabinetem odchrząknął dosyć głośno zwracając na siebie uwagę, nie to że coś ale miałem ochotę mu przywalić, za przerwanie takiego momentu. Odwróciliśmy się w tym samym czasie do mężczyzny, około czterdziestki.
- Proszę możecie wejść do mojego gabinetu - powiedział uprzejmie zapraszając nas gestem ręki. Miałem już wstawać, lecz zostałem pchnięty z powrotem na krzesło, spojrzałem ku górze napotykając kręcącą głową Ann.
- Pójdę tam sama - miałem już zamiar zaprzeczyć, przecież nigdzie jej samej nie puszczę, ale przerwała mi szepcząc, co prawdę mówiąc mną wstrząsnęło. - Nie chcę robić problemów i wplątywać cię w jakieś kłopoty, po prostu tu zaczekaj. - Po czym po prostu weszła do gabinetu zostawiając mnie zszokowanego. Dotknąłem opuszkami policzka gdzie jeszcze przed chwilą dziewczyna trzymała swoją dłoń. Tyle myśli przelatywało mi przez głowę w tym momencie. Jakie kłopoty? O czym ona mówiła? Może miała to związek z ojcem? Ale co takiego się zmieniło, że nagle nie chce byśmy zapłacili za wszystko co im uczyniliśmy? Co się stało, że nagle się martwi?
Wzdychając oparłem się o duży filar za mną i przeczesałem włosy dłonią. Nie pozostało mi nic prócz czekania. A podczas tej czynności obserwowałem każdy najmniejszy kąt pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Wszystkich ludzi; pacjentów zgarbionych na krzesłach; lekarzy pojawiających się tu co jakiś czas; pielęgniarki biegające od sali do sali, od pacjenta do pacjenta; ochroniarzy przy wejściu do szpitala. Czas mijał, a ja po prostu siedziałem, tupiąc nogą o białe kafelki. Wreszcie usłyszałem odgłos otwierających się drzwi niedaleko mnie. Spojrzałem w tamtą stronę i niemal natychmiast podniosłem się na równe nogi, widząc brunetkę z gipsem na ręce.
- I co? Jak się czujesz? Będziesz musiała zostać?
Ciemnooka roześmiała się widząc moje podenerwowanie w oczach. No dobra, byłem zmartwiony, chociaż wiedziałem, że zostawiłem ją w dobrych rękach.
- Wszystko w porządku, za dwa tygodnie mam przyjechać na zdjęcie gipsu.
Odetchnąłem z ulgą i chwytając zdrową dłoń Addie wyszedłem z nią ze szpitala. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułem jakby czas nas poganiał. Może po prostu chciałem być jak najszybciej w domu, bo zostawiłem go na pastwę Irwina i innych. Nie mam pojęcia co się tam dzieje, a to uczucie nie daje mi spokoju. Mógłby coś zdemolować, wyciągnąć broń i ponownie strzelić do Veronici, albo Bóg wie co mogłoby się stać! Nie no dobra, przesadzam. Jest tam kilka rozsądnych, odpowiedzialnych osób, które by do tego nie dopuściły.
Przez te moje myśli nawet nie spostrzegłem, że cały czas trzymam dłoń dziewczyny, która znajdowała się na jej kolanie. Kontem oka spostrzegłem, że brunetka przygląda mi się uważnie, co chwila zerkając na moją dłoń. Myślałem, że strąci ją, wyzywając mnie, natomiast ona cały czas spokojnie siedziała przygryzając cholerną wargę zębami. Nie no nie mogę, odwróciłem wzrok skupiając się na jeździe, ale jakoś marnie mi to wychodziło. Miałem taką ochotę się zatrzymać, najpierw na nią nakrzyczeć, potem przytulić a na samym końcu zatopić się w jej ustach, ale gdybym to zrobił, prawdopodobnie zaprzepaściłbym wszystko, cały trud w dążeniu by mi zaufała. Moje rozmyślenia przerwał zimny dotyk na mojej dłonie i cichy głosik wyśpiewujący piosenkę
- 'Cause it's too cold For you here and now
Na co odpowiedziałem wyśpiewując zapamiętany tekst tej samej piosenki uzupełniający jej linijki
- So let me hold
Both your hands in the holes of my sweater
Po tym nie usłyszałem już jej głosu tylko zacisnęła dłoń na mojej, tak jakby nie chciała jej już nigdy puszczać lub gdyby chciała upewnić się, że za moment nie zniknę.Westchnąłem cicho, trzymając jej palce, zaś drugą ręką manewrowałem kierownicą. Powinienem patrzyć na drogę, a tym czasem nie potrafię odwrócić od niej wzroku. Na prawdę trudno jest nie patrzeć na jej pełne, ciemne usta, słodki nos, który marszczy za każdym razem gdy się denerwuje, ciemne oczy, skrzące się tajemniczym blaskiem i lekko rozczochrane włosy okalające jej perfekcyjną twarz.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś - szepnąłem nagle. Zdezorientowana dziewczyna odwróciła wzrok od przedniej szyby, patrząc na mnie zupełnie jak na idiotę. - Mam na myśli to, że uderzyłaś Asha - sprostowałem.
