czwartek, 5 stycznia 2017

Rozdział 50.

*Perspektywa Ashton'a*

- Dylan tu jest?

Słowa te początkowo mnie sparaliżowały i patrząc na minę stojącego przede mną Caluma, nie tylko ja myślałem, że się przesłyszałem. Powoli odwróciłem się w stronę głosu i z zaskoczeniem stwierdziłem, że Veronica już nie siedzi wgapiając się w ścianę. Jej oczy wpatrywały się w moją osobę skanując ją uważnie.
- Chcę go zobaczyć - powiedziała hardo, pomimo iż jej głos do takich nie należał. Nadal był ochrypnięty i słaby.
- Nie ma mowy, Ronnie - odparłem już nieco spokojniej niż jeszcze jakieś pięć minut temu.
- Chcę go zobaczyć - powtórzyła, przymykając na moment oczy i podpierając się na nadal zabandażowanej ręce próbowała usiąść na krawędzi łóżka. Widać było, że sprawia jej to ogromny ból, ale zagryzając wargę w końcu uczyniła to.
- Nie będziesz z nim rozmawiać.
- Chcę porozmawiać z Dylanem - mówiła słabo, jakby szepcząc sama do siebie.
- Nie! Nie i koniec, kurwa, tematu!
Dziewczyna jakby w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Ciągle cicho powtarzała niczym mantrę, że chce porozmawiać z chłopakiem. W końcu nawet na mnie nie patrząc wstała z łóżka, co było złym pomysłem, ponieważ zachwiała się i gdybym nie zareagował, miałaby niemiłe spotkanie z podłogą.
- Oh, Ronnie, Ronnie - zaśmiałem się trzymając ją nadal w swoich ramionach. Brunetka nie odezwała się ani słowem, jedynie trwaliśmy tak patrząc sobie w oczy. Dopiero teraz chyba tak naprawdę mnie dostrzegła.
- I tak pójdę, wiesz o tym? Słyszałeś, nie chce rozmawiać z nikim innym. Nie macie wyjścia - szepnęła smutno, przez co przymknąłem na moment powieki. Miała rację i chyba to mnie najbardziej wkurzało. Westchnąłem ciężko opierając swoje czoło o jej, po czym powoli otworzyłem oczy patrząc w jej zielone tęczówki.
- Jesteś zbyt słaba - szepnąłem do niej ledwie słyszalnie.
- Nie obchodzi cię przecież moja osoba - szepnęła. Tyle, że nie miała racji. Martwiłem się, cholernie się martwiłem i choć wiem, że byłem, jestem i będę dupkiem, to się o nią troszczę i nie jestem w stanie zdzierżyć myśli, iż ona mogłaby odejść.
- Obchodzi i to nawet nie wiesz jak bardzo. - Westchnienie po raz kolejny opuściło moje usta, gdy nic mi nie odpowiedziała. Zapewne znowu pogrążyła się w swoim umyśle i nawet nie usłyszała, że do niej mówię. A może to ja powiedziałem te słowa w swoim umyśle. Chociaż to i lepiej.
Powoli postawiłem ją na równe nogi, ale nie puściłem jej, ponieważ gdybym to zrobił zapewne znowu by upadła.
- Ronnie... - zacząłem, ale przerwała mi kładąc swoją drobną dłoń na moje usta.
- Proszę, Ash - wypowiedziała to cicho, a ja już wiedziałem, że jestem na przegranej pozycji.
- Ehh, dobrze, niech będzie - rzekłem, a jej obłąkany uśmiech automatycznie się powiększył. - Ale zostaję tam z tobą i jeśli tylko powie coś nie tak albo się źle poczujesz, od razu wracamy tutaj. Bez żadnych ale, zrozumiałaś? - zapytałem, na co tylko pokiwała chaotycznie głową
Niechętnie wyprowadziłem ją powoli z pokoju, kierując się w stronę piwnicy. Wszedłem do pomieszczenia nadal obejmując ją szczelnie ramieniem, a mój nienawistny wzrok zmierzył O'Briena. Veronica zakryła usta dłonią otwierając szerzej oczy, a ja wyczułem jak nogi jej się uginają na widok poturbowanego bruneta, więc zacieśniłem uścisk wokół jej talii.
