- Widziałeś ją? - Nagle odwróciłem się do Harry'ego, który w tym samym momencie spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Widziałem kogo? - spytał, czym delikatnie ujmując zbił mnie z tropu. Przecież patrzył się w tą sama stronę. Widziałem ją, stała kilka metrów ode mnie. Patrzyła na mnie! Przecież tego sobie nie wymyśliłem! Wskazałem ręką na miejsce w którym jeszcze sekundę temu stała ONA.
- Adrianne - wyjaśniłem ponownie odwracając się do przyjaciela. Musiałem głośno to wykrzyczeć, ponieważ muzyka zagłuszała wszystko co tylko mogła. - Stała tam, Harry! Powiedz, że ją widziałeś.
- Tommo chyba za dużo wypiłeś. Ann przecież nie żyje, minął tydzień stary, musisz się pogodzić z tym, że jej nie ma. - Próbował mi wmówić, ale przecież wiem co widziałem. Jestem tego pewien. Złapałem go za rękaw przy okazji zamykając oczy i kręcąc przecząco głową by przestał gadać.
- Nie wmawiaj mi tego, doskonale wiem co widziałem! - krzyknąłem donośnie. Cholera, przecież nie jestem ślepy, nie pomyliłem się. To naprawdę była ona!
Styles burknął coś pod nosem, czego nie usłyszałem, lecz widziałem jak wywraca oczami. Zaczął ciągnąć mnie do wyjścia, a ja stawiałem dość duży opór wrzeszcząc na niego. Przecież mogłem ją jeszcze znaleźć, gdzieś tam musiała być.
- Odpuść Louis, musiałeś zobaczyć kogoś podobnego - prychnął, gdy wydostaliśmy się z klubu. A raczej on wydostał, a ja zostałem wywleczony stamtąd.
- Kurwa, Harry, mam oczy i wiem kto to był!
- Przestań, po prostu przestań - westchnął prawdopodobnie zmęczony moim zachowaniem, ale to nie moja wina, że sam jej nie zauważył i teraz nie chce mi uwierzyć.
- Myślałem, że ty mi uwierzysz.
- Jak niby mam ci wierzyć, kiedy robisz ze mnie i z siebie idiotę, i próbujesz mi wmówić, że widziałeś kogoś, kto od tygodnia nie żyje?! - wrzasnął z czystym jadem w głosie, co było do niego nie podobne. Stanąłem jak wryty wpatrując się w przyjaciela, którego klatka piersiowa unosiła się niebezpieczne szybko, a żyłka na czole znacznie się uwydatniła. Stałem tak najbliższe kilka minut po prostu patrząc na niego z dezorientacją i niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Harry uspokajając się powoli wyciągnął komórkę z kieszeni, po czym wybrał jakiś numer, z którym się połączył. W trakcie rozmowy wywnioskowałem, że zamawia taksówkę. Odszedłem kilka kroków od niego i oparłem się o obdrapaną z tynku, chłodną ścianę. Chciałem zapalić, ale nie dość, że nie miałem przy sobie fajek, to nie opłacało mi się, gdyż już po kilku minutach zaparkował przed nami samochód osobowy. Harry jakby obrażony na mnie wsiadł obok kierowcy, a ja na tyły. Całą drogę wlepiał nieobecny wzrok w szybę po jego lewej. Jedyną osobą, która odzywała się podczas jazdy był facet z audycji radiowej. Wsłuchując się w suche fakty ze świata i myśląc jedynie o tym, co zobaczyłem w klubie, nie zorientowałem się nawet kiedy parkowaliśmy pod domem. Otrząsnąłem się, gdy Styles otworzył drzwi wychodząc z pojazdu, więc zrobiłem to samo. Skierowałem się do wejścia tuż za nim mamrocząc coś pod nosem. Jedno zdanie być może powiedziałem trochę za głośno będąc już w salonie, na co Harry od razu zareagował złośliwą docinką na temat mojego zdrowia psychicznego. Tym sposobem znów zaczęła się między nami dosyć donośna kłótnia.