- Normalnie bym nie złamała ręki, ale no... Ashton ma twardą twarz - zacisnęła usta w cienką linię, lecz zaraz wybuchnęła uroczym śmiechem.
Zaśmiałem się cicho, patrząc na jej roześmianą buzię. Wyglądała o wiele lepiej, gdy miała uśmiech na ustach. Z uniesionymi kącikami ust patrzyłem na nią, jak powoli się uspokajała. W końcu wyprostowała się i spojrzała na mnie. Trwało to kilka sekund, dosłownie kilka, a ja usłyszałem nie wiem z której strony klakson. Otrząsnąłem się i odwróciłem wzrok od dziewczyny. Cholera, zjechałem nad drugi pas i nie wiem ile jechałem pod prąd. Tak to się kończy, jak się nie patrzy na drogę, która Bogu dzięki była pusta. Momentalnie wróciłam na nasz pas. Odetchnąłem z ulgą, dziwiąc się, że nie spowodowałem żadnego wypadku. Nie darowałbym sobie, gdyby coś jej się stało.
- Mam ochotę ci przywalić, ale mocniejszą rękę mam w tym cholernym gipsie - powiedziała ostro zapewne mrożąc mnie wzrokiem.
- To przez ciebie.. - jęknąłem przeciągle znowu na nią zerkając.
- Przeze mnie? - wskazała na siebie palcem marczcząc przy tym brwi. - No tak najlepiej narobić i na kota zwalić.
- Ej, cudny z ciebie kociak. - mruknąłem próbując ją rozśmieszyć co mi wie udało gdyż zaraz parsknęła śmiechem.
- Patrz na drogę - skarciła mnie zaraz poważniejąc, ale iskierki radości nadal tarczyły w jej oczach. Zignorowałem ją i patrzyłem wciąż na nią kontem oka oczywiście monitorując drogę. Ona jednak podniosła się trochę i lewa ręką pchnęła moja głowę kierując ją na przednią szybę. - Jezdnia jest tam a nie tu.
- No już, już, złość piękności szkodzi.
- Mnie tam już nie zaszkodzi - wypaliła. Na początku myślałem, że żartuje i zacznie się śmiać, ale ona była śmiertelnie poważna. No chyba sobie kpi!
- Bo się zatrzymam...
- A zatrzymuj się, od razu za potrzebą pójdę. Dwie korzyści na raz - machnęła ręką od niechcenia. O Mój Boże ona robi to specjalnie!
- Mamy niedaleko do domu. Poza tym mogłabyś być modelką - burknąłem.
- Tak, a ty pogodynką.
- Adrianne.
- Tak mam na imię - przytaknęła.
Dobra, jak chcesz. Gwałtownie skręciłem i zatrzymałem samochód na jakimś poboczu. Ściągnąłem nogę z pedału, puściłem kierownicę, przypatrując się jej zdezorientowanej i zirytowanej twarzy.
- Po co się zatrzymałeś? - Wzruszyłem w odpowiedzi ramionami. - Nie denerwuj mnie, Tomlinson. Jedź. - Pokręciłem głową, nie spuszczając z niej wzroku nawet na ułamek sekundy. - Do jasnej cholery, Louis! Veronica jest w domu z Irwinem, a mnie tam nie ma! Nie rozumiesz, że...
