niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 45.

*Perspektywa Harry'ego*

Zakręciłem korki, odcinając dopływ wody, która jeszcze chwilę temu koiła moje nerwy i wyszedłem z kabiny prysznicowej. Chwyciłem ręcznik w dłonie od razu przecierając nim ciało, po czym również dokładnie wytarłem włosy, by choć trochę je osuszyć. Po tych czynnościach naciągnąłem na tyłek bokserki i dopiero wtedy spojrzałem w lustro wiszące na sąsiedniej ścianie i szczerze powiedziawszy trochę się przeraziłem widząc swoją twarz. Widać było na niej oznaki bitwy oraz zmęczenia. Siniak na policzku, oraz rozcięta warga przypominały mi ile straciliśmy tego dnia oraz całkowicie nie pozwalały mi zapomnieć ile poświęciliśmy. Westchnąłem ciężko przeczesując loki dłonią i gasząc światło wyszedłem z pomieszczenia.
Od razu moim oczom ukazała się brunetka siedząca po turecku na środku łóżka, która wlepiała swoje cudowne niebieskie tęczówki w krajobraz za oknem. Moja słodka Kate. Zawsze tak robiła kiedy czymś się przejmowała aż nadto, uwielbiałem patrzeć na nią zawsze i wszędzie i również teraz bym to robił, gdyby nie cichy szloch, który wydarł się z jej piersi. W oka mgnieniu znalazłem się obok niej biorąc ją w swoje ramiona i nie musiałem długo czekać, żeby i ona mocno się we mnie wtuliła.
- Co się dzieje, słońce? - wyszeptałem w jej włosy, jeżdżąc dłonią po jej plecach.
Zawsze ją to uspokajało, więc może i teraz podziała. Poczekałem aż przestanie płakać choć trochę, a gdy odsunęła się ode mnie na niewielką odległość uniosłem rękę i kciukiem starłem łzy z jej policzków.
- Po prostu... Chwila słabości. Przerosło mnie to - odparła cicho, kręcąc głową na boki.
- Wiem, jesteśmy w trudnej sytuacji - westchnąłem - ale jakoś z tego wyjdziemy, jak zawsze.
Próbowałem ją pocieszyć, chociaż sam ledwie wierzyłem w te słowa. Wszystko w tym momencie chyba wisiało na włosku. Chociaż bywało gorzej, odkąd siostry tutaj zamieszkały. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej.
Położyłem się na łóżku, opierając głowę o wysoko położoną poduszkę i pociągnąłem Kathrin tak, że po chwili leżała na mojej klatce, a jej drobne ramię owijało się wokół mojego pasa. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten widok i złożyłem długi pocałunek na czole brunetki.
- Ciekawe co teraz dzieje się z Zaynem - wymamrotała cicho, jakby nie była pewna czy w ogóle powiedzieć to na głos.
- Nie mam pojęcia co może z nim być teraz. Może chodzi od klubu do klubu i pije, może się ściga, może zamieszkał u jakiegoś kumpla. Albo też zaczął jakoś zarabiać i próbuje sobie ułożyć życie po swojemu? Bez nas? Bez niej.
- Wszystko jest możliwe - wzruszyła ramionami i bardziej wtuliła policzek w mój bark, trącając czubkiem nosa płatek mojego ucha - Musi mu być ciężko. Wiesz, stracił dziewczynę i jeszcze nas opuścił. Przecież mógł z nami zostać, pomoglibyśmy mu ze stratą, jesteśmy rodziną - szeptała w moje ramię, co chwile cicho pociągając nosem.
Oh, moja kochana Kate, zawsze martwiła się bardziej o innych niż o samą siebie, to był jeden z powodów, dla których tak bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie życie bez niej.

