środa, 1 lutego 2017

Rozdział 51.

*Perspektywa Rose*


Wszyscy siedzieliśmy w salonie z wbitymi spojrzeniami w podłogę. Nikt nawet nie śmiał się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Właściwie jedyne co było słychać, to spokojne oddechy zagłębionych w swoich własnych umysłach ludzi. Podniosłam wzrok, przejeżdżając nim po twarzach zebranych. Nie miałam pojęcia co kryje się w ich głowach, ale większość wyglądała na skoncentrowanych na swoich przemyśleniach. Zerknęłam na Calum'a siedzącego tuż przy mnie. Również zwrócił na mnie swoją uwagę. Widząc u mnie niepewność i zestresowanie całą sytuacją, ścisnął nieco mocniej moją dłoń. Posłałam mu słaby uśmiech w podziękowaniu, bo więcej z siebie wydusić nie mogłam, czułam się tak bardzo przytłoczona. Chyba nigdy nie będę w stanie podziękować chłopakowi wystarczająco za to wszystko co dla mnie robi, jak mnie wspiera, mimo że jemu również nie jest łatwo.
- Skąd u nas w domu wzięły się te cholerne pluskwy - burknął nagle Lucas, zadziwiając nas tym pytaniem, gdyż ostatnio rzadko się w ogóle odzywał.
- Skąd Adrianne wiedziała, że tu są. - Kolejny odezwał się Tomlinson, wbijając intensywne spojrzenie w Hemmingsa, na co ten wręcz odruchowo spuścił wzrok, wzruszając przy tym lekko ramionami.
- Skoro już były w naszym domu to może ona znalazła jedną - podpowiedział Niall, pocierając ręką szyję.
- Może mieć rację. Pokój Kate był praktycznie jedynym pomieszczeniem, w którym nie było podsłuchu - dodał po chwili Liam już nieco bardziej ożywiony. Zapewne dlatego, że znajdywali powoli odpowiedź na dręczące nas pytania.
- Nawet jeśli tak było, dlaczego nie powiedziała nam o tym? - rzucił niemalże od niechcenia Irwin siedzący obok Veronici, która wyglądała jakby znowu się wyłączyła. Chociaż prawdopodobnie to zrobiła i nie słuchała naszej rozmowy.
- Tyle pytań, a odpowiedzi nigdy nie dostaniemy - mruknęła Kate bawiąca się palcami Harry'ego.
To wszystko jeszcze bardziej przybijało. Cała ta sytuacja. Nie byłoby jej gdyby nie ja. Czemu teraz czuję się jeszcze gorzej z tym wszystkim?
Łzy zaczęły napływać do moich oczu nieprzyjemnie je szczypiąc. Próbowałam w jakikolwiek sposób nie dopuścić do ich wypłynięcia, mrugając, lecz na marne. Do tego niewyobrażalnie duża gula formowała się w moim gardle i już wiedziałam, że nie będę w stanie z tym dłużej walczyć. Poczucie winy sięgnęło zenitu.
- To moja wina - wybuchłam nagle, nie mogąc już dalej trzymać tego w sobie. Już za długo to robiłam, czas by wreszcie poznali całą prawdę.
- Rose - szepnął Calum próbując mnie uspokoić, ale ja tylko pokręciłam głową, nie zwracając zbytniej uwagi na chłopaka.
- To przeze mnie Ann nie żyje - ciągnęłam dalej, ale w tym momencie jakby cały świat się zatrzymał. Wszyscy zebrani jakby wstrzymali powietrze słysząc moje słowa.
- Co ty mówisz, Rose? - wyjąkała Caroline, patrząc na mnie zdezorientowana. Byłam z nią chyba najbliżej z nich wszystkich i wiedziałam, że zaboli ją gdy się dowie. Okłamywałam ją... A raczej ich wszystkich przez ten cały czas. Ale tak cholernie bałam się im powiedzieć, nie wiedziałam jak, kiedy, czy w ogóle powinnam. Jednak to wszystko jest moją winą, muszą wreszcie poznać prawdę.
- Mam dość kłamstw - wydukałam przejeżdżając rozmytym przez łzy wzrokiem po wszystkich twarzach. - Ukrywałam to przed wami cały cholerny czas i mam już dosyć. Nie dam rady dłużej tego w sobie trzymać.

Wzięłam drżący oddech starając się choć trochę uspokoić, choć skapujące na moją, szybko unoszącą się klatkę piersiową łzy wcale mi w tym nie pomagały. Poczułam palce Cala zaciskające się na mojej dłoni, próbował mnie pocieszyć. Przymknęłam na chwilę oczy i otworzyłam je po chwili ze świadomością, że to przecież moja rodzina. Nie może przecież być na tyle źle, że wyrzucą mnie stąd przylepiając mi etykietkę "zdrajczyni". To na pewno się nie stanie, nie są tacy.
- Nigdy nie mówiłam wam o mnie wiele, praktycznie od razu mi zaufaliście, ale chyba nadeszła pora, żebyście się dowiedzieli gdzie byłam, zanim trafiłam do was - westchnęłam ciężko drżącym głosem. Czułam na sobie skupiony wzrok wszystkich, co tylko potęgowało moje zdenerwowanie. - A raczej dla kogo pracowałam.
Znowu w pokoju zapanowała cisza, tak uciążliwa iż słyszałam walenie własnego serca. Nie mogłam opanować wręcz przyspieszających uderzeń, z sekundy na sekundę miałam wrażenie jakby za moment miało wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej skąd.
Biorąc kolejny głęboki oddech otworzyłam usta z których wyleciały słowa na które wszyscy czekali.
- Pamiętacie dzień w którym do was trafiłam? - zapytałam na co wszyscy jedynie skinęli głowami, więc dalej kontynuowałam wypowiedź. - Pracowałam wtedy dla Sean'a, miałam być szpiegiem w waszych szeregach. - Kolejny głęboki wdech i nawet nie zwracając uwagi na ich zdenerwowane i zdziwione spojrzenia mówiłam dale.j - Kiedy zapukałam do waszych drzwi byłam do tego nastawiona, ale kiedy otworzył mi drzwi Cal, po prostu... po prostu się zakochałam i rzuciłam to w cholerę... - zawiesiłam głos wtulając się we wspomnianego chłopaka czekając na wybuch z ich strony i nie myliłam się, bo rozpętała się ogromna burza w pokoju.
- Pierdolenie! Sean w życiu nie dałby ci odejść. Pewnie nadal dla niego pracujesz! - Louis wstał niczym oparzony zrzucając papiery, które leżały na stole i opierając się rękoma o blat patrzył to na mnie, to na Caluma z wściekłością w oczach. Miałam już mu odpowiedzieć, ale znowu przemówił z jadem w głosie. - Wiedziałeś o tym? - zapytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi od Hood'a, odpowiedź była prosta, aż za prosta. - Oczywiście, że wiedziałeś - prychnął prostując się.
- Louis, ona dla niego nie pracuje - odparował niemal od razu brunet z chęcią bronienia mojej skulonej osoby.
- Ach tak? A może ciebie również wciągnęła w jego szeregi?! - wrzasnął patrząc na nas oboje, jak na ostatnich ludzi na świecie, którzy powinni znajdować się w jego domu.
- Tomlinson, przestań - burknął Harry, próbując jakkolwiek uspokoić sytuację, ale nic to nie dało, a nawet ją pogorszyło, bo bruneta przepełniła jeszcze większa wściekłość.
- Może to właśnie wy zamontowaliście tu podsłuchy, co?
- Ona dla niego nie pracuje - powtórzył uparcie Calum, chociaż jego głos osłabł, nie brzmiał już tak stanowczo. - Zastanów się. Jest tutaj już od tak długiego czasu, że nie miała prawa zrobić nic przeciwko nam.
- Gdybym tego chciała i wciąż była pachołkiem Parkera, prawdopodobnie już byście nie żyli - wysyczałam z jadem w głosie, chociaż w środku cholernie mnie to wszystko bolało.
Trudno było mi się zebrać i powiedzieć to, co chciałam. Czułam, że straciłam zaufanie ich wszystkich, zwłaszcza Louisa, co równało się dla mnie z odrzuceniem, oddzieleniem od... rodziny. Od wszystkiego co mam, od najbliższych mi ludzi. Nie mogłam się z tym pogodzić, musiałam walczyć o swoje.
- Nie jestem w gangu tego popaprańca od długiego czasu, prawie od momentu, gdy tu trafiłam z myślą, że jesteście naszymi najgorszymi wrogami i należy was wszystkich zabić bez wahania. Przekonałam się, że cały czas byłam w cholernym błędzie, że Parker wszystkich wykorzystywał. Ślepo wierzyłam w każde jego słowo, byłam marionetką, ale to koniec, nie rozumiesz? - Uniosłam wzrok na jego burzliwe, ciemne oczy i kontynuowałam monolog. - Jestem po waszej stronie, Louis. Musisz mi zaufać.
- Na to trzeba zasłużyć - wykrzyczał przez co wzdrygnęłam się przestraszona. - Wypierdoliłbym cię teraz najchętniej na zbity ryj, albo oddał Seanowi. Ciekawe jaka byłaby twoja śmie... 
- Louis! - krzyknęła nagle Kathrin - chyba wystarczy. Nikogo nie będziesz wywalać! - Tommo spojrzał na siostrę pobłażliwie, miał zamiar coś powiedzieć lecz ta skutecznie mu to uniemożliwiła. - Nie ważne jak bardzo okropna jest to dla nas ta informacja, to Rose jest naszą rodziną. Jeśli mówi, że nie pracuje już dla Sean'a od kiedy z nami jest musimy jej zaufać. 
- To przez nią zginęła Adrianne! Wiedziała jaką taktyką się poruszają! To wszystko przez nią do kurwy! - Tym razem jego głos się nieco załamał podczas wymawiania imienia nieżyjącej dziewczyny.
- Może pójdziesz do pokoju hmm? To może ci pomóc się opanować - szepnęła do niego podchodząc na tyle blisko by go objąć w pasie. Na początku nie wiedziałam o co może jej chodzić, lecz wszystko rozjaśniło się w momencie kiedy Tomlinson jej odpowiedział.
- To mnie jeszcze bardziej zdołuje Katie - szepnął na tyle cicho, że ledwo go słyszałam. To zdanie uświadomiło mi, że mówią o fortepianie stojącym w jego pokoju. Od śmierci brunetki Lou, praktycznie stamtąd nie wychodził, a dniami i czasami nocami można było słyszeć różne melodie, często były to dźwięki walenia w klawisze, a czasami kawałki jakiejś muzyki. Wszyscy się o niego martwiliśmy, ale nikt nawet nie śmiałby zwrócić mu uwagi. Zanim się spostrzegłam Lou ucałował czoło siostry i skierował się do wyjścia. Nim zdążyłam pomyśleć słowa same opuściły moje usta.
- Przepraszam Louis.
- Nie mnie powinnaś przepraszać - rzekł spokojnie patrząc na Ronnie, która nie zwracała na nikogo uwagi bawiąc się medalikiem Ann. - A Kate ma rację, jesteś członkiem rodziny, pozwolę ci tu zostać, ale nie licz na to, że szybko odzyskasz moje zaufanie - powiedział po czym po prostu wyszedł z salonu kierując się na piętro.
Odwróciłam się z powrotem w kierunku Ver, ale tak jakby speszona wstała czym prędzej z kanapy i ruszyła do pokoju jak mniemam Ashtona.
- Nie ma co popisałaś się. Zawsze stawiałem na to, że pracowałaś w burdelu, no patrz jak mnie rozczarowałaś - zadrwił Irwin również wstając z kanapy. - Jednak można upaść jeszcze niżej - dodał wychodząc za Veronicą z salonu.
Jego słowa były tak dobitne, że zostały mi w myślach na dłuższą chwilę, odcinając mnie od rzeczywistości. Odbijały się echem po mojej głowie, przytłaczając mnie jeszcze bardziej. Poczułam jak cały ciężar, cała moja wina właśnie mnie obciążyła, powalając twarzą na ziemię. Łzy momentalnie zebrały się w moich oczach, a niekontrolowany szloch wydobył się z ust. Schowałam twarz w dłoniach, już i tak skompromitowałam się doszczętnie przed nimi wszystkimi.
Poczułam drobną dłoń na swoim kolanie. Rozchyliłam jedynie palce patrząc w dół. Przede mną klęczała Caroline, wpatrując się we mnie wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widziałam. To była mieszanka wszystkich uczuć jednocześnie, dosłownie poczułam na sobie fizycznie jej gniew, ból, smutek, żal, zawód i nie tylko. Mogłabym wymieniać bez końca. Wiedziałam, że ją zraniłam - jak wszystkich tutaj - ukrywając tą paskudną prawdę. Powinnam była powiedzieć im to na samym początku, a nie teraz, w możliwie najgorszym momencie. Zwłaszcza dla Tomlinsona. Zamiast tego, odkładałam to ciągle na później, aż w końcu o tym zapomniałam. Aż do teraz.
- Rose, chodź - usłyszałam szept przy moim uchu. Nawet nie poczułam, kiedy ramię Caluma owinęło się wokół mnie.
Przytaknęłam lekko pociągając nosem i zwróciłam wzrok na Caro przede mną. Posłałam jej ledwie widoczny, przepraszający uśmiech w stylu "porozmawiamy później", po czym wstałam powoli i skierowałam się z Calem na górę. Jednak wcale mi to nie pomogło, a sprawiło, że poczułam się jak tchórz uciekający od problemów, bo boi się stawić  im czoła. Nie byłam taka i nie chciałam, żeby mnie postrzegali jako właśnie takiego człowieka, jednak nie byłam w stanie odwrócić się i powiedzieć tego, co powinnam. Czym prędzej weszłam do łazienki przemywając twarz zimną wodą z nadzieją, że chociaż to odrobinę pomoże mi się wziąć w garść, bo byłam w rozsypce. Przetarłam ją ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Znowu poczułam nieprzyjemne pieczenie pod powiekami.
Usłyszałam chrzęst otwierających się drzwi, więc zerknęłam odruchowo w tamtą stronę, choć doskonale wiedziałam kto to był. Chłopak podszedł do mnie z głębokim westchnieniem, złapał moją twarz w dłonie i złożył delikatny pocałunek na moich spuchniętych wargach. Nie znosiłam, gdy ktokolwiek widział mnie w takim stanie, ale w końcu to Calum. Był chyba najbardziej wyrozumiałym i wspaniałym chłopakiem jakiego poznałam w życiu. z
Gdy odsunął się ode mnie na niewielką odległość, od razu spuściłam wzrok.
- Rosie, patrz na mnie - westchnął ciężko, wiedząc jak się czuje. Zna mnie przecież jak nikt inny. Uniosłam wzrok z powrotem na jego brązowe, przepełnione troską i spokojem tęczówki, które zawsze patrzyły na mnie z miłością, nawet gdy był wściekły. - To nie jest twoja wina. Przejdzie Louisowi, zrozumie w którymś momencie, że nie masz z tym nic wspólnego. Wybaczy ci.
- Wiesz, szczerze w to wątpię. Przyczyniłam się do zabicia osoby, na której mu zależało. Może nawet zaczynał ją kochać - szepnęłam - Nie wybaczy mi tak łatwo. Nikt na jego miejscu by tego nie zrobił. Sama sobie bym nie wybaczyła.



~*~



*Perspektywa Caroline*



Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszeliśmy jeszcze parę minut temu. To nadal dla mnie ogromny szok, zważywszy, że Rose traktowałam jak najlepszą przyjaciółkę. Chyba z tego całego towarzystwa, prócz mojego Mikey'a, najlepiej dogadywałam się właśnie z Rosie. Mogłyśmy sobie powiedzieć wszystko, a przynajmniej tak myślałam aż do teraz. Jak mogła mi nie powiedzieć takiej rzeczy? Czemu nawet przede mną ukrywała taki fakt ze swojej przeszłości?  Przecież nie byłabym na nią zła. Prawda? Sama już nie wiem. A może bym była? Sama nie wiem, mam mętlik w głowie. Czemu ciągle powtarzam te same słowa? Sama nie wiem! Boże chyba rozbolała mnie od tego wszystkiego głowa.

- Nie zadręczaj się tym. - Usłyszałam głos tuż obok swojego ucha. Pokręciłam jedynie głową. Michael spojrzał na mnie prawie, że spod byka. Okey, ma rację, nie powinnam się tym nadmiernie przejmować, ale to, co powiedziała Rosalie mną wstrząsnęło. - Przyznała się do błędu, nie powinniśmy aż tak tego roztrząsać jak Louis. Mogła co prawda powiedzieć nam o tym na początku, ale wtedy prawdopodobnie zginęłaby z naszych rąk, albo musiała szukać nowego towarzystwa. Nic dziwnego, że to ukrywała, nie była na początku pewna co byśmy zrobili, gdyby wyznała sekret - westchnął ciężko.
- Ufałam jej. Myślałam, że z wzajemnością. Mówiłyśmy sobie wszystko, a przynajmniej ja jej mówiłam - westchnęłam ciężko i podparłam łokcie o kolana, przecierając twarz dłońmi. - Muszę z nią porozmawiać.
- Daj jej czas. Pewnie czuje się przytłoczona słowami Louisa - wzruszył lekko ramionami, a ja skinęłam głową na znak zgody.
- Masz rację, tak będzie najlepiej - wypowiedziałam te słowa na głos, co przyczyniło się do tego, że Mike uśmiechnął się do mnie niczym pięciolatek. 
- Moja mała małpka - wyszeptał głaszcząc mój policzek.
- Kto tu jest czyją małpką panie Clifford? - zadrwiłam z niego cicho się śmiejąc. Kto jak kto, ale tylko on potrafił mi tak poprawić humor, był w tym niezastąpiony, dlatego tak bardzo go kocham.
Uśmiechnęłam się do niego słodko, przybliżając się do niego, ucałowałam jego usta po czym nie czekając na jego reakcję odsunęłam się pokazując mu język. 
- Ty mała... - zaczął się śmiać i pewnie teraz leżałabym na podłodze w salonie, gdzie o dziwo już nikogo nie było, gdyby nam nie przerwano.
- Ej ludzie nie chce wam przeszkadzać, ale ktoś jest na naszym terenie - do pokoju wbiegł zdyszany Liam.
- Byłeś u Lou? - zapytał Mike sięgając już po pistolet ukryty we wnęce przy pufie.
- Niall do niego poszedł... - przerwał patrząc z rozbawianiem na Clifforda. - Chociaż nie wiem czy będzie ci to potrzebne - zaśmiał się dźwięcznie, czym zbił nas z tropu. - To jakaś laska, chyba się zgubiła - wyjaśnił widząc nasze miny.
- Spoko, jak zapuka ja otworze - powiedziałam zanim, ktokolwiek wpadłby na jakiś gorszy pomysł - na przykład z porwaniem jej. Co u nas jest chyba ostatnio rutyną. Westchnęłam głęboko próbując oczyścić jak na razie umysł z narastających myśli na temat sprawy Bell, tym zajmę się potem, bo prędzej czy później, będzie musiała o tym ze mną porozmawiać.
Nim się obejrzałam w salonie rozległ się dźwięk pukania. Wstałam niemal od razu z kanapy i wyjrzałam ostrożnie przez okno. Przed drzwiami naszego domu stała szczupła, niewysoka brunetka o długich włosach. Szczerze przyznam, że wyglądała bardziej jak modelka wyciągnięta z okładki gazety, aniżeli laska, która tak po prostu się zgubiła. Może to prostytutka? Nie no dobra, to że jest ładna, nie znaczy, że od razu nią jest. Bez przesady.
- Jest dosyć niska, cienko ubrana, nie wygląda jakby miała broń - wzruszyłam ramionami. - Wygląda na trochę zdenerwowaną. Chyba serio się zgubiła - zawtórowałam Liamowi, który wcześniej rzucił tym stwierdzeniem i odeszłam od okna, kierując się w stronę drzwi.
- Krzycz jakby co - zaśmiał się Liam, na co wywróciłam oczami i pociągnęłam niespiesznie za klamkę.
- Ymm, cześć - dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć do końca drzwi. - Zepsuł mi się samochód na środku tego pustkowia i dzięki bogu, że doszłam do was. Nie mam telefonu stacje są o jakieś 20 minut stąd samochodem, a nie wiem ile by mi to zajęło piechotą. Chyba bym umarła. Pomożecie mi? - potok słów opuścił jej usta. Okey dziewczyno zwolnij.
- Woah, spokojnie - parsknęłam cichym śmiechem. - Skąd jesteś i gdzie jedziesz?
- Z Cambridge, jechałam do swojej ciotki do Reading, miałam jeszcze zajechać do Londynu, ale samochód mi padł na środku drogi i nie chce ruszyć - westchnęła cicho, nadal nieco drżącym głosem. Była nadzwyczajnie zdenerwowana jak dla mnie.
- Zaraz któryś z chłopaków pójdzie i przyprowadzi twój wóz. Wydaje mi się, że będą w stanie go naprawić.
- Jezu naprawdę? Byłoby cudownie - odetchnęła z ulgą przykładając dłoń do czoła.
Choć onieśmielała urodą była niezwykle urocza i dam sobie rękę uciąć, że kogoś mi przypomina. Czy to możliwe? Nie wiem, chyba jak załatwimy tę sprawę od razu się położę. Jakoś źle znoszę dzisiejszy dzień.
- Pewnie, nie będzie problemu - odpowiedziałam szczerze, ponieważ naprawdę nie było. Nie jesteśmy tacy źli na jakich wyglądamy i za jakich nas mają. To prawda jesteśmy niezawodni i niezwykle okrutni, ale tylko dla osób które nam przeszkadzają. Nie krzywdzimy cywilów.
- Jejku, dziękuję - na ustach dziewczyny wkroczył wielki uśmiech, przez co sama się do niej uśmiechnęłam.
- Chcesz może coś do picia? - zapytałam z grzeczności, choć miałam nadzieję, że odpowie że nie ma na nic ochoty. Oczywiście nadzieja matką głupich i nie odmówiła, więc właśnie tak skierowałam się z nieznajomą do kuchni. Ona zasiadał przy stole, ale ja uprzednio wołając chłopaków zaczęłam robić herbatę.
- Fanie tu macie. Mieszkasz tu z chłopakiem czy z braćmi. Dużo was tu mieszka? - Dziewczyna znowu zaczęła nadawać niczym katarynka. Jezu dopomóż. Już miałam jej odpowiadać na pytania, kiedy usłyszeliśmy kroki i głos dochodzący z przedpokoju.
- Caro, ktoś przy.... - Do kuchni wkroczył Tomlinson, ale zaraz przystanął w pół kroku patrząc na nieznajomą oniemiały. Czy on ją zna?  - To Ty.
Ty? Jaka Ty? Co tu się do cholery dzieje. Ponownie otwieram usta i nie tylko ja bo dziewczyna siedząca przed nami też to zrobiła, lecz znowu nie dane nam było nic powiedzieć, a to co usłyszeliśmy z ust kolejnej osoby, która weszła niespodziewanie do kuchni, uświadomiło mi kogo przypominała mi owa dziewczyna.
-Adrianne?

_________________________________
Hej hej hellow. 
Patrzcie co mamy. Nowy rozdział. Co o nim myślicie? Mówiłam, że będzie Drama Time xD 
Uważacie, że Lou przesadził? Czy dobrze potraktował naszą Rose? 
Ja sama nie wiem. A ta nowa? Kim ona jest? Jakieś spostrzeżenia? 
A jak tam ferie? Niektórzy są po, niektórzy w trakcie? Jak tam? Ja swoje kończę w tym tygodniu, więc zostało mi mało czasu na relax ehh co za życie ;-; 
No nic, dziękujemy oczywiście za wyświetlenia i komentarze. Również ja dziękuję za to że tak dobrze odebraliście zwiastun. Starałam się, żeby oddał te emocje. Wiem nie jest on zrobiony idealnie pod względem przejść i wg, ale nie jestem specjalistą, pierwszy raz dotknęłam się do czegość takiego. :)
Zachęcam was do komentowania, ponieważ każdy komentarz to taka duża cząstka ciepła i radości dla nas. 
To do następnego! 
Komentujcie, podawajcie dalej, tweetujcie #ShowMeRealityFF 
Kocham was :*
A.



Hej wszystkim!
Dawno nas nie było, ale w końcu jest rozdział ;) wierzymy, że nie macie mam tego za złe ;/
Jak tam wasze ferie o ile macie? Chyba, że jeszcze przed albo już po? Szkoła jest męcząca, ale to wiecie doskonale xd
Co do rozdziału, to przyznam, trochę się dzieje ;D a wam jak sie podoba? Zostawcie komentarz na dole, to naprawdę motywuje ♥
Dziękujemy, że wciąż z nami jesteście i do następnego rozdziału misie ;*
W.




Jeśli czytasz, proszę pozostaw komentarz 

2 komentarze:

  1. Seriooo w takim momencie.. Tak nie mozna :( wielki szacun za stworzenie tego bloga jest mega *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ashton is my boyfriend16 lutego 2017 20:37

    Kiedy następny rozdział? Przeczytałam wszystko w ciągu dwóch dni i dwóch nocy, zakochałam się w tym fanfiction,błagam dziewczyny ja nie mogę bez tego żyć aaaaa
    Dodajcie 52 proszeeeeeeee <333333333333333
    Z moją przyjciółką uzależniłyśmy sie od tego ff.. Umieram z ciekawości i shipuje Ashtonice megaaa aczkolwiek Ash jest mój i tylko mój.
    A tak wgl rozdziały perspektywą Irwina są najlepsze a mój ulubiony to ten co Ash zabiera Ver nad jezioro <33 *-*
    Błagam, chce nowy rozdział <33333

    OdpowiedzUsuń