Bez wahania, ułożyłem dłoń na jej policzku i przycisnąłem swoje wargi do jej pełnych ust. Jak wielkie było moje zdziwienie, że Ann mnie nie odepchnęła i nie dostałem w twarz. Jednak nie odwzajemniła pocałunku, ale czego ja się spodziewałem? No właśnie bardziej tego spoliczkowania. Po chwili odsunąłem się od brązowookiej, patrząc zaciekawionym wzrokiem na jej twarz.
- Jedź - szepnęła.
Westchnąłem bezradnie i odsunąłem się od niej. Odpaliłem silnik z powrotem wjeżdżając na główną ulicę. Nie miałem już siły tego wszystkiego ciągnąć, chociaż czułem, że zaczynam kruszyć jej powłokę lodową, która otula jej wrażliwe serce. Reszta drogi minęła bardzo cicho i czułem jakby trwała nieskończoność. Chociaż z nią mógłbym tyle spędzić, nie wiem czemu, ale mam taką ochotę, porwać ją w ramiona i nigdy przenigdy nie puszczać. Co się ze mną do cholery dzieje! Perrie chyba ma rację, od pojawienia się dziewczyn wszyscy się zmieniliśmy; Luke najpierw chcący je zabić, zaprzyjaźnił się z Veronicą i dba o nią jak o młodszą siostrę, którą zawsze chciał mieć. Ashton zaczął gubić się w swoich zeznaniach i zasadach. Nie mam pojęcia co z tego wyniknie. Może dzięki brunetce wróciłby stary Ash z przed śmierci Hope. Wszyscy chyba byśmy chcieli go z powrotem. A ja... Cóż ja jestem chyba taki sam, jaki byłem przed ich pojawieniem się, chociaż od tygodnia nie spojrzałem na inną dziewczynę w taki sposób jak patrzę na Ann. Co mnie przeraża po części, czyżbym... Nie no, wykluczone, nie mogę przecież. Moje stanowisko nie pozwala mi na to, jakbym się z kimś związał mogłoby mi za bardzo zależeć, a wróg tylko na to czeka i zamiast pilnować własnej dupy, strzegłbym jej jak oko w głowie. Co do Ann to próbuję jej tylko pomóc, a raczej zaspokoić swoją ciekawość, ale nie wiem czy wyjdzie nam to na dobre.
Gdy dojechałem przed dom, brunetka od razu wyskoczyła z samochodu nawet na mnie nie patrząc.
- Kurwa! - uderzyłem pięścią w kierownicę uruchamiając przy tym klakson.

Znowu nie mogłem się powstrzymać i Ann znowu będzie mnie unikać! Jezu. Warknięcie opuściło moje usta, byłem na siebie wściekły, jak mogłem tak zjebać sprawę? Bo się nie mogłeś oprzeć idioto  Tak właśnie dlatego. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki po czym wysiadłem trzaskając mocno drzwiami. Po wejściu do domu nie zważając na rozmowy z salonu skierowałem się do swojego pokoju z zamiarem położenia się, lecz gdy tylko dotarłem na górę usłyszałem krzyk dobiegający z łazienki na końcu korytarza. Skierowałem się do otwartych drzwi i gdy miałem tam już zajrzeć, wpadła na mnie Ann. Odsunąłem ją od siebie trzymając jej ramiona. Spojrzałem na jej twarz, która wyrażała czyste przerażenie.
- Co się stało? - zapytałem wędrując wzrokiem po jej ciele.
- Tam.. tam jest szkło.. i.. i krew - wymamrotała pustym, bezbarwnym głosem jakby znajdowała się w transie.
Wytrzeszczyłem oczy puszczając dziewczynę. Wszedłem do pomieszczenia zastając to co opisała Adrianne. Lustro leżało roztrzaskane na ziemi a krew była dosłownie wszędzie, najwięcej jej chyba było pod ścianą, jakby osoba po uderzeniu w szkło siedziała w tym miejscu. Wyszedłem na zewnątrz, by zapytać się Ann czy to ona, ale jej już nie było. Przekląłem pod nosem zrywając się biegiem się na dół skąd dochodziły głośne rozmowy. Tak jak sądziłem stała tam Adrianne na samym środku patrząc się na wszystkich.
