piątek, 11 września 2015

Rozdział 23.

*Perspektywa Veronici*

Z obawą weszłam do pomieszczenia, a zaraz po mnie Ashton. Bezszelestnie zamknął drzwi.
- Mogę wiedzieć czego ode mnie tym razem chcesz? - zapytałam.
Starałam się brzmieć jakoś grzecznie, żeby się nie zdenerwował. Bałam się jego złości, drugiego, nieprzewidywalnego oblicza, które skrzywdziło mnie już nie jeden raz. Chociaż może to był prawdziwy Ashton. Może ta opiekuńcza, miła strona to jedynie maska. Nie wiem. Jednak wierzę, że w każdym człowieku tkwi dobro, nawet w nim. Chciałabym choć spróbować odnaleźć w nim tą małą iskierkę dobroci, by przemieniła się w płomień.
- Muszę ci zmienić opatrunki - odparł, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Przecież zmieniałeś mi je wczoraj.
- I powinienem robić to codziennie - wymamrotał.
- Są czyste, chyba nie ma takiej potrzeby.
Dlaczego ja w ogóle to mówię? Nie może mi ich po prostu zmienić, bo... bo co? Bo coś wewnątrz mnie nie chce, by ponownie mnie dotykał. To chyba rozum. Jednak w głębi duszy brakuje mi jego ciepłych, dużych dłoni. Powinnam posłuchać się rozumu, on myśli, a serce poddaje się chwili, ono wierzy. Ja nie mogę ufać temu blondynowi o orzechowo-zielonych oczach. Jest, jak mówiłam nieprzewidywalny i może mnie nawet teraz postrzelić przez te jego 'widzimisie'.
- Veronica - wyciągnął zza paska spluwę. W moich oczach pojawiły się łzy, lecz powstrzymałam się od wypuszczenia ich na światło dzienne. Zdziwiło mnie, gdy zamiast wycelować prosto we mnie - odłożył broń na komodę stojącą obok drzwi. - Nie zaczynaj znowu, przecież nie chcesz się ze mną kłócić, prawda?
Przełknęłam głośno ślinę, chaotycznie kręcąc głową na boki.
- Świetnie, więc zapraszam - wskazał na drzwi za nim.
Ponownie wyszłam z pokoju. Irwin zacisnął długie, smukłe palce na moim nadgarstku i zaprowadził do łazienki na końcu korytarza.
- Rozbierz się - rzucił, zamykając drzwi na klucz.
Moją twarz wykrzywił grymas, gdy usłyszałam charakterystyczny chrzęst zatrzaskującego się zamka.
- No dalej, nie mamy całego dnia, kochanie - ponaglił mnie, a sam oparł się o pralkę, krzyżując ręce na piersi z wbitym we mnie bacznym spojrzeniem.
Przecież widział mnie prawie nagą już dwa razy, co za różnica raz więcej czy mniej?
Wzdychając ściągnęłam bluzkę, a zaraz po niej spodnie. Niekomfortowe było, że Irwin bezkarnie patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem. W końcu wyprostowałam się, spuszczając wzrok na czarne kafelki. Jednak nie trwało to długo, gdyż blondyn pochwycił między kciuk a palec wskazujący mój podbródek, po czym uniósł delikatnie, bym spojrzała mu w oczy. Jego dotyk niósł za sobą ukojenie, spokój, ale jednocześnie strach.
- Nie masz się czego wstydzić - szepnął wprost do mojego ucha.
Wyminął mnie i zaczął czegoś szukać po szafkach i szufladach. Po odnalezieniu potrzebnych mu przedmiotów nakazał mi usiąść na pralce. Tak więc zrobiłam, a sam Ashton rozszerzył moje nogi i stanął pomiędzy nimi, by mieć lepszy dostęp do... w sumie do wszystkich ran, jakie po sobie zostawił na moim ciele.
Z niebywałą delikatnością zdjął stary bandaż z mojego ramienia, przemył ranę i założył nowy. W tym czasie ja skanowałam każdy najmniejszy milimetr jego zjawiskowo przystojnej twarzy. Kilka piegów na małym, zgrabnym nosie, widoczna blizna na szyi, skupiony wzrok i ułożone w mały dzióbek pełne usta.
Nawet nie wiem kiedy powoli uniosłam dłoń i ułożyłam delikatnie palce na jego policzku, jednym z opuszków dotykając jego ust. Blondyn momentalnie pod moim dotykiem zastygł, jak gdyby był na celowniku. Patrzył tępo w moje oczy, a ja w jego. Mój palec nadal znajdował się na jego wardze, a on ani drgnął. Byłam ciekawa co teraz dzieje się w jego umyśle. Jednocześnie bałam się, że postanowi mi coś zrobić za ten czyn. Jednak nic nie trwa wiecznie; poczułam jak coś ostrego rozcina skórę na moim udzie. Syknęłam głośno, a Ashton otrząsnął się z dziwnego stanu w jakim się znajdował i odłożył na bok nożyczki. Spojrzałam w dół, gdzie niewielkim ciurkiem czerwona ciecz skapywała na pralkę, następnie uniosłam wzrok z powrotem na Ashtona krzywiąc się przy tym. Wzięłam swoją dłoń z jego policzka, opierając się nią o pralkę. Czy on na każdym kroku musi mnie ranić? Nawet nieświadomie? A może i było to świadome. Nie mam pojęcia.
- Boże, przepraszam, to nie chcący, wybacz - wydukał zmieszany, pospiesznie ścierając krew ze skóry.
Westchnęłam jedynie, czekając aż upora się z tym zadrapaniem i zacznie zawijać mi świeży bandaż na udzie.
Byłam jednakże pod niewielkim podziwem; potrafił przeprosić za taką błahostkę. Wcześniej to słowo nie przeszło mu przez gardło, więc to chyba dobry znak. Prawda?
Gdy skończył niepewnie spojrzał we mnie swoimi tęczówkami, za którymi coś się dziwnego i nieprzewidywalnego kryło. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, więc postanowiłam pozostać w tej pozycji, czekając, aż chłopak wykona jakikolwiek ruch. Lecz on stał i po prostu skanował moją twarz swoim przenikliwym wzrokiem. Nagle skinął głową, nie wiem czy był to gest skierowany bardziej do mnie czy jego samego i zanim zorientowałam się co się dzieje ułożył swoje duże, ciepłe dłonie na moich biodrach. Automatycznie wstrzymałam oddech, a jego dotyk wywołam przyjemne, ale i również przerażające mrowienie. Obserwowałam jak powoli się do mnie zbliża i już wiedziałam co się teraz wydarzy. Szczerze to pragnęłam tego, sprzecznie reakcjom mojego mózgu i zdrowego rozsądku, które kazały mi uciekać jak najdalej jego.
W jednej chwili, zanim jeszcze zdążyłam to sobie porządnie przemyśleć, skróciłam całkowicie dystans między nami, spotykając się z jego pełnymi wargami. Przez moje ciało przeszedł promieniujący prąd, który rozniósł się po całym moim organizmie. Cholera, jego usta były wspaniałe, a całował jeszcze lepiej. Zdrową rękę umieściłam na jego karku przybliżając go jeszcze bliżej. Chłopak pogłębił pocałunek dając mi jeszcze większą przyjemność, ale nagle owy stan się przerwał, a ja już nie czułam jego bliskości. Otworzyłam lekko powieki patrząc na niego niepewnie, a to co ujrzałam wryło mnie. Ashton stał dwa kroki ode mnie z rozdziawioną buzią i niezmiernie zmieszanym wyrazem twarzy. Potrząsnął głową po czym po prostu skierował się do drzwi wychodząc z łazienki. Patrzyłam z niedowierzaniem na zamykającą się z trzaskiem białą powłokę. Zostawił mnie, pozostawił samą pomiędzy ciszą czterech ścian.
Zaskoczona przez krótką chwilę siedziałam w bezruchu. Dlaczego to zrobił i tak po prostu nagle wyszedł? Co sobie uświadomił? A przede wszystkim... Dlaczego ja na to pozwoliłam?!
Wzięłam głęboki oddech zauważając, że cały czas go wstrzymywałam. Przeczesałam palcami włosy, powoli zeszłam z pralki i ubrałam się. Ochlapałam twarz chłodną wodą, po czym wyszłam z pomieszczenia. Wolnym krokiem zeszłam z powrotem do salonu, w którym znalazłam Ann siedzącą przy pianinie oraz Louisa opierającego się o ten instrument. Widziałam na jego twarzy szeroki uśmiech, więc postanowiłam im nie przeszkadzać i poszłam do pokoju Kate, choć nie wiem po co, w jakim celu ani dlaczego. Zapukałam lekko w drewnianą powłokę. Nie czekałam nawet trzydziestu sekund, a brunetka stanęła w drzwiach z mokrymi włosami, uśmiechem na ustach oraz suszarką w dłoni.
- Ja... przepraszam, że ci przeszkadzam, ale nie...
- Widzę, że chcesz porozmawiać - posłała mi ciepły uśmiech, otwierając szerzej drzwi.
Po wejściu usiadłam na idealnie zasłanym łóżku z szaro-zieloną pościelą.
Dziewczyna podeszła do lustra wiszącego na jednej z beżowych ścian, związała mokre włosy w wysoką kitkę i usiadła po turecku na przeciw mnie.
Nie rozumiem, była przygotowana na jakieś zwierzenia z mojej strony? Nie ufałam jej do końca, w sumie w ogóle nie powinnam, lecz jej charakter i postawa wobec mnie i mojej siostry mi na to nie pozwalały. Była niesamowicie ciepłą, wyrozumiałą osobą, tak mi się wydaje. Nie znam jej. Jednak teraz chciałam jej zaufać, gdyż nie mogłam iść z tym do Adrianne - od razu poszłaby do niego wygarnąć prosto w twarz, by trzymał się z daleka od jej ukochanej siostrzyczki. O tak, już to sobie wyobrażam. A tego wolałabym uniknąć.
- Ja... uh, nie wiem co powiedzieć.
- Po prostu powiedz co się stało. Ashton ci coś zrobił? Jeśli tak to obiecuję, że...
- Pocałował mnie - wykrztusiłam, jakby była to najgorsza prawda świata.
Dla mnie była.
- Co?! - pisnęła, zeskakując z łóżka niczym poparzona.
Desperackim wzrokiem wpatrywała się we mnie, jakby oczekując, że zaraz wybuchnę śmiechem mówiąc że to żart. Ale nie, to prawda. Niestety. A może i nie niestety?
- To... to niemożliwe. Wy nie możecie... - dukała przerażona, ciągnąc się za ciemne włosy. - Veronica, wy nie możecie być razem. Twój ojciec i my... nie, to po prostu jest absolutnie niemożliwe, surowo zabronione.
- A Adrianne i Louis? Nie widzisz jak oni się zachowują wobec siebie?! - krzyknęłam, również wstając z łóżka.
Dlaczego to w ogóle powiedziałam? Przecież nie broniłam ani siebie, ani Irwina. Nie chciałam z nim być. Między nami nie ma żadnej miłości, to jest coś w rodzaju... pociągu do siebie? Pożądania? Jasna cholera, nie wiem co to jest, ale z pewnością nie miłość. Nawet nie chcę wiedzieć co to jest.
- O Boże, okey, za gwałtownie zareagowałam, przepraszam. Posłuchaj mnie uważnie - chwyciła mnie za ramiona patrząc ze skupieniem w oczy. - Nie zabraniam ci niczego, ale znam Ashtona długi czas i wiem jaki jest. Uwierz mi, nie chcesz takiego życia, ten chłopak nie jest stworzony dla ciebie, sama już znasz jedynie skrawek jego wybuchowego charakteru.
- Kathrin, wiem to. Ale my... ten pocałunek - wyjąkałam przypominając sobie smak jego pełnych ust.
Westchnęłam bezradnie siadając z powrotem na krańcu materaca. Oparłam łokcie o kolana, a twarz schowałam w dłonie.
- Nie panuję nad tym - szepnęłam.
- Veronica, przemyśl to wszystko. On nie jest dla ciebie, zostawi cię prędzej czy później, a raczej zdarzy się to prędzej. Żyjecie w dwóch różnych światach, tej sytuacji nie powinno w ogóle być.
- Ta i jeszcze mój ojciec - mruknęłam sfrustrowana, czemu choć raz coś może się udać, być mniej skomplikowane.
- Nie musisz mi tego mówić. Sama doskonale to wiem ale... - zawiesiłam głos nie wiedząc jak to opisać, to mnie przerastało, było tego za dużo. Spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie, którymi nerwowo się bawiłam.
- Ale pomimo iż to wiesz, serce czuje co innego? - usłyszałam zachrypnięty głos, więc od razu uniosłam głowę napotykając stojącego w drzwiach od łazienki chłopaka, z jego loków kapała woda na odsłoniętą klatkę piersiową, która była pokryta tatuażami, mnóstwem tatuaży. Jedyną rzeczą jaką miał na sobie był biały ręcznik, obwinięty dookoła jego bioder. Ten widok wywołał u mnie nieprzyjemne pieczenie policzków. Zakłopotana przeniosłam wzrok na Kate, która uśmiechała się szeroko pomimo sytuacji, w której się znajdowaliśmy.
- Nie bój się twój sekret jest ze mną bezpieczny - powiedział podchodząc do komódki.
- Ym... Ja... - jąkałam się zdenerwowana.
- Możesz w pełni zaufać Harry'emu - próbowała mnie uspokoić, ale kiepsko jej to szło. Chłopak podszedł do łóżka i złożył na jej ustach długi pocałunek.
- Dziękuję kochanie.
- Tak tak, idź się ubierz - pogoniła go mierzwiąc jego włosy. Brunet zaśmiał się na ten gest, ale zanim jeszcze odszedł, spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Powiem ci coś co zauważyłem, a to co z tym zrobisz, zależy od ciebie - poprawił ręcznik po czym kontynuował. - Nie wiem co w sobie masz, ale Ashton zachowuje się przy tobie inaczej. Nigdy tak nie traktował naszych "zakładniczek" - przy tym słowie zrobił króliczki w powietrzu. - Zmieniasz go, ale nie wiem czy na lepsze czy na gorsze. I radziłbym to rozgryźć, zanim ktoś może ucierpieć - skończył i nawet nie czekając na reakcję z mojej strony, po prostu wyszedł.
- Ja już pójdę, dzięki za wszystko - szepnęłam, po czym od razu wyszłam z pokoju Kate.
Nie wiedziałam co mam ze sobą począć, więc po prostu z powrotem wróciłam do pokoju, w którym spałam z Addie, usiadłam na łóżku po turecku i zamknęłam oczy, chcąc się wyciszyć.
Co Harry miał na myśli? Rozumiem powierzchowne znaczenie tych słów, lecz nie jestem pewna jaki jest ich głębszy sens. Zmieniam Ashtona? Jeśli nawet to na lepsze czy na gorsze? Ale skąd mam to wiedzieć? Nie mam pojęcia, jaki był przedtem, nie znałam go, więc nie wiem. Mam jednak nadzieję, że na lepsze. Bo jaki zły wpływ mogłaby mieć na niego nic nie znacząca nastolatka?
Tyle pytań krzątało się po mojej głowie, a odpowiedzi jak zwykle żadnych. Co gorsza nie miał mi kto ich udzielić. Wtedy wszystko byłoby prostsze, może wiedziałabym co robić, jak się zachowywać wobec blondyna, by nie wkopać w nic siebie czy kogokolwiek innego. Może najlepszym wyjściem będzie trzymanie się na dystans? Ale jak? Nie potrafię. Pragnę jego ust na swoich, jego dotyk na sobie. To jakby jakieś pole magnetyczne przyciągało mnie do niego. Nie umiem się opanować, a powinnam. Gorzej będzie jak on coś do mnie poczuje... Chyba jest to możliwe, a przynajmniej tak teraz uważam po tym co powiedział Harry. "Radziłbym to rozgryźć zanim ktoś może ucierpieć". Ucierpieć? Z tym mógłby mieć związek mój ojciec, który za wszelką cenę chciałby mnie odciągnąć od nich tak jak Adrianne. Ucierpieć bym mogła również ja. Moja siostra. Nawet sam Irwin. Jednak nie dochodzi do mnie, że taki oschły, zimny, impulsywny i bezuczuciowy dupek mógłby się w ogóle zakochać. Czy on posiada uczucia? Krzywdzi bezbronnych ludzi, którzy jedynie powiedzieli lub wykonali jeden nieodpowiedni ruch; podpadli mu w najmniejszy sposób; nie spodobało mu się coś co zrobili. To jest po prostu okrutne. A jednak mimo to nie potrafię go od siebie odsunąć. To tak jakbym dosłownie biegała za nim jak szczeniak za swoim panem. Czyżby ciągnął mnie do niego jedynie wygląd, skoro wiem jaki jest na prawdę? Może i tak. Mam nadzieję, że tak jest, bo zauroczenie wyglądem szybko minie. Gorzej, jeśli chodzi o niego. Może właśnie nie pociąga mnie sam wygląd, lecz ta tajemniczość, to że jest taki skryty, zamknięty w sobie. Zdecydowanie tak. Chciałabym zobaczyć co jest prawdziwe: jego miłe, opiekuńcze oblicze czy to drugie - oziębłe i bezuczuciowe.
Jęknęłam przeciągle, opadając bezwiednie na nieco stare łóżko.
Oczy mi się kleiły, byłam zmęczona tym wszystkim.
Gdy już moje powieki opadały, drzwi się otworzyły ukazując postać chłopaka. Podszedł do łóżka i położył się ze mną mamrocząc ciche dobranoc. A ja byłam na tyle zmęczona że nie wiem czy było to rzeczywistością czy snem na jawie. W tym, iż nie jest to rzeczywistość utwierdził mnie pocałunek, który pozostawił na moim czole.

_______________________________________________________________

Hej kochani!
I oto mamy kolejny rozdział! ;D Szczerze to go uwielbiam, no ale ja ubóstwiam każdy rozdział jeśli jest w nim Ashtonica :")
No więc standardowo: dziękuję w imieniu własnym oraz Ann za wyświetlenia oraz motywujące komentarze *,*
Możecie nadal wysyłać nam swoje prace, fanarty czy zadawać pytania w zakładce "Zapytaj Familie" ^^
No to chyba na tyle, kochamy was i do następnego ;*
W.


Witam boje łabędzie piękne :* 
Jak rozdział? Jest świetny, ten Ashy taki bipolarny ah kochany ogarnij się. No i cóż za widoki ma Ver. Harry w samym ręczniku mrow ^^ 
Moja druga połówka już wam dziękowała za wszystko i tak dalej więc ja ymm zapytam się jak wam mija początek weekendu. :D Ja leżę chora w łóżeczku i  aktualnie patrzę, jak Ver tuli poduszkę Lou... ymm tak to boski widok *,* hyhy no ale sam fakt, że mi go zabiera.. to niedobra kobieta jest. xD
No więc liczymy na wasze komentarze moi drodzy :*
Kocham was ;* Buziaki :* A.



Czytasz=skomentuj

7 komentarzy:

  1. O matko genialny rozdział .
    Ash no na rescie się yrochebogarnełeś, a to juz cos!
    Jezu tez bym chciała zobaczyc Harrego..ah moge sobie pomarzyc ...
    No genialny rozdziaľ.
    Weny kochane !

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to lejdis
    Ash ma miłości❤❤
    Ubóstwiam opiekuńcze Irwinka
    Nwm co jeszcze pisać
    Rozdział genialny
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Shh, ostatnij moment z pocałunkiem na czole jest naj, najlepszy! ♡ Taki słodki i, i taki niesamowity, że jejku! Kocham takiego czułego Ash'a. Oj tak :D
    No i Harry! *^* Tak i mądry i niesamowicie seksowny w ręczniku. Ile ja bym dała, aby go zobaczyć na żywo, hahaha
    Pozdrawiam, karmeeleq ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Same Ver, same...
    Ta tak w skrócie xd
    Błagam powiedzcie, że to ostatnie prawda, ładnie proszeeeeeee
    Ejjj dlaczego nagke wszyscy kochają Ash'a, ja jedna go kochalam podczas gdt wszyscy kochali hemmo, no jeszcze Ver, ale ona zawsze go kocha hihihi
    Rodział boskiiz kajajaksk

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg! To jest takie zajebiste, że aż przeczytałam dwa razy i mi się nie znudziło :)
    Zawsze tak mam z każdym Waszym rozdziałem moje Kochane :*
    To jest coś <3
    Weny i czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział rewelacyjny!
    Zresztą jak każdy :**
    Czekam na następny!!
    Przepraszam że ostatnio nie skomentowałam ale kurcze ta szkoła się zaczęła ehh
    Kocham mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Pocałowali sie o matkoooooooo
    To było takie
    Nie wiem jak to opisać nawet hahaha
    A ten pocałunek na czole,słodkoo
    Kocham,lecę do następnego

    OdpowiedzUsuń