- Kto mu to zrobił? - szepnęła ledwie słyszalnie, lecz ani ja, ani stojący za nami Hood się nie odezwał. Powtórzyła więc swoje pytanie, a Calum wykrztusił wreszcie z siebie nazwisko Louisa. Brunetka zacisnęła lekko pięści.
Chłopak jakby ocknął się, chociaż był przytomny i ociężale podniósł głowę mrużąc przy tym powieki. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę w dziewczynę, jakby nie mógł rozpoznać kim ona była, a mogłem przysiąc, że przecież znał ją doskonale.
- Ver... - spojrzał na nią w taki, mogę powiedzieć, żałosny, płaczliwy wręcz sposób, chociaż jego twarz nie wyrażała wiele emocji, prócz bólu fizycznego.
Pokręciła jedynie głową i pociągnęła mnie lekko w jego stronę. Z wahaniem spełniłem jej niemą prośbę i podszedłem bliżej chłopaka. Z każdym krokiem miałem coraz to większą ochotę rozbić mu twarz jeszcze bardziej niż była. A wyglądał paskudnie. Zmarszczyłem brwi, gdy Veronica uklęknęła przed brunetem. Cofnąłem się kilka kroków stając za nią, w razie gdyby poczuła się źle.
- Wyjdźcie stąd - mruknęła nawet nie zerkając na żadnego z nas.
- Nie, była umowa, Ronnie. Zostaję - rzekłem, ale już nie uzyskałem odpowiedzi, bo już mnie nie słuchała. No tak, jak zawsze zresztą, znowu odcięła się od wszystkiego skupiając się tylko na chłopaku przed sobą. 
- Dlaczego, Dylan? - Jej słaby, cichy głos rozniósł się po pomieszczeniu. Chłopak patrzył na nią chwilę, ale się nie odezwał. - Odpowiedz mi. Dlaczego odebrałeś mi najważniejszą osobę w moim życiu? - wypowiedziała te słowa z rozpaczą. Będąc w szoku musiałem oprzeć się o ścianę i chyba nie tylko ja, ponieważ kątem oka zauważyłem jak Tommo wszedł do środka podpierając się kraty. Ten to ma wyczucie. Zdezorientowani patrzyliśmy na to co rozgrywa się przed nami, czekając na odpowiedź chłopaka.
- Zaufałam ci, zaufałam. Dlaczego pozbawiłeś ją życia? - wyłkała ciągle się na niego patrząc.
- Musiałem... - zaczął.
- Nic nie musiałeś! 
- Miałyście zginąć obie - syknął nagle, chciałem już reagować zabierając stamtąd Ronnie, ale Louis ruchem ręki kazał mi zaczekać. - Gdy strzeliłem do Adrianne ty miałaś być kolejna, ale Irwin w porę cię zabrał - warknął jadowicie, aż biedna Veronica wzdrygnęła się. 
- Kłamie - powiedziała cicho do siebie kręcąc chaotycznie głową, po czym powtórzyła to jeszcze kilka razy. Jej stan na prawdę jest okropny, a zdrowy rozsądek wisiał na włosku. Właściwie sam już nie wiem czy go jeszcze posiadała.
- Jesteś taka naiwna, Veronica - szydził z niej, a mi coraz bardziej skakało ciśnienie. 
- Zaufałam ci ponownie, tak, zaufałam, a ty ją zabiłeś, byłeś przyjacielem, przyjacielem - szeptała w kółko bez jakiegokolwiek ładu. 
Chłopak tylko zaczął śmiać się gorzko, przez co Veronica spojrzała na jego oczy, a potem jej uwaga przeszła na rzecz wiszącą na szyi Dylana. Zszokowana przyłożyła dłoń do ust prawie zachłystując się powietrzem.
- S.. kąd masz jej naszyjnik? Czemu je-jeej go zabrałeś? - wyjąkała przerażona zrywając wisiorek. Wstała chwiejnie trzymając rzecz w zaciśniętej piąstce.
- Martwej już nie jest on potrzebny - prychnął szyderczo wpatrując się w nią bez mrugnięcia okiem. Nie wiedziałem jak mógł się tak zachowywać, chyba naprawdę stracił jakiekolwiek sumienie. Chociaż jeszcze nie dawno byłem praktycznie taki sam.
