czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 53.

*Perspektywa Louis'a*

- Steve? Potrzebuję silnika. Używanego najlepiej. Na wczoraj! - syknąłem do telefonu.
- Do jakiego modelu? - zapytał.
- Stare bmw, rocznik 97.
Po drugiej stronie zapadła cisza, lecz nie na długo, gdyż chłopak zawsze znakomicie wykonuje swoje zadania.
- Mam, ale nie będziesz zadowolony z tego co zaraz powiem - przewróciłem oczami na te słowa. Zawsze tak mówi, a ja i tak zawsze się na niego wydzieram.
- Mów.
- Silnik jest, ale w Liverpoolu. Mogę Ci go ściągnąć, jednak to może trochę potrwać...
- Ma być na jutro! Chuj mnie obchodzi jak to zrobisz.
- Tommo, spokój. Wiesz, że zrobię wszystko co w mojej mocy, ale.. - zaczął, lecz po raz kolejny mu przerwałem.
- Wyślij mi adres. Sam po niego pojadę - warknąłem.
Po dłuższej chwili milczenia - w której zapewne liczył na to, że się rozmyślę - usłyszałem ciężkie westchnienie.
- Okey, prześlę ci sms-em.
- Yeah, jasne. Czekam. - Po tych słowach rozłączyłem się. Wyszedłem z garażu, idąc do łazienki, żeby umyć ręce. Jest już późne popołudnie, a ja jak kretyn muszę jechać do Liverpoolu po cholerny silnik, więc zapewne wrócę nad ranem. Ale cóż poradzić, przecież Carte nie może tu zostać na długo, a pieniędzy na kilka nocy w hotelu pewnie nie ma. Zobaczymy co da się zrobić z jej gratem. Wytarłem dłonie i wyszedłem z łazienki zbiegając na parter, gdzie zacząłem szukać moich kluczy. Obym ich gdzieś znowu nie posiał, bo nie jestem w nastroju do szukania po całym - nie tak małym - domu kluczy od samochodu.
- Czego szukasz, Loueh? - usłyszałem po mojej prawej. Zerknąłem w tamtą stronę; zza drzwi wychylała się moja siostra, patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- Nie widziałaś kluczy do mojej Alfy? Jadę do Liverpoolu po silnik dla Hayden - przeczesałem dłonią włosy i wyprostowałem się, skupiając uwagę na Kate.
- Aż Liverpool? To daleko - westchnęła cicho. - Kluczyki pewnie wiszą w garażu - uśmiechnęła się lekko. - Może weźmiesz ze sobą Hemmings'a albo kogoś?
- Myślisz, że nie dam rady sam? - parsknąłem cicho, unosząc brew, na co moja siostrzyczka wywróciła oczami.
- Nie o to chodzi, przecież wiesz. Lepiej byłoby, gdybyś wziął Luke'a, po prostu na wszelki wypadek.
Już otworzyłem usta by zaprzeczyć, lecz usłyszeliśmy głos za naszymi plecami.
- Sam po niego pojadę.
- Luke, lepiej będzie jak zostaniesz z Hayden... No i to dosyć daleko, Hemmo - zacząłem wyliczać, lecz jak zawsze zaraz mi przerwali.
- Nie, Lou, nie próbuj wymyślać jakichś wymówek. Pojadę - rzekł twardo. - Poza tym uważam, że nie powinieneś jechać.
- Myślę tak samo, braciszku. - Kate pokiwała twierdząco głową zgadzając się z blondynem. Wiem o co im chodziło, bo szło się domyśleć po ich wyrazie twarzy, ale żeby od razu mówić, że nie mogę nigdzie jechać?
- Czy wy właśnie zrobiliście mi areszt domowy? - spytałem nie dowierzając.
- Nie, po prostu sądzimy, że nie powinieneś wyjeżdżać w tak długą trasę, patrząc na to co się ostatnio działo z tobą.
Patrzyłem tak na nich dosyć długo, skanując zarówno jedno jak i drugie. Nie mogłem zrozumieć tego co się właśnie tu dzieje. Okey, rozumiem, że się o mnie martwią, ale kurcze, żeby mówić mi, że nie mogę jechać? Przez to co ostatnio odwalam? Ashton potrafi tak samo, a jemu nie zabraniają. Ugh, no dobra, zachowuję się jak jakiś gówniarz. Mają rację. 
- Okey, wygraliście - przymknąłem oczy wzdychając z rezygnacją. - Ale tej laski niańczyć nie będę.
Luke jedynie przewrócił oczyma i skierował się do wyjścia.