- Co tu się dzieje? - usłyszeliśmy głos mojej kochanej siostry, która właśnie schodziła ze schodów. Trochę nas przestraszyła, gdyż oboje z Harrym podskoczyliśmy odwracając się w jej kierunku.- Twój brat postradał zmysły - rzucił brunet wyrzucając ku górze ręce. - Po prostu zgłupiał.
- Za to twój chłopak w ogóle mnie nie słucha! - odbiłem piłeczkę wywracając przy tym oczami.
- Słucham, tylko to co mówisz to bzdury!
- Czemu do cholery mi nie wierzysz! - syknąłem w jego kierunku, gdyż powoli zaczynałem mieć dosyć tej bezsensownej wymiany zdań.
- Bo wiem co się stało...
- Ej.. ej chłopcy spokój! - krzyknęła Kate stając między nami, po czym patrząc to na jednego to na drugiego dodała już ciszej. - Uspokójcie się i powiedzcie, co się stało. Na spokojnie.
Przymknąłem oczy próbując się uspokoić, po czym znowu je otworzyłem wlepiając wzrok pełen bólu w siostrę.
- Widziałem ją - szepnąłem tak cicho, iż bałem się, że znowu będę musiał to powtarzać, bo nikt mnie nie usłyszał.
- Kogo? - zapytała zdezorientowana, ale zaraz otworzyła szeroko oczy jakby właśnie połączyła ze sobą wszystkie fakty tworząc całość. - Jak to?
- Stała w tłumie, patrzyła się na mnie z bólem. Kathrin ja ją widziałem, na prawdę, kiedy spojrzałem ponownie już jej nie było, ale jestem pewny, że to była ona - mówiłem, nie mogąc powstrzymać się od płaczliwego tonu, po prostu nie mogłem, w tej chwili chciałem tak bardzo przywalić sobie z pięści, by myśleć choć trochę racjonalnie, choć trochę by brzmieć przekonująco. Nie tylko chcąc przekonać ich, ale i też po części samego siebie, bo przecież to nie możliwe, żebym ją wiedział, kiedy wiem jaka jest inna rzeczywistość, ale w takim razie jak mogę nazwać, to co właśnie doświadczyłem?!
- Nie słyszysz jak to irracjonalnie brzmi Kate? Proszę przemów mu do rozsądku, bo mnie zupełnie nie słucha. - Harry przerwał moje rozmyślenia, ściągając mnie z powrotem na ziemię.
- Wiem co widziałem Hazz, proszę nie próbuj zrobić ze mnie wariata! - krzyknąłem rzucając kluczami od samochodu w ścianę za brunetem.
- Nie próbuję! Sam sobie świetnie radzisz! - prychnął
- Ona żyje! Widziałem ją!
- Adrianne nie żyje Louis! Wszyscy widzieli jak umierała! Ludzie Sean'a ją zabili na naszych oczach do cholery! Nie widzę tu niczego co można by było kwestionować! - ryknął dociskając mnie do ściany, przez co z impetem uderzyłem głową w twardą powierzchnię. Syknąłem wypuszczając ze świstem powietrze, na co brunet od razu odskoczył ode mnie cofając się o kilka kroków. Widziałem w jego oczach wahanie i skruchę, ale nie byłem na niego zły, wiem, że zrobił to nieświadomie. Zmieszany wymamrotał ciche chaotyczne przeprosiny po czym w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Wpatrywałem się w Harrego na wpół uchylonymi powiekami a w głowie nieprzyjemnie huczały jego słowa, które działały na mnie niczym sztylety lub kule z pistoletu przebijające moją pierś na wskroś. Próbowałem oddychać regularnie, lecz niezbyt mi to wychodziło, a z moich ust wychodził tylko urwany szybki świst, komponujący się z szybko bijącym sercem. To było nie normalne, wręcz chore.