- Po co ci on? - docisnęła pięść z wisiorkiem do unoszącej się szybko piersi. Wpatrywała się w niego zbolałym wzrokiem, lekko chwiejąc się na nogach. Cholera, albo zaraz się wywróci albo straci przytomność. Stałem już dosłownie przygotowany, by do niej podbiec w razie czego.
Brunet nie odpowiedział już nic, jedynie uśmiechnął się złośliwie, a we mnie co raz to bardziej narastała ochota przyjebania mu. Zauważyłem, że Tomlinson chyba również marzył, żeby pokiereszować go jeszcze bardziej.
- Odpowiedz, Dylan! - wrzasnęła łamiącym się głosem.
- Veronica, wystarczy - powiedziałem stanowczo. Nie wiedziałem co się stanie, ale szykowałem się na najgorsze. Zerknąłem porozumiewawczo na Louisa, żeby w razie czego mi pomógł. Ten jedynie przytaknął od razu i powrócił wzrokiem na tamtą dwójkę.
- Zamknij się - warknęła nawet na mnie nie patrząc.
O'Brien roześmiał się gromko, jakby wszystko co się tu działo było jedną wielką komedią, a on świetnie się na niej bawił.
- Myślisz, że to było przypadkowe? Że akurat mi kazali was zabić? Jeden z nich doskonale wiedział jakie mam z wami kontakty. Zgodziłem się nawet nie masz pojęcia z jak wielką przyjemnością - wysyczał, a obłąkany uśmiech nie schodził z jego ust. - Gdybym miał teraz broń nawet bym się nie zawahał, żeby ją w ciebie wycelować.
I tyle wystarczyło, żebym ja i Louis w jednej chwili doskoczyli do chłopaka. Ronnie odsunęła się na bok wybuchając głośnym płaczem, za to ja nie hamowałem się już. Głowa Dylana z każdym ciosem leciała w innym to kierunku i chyba zabiłbym skurwiela, gdyby nie krzyk Caluma, który zaczął wołać donośnie imię brunetki. Oprzytomniałem natychmiastowo, prostując plecy. Nawet nie patrząc na zmasakrowanego Dylana podbiegłem do niego, który próbował ocucić Veronicę, gdyż zemdlała. Wziąłem ją na ręce z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, lecz śmiech O'Brien'a odbijający się od ścian piwnicy spowodował, że zatrzymałem się w połowie drogi i spojrzałem na niego. Myślałem, że stracił przytomność, ale najwidoczniej kutas się zbyt dobrze trzyma. Splunął krwią pozostawiając sporą plamę na betonie obok niego.
- Jesteś taki żałosny, Irwin. Zupełnie jak twoja głupia siostrzyczka.
- Zamknij, kurwa, mordę! - wrzasnąłem wściekły. Jak on, do chuja w ogóle śmiał o niej wspominać. - Masz jebane szczęście, że jeszcze żyjesz po tym wszystkim.
- Nie zrobilibyście tego - zakpił, lecz zaraz przybrał groźny, wręcz psychopatyczny wyraz twarzy i patrząc na nas morderczo wykrzyczał: - Nie możecie mnie zabić!
- Żebyś się, kurwa, nie zdziwił. A teraz, to za Adrianne. - Louis pochwyconym ze stolika nożem cisnął w ramię bruneta, wciskając ostrze prawie, że do końca, po czym szarpnął nim do siebie, rozrywając mu tym samym skórę. Rana, która powstała była głęboka i nie wyglądała za ciekawie. Krzyk Dylana powodował, że nawet mnie zabolało samo patrzenie na to. Tomlinson jednak nie zważał na krzyki. Po prostu wbił nóż w lewą dłoń nieprzyjaciela, który teraz już wrzeszczał. Wkurwiony Tommo potrafi być jeszcze większą bestią niż ja, ale na szczęście nie pojawia się to u niego zbyt często. 
- Louis, chyba wystarczy - sapnąłem poprawiając sobie Ronnie na rękach. Ten tylko popatrzył na mnie, pokiwał na znak zgody i wyciągając nóż odłożył go na miejsce. Myślałem, że już odejdzie od chłopaka, lecz ten znowu nas zaskakując chwycił kij basebolowy i przywalił Dylanowi w głowę, przez co tamten stracił przytomność, dzięki czemu zapanowała w końcu błoga cisza w całym domu.