- Wyślij mi adres - rzucił mi krótkie spojrzenie przez ramię zabierając z szafki klucze od swojego samochodu.
Skinąłem głową w odpowiedzi i zrobiłem, co mi kazał w mgnieniu oka, następnie chowając komórkę do kieszeni. Skierowałem się do kuchni, mijając w drzwiach moją siostrę, która patrzyła na mnie zmartwiona. Nie rozumiałem jej zbytnio... Przecież aż tak źle ze mną nie było, prawda? Może i byłem przybity, a raczej zdruzgotany, ale wydaje mi się, że jest coraz lepiej. A może pojawienie się w naszym domu Hayden sprawia, że moja podświadomość odbiera to jako powrót Adrianne? Może właśnie dlatego czuję się odrobinę lepiej. Ah, cholera wie. Nigdy nie zrozumiem tego co mnie otacza, a co dopiero samego siebie.
- Powinieneś odpocząć - westchnęła cicho Kate. Nie spojrzałem na nią ani nie odpowiedziałem. Po prostu zająłem się robieniem głupiej herbaty, gdy poczułem nagle drobną dłoń na swoim ramieniu. - Mówię poważnie. Połóż się, Louis.
- Dobrze, uspokój się, Kate. Zaraz to zrobię - odparowałem nieco rozdrażniony jej zachowaniem. Próbowała zgrywać naszą matkę. Nie miałem jej za złe tego, że się o mnie martwiła, ale nie mogła traktować mnie jak kogoś zacofanego w rozwoju. Potrafiłem o siebie zadbać. Przynajmniej w jakimś stopniu.
Posłałem siostrze przepraszający uśmiech, który odwzajemniła ledwie widocznie. Wychodząc z kuchni, pocałowałem ją w czoło, na co jej usta wygięły się w szerszym uśmiechu. Skierowałem się do swojego pokoju, azylu, zaśmieconego w każdy możliwy sposób królestwa, z którego wychodziłem raz na ruski rok. Tak, przesiadywałem większość czasu właśnie w mojej sypialni, przy fortepianie, zajmującym połowę pomieszczenia.
Odłożyłem szklankę na szafkę nocną i rzuciłem się na łóżko, zrzucając z niego kilka niepotrzebnych rzeczy. Podłożyłem dłonie pod głowę, splatając je, po czym wlepiłem wzrok w sufit, a momentalnie moją głowę zaczęły zalewać myśli. Urywki scen, wspomnienia, słowa, całe rozmowy, piosenki... Dosłownie zacząłem sobie przypominać wszystko naraz. Uśmiech nie raz pojawił się na mojej twarzy, gdy przed oczami pojawiał mi się obraz moich najbliższych, wyścigów, zabawnych sytuacji z siostrami O'Connor i nie tylko. Tak czy inaczej, na końcu moje myśli kierowały się w stronę Adrianne. Przewijałem w głowie momenty spędzone z nią bądź te jej z Veronicą. Kiedy rozmawiały widziałem prawdziwą Ann. Tą, którą starała się ukryć przed całym światem, ukazując swoją oziębłą, bezuczuciową stronę. Zupełnie jak Ashton, a przecież wszyscy wiemy jaki naprawdę potrafi być Irwin. Niby podły i bezwzględny, a jednak potrafi zadbać i obronić drugiego człowieka, ryzykując swoim życiem.
Nim się obejrzałem zrobiło się naprawdę ciemno, co mnie zaskoczyło. Ocknąłem się i upiłem łyk zimnej już herbaty. Dziwi mnie fakt, że potrafię leżeć w bezruchu kilka dobrych godzin i po prostu myśleć, analizować różne sytuacje, wykopywać z pamięci najróżniejsze chwile ze swojego życia i po prostu cieszyć się nimi, jakby działy się właśnie w tym momencie. No ale cóż, trzeba w końcu dać sobie odpocząć i iść spać.
Hah, gdyby to było tak proste... Nie mogłem zmrużyć oczu. Wiedziałem, że tak będzie. W końcu nie jest to pierwszy raz, nie pierwsza bezsenna noc. Dlatego też chciałem pojechać do Liverpoolu po ten zakichany silnik, gdyż i tak bym nie spał. Przewróciłem się na drugi bok i wciągnąłem gwałtownie powietrze do płuc. Zerwałem się do siadu, zapalając lampkę przy moim łóżku, o mało nie strącając z szafki szklanki. Ciemny pokój nagle rozświetlił strumień lekko przyćmionego przez klosz światła. Spojrzałem ponownie w miejsce, w które wcześniej tak natarczywie patrzyłem. Miejsce przy fortepianie było całkiem puste. Nie było tam nic. A raczej nikogo... Zniknęła. Znowu widziałem ją w białej sukni. Ponownie podświadomość płata mi figle. Spojrzałem na zegar, który wskazywał kilka minut po 3 w nocy. Przetarłem zmęczony twarz, padając z powrotem na łóżko.
