Perspektywa Veronici
Obudziło mnie słońce, czym się mega zdziwiłam, pierwszy raz od... Huh, sama nie wiem kiedy czułam się wypoczęta i wyspana. Przekręciłam się na bok, otwierając przy tym oczy. Dziwne. Ostatni raz spałam tu przed.. Przed tym jak próbowałam... O kuźwa. Poderwałam się nagle do pozycji siedzącej. Spojrzałam w bok, ale nikogo oprócz mnie tam nie było. Czyli to wszystko mi się śniło? Nie możliwe. Nawet nie patrząc na to, że jestem tylko w majtkach i koszulce, wybiegłam z pokoju. Najpierw wpadłam do łazienki, zastając tam dziewczynę. Wyszeptałam jej imię, ale zaraz mina mi zrzedła, ponieważ na środku pomieszczenia stała Hayden, a nie moja Addie.
- Ver, słoneczko, wyglądasz strasznie blado, coś się stało? - zapytała zmartwiona. Przez chwilę patrzyłam na nią tępo, a w oczach zaczęły zbierać mi się łzy. To mi się tylko śniło.
- Hej, Ronnie - widząc, że zaczynam płakać szybko do mnie podeszła. - Co się stało?
- Ann... - zaczęłam, lecz ona mi od razu przerwała, cicho się śmiejąc.
- Oj, głuptasku, Ann jest na dole.
- No co, co. Jest na dole, Ann żyje i wcale ci się to nie śniło - powiedziała, jakby czytała w moich myślach. Patrzyłam się nadal na nią przez chwilę, po czym odwróciłam się uśmiechnięta z zamiarem zejścia na dół, lecz głos Hay zatrzymał mnie w miejscu. - Tylko po cichu, bo jeszcze śpi.
- Jak to śpi? Czemu na dole? - zapytałam, lecz ona tylko się uśmiechnęła i wróciła do robienia sobie makijażu.
Aha, okey? Kompletnie zdezorientowana wyszłam z łazienki, a następnie udałam się szybkim krokiem na parter, wpadając jak burza do salonu. Na jednej z kanap ujrzałam Tomlinsona, który obejmował kogoś ramionami. Podeszłam bliżej stając nad kanapą od razu dostrzegając moją siostrzyczkę, która spała spokojnie wtulona w tors chłopaka. Odetchnęłam z wielką ulgą, bo cieszyło mnie, że to wszystko mi się nie śniło i Adrianne naprawdę tu jest. Poza tym wyglądali uroczo wtuleni w siebie na kanapie, z której Addie prawie spadała, ale Lou mocno ją trzymał. Mimowolnie na moje usta wkradł się lekki uśmiech, gdy tak na nich patrzyłam. Nie chcąc zakłócać ich snu, wycofałam się cicho z salonu i powędrowałam do kuchni, z której przyciągał jakiś ładny zapach. Mieszanka kawy i czegoś słodkiego, ale nie bardzo wiedziałam czego. Weszłam do pomieszczenia, a mój wzrok niemal od razu przykuł goły tyłek chłopaka stojącego przy kuchence.
- Calum - jęknęłam zniesmaczona, odwracając wzrok i dodatkowo zasłaniając sobie oczy dłonią. - Nie mieszkasz tu sam, mógłbyś założyć przynajmniej bokserki.
Brunet roześmiał się dźwięcznie, zerkając na mnie przez ramię i wziął łyka kawy, którą sobie zrobił.
- Jestem u siebie, no nie? - zachichotał cicho, na co parsknęłam, wywracając oczami. - Poza tym wszyscy jeszcze śpią.
- Ale idź coś ubierz, nie mam zamiaru cię oglądać w tym stanie - burknęłam i wyminęłam go, wyciągając z szafki płatki kukurydziane. - Mam ciekawsze rzeczy do oglądania niż to.
- Na przykład? - uniósł brew ze śmiechem, zerkając na mnie.
- Po prostu idź się ubierz! - odparłam zażenowana, nie wiedząc już co powiedzieć. Chłopak na moje słowa jedynie wyszedł z kuchni, a ja spokojnie mogłam zrobić sobie śniadanie. Kiedy podgrzałam siebie mleko i dosypałam do nich płatków, usiadłam zadowolona i zaczęłam jeść.
- Miło widzieć, że w końcu coś jesz i to z własnej woli - podskoczyłam przestraszona, słysząc za sobą czyiś głos. Osoba zaśmiała się na moją reakcje i już wiedziałam, że nowo przybyły to Ashton. Dlatego nawet nie fatygowałam się z odwróceniem się tylko dalej jadłam swoje śniadanie.
- Wyspałaś się? - zapytał w chwili kiedy zajął miejsce na przeciwko mnie. Spojrzałam na niego, skanując jego twarz. Szukałam w niej coś na kształt kpiny czy też sarkazmu, lecz go nie znalazłam. Zamiast tego widziałam troskę, trochę zamaskowaną, lecz ją dostrzegłam.
- Szczerze to nie pamiętam kiedy tak dobrze spałam - uśmiechnęłam się do niego, biorąc kolejną łyżkę do buzi.
- To dobrze - odwzajemnił gest, po czym wstał od stołu i nalał sobie kawy do dużego kubka. Kiedy miał już wracać z powrotem na swoje miejsce, spojrzał na mnie, pokazując jednocześnie na kubek.
- Chcesz? - W odpowiedzi tylko pokręciłam głową.
Uśmiechnął się lekko i zasiadł na krześle. On coś się dzisiaj za bardzo uśmiecha. Uderzył się w głowę czy jak? Wzruszyłam tylko ramionami i dokończyłam posiłek. Wstałam, podchodząc do blatu. Chwyciłam gąbkę, po czym zaczęłam myć miskę oraz łyżkę. Leżało też w zalewie parę innych naczyń, więc i je postanowiłam zmyć. Nuciłam sobie cicho jakąś piosenkę, poruszając przy tym biodrami. Nawet nie zwracałam uwagi, że nie jestem sama w kuchni. Nagle poczułam na sobie czyjeś dłonie. A mając na myśli 'czyjeś dłonie', miałam na myśli Ashton'a. Pisnęłam w momencie, kiedy obrócił mnie przodem do siebie.
- Wiesz, że kusisz ruszając tak tyłeczkiem, kiedy na sobie masz tylko majtki i koszulkę - zeskanował mnie swoimi zniewalającymi tęczówkami, zatrzymując się dłużej na mojej koszulce, po czym się odezwał, oblizując przy tym usta. - Myśl, że nie masz nic pod tą bokserką...
Otworzyłam szerzej oczy, a moje usta delikatnie się rozchyliły, jednak nie wypadła z nich żadna obelga w stronę blondyna. Położyłam jedynie dłonie na jego klatce, chcąc go odsunąć nieco dalej, jednak on ani drgnął.
- Naruszasz moją przestrzeń... Osobistą. - Złączyłam moje wargi z powrotem, podnosząc lekko głowę i tym samym spojrzenie, kierując je na jego jasne, roześmiane oczy.
- Nad jeziorem ci to nie przeszkadzało - zaśmiał się cicho, lustrując mnie badawczym wzrokiem, a przed oczami momentalnie pojawił mi się moment, gdy siedzieliśmy na kocu przy białej, zniszczonej altance.
- Byłam bardziej ubrana.
- I mokra. - Na jego ustach pojawił się ten chytry uśmiech, który mimo wszystko lubiłam, ale pojawiał się zawsze, kiedy Irwin miał w głowie jakieś nieczyste myśli.
- Zaraz ty będziesz mokry - parsknęłam i odwróciłam się z powrotem tyłem do niego, kontynuując mycie naczyń.
- No nie powiem, podoba mi się ten pomysł. - Pochylił się nieco bardziej i oparł brodę o moje ramię, na co westchnęłam cicho.
Niech on sobie już pójdzie, ja chcę tylko pozmywać. Miałam wrażenie, że ludzie czytają mi dzisiaj w myślach, bo do kuchni wszedł Harry w samych dresach i omiótł nas podejrzliwym wzrokiem. Irwin uniósł ręce w geście obrony i odsunął się ode mnie, po czym wrócił do picia swojej kawy. Styles zaś zabrał się za robienie śniadania. Czy nikt w tym domu nie wie co to znaczy słowo koszulka? Żaden z chłopaków chyba tego nie znał, gdyż każdy kto tu chodził z rana był właśnie bez niej! Sapnęłam głośno, po czym nawet nie zwracając uwagi na nikogo, szybko udałam się do pokoju Irwina, gdzie przez ostatnie tygodnie była moja walizka. Boże, chyba będę musiała poprosić kogoś, żeby mi ją przeniósł i może w końcu się rozpakujemy. Wpadłam do pokoju, zabierając w drodze do jego łazienki pierwsze lepsze ciuchy, które wpadły mi do rąk. Wzięłam szybki prysznic i parę minut później już stałam przed dużym lustrem, patrząc na swoje odbicie. Wyglądałam strasznie. Podkrążone oczy. Zapadnięte kości policzkowe. Szara cera. Wyglądałam jak duch i tak się wtedy czułam. Teraz jest lepiej. Będzie lepiej. Musi być. Poprawiłam rękawy koszuli, zakrywając przy tym bandaż, który nadal spoczywał na moim nadgarstku. Nawet nie miałam ochoty patrzeć na rany, które sobie zrobiłam z rozpaczy i nie chcę, by Ann o nich wiedziała. Lepiej, żeby nie wiedziała co próbowałam zrobić. Obwiniałaby się o to. A nie chcę, żeby czuła się winna. Rzuciłam ostatni raz na siebie spojrzeniem, po czym wyszłam z pomieszczenia i o mało nie upadłam, wpadając na kogoś. Wyciągnęłam rękę do przodu, w ostatniej chwili łapiąc osobę przede mną za przedramię. W innym wypadku na pewno bym miała niemiłe spotkanie z podłogą.
- Ronns, a ty co tu robisz? - spojrzałam na blondaska. Hemmo stał przede mną z wielkim bananem na ustach. Przytuliłam go delikatnie, przez co na początku się spiął, ale zaraz również objął mnie ramieniem.
- Co tam, pingwinku? Jak się dzisiaj czujesz?
- Znacznie lepiej, Luke. Wiesz, teraz jak wiem, że ona żyje i tu jest - uśmiechnęłam się ponownie na wspomnienie o siostrze.
Aha, okey? Kompletnie zdezorientowana wyszłam z łazienki, a następnie udałam się szybkim krokiem na parter, wpadając jak burza do salonu. Na jednej z kanap ujrzałam Tomlinsona, który obejmował kogoś ramionami. Podeszłam bliżej stając nad kanapą od razu dostrzegając moją siostrzyczkę, która spała spokojnie wtulona w tors chłopaka. Odetchnęłam z wielką ulgą, bo cieszyło mnie, że to wszystko mi się nie śniło i Adrianne naprawdę tu jest. Poza tym wyglądali uroczo wtuleni w siebie na kanapie, z której Addie prawie spadała, ale Lou mocno ją trzymał. Mimowolnie na moje usta wkradł się lekki uśmiech, gdy tak na nich patrzyłam. Nie chcąc zakłócać ich snu, wycofałam się cicho z salonu i powędrowałam do kuchni, z której przyciągał jakiś ładny zapach. Mieszanka kawy i czegoś słodkiego, ale nie bardzo wiedziałam czego. Weszłam do pomieszczenia, a mój wzrok niemal od razu przykuł goły tyłek chłopaka stojącego przy kuchence.
- Calum - jęknęłam zniesmaczona, odwracając wzrok i dodatkowo zasłaniając sobie oczy dłonią. - Nie mieszkasz tu sam, mógłbyś założyć przynajmniej bokserki.
Brunet roześmiał się dźwięcznie, zerkając na mnie przez ramię i wziął łyka kawy, którą sobie zrobił.
- Jestem u siebie, no nie? - zachichotał cicho, na co parsknęłam, wywracając oczami. - Poza tym wszyscy jeszcze śpią.
- Ale idź coś ubierz, nie mam zamiaru cię oglądać w tym stanie - burknęłam i wyminęłam go, wyciągając z szafki płatki kukurydziane. - Mam ciekawsze rzeczy do oglądania niż to.
- Na przykład? - uniósł brew ze śmiechem, zerkając na mnie.
- Po prostu idź się ubierz! - odparłam zażenowana, nie wiedząc już co powiedzieć. Chłopak na moje słowa jedynie wyszedł z kuchni, a ja spokojnie mogłam zrobić sobie śniadanie. Kiedy podgrzałam siebie mleko i dosypałam do nich płatków, usiadłam zadowolona i zaczęłam jeść.
- Miło widzieć, że w końcu coś jesz i to z własnej woli - podskoczyłam przestraszona, słysząc za sobą czyiś głos. Osoba zaśmiała się na moją reakcje i już wiedziałam, że nowo przybyły to Ashton. Dlatego nawet nie fatygowałam się z odwróceniem się tylko dalej jadłam swoje śniadanie.
- Wyspałaś się? - zapytał w chwili kiedy zajął miejsce na przeciwko mnie. Spojrzałam na niego, skanując jego twarz. Szukałam w niej coś na kształt kpiny czy też sarkazmu, lecz go nie znalazłam. Zamiast tego widziałam troskę, trochę zamaskowaną, lecz ją dostrzegłam.
- Szczerze to nie pamiętam kiedy tak dobrze spałam - uśmiechnęłam się do niego, biorąc kolejną łyżkę do buzi.
- To dobrze - odwzajemnił gest, po czym wstał od stołu i nalał sobie kawy do dużego kubka. Kiedy miał już wracać z powrotem na swoje miejsce, spojrzał na mnie, pokazując jednocześnie na kubek.
- Chcesz? - W odpowiedzi tylko pokręciłam głową.
Uśmiechnął się lekko i zasiadł na krześle. On coś się dzisiaj za bardzo uśmiecha. Uderzył się w głowę czy jak? Wzruszyłam tylko ramionami i dokończyłam posiłek. Wstałam, podchodząc do blatu. Chwyciłam gąbkę, po czym zaczęłam myć miskę oraz łyżkę. Leżało też w zalewie parę innych naczyń, więc i je postanowiłam zmyć. Nuciłam sobie cicho jakąś piosenkę, poruszając przy tym biodrami. Nawet nie zwracałam uwagi, że nie jestem sama w kuchni. Nagle poczułam na sobie czyjeś dłonie. A mając na myśli 'czyjeś dłonie', miałam na myśli Ashton'a. Pisnęłam w momencie, kiedy obrócił mnie przodem do siebie.
- Wiesz, że kusisz ruszając tak tyłeczkiem, kiedy na sobie masz tylko majtki i koszulkę - zeskanował mnie swoimi zniewalającymi tęczówkami, zatrzymując się dłużej na mojej koszulce, po czym się odezwał, oblizując przy tym usta. - Myśl, że nie masz nic pod tą bokserką...
Otworzyłam szerzej oczy, a moje usta delikatnie się rozchyliły, jednak nie wypadła z nich żadna obelga w stronę blondyna. Położyłam jedynie dłonie na jego klatce, chcąc go odsunąć nieco dalej, jednak on ani drgnął.
- Naruszasz moją przestrzeń... Osobistą. - Złączyłam moje wargi z powrotem, podnosząc lekko głowę i tym samym spojrzenie, kierując je na jego jasne, roześmiane oczy.
- Nad jeziorem ci to nie przeszkadzało - zaśmiał się cicho, lustrując mnie badawczym wzrokiem, a przed oczami momentalnie pojawił mi się moment, gdy siedzieliśmy na kocu przy białej, zniszczonej altance.
- Byłam bardziej ubrana.
- I mokra. - Na jego ustach pojawił się ten chytry uśmiech, który mimo wszystko lubiłam, ale pojawiał się zawsze, kiedy Irwin miał w głowie jakieś nieczyste myśli.
- Zaraz ty będziesz mokry - parsknęłam i odwróciłam się z powrotem tyłem do niego, kontynuując mycie naczyń.
- No nie powiem, podoba mi się ten pomysł. - Pochylił się nieco bardziej i oparł brodę o moje ramię, na co westchnęłam cicho.
