*Perspektywa
Michaela*
- To co? Może jakiś film? - zaproponowałem, widząc jak wszyscy znudzeni prawie
na śmierć siedzą na kanapach.
- Dobry pomysł. - Dzięki Car. - Ja z Mikiem coś wybierzemy.
- Ja pójdę zrobić przekąski - odezwał się Harry i zaraz zniknął w kuchni.
- Ciekaw jestem z czego. Lodówka jest pusta.
- Więc ja pojadę na zakupy. Ktoś jedzie ze mną? - Louis przejechał wzrokiem po
wszystkich twarzach, lecz nikt nie był zainteresowany. Dzisiaj jest jakiś
beznadziejny dzień. To pewnie dlatego, że Lucas zgonuje i nie ma kto nam
poprawić humorów idiotycznymi docinkami czy złośliwymi komentarzami.
- Ja pojadę - westchnęła zirytowana Kate.
Zaraz oboje wyszli.
- Car z Rose, wybierzcie jakiś film - machnąłem na nie ręką, a sam skierowałem
się do pokoju Hemmingsa.
Gdy wszedłem o mało nie padłem ze śmiechu na podłogę. W samych bokserkach leżał
rozwalony w poprzek na całe łóżko, wydając odgłosy podobne do chrapania osła.
Wzruszyłem ramionami, chwyciłem marker, który zawsze mam w kieszeni i
narysowałem mu na czole głupi napis. Okey, to bardziej niż idiotyczne, ale nie
mogłem się powstrzymać. Wetknąłem mu pisak między zęby, po czym dźgnąłem między
żebra (zgadza się, czułe miejsce Luke'a). Trochę na niego nawrzeszczałem, gdy
już się obudził i wyszedłem rozkazując, by w trybie natychmiastowym poszedłem do salonu. Mam nadzieję, że nie miał w zamiarze spojrzenia w lustro. Chcę, żeby nasza
pani mechanik to zobaczyła.
Usiadłem w salonie między Caroline a Calumem.
- Co za szajs wybrałyście drogie panie? - zapytałem, obejmując dziewczynę
ramieniem.
- Szajs? Szybcy i Wściekli to żaden szajs! - prychnęła Veronica, zakładając
ręce pod biustem.
Zaśmiałem się cicho, lecz nie odezwałem. Ciekawe co powie, jak zobaczy co
Hemmings ma na czole.
Biorąc garść popcornu do ręki, który zauważyłem w misce na stole, przyglądałem
się całkiem niezłym efektom specjalnym. W sumie cała seria nie fascynowała mnie
specjalnie, ale nie mogłem powiedzieć, że była zła.
Niektóre sceny były mocno przerysowane, no bo jak niby mógł biec po spadającym autobusie, ale patrząc na reakcje innych
nikt nawet nie zauważył tego absurdu. W połowie filmu przyjechały nasze zakupy,
więc zatrzymaliśmy go, by nikt czegoś więcej nie przegapił i czekaliśmy na resztę przekąsek z kuchni. W między czasie doczłapał też Luke, który popijając
wodę z butelki wszedł do salonu.
- Co oglądacie? - zapytał nieprzytomnie, zwracając tym samym na siebie uwagę
wszystkich. Od razu w pokoju rozbrzmiał donośmy śmiech wywołany napisem.
Ukradkiem spojrzałem na młodszą z sióstr, która zawstydzona oraz zmieszana
patrzyła na moje dzieło. Wcale jej się nie dziwię, skoro to słowa które
skierował do niej w garażu.
- Z czego się śmiejecie? - Luke mierzył nas uważnie wzrokiem, przeskakując to
od jednego, to do drugiego, lecz żadne z nas nie udzieliło mu odpowiedzi.
Dopiero wychodząca z kuchni Kate przechodząc koło niego przeczytawszy tekst
popatrzyła na niego z rozbawieniem.
- Jakbym nie była zajęta, to zapewne bym się zgodziła, ale wybacz. - Pogłaskała
go po policzku po czym śmiejąc się wpadła w ramiona siedzącego obok Adrianne,
Harrego.
- Nie rozumiem. - Blondyn nadal próbował dojść z czego mamy tak niesamowity
ubaw. - No powiecie mi w końcu co jest takie zabawne?
- Oh, Lucas, Lucas. Może czasami warto stanąć przed lustrem - powiedział Irwin, równie jak my rozbawiony napisem.
- Co do kurwy... - zaczął, lecz rychło sekundę później wydzierał się na mnie z
łazienki.
Pękałem ze śmiechu, trzymając się za bolący już brzuch. Boże, to mi się udało i to jak.
Gdy udało mu się zmyć wszystko z czoła zasiadł na jednej z kanap, lekko
naburmuszony.
Louis wniósł ostatnie przekąski do salonu i również do nas
dołączył. Ciekawe czy tylko ja zauważyłem, że coś pomiędzy nim a Adrianne
zgrzyta. Czyżby się pokłócili? Pamiętam, że rano poszła za nim do ogrodu, ale
nie jestem aż tak wścibski, żeby podglądać, więc po śniadaniu poszedłem do
siebie. A wcześniej się tak dogadywali, że bałem się o Tommo i ich relacje,
które za nic w świecie nie miały prawa się zmienić na coś... głębszego. Jezu,
to po prostu - tak jakby - nielegalne! Ona jest córką O'Connora, on jest głową
tej rodziny. Nie wyobrażam sobie ich razem. Prawda - wyglądaliby
uroczo, może nawet byliby niezłą parą, ale to po prostu niemożliwe. Nie chcę
wiedzieć co zrobiłby z nami Brian, gdyby się o tym dowiedział. Wiem jedynie, że
nie popuściłby Tomlinsonowi, pewnie my także musielibyśmy ponieść za to
odpowiedzialność, a siostry... szlaban murowany do końca życia. Może nawet
zamknąłby je w jakiejś izolatce, byłoby ciekawie, powiem szczerze.
Ej chwila, kiedy oni włączyli film? Tak, ja mam tendencję do zamyślania się w
tych najbardziej odpowiednich momentach.
Sięgnąłem po kolejną garść popcornu obserwując jak Toretto walczy z Showem na dachu jakiegoś budynku. Co muszę przyznać było świetne, chociaż zabrakło rozlewu
krwi. Uderzali, ale bez żadnych ran ani siniaków. Ziewnąłem przeciągle. Kurde,
zasnę tu zaraz. obiecuję i do tego ta ckliwa scenka Letty i Doma. Przechyliłem
głowę układając ją na piersi Caroline przymykając powieki. Ta tylko
zachichotała i ucałowała mnie w głowę. Słuchałam jej bicia serca powoli odpływając, jednak
zaraz poczułem jak na moją twarz kapnęły kropelki wody. Uniosłem powieki
spoglądając najpierw na zapłakaną Car a potem na ekran gdzie leciała piosenka
wygrywana na pianinie. Okey czy tylko ja nie kumam o co chodzi?
Spojrzałem po reszcie. Każda z dziewczyn miała łzy w oczach, oprócz Ann i Ver.
Te ryczały jak głupie.
Brnąłem dalej wzrokiem po zgromadzonych w
salonie i też jak myślałem Irwin pożerał młodszą z sióstr wzrokiem, natomiast
Louis ze zmartwieniem w oczach z trudem powstrzymywał się, by nie podejść do
Ann, po której widać było, że próbuje zapanować nad łzami, by nie ukazywać prawdziwej siebie. Wow, okey, rozumiem, że film jest emocjonujący i
wzruszający, ale... Żeby tak płakać? Nie miałem pojęcia, że zwykła historia
zmyślonych bohaterów może tak poruszyć człowiekiem. Ale cóż, jak widać siostry
są bardzo wrażliwe. Czego nie spodziewałem się po młodszej Veronice. No bo hey,
nasza pani mechanik, twardzielka, a tu rozkleja się totalnie na filmie. Aż
dziwne. Ale pewnie tylko zewnętrznie jest taka twarda i chyba dość łatwo
przebić się przez tą skorupę. Jeszcze nie widziałem, by ktoś był swoją własną
sprzecznością, miał dwie różne osobowości. Znaczy... Ashton to ma te 'cholernie
pięćdziesiąt twarzy'. To normalne. Ale żeby mieć jakieś cechy i ich przeciwności
razem? Zabawne. W ogóle siostry były dziwne, ale każdy ma swoje dziwactwa.
Po napisach końcowych, które nadeszły
bardzo szybko, wygramoliłem się z objęć Caroline, co przyszło mi z wielkim
trudem i przeciągnąłem się na kanapie. Cóż, O'Connor nie mogły się pozbierać po
filmie, co zaczynało mnie śmieszyć. Boże daj mi siłę, schowałem twarz w dłonie, by nie wybuchnąć donośnym śmiechem.
Wiem, nie powinno, przepraszam, ale to jest
przesada. Chwyciłem pilota i zgasiłem telewizor.
- To co jeszcze mamy w planach? - zapytałem, ziewając.
- Nic - odrzekł Harry.
- To ja idę do mojej pięknej Sheileen - uśmiechnąłem się leniwie, jednak zaraz
mina mi zrzedła, gdy dostałem w tył głowy. Odwróciłem ją w stronę mojej
dziewczyny ze skołowaną miną. - Za co to?
- Wolisz jakiś durny samochód ode mnie? - prychnęła.
- Wiesz, że kocham was obie - zaśmiałem się cicho, ucałowałem brunetkę w
czoło i wszedłem do garażu, czyli mojego ulubionego miejsca w tym domu, nie licząc mojej sypialni. Gdy zamknąłem za sobą drzwi już czułem że coś jest
nie tak. Rozglądając się po pomieszczeniu dostrzegłem ubraną na czarno postać.
- Co ty tutaj robisz?
________________________________________________________
Hey, hey, hello!
Co tam u was? Radzicie sobie jakoś w szkole? Będąc szczerą to (o dziwo) u mnie świetnie ;)
Zapytam jeszcze, nie macie czasu żeby wchodzić?
Zgadza się, wyświetlenia nam lecą ;c
Chociaż mam nadzieję, że znajdziecie chociaż chwilkę, by przeczytać i skomentować nowy rozdział ^^
A co do samej jego treści...
Miiike co ty robisz :D
I kogo zobaczył nasz Clifford? Uhuhu, będzie ciekawie.
No to tyle ode mnie chyba.
Ah no i jeszcze jedno: gif Irwina mnie absolutnie rozwala *_* idealny ❤
Do następnego! :*
W.
Hejcia skarbeczki :*
Mamy kolejny rozdział. Karmeeleq masz swojego upragnionego Michael'a :D
Dzisiejszy rozdział raczej taki spokojny, no nie do końca, bo Mikey musiał jak zawsze coś odwalić, biedny Pingwinek xD
Ale kto jest w garażu? Jejku jakie emocje :D
No nic Ver chyba wszystko napisała, ja tylko jeszcze napiszę, że dziękuję tym osobom, które stale z nami są i komentują na bieżąco, bardzo was kochamy. Nawet nie wiecie ile dla nas robicie, poprzez pozostawienie swojej opinii na dole. ❤❤❤
Mam nadzieję, że znowu zacznie przybywać wyświetleń i komentarzy.... ale oczywiście wpływu na to nie mamy ;(
No nic zachęcamy nadal do wysyłania prac, pytania bohaterów oraz rozsyłania naszego opowiadania dalej, niech nasza rodzinka się powiększa *,*
Kochamy was :*Buziaki ;* A.
Czytasz = proszę skomentuj
niedziela, 27 września 2015
sobota, 19 września 2015
Rozdział 24.
Every human is like a moon; have other side which no one can see.
*Perspektywa Louisa*
Rano obudziłem się z uśmiechem na ustach. Niemal że od razu wyskoczyłem z łóżka, naciągając na swój tyłek moje ulubione spodnie dresowe. Spojrzałem na zegarek kontrolnie by sprawdzić, którą mamy godzinę i jakże ogromne było moje zdziwienie, gdy wskazówki pokazywały godzinę ósmą. Normalnie nie przeszkadzałaby mi tak wczesna pora, ponieważ niemal zawsze tak wcześnie podnosiłem się łóżka. Lecz wczorajszego wieczoru poszedłem do łóżka około trzeciej nad ranem, ponieważ nie mogłem spać, gdyż po moich myślach krążyła pewna brunetka. Co ona takiego w sobie ma? Tamten wieczór ukazał mi skrawek jej prawdziwej osoby. Tego co ukrywa pod maską. I to mi się podobało. To było wydanie, które pragnąłem widywać każdego dnia. Mówię teraz jak jakiś zakochany, ale tego co do niej czuje, to co we mnie wywołuje jej obecność. Tego się nie da opisać. Nie istnieją takie słowa. Ta dziewczyna niesamowicie mnie intryguję, ale jednocześnie coś się we mnie porusza. Nie wiem czy jest to spowodowane jej niesamowitym głosem, umiejętnością gry, czy też jej tajemnicą, która zmusiła ją do stworzenia sztucznego oblicza. Jej alter ega. Wczoraj dane mi było zobaczyć kawałek prawdziwej Adrianne, musiało ją to kosztować wiele, by zagrać dla mnie jej autorski utwór i do tego jeszcze te słowa, cały czas chodziły mi po głowie nie dając spokoju: "Opuszczona przez wszystkich
Zdradzona przez świat"
Co to tak na prawdę miało oznaczać? Było to aluzją do zdrady jej ojca? Czy może miało to coś wspólnego z tą osobą? Nie miałem pojęcia. Ale musiałem się tym zająć.
To było silniejsze ode mnie kiedy otworzyłem drzwi do ich sypialni. Po cichu wszedłem do środka, przenosząc wzrok na małe pojedyncze łóżko na którym leżały dwie dziewczyny. Wiedziałem iż pomimo tej pory obie będą spać, a jak nawet nie we dwie, to byłem pewien że Adrianne zastanę w łóżku, wiedząc jaki z niej śpioch. I miałem rację. Spały we dwie, ale mój wzrok zamykał się na starszej. Która mamrotała coś cicho pod nosem, mając przy tym rozchylone usta.
Nagle usłyszałem sapnięcie i nim się spostrzegłem Ann łupnęła na ziemię zepchnięta przez swoją siostrę.
- Serio kurwa! To już trzeci raz - warknęła łapiąc się za łydkę, a ja z trudem opanowałem śmiech.
- Przepraszam Addie.. - zaczęła ale gdy tylko mnie dostrzegła zamarła. Brunetka nadal leżąca na panelach poszła w ślady tej młodszej i wtedy już nie mogłem się powstrzymać. Wybuchłem gromkim śmiechem rozbawiony tą sytuacją.
- A ty z czego ryjesz? - wysyczała wściekle piorunując mnie spojrzeniem.
- Ja? Z niczego - parsknąłem, próbując się opanować.
Dziewczyna prychnęła pod nosem powoli podnosząc się z podłogi, a ja z trudem powstrzymywałem się, by jej w tym nie pomóc. W końcu nie było to pewnie łatwe przez ranę na łydce. Jednak sprawnie wyciągnęła z walizki ubrania i skierowała się do łazienki. Patrzyłem na zamknięte drzwi, póki głos jej siostry nie rozbrzmiał w pokoju:
- Louis?
Zwróciłem pytający wzrok ku młodej O'Connor.
- Pewnie mi nie powiesz, uznasz mnie za wścibską małolatę i tak dalej, ale... czy ty i Ann...
Uniosłem dłoń, by zamilkła. Nie musiała kończyć. Pokręciłem głową z rezygnacją, nie mając pojęcia co odpowiedzieć zielonookiej.
- Nie wiem, Veronica, po prostu nie wiem - westchnąłem.
Wyszedłem prędko z pokoju, chcąc ominąć ten drażliwy temat i skierowałem się na dół, skąd dochodził już zapach jeśli się nie mylę naleśników. Wszedłszy do kuchni zauważyłem przy kuchence Harry'ego i moją siostrę podrygującą w rytm jakiejś piosenki lecącej z radia. Oparłem się o framugę przypatrując jak Kate składa całusa na policzku kędzierzawego, który smażył naleśniki.
Boże, to szczęście w jej oczach było piękne, byli szczęśliwi i mam nadzieję, że będzie tak jeszcze długo.
- Dzień dobry, gołąbki - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzień dobry - odparli jednocześnie.
Usiadłem przy stole, a czarnowłosa podała mi kubek parującej kawy, za który podziękowałem, po czym wypiłem szybciej niż zazwyczaj.
- Kotku, obudzisz resztę? Zaraz będą naleśniki. - Styles puścił oczko Katy, upijając łyka ze swojego kubka.
- Jasne - zaświergotała, po czym wyszła z kuchni tanecznym krokiem.
Uwielbiałem patrzeć na nią szczęśliwą. Jeśli osoba, o którą troszczysz się całe życie jest szczęśliwa, ty też jesteś.
- Więc? Jak tam sprawy z siostrami? Zauważyłeś co dzieje się z Irwinem czy to jedynie moje domysły? - zaśmiał się cicho, nie odwracając nawet wzroku w moją stronę.
Ta, nie tylko z nim Harry.
- Może - wzruszyłem ramionami.
- No a ty... to wczoraj... - Proszę, nie zaczynaj tego tematu znowu. Nie po to tutaj zszedłem.
- Między nami nic nie ma. - Kłamiesz jak z nut Tomlinson. - To córka Briana i prędzej czy później odejdą.
Uporczywie wpatrywałem się w dno pustego kubka, by uniknąć równie natarczywego wzroku zielonookiego.
- Nie chcesz, to nie mów - wymamrotał.
Nałożył górę naleśników na jeden talerz, a ja wyciągnąłem z lodówki nutellę oraz dżem które położyłem na stole. Zapewne po śniadaniu oba te produkty magicznie znikną, więc trzeba będzie wybrać się na duże zakupy. Poza tym w lodówce i tak świeci pustkami.
Nie minęła chwila, a wszyscy już siedzieli przy stole.
Po odmówieniu modlitwy wszyscy zabrali się za jedzenie, głośno przy tym rozmawiając. Szczerze to nawet nie miałem zielonego pojęcia o czym tak ględzili, gdyż całą swoją uwagę poświęcałem brunetce. W ciszy jadła razem z siostrą posiłek. Patrząc wszędzie tylko nie na mnie. Czułem, że żałuje tego co mi pokazała. Tylko pytanie dlaczego? Bo jesteś jej porywaczem! Odezwał się głos w mojej głowie, któremu miałem ochotę przywalić. W nerwach uderzyłem pięścią w stół, nie będąc nawet tego świadomy. Wzrok wszystkich ugrzązł na mojej osobie, nawet Adrianne podniosła na mnie swoje brązowe tęczówki, a jej wzrok był zupełnie pusty. Znowu przybrała miano zimnej chamskiej dziewczyny. Tylko czemu to mnie zabolało? "może dlatego że tobie na niej zależy idioto" znowu odezwał się ten pierdolony głos w mojej głowie, ale co do tego miał rację, coś w sobie miała, a ja byłem głupi, żeby pomyśleć, że przestanie się ukrywać i pozwoli mi sobie pomóc. Wszyscy oczekiwali na jakikolwiek ruch z mojej strony, a ja nie wiedząc co zrobić, powiedzieć, po prostu wstałem od stołu i wyszedłem przez drzwi tarasowe do czegoś co w swoim rodzaju przypominało ogród.
Stanąłem na środku odchylając głowę w tył, przymknąłem oczy i napajając się słońcem które ogrzewało moją twarz, próbowałem się uspokoić, następnie usiadłem na zielonej trawie nadal w myślach licząc do dziesięciu.
Siedziałem tak bez ruchu, promienie słoneczne przyjemnie ogrzewały moją skórę, a lekki wiatr rozwiewał mi włosy na prawo. Wszelkie myśli będące w mojej głowie dotyczyły sióstr, jednak większa część nich kręciła się wokół Adrianne. Ciekawiło mnie dlaczego udaje kogoś, kim nie jest na prawdę. Wiedziałem, że w głębi duszy jest wrażliwą, kruchą dziewczyną, która postawiła przed sobą tarczę, nie chcąc do siebie nikogo dopuścić. Jestem pewien; ktoś ją przedtem zranił, jak widać mocno. A może jednak to stwierdzenie jest błędne? Powód może być inny.
Nie wiem ile tak siedziałem, zapewne dość długo. Lecz nie było sensu zwracać na to najmniejszej uwagi.
- Mogę?
Uniosłem głowę. Dostrzegłem nad sobą Ann, która wskazywała dłonią na trawę obok mnie. Przytaknąłem, a dziewczyna dosiadła się do mnie, oplatając zgięte w kolanach nogi ramionami. Wpatrywała się tępo w jakiś punkt, oddychając spokojnie i miarowo.
- Dlaczego? - wyszeptałem, sam nie wiem kiedy.
- Dlaczego, co? - zapytała marszcząc przy tym brwi.
- Dlaczego taka jesteś?
Brunetka odwróciła wzrok od ogrodzenia i spojrzała mi w oczy. Jej obojętny wyraz twarzy, oraz przytrzaśnięta przez ręby dolna warga wskazywały na to, że zastanawia się. Zapewne czy mi powiedzieć czy olać to pytanie poprzez wzruszenie ramionami. Westchnęła, a ja mogłem zobaczyć jak jej oczy robią się przejrzystsze, wyraźnie mogłem dostrzec strach, ale też i coś więcej.
- Idziesz na łatwiznę Tomlinson - zaśmiała się gorzko, przymykając na moment powieki i zaraz je otwierając.
- Cóż jesteś zagadką Adrianne - przyznałem co lekko ją zszokowało.
- Nie było by zabawy gdybym nią nie była.
- Ale co się takiego stało? - zapytałem przybliżając się do niej o centymetr.
- To co nie powinno było się wydarzyć, coś co zniszczyło mi życie - wyszeptała tak cicho, że ledwie ją usłyszałem. Jej głos był pozbawiony barwy, a oczy utkwienie miała w moich tęczówkach.
- Co dokładniej? - zadałem kolejne pytanie które okazało się błędem, gdyż brunetka ocknęła się i posłała mi spojrzenie pełne jadu.
- Chuj cię powinno to obchodzić - wysyczała, chcąc już wstać, lecz w ostatniej chwili chwyciłem ją za nadgarstek ciągnąc w dół by wróciła na miejsce. Zrobiła to, ale bardzo nie chętnie.
- Nie denerwuj się tak.
- To odpuść Louis, zrobisz sobie przysługę, zostawiając mnie w spokoju - powiedziała śmiertelnie poważnie, zamykając przy tym oczy i przygryzając mocno dolną wargę jakby sama powstrzymywała siebie od powiedzenia czegoś więcej.
- W tym problem że nie mogę - przeleciało mi przez głowę, ale nie wypowiedziałem tych słów na głos. Zamiast tego westchnąłem i w skupieniu skanowałem każdy kawalątek jej twarzy jakbym chciał zapamiętać choćby każdy maleńki szczegół. Swój wzrok jednak zatrzymałem na jej pełnych ustach, teraz prawie że sinych przez intensywność ich przygryzania. Zwilżyłem swoje wargi koniuszkiem języka. Chciałem tak cholernie zasmakować jej ust, poczuć jej dotyk na mojej skórze, walczyć z jej język o dominację. Nie miałem pojęcia skąd naszły mnie takie myśli, ale kierowany jakby jakąś magiczną mocą, powoli zbliżyłem swoją twarz do niej i zaraz przywierając do niej delikatnie wargami, złożyłem na jej ustach pocałunek. Ta wzdrygnęła się będąc przestraszona moim nagłym posunięciem, ale zaraz rozluźniła się i pogłębiła z nieśmiałością pieszczotę. To było coś niesamowitego, po moim ciele rozniósł się przyjemny dreszcz ekscytacji, zamknęłam oczy i przysunąłem się do niej bliżej by móc ją mieć przy sobie. Ułożyłem dłoń na jej policzku, a ona z wahaniem położyła jej drobną na mojej klatce piersiowej co mi się podobało. Pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne i gdy przejechałam językiem po jej wardze, prosząc o wejście, po raz ostatni pogłębiła namiętnie, niemal że z taką pasją jaką nigdy dotąd nie zaznałem pocałunek, tak jakby chciała zapamiętać to uczucie i odsunęła się ode mnie jak poparzona, a zaraz moja głowa przekręciła się w bok, a policzek zaczął pulsować na wskutek spotkania z jej drobną dłonią.
Nie byłem co prawda zdziwiony jej zachowaniem, ale i tak zaskoczyła mnie siła z jaką dostałem. Obróciłem się spoglądając na nią, w jej oczach mogłem dostrzec panikę, strach i poczucie winy, tylko ciekawe czym spowodowane. Otworzyła usta by coś powiedzieć, lecz nagle je zamknęła i jej wyraz twarzy nagle diametralnie się zmienił. Teraz była zimna i obojętna, nawet jej wyraz oczu się zmienił i na powrót stały się puste. W zdumieniu patrzyłem jak zrywa się z ziemi i podąża do domu. Jej reakcja potwierdziła mi wiele i ukazała, że jednak jest to możliwe, by zrzucić jej maskę.
- Jeszcze odzyskam prawdziwą ciebie - szepnąłem do siebie patrząc na drzwi tarasowe, za którymi zniknęła jeszcze chwilę temu brunetka. Natomiast ja położyłem się na trawie zamykając powieki i po prostu krążyłem myślami, oczywiście wokół dziewczyny, do której nie powinienem był nic poczuć, ale zakazana miłość jest dużo lepsza, a to jaka była zamknięta, powodowało u mnie podniecenie i chęć pomocy, której dotychczas mnie miałem okazji doświadczyć.
___________________________________________________________
Ta tadada
Oto rozdział moje słoneczka!
Ja się bardzo cieszę, gdyż to pierwszy pocałunek Lann *,*Oni są tacy awwwh, no ale Ann tak łatwo mu się nie odda, o ile w ogóle to zrobi xD
Chociaż mam cichą nadzieję że tak! :*
No ale wracając dziękujemy za komentarze, które naprawdę motywują i za wyświetlenia.
Chociaż porównując wcześniejsze rozdziały czytelność spada co nas ogromnie martwi ;( Mam nadzieję, że się to zmieni i będzie nas znowu tak dużo.
Możecie również pytać bohaterów ponieważ strasznie się oni nudzą i czekamy nadal na wasze prace. :)
No więc odsyłam was na dół do notki Ver :*
Buziaki :* A.
Hey, hey, hello!
No tak, #CuteLannMoment *w* Uwielbiam ten rozdział. Matko, teraz mi żal Lou, tak się biedak stara. No ale Ann ma swoje powody.
Dobra, męczą mnie, że chcą rozdział, to krótko powiem;
Dziewczynki moje kochane, spadają nam wyświetlenia :c
Z każdym kolejnym rozdziałem jest ich coraz mniej, ale nie mam pojęcia dlaczego. Jest coraz gorzej? To wina szkoły?
No żeby nie było kochamy was i dziękujemy za komentarze słoneczka ;*
Powtarzam po raz sama nie wiem który: FANARTY możecie wysyłać nam nadal, PYTANIA zadawać bohaterom także możecie, no i...
To chyba tyle.
Do następnego kochani. ;*
W.
piątek, 11 września 2015
Rozdział 23.
*Perspektywa Veronici*
Z obawą weszłam do pomieszczenia, a zaraz po mnie Ashton. Bezszelestnie zamknął drzwi.
- Mogę wiedzieć czego ode mnie tym razem chcesz? - zapytałam.
Starałam się brzmieć jakoś grzecznie, żeby się nie zdenerwował. Bałam się jego złości, drugiego, nieprzewidywalnego oblicza, które skrzywdziło mnie już nie jeden raz. Chociaż może to był prawdziwy Ashton. Może ta opiekuńcza, miła strona to jedynie maska. Nie wiem. Jednak wierzę, że w każdym człowieku tkwi dobro, nawet w nim. Chciałabym choć spróbować odnaleźć w nim tą małą iskierkę dobroci, by przemieniła się w płomień.
- Muszę ci zmienić opatrunki - odparł, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Przecież zmieniałeś mi je wczoraj.
- I powinienem robić to codziennie - wymamrotał.
- Są czyste, chyba nie ma takiej potrzeby.
Dlaczego ja w ogóle to mówię? Nie może mi ich po prostu zmienić, bo... bo co? Bo coś wewnątrz mnie nie chce, by ponownie mnie dotykał. To chyba rozum. Jednak w głębi duszy brakuje mi jego ciepłych, dużych dłoni. Powinnam posłuchać się rozumu, on myśli, a serce poddaje się chwili, ono wierzy. Ja nie mogę ufać temu blondynowi o orzechowo-zielonych oczach. Jest, jak mówiłam nieprzewidywalny i może mnie nawet teraz postrzelić przez te jego 'widzimisie'.
- Veronica - wyciągnął zza paska spluwę. W moich oczach pojawiły się łzy, lecz powstrzymałam się od wypuszczenia ich na światło dzienne. Zdziwiło mnie, gdy zamiast wycelować prosto we mnie - odłożył broń na komodę stojącą obok drzwi. - Nie zaczynaj znowu, przecież nie chcesz się ze mną kłócić, prawda?
Przełknęłam głośno ślinę, chaotycznie kręcąc głową na boki.
- Świetnie, więc zapraszam - wskazał na drzwi za nim.
Ponownie wyszłam z pokoju. Irwin zacisnął długie, smukłe palce na moim nadgarstku i zaprowadził do łazienki na końcu korytarza.
- Rozbierz się - rzucił, zamykając drzwi na klucz.
Moją twarz wykrzywił grymas, gdy usłyszałam charakterystyczny chrzęst zatrzaskującego się zamka.
- No dalej, nie mamy całego dnia, kochanie - ponaglił mnie, a sam oparł się o pralkę, krzyżując ręce na piersi z wbitym we mnie bacznym spojrzeniem.
Przecież widział mnie prawie nagą już dwa razy, co za różnica raz więcej czy mniej?
Wzdychając ściągnęłam bluzkę, a zaraz po niej spodnie. Niekomfortowe było, że Irwin bezkarnie patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem. W końcu wyprostowałam się, spuszczając wzrok na czarne kafelki. Jednak nie trwało to długo, gdyż blondyn pochwycił między kciuk a palec wskazujący mój podbródek, po czym uniósł delikatnie, bym spojrzała mu w oczy. Jego dotyk niósł za sobą ukojenie, spokój, ale jednocześnie strach.
- Nie masz się czego wstydzić - szepnął wprost do mojego ucha.
Wyminął mnie i zaczął czegoś szukać po szafkach i szufladach. Po odnalezieniu potrzebnych mu przedmiotów nakazał mi usiąść na pralce. Tak więc zrobiłam, a sam Ashton rozszerzył moje nogi i stanął pomiędzy nimi, by mieć lepszy dostęp do... w sumie do wszystkich ran, jakie po sobie zostawił na moim ciele.
Z niebywałą delikatnością zdjął stary bandaż z mojego ramienia, przemył ranę i założył nowy. W tym czasie ja skanowałam każdy najmniejszy milimetr jego zjawiskowo przystojnej twarzy. Kilka piegów na małym, zgrabnym nosie, widoczna blizna na szyi, skupiony wzrok i ułożone w mały dzióbek pełne usta.
Nawet nie wiem kiedy powoli uniosłam dłoń i ułożyłam delikatnie palce na jego policzku, jednym z opuszków dotykając jego ust. Blondyn momentalnie pod moim dotykiem zastygł, jak gdyby był na celowniku. Patrzył tępo w moje oczy, a ja w jego. Mój palec nadal znajdował się na jego wardze, a on ani drgnął. Byłam ciekawa co teraz dzieje się w jego umyśle. Jednocześnie bałam się, że postanowi mi coś zrobić za ten czyn. Jednak nic nie trwa wiecznie; poczułam jak coś ostrego rozcina skórę na moim udzie. Syknęłam głośno, a Ashton otrząsnął się z dziwnego stanu w jakim się znajdował i odłożył na bok nożyczki. Spojrzałam w dół, gdzie niewielkim ciurkiem czerwona ciecz skapywała na pralkę, następnie uniosłam wzrok z powrotem na Ashtona krzywiąc się przy tym. Wzięłam swoją dłoń z jego policzka, opierając się nią o pralkę. Czy on na każdym kroku musi mnie ranić? Nawet nieświadomie? A może i było to świadome. Nie mam pojęcia.
- Boże, przepraszam, to nie chcący, wybacz - wydukał zmieszany, pospiesznie ścierając krew ze skóry.
Westchnęłam jedynie, czekając aż upora się z tym zadrapaniem i zacznie zawijać mi świeży bandaż na udzie.
Byłam jednakże pod niewielkim podziwem; potrafił przeprosić za taką błahostkę. Wcześniej to słowo nie przeszło mu przez gardło, więc to chyba dobry znak. Prawda?
Gdy skończył niepewnie spojrzał we mnie swoimi tęczówkami, za którymi coś się dziwnego i nieprzewidywalnego kryło. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, więc postanowiłam pozostać w tej pozycji, czekając, aż chłopak wykona jakikolwiek ruch. Lecz on stał i po prostu skanował moją twarz swoim przenikliwym wzrokiem. Nagle skinął głową, nie wiem czy był to gest skierowany bardziej do mnie czy jego samego i zanim zorientowałam się co się dzieje ułożył swoje duże, ciepłe dłonie na moich biodrach. Automatycznie wstrzymałam oddech, a jego dotyk wywołam przyjemne, ale i również przerażające mrowienie. Obserwowałam jak powoli się do mnie zbliża i już wiedziałam co się teraz wydarzy. Szczerze to pragnęłam tego, sprzecznie reakcjom mojego mózgu i zdrowego rozsądku, które kazały mi uciekać jak najdalej jego.
W jednej chwili, zanim jeszcze zdążyłam to sobie porządnie przemyśleć, skróciłam całkowicie dystans między nami, spotykając się z jego pełnymi wargami. Przez moje ciało przeszedł promieniujący prąd, który rozniósł się po całym moim organizmie. Cholera, jego usta były wspaniałe, a całował jeszcze lepiej. Zdrową rękę umieściłam na jego karku przybliżając go jeszcze bliżej. Chłopak pogłębił pocałunek dając mi jeszcze większą przyjemność, ale nagle owy stan się przerwał, a ja już nie czułam jego bliskości. Otworzyłam lekko powieki patrząc na niego niepewnie, a to co ujrzałam wryło mnie. Ashton stał dwa kroki ode mnie z rozdziawioną buzią i niezmiernie zmieszanym wyrazem twarzy. Potrząsnął głową po czym po prostu skierował się do drzwi wychodząc z łazienki. Patrzyłam z niedowierzaniem na zamykającą się z trzaskiem białą powłokę. Zostawił mnie, pozostawił samą pomiędzy ciszą czterech ścian.
Zaskoczona przez krótką chwilę siedziałam w bezruchu. Dlaczego to zrobił i tak po prostu nagle wyszedł? Co sobie uświadomił? A przede wszystkim... Dlaczego ja na to pozwoliłam?!
Wzięłam głęboki oddech zauważając, że cały czas go wstrzymywałam. Przeczesałam palcami włosy, powoli zeszłam z pralki i ubrałam się. Ochlapałam twarz chłodną wodą, po czym wyszłam z pomieszczenia. Wolnym krokiem zeszłam z powrotem do salonu, w którym znalazłam Ann siedzącą przy pianinie oraz Louisa opierającego się o ten instrument. Widziałam na jego twarzy szeroki uśmiech, więc postanowiłam im nie przeszkadzać i poszłam do pokoju Kate, choć nie wiem po co, w jakim celu ani dlaczego. Zapukałam lekko w drewnianą powłokę. Nie czekałam nawet trzydziestu sekund, a brunetka stanęła w drzwiach z mokrymi włosami, uśmiechem na ustach oraz suszarką w dłoni.
- Ja... przepraszam, że ci przeszkadzam, ale nie...
- Widzę, że chcesz porozmawiać - posłała mi ciepły uśmiech, otwierając szerzej drzwi.
Po wejściu usiadłam na idealnie zasłanym łóżku z szaro-zieloną pościelą.
Dziewczyna podeszła do lustra wiszącego na jednej z beżowych ścian, związała mokre włosy w wysoką kitkę i usiadła po turecku na przeciw mnie.
Nie rozumiem, była przygotowana na jakieś zwierzenia z mojej strony? Nie ufałam jej do końca, w sumie w ogóle nie powinnam, lecz jej charakter i postawa wobec mnie i mojej siostry mi na to nie pozwalały. Była niesamowicie ciepłą, wyrozumiałą osobą, tak mi się wydaje. Nie znam jej. Jednak teraz chciałam jej zaufać, gdyż nie mogłam iść z tym do Adrianne - od razu poszłaby do niego wygarnąć prosto w twarz, by trzymał się z daleka od jej ukochanej siostrzyczki. O tak, już to sobie wyobrażam. A tego wolałabym uniknąć.
- Ja... uh, nie wiem co powiedzieć.
- Po prostu powiedz co się stało. Ashton ci coś zrobił? Jeśli tak to obiecuję, że...
- Pocałował mnie - wykrztusiłam, jakby była to najgorsza prawda świata.
Dla mnie była.
- Co?! - pisnęła, zeskakując z łóżka niczym poparzona.
Desperackim wzrokiem wpatrywała się we mnie, jakby oczekując, że zaraz wybuchnę śmiechem mówiąc że to żart. Ale nie, to prawda. Niestety. A może i nie niestety?
- To... to niemożliwe. Wy nie możecie... - dukała przerażona, ciągnąc się za ciemne włosy. - Veronica, wy nie możecie być razem. Twój ojciec i my... nie, to po prostu jest absolutnie niemożliwe, surowo zabronione.
- A Adrianne i Louis? Nie widzisz jak oni się zachowują wobec siebie?! - krzyknęłam, również wstając z łóżka.
Dlaczego to w ogóle powiedziałam? Przecież nie broniłam ani siebie, ani Irwina. Nie chciałam z nim być. Między nami nie ma żadnej miłości, to jest coś w rodzaju... pociągu do siebie? Pożądania? Jasna cholera, nie wiem co to jest, ale z pewnością nie miłość. Nawet nie chcę wiedzieć co to jest.
- O Boże, okey, za gwałtownie zareagowałam, przepraszam. Posłuchaj mnie uważnie - chwyciła mnie za ramiona patrząc ze skupieniem w oczy. - Nie zabraniam ci niczego, ale znam Ashtona długi czas i wiem jaki jest. Uwierz mi, nie chcesz takiego życia, ten chłopak nie jest stworzony dla ciebie, sama już znasz jedynie skrawek jego wybuchowego charakteru.
- Kathrin, wiem to. Ale my... ten pocałunek - wyjąkałam przypominając sobie smak jego pełnych ust.
Westchnęłam bezradnie siadając z powrotem na krańcu materaca. Oparłam łokcie o kolana, a twarz schowałam w dłonie.
- Nie panuję nad tym - szepnęłam.
- Veronica, przemyśl to wszystko. On nie jest dla ciebie, zostawi cię prędzej czy później, a raczej zdarzy się to prędzej. Żyjecie w dwóch różnych światach, tej sytuacji nie powinno w ogóle być.
- Ta i jeszcze mój ojciec - mruknęłam sfrustrowana, czemu choć raz coś może się udać, być mniej skomplikowane.
- Nie musisz mi tego mówić. Sama doskonale to wiem ale... - zawiesiłam głos nie wiedząc jak to opisać, to mnie przerastało, było tego za dużo. Spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie, którymi nerwowo się bawiłam.
- Ale pomimo iż to wiesz, serce czuje co innego? - usłyszałam zachrypnięty głos, więc od razu uniosłam głowę napotykając stojącego w drzwiach od łazienki chłopaka, z jego loków kapała woda na odsłoniętą klatkę piersiową, która była pokryta tatuażami, mnóstwem tatuaży. Jedyną rzeczą jaką miał na sobie był biały ręcznik, obwinięty dookoła jego bioder. Ten widok wywołał u mnie nieprzyjemne pieczenie policzków. Zakłopotana przeniosłam wzrok na Kate, która uśmiechała się szeroko pomimo sytuacji, w której się znajdowaliśmy.
- Nie bój się twój sekret jest ze mną bezpieczny - powiedział podchodząc do komódki.
- Ym... Ja... - jąkałam się zdenerwowana.
- Możesz w pełni zaufać Harry'emu - próbowała mnie uspokoić, ale kiepsko jej to szło. Chłopak podszedł do łóżka i złożył na jej ustach długi pocałunek.
- Dziękuję kochanie.
- Tak tak, idź się ubierz - pogoniła go mierzwiąc jego włosy. Brunet zaśmiał się na ten gest, ale zanim jeszcze odszedł, spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Powiem ci coś co zauważyłem, a to co z tym zrobisz, zależy od ciebie - poprawił ręcznik po czym kontynuował. - Nie wiem co w sobie masz, ale Ashton zachowuje się przy tobie inaczej. Nigdy tak nie traktował naszych "zakładniczek" - przy tym słowie zrobił króliczki w powietrzu. - Zmieniasz go, ale nie wiem czy na lepsze czy na gorsze. I radziłbym to rozgryźć, zanim ktoś może ucierpieć - skończył i nawet nie czekając na reakcję z mojej strony, po prostu wyszedł.
- Ja już pójdę, dzięki za wszystko - szepnęłam, po czym od razu wyszłam z pokoju Kate.
Nie wiedziałam co mam ze sobą począć, więc po prostu z powrotem wróciłam do pokoju, w którym spałam z Addie, usiadłam na łóżku po turecku i zamknęłam oczy, chcąc się wyciszyć.
Co Harry miał na myśli? Rozumiem powierzchowne znaczenie tych słów, lecz nie jestem pewna jaki jest ich głębszy sens. Zmieniam Ashtona? Jeśli nawet to na lepsze czy na gorsze? Ale skąd mam to wiedzieć? Nie mam pojęcia, jaki był przedtem, nie znałam go, więc nie wiem. Mam jednak nadzieję, że na lepsze. Bo jaki zły wpływ mogłaby mieć na niego nic nie znacząca nastolatka?
Tyle pytań krzątało się po mojej głowie, a odpowiedzi jak zwykle żadnych. Co gorsza nie miał mi kto ich udzielić. Wtedy wszystko byłoby prostsze, może wiedziałabym co robić, jak się zachowywać wobec blondyna, by nie wkopać w nic siebie czy kogokolwiek innego. Może najlepszym wyjściem będzie trzymanie się na dystans? Ale jak? Nie potrafię. Pragnę jego ust na swoich, jego dotyk na sobie. To jakby jakieś pole magnetyczne przyciągało mnie do niego. Nie umiem się opanować, a powinnam. Gorzej będzie jak on coś do mnie poczuje... Chyba jest to możliwe, a przynajmniej tak teraz uważam po tym co powiedział Harry. "Radziłbym to rozgryźć zanim ktoś może ucierpieć". Ucierpieć? Z tym mógłby mieć związek mój ojciec, który za wszelką cenę chciałby mnie odciągnąć od nich tak jak Adrianne. Ucierpieć bym mogła również ja. Moja siostra. Nawet sam Irwin. Jednak nie dochodzi do mnie, że taki oschły, zimny, impulsywny i bezuczuciowy dupek mógłby się w ogóle zakochać. Czy on posiada uczucia? Krzywdzi bezbronnych ludzi, którzy jedynie powiedzieli lub wykonali jeden nieodpowiedni ruch; podpadli mu w najmniejszy sposób; nie spodobało mu się coś co zrobili. To jest po prostu okrutne. A jednak mimo to nie potrafię go od siebie odsunąć. To tak jakbym dosłownie biegała za nim jak szczeniak za swoim panem. Czyżby ciągnął mnie do niego jedynie wygląd, skoro wiem jaki jest na prawdę? Może i tak. Mam nadzieję, że tak jest, bo zauroczenie wyglądem szybko minie. Gorzej, jeśli chodzi o niego. Może właśnie nie pociąga mnie sam wygląd, lecz ta tajemniczość, to że jest taki skryty, zamknięty w sobie. Zdecydowanie tak. Chciałabym zobaczyć co jest prawdziwe: jego miłe, opiekuńcze oblicze czy to drugie - oziębłe i bezuczuciowe.
Jęknęłam przeciągle, opadając bezwiednie na nieco stare łóżko.
Oczy mi się kleiły, byłam zmęczona tym wszystkim.
Gdy już moje powieki opadały, drzwi się otworzyły ukazując postać chłopaka. Podszedł do łóżka i położył się ze mną mamrocząc ciche dobranoc. A ja byłam na tyle zmęczona że nie wiem czy było to rzeczywistością czy snem na jawie. W tym, iż nie jest to rzeczywistość utwierdził mnie pocałunek, który pozostawił na moim czole.
_______________________________________________________________
Hej kochani!
I oto mamy kolejny rozdział! ;D Szczerze to go uwielbiam, no ale ja ubóstwiam każdy rozdział jeśli jest w nim Ashtonica :")
No więc standardowo: dziękuję w imieniu własnym oraz Ann za wyświetlenia oraz motywujące komentarze *,*
Możecie nadal wysyłać nam swoje prace, fanarty czy zadawać pytania w zakładce "Zapytaj Familie" ^^
No to chyba na tyle, kochamy was i do następnego ;*
W.
Witam boje łabędzie piękne :*
Jak rozdział? Jest świetny, ten Ashy taki bipolarny ah kochany ogarnij się. No i cóż za widoki ma Ver. Harry w samym ręczniku mrow ^^
Moja druga połówka już wam dziękowała za wszystko i tak dalej więc ja ymm zapytam się jak wam mija początek weekendu. :D Ja leżę chora w łóżeczku i aktualnie patrzę, jak Ver tuli poduszkę Lou... ymm tak to boski widok *,* hyhy no ale sam fakt, że mi go zabiera.. to niedobra kobieta jest. xD
No więc liczymy na wasze komentarze moi drodzy :*
Kocham was ;* Buziaki :* A.
Czytasz=skomentuj
Z obawą weszłam do pomieszczenia, a zaraz po mnie Ashton. Bezszelestnie zamknął drzwi.
- Mogę wiedzieć czego ode mnie tym razem chcesz? - zapytałam.
Starałam się brzmieć jakoś grzecznie, żeby się nie zdenerwował. Bałam się jego złości, drugiego, nieprzewidywalnego oblicza, które skrzywdziło mnie już nie jeden raz. Chociaż może to był prawdziwy Ashton. Może ta opiekuńcza, miła strona to jedynie maska. Nie wiem. Jednak wierzę, że w każdym człowieku tkwi dobro, nawet w nim. Chciałabym choć spróbować odnaleźć w nim tą małą iskierkę dobroci, by przemieniła się w płomień.
- Muszę ci zmienić opatrunki - odparł, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Przecież zmieniałeś mi je wczoraj.
- I powinienem robić to codziennie - wymamrotał.
- Są czyste, chyba nie ma takiej potrzeby.
Dlaczego ja w ogóle to mówię? Nie może mi ich po prostu zmienić, bo... bo co? Bo coś wewnątrz mnie nie chce, by ponownie mnie dotykał. To chyba rozum. Jednak w głębi duszy brakuje mi jego ciepłych, dużych dłoni. Powinnam posłuchać się rozumu, on myśli, a serce poddaje się chwili, ono wierzy. Ja nie mogę ufać temu blondynowi o orzechowo-zielonych oczach. Jest, jak mówiłam nieprzewidywalny i może mnie nawet teraz postrzelić przez te jego 'widzimisie'.
- Veronica - wyciągnął zza paska spluwę. W moich oczach pojawiły się łzy, lecz powstrzymałam się od wypuszczenia ich na światło dzienne. Zdziwiło mnie, gdy zamiast wycelować prosto we mnie - odłożył broń na komodę stojącą obok drzwi. - Nie zaczynaj znowu, przecież nie chcesz się ze mną kłócić, prawda?
Przełknęłam głośno ślinę, chaotycznie kręcąc głową na boki.
- Świetnie, więc zapraszam - wskazał na drzwi za nim.
Ponownie wyszłam z pokoju. Irwin zacisnął długie, smukłe palce na moim nadgarstku i zaprowadził do łazienki na końcu korytarza.
- Rozbierz się - rzucił, zamykając drzwi na klucz.
Moją twarz wykrzywił grymas, gdy usłyszałam charakterystyczny chrzęst zatrzaskującego się zamka.
- No dalej, nie mamy całego dnia, kochanie - ponaglił mnie, a sam oparł się o pralkę, krzyżując ręce na piersi z wbitym we mnie bacznym spojrzeniem.
Przecież widział mnie prawie nagą już dwa razy, co za różnica raz więcej czy mniej?
Wzdychając ściągnęłam bluzkę, a zaraz po niej spodnie. Niekomfortowe było, że Irwin bezkarnie patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem. W końcu wyprostowałam się, spuszczając wzrok na czarne kafelki. Jednak nie trwało to długo, gdyż blondyn pochwycił między kciuk a palec wskazujący mój podbródek, po czym uniósł delikatnie, bym spojrzała mu w oczy. Jego dotyk niósł za sobą ukojenie, spokój, ale jednocześnie strach.
- Nie masz się czego wstydzić - szepnął wprost do mojego ucha.
Wyminął mnie i zaczął czegoś szukać po szafkach i szufladach. Po odnalezieniu potrzebnych mu przedmiotów nakazał mi usiąść na pralce. Tak więc zrobiłam, a sam Ashton rozszerzył moje nogi i stanął pomiędzy nimi, by mieć lepszy dostęp do... w sumie do wszystkich ran, jakie po sobie zostawił na moim ciele.
Z niebywałą delikatnością zdjął stary bandaż z mojego ramienia, przemył ranę i założył nowy. W tym czasie ja skanowałam każdy najmniejszy milimetr jego zjawiskowo przystojnej twarzy. Kilka piegów na małym, zgrabnym nosie, widoczna blizna na szyi, skupiony wzrok i ułożone w mały dzióbek pełne usta.
Nawet nie wiem kiedy powoli uniosłam dłoń i ułożyłam delikatnie palce na jego policzku, jednym z opuszków dotykając jego ust. Blondyn momentalnie pod moim dotykiem zastygł, jak gdyby był na celowniku. Patrzył tępo w moje oczy, a ja w jego. Mój palec nadal znajdował się na jego wardze, a on ani drgnął. Byłam ciekawa co teraz dzieje się w jego umyśle. Jednocześnie bałam się, że postanowi mi coś zrobić za ten czyn. Jednak nic nie trwa wiecznie; poczułam jak coś ostrego rozcina skórę na moim udzie. Syknęłam głośno, a Ashton otrząsnął się z dziwnego stanu w jakim się znajdował i odłożył na bok nożyczki. Spojrzałam w dół, gdzie niewielkim ciurkiem czerwona ciecz skapywała na pralkę, następnie uniosłam wzrok z powrotem na Ashtona krzywiąc się przy tym. Wzięłam swoją dłoń z jego policzka, opierając się nią o pralkę. Czy on na każdym kroku musi mnie ranić? Nawet nieświadomie? A może i było to świadome. Nie mam pojęcia.
- Boże, przepraszam, to nie chcący, wybacz - wydukał zmieszany, pospiesznie ścierając krew ze skóry.
Westchnęłam jedynie, czekając aż upora się z tym zadrapaniem i zacznie zawijać mi świeży bandaż na udzie.
Byłam jednakże pod niewielkim podziwem; potrafił przeprosić za taką błahostkę. Wcześniej to słowo nie przeszło mu przez gardło, więc to chyba dobry znak. Prawda?
Gdy skończył niepewnie spojrzał we mnie swoimi tęczówkami, za którymi coś się dziwnego i nieprzewidywalnego kryło. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, więc postanowiłam pozostać w tej pozycji, czekając, aż chłopak wykona jakikolwiek ruch. Lecz on stał i po prostu skanował moją twarz swoim przenikliwym wzrokiem. Nagle skinął głową, nie wiem czy był to gest skierowany bardziej do mnie czy jego samego i zanim zorientowałam się co się dzieje ułożył swoje duże, ciepłe dłonie na moich biodrach. Automatycznie wstrzymałam oddech, a jego dotyk wywołam przyjemne, ale i również przerażające mrowienie. Obserwowałam jak powoli się do mnie zbliża i już wiedziałam co się teraz wydarzy. Szczerze to pragnęłam tego, sprzecznie reakcjom mojego mózgu i zdrowego rozsądku, które kazały mi uciekać jak najdalej jego.
W jednej chwili, zanim jeszcze zdążyłam to sobie porządnie przemyśleć, skróciłam całkowicie dystans między nami, spotykając się z jego pełnymi wargami. Przez moje ciało przeszedł promieniujący prąd, który rozniósł się po całym moim organizmie. Cholera, jego usta były wspaniałe, a całował jeszcze lepiej. Zdrową rękę umieściłam na jego karku przybliżając go jeszcze bliżej. Chłopak pogłębił pocałunek dając mi jeszcze większą przyjemność, ale nagle owy stan się przerwał, a ja już nie czułam jego bliskości. Otworzyłam lekko powieki patrząc na niego niepewnie, a to co ujrzałam wryło mnie. Ashton stał dwa kroki ode mnie z rozdziawioną buzią i niezmiernie zmieszanym wyrazem twarzy. Potrząsnął głową po czym po prostu skierował się do drzwi wychodząc z łazienki. Patrzyłam z niedowierzaniem na zamykającą się z trzaskiem białą powłokę. Zostawił mnie, pozostawił samą pomiędzy ciszą czterech ścian.
Zaskoczona przez krótką chwilę siedziałam w bezruchu. Dlaczego to zrobił i tak po prostu nagle wyszedł? Co sobie uświadomił? A przede wszystkim... Dlaczego ja na to pozwoliłam?!
Wzięłam głęboki oddech zauważając, że cały czas go wstrzymywałam. Przeczesałam palcami włosy, powoli zeszłam z pralki i ubrałam się. Ochlapałam twarz chłodną wodą, po czym wyszłam z pomieszczenia. Wolnym krokiem zeszłam z powrotem do salonu, w którym znalazłam Ann siedzącą przy pianinie oraz Louisa opierającego się o ten instrument. Widziałam na jego twarzy szeroki uśmiech, więc postanowiłam im nie przeszkadzać i poszłam do pokoju Kate, choć nie wiem po co, w jakim celu ani dlaczego. Zapukałam lekko w drewnianą powłokę. Nie czekałam nawet trzydziestu sekund, a brunetka stanęła w drzwiach z mokrymi włosami, uśmiechem na ustach oraz suszarką w dłoni.
- Ja... przepraszam, że ci przeszkadzam, ale nie...
- Widzę, że chcesz porozmawiać - posłała mi ciepły uśmiech, otwierając szerzej drzwi.
Po wejściu usiadłam na idealnie zasłanym łóżku z szaro-zieloną pościelą.
Dziewczyna podeszła do lustra wiszącego na jednej z beżowych ścian, związała mokre włosy w wysoką kitkę i usiadła po turecku na przeciw mnie.
Nie rozumiem, była przygotowana na jakieś zwierzenia z mojej strony? Nie ufałam jej do końca, w sumie w ogóle nie powinnam, lecz jej charakter i postawa wobec mnie i mojej siostry mi na to nie pozwalały. Była niesamowicie ciepłą, wyrozumiałą osobą, tak mi się wydaje. Nie znam jej. Jednak teraz chciałam jej zaufać, gdyż nie mogłam iść z tym do Adrianne - od razu poszłaby do niego wygarnąć prosto w twarz, by trzymał się z daleka od jej ukochanej siostrzyczki. O tak, już to sobie wyobrażam. A tego wolałabym uniknąć.
- Ja... uh, nie wiem co powiedzieć.
- Po prostu powiedz co się stało. Ashton ci coś zrobił? Jeśli tak to obiecuję, że...
- Pocałował mnie - wykrztusiłam, jakby była to najgorsza prawda świata.
Dla mnie była.
- Co?! - pisnęła, zeskakując z łóżka niczym poparzona.
Desperackim wzrokiem wpatrywała się we mnie, jakby oczekując, że zaraz wybuchnę śmiechem mówiąc że to żart. Ale nie, to prawda. Niestety. A może i nie niestety?
- To... to niemożliwe. Wy nie możecie... - dukała przerażona, ciągnąc się za ciemne włosy. - Veronica, wy nie możecie być razem. Twój ojciec i my... nie, to po prostu jest absolutnie niemożliwe, surowo zabronione.
- A Adrianne i Louis? Nie widzisz jak oni się zachowują wobec siebie?! - krzyknęłam, również wstając z łóżka.
Dlaczego to w ogóle powiedziałam? Przecież nie broniłam ani siebie, ani Irwina. Nie chciałam z nim być. Między nami nie ma żadnej miłości, to jest coś w rodzaju... pociągu do siebie? Pożądania? Jasna cholera, nie wiem co to jest, ale z pewnością nie miłość. Nawet nie chcę wiedzieć co to jest.
- O Boże, okey, za gwałtownie zareagowałam, przepraszam. Posłuchaj mnie uważnie - chwyciła mnie za ramiona patrząc ze skupieniem w oczy. - Nie zabraniam ci niczego, ale znam Ashtona długi czas i wiem jaki jest. Uwierz mi, nie chcesz takiego życia, ten chłopak nie jest stworzony dla ciebie, sama już znasz jedynie skrawek jego wybuchowego charakteru.