sobota, 29 kwietnia 2017

Rozdział 55.

Rozdział dedykujemy osóbkom, które z nami są i komentują :*



*Perspektywa Veronici*


Westchnęłam cicho, siedząc prawie że nieruchomo ze wzrokiem wlepionym w ekran. Czas mijał tak niemiłosiernie wolno, jak przez ostatnie... Dwa tygodnie? Trzy? Nie wiem, nie mam pojęcia. Nawet nie potrafię powiedzieć, która jest godzina, a czasami określić czy jest dzień, czy noc. Czuję się jak w zamkniętej klatce, izolatce w szpitalu psychiatrycznym, do którego zapewne powinnam trafić. Ale przecież ze mną jest wszystko w porządku. Jestem zdrowa, normalna... Dobra, może nie do końca. Jednak co w tym dziwnego? Odebrano mi wszystko. Dosłownie wszystko, co dla mnie było najważniejsze. Pozostawili mnie z niczym, nie mam nawet chęci do życia. Nie widzę już sensu, po co żyć, skoro nie mam dla kogo?


Oparłam głowę o ścianę, przymykając oczy. Ashton siedział obok mnie, a w telewizji leciał jakiś denny film, który nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Nawet nie wiedziałam jaki jest tytuł. Słyszałam urywki dialogów, ale nie mogłam wyłapać sensu słów, wypowiadanych przez tych ludzi na ekranie. Docierały do mnie, ale co oznaczały? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Chcę do Adrianne. Mam tego wszystkiego dosyć. Nie potrafię tak, wykończę się psychicznie. Zresztą już nie jestem prawie zdolna do wykonania podstawowych czynności. Praktycznie wszystko robi za mnie Irwin. Zachowuje się jak niańka, odkąd prawie udało mi się popełnić samobójstwo. Nie chciałam tu być, nadal nie chcę. Wyrwanie się z tego świata byłoby chyba najlepszym rozwiązaniem. Ale co ja mogę, gdy jestem prawie że uwiązana do tego łóżka i przez całą dobę obserwowana przez blondyna?
A skoro już o nim mowa, kątem oka zauważyłam jak mi się dyskretnie przypatruje tym swoim... Niby zmartwiony, niby zatroskanym wzrokiem. Gówno prawda. Zajmował się mną tylko po to, by nie mieć wyrzutów sumienia, że chciałam się przez niego zabić. Stara się teraz dać mi to złudne poczucie jakiejś tam wartości, bezpieczeństwa, sama nie wiem, do jasnej cholery. Niech da mi spokój. Niech wszyscy dadzą mi święty spokój. Chcę tylko jednej osoby u swojego boku, której już nie ma i nie wróci.
Moje powieki z powrotem opadły, a ja poczułam delikatny ruch po swojej lewej. On się musi uspokoić, przecież nie mdleję ani nie umieram, Boże najdroższy.
Ni stąd, ni zowąd do moich uszu dobiegł huk z wnętrza domu. Wzdrygnęłam się, otwierając gwałtownie oczy i od razu przerzuciłam spojrzenie na zamknięte drzwi. Natomiast brązowooki siedzący obok mnie prawie od razu zerwał się z łóżka jak poparzony, chcąc wyjść z pokoju.
- Spokojnie! Nic się nie stało, potknęłam się tylko! - Usłyszeliśmy wołanie którejś z dziewczyn, jednak nie mam pojęcia do kogo konkretnie należał głos. Przestałam je rozróżniać.
Ashton pokręcił głową z westchnieniem i wrócił na swoje miejsce na łóżku, splatając dłonie na brzuchu. Ponownie nastała kompletna cisza w pokoju. Ale jak to on - musiał ją (niestety) przerwać.
- Nie podoba ci się film? - wymamrotał, prawdopodobnie nie wiedząc jak zacząć rozmowę. A raczej monolog, bo nie zamierzałam mu odpowiedzieć. Przekręciłam jedynie głowę w jego stronę i wbiłam obojętne spojrzenie w jego jasne oczy, by dać mu znak, że przynajmniej go słucham. - Masz zamiar się do mnie odezwać, Veronica? - zadał kolejne pytanie, a ja wciąż milczałam skanując wzrokiem jego oczy. Mogłam je swobodnie narysować z najmniejszymi szczegółami, znałam je tak dobrze. Te drobne, czerwone żyłki, orzechowe tęczówki, które czasami dawały poblask złota, nie wiadomo skąd. Zazwyczaj zwężone źrenice i wielkie wory pod oczami. - Nic nie zdziałasz w ten sposób... Wiesz, że chcę ci pomóc. Tylko musisz zacząć do mnie mówić.
Pokręciłam lekko głową, którą po chwili spuściłam, wpatrując się w swoje wychudzone nogi. Złapałam za wisiorek na szyi, obracając go w palcach, a nieprzyjemne ukłucie sprawiło ból w sercu. Tak bardzo chcę, by wróciła. To nie jest w porządku. Potrzebuję jej.
Nikt nie zrozumie jaki ból mieści się w moim sercu. Irwin też stracił siostrę, ale on ma dla kogo żyć. Ma tu swoją rodzinę. Ja nie mam nikogo. Nie mam dla kogo żyć. Jestem tu z ich woli. Po co ja im tutaj? Sama nie wiem. Nagle poczułam uścisk na ramieniu. Oderwałam wzrok od wisiorka i przeniosłam go na osobę, która nadal mnie dotykała. Irwin mierzył mnie wzrokiem przez chwilę po czym skinął głową ku drzwiom, dlatego też i tam spojrzałam. Dopiero teraz zobaczyłam stojących tam Kate i Luke'a. Oboje uśmiechali się przez łzy. Nie rozumiałam co się dzieję, patrzyłam na nich zdezorientowana, marszcząc przy tym brwi. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i stanęli oboje bokiem, dzięki czemu miałam lepszy widok na to, co znajdowało się za nimi - a raczej kto. Była to bardzo szczupła dziewczyna, włosy w kolorze brązu sięgały jej ledwo do ramion. Nieznajoma podniosła na mnie wzrok a ja momentalnie wciągnęłam ze świstem powietrze. To niemożliwe. Ja znowu śnię. Znowu postradałam zmysły. Te same piwne tęczówki, ten sam uśmiech.
- Adrianne - wyszeptałam zanosząc się płaczem. Dziewczyna również wyszeptała moje imię i obie rzuciłyśmy się biegiem w swoją stronę. Padłam w jej objęcia i dopiero kiedy moje ciało zderzyło się z jej uwierzyłam, że moja siostrzyczka żyje, że jest tu ze mną cała i zdrowa. 
 Płakałyśmy obie. Tak bardzo mi jej brakowało. Nie mam pojęcia ile tak stałyśmy, czas zatrzymał się na tym momencie, który mógł już trwać zawsze. Teraz już nigdy nie wypuszczę jej z mych ramion. Nie ponownie. Oderwałam się na chwilę od niej, by spojrzeć na jej twarz. Tak dawno jej nie widziałam. Mimo to nic się nie zmieniła, przynajmniej dla mnie. Nadal była śliczną, wysoką brunetką o ciemnobrązowych, teraz zaszklonych oczach i mokrych policzkach, a także cudownym, szerokim uśmiechu. Nie miałam pojęcia jak się zachować, co zrobić czy powiedzieć, więc po prostu stałam tak wtulona w nią, ona we mnie, a trzy pary oczu były wlepione w naszą dwójkę. Nie przeszkadzało mi to, teraz liczyła się tylko ona i to, że ją odzyskałam, choć dawno straciłam nadzieję.
- Wszystko wam wyjaśnię później, w porządku? - szepnęła ledwie słyszalnie do mojego ucha, a ja zacisnęłam mocniej ramiona wokół niej. Nie chciałam jej puszczać, nie teraz, kiedy do mnie wróciła. - Pozwól mi iść, skarbie. Tym razem wrócę znacznie szybciej - cmoknęła mnie w czubek głowy. Odsunęłam się od niej po dłuższej chwili z przeciągłym westchnieniem, patrząc na nią z dołu przybitym wzrokiem. Uśmiechnęła się lekko, próbując jakoś mnie pocieszyć, ale ledwie co udało mi się unieść kąciki ust.
Jeszcze za nim wyszła z pokoju, odwróciła się do Kate i kazała zgromadzić wszystkich w salonie, nie mówiąc jednocześnie, że żyje, na co czarnowłosa skinęła porozumiewawczo głową.



*tu możecie wyłączyć piosenkę, by lepiej wczytać się w tekst*

*Perspektywa Adrianne*

Wchodziłam cicho po schodach, sama nie wierząc iż to robię. Czemu niby aż tak mi zależy na tym, żeby go zobaczyć? Jest irytujący i wybuchowy jak każdy tutaj. Ale podczas tych dwóch tygodni, gdy go nie widziałam, coś się we mnie poruszyło. Poniekąd brakowało mi jego.. Jego całego. 
Gdy pokonywałam kolejne stopnie, nie mogłam złapać oddechu. Opłakiwał mnie? Tęsknił? Co zrobi, kiedy wejdę? Czy znienawidzi mnie za to, że upozorowałam swoją śmierć, że naraziłam ich wszystkich i nikomu o tym nie powiedziałam? Każdy krok w stronę jego pokoju był udręką, miałam ochotę uciec, schować się, bo znowu bałam się zranienia. Chyba się zakochałam, pomimo iż nie mogłam. Ciężko mi było przyznać to przed samą sobą. Czemu po prostu nie mogłam wyłączyć tego głupiego pokrętła z napisem uczucia? Dlaczego nie mogłam nadal udawać obojętnej wobec niego? Odpowiedź była chyba zbyt łatwa, po prostu zależy mi na nim. Pomimo tego, że próbowałam być zimną suką, on nie poddawał się i dalej próbował mi pomóc. Każda nasza sprzeczka, kłótnia zbliżała mnie do niego i nie mogłam od tego uciec... Nawet po części nie chciałam.
Wzięłam głęboki wdech, potem jeszcze jeden i kolejny. Wiedziałam, że musi to nadejść, bo przecież nie mogłam tak nagle zrezygnować z czegoś na czym mi zaczęło zależeć. Dlatego też licząc do dziesięciu, by się uspokoić, pokonywałam mozolnie kolejne stopnie.
- Weź się w garść, Adrianne! - syknęłam do siebie, ale jakoś nic to nie dało, ponieważ znajdowałam się już przed jego drzwiami, a serce coraz bardziej podchodziło mi do gardła. Cholera, za moment zemdleję. Podniosłam drżącą rękę z zamiarem położenia jej na klamce, ale nagle ją zatrzymałam w połowie drogi. Czy to jest... Czy to jest moja piosenka?
Melodia zaczęła płynąć z lekko uchylonych drzwi, na które nawet wcześniej nie zwróciłam uwagi. Zdezorientowana po cichu pchnęłam powłokę, by nie narobić hałasu. To co tam zobaczyłam poruszyło moje serce. Louis bez koszulki, siedział przed fortepianem. Wygrywał dobrze znaną mi melodię oraz jego głos roznosił się po pomieszczeniu niosąc słowa, które napisałam przed "śmiercią". Doskonale znałam każdy najmniejszy szczegół tej zwrotki, w końcu nie jeden raz śpiewałam ją, kiedy mnie nie było. Pozwalało mi to pozostać przy zdrowych zmysłach. Zamykając oczy, wsłuchiwałam się w jego aksamitny głos, lecz nadal nie zdradziłam swojej obecności.


"Stoję na środku zupełnie sama.
Opuszczona przez wszystkich,
Zdradzona przez świat.
Zaufać się boję, gdy patrzę w otchłań.
Jak mam to zrobić, skoro tak łatwo jest upaść?
Próbowałam być silna,
Nie ufać nikomu.
Podążałam przez życie samotnie,
Lecz dość już chowania.
Pora opuścić cień,
Rozświetlić szarość,
Zburzyć mur.
Chcę byś mnie usłyszał,
Pomógł odnaleźć skradzioną część.
Chcę byś odłożył ciężar zranionego serca.
Nie znam cię,
Ale potrzebuję odkupienia,
Więc rozkuj kajdany.
Uwolnij mnie z objęć ciemności 
I przywróć to co zostało zabrane.
Za długo się bałam,
Za długo czekałam.
Biorę ostatni wdech,
Tego właśnie pragnę.
Chcę byś pokazał mi rzeczywistość"

Podejrzewałam, że z zakończeniem tych słów fortepian umilknie, lecz Louis zmienił nieznacznie tempo i zaczął dalej śpiewać, jak mniemam refren.


"Pozostały tylko puste słowa na wietrze zapisanych stron,

Nie wypowiedziane myśli,

Stłumione krzyki,

Rozmazane obrazy,

A w sercach żal.

I tak jak na deszczu łza,

Stoję tu sam.

Bez ciebie. Twojego uśmiechu,

Bez twojego dotyku"


Łzy automatycznie napłynęły mi do oczu, kiedy znowu grał wolniej, a głos zaczął mu się łamać wyśpiewując dopisane przez niego wersy.


"Podam Ci dłoń,
Tylko złap ją mocno.
Pomogę Ci wstać,
Tylko pozwól mi na to.
Zabrać ból,
Odebrać strach,
Przywrócić nadzieję.
Tego bym chciał,
Lecz jest już za późno.
Odeszłaś nim zdążyłem
Wgłębić się w twoje tajemnice.
Powiedz mi tylko czy byłem dość blisko?

Mógłbym udawać że to mnie nie boli.
Próbowałem jakoś z tym żyć, lecz bez silnej woli
Upadam co raz, lecz tego nie widzisz,
Bo nadal nie mogę uwierzyć,
Ale tak niestety bywa.
Miałaś kawałek ziemi,
Dziś skrawek nieba.

Teraz siedzę przed fortepianem,
Wylewając złość i pustkę w cząstkę ciebie.
Dlaczego to robię?
Nie pytaj,
To zbyt skomplikowane.
Może chcę wierzyć że,
zatrzymam cię jakoś przy sobie?
Chciałbym żeby było inaczej,
Chciałbym żebyś żyła,
Bo nawet jeśli tego nie wiedziałaś
Posiadałaś moje serce"

Teraz nie szczędziłam sobie łez. Poczułam, że to jest odpowiedź na moją zwrotkę. Na moje słowa wypowiedziane do niego. Śpiewał teraz refren i wiedziałam, że będzie chciał zaśpiewać coś dalej. Czułam to, lecz nie dałam mu nawet zacząć trzeciej strofy. Odepchnęłam się od ściany i na drżących nogach stawiałam powolne kroki, cały czas obserwując bruneta. Dopiero kiedy skończył, ja drżącym głosem weszłam w melodię śpiewając. Początkowo muzyka zanikła, a Louis odwrócił się przestraszony w moją stronę, lecz nie przerywałam. 


"Ciężko jest uciekać,
Teraz już to wiem.
Strach nas czyni słabymi.
Ja nie boję się,
Póki ze mną stoisz,
Chroniąc mnie przed złem.
Mam nadzieję wzlecieć,
Ujrzeć starą mnie.
Wiem, że...
Podniesiesz z każdego upadku,
W swojej dłoni zamykając mnie
(W swojej dłoni ukrywając mnie)

Wzięłam głęboki wdech robiąc przerwę i dopiero teraz zorientowałam się, że Louis wstał od fortepianu wychodząc mi na przeciw. Dotknął delikatnie mojego policzka jakby bał się, że pod wpływem jego dotyku zniknę rozpływając się w powietrzu. Przymknęłam na ten gest oczy, dalej śpiewając.

"Dlatego stań razem ze mną,
Zamknij oczy swe,
Poczuj to gdzieś na serca dnie
I po prostu kochaj mnie.
Bo ja oddałam nieświadomie całą siebie"

Z końcem tych słów otworzyłam oczy i teraz zatracając się w błękicie tęczówek chłopaka, śpiewaliśmy razem refren. Nasze głosy zmieszane razem idealnie się wypełniały dając jedną spójną całość.

"Pozostały tylko puste słowa na wietrze zapisanych stron,
Nie wypowiedziane myśli,
Stłumione krzyki,
Rozmazane obrazy,
A w sercach żal.
I tak jak na deszczu łza,
Stoję tu sam
Bez ciebie. Bez twojego uśmiechu,
Twojego dotyku"

- Zupełnie sama. Bez ciebie. Ty beze mnie** - wyśpiewałam, kończąc tym naszą wspólną piosenkę.