- Oh, Adrianne co ci się stało w rękę? - zapiszczała moja siostra zrywając się z kolan Harry'ego. Stanęła przed nią biorąc w jej ręce dłoń pokrytą gipsem. Natomiast Ann uważnie obserwowała jej dłonie, które były czyste.
- Chyba już znaleźliśmy śmiałka który rozwalił Ashowi nos - zaśmiał się Caleb, który nawet nie wiem kiedy pojawił się w salonie u boku swojej narzeczonej.
- Rozwaliła? - zapiszczała Caroline.
- Nos? - z podziwu nie mogli wyjść także Rose i moja siostra.
- Ashtonowi? - Mike popatrzył na nas a raczej na zdezorientowaną Adrianne, czy ja zauważyłem podziw na jego twarzy?
- Że kiedy? - znowu zadała pytanie Caro. Nie no, przysięgam że zaraz wybuchnę śmiechem.
- Że jak? - Michael wstał z kanapy podchodząc do brunetki i biorąc jej prawą rękę, patrzył na nią jakby zobaczył ducha. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Wszyscy mieli takie wyrazy. No ale co prawda Ashtona nie da się tak łatwo pokiereszować, więc byli w oczywistym szoku. Gdy ja już się uspokajałem Ann wyrwała się Mike'owi.
- Gdzie moja siostra? Co się stało w łazience? - powiedziała łamiącym się głosem, lecz wszyscy milczeli. - Gdzie ona, cholera jest?! - A teraz pora na wściekłą Ann.
- Rozbiła lustro. - W pokoju pojawił się Irwin, który wypowiedział to zdanie tak beznamiętnie, jak było to tylko możliwe. - Ale kochany Luke się nią zajął.
Tak, co do Hemmingsa miałem rację. Veronica to prawie dla niego młodsza siostra. W sumie to dobrze - i on i ona są zadowoleni ze swojego towarzystwa.
- To... Jej krew? Gdzie ona jest? Muszę ją zobaczyć! - wywrzeszczała będąc dosłownie na skraju paniki. Martwiłem się, że zaraz znowu będzie miała atak, a ja do jasnej cholery nie mam pojęcia gdzie są lekarstwa.
- Uspokój się, Ann - wymamrotałem.
- Jeszcze raz mi powiesz, że mam się uspokoić to ci jebnę tym pieprzonym gipsem! - warknęła.
No tak, typowa Adrianne O'Connor. Sarkastyczna, wredna i wkurzona.
- Jest chyba u Luke'a - mruknął Ash, a brunetka momentalnie zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę pokoju blondyna, choć nie wiem skąd wiedziała, że właśnie tam jest jego azyl.
Miałem ochotę roztrzaskać Irwinowi głowę o zasraną ścianę, a jednocześnie biec za nią. No cóż, druga opcja wydała mi się... bardziej odpowiednia.
Dziewczyna stanęła przed drzwiami od pokoju Hemmingsa i bez pukania czy jakiegokolwiek ostrzeżenia otworzyła drzwi, już uchylając usta by coś powiedzieć, lecz po chwili zamknęła je, widząc jej siostrę śpiącą obok blondyna na jego łóżku. Szczerze mówiąc trochę mnie to zaniepokoiło, ale Luke nie jest... taki. Nie wykorzystałby jej, bo gołym okiem widać, że już coś dla niego znaczy. Adrianne podeszła po cichu do łóżka stając nad nim. Patrzyła się tak przez jakiś czas. Wyglądała jak matka patrząca na swoje dzieci. Od razu wyobraziłem sobie... Eh, nie mogę tak myśleć, muszę to wyrzucić z głowy. Miałem ochotę tam podejść i przytulić ją od tyłu, ułożyć brodę na jej ramieniu i...Westchnąłem wiedząc, że to tylko i wyłącznie moje wyobrażenia, które zapewne nigdy nie będą prawdziwe. Oparłem się ramieniem o framugę drzwi i przyglądałem się dziewczynie, która mocno zamieszała w moim poukładanym niebezpiecznym życiu. Czemu to wszytko nie może być prostsze? Czemu wszytko musi się z minuty na minutę coraz bardziej komplikować. Chyba powinienem stąd odejść, ale nie mogłem, moje tęczówki śledziły każdy najmniejszy jej ruch, próbując zapamiętać wszystko co z nią związane. Adrianne właśnie w tym momencie dotknęła opuszkami lewej ręki dłoń siostry pokrytą bandażem. Tą samą dłoń. One nawet nieświadomie robiły to samo. Co nie jednych pewnie by przeraziło, natomiast mnie to imponuje. Nie to że się krzywdzą. Broń Boże, ale sposób ich zachowania. Tego po prostu nie da się opisać.