- Ronnie? - cichy głos Kate przywołał nas do normalności. Obróciłem głowę w kierunku wejścia do salonu gdzie stała, blada zupełnie jak ściana dziewczyna.
- Ronnie dlaczego nie śpisz? - spytała szeptem podchodząc do niej powoli, lecz ta jakby nie reagowała na jej głos. Wzrok miała nieobecny, wlepiony w moją osobę, zupełnie jakby znajdowała się w jakiegoś rodzaju transie.
- Veronica? - odezwałem się spokojnie, gdyż wiedziałem, że przez ostatni tydzień inaczej z nią się nie dało, kiedy ktoś podnosił głos, ona automatycznie zwijała się w kulkę i stawała się nieobecna, a nawet wybiegała z pomieszczenia, nie zależnie jakiego.
Spojrzała na mnie lekko zamglonym wzrokiem i nagle chwyciła mnie za rękę. Tak jak robią to jakieś psycholki w horrorach. Wzdrygnąłem się na ten gest, ale nie odskoczyłem od niej.
Veronica patrzyła na mnie pustym wzorkiem, a jej blade usta były lekko rozchylone. Chciałem cokolwiek powiedzieć, lecz nic nie mogłem z siebie wydusić, zresztą i ona milczała.
- Widziałeś Adrianne? - wypowiedziała to zdanie z niemałą trudnością i okropną chrypą, wcale się nie dziwię, gdybym też nie odzywał się od ponad tygodnia to mój głos też by tak wyglądał.
Kilka chwil po prostu stałem wpatrując się w nią. Nie miałem pojęcia czy powiedzieć tak czy nie. Twierdząca odpowiedź może dałaby jej choć trochę nadziei, światełko w tunelu, a jednocześnie złamało serce. A negatywna z kolei.. Sam nie wiem jakby na nią zareagowała, zapewne nie byłoby to dla niej dobre.
- Widziałeś moją Addie? - ponowiła pytanie trochę mocniej niż wcześniej, ale też i bardziej obłąkanie. - Też ją widziałam Lou, nie musisz się wstydzić. Ona tu jest - potakiwała głową - Ona mnie pilnuje - znowu powtórzyła. - Jestem w końcu jej małą siostrzyczką. - mówiąc to cały czas ruszyła twierdząco głową, wyglądała przerażająco jakby opętało ją coś złego.
Co mogłem powiedzieć, zrobić w tej chwili? Brunetka sprawiała wrażenie chorej. Nie, nie na grypę czy jakąkolwiek inną chorobę, lecz na psychicznie chorą. Śmierć Adrianne tak bardzo skruszyła jej psychikę, wydaje mi się, że w porównaniu do niej ja nie straciłem zdrowego rozsądku i wiem co widziałem, że to była prawdziwa Ann. Cholera, sam nie wiem co mam myśleć. Zerknąłem niepewnie na moją siostrę.
- Ym Ronnie, Louis widział ją w śnie. - zaczęła ostrożnie szatynka podchodząc do nas powoli - okropny sen, krzyczał, myślał że to prawdziwy świat, ale wiemy wszyscy jaka jest prawda.
Zacisnąłem usta i przytaknąłem mimo wszystko. Kathrin ma rację, nie powinienem jej robić nadziei, skoro Adrianne nie żyje.
- To prawda - dodałem, widząc zdezorientowany, wręcz obłąkany wzrok zielonookiej.
Veronica pokręciła przecząco głową, a na jej twarzy wkradł się grymas.
- Ona żyje Lou i ty to wiesz. - uwierzyłbym jakieś pół godziny temu, bo sam tak twierdziłem, ale teraz? Nie za bardzo. - Poszła spać, ale się obudzi. Ann tylko odpoczywa.
Cholera, jej psychika naprawdę mocno ucierpiała i jeśli tej stan jest permanentny to nie wiem co możemy z nią zrobić. Nie damy rady jej pomóc, przynajmniej nie sami.