Wniosłem Veronicę do salonu. Kazałem paru osobom zejść z kanapy, na której ją położyłem i spojrzałem szybko na Caluma, który czym prędzej przyniósł wodę mineralną z lodówki oraz zmoczoną szmatkę, którą delikatnie przykładałem do bladej skóry dziewczyny.
- Nadmiar emocji? - mruknąłem wpatrując się w jej twarz. Nie miała żadnego wyrazu, zupełnie odwrotnie niż dosłownie kilka minut temu, kiedy wrzeszczała na swojego.. byłego już przyjaciela.
- Tak, wydaje mi się, że tak - westchnął cicho Hood, podpierając głowę o pięść. - Zaraz powinna się odzyskać przytomność.
Widziałem kątem oka jak brunet kieruje wzrok na Tomlinsona, który znów był usmarowany krwią. To był rzadki widok co prawda, ale naprawdę przerażający. Zazwyczaj spokojny, opanowany Lou zmieniał się w maszynę do mordowania i krzywdzenia. Tylko z wściekłości, znikało wtedy sumienie, uczucia... Dosłownie wszystko co ludzkie, nie obchodził go ból jaki zadaje. Chyba gorzej niż ja. Na szczęście nauczył się panować nad swoim gniewem i rzadko zdarza mu się wybuchać.
Zagłębiając się tak w swoich myślach nawet nie zauważyłem kiedy dziewczyna na moich kolanach uniosła powieki. Wymusiłem słaby uśmiech, chociaż wyszło mi raczej coś w rodzaju grymasu. Nie mam pojęcia czy była zadowolona z mojego widoku, ale na pewno zauważyłem ulgę, kiedy wypuszczała spokojnie powietrze z płuc. Nie minęła chwila a już zaczęła zrywać się do wstawania. Pohamowałem ją trochę i spokojnie posadziłem obok siebie.
- Uhm, to chyba twoje. - Louis wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny trzymając w niej wisiorek Adrianne.
Brunetka z lekkim wahaniem zabrała od niego nieco zakrwawiony naszyjnik uśmiechając się wdzięcznie i przetarła go swoją koszulką. Chwilę tak siedziała wpatrując się w niego uważnie.
- Nigdy się z nim nie rozstawała - szepnęła obracając medalik między palcami. Wpatrywała się w niego dużymi oczami jakby próbowała nawiązać jakieś połączenie z przedmiotem, jakby trzymała Ann w dłoniach. Wszyscy zgromadzeni nawet nie odważyli się poruszyć, a co dopiero odezwał. Trwaliśmy tak przyglądając się Ronnie, która nawet nie zwracała na nas uwagi. Jedyny plus tego wszystkiego to to, że zaczęła w pełni kontaktować i nie odcinała się jak na razie od rzeczywistości. Nagle Veronica przestała obracać medalik i natychmiastowo go otworzyła. Z jego środka wyleciała mała karteczka, ledwie widoczna i bardzo starannie złożona w maluteńki kwadracik.
- Co to? - zapytał Luke, którego uciszyłem ruchem ręki i wróciłem spojrzeniem na Veronicę, która teraz patrzyła na mnie jakby pytała co ma zrobić. Pokiwałem jej głową zachęcając ją by rozwinęła karteczkę, więc tak i zrobiła. Ręce drżały jej niespokojnie, a oddech przyśpieszył. Sam zastanawiałem się, co znajduje się na niej. Gdy dziewczyna wreszcie sprostała zadaniu spojrzała na wnętrze karteczki przebiegając wzrokiem po słowach tam zamieszczonych. Nieznaczna zmarszczka uformowała się pomiędzy brwiami, a jej nosek zmarszczył się słodko próbując zrozumieć treść liściku. Dopiero po jakimś czasie oddała mi karteczkę, bym mógł ją przeczytać i dopiero wtedy zrozumiałem, czemu nie przeczytała tego na głos. Na karteczce ładnym pochyłym, ale też i wyraźnym pismem były napisane dwa krótkie ale i też znaczące słowa:

"Odnajdźcie pluskwy".

Podałem od razu kawałek kartki Louisowi, który wpatrywał się we mnie ze skonsternowaniem​. Wytarł dłonie w koszulkę i odebrał ode mnie liścik wpatrując się w niego z dobrą minutę. Nic nie mówiąc machnął ręką na resztę, żeby do niego podeszli. Tak więc zrobili, dosłownie otaczając Tommo. Pokazał wszystkim karteczkę i na migi kazał nam wszystkim rozproszyć się po domu w poszukiwaniu tych małych podsłuchów. Jak kazał tak zrobiliśmy; wziąłem ze sobą Veronicę. Nie wiedziałem czy mi się ona "przyda" w szukaniu, ale już miałem, można powiedzieć, wyrobiony odruch zabierania jej wszędzie i po prostu bycia w jej towarzystwie. Trudno mi było odstąpić ją na krok po tym wszystkim. Wszedłem za resztą do pracowni, w której siedział Niall, nawet się nie spostrzegłem a Liam przysiadł do komputera i odpalając najzwyklejszy program do pisania i stukał szybko w klawiaturę. "Namierzę częstotliwości, na których nadają. Dzięki temu je znajdziecie i przyniesiecie mi". Nie minęło może z 20 minut, a na ekranie wyświetlił się ciemnozielony plan naszego domu, na którym widniały rozszerzające się od małych punktów okręgi. Nie było ich dużo, ale znajdowały się w tych najważniejszych miejscach, w których odbywały się nasze rozmowy.
Zakląłem pod nosem i zapamiętując w miarę rozstawienie białych punktów wyszedłem z pracowni idąc do salonu. Zmarszczyłem brwi rozglądając się po pomieszczeniu. Przypomniałem sobie układ pomieszczenia na mapie i zacząłem szukać w miejscach, do których najrzadziej się zagląda i najmniej widocznych. No i jest. Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem z wąskiej szpary mały podsłuch. Szukanie tego małego gówna zajęło mi z pół godziny, ale cholera, było dobrze ukryte. Mam nadzieję, że resztę znajdziemy jakoś w miarę łatwiej. Znaleziony przedmiot schowałem do plastikowego woreczka nasiąkniętego jakimiś chemikaliami po czym skierowałem się do swojego pokoju, gdyż tam również według tego co pokazywał nam Liam, znajdowała się kolejna pluskwa. Kazałem gestem ręki Veronice usiąść, co oczywiście uczyniła bez żadnych sprzeciwów. Dopiero kiedy zajęła się wisiorkiem, a raczej znowu jego oglądaniem, przystąpiłem do przeszukiwania pokoju. Denerwowałem się z każdą mijaną minutą, ponieważ chyba przeszukałem każdy zakamarek mojego pieprzonego pokoju, a podsłuchu jak nie było tak nie ma. Już miałem wyjść z zamiarem pójścia do Payne'a, lecz poczułem, że coś chwyta mnie za materiał koszulki. Odwróciłem się ku dziewczynie, która machała mi przed nosem czarnym małym urządzeniem. A to spryciula mała. W natychmiastowym tempie zabrałem jej pluskwę z ręki i zrobiłem z nią dokładnie to samo co z poprzednią. Kiedy odkładałem torbę mój telefon wydał dźwięk na znak otrzymanego smsa. Szybko wyjmując go z kieszeni zauważyłem, że nadawcą był Tommo oznajmujący, że wszystkie pluskwy zostały znalezione i unieszkodliwione dzięki tej substancji od Niallera. Odetchnąłem z ulgą na tę wiadomość. Już nie muszę męczyć się ze znalezieniem tych ustrojstw. Obróciłem się w stronę dziewczyny, która nadal zawzięcie wpatrywała się w naszyjnik z lekkim uśmiechem na twarzy.
Uśmiech sam wkradł się na moje usta widząc tą scenkę. Eh, robię się ciotowaty, za dużo przebywam z Tomlinsonem. Kręcąc głową zbliżyłem się do brunetki, obejmując jej dłonie razem z trzymanym przez nią naszyjnikiem, swoimi. Delikatnie zabrałem od niej rzecz, po czym obracając ją przyłożyłem łańcuszek do jej szyi i odgarniając jej włosy na bok zapiąłem go.
- Powinnaś go nosić - wyszeptałem lekko stając już przed nią. Oszołomiona dziewczyna spojrzała najpierw na mnie potem na medalik spoczywający na jej dekolcie.
Teraz tylko pozostaje jedno pytanie. Dlaczego kartka znalazła się w tym naszyjniku?
- To Ann zostawiła nam tą wiadomość - odezwała się cicho Veronica i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że wypowiedziałem to pytanie na głos. Zdezorientowany spojrzałem na brunetkę, która patrzyła na mnie intensywnie, ale nie przestawała bawić się medalikiem. 
- Ale skąd wiedziała, że dostaniemy jej naszyjnik? - Kolejne nurtujące mnie pytanie.
- Najważniejsze pytanie chyba jednak brzmi... Skąd ona wiedziała o podsłuchu. - Głos Louisa rozbrzmiał w pomieszczeniu. No tak, mogłem się domyśleć, że tu przyjdzie.



______________________________________________________________
Hej, cześć i siema!
Rozdział już wcześniej niż poprzednie, na szczęście. Sporo się w nim dzieje, huh?
Co sądzicie o Dylanie? Cholera, okropny jest. Najbardziej żal mi Ronnie, co ona musi przeżywać ://
ale i tak jestem Ashtonica shipper xD
Dobra, dobra, dość o nich. Czaicie, że dużymi krokami zbliżamy się do 40k wyświetleń?! To niesamowite, nie sądziłam że SMR odniesie taki sukces. No, wiadomo, te wszystkie znane fanfici mają kilkadziesiąt razy więcej albo i kilkaset, ale dla nas to jest naprawdę wyczyn. A wszystko dzięki wam! Jesteście taką naszą małą rodzinką *,* kochamy was i mega wam dziękujemy, że jesteście i nas wspieracie, a zwłaszcza, że komentujecie. To jakaś forma kontaktu z wami i to chyba jest najlepsze w tym wszystkim ^^
Okey, już kończę, bo was zanudzę :p
Do następnego, skarby!
W.
PS. Jak tam 2017 zaczęliście? ;3


Kociaczki :* Mamy kolejny rozdział, postanowiłyśmy, że wam się należy i z racji tego, że nie było tyle rozdziałów macie wcześniej :) 
Co myślicie? Dylan jest okropny, jeszcze bardziej dobija nam Ver, ale jakoś odżyła, mam nadzieję, że tak zostanie już. No i ten liścik? Myślicie, że to serio napisała Ann przed śmiercią?
No cóż co powiedzieć  dalej :D Dziękujemy za wyświetlenia, komentarze i wg za to, że jesteście skarbeczki :*  
Na pokładzie witamy Martynkę, witaj sis i mam nadzieję, że z nami zostaniesz :) :*
No cóż, kolejny nie mam pojęcia kiedy będzie, ale trzymajcie kciuki, żeby było szybciej. :)
Komentujcie, przesyłajcie, udostępniajcie, tweetujcie #ShowMeRealityFF
Kocham was :* 
Buziaczki :* A.




Czytasz? Proszę skomentuj :*

4 komentarze:

  1. Dawno się nie odzywałam :)

    Jestem w szoku. Oczywiście twierdzę, że to mogła być Ann. Może jakimś sposobem o nich wiedziała, albo dowiedziała się, gdy została porwana...
    Okropnie się cieszę, że Ver zaczyna mówić, oby tak dalej!

    Powodzenia w pisaniu i do następnego!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekghem... NO ZAJEBISTE NO XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dylan to mały chujek, ale go uwielbiam (pozdrawiam Ada która bardzo chciała komentarz ode mnie)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow wow wow 😮😮
    Co tu się porobiło 😮😮
    Nie było mnie tu baaaardzo długo i miałam trochę do nad robienia za co przepraszam 😭😭 nauka robi swoje 😞😞
    Jestem pod wrażeniem tego co stworzyłyście, to coś pięknego. Czyta się rewelacyjnie 😘😘
    Żałuje ze nie komentowałam każdego i ze nie byłam na bieżąco ale teraz mogłam sobie wszystko przeczytać naraz i nie musislam czekać na następny 😄😄 ale teraz już muszę czekać. Pewnie znowu wpadne w wier nauki ale postaram się częściej znaleźć czas a nie tak jak w ostatnim czasie. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
    Co do aktualnego rozdziału to jest mega, dzieje się tyle rzeczy. Ojj ciekawa jestem bardzo bardzo co z tego wyniknie. 😍😘 czekam na kolejne 😘😘
    Do następnego misiaczki 😘😘

    OdpowiedzUsuń