Przez pewien czas od zakończenia śpiewania, Louis stał bezruchu skanując mnie wzrokiem. Dopiero teraz mogłam mu się w pełni przyjrzeć. Rozczochrane włosy, jakby dopiero wstał z łóżka. Musiałam walczyć z sobą by nie przeczesać ich swoją dłonią. Wory pod oczami mówiące, że nie sypiał zbyt dobrze. Najbardziej złamał mnie widok przekrwionych oczu i zaschniętych stróżek łez na policzku. Nie mogłam ścierpieć tego widoku. Wyglądał... po prostu strasznie. Wcześniej nie widziałam go w tak opłakanym stanie. A widząc go takiego... Aż tak wpłynęło na niego moje "odejście"?
- Adrianne.- Jego cichy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak patrzył na mnie intensywnie i czego wcześniej nie zauważyłam to jego dłoń wyciągnięta ku mnie, zawieszona w powietrzu, już mnie nie dotykająca. - Jeśli śnię to pozwól mi jeszcze z tobą być choć na parę chwil. Nie daj mi się obudzić.
Te słowa podziałały na mnie niczym młot roztrzaskujący mnie na kawałki. Sprawiły, że to co budowałam przez lata rozsypało się w drobny mak. On myślał, że jestem zjawą, że śni na jawie.
Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu. Spuściłam wzrok zaciskając powieki i pokręciłam lekko głową. Dosłownie rozrywała mnie od środka ochota rzucenia mu się na szyję i wykrzyczenia z całych sił, że to nie sen. Że jestem tutaj przy nim i nie zostawię go ponownie. Chciałam teraz tylko i wyłącznie szlochać wtulona w niego mocno. Pragnęłam czuć, że jesteśmy tutaj w tym pokoju razem, a fakt, że uważał mnie tylko i wyłącznie za swoją wyobraźnię dołował mnie jak nic innego.
Po dłuższej chwili podniosłam z powrotem głowę z przeszklonymi oczami, patrząc prosto w jego cudowne tęczówki. Wydawał się taki spokojny, ale jednocześnie zmartwiony i zaniepokojony, prawdopodobnie tym, że zaraz mogę zniknąć. Ale nie ma takiej opcji, jestem tutaj, nie mam zamiaru opuszczać go po raz kolejny.
Wyciągnęłam dłoń przed siebie przykładając ją bardzo delikatnie do jego policzka, który pokrywał kilkudniowy zarost. Przejechałam po nim i po zaschniętych stróżkach pod oczami kciukiem.
- Jestem tu Loueh, naprawdę tutaj jestem - uśmiechnęłam się słabo, próbując nie wypuścić łez na swoje policzki.
Oczy szatyna otworzyły się nieco szerzej, a usta lekko rozchyliły. Zauważyłam cień szczęścia na jego twarzy. Byłam tak wpatrzona w jego oczy, do których powoli wracały iskierki szczęścia, które widziałam przed tym wszystkim, że ledwie zorientowałam się, iż chłopak uchwycił moją twarz w dłonie i czym prędzej pochylił się złączając nasze wargi.
Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą i przyciągnęłam go bliżej siebie, chcąc by trwało to jak najdłużej. Ten pocałunek był przepełniony pasją, będąc jednocześnie tak czuły i delikatny. Niekontrolowany uśmiech rozciągnął moje usta, gdy brunet muskał moje wargi z taką lekkością, jakby sprawiało mu to niesamowitą przyjemność, jakiej jeszcze nigdy nie odczuwał. Właściwie, tak było dla mnie. Ten pocałunek był wspaniały, miałam wrażenie, że w ten sposób każde z nas... Odzyskało jakąś cząstkę siebie z powrotem.