- Skarbie, zrobił tak jak uważał, że będzie najodpowiedniej. Ten dom ma w sobie tak wiele z niej. Mimo iż nie każdy ją lubił to tak jakby była naszą rodziną, wiemy jaka była naprawdę i sam Malik to wie, skoro stracił dla niej głowę - westchnąłem robiąc kółeczka na skórze brunetki. - Po prostu uszanujmy jego decyzję.
- Harry, ale on jest zupełnie sam - jęknęła cicho podnosząc głowę tak, że patrzyłem na jej śliczne szare tęczówki. Uśmiechnąłem się do niej lekko, by w jakiś sposób ukazać jej, żeby się nie przejmowała, ale niczym takim mi nie odpowiedziała, więc ułożyłem dłoń na jej policzku, a ta się w nią wtuliła przymykając na moment oczy.
- Kiedy umarła Hope, pamiętasz jak Ashton był zdruzgotany? Jak zniknął na całe pół roku i nikt nie wiedział co się z nim działo? - spytałem, a dziewczyna tylko skinęła głową, więc dalej kontynuowałem. - Potrzebował chwili namysłu, co prawda był to długi proces, ale w tym czasie my wszyscy przypominaliśmy mu o niej, co było dla niego bardziej bolesne.
- Tak, wiem - westchnęła, zastanawiając się pewnie co powiedzieć - ale wiesz, że kiedy zostaje się samemu to jest trudniej, znacznie trudniej. Spójrz na Veronicę, widzisz do czego się posunęła po stracie Adrianne.
- Ale skarbie, widzisz w jakiej O'Connor jest sytuacji. Straciła dosłownie wszystko i wszystkich, w dodatku ma do czynienia z nami, co tylko pogarsza pewnie jej psychikę - powiedziałem patrząc na Kate zbolałym wzrokiem. - Zayn da sobie radę. Wiesz jaki jest, on zachowuje wszystko dla siebie, musi przemyśleć co się stało i wysnuć odpowiednie wnioski. Nie potrzebuje jeszcze, byśmy gadali mu nad uchem że będzie dobrze, rozumiesz?
Brunetka kiwnęła głową lekko, przymykając przy tym oczy. Złożyłem pocałunek na jej głowie i ułożyłem dłoń na policzku dziewczyny.
- Kocham cię, Harry - szepnęła i złączyła nasze usta w czułym pocałunku, który natychmiast odwzajemniłem.
- Nie chciałabym wam przeszkadzać. - W pomieszczeniu rozbrzmiał głos Caroline, która wbiła nam bez pukania do pokoju. Oderwałem się leniwie od Kate i oboje spojrzeliśmy na brunetkę.
- Co jest, Caro?
- Veronica się obudziła. Jest z nią teraz Luke, a Ashton wyszedł nieźle wkurzony z domu - wyrzuciła z siebie, po czym opierając się o ścianę obserwowała naszą reakcje. Cóż, zaskoczenia wielkiego nie ma jeśli chodzi o Irwina, bo ten ostatnio aż nadmiernie ukazywał swoje zdenerwowanie, a co do reszty to Kate od razu wyprostowała plecy patrząc na mnie z tymi iskierkami oznaczającymi nic więcej poza nadzieją.
- Wszystko z nią w porządku? - zapytała zwracając wzrok ku Caroline.
- Wydaje mi się, że tak.
Tomlinson od razu po jej słowach zerwała się z łóżka, prawdopodobnie chcąc już iść sprawdzić jak z Veronicą.
- Kathrin, zostawmy ją na razie z Luke'iem - mruknąłem, kładąc dłoń na ramieniu brunetki. - Na pewno to wszystko przeżywa i lepiej, by teraz była z nim.
- Masz rację... dajmy jej odpocząć - westchnęła smutno Kate kiwając głową.
Smith wyszła z naszego pokoju, zostawiając nas samych. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy, bo żadne z nas nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
 - Myślisz, że ona da sobie radę? - mruknęła w końcu dziewczyna wpatrując się ze zmarszczonymi w konsternacji brwiami przed siebie.
- Odebrano życie jej siostrze, która była prawdopodobnie jej ostatnią nadzieją. Jest zmuszona do mieszkania z nami, okazało się, iż jej rodzice i przyjaciel to kłamcy. Nie wiem czy zdoła to wszystko udźwignąć - odparłem cicho.
Objąłem brunetkę ramieniem i ucałowałem w skroń.
- Chodźmy na śniadanie - mruknąłem do jej ucha przejeżdżając nosem po policzku szarookiej.
Kathrin wstała z łóżka, więc zrobiłem to samo. Wciągnąłem na swoje biodra pierwsze lepsze spodnie, jakie znalazłem i założyłem jakiś szary podkoszulek. Objąłem czekającą na mnie dziewczynę w pasie i wyszedłem z pomieszczenia kierując się na dół. W kuchni panowała ponura atmosfera, wszyscy siedzieli przy stole przygnębieni. W dodatku nikt się nie odzywał nawet słowem, więc również było głucho, nie tak jak zawsze. Zrobiłem dwie mocne kawy, które, mam nadzieję, postawią mnie i Kate na nogi oraz kilka kanapek, po czym podstawiłem wszystko pod nos mojej kochanej dziewczynie. Ta posłała mi delikatny uśmiech i zaczęła jeść.
- Wie ktoś czy Ashton już wrócił? - podniosła nagle głowę przejeżdżając wzrokiem po wszystkich przebywających w kuchni. - I czy ktoś może mi powiedzieć gdzie jest Loueh?
- Z tego co wiem - odezwał się po dłuższej ciszy Calum - to Irwin niestety jeszcze nie wrócił.
- A co do Lou to chyba nie ma go od wczoraj - wtrąciła Rose siedząca obok chłopaka.
- Jak to od wczoraj? - pisnęła nagle prostując się na siedzeniu. - Wiedziałeś o tym, Harry?
- Na mnie nie patrz - uniosłem ręce w obronnym geście kręcąc przy tym głową. - Wyszedł rano i powiedział, że nie wie kiedy wróci. Myślałem, że już dawno siedzi w swoim pokoju.
- I nikt tego nie sprawdził? - wrzasnęła, podnosząc się z krzesła, w ostatniej chwili chwyciłem za jej nadgarstek obracając ją w swoim kierunku.
- Gdzie ty idziesz? - zapytałem patrząc na jej wściekłą, ale zarazem zatroskaną twarz.
- Jak to gdzie? Po telefon, przecież ten matoł mógł zrobić coś głupiego.
Spojrzałem na nią niepewnie, lecz puściłem jej nadgarstek z westchnieniem. Od razu wyszła, a raczej wybiegła z pomieszczenia i po chwili wróciła wpatrzona w swoją komórkę. Przyłożyła ją do ucha, przygryzając nerwowo dolną wargę. Słyszałem, że po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa. Brunetka westchnęła cicho, a nadzieja uciekła z jej oczu. Zastąpił ją smutek i troska. Podszedłem do niej chcąc ją przytulić, jednak ta odskoczyła ode mnie jak poparzona, gdy w domu rozbrzmiał trzask drzwi wejściowych. Już chciała wybiec na korytarz z nadzieją, że zobaczy tam Louisa, lecz w przed oczami jedynie mignęła nam postać Ashtona, który szybkim krokiem kierował się najprawdopodobniej do swojego pokoju. Mimo iż nie był to brat Kathrin, to ona i tak pobiegła za chłopakiem. Irwin był zapewne wkurzony, co nie niosło za sobą nic dobrego, zwłaszcza osobie, która go zaczepiała. Prędko poszedłem za Kate, a gdy trafiłem do ostatniego korytarza widziałem, jak drzwi przed jej nosem zamykają się z hukiem. Brunetka zrezygnowana parsknęła cicho pod nosem i oparła się ramieniem o ścianę obok niej. Ostrożnie objąłem ją i ułożyłem brodę na czubku jej głowy.
- Ashton możesz ze mną pogadać, a nie zachowywać się jak dupek? - zapytała na tyle głośno, by chłopak usłyszał.
- Nie mamy o czym gadać - warknął przez powłokę i śmiało mogłem stwierdzić, że siedzi pod drzwiami, opierając się o nie.
- Właśnie, że mamy - odpowiedziała mu dziewczyna, na co usłyszała w odpowiedzi, by się waliła. Szczerze powiedziawszy nie chciałbym być teraz w jego skórze, za krótko chyba ją jeszcze zna, żeby wiedzieć, że ta kobieta to diabeł i anioł w jednej osóbce. Nie bez powodu jest prawą ręką Louisa, w końcu jest prawie tak samo nieobliczalna jak on, tyle, że to dziewczyna i ma więcej empatii i nieco mniej psychopatycznych pobudek. Ułożyłem dłoń na jej i ścisnąłem ją mocno, by w jakimś stopniu pomóc jej się opanować, ale już było trochę za późno. Jej klatka unosiła się bardzo szybko i wiedziałem, że to kwestia czasu, aby straciła kontrole i po prostu wpadła do pokoju blondyna i mu przywaliła.
- Kate, opanuj się - szepnąłem jej do ucha delikatnie je przy okazji muskając ustami.
- Kochanie, możesz mnie proszę puścić?
Brunetka delikatnie ścisnęła moją dłoń, dając mi tym znak, bym po prostu odpuścił i że ma wszystko pod całkowitą kontrolą. Cóż więc co ja mogłem innego zrobić? Nic. Pozostało mi tylko spełnić jej prośbę, nie dlatego, że byłem pizdą i kobieta mną rządziła, nie, nic bardziej mylnego. Ja po prostu wiedziałem do czego jest zdolna. Bez przygotowania potrafiła strzelać do celów wielkości orzecha laskowego, więc jeśli była wściekła, po prostu nie wchodziłem jej w drogę, ale czuwałem, by nic sobie nie zrobiła. Ona również nie wtrącała się do moich spraw, ale zawsze interweniowała, jeśli zachodziły one za daleko. Taką po prostu zawarliśmy umowę. Westchnąłem ciężko wypuszczając ją z objęć, dziewczyna natomiast posłała mi słaby uśmiech, zapewniając mnie, że nic się wielkiego nie dzieje i zaraz wparowała do pokoju Irwina, prawie, że go taranując. Wkroczyłem za nią, w razie potrzeby zatrzymania jej. Bardziej bałem się o niego aniżeli o Kate w tej chwili. Stanęła przed Irwinem, który poderwał się na równe nogi i po prostu wymierzyła mu prawego sierpowego w twarz, aż szczęka mnie zabolała na ten widok. Jego głowa odskoczyła w bok, tak iż stracił równowagę i osunął się po ścianie, zaskoczony patrząc na moją dziewczynę.
- To, że jesteś starszy nie upoważnia cię do cholery, aby się tak do mnie zwracać. Jeśli masz problem egzystencjalny to po prostu powiedz, a nie zachowujesz się jak rozpieszczony pięciolatek! Mam dość, że zwracasz się do wszystkich bez jakiegokolwiek szacunku! Wszyscy do chuja za tobą stali. Wszyscy cię tolerowali. Tolerowali dupka i chuja jakim się stałeś, ale wiesz co? Za daleko w to brniesz, za długo. Twój limit się skończył. Więc proszę, teraz, kurwa, wstań i powiedz to, co masz mi do powiedzenia w twarz, a nie przez cholerne drzwi - krzyknęła górując nad nim.
Nie powiem, była niesamowicie pociągająca w tym wydaniu. Nic nie poradzę, że Kate tracąca panowanie nad sobą mnie podnieca. Jestem tylko facetem no nic na to nie poradzę.
- Nie powinnaś tego robić - syknął Ashton wycierając strużkę krwi wypływającej z kącika jego ust. Parsknąłem cicho pod nosem na jego słowa, ale chyba zrobiłem to za głośno, bo zwróciłem tym uwagę blondyna, który spiorunował mnie wzrokiem.
- Bo co? Myślisz, że się ciebie boję? No to sobie coś wyjaśnijmy. - Nawet kiedy stała do mnie tyłem, mogłem wyczuć, że uśmiechnęła się szyderczo, po czym kucnęła, tak by być na równi z chłopakiem. - Jestem w tej branży dużo dłużej niż ty, przeżyłam sto razy więcej i uwierz mi, przy mnie i moim wyszkoleniu, to tak trochę wychodzisz na bezbronne dziecko - pochyliła się i pstryknęła go w nos, przez co na jego twarz wkradł się grymas niezadowolenia. - Więc radziłabym uważać zanim coś palniesz - sprostowała, siadając po turecku na dywanie splatając ręce przed sobą. Kurcze, myślałem, że będzie nieco więcej się działo, ale najwidoczniej taką taktykę sobie moja kochana obrała, więc nie będę niczego kwestionować. - Dobra, a teraz ze mną grzecznie porozmawiasz - rzekła głosem nie znoszącym sprzeciwu, lecz kiedy chłopak już otwierał usta, by coś odrzec, ta zmroziła go wzrokiem, więc od razu się zamknął. - Gdzie byłeś?
- Nie powinno cię to obchodzić.
- Ale obchodzi Ashton. Kiedy w końcu dojdzie to do ciebie, że są ludzie, którym na tobie zależy? - zapytała Kate niezwykle spokojnie i łagodnie, zupełnie tak, jakby po tej rozwścieczonej dziewczynie ślad zaginął. Jakby w ogóle jej tu nie było.
Irwin jedynie spojrzał na nią z kpiącym uśmieszkiem wzruszając ramionami.
- Jeśli tak wam to przeszkadza to dlaczego po prostu mnie nie wyrzucicie stąd?
Kathrin wzięła głęboki oddech przymykając oczy. Nie chciała ponownie wybuchnąć przez niego.
- Jesteśmy rodziną, wszyscy tutaj. Nie pojąłeś tego do tej pory? - Ash już chciał odpowiedzieć, jednak brunetka kontynuowała - a czy ty wyrzuciłbyś Perrie, gdyby żyła i nadal była tutaj z nami?
Kędzierzawy spojrzał na nią z szerzej otwartymi oczami, po czym spuścił głowę wzdychając cicho.
- Nie. Nie zrobiłbym tego.
- Dlaczego? Przecież zachowywała się wszyscy wiemy jak.
Ashton chwilę wahał się nad odpowiedzią, jednak uniósł głowę patrząc na Kate z grymasem na twarzy.
- Tak nie można. Nawet jeśli się tak zachowywała to nie zrobiłbym tego... Była jedną z nas - wymamrotał zmieszany.
- Więc już rozumiesz, mam nadzieję.
Chłopak kiwnął głową potwierdzająco. Byłem wręcz zdziwiony, że Ash pokazuje tyle pokory i to wobec Kathrin.
- Więc powiesz mi gdzie byłeś? - zapytała ponownie.
- W miejscu, w którym byłem z Veronicą po tym jak zemdlały - wymamrotał cicho.
Chwila moment... Kiedy zemdlały? To było wtedy, gdy wrócili w nocy cali mokrzy. Rozmawiałem z nim po tym i, cholera, to mi mówi coraz bardziej, że O'Connor nie jest obojętna Irwinowi.
- Oh - wyrwało się Tomlinson i zaraz odwróciła ku mnie wzrok posyłając mi zdziwione spojrzenie. Chyba myślała o zupełnie innym miejscu jego przebywania, cóż, ja też nie uważałem, że tam pójdzie, bo to w końcu Irwin. Mogliśmy się spodziewać jakiejś speluny, a nawet i burdelu, nie byłbym wcale zdziwiony gdyby nam o tym powiedział, przez pewien okres kiedy pół roku po śmierci Hope wrócił do nas, nie było chyba żadnego dnia, kiedy nie sprowadzałby do domu jakiejś wywłoki lub nie wychodził na całe tygodnie. Taki był przez długi okres i szczerze, nie mam pojęcia kiedy z tym skończył, z czasem chodził coraz rzadziej i ograniczył takie spotkania z dziwkami, bo no przepraszam, ale kobietami ich nazwać nie mogę, skoro aż tak się nie szanowały.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś? - odezwał się nagle Irwin patrząc to na mnie, to na Kate. Jednak przez dłuższy czas nie uzyskał odpowiedzi. - Taa, kumam - prychnął pod nosem i powoli podniósł się do pionu.
- Ashton.. - zaczęła brunetka, lecz on uciszył ją gestem ręki.
- Rozumiem, oczekiwaliście raczej, że byłem się schlać albo sobie polazłem, by przeruchać laski. Widzę za jakiego mnie macie, nie musisz się tłumaczyć - bąknął odwracając na moment głowę ku mnie. - A jeśli zastanawiacie się gdzie jest Tommo, to siedzi w magazynach, coś planuje, ale nie wchodziłem zbytnio w szczegóły.
- Sam wiesz jaki byłeś wtedy. Mieliśmy nadzieję, że... - zacząłem, patrząc na niego dosłownie z przepraszającym wzrokiem. Doskonale widziałem, że to go w pewnym stopniu dotknęło.
- Że zmieniłem się? Chyba jednak w to nie wierzyliście skoro myśleliście, że znów poszedłem się spić - prychnął nawet nie odwracając się w moją stronę i zwyczajnie opuścił pokój z trzaskiem drzwi.
Westchnąwszy bezradnie przeczesałem dłonią włosy i spojrzałem na Kate, która również przypatrywała się mojej osobie.
- Może on naprawdę się zmienił? Minęły dwa lata, w dodatku Veronica... Wiesz o co mi chodzi, Harry.
- Wiem, wiem - skinąłem głową. - Nie powinniśmy byli w ten sposób zareagować, ale to było po prostu dziwne. - Moja twarz skrzywiła się w nieokreślonym grymasie.
- Jedźmy do Louisa. Boję się co on tam wymyśla.
- Tak, chyba powinniśmy.
Razem z Kathrin skierowaliśmy się do garażu i wsiedliśmy do mojego samochodu. Oczywiście Tomlinson włączyła radio, a ja skupiłem się na drodze nucąc pod nosem aktualnie lecącą z głośników piosenkę. Widziałem kątem oka jak Katy się do mnie uśmiecha. Odwzajemniłem gest i na chwilę odwróciłem głowę w jej stronę, a ta jakby wiedziała, że to zrobię, niemal od razu cmoknęła mnie prosto w usta. Z moich ust uleciał cichy śmiech, gdy odwracałem wzrok z powrotem na jezdnię. Ogólnie droga zleciała nam dosyć szybko, dlatego że na ulicach było mało samochodów i jechałem z dużą prędkością. Wysiadłem z auta na podziemnym parkingu, gdzie było w tej chwili jedynie moje cacko. Nie zamykając go na klucz ruszyłem z Kate do magazynu, w którym ponoć siedział Tommo. Po wejściu dostrzegłem kilka rozłożonych map na stole, kilka zwiniętych na podłodze oraz jakieś dokumenty, którym chciałem się przyjrzeć. Nie wiedziałem co Tomlinson planuje, ale jego skupiona twarz i fakt, iż nawet nie odwrócił wzroku choć na moment w naszą stronę mnie trochę zdziwił.
Razem z Kate podeszliśmy do niego stając za jego plecami tak, że widzieliśmy dokładnie to czemu się przyglądał. Śledziłem dokładnie tekst co chwila marszcząc brwi, próbując poskładać w całość to co zamierza. W końcu jesteśmy przyjaciółmi i potrafię myśleć dokładnie tak jak on, nie we wszystkich sytuacjach oczywiście, ale w większości przypadków tak mam.

- Lou.. co ty robisz? - zaczęła cicho Kate dotykając ramienia brata, ale ja nie musiałem słyszeć odpowiedzi, dokładnie już wiedziałem co on chce zrobić.
- Stary wiesz, że to jest prawie nie wykonalne? - zapytałem biorąc do ręki jedną z kartek, na której były plany budynku i zakreślone na niej czerwone kółka.
- Jest wykonalne - warknął odwracając w moją stronę głowę.
- Ty chyba upadłeś na głowę, nie da się dostać do ich kwatery - wypowiedziałem to kątem oka patrząc na Kate, by mnie jakoś wsparła i po jej minie wywnioskowałem, że już domyśliła się wszystkiego.
- Lou, nie rób nic pośpiesznie i pod wpływem silnych emocji. - Zrobiła krok w przód stając twarzą w twarz z bratem, znaczy nie tak dosłownie, gdyż była ona od niego mniejsza o pół głowy.
- Wiesz, że ona ma rację Tommo, zemścimy się, ale nie w taki sposób.
Louis przez moment milczał skanując oczy siostry, która z równą intensywnością wpatrywała się w jego. W końcu z konsternacją przygryzł dolną wargę kiwając powoli głową, jakby odpowiadał na nieme pytanie swojej siostry. Odetchnąłem z ulgą i poklepałem przyjaciela po ramieniu.
- Zrobimy to jak nadarzy się odpowiednia okazja, ale na pewno nie w ten samobójczy sposób, który tu opracowywałeś - oznajmiłem spokojnym już tonem. - Wracamy do domu?
- W porządku - westchnął bezradnie. - Idźcie już, ja to ogarnę.
Kiwnąłem niepewnie głową i chwytając delikatnie Kathrin za łokieć wyszedłem z magazynu, gdyż wiedziałem, że nie będzie chciała wychodzić bez Louisa mimo wszystko. Wsiadłem za kierownicę, zaś Kate usiadła z tyłu opierając się ramieniem o drzwi z prawej strony auta. Po kilku minutach, które przesiedziałem w ciszy oraz, które zdawało mi się, że trwały wieczność, Louis wsiadł na siedzenie obok mnie i zapiął pas. Gdy wyjeżdżałem z parkingu powoli robiło się ciemno, zaś godzina na zegarku wskazywała już dwudziestą, więc tak wcześnie jak myślałem nie było. Wysiadłszy z wozu, który zaparkowałem w garażu, ujrzałem Luke'a opierającego się o stolik z butelką piwa w ręce.
- Już szerzysz alkoholizm? - zapytałem z drwiną rzucając w jego stronę jakiegoś cukierka, który walał się po mojej Mazdzie.
- Jest 20, więc już mogę - wystawił w moją stronę język unikając oczywiście rzucanej przeze mnie rzeczy. Pokręciłem tylko bezradnie głową i bez zbędnych dyskusji z blondynem skierowałem się ku wyjściu, ale przystanąłem, kiedy w pomieszczeniu rozległ się głos Kate.
- Czemu nie pilnujesz Veronici?  - Na to pytanie odwróciłem się do nich przodem, więc spokojnie mogłem obserwować reakcje Luke'a.
- Zasnęła - wzruszył ramionami biorąc duży łyk piwa. - Siedziałem z nią przez godzinę, ale jak stwierdziłem, że śpi wyszedłem. 

- A nie miałeś z nią siedzieć cały czas? - Kate znowu zadała pytanie tym razem z nieco większą pretensją w głosie.
- Kate, ona śpi, nie rób awantury.
- Ja nie robię awantury. Myślałam, że po wczorajszej akcji któreś z was zmądrzało.
- Oj, zluzuj stanik kobieto, rozmawiałem z nią o tym - wywrócił oczami i siadając na podłodze już więcej się nie odezwał, nawet jak brunetka zaczęła go wyzywać od idiotów. Doszłoby do rękoczynów, gdyby nie Lou, który wziął ją na ręce i wyniósł z garażu. 
- Ja już ją wezmę - powiedziałem do przyjaciela, kiedy znaleźliśmy się w korytarzu, ten tylko kiwnął głową przekazując mi moją dziewczynę i sam zaraz zwiał na górę, zamykając się w swoim pokoju. Westchnąłem ciężko. Miałem już dość tej sytuacji. Pomimo iż Adrianne nie była jedną z nas to jej śmierć dotknęła wszystkich, dosłownie wszystkich, nawet tych, którzy tak szczerze jej nienawidzili.
Trzepnąłem głową jakbym chciał coś z niej zrzucić, jednakże to ze środka głowy chciałem wyrzucić nieprzyjemne myśli. Postawiłem Kathrin dopiero przed drzwiami od naszego pokoju, do którego wszedłem razem z nią zamykając je za sobą.
- To co? Relaksujący prysznic i do spania? - posłałem jej delikatny uśmiech, zaś ta jedynie pokiwała głową w odpowiedzi i ruszyła do łazienki. - Wszystko w porządku, kochanie?
- Jasne, że tak. Po prostu te wszystkie wydarzenia, które ostatnio mają miejsce nie dają mi spokoju. Cały czas nad tym wszystkim myślę. A zwłaszcza nad odpowiedzią na pytanie co będzie dalej? - wymamrotała zdejmując powoli z siebie ubrania. 
Wszedłszy do łazienki zamknąłem za sobą drewnianą powłokę i również zacząłem się rozbierać.
- Musisz trochę odpocząć, wyłączyć umysł.
Podszedłem do niej od tyłu, odgarnąłem pasmo włosów za ucho i ucałowałem jej policzek.
- Pewnie masz rację - westchnęła i całkiem naga weszła do kabiny prysznicowej.
Po chwili sam znalazłem się obok niej i odkręciłem ciepłą wodę. Jak zawsze, gdy bierzemy wspólny prysznic, ja umyłem jej ciało, a ona moje. Oczywiście nie obeszło się bez piany w oczach oraz brody z niej zrobionej. Zachowywaliśmy się trochę jak dzieci tak się bawiąc, ale kogo to obchodzi? Dla mnie najważniejsza jest ta dziewczyna i piękny uśmiech, który zdobył jej równie śliczną twarz.


~~*~~


Po prysznicu przenieśliśmy się na łóżko, zaplątani w kołdrze trzymając się w objęciach. Patrząc z perspektywy wszystkiego, nie było niczego, co mogłoby mi to zastąpić, nie ma po prostu żadnej rzeczy ani osoby na świecie. Moja Kate jest jedyna w swoim rodzaju. Pod koniec dnia uwielbialiśmy zamknąć się w naszym pokoju i po prostu leżeć w łóżku w swojej obecności. Nie musieliśmy rozmawiać, po prostu napawaliśmy się spokojem oraz sobą. I tak też było tym razem. Cisza w pokoju zupełnie nam nie przeszkadzała póki mieliśmy siebie tuż obok. Głaskałem delikatnie gołe plecy brunetki a ta co chwila obsypywała moją linie szczęki pocałunkami aż doszła do ucha które delikatnie nadgryzła szepcząc zaraz do niego znane mi dobrze słowa.
Wiesz Harry, jesteś moim aniołem stróżem, który boi się mojego upadku.
- Pamiętam jak pierwszy raz tak do mnie powiedziałaś - potarłem nosem o jej, a uśmiech na mojej twarzy powiększył się automatycznie na samo wspomnienie tego dnia.
- Myślałeś, że się upiłam i nie będę tego pamiętać. Miałam szczęście, że nigdy ze mną nie piłeś i nie wiedziałeś na co mnie stać. Tak w życiu byś się nie odważył na nic - zachichotała wprost w moje usta całując je delikatnie.
- Skąd miałem to wiedzieć, skoro Tommo ma słabą głowę, myślałem, że i w twoim przypadku tak będzie - zacząłem się tłumaczyć.
Tyle razy bywałem z Louisem na różnych imprezach i zazwyczaj to ja musiałem ogarniać jego, a sam wtedy nie byłem lepszy.
- Oj Harry - jej śmiech sprawił za każdym razem, że moje serce puchło z miłości. - Lou wcale nie ma słabej głowy. Tylko udaje, żeby nie było ci przykro kochanie - sprostowała głaszcząc delikatnie mój policzek.
________________________________
Hej, kochani!
Wiemy, znowu dłuuugo nas nie było. Przepraszamy was serdecznie, ale no trochę spraw było na głowie, głównie tej starszej, chociaż na mojej też. W dodatku nie mamy praktycznie rozdziałów napisanych w przód, a czasu na pisanie było naprawdę malutko, prawie w ogóle.
Także cóż, postaramy się już regularnie wstawiać rozdziały, ale nie wiem sama jak to będzie.
W każdym razie... Jak wam się ten podobał. Można powiedzieć, że to taki przejściowy, bo mało co się dzieje. Ale zachowanie Ashtona przy Kate, hahah xD Jak takie bezbronne dziecko, aż nietypowe dla Irwina.
Dobra, nie rozpisuję się więcej.
Tweetujcie z hasztagiem #ShowMeRealityFF
A teraz odsyłam was do Addie.
Do następnego, buziaki! :*
W.

Kochani, życie ssie, nie wiem co robię ostatnio ze swoim życiem, ale cóż, jest rozdział, wiemy że w huk późno i wg, ale sami też widzicie frekwencje pod rozdziałami. Jesteśmy mega z tyłu z pisaniem ale to już wiecie. Zaczynamy wakacje o czym również wiecie, ale będę pracować, czego już pewnie nie wiedzieliście ale już wiecie xd nie no zgrywam się, postaramy się ogarnąć dupy ;3
Dziękujemy za wyświetlenia, choć mało jest komentarzy, nadrabiacie wyświetleniami ;3
No dobra to jeszcze trzy pytanka i już wam nie będę czasu zabierać
1. Jak wrażenia po rozdziale?
2. Był ktoś może na "Zanim się pojawiłeś" bądź czytał książkę? (ja i czytałam i oglądałam *,* Kocham!)
3. Jak po zakończeniu roku? Pasek na dupie czy na świadectwie? U mnie udało się wyciągnąć na pasek choć spadłam mega przez 2 półrocze.
No nic to chyba już wszystek, tweetujcie, czytajcie, komentujcie, rozmnażajcie się xx :D
Kocham A.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 44.

*Perspektywa Veronici*

Leniwie otworzyłam oczy, napotykając od razu wzrok Luke'a, który niczym zbity pies opuścił mój pokój.
Co się dzieje? Przymknęłam ponownie oczy, czując niesamowite nudności i łupiący ból ręki oraz głowy. Co oni ze mną zrobili? Jęknęłam płaczliwie, chcąc przyłożyć dłoń do czoła, ale nie mogłam ruszyć ręką. Co jest? Spanikowana od razu otworzyłam oczy, spoglądając na moją... o mój Boże. Na moją zawiniętą rękę bandażami, które były przesiąknięte krwią. Ten widok od razu podziałał na mnie niczym kubeł lodowatej wody. Wszystkie wspomnienia od razu uderzyły o mnie z taką siłą, iż nie mogłam złapać wręcz powietrza. Próbowałam się zabić, bo.... bo mi ją odebrali. Czy nie powinnam teraz być martwa? Trafiłam do piekła zamiast do nieba? Moje oczy momentalnie zaszły łzami w obawie, że trafiłam tam, gdzie jej nie ma. Ten strach rozdzierał moje serce na kawałki. Spanikowana rozejrzałam się dookoła i niemal krzyknęłam, gdy napotkałam sylwetkę blondyna, który przyczynił się do jej śmierci. Siedział tu przy moim łóżku, wywiercając dziurę w mojej osobie, lecz nie takim wzrokiem jakiego oczekiwałam. Ten był zupełnie ciepły i troskliwy, wręcz emanował współczuciem.
- Dlaczego? - wyszeptałam tak cicho, że przez chwilę zastanawiałam się czy wypowiedziałam to na głos czy tylko i wyłącznie w mojej głowie. Chłopak momentalnie zmienił swoje spojrzenie na zdezorientowane, przez moment skanował moją wykrzywioną w grymasie twarz.

- Co dlaczego? - Spojrzałam na niego lodowatym spojrzeniem, na co tylko zmarszczył brwi i nadal się we mnie wpatrywał.
- Dlaczego mi na to nie pozwoliłeś? - Moje pytanie zawisło w powietrzu i wyglądało na to, że chłopak nie zamierza odpowiedzieć mi na nie, więc znowu zabrałam głos, a raczej wykrzyczałam to, co w tej chwili roiło się w mojej głowie. - Przecież jestem dla ciebie nikim, sam to, do cholery, potwierdziłeś! Odebranie sobie życia było moją decyzją i gówno powinno cię obchodzić, co zamierzam ze sobą zrobić! - wrzasnęłam. - Nie masz nawet pojęcia jak bardzo cię nienawidzę - wysyczałam tak jadowicie, jak tylko umiałam. - Jak bardzo męczę się bez niej tutaj, jak bardzo męczę się patrząc na ciebie.
- Ronnie... - szepnął, na co od razu mu przerwałam.
- Zamknij się! Nie masz prawa tak do mnie mówić. - Ponownie warknęłam, ale zaraz w moich oczach pojawiły się słone łzy. Nie mogłam ich powstrzymać tak jak nieustannie zbliżającej się katastrofy mojego życia. Straciłam wszystko, co mogło zostać mi odebrane, dosłownie wszystko. - Veronica. Rozumiem cię, straciłaś najważniejszą osobę w swoim życiu, ale ja też swoją straciłem, wiem przez co przechodzisz, ale uwierz mi to nie jest najlepszy sposób. Nie możesz tak sobie z tym poradzić, to nie jest wyjście.
- To, że ty się dobrze trzymasz, nie znaczy że ja też! Nie masz pojęcia co teraz się stało. Straciłam rodziców, siostrę, która była dla mnie wszystkim, przyjaciela, rozumiesz?! Nie został mi nikt - załkałam cicho.
 
Przekręciłam głowę w lewą stronę nie chcąc patrzeć na chłopaka, co okazało się być dużym błędem, gdyż zobaczyłam na półce ramę z naszym zdjęciem. Nie hamowałam już łez, które małymi ścieżkami szybko ściekały wzdłuż moich policzków. 
- Ron, proszę cię - sapnął cicho, próbując przyciągnąć mnie do siebie. 
Sprawną ręką odepchnęłam jego ramiona od siebie. 
- Niech Luke wróci - szepnęłam.
Teraz czułam potrzebę przytulenia go. W jego ramionach czułam się bezpiecznie, traktowałam jedynie jego jak przyjaciela, chociaż nie wiem jakim cudem tak szybko sobie na to zapracował.
Irwin pokręcił jedynie głową. 



- Później tu przyjdzie. Ver... - westchnął głęboko, siadając przy mnie na łóżku. Miałam wielką ochotę się odsunąć na sam koniec materaca, czułam cholerną nienawiść do tego chłopaka.- Zawołaj. Luke'a - wysyczałam, mając nadzieję, że nie zbliży się do mnie jeszcze bardziej. Miałam po prostu dość patrzenia na niego, nienawidzę go z całego serca.
- Veronica, proszę cię. Teraz jest źle, wiem, ale obiecuję, że będzie lepiej. Dasz sobie z tym radę.
- Wyjdź stąd i zawołaj Luke'a! - wrzasnęłam, teraz nie zwracając uwagi jak bardzo głośno to wykrzyczałam. 
Nie prosiłam go o wiele, tylko by dał mi spokój. Chłopak przez moment wpatrywał się we mnie. Mimo, iż na niego nie patrzyłam, czułam jego wzrok na sobie. Siedzieliśmy tak może z kilka minut po czym wstał i opuścił pokój, trzaskając przy tym drzwiami, lecz przed tym jeszcze wyszeptał słowa, które całkowicie już wyprowadziły mnie z równowagi.
- Nie poddam się, Ronnie.
Wybuchłam płaczem zaraz gdy tylko drewniana powłoka z hukiem uderzyła o framugę. Wzdrygnęłam się, a z moich ust wydobył się szloch, którego nie mogłam już dłużej tłumić. Zwinęłam się w kłębek i po prostu znowu płakałam, spazmy szlochu połączonego z paniką wydostawały się z mojego ciała, nie miałam astmy tak jak ona, ale napady paniki były u mnie częstym bywalcem.
Leżałam w jednej pozycji przez kilka, a może kilkanaście minut. Nie wiem, czas nie miał znaczenia.
W końcu drzwi ponownie się otworzyły i do środka po cichu weszła osoba. Nie miałam pojęcia czy to ponownie Irwin do mnie zawitał czy też spełnił moją prośbę i to Luke. W głębi duszy liczyłam na to, iż to Hemmings,
 bo w tej chwili potrzebowałam jedynie jego pocieszenia, jego obecności. Obróciłam się delikatnie w stronę wejścia i napotkałam chłopaka podążającego w stronę łóżka. Niebieskooki powoli bez słowa usiadł obok mnie patrząc ze współczuciem w moje oczy. Ostrożnie podnosząc się na zdrowej ręce usiadłam i przytuliłam się do niego niemal natychmiastowo. Luke objął mnie ramionami i głaskał delikatnie po plecach.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - wyszeptał, gdy odsunęłam się od niego, by mieć widok na jego przepełnione troską oczy.
- Nie odchodź - odparłam równie cicho.
- Nigdy, pingwinku. - Ponownie przyciągnął mnie do siebie całując w czubek głowy.



~*~

- Nie skreślaj go za to. - Po dłuższym leżeniu w ciszy nagle odezwał się Luke, już dawno zdążyłam się uspokoić, więc tylko leżałam starając się nie myśleć o niczym, żeby znowu nie wybuchnąć płaczem. Zdezorientowana uniosłam na niego wzrok posyłając mu przy okazji niepewne spojrzenie.
- Nie udawaj jakbyś nie wiedziała o co chodzi Ronnie. - Wykrzywił usta w grymasie trącając palcem mój nos, przez co i ja sama poszłam w jego ślady. - Mówię o Ashu, nie obwiniaj go za to. Biedak sam się zadręcza. Nigdy nie widziałem go w takim stanie, kiedy znalazł cię na wpół martwą tam w wannie. - Na ostatnie słowa jego głos się załamał, więc na chwile zaprzestał swojego monologu, wziął głęboki wdech i ponownie patrząc w moje oczy zaczął mówić. - Siedział przy tobie przez całą noc, był roztrzęsiony, nawet nie pozwalał nikomu tutaj wejść.
Spojrzałam na Luke'a beznamiętnym wzrokiem. Ani trochę nie trafiały do mnie jego słowa.
- Czy to ma jakieś znaczenie? Zrobił to, bo boi się Bryana - szepnęłam cicho.
- Nie wiesz co mówisz, Ronnie. On to bardzo przeżywał.
- Albo udawał - prychnęłam, zwracając wzrok w lewo.
Nadal na szafce stało zdjęcie moje i Ann. Zacisnęłam mocno usta, by stłumić szloch spowodowany tęsknotą do mojej kochanej siostrzyczki. Tak bardzo chciałabym zginąć za nią, chciałabym, żeby ona żyła, bo była dla mnie wszystkim. I może to samolubne, ale nie chcę żyć bez niej. Nie mam żadnego oparcia, nikogo. Odwróciłam głowę w stronę Luke'a, który teraz wpatrywał się w moje oczy nieodgadnionym wzrokiem. Nie potrafiłam rozgryźć co chce powiedzieć.
- Jemu na tobie zależy, Ronnie - wypowiedział te słowa tak cicho, jak było to możliwe.
- Słyszałam jak bardzo - zaśmiałam się gorzko, mając łzy w oczach.
Zamknęłam powieki. Nie chciałam już płakać, chciałam chociaż spróbować być silną. Tylko dla Luke'a tak naprawdę, bo jedynie on został przy mnie.
- Wiesz jaki on jest - westchnął już trochę zirytowany, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- W tym sęk, że nie mam zielonego pojęcia jaki on jest - syknęłam odsuwając się o kilka centymetrów od niego, bym mogła spojrzeć na jego twarz z lekkiego dystansu. - Raz jest kochany i słodki, a zaraz wkurwiający i przerażający. Jak ja mogę go poznać, skoro jest tak irracjonalnie bipolarny?
Blondyn ułożył obie dłonie na moich policzkach i złożył długi pocałunek na moim czole, po czym odsunął się i spojrzał w oczy.
- W głębi duszy doskonale wiesz jaki jest, czujesz to i właśnie to sprawia, że on tak przez ciebie wariuje. Bo ty jedyna postrzegasz go w inny sposób niż pozostali ludzie.
Przymknęłam oczy, czując niesamowity skurcz w żołądku. Nie mogłam go niestety usunąć, nie chciałam go, ale czułam całą sobą, iż te słowa są całą prawdą. Niezależnie jak bardzo bym się oszukiwała, nie zmienię moich uczuć do niego. Mogę w tej chwili brzmieć jak desperatka albo jakaś pojebana laska z Syndromem Sztokholmskim, ale ten oto tu blondynek miał całkowitą rację i nie mogę nic a nic na to zaradzić. Jęknęłam cicho otwierając oczy, a gdy to uczyniłam od razu mój wzrok zatrzymał się na zabandażowanej ręce Luke'a, której wcześniej nie zauważyłam. Czyżbym była tak egoistyczna i przejęta swoją stratą, że kompletnie nie przejęłam się obrażeniami chłopaka? 
- Możemy o tym nie rozmawiać, proszę? - szepnęłam z nadzieją, że utnie ten temat. Nie miałam ani siły ani ochoty z nim dyskutować, bo i tak wiem, że był już na wygranej pozycji.
Westchnienie opuściło jego usta, ale skinął głową potwierdzająco. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, łapiąc jego zabandażowaną dłoń, tym samym chcąc poruszyć kwestię jego zdrowia.
- Tak w ogóle, powiedz mi jak ty się czujesz?
- Jakoś się trzymam - odparł, przypatrując mi się cały czas uparcie. - Bywało gorzej.
- O mały włos się nie wykrwawiłeś i mówisz że bywało gorzej? - zapytałam zdezorientowana, patrząc na niego jak na idiotę po prostu. Przecież on mógł zginąć!
- Jasne, kiedyś byłem częstym bywalcem w szpitalach - zaśmiał się cicho, a jego wzrok momentalnie zmiękł.
Zmierzwiłam blondynowi włosy, jak gdyby był niesfornym dzieckiem i uśmiechnęłam się do niego lekko. Chyba tylko on z nich wszystkich potrafił sprawić, że chociaż na chwilę zapominałam o Bożym świecie i tym, co działo się wokół mnie. Miał w sobie to coś, przyciągał jak magnes i chyba właśnie to spowodowało, że jemu jako pierwszemu zaufałam, gdy tutaj trafiłam.
Jego błękitne oczy, mimo iż na początku wyrażały złość i wręcz nienawiść są uspokajające i sprawiają, że chce się w nie wpatrywać godzinami. Nie wiem czy Luke się po prostu zmienił odkąd tu jesteśmy, a właściwie jestem, czy po prostu przedtem próbował grać totalnego gangstera, a tak na prawdę jest uroczym, przyjaznym blondynkiem. Nie to co Irwin w każdym razie, on nie udaje, już taki jest. Na samą myśl o nim z moich ust wydostało się zrezygnowane westchnienie. Już mi uświadomił swoimi słowami, że nie podda się dopóki mu nie wybaczę, choć nie mam takiego zamiaru. Mam mu za złe, iż nie pozwolił mi zrobić tego, co chciałam. To nie była jego decyzja i powinien był to uszanować, ale nie, szlachetny, wspaniałomyślny Irwin postanowił to zlekceważyć i zniszczyć moje plany. Teraz nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało. Jestem zbyt słaba psychicznie, by móc normalnie funkcjonować, a nikt z mojego teraźniejszego otoczenia nie potrafi mnie przywrócić do wcześniejszego stanu. Straciłam ostatnią nadzieję, już wszystko zgubiło swój sens. A ja sama zgubiłam się wśród tego amoku, nie wiedząc co zrobić i w którą stronę iść.




__________________________________
Cześć, kochani!
Tym razem ja zaczynam notkę, bo z tego co widzę Addie nie za bardzo ma czas. A co do tego właśnie - przepraszamy was za brak rozdziału, ale no... co ja mam wam powiedzieć. Obydwie nie bardzo mamy czas na takie przyjemności jak pisanie ze względu na nadchodzący wielkimi krokami koniec roku. Zwłaszcza, że ja muszę popoprawiać trochę przedmiotów i wyciągnąć lepsze oceny. Także będziemy się starały wrzucać rozdziały w miarę możliwości częściej, ale nie powinnyśmy niczego obiecywać. Ale to tyle, nie będę tak już się rozpisywać.
Jak wam się podoba rozdział? Można powiedzieć, że jest przejściowy, bo mało co się w nim dzieje, prócz tej rozmowy Ashtonici. Ash pokazuje swoją stronę z uczuciami owh *,* No i Lukey taki słodki, jejku. Uwielbiam go!
Ale dobra, z mojej strony to chyba wszystko.
Zapraszamy do odpowiedniej zakładki, w której możecie zadawać pytania bohaterom.
Wypowiadajcie się też na Twitterze pod hasztagiem #ShowMeRealityFF
Do następnego, skarby!
Całuski :*
W.


Witajcie mordeczki :*
Wiem możecie mnie zabić, bo to najbardziej moja wina. Nie mam po prostu czasu, ciągły zapiernicz, to szkoła, a w weekendy praca i to tak od 11 do 22, przepraszam was kochani, na prawdę, gdybym tylko mogła kopnęłabym to wszystko w dupe, najbardziej szkołę i miała wyjebane, bo mogłabym normalnie pisać, czytać książki, a nie ślęczeć i się uczyć. Ale mamy rozdział? Nie wiem jak wam się podoba? Czy czyta to więcej niż te trzy osoby, które skomentowały ostatni rozdział? Mam nadzieję, że tak. Kochani KOMENTUJCIE, pokażcie, że mamy dla kogo ogarnąć tyłki i naszą głupią wenę i czas na pisanie. (gdy jest czas, nie ma weny, gdy z kolei jest wena nie ma za grosz czasu) I jak z tym żyć. No nic ja wam powiem, że strasznie tęsknię za Ann. I Lou gdzie on wg jest? Ktoś ma jakieś pomysły?
No nic skarby. Piszcie na twitterze z hasztagiem #ShowMeRealityFF pytajcie bohaterów oraz komentujcie :*
Kocham was :* 

A.