- Nie zasnę, nie ma bata - wymamrotałem do samego siebie, wciskając głowę w poduszkę.
Co ja teraz będę robić? Miałem ochotę na to, co robię ostatnio cały czas, lecz to nie ta pora. Nie chciałbym obudzić reszty. Dlatego też wstałem powoli z łóżka i wychodząc na korytarz, schodami zszedłem na parter, a stamtąd skierowałem się prosto do kuchni. Przechodziwszy obok pracowni, zauważyłem, że światło w niej jest zapalone, więc bez zbędnych ceregieli otworzyłem cicho drzwi pomieszczenia.
- Co ty tu robisz? - zapytałem nagle, patrząc jak dziewczyna podskakuje przestraszona. Odwróciła się w moją stronę z zaskoczeniem i strachem wypisanymi na twarzy.
- Lou - wyjąkała, odchodząc od komputera.
- Co tu robisz? - ponowiłem pytanie zaciskając bardziej zęby.
- Nie mogłam zasnąć.. - zaczęła powoli do mnie podchodząc. Bacznie obserwowałem każdy jej ruch. Mogłem od razu dostrzec, że zmieniła momentalnie swoje zachowanie. Nie bała się tak jak wcześniej, teraz z każdym krokiem stawała się coraz bardziej pewna siebie. Nie wiem nawet dlaczego od razu przypomniała mi się ONA. Potrząsnąłem głową, by opuściła mój umysł. Nie chciałem teraz by zawładnęła mną ponownie tak jak robi to od naszego poznania. Spojrzałem ponownie na Hayden, która teraz stała przede mną z wyciągniętą ku mnie dłonią. Delikatnie dotknęła mojego torsu przez co przeszedł mnie lekki, niepożądany dreszcz. Niemal natychmiast odtrąciłem ją by mnie nie dotykała. Nie ona. 
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało - mruknęła urażona, mrużąc oczy.
- Dobrze powiedziane. Kiedyś. - podkreśliłem te słowo dobitnie. 
- Oh daj spokój Tommo, bawiliśmy się wyśmienicie, nie pamiętasz tego? - mówiła przybliżając się ponownie do mnie. - Był nam tak dobrze - mruczała dotykając mojego ramienia.
Warknąłem chwytając jej dłoń.
- Nie. Dotykaj. Mnie. Kurwa!
Mimo iż mocno trzymałem jej nadgarstek, dziewczyna nie zdawała się nawet nic sobie z tego robić. 
- Uwielbiałam kiedy traciłeś nad sobą kontrolę. - ponownie wyszeptała zmysłowo do mojego ucha, co już ostatecznie sprawiło, że wkurwiony przyparłem ją do ściany za mną. Spotykając się ze ścianą, dziewczyna jęknęła cicho, po czym zaczęła chichotać jak jakaś głupia nastolatka. 
- To co było między nami było błędem. Nigdy w życiu nie tknąłbym cię, gdybym wiedział wcześniej, że jesteś z Hemmo. Zachowałaś się jak mała dziwka. Nie wstyd ci? - zapytałem, a raczej wywarczałem do niej, mocniej przypierając do ściany. Dziewczyna zamiast mi odpowiedzieć, czy nawet się zdenerwować na moje słowa, jedynie się roześmiała. Okey, jestem zdezorientowany.
- Jesteś żałosny. Nazywasz mnie dziwką, ale to ty rżnąłeś laskę kumpla. - Po tych słowach przybliżyła bliżej twarz do mojej. - Swoją drogą, pieprzyłeś lepiej od niego. - powiedziała chcąc mnie pocałować lecz pchnąłem mocniej dociskając dłoń na jej szyji, wywołując tym jej donośny śmiech.
- Przestań do cholery!
- Oj, uspokój się, Lou. To tylko zabawa.
- Nigdy w życiu do ciebie nie wrócę, wybij to sobie z głowy, do jasnej cholery - wysyczałem, czując jak wszystkie moje mięśnie się napinają. - Najchętniej to teraz wywaliłbym cię na zbity pysk z tego domu. Pewnie nie powłóczyłabyś się długo po ciemnych ulicach, a już by cię ktoś zgwałcił - prychnąłem, patrząc na nią praktycznie z obrzydzeniem - ale nie zrobię tego tylko ze względu na Luke'a.