_____________________________________________________
** Show Me Reality - "piosenkę", którą śpiewają Lou i Ann napisałam ja - Ada, więc prosiłabym o nie przywłaszczanie sobie testu. Dziękuję :*


Hej, cześć i siema! Jesteśmy z powrotem z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że się cieszycie ^^ Trochę to trwa, ale no sami wiecie - wielkimi krokami idzie koniec roku (przynajmniej dla mnie) i trzeba się trochę podciągnąć.
No w każdym razie... HALO, ANN WRÓCIŁA OMG! Czy tylko ja się tak cieszę?! Tęskniłam za nią jak nie wiem *u* Wreszcie będzie dobrze, czekałam na to tak długo, hahah. Z chęcią poczytam wasze reakcje na jej powrót :D Spodziewaliście się, czy zaczynaliście tracić nadzieję, że wróci? :3
Prosimy was ślicznie o komentowanie, rozsyłanie i tweetowanie z hasztagiem #ShowMeReality! ^^
Dobra nie zanudzam, was dłużej, niżej notka Ann i do następnego rozdziału, kochani.
W.


Siemka świnki moje kochane! 
Guess who's back! YUP, TO JA! Znaczy ja w fanfiku :) Kto za mną tęsknił? Ja bardzo! 
I o Boże! Ta scena Lann, moje serce płacze! 
No to wiecie już dlaczego Kate upuściła tacę. Zobaczyła naszą zmartwychwstałą Addie.
Jejku jak ja się cieszę, że wróciła! Nawet sobie tego nie wyobrażacie! 
No ale nie przeciągając. PISZCIE NAM JAK ZAREAGOWALIŚCIE NA TO!
Poza tym cóż skończyłam szkołę i w czwartek zaczynam maturki. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko to minęło, ale co ja mogę na to poradzić. Jak na razie nie boję się matur, ale podejrzewam, że zacznę jak tylko obudzę się w czwartek. 
No dobrze bo się rozgadałam. Trzymajcie za mnie kciuki.
Komentujcie, rozsyłajcie, pytajcie bohaterów i tweetujcie. 
Kocham was mordki :*
A.




Jeśli przeczytałeś,
 pozostaw po sobie komentarz :*

5 komentarzy:

  1. Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. no już nie mogłam się doczekać :-)
    bardzo ale to bardzo ciesze sie ze Ada wreszcie wróciła
    Mam nadzieje ze teraz bedzie już tylko lepiej
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ashton is my boyfriend30 kwietnia 2017 18:49

    Jezuu
    Ja powiem tak:
    Akurat jadłam z mamą i z siostrą obiad jak to czytałam i jak doszłam to momentu gdzie weszła Addie.. Rzuciłam łyżką, zaczęłam piszczeć i skakać, a moja mama się spytała czy si3 dobrze czuję xD
    BOŻE ONA ŻYJE, JA W ŻYCIU BYM NIE POWIEDZIAŁA, ŻE ŻYJE ❤❤ I TA SCENA Z LOU, DŻIZAS ROZPŁYWAM SIĘ ❤ Addie sie zakochała i ten biedny, zmarnowany Louis.. Ten pocałunek OMG ❤ I Ash jak zwykle słodziusi ❤ Kocham was za to, pozdrawiam cieplutko i czekam na następny jak zwykle cudowny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, dziewczyny!
    Wykonałyście kawał dobrej roboty. Przyznam, że podejrzewałam, iż w pewnym momencie pojawi się Addie, choć moja ciekawość sięga Zenitu, gdyż jeszcze nie wiemy co ją skłoniło do sfingowania własnej Śmierci, jak i gdzie się ukrywała. Mam nadzieję, że Veronica szybko powróci i będzie w końcu zgrana z Ashtonem (powinna brać przykład z siostry).
    Eh, tak jak bardzo lubię blogosferę, tak nienawiedzę, gdy zmienia samoistnie czcionę.
    Życzę powodzenia na Maturze Ado, oraz Tobie Weroniko, jak najlepszych ocen na koniec roku, w końcu wystawienie propozycji za pasem. ;)
    Pozdrawiam,
    Profesjonalistka. ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja pierdole - przez chwilę nie wiedziałam, czy to co czytam, to sen Ver czy co, a to jednak prawdziwe i ona żyje! Rany, cieszę się ogromnie, już nawet myślałam, że ona nie wróci więcej...
    Kocham was <3

    OdpowiedzUsuń