Następnie Ann pochyliła się nad śpiącymi i złożyła malutki pocałunek na czole siostry, po czym bez słowa ze spuszczoną głową ominęła mnie w przejściu. Zdezorientowany szybko zamknąłem drzwi od pokoju Luke'a i pomaszerowałem za nią. Przeszła obojętnie przez salon nie zwracając uwagi na zaczepki chłopaków pod jej tytułem. Ja natomiast wywróciłem oczami patrząc na nich morderczym wzrokiem. Czy oni muszą się zachowywać jak pieprzone dzieci? Nie przepraszam dzieci nawet się lepiej zachowują. Wbiegłem na górę przeskakując co drugi stopień by dostać się do starego pokoju Kate, ale przystanąłem w pół kroku gdyż usłyszałem dźwięk szkła obijającego się o siebie. Czyżby ktoś sprzątał ten cały bałagan? Wsunąłem głowę w otwarte drzwi zerkając na osobę tam będącą. To Ann klęczała chaotycznie zbierając odłamki pobitego lutra.
- Adrianne - szepnąłem, lecz brunetka nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. - Zostaw to szkło, posprzątam.
Westchnąłem bezradnie, widząc jak mnie olewa. Powoli wszedłem wgłąb łazienki i ukucnąłem przy niej. Przyglądałem się jak lewą ręką zbiera zakrwawione odłamki. Delikatnie chwyciłem jej dłoń, otworzyłem ją, a szkło z cichym hukiem spadło na kafelki. Umieściłem jej dłoń w mojej, pocierając kciukiem. Drugą ręką odgarnąłem włosy, które zasłaniały mi jej twarz. Zauważyłem jak dolna warga dziewczyny drży, a łzy zbierają się w oczach. Czym prędzej wziąłem ją w swoje ramiona, a ona zaczęła szlochać w moje ramię. Jeździłem dłonią po jej plecach, szepcząc do ucha by się uspokoiła.
- To wszystko jest ciężkie, wiem Adrianne. Nawet dla mnie. Ale jesteś silna, przebrniesz przez to. Prędzej czy później będzie lepiej. - Cóż sam chciałbym wierzyć w wypowiedziane przeze mnie słowa, ale chyba jakoś marnie mi to wychodziło, bynajmniej próbowałem być przekonywujący, a to już coś prawda?
- Po prostu już mam dość udawania silnej. Nie jestem taka - pokręciła głową pociągając kilka razy nosem. - Mam już tego wszystkiego dosyć.
Spuściła głowę coraz ciężej oddychając. Szybkim ruchem ręki zgarnąłem w bok szkło leżące między nami i dopiero wtedy znowu uniosłem jej buzię ku mnie. Miała przymknięte oczy, a z ust co chwile wydobywał się cichy świst. Próbowała żałośnie złapać oddechu, gdy nie mogła. Cholera jasna nie teraz. Złapałem jej twarz w dłonie krzycząc błagalnie by mną mnie spojrzała. Uczyniła to z dłuższym opóźnieniem.
- Uspokój się Ann. Proszę - szeptałem głaszcząc jej policzek klęcząc przed nią.
W końcu przyciągnąłem ją do siebie oplatając ją w talii. Brunetka ułożyła policzek na moim ramieniu a nosem dotykała delikatnie mojej brody. Czułem jak się we mnie wtuliła mocniej, a jej oddech z sekundy na sekundę robił się spokojniejszy. Odetchnąłem z ulgą widząc, że się uspokaja. Była o krok od ataku, co mnie cholernie martwiło. Nie mam pojęcia gdzie są leki, a jeśli nie dałaby rady mi tego powiedzieć... Nie chcę nawet myśleć co by się stało.
- Adrianne, będzie do...
- Przestań - szepnęła. - Okłamujesz samego siebie. Wcale nie będzie dobrze. - Nastała cisza, lecz zaraz znowu odezwała się, tym razem z rozzłoszczeniem w głosie, ocierając przy tym chaotycznie policzki. - W ogóle czemu ja płaczę? 
Oparłem policzek o jej czoło wzdychając ciężko.
- Ktoś kiedyś powiedział, że na końcu zawsze jest dobrze. A jeśli nie jest... Znaczy, że to jeszcze nie koniec.
Zacząłem się kołysać w tył i w przód. Miałem nadzieję, że zastanowi się nad tym wszystkim.
Siedziałem tak kilka minut z brunetką na kolanach zastanawiając się nad tym co ona i jej siostra z nami robią. Wprowadziły w nasze życie tyle... Normalności. Jednak to był jej inny rodzaj, niezwykły. To nie była żałosna, codzienna rutyna, ale pokręcona normalność. Czy to w ogóle ma sens? Przysięgam, że wariuję.
Usłyszałem ciche pochrapywanie, na co uśmiechnąłem się lekko. Powoli podniosłem się z podłogi nadal trzymając brązowooką w swoich ramionach. Zaniosłem ją do swojego pokoju. Przecież nie będą się codziennie gnieść na jednym, wąskim łóżku. W dodatku młodsza O'Connor jest jak widać ruchliwa i zrzuca z niego Ann dosyć często, dlatego też chyba będzie trzeba pomyśleć nad kupnem większej wersalki, jeśli dziewczyny nadal zamierzają u nas zostać. Co prawda nie wiem czy jeszcze wbrew ich woli, ale cóż.
Położyłem dziewczynę delikatnie na materacu i chwilę jej się przypatrywałem. Ciekawe co jej się śniło w tej chwili. Chociaż... Po co mi to wiedzieć. Nachyliłem się nad nią jeszcze bardziej i ostrożnie złożyłem długi pocałunek na czole.
- Jeszcze odkryję dlaczego taka jesteś. Naprawię to i odnajdę prawdziwą ciebie. Obiecuję - wyszeptałem w przestrzeń między nami.
Opuszczając swój pokój skierowałem się na dół gdyż jeszcze było za wcześnie aby położyć się koło brunetki i pójść w krainy Morfeusza. Niepostrzeżony usiadłem na skraju kanapy nasłuchując się rozmowom toczącym się miedzy moją rodziną. Pomimo wszelkim pozorom jakie stwarzamy, każdy z nas jest normalnym nastolatkiem, lubiącym pośmiać się, spędzać czas z przyjaciółmi. Tyle, że dodatkowo na naszych barkach spoczywa ciężar gangu, a raczej na moich ramionach. Jestem odpowiedzialny za każdego z osobna tutaj zgromadzonych. Każda ich porażka jest moją własną, każda ich łza jest moim zmartwieniem, a każda szczęśliwa chwila jest moim ukojeniem i błogosławieństwem. Jestem zupełnie jak mój ojciec, jak to mawia Cal. On znał go najdłużej z nas wszystkich, więc wierzyłem mu na słowo. Dlatego też nie chciał po nim przyjąć władzy. Mówił, że to mi się ono należy, ale za każdym razem czułem coś zupełnie innego, prawda była odmienna. Mój starszy braciszek po prostu chciał normalnie żyć. Założyć rodzinę, zapewnić im bezpieczeństwo, co  
bycie przywódcą najgroźniejszego gangu w Anglii mu tego nie ułatwiało. Nie chciał się do tego przyznać, ale za dobrze go znałem.
- Louis - odwróciłem głowę w stronę Harry'ego, który patrzył na mnie w tym momencie nieodgadnionym wzrokiem.
- Co jest? - mruknąłem.
- Co z obrazem? Dyskietka, lista... Co z tym zrobimy?
A właśnie. Mieliśmy oddać obraz jego byłemu właścicielowi. Ciekawe kim jest ten gość i po co mu była ta lista.
- Nie chcemy, żeby dyskietka trafiła w niepowołane ręce, prawda? - powiedziałem, gestykulując jedną dłonią, kiedy o drugą opierałem się głową. - Więc oddamy jedynie obraz.
- A co jeśli się jednak zorientuje? Bo chyba tylko ją chce.
- Racja, Calum - przytaknąłem. - I tym się zajmą jak zawsze Liam i Niall - zwróciłem głowę w ich stronę. - Musicie napisać identyczną listę, pomijając nas w niej, znaleźć taką damą dyskietkę i...
- Po prostu wyślemy mu fałszywą, tak? - westchnął Payne.
- Dokładnie - skinąłem głową chichocząc pod nosem. No tak, mam tendencję do rozgadywania się, ale nikomu to zbytnio nie przeszkadza, ma to swoje zalety.
Wszyscy zgodzili się ze mną, po czym znowu wrócili do rozmów, tylko jako jedyny nie odzywał się Ashton siedzący z naburmuszoną miną mając ręce skrzyżowane na piersi. Widać było, że jest wkurzony, faktem iż dał uderzyć się dziewczynie, przy okazji dając złamać sobie przy tym nos. Był zszokowany, podobnie jak każdy tutaj, znaczy jak zawsze Mike się nabijał razem z Harrym i mogę być pewien, że Luke również droczył by się z Ashtonem, ale nadal go z nami nie było. Perrie natomiast znowu zaczęła swoje wywody na temat dziewczyn, wyzywając je. Czy tej idiotce się to kiedykolwiek znudzi? To już się męczące robi, dziewczyna po prostu nie ma co robić. Ignorowanie jej niestety nie trwało zbyt długo gdyż pękłem gdy zapędziła się zbyt daleko.
- One są psychiczne sami to powiecie, tną się i kurwa mają problemy ze sobą. Suki z nami grają. Veronica taka nieśmiała i wrażliwa pani mechanik a ta dziwka Ann widziałam na jej rękach... - nie skończyła gdyż poderwałem się na równe nogi krzycząc by zamknęła ten plastikowy ryj. Kipiałem ze złości dosłownie. Ileż do kurwy można tego słuchać.
- Wynoś się z tego domu! - ryknąłem mając w dupie to, że siostry z Hemmo smacznie śpią, no ale sobie suka za dużo pozwala. Ileż można o tym samym kurwa. Blondynka spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami trzepocząc sztucznymi rzęsami. Ona jedyna z naszych dziewczyn była cóż typową blondynką, makijażem próbowała wypchać mózg, którego jej brakło. Nie no taka to nie była, ale serio co Malik w niej widział? Nie mam pojęcia, teraz dopiero dostrzegłem jaką żmiją jest śliczna wypudrowana twarzyczka Edwards.
- Co? - zapiszczała dziewczyna patrząc oniemiała to na mnie to na swojego chłopaka. Chyba biedulka się tego nie spodziewała.
- Stary chyba przesadzasz.. – zaczął Zayn w obronie dziewczyny, ale kompletnie go zignorowałem patrząc na niego morderczym wzrokiem, by się zamknął.
- To co słyszałaś - syknąłem wywracając oczami, nienawidziłem się denerwować, więc lepiej żeby nie było jej zaraz w salonie a nawet i w pobliżu dobrych kilku kilometrów.
- Nie wierzę, że kurwa stoisz za nimi murem. Zakochałeś się czy jaki chuj?! Przecież... - ponownie jej przerwałem podchodząc do niej natychmiastowo, biorąc ją za kudły ciągnąc ją na korytarz przyparłem ją do ściany. Bardzo mocno uderzyła głową o drewniany wieszak, ale szczerze nie ruszył mnie jej jęk ledwie wchodzący w szloch.
- Nie zakochałem się, gówno mnie one obchodzą, ale mają się tu kurwa czuć jak najlepiej! Czy są sukami czy nie. Czy się kurwa puszczają czy jeden kij co robią w dupie to mam. Dla mnie moglibyśmy je nawet dzisiaj zabić! A teraz wypierdalaj i wróć najlepiej jutro jak ochłoniesz chyba, że mam ci kurwa pomóc! - Mój oddech był przyśpieszony a klatka unosiła się i opadała w dość szybkim tempie. Już przekraczałem granice, tak dawno nikt nie wyprowadził mnie z równowagi uwalniając moje gorsze oblicze.
Perrie w tempie przyśpieszonym ubrała buty i zabierając czarną kurtkę należącą do Malika wybiegła z domu. Gdy drzwi z hukiem zamknęły się za blondynką usiadłem pod ścianą chowając głowę pomiędzy ramionami. Nienawidziłem tego mnie. Potrafiłem być wtedy o wiele gorszy niż Ashton jest przez cały swój czas, ale myślałem, że już dawno wyzbyłem się tego, zostawiając to gówno za sobą, ale chyba nie da się tak do końca tego wyrzucić ze swojego życia. Czemu musiałem tak zareagować w obronie sióstr? A może Perrie miała rację? Może, może.. nie no nie wydaje mi się, żeby.. Oh dobra okłamujesz sam siebie, coś do niej poczułem, ale nie mam pojęcia czym to było i jak można to było nazwać. Uniosłem wzrok w momencie gdy usłyszałem ruch na schodach. Wciągnąłem raptownie powietrze. Mam nadzieję, że nie słyszała tego wszystkiego.

________________________________
Witam moje słoneczka! 
Mamy kolejny rozdział, trochę z poślizgiem (przez moich rodziców) miał on być wczoraj, ale no odpięli mi ruter i nie miałam jak.. Więc jest dzisiaj *tadaaa*
Jak wam się podoba? Ann biedna złamała rękę, Oh ten Ashton i jego twarda szczęka xd co do Lann moment jak zawsze owh ;3
Takie sweet, Oh no i Tommo się trochę na koniec wkurzał, ja Pezz jeszcze bym przywaliła xd ale to ja xd  No i jeszcze to co powiedział na koniec.. omg rozdarło mi serduszko. Myślicie, że kto wbiegał po schodach?
No nic, ferie mi się powoli kończą, tak bardzo nic mi się nie chce, ale cóż trzeba będzie coś ogarnąć. Tak w weekend może będzie kolejny.. Tak przeprosinowo za to że tak rzadko wstawiamy. Nie wiem jeszcze będę musiała Ronnie namówić.
No dobrze więc tak dziękujemy za komentarze, oraz za wyświetlenia! Jesteście niesamowici *,*
Witamy na pokładzie Sylwię (Punku) oraz naszego anonimka i Paulę, która zaczęła w końcu komentować (to nic, że zwykłym buziakiem, ale się liczy xD) BRAWA DLA NIEJ <brawo> xD mam nadzieję, że zostaniecie z nami już do.końca :*
Dobrze, więc do kolejnego :*Buziaki :* A.




No siema skarby! :*
Jak tam wam tydzień mija?
Mi się już ferie kurcze skończyły, niestety, teraz trzeba zasuwać w szkole, ehh.
Ale nieźle zaczęłam, piątka z bioli i czwórka z historii :D
A rozdział.. Hmm, dla mnie słodka sytuacja z Luke'iem i Ro *.*
No i jak Tommo się zagapił i zjechał na zły pas hahah! Miał na co patrzeć w końcu :3
No i Ash, kurde znowu taki oschły ew :c Oby się poprawił, chcę słodkiego, opiekuńczego Asha *-*
No dobra, jeszcze jedno, ostatnie w sumie...
Witamy nową czytelniczkę, Sylwię! *-*
Dziękujemy że komentujesz, no i oczywiście całej reszcie naszych teletubisiów <3
Okey, nie zanudzam, uciekam.
Do następnego! xx
W.


PS. Zachęcamy do pytania bohaterów w zakładce "Zapytaj Familie", gdyż bardzo się nudzą,
Oraz do tweetowania z hasztagiem #ShowMeReailtyFF 



Czytasz? Prosimy pozostaw po sobie ślad w komentarzach :**