Chciałem jeszcze w jakikolwiek sposób ją obrazić, po prostu uświadomić jej, że w moich oczach jest już nikim, lecz kto by pomyślał, w pomieszczeniu rozbrzmiał doskonale znany mi dźwięk mojej komórki. Chwyciłem ją w dłonie, zerkając szybko na wyświetlacz. O wilku, cholera, mowa. Wziąłem kilka głębokich oddechów, by się uspokoić i nie brzmieć, jakbym chciał kogoś właśnie zabić, po czym przyłożyłem telefon do ucha.
- Tak?
- Oh, Tomlinson - na moment zapadła cisza, po czym znowu się odezwał. - Podejrzewałem, że nie śpisz - zaśmiał się niezręcznie.
- Taa - wymamrotałem puszczając sukę wolno, ale nie pozwoliłem jej odejść. - Co jest Luke?
- Dojechałem właśnie na miejsce. Facet nic nie wiedział, że ma nam dać silnik. - przewróciłem na te słowa oczami. - Przecież Steve miał mu powiedzieć.
- Nie koniecznie. - zaśmiałem się sam nie wiem na dobrą sprawę z czego.
- Nie bardzo rozumiem - odezwał się blondyn jak już skończyłem się śmiać.
- Oj i nie musisz - mój ton momentalnie się zmienił, gdy spostrzegłem, że dziewczyna stojąca przede mną znowu próbowała mnie dotknąć przybliżając się do mnie. Ileż można jej tłumaczyć, że by się odpierdoliła. Zmrużyłem oczy mając nadzieję, że to ją zatrzyma, ale jest na tyle tępa by nawet tego nie zauważyć. Dlatego też znowu pchnąłem ją, tak by wylądowała pod ścianą.
- Louis jesteś tam? - Luke krzyknął przywracając mnie do pionu.
- Załatwiłeś to czy mam sam zadzwonić do tego debila? - zapytałem wprost.
- Nie no spoko już jadę z powrotem. Trochę sobie pogadałem z facetem i załatwiłem sprawę.
- To po co dzwonisz?
- Nie wiem - zaśmiał się czym mu zawtórowałem.
- Jesteś przygłupem Lukey.
- Tak tak wiem.
- Jedź tam i widzę cię o dwunastej w domu - rozkazałem na co prychnął.
- Będę wcześniej - rzucił ze śmiechem i po tych słowach się rozłączył. Pokręciłem tylko głową z niedowierzaniem.
Wcisnąłem z powrotem telefon do kieszeni i przeniosłem ponownie spojrzenie na dziewczynę. Uśmiechała się głupio, co jeszcze bardziej działało mi na nerwy. Łapiąc mocno za jej przedramię, pociągnąłem ją na górę warcząc, że ma wracać do pokoju. Kiedy doszliśmy we wspomniane miejsce, uchyliłem drzwi i wepchnąłem ją do środka. Od razu w oczy rzucił się bałagan, który nadal nie został posprzątany od czasu gdy Veronica postanowiła trochę ulżyć swojej rozpaczy.
- Kate tu trochę sprzątnęła, ale powiedziałam, żeby się tak nie wysilała i tak tu długo nie zabawię - powiedziała wskazując na rzeczy na podłodze. Patrzyłem na nią przez chwilę, ale nic na to nie odpowiedziałem. Wzruszyłem jedynie ramionami i ruszyłem, by otworzyć okno, gdyż w pokoju panował niezły zaduch. Odsuwając zasłony, chwyciłem za klamkę i przekręcając ją wpuściłem świeży podmuch do środka. Zaczerpnąłem powietrza przymykając na moment powieki. Tego chyba było mi trzeba, chyba będę musiał się przejść jak stąd wyjdę. Muszę oczyścić umysł, a w tym domu nie da się tego w pełni zrobić. Wszystko ma JEJ ślady.
- Ładna była - odezwała się nagle brunetka, czym też mnie przestraszyła. Odwróciłem się do niej, otwierając oczy. Z początku nie wiedziałem o czym mówi, ale wszystko stało się jasne w momencie, kiedy uzmysłowiłem sobie co spoczywa w dłoni. Trzymała ramkę z pobitym szkłem. Nawet nie musiałem się domyślać co to jest. Było to bowiem zdjęcie przedstawiające siostry. To było jedno z tych zdjęć, które wspaniale pokazywały jak bardzo dwie dziewczyny się od siebie różniły, mimo tego, że były podobne. Veronica niczym modelka pozowała do selfie podczas gdy Adrianne uśmiechała się uroczo do obiektywu. Wyglądała pięknie, tak jak zawsze. Mimowolnie uśmiech wpłynął na moje usta. Tak cholernie mi jej brakuje.