Niech on sobie już pójdzie, ja chcę tylko pozmywać. Miałam wrażenie, że ludzie czytają mi dzisiaj w myślach, bo do kuchni wszedł Harry w samych dresach i omiótł nas podejrzliwym wzrokiem. Irwin uniósł ręce w geście obrony i odsunął się ode mnie, po czym wrócił do picia swojej kawy. Styles zaś zabrał się za robienie śniadania. Czy nikt w tym domu nie wie co to znaczy słowo koszulka? Żaden z chłopaków chyba tego nie znał, gdyż każdy kto tu chodził z rana był właśnie bez niej! Sapnęłam głośno, po czym nawet nie zwracając uwagi na nikogo, szybko udałam się do pokoju Irwina, gdzie przez ostatnie tygodnie była moja walizka. Boże, chyba będę musiała poprosić kogoś, żeby mi ją przeniósł i może w końcu się rozpakujemy. Wpadłam do pokoju, zabierając w drodze do jego łazienki pierwsze lepsze ciuchy, które wpadły mi do rąk. Wzięłam szybki prysznic i parę minut później już stałam przed dużym lustrem, patrząc na swoje odbicie. Wyglądałam strasznie. Podkrążone oczy. Zapadnięte kości policzkowe. Szara cera. Wyglądałam jak duch i tak się wtedy czułam. Teraz jest lepiej. Będzie lepiej. Musi być. Poprawiłam rękawy koszuli, zakrywając przy tym bandaż, który nadal spoczywał na moim nadgarstku. Nawet nie miałam ochoty patrzeć na rany, które sobie zrobiłam z rozpaczy i nie chcę, by Ann o nich wiedziała. Lepiej, żeby nie wiedziała co próbowałam zrobić. Obwiniałaby się o to. A nie chcę, żeby czuła się winna. Rzuciłam ostatni raz na siebie spojrzeniem, po czym wyszłam z pomieszczenia i o mało nie upadłam, wpadając na kogoś. Wyciągnęłam rękę do przodu, w ostatniej chwili łapiąc osobę przede mną za przedramię. W innym wypadku na pewno bym miała niemiłe spotkanie z podłogą.
- Ronns, a ty co tu robisz? - spojrzałam na blondaska. Hemmo stał przede mną z wielkim bananem na ustach. Przytuliłam go delikatnie, przez co na początku się spiął, ale zaraz również objął mnie ramieniem.
- Co tam, pingwinku? Jak się dzisiaj czujesz?
- Znacznie lepiej, Luke. Wiesz, teraz jak wiem, że ona żyje i tu jest - uśmiechnęłam się ponownie na wspomnienie o siostrze.
- Teraz już wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz - posłał mi ten jego promienny uśmiech, gładząc dłonią moje plecy. Nie potrafiłam słowami wyrazić jak wdzięczna byłam temu chłopakowi za wszystko co dla mnie zrobił. Mimo, że znaliśmy się ledwie dwa miesiące on traktował mnie prawie tak jak kiedyś Dylan. Jak młodszą siostrę, a to było jedno z najlepszych uczuć na świecie, bo wiedziałam, że mogę na nim polegać.
- Na pewno - odwzajemniłam lekko uśmiech, siląc się na niego ma tyle, ile mogłam.
- Nie jesteś głodna? - zerknął na mnie z góry badawczym wzrokiem. Wiedział doskonale, że mogłam skłamać na wiele sposobów, odpowiadając na to pytanie, bo z jedzeniem do tej pory było u mnie tragicznie. Pokręciłam lekko głową.
- Jadłam już śniadanie - odsunęłam się lekko od niego, zadzierając głowę w górę. - Pomógłbyś mi z walizką?
- Jasne, pingwinku - uśmiechnął się szerzej, więc chyba mi uwierzył, co do śniadania. Blondyn wyminął mnie i wszedł do pokoju Ashtona, by zabrać z niego moją walizkę. Wziął w rękę moja torbę, mimo iż nie była wielka i tak była ciężka, a ja pewnie nawet bym jej stąd nie wyniosła, dlatego cieszę się że wpadłam na blondaska. Kiedy mieliśmy zamiar wyjść na korytarz w drzwiach stanął właściciel pokoju. Na początku był zdziwiony, widząc nas we dwójkę u niego, lecz gdy tylko zmierzył nas wzrokiem i spostrzegł walizkę, którą niósł Hemmo od razu spojrzał na nas wściekłe. Momentalnie podszedł do blondyna, wyrywając mu z ręki moją własność.
- Ashton, co ty odwalasz? - odezwał się Luke, a ja tylko patrzyłam, nie mając pojęcia co się właściwie teraz dzieje.
- Walizka zostaje tutaj, razem z Veronicą. - warknął, odkładając, a raczej rzucając ją z powrotem tam gdzie leżała.
- Chyba sobie żartujesz! - Luke parsknął śmiechem, patrząc na niego z kpiną. Chyba się przesłyszałam, prawdę mówiąc. Jak to zostaję tutaj. Z nim?
- Stul pysk, młody. Nie ty tu decydujesz!
- To ona podejmuje decyzje gdzie będzie spała! - krzyknął niebieskooki, już kompletnie wprowadzony z równowagi.
- Będzie. Spała. Tutaj. - Ashton każde słowo zaakcentował z osobna. Znowu powrócił ten sam zimny i bezwzględny dupek Irwin.
- Nie będę tu spała, Ash - przymknęłam oczy, mówiąc to ściszonym głosem. Bałam się. A sądząc po chwilowej ciszy obaj dobrze mnie słyszeli. Uchyliwszy powiekę, spojrzałam kątem oka na chłopaków. Luke patrzył na mnie z troską i dumą, że postawiłam się Irwinowi, za to ten drugi zabijał mnie spojrzeniem.
- Zapomnij, kurwa! - wrzasnął i gdyby nie stojący obok Luke już dawno, by do mnie doskoczył.
- Co tu się dzieje, słychać was w całym domu. - Do pomieszczenia wbiegł Louis, a zaraz za nim Adrianne. Oboje byli ubrani w piżamy i można było zauważyć, że dopiero co się obudzili. Najprawdopodobniej przez nasze krzyki, a raczej tej dwójki koło mnie. Irwin zmierzył nowo przybyłych wzrokiem. Od razu było widać malującą się na jego twarzy kpinę.
- Idź się dalej zabawiaj, to nie twoja sprawa, Tommo.
- Znowu przeginasz, Irwin - ryknął zły szatyn, lecz zaraz przeniósł na mnie swoje spojrzenie, mówiące bym powiedziała co właśnie ma tu miejsce.
- Ashton chce, bym u niego spała, wpadł w szał jak zobaczył, że chciałam przenieść walizkę na górę. - wyjaśniłam, unikając spojrzenia blondyna.
- Dobre, Irwin. Zapomnij o tym. - Do rozmowy wtrąciła się Ann i już czułam, że nie skończy się to zbyt dobrze.
- Nie wtrącaj się, kurwa - wysyczał Ashton. - Idź zabawiaj się z Louisem, bo tylko puszczanie się cię obchodzi. Myślisz, że zakręcisz dupą i wszystko będzie dobrze. Cudownie? Bo wielka pani wróciła do nas łaskawie.
- Hamuj się - warknął Tommo, stając w obronie mojej siostry, lecz ta nie zamierzała odpuścić.
- Pieprz się - wysyczała, podchodząc do niego bliżej i policzkując go. Jego głowa odskoczyła lekko w bok. To trwało dosłownie moment. Irwin wyciągnął ręce, chwytając Ann za gardło. Brunetka szarpiąca się, okładająca Irwina pięściami. Luke i Louis doskakujący do nich...
Hemmo złapał Ashtona, odciągając go od mojej siostry, a Lou oplótł ją mocno w pasie uniemożliwiając jej ruchów.
Hemmo złapał Ashtona, odciągając go od mojej siostry, a Lou oplótł ją mocno w pasie uniemożliwiając jej ruchów.
- Masz ją zostawić w spokoju! Co ty od niej chcesz? Nie dość już się przez ciebie wycierpiała! - krzyczała, ciągle się szarpiąc. Była wściekła, a wściekła Ann to niebezpieczna Ann.
- Chuj cię to obchodzi!
- To moja siostra, złamasie! Obchodzi mnie bardziej niż moje życie! - krzyknęła Ann, próbując się wyrwać z objęć Tomlinsona, lecz ten trzymał ją mocno, nie pozwalając, by się rzuciła na blondyna.
- Miałaś ją w dupie! To ja się nią opiekowałem, kiedy postanowiłaś sobie zniknąć! To ja się o nią martwiłem, kiedy...
- Ashton! - krzyknęłam w końcu. Chłopak momentalnie na mnie spojrzał, a ja niewiele myśląc podeszłam do niego, szepcząc na tyle cicho, by tylko on mnie usłyszał:
- Uspokój się zanim powiesz za dużo.
Chwilę jeszcze na niego patrzyłam, po czym odwróciłam się ignorując zarówno Irwina jak i trzymającego go Hemmingsa.
- Uspokój się zanim powiesz za dużo.
Chwilę jeszcze na niego patrzyłam, po czym odwróciłam się ignorując zarówno Irwina jak i trzymającego go Hemmingsa.
Podeszłam do Adrianne i biorąc ją za rękę wyszłyśmy z pokoju.
- Dziwka - syknął pod nosem, gdy już byłyśmy na korytarzy, lecz doskonale go słyszałyśmy. Adrianne już miała się wracać, lecz usłyszeliśmy charakterystyczny odgłos uderzenia i zaraz po tym jęk Irwina.
- Mówiłem kurwa żebyś się hamował.
Nie minęła chwila, a podszedł do nas wciąż wkurzony Louis i objął Adrianne w barkach, przyciągając ją delikatnie do siebie. Moje usta rozciągnął słaby, gdy chłopak złożył czuły pocałunek na jej czole. Wyglądali naprawdę uroczo razem. Przełknęłam cicho ślinę, przymykając oczy. W mojej głowie teraz działo się tak dużo, nie potrafiłam poskładać pojedynczych zdarzeń i słów w logiczną całość. O co tak właściwie chodziło Ashtonowi? Dlaczego tak desperacko próbował mnie zatrzymać w swoim pokoju, skoro wróciła Adrianne? Ja wiem, rozumiem, że to on opiekował się mną cały ten czas, gdy Ann zniknęła i to właśnie Irwin był, można powiedzieć, moją podporą. Ale jedynie fizyczną. Wykonywał za mnie prawie wszystkie czynności, od jedzenia, przez ubieranie mnie aż po kąpiel. Robił to wszystko, bo byłam wrakiem samej siebie i nie byłam w stanie sama sobie poradzić. Z pewnością ma wyrzuty do mojej siostry o to co zrobiła i o to w jakim stanie byłam przez dwa tygodnie. Widzę, że mu zależy, ale kiedy zachowuje się w ten sposób mam ochotę jedynie uciec od niego jak najdalej. Po czym przypominam sobie momenty, w których był całkiem inny, na przykład nad jeziorem i zastanawiam się co jest z nim nie tak.
- Veronica, halo. - Ktoś machnął mi dłonią przed twarzą, przez co się lekko wzdrygnęłam. Podniosłam głowę, zwracając uwagę na zmartwionego Luke'a, który się we mnie wpatrywał.
- Chcesz herbaty? - Kiwnęłam delikatnie głową w odpowiedzi, posyłając mu wdzięczny uśmiech. Zerknęłam na moją siostrę, która siedziała na miejscu obok mnie. Rozmawiała o czymś z Louisem. Zorientowałam się, że gadali o tej kłótni, kiedy z ust Tomlinsona wyleciało właśnie imię blondyna. Nie chciałam słuchać, jak go obrażają, chociaż mieli powody, by to robić. Bawiłam się swoimi palcami, wyginając je w różne strony.
- Na co masz ochotę?
- Nie jestem głodna, ten pajac mi odebrał apetyt - burknęła Adrianne, na co pokręciłam głową z rozbawieniem. Będzie go obrażać jeszcze przez kolejny tydzień po tej sprzeczce.
- Musisz coś zjeść - westchnął ciężko Louis, posyłając mi proszące spojrzenie, gdy Ann już zaczęła protestować.
- Zjedz coś, Addie, proszę - zerknęłam na nią skruszonym wzrokiem. Przez chwilę siostra się we mnie wpatrywała z doskonale widoczną złością, bo wiedziała, że w końcu moje spojrzenie ją złamie. Zazwyczaj tak było.
- Wystarczą kanapki.
Uśmiechnęłam się nieco szerzej na jej odpowiedź, po czym chwyciłam jej dłoń, zamykając ją w swoich. Gładziłam kciukiem wierzch jej ręki, gdy Luke postawił przede mną duży kubek, nad którym unosił się kłębek pary. Podziękowałam mu i oparłam się o ramię Ann, wtulając w nie policzek.
- Ty powinnaś coś zjeść, Ver. Chyba nie wiesz jak chuda jesteś - mruknęła niezadowolona, głaszcząc mnie po policzku.
- Już jadłam śniadanie - odparłam, przymykając oczy i wtulając polik w jej ciepłą dłoń.
Ponownie zapadła cisza, a może to ja nie rejestrowałam żadnych rozmów. Po prostu siedziałam napawając się bliskością siostry. Kiedy już wmusiła w siebie kanapki uszykowane przez Tomlinsona wstała od stołu i zabierając moją walizkę pociągnęła mnie bez słowa do naszego pokoju.
Tam postawiłyśmy ją na ziemi postanowiłyśmy się rozpakować i trochę posprzątać, skoro zamierzamy tu zabawić jeszcze dłużej.
_________________________________________
Witajcie świnki moje kochane :*
Tak wiemy, że okropnie zwlekamy z rozdziałami, lecz nie ma zbytnio czasu, staramy się, ale sami widzicie jak to wychodzi. Ronnie była na wakacjach i nadal je ma, a ja siedzę w pacy a jak z niej wracam to jest to przed północą i jestem zmęczona, albo koło 18 ale już nic mi się nie chce i idę spać. Poza tym aktywność tu też nas nie motywuje. Wyświetlenia pod ostatnim rozdziałem aż bolą i tylko jedna kochana osóbka skomentowała rozdział. No ale cóż też pewnie nie macie czasu.
No nic to chyba pozostało mi się pożegnać i do następnego :*
Komentujcie, rozsyłajcie, tweetujcie oraz polecajcie znajomym!
Buziaki :* A.
PS. ROZDZIAŁ NIE JEST DO KOŃCA SPRAWDZONY. I JAK DOBRZE WIDZICIE BRAKUJE NOTKI WERONIKI, NIESTETY MOJA KOCHANA RONNIE NIE MA CZASU BY TO UCZYNIC, ALE STWIERZIŁAM, ŻE NALEŻY WAM SIĘ W KOŃCU ROZDZIAŁ. GDY VER JUZ WRÓCI, POPRAWI ROZDZIAŁ I DODA NOTKĘ. CAŁUJE WAS ZA NIĄ. KOCHAMY WAS A&W
Witajcie świnki moje kochane :*
Tak wiemy, że okropnie zwlekamy z rozdziałami, lecz nie ma zbytnio czasu, staramy się, ale sami widzicie jak to wychodzi. Ronnie była na wakacjach i nadal je ma, a ja siedzę w pacy a jak z niej wracam to jest to przed północą i jestem zmęczona, albo koło 18 ale już nic mi się nie chce i idę spać. Poza tym aktywność tu też nas nie motywuje. Wyświetlenia pod ostatnim rozdziałem aż bolą i tylko jedna kochana osóbka skomentowała rozdział. No ale cóż też pewnie nie macie czasu.
No nic to chyba pozostało mi się pożegnać i do następnego :*
Komentujcie, rozsyłajcie, tweetujcie oraz polecajcie znajomym!
Buziaki :* A.
PS. ROZDZIAŁ NIE JEST DO KOŃCA SPRAWDZONY. I JAK DOBRZE WIDZICIE BRAKUJE NOTKI WERONIKI, NIESTETY MOJA KOCHANA RONNIE NIE MA CZASU BY TO UCZYNIC, ALE STWIERZIŁAM, ŻE NALEŻY WAM SIĘ W KOŃCU ROZDZIAŁ. GDY VER JUZ WRÓCI, POPRAWI ROZDZIAŁ I DODA NOTKĘ. CAŁUJE WAS ZA NIĄ. KOCHAMY WAS A&W
CZYTASZ? PROSZE SKOMENTUJ.
TO MEGA MOTYWUJE :*