- Skarbie, chodź się położyć. Odpoczniesz razem z nią - mruknęła słabo Kate kładąc dłonie na jej ramionach.
- Nie mogę - znowu pokręciła głową - kazała mi być silną, skupioną. Nie mogę jej zawieść, bo będzie smutna. A jak nie lubię jak Addie jest smutna. Sam widziałeś jaki ma piękny uśmiech, musi się uśmiechać. - Mówiąc ostatnie zdanie patrzyła na mnie wywiercając spojrzeniem dziurę. Chwilę tak stała, jakby oczekiwała ode mnie jakiejś reakcji, więc tylko przytaknąłem, bo na nic innego mnie nie było stać.
- Przynajmniej zaczęła mówić - wtrącił Styles, który do tej pory siedział cicho przypatrując się dziewczynie.
- Dobrze, dobrze, w porządku - westchnęła ciężko moja siostra. - Ale, żeby być skupioną musisz mieć siłę, prawda? Najlepiej jak coś zjesz. - Potarła tak delikatnie jej ramiona, jakby od mocniejszego dotyku miały pęknąć. Choć patrząc na to, jak szczupła, a raczej wychudzona była - to wcale nie było takie niemożliwe. - - I jak się porządnie wyśpisz.
W pomieszczeniu znowu zapadła cisza, Veronica chyba stwierdziła że za dużo już dziś powiedziała, a reszta po prostu nie wiedziała co dodać.
- Ronnie! - usłyszeliśmy w pewnym momencie tuż za naszymi plecami a zaraz po tym wleciał na korytarz przestraszony, zaspany Iwin.
Brunetka od razu zwróciła się w jego stronę, lecz nie odezwała ani słowem. Po prostu stała w bezruchu wpatrując się w Ashtona, którego po zobaczeniu jej wypełniła ulga. Cieszyłem się, że tak się o nią martwi, dba o nią, ale jednocześnie.. Po prostu się bałem. Ze względu na to, że Veronica znajduje się w stanie w jakim się znajduje i to może ponownie zaważyć na późniejszym zachowaniu Irwina, gdy ona odejdzie co tak czy inaczej się stanie.
- Jezu Ronnie, nie strasz mnie tak! - warknął gardłowo, ale można było też i usłyszeć ulgę w jego głosie, lecz Veronica nie rozróżniła tego. Od razu zadrżała i szloch opuścił jej usta.
Chłopak zacisnął usta widząc jej reakcję i ostrożnie podszedł do cofającej się powoli brunetki. Jego twarz wygiął wyraźny grymas. Gdy udało mu się do niej zbliżyć bardzo delikatnie objął ją ramionami i przytulił.
- Przepraszam, nie chciałem - szepnął cicho w jej włosy. Wyglądało to tak cholernie nie realistycznie, dla niektórych oczywiście, bo przecież Ashton i taki czuły chłopak? Jakby ktoś go znał po śmierci jego siostry to by zaczął się śmiać, ale to był normalny widok dla nas - dla tych co po prostu byli z nim od początku, zanim zamknął się pod powłoką psychola. Stali tak dobre kilka minut w zupełnej ciszy, a nasza trójka wpatrywała się w nich bez żadnego słowa, jakbyśmy się bali, że zburzymy to coś, tą atmosferę i wszystko się tak po prostu posypie w mgnieniu oka.
- Zabierz ją do pokoju, Ash. Powinna iść spać - wymamrotała cicho Kathrin z troską patrząc na tą dwójkę - Wszyscy powinniśmy się położyć - dodała patrząc już tylko i wyłącznie na mnie. Wiedziałem, że ta cała sytuacja jest przeze mnie, przez moje głupie uparcie, ale ja na prawdę myślałem, że ona tam była, że stała tam. Jakby chciała mi przekazać ważną wiadomość. Albo, po prostu zbyt często ostatnio zajmowała wszystkie moje myśli.Westchnąłem ciężko przytakując ledwie widocznie głową i skierowałem się leniwym krokiem do swojego pokoju. Wymamrotałem po drodze ciche "dobranoc". Zamykając drzwi za sobą rozebrałem się jak zawsze do bokserek i rzuciłem na łóżko. Podłożyłem ręce pod głowę i przez moment patrzyłem się w sufit, a tak na dobrą sprawę w ciemność. Wariowałem, po prostu wariowałem i dopiero teraz zauważyłem, że tak jest. Ile bym dał, żeby stać w miejscu w którym wtedy ona stała, przyjąć przeznaczony jej pocisk i być martwy zamiast jej. Moja śmierć nie zmieniłaby nic, Kate miałaby Harry'ego i Caleb'a no i resztę rodziny. Poradzili by sobie beze mnie, ale jej zniknięcie zrujnowało życie Veronici. Jedna osoba a tyle namieszała. Boże.
- Musisz się przespać stary - mruknąłem do siebie łapiąc za końcówki włosów i ciągnąc za nie dosyć mocno.
Przekręciłem się na bok wlepiając wzrok w ścianę. Chwilę wpatrywałem się w nią oczyszczając umysł z wszelkich myśli, by spokojnie móc zasnąć nie zaprzątając sobie nimi głowy. Po kilku dobrych minutach, które wydawały się trwać wieczność zamknąłem na dobre oczy powoli zapadając w sen. Wydawało mi się że minęło zaledwie pięć może dziesięć a już w głowie słyszałem melodię. Przed oczami miałem dłonie, palce spokojnie opadające na białe oraz czarne klawisze. Z echem w moim umyśle rozbrzmiewała doskonale znana mi muzyka. To była jej cholerna piosenka. Nie mogłem jej nie rozpoznać, kiedy aż tydzień poświęciłem na szukaniu. Momentalnie otworzyłem oczy, kiedy melodia urwała się. Wiedziałem, że to był tylko sen i prawdopodobnie nie będę za chwilę nic pamiętał, więc czym prędzej zeskoczyłem z łóżka i podszedłem do pianina. Usiadłem przy nim, po czym kompletnie na oślep próbowałem odtworzyć melodię, która odbijała się nadal echem w mojej świadomości.
___________________________
Kochani! Mamy rozdział! Jupi!
Znowu trochę go nie było. Uwierzcie mi próbujemy z całych sił to przyśpieszyć.
No ale nie za dobrze nam to zawsze wychodzi. Ale jest to najważniejsze prawda?
Wiele z was mówi, że Ann żyje, kurde sama bym tak chciała ludziska, chciałabym mieć nadzieję, że ona serio żyje, ale przecież byliśmy świadkami jej zabicia. ;(
Co uważacie o tym rozdziale? Kłótnia Hazzy i Tommo dosyć poważna nie? I Ronnie zachowująca się niczym psycholka no i kochany Ash. Kurde Smr wywraca się do góry nogami. Jejku! Co będzie następne? xD
No nic, dziękuję za wyświetlenia, za każdy komentarz, niezwykle miłe i motywujące. Kochamy was mordeczki :*
Także nie będę przedłużać. Komentujcie, udostępniajcie, tweetujcie pod hasztagiem #ShowMeRealityFF
do kolejnego :*
Buziaki :* A.
No hej, cześć i siema!
Wreszcie jest rozdział, wohoo!
[Z góry przepraszam, iż powiedziałam, że pojawi się on w zeszłym tygodniu, a nie było go. Nie udało nam się to niestety].
No ale jest, to się liczy, prawda?
Ale Addie ma rację, SMR wywraca się do góry nogami, co tu sie w ogóle dzieje xD
W ogóle powiedzcie nam, co myślicie ogólnie o postaci Veronici?
Jednej z czytelniczek w ogóle sie ona nie podoba, nie wiemy tylko dlaczego :O
No dobra, to chyba tyle ode mnie. Dziękujemy pięknie za motywację i taką masę wyświetleń, to niesamowite!
Do następnego, skarby ;*
W.
- Veronica? - odezwałem się spokojnie, gdyż wiedziałem, że przez ostatni tydzień inaczej z nią się nie dało, kiedy ktoś podnosił głos, ona automatycznie zwijała się w kulkę i stawała się nieobecna, a nawet wybiegała z pomieszczenia, nie zależnie jakiego.
Spojrzała na mnie lekko zamglonym wzrokiem i nagle chwyciła mnie za rękę. Tak jak robią to jakieś psycholki w horrorach. Wzdrygnąłem się na ten gest, ale nie odskoczyłem od niej.
Veronica patrzyła na mnie pustym wzorkiem, a jej blade usta były lekko rozchylone. Chciałem cokolwiek powiedzieć, lecz nic nie mogłem z siebie wydusić, zresztą i ona milczała.
- Widziałeś Adrianne? - wypowiedziała to zdanie z niemałą trudnością i okropną chrypą, wcale się nie dziwię, gdybym też nie odzywał się od ponad tygodnia to mój głos też by tak wyglądał.
Kilka chwil po prostu stałem wpatrując się w nią. Nie miałem pojęcia czy powiedzieć tak czy nie. Twierdząca odpowiedź może dałaby jej choć trochę nadziei, światełko w tunelu, a jednocześnie złamało serce. A negatywna z kolei.. Sam nie wiem jakby na nią zareagowała, zapewne nie byłoby to dla niej dobre.
- Widziałeś moją Addie? - ponowiła pytanie trochę mocniej niż wcześniej, ale też i bardziej obłąkanie. - Też ją widziałam Lou, nie musisz się wstydzić. Ona tu jest - potakiwała głową - Ona mnie pilnuje - znowu powtórzyła. - Jestem w końcu jej małą siostrzyczką. - mówiąc to cały czas ruszyła twierdząco głową, wyglądała przerażająco jakby opętało ją coś złego.
Co mogłem powiedzieć, zrobić w tej chwili? Brunetka sprawiała wrażenie chorej. Nie, nie na grypę czy jakąkolwiek inną chorobę, lecz na psychicznie chorą. Śmierć Adrianne tak bardzo skruszyła jej psychikę, wydaje mi się, że w porównaniu do niej ja nie straciłem zdrowego rozsądku i wiem co widziałem, że to była prawdziwa Ann. Cholera, sam nie wiem co mam myśleć. Zerknąłem niepewnie na moją siostrę.
- Ym Ronnie, Louis widział ją w śnie. - zaczęła ostrożnie szatynka podchodząc do nas powoli - okropny sen, krzyczał, myślał że to prawdziwy świat, ale wiemy wszyscy jaka jest prawda.
Zacisnąłem usta i przytaknąłem mimo wszystko. Kathrin ma rację, nie powinienem jej robić nadziei, skoro Adrianne nie żyje.
- To prawda - dodałem, widząc zdezorientowany, wręcz obłąkany wzrok zielonookiej.
Veronica pokręciła przecząco głową, a na jej twarzy wkradł się grymas.
- Ona żyje Lou i ty to wiesz. - uwierzyłbym jakieś pół godziny temu, bo sam tak twierdziłem, ale teraz? Nie za bardzo. - Poszła spać, ale się obudzi. Ann tylko odpoczywa.
Cholera, jej psychika naprawdę mocno ucierpiała i jeśli tej stan jest permanentny to nie wiem co możemy z nią zrobić. Nie damy rady jej pomóc, przynajmniej nie sami.
- Skarbie, chodź się położyć. Odpoczniesz razem z nią - mruknęła słabo Kate kładąc dłonie na jej ramionach.
- Nie mogę - znowu pokręciła głową - kazała mi być silną, skupioną. Nie mogę jej zawieść, bo będzie smutna. A jak nie lubię jak Addie jest smutna. Sam widziałeś jaki ma piękny uśmiech, musi się uśmiechać. - Mówiąc ostatnie zdanie patrzyła na mnie wywiercając spojrzeniem dziurę. Chwilę tak stała, jakby oczekiwała ode mnie jakiejś reakcji, więc tylko przytaknąłem, bo na nic innego mnie nie było stać.
- Przynajmniej zaczęła mówić - wtrącił Styles, który do tej pory siedział cicho przypatrując się dziewczynie.
- Dobrze, dobrze, w porządku - westchnęła ciężko moja siostra. - Ale, żeby być skupioną musisz mieć siłę, prawda? Najlepiej jak coś zjesz. - Potarła tak delikatnie jej ramiona, jakby od mocniejszego dotyku miały pęknąć. Choć patrząc na to, jak szczupła, a raczej wychudzona była - to wcale nie było takie niemożliwe. - - I jak się porządnie wyśpisz.
W pomieszczeniu znowu zapadła cisza, Veronica chyba stwierdziła że za dużo już dziś powiedziała, a reszta po prostu nie wiedziała co dodać.
- Ronnie! - usłyszeliśmy w pewnym momencie tuż za naszymi plecami a zaraz po tym wleciał na korytarz przestraszony, zaspany Iwin.
Brunetka od razu zwróciła się w jego stronę, lecz nie odezwała ani słowem. Po prostu stała w bezruchu wpatrując się w Ashtona, którego po zobaczeniu jej wypełniła ulga. Cieszyłem się, że tak się o nią martwi, dba o nią, ale jednocześnie.. Po prostu się bałem. Ze względu na to, że Veronica znajduje się w stanie w jakim się znajduje i to może ponownie zaważyć na późniejszym zachowaniu Irwina, gdy ona odejdzie co tak czy inaczej się stanie.
- Jezu Ronnie, nie strasz mnie tak! - warknął gardłowo, ale można było też i usłyszeć ulgę w jego głosie, lecz Veronica nie rozróżniła tego. Od razu zadrżała i szloch opuścił jej usta.
Chłopak zacisnął usta widząc jej reakcję i ostrożnie podszedł do cofającej się powoli brunetki. Jego twarz wygiął wyraźny grymas. Gdy udało mu się do niej zbliżyć bardzo delikatnie objął ją ramionami i przytulił.
- Przepraszam, nie chciałem - szepnął cicho w jej włosy. Wyglądało to tak cholernie nie realistycznie, dla niektórych oczywiście, bo przecież Ashton i taki czuły chłopak? Jakby ktoś go znał po śmierci jego siostry to by zaczął się śmiać, ale to był normalny widok dla nas - dla tych co po prostu byli z nim od początku, zanim zamknął się pod powłoką psychola. Stali tak dobre kilka minut w zupełnej ciszy, a nasza trójka wpatrywała się w nich bez żadnego słowa, jakbyśmy się bali, że zburzymy to coś, tą atmosferę i wszystko się tak po prostu posypie w mgnieniu oka.
- Zabierz ją do pokoju, Ash. Powinna iść spać - wymamrotała cicho Kathrin z troską patrząc na tą dwójkę - Wszyscy powinniśmy się położyć - dodała patrząc już tylko i wyłącznie na mnie. Wiedziałem, że ta cała sytuacja jest przeze mnie, przez moje głupie uparcie, ale ja na prawdę myślałem, że ona tam była, że stała tam. Jakby chciała mi przekazać ważną wiadomość. Albo, po prostu zbyt często ostatnio zajmowała wszystkie moje myśli.Westchnąłem ciężko przytakując ledwie widocznie głową i skierowałem się leniwym krokiem do swojego pokoju. Wymamrotałem po drodze ciche "dobranoc". Zamykając drzwi za sobą rozebrałem się jak zawsze do bokserek i rzuciłem na łóżko. Podłożyłem ręce pod głowę i przez moment patrzyłem się w sufit, a tak na dobrą sprawę w ciemność. Wariowałem, po prostu wariowałem i dopiero teraz zauważyłem, że tak jest. Ile bym dał, żeby stać w miejscu w którym wtedy ona stała, przyjąć przeznaczony jej pocisk i być martwy zamiast jej. Moja śmierć nie zmieniłaby nic, Kate miałaby Harry'ego i Caleb'a no i resztę rodziny. Poradzili by sobie beze mnie, ale jej zniknięcie zrujnowało życie Veronici. Jedna osoba a tyle namieszała. Boże.
- Musisz się przespać stary - mruknąłem do siebie łapiąc za końcówki włosów i ciągnąc za nie dosyć mocno.
Przekręciłem się na bok wlepiając wzrok w ścianę. Chwilę wpatrywałem się w nią oczyszczając umysł z wszelkich myśli, by spokojnie móc zasnąć nie zaprzątając sobie nimi głowy. Po kilku dobrych minutach, które wydawały się trwać wieczność zamknąłem na dobre oczy powoli zapadając w sen. Wydawało mi się że minęło zaledwie pięć może dziesięć a już w głowie słyszałem melodię. Przed oczami miałem dłonie, palce spokojnie opadające na białe oraz czarne klawisze. Z echem w moim umyśle rozbrzmiewała doskonale znana mi muzyka. To była jej cholerna piosenka. Nie mogłem jej nie rozpoznać, kiedy aż tydzień poświęciłem na szukaniu. Momentalnie otworzyłem oczy, kiedy melodia urwała się. Wiedziałem, że to był tylko sen i prawdopodobnie nie będę za chwilę nic pamiętał, więc czym prędzej zeskoczyłem z łóżka i podszedłem do pianina. Usiadłem przy nim, po czym kompletnie na oślep próbowałem odtworzyć melodię, która odbijała się nadal echem w mojej świadomości.
___________________________
Kochani! Mamy rozdział! Jupi!
Znowu trochę go nie było. Uwierzcie mi próbujemy z całych sił to przyśpieszyć.
No ale nie za dobrze nam to zawsze wychodzi. Ale jest to najważniejsze prawda?
Wiele z was mówi, że Ann żyje, kurde sama bym tak chciała ludziska, chciałabym mieć nadzieję, że ona serio żyje, ale przecież byliśmy świadkami jej zabicia. ;(
Co uważacie o tym rozdziale? Kłótnia Hazzy i Tommo dosyć poważna nie? I Ronnie zachowująca się niczym psycholka no i kochany Ash. Kurde Smr wywraca się do góry nogami. Jejku! Co będzie następne? xD
No nic, dziękuję za wyświetlenia, za każdy komentarz, niezwykle miłe i motywujące. Kochamy was mordeczki :*
Także nie będę przedłużać. Komentujcie, udostępniajcie, tweetujcie pod hasztagiem #ShowMeRealityFF
do kolejnego :*
Buziaki :* A.
No hej, cześć i siema!
Wreszcie jest rozdział, wohoo!
[Z góry przepraszam, iż powiedziałam, że pojawi się on w zeszłym tygodniu, a nie było go. Nie udało nam się to niestety].
No ale jest, to się liczy, prawda?
Ale Addie ma rację, SMR wywraca się do góry nogami, co tu sie w ogóle dzieje xD
W ogóle powiedzcie nam, co myślicie ogólnie o postaci Veronici?
Jednej z czytelniczek w ogóle sie ona nie podoba, nie wiemy tylko dlaczego :O
No dobra, to chyba tyle ode mnie. Dziękujemy pięknie za motywację i taką masę wyświetleń, to niesamowite!
Do następnego, skarby ;*
W.
CZYTASZ = PROSZĘ SKOMENTUJ! :*