- Kochałeś ją, prawda? - znowu rozbrzmiał głos brunetki w pomieszczeniu. Zadała pytanie, którego prawdę mówiąc się nie spodziewałem, jednak nie powiedziałem ani słowa. Wciąż skanowałem śliczną, uśmiechniętą twarz brązowookiej, która zniknęła raz na zawsze z mojej rzeczywistości, jednak na pewno nie z serca i głowy. Myślałem o niej bez przerwy, nie było dłuższej chwili, w której opuściłaby mój umysł. Brakowało mi jej prawie tak, jak rodziców na samym początku. Po ich stracie byłem zagubiony, nie wiedziałem co robić ani czy sobie w ogóle poradzę. Tak samo jest i teraz.
Ocknąłem się przez dotyk dłoni na swoim ramieniu. Pokręciłem głową, strzepując ze swojego ramienia rękę brunetki, po czym zabierając jej ramkę odłożyłem ją na swoje miejsce.
- To nie powinno cię obchodzić - mruknąłem, zamykając okno. - Wracaj do łóżka. Jeśli jeszcze raz wyjdziesz z tego pokoju w nocy, przykuję cię do łóżka i zamknę tutaj aż do rana - zerknąłem na nią ostrzegawczym wzrokiem, spod przymrużonych powiek. Ta jedynie przytaknęła z westchnieniem i zaczęła powoli, zmysłowo zdejmować ubrania. Niemal od razu odwróciłem wzrok, wychodząc z pomieszczenia. W życiu nie widziałem takiej prowokatorki. Wróciłem do swojego pokoju, gdzie momentalnie rzuciłem się na łóżko. Nie musiało minąć nawet pół godziny, żebym wreszcie uspokoił swoje rozszalałe, kłębiące się myśli i zasnął.
_____________________________________________________
Hej, cześć i siema!
Taa, trochę nam zajmuje pisanie rozdziałów i rzadko je wrzucamy. Właściwie głównie dlatego, że nie mamy (a przynajmniej ja nie zbyt mam) czasu na pisanie, a ostatnio ze mnie po prostu wena uleciała, bo tak dawno nic nie skrobałam na naszym kochanym wattpadzie albo bloggerze, czego serio żałuję. W końcu uwielbiam to robić, jednak sami wiecie co szkoła potrafi, ugh.
No cóż, jednak jest rozdział. Co sądzicie o Hayden? Zołza z niej, nie? A może jednak ją lubicie? 😏 A nasz Tommo? Biedaczek, psychika mu siada jak widać, ehh.
Prosimy was serdecznie o komentowanie, motywowanie nas, tweetowanie, no i oczywiście rozsyłanie SMR znajomym, może im się spodoba, kto wie 😁 Strasznie się cieszymy z każdego nowego czytelnika w naszej rodzince i mamy ogromną nadzieję, że się ona powiększy jeszcze bardziej ❤ 
Dobra, nie przedłużam, uciekam, odsyłam was do Addie.
Buziaki, skarby, do następnego! :*
W.



Hejka naklejka świnki :* 
Co tam u was? U mnie nie przelewki. Został miesiąc nauki! Shit! Matura zbliża się wielkimi krokami i wiem, że zaraz mnie dogoni. Z jednej strony już chcę mieć to za sobą, a z drugiej wcale nie chcę, żeby to już się stało. Ehh.. 
No ale dosyć o mnie. Przepraszam również i ja za to, że się nie pojawiają szybciej rozdziały, ale sami zrozumiecie jak będziecie pod koniec maturalnej klasy (maturki za maturkami i jeszcze różne inne testy i wg - jednym słowem szkoda gadać) 
Co do rozdziału. To jak wam się podoba? Jakieś spostrzeżenia? Lubicie Hay? Ja jej jakoś tak nie za bardzo, na początku wydawała się okey a teraz to!
Kolejnego rozdziału na pewno możecie spodziewać się 5-6 kwietnia (moje i Ronnie urodziny)
A tym czasem - komentujcie, podsyłajcie znajomym i tweetujcie z hasztagiem #ShowMeRealityFF
Więc do kolejnego :*
Buziaki :* A.






CZYTASZ? PROSZĘ POZOSTAW KOMENTARZ. NAWET W POSTACI JEDNEGO WYRAZU CZY SERDUSZKA 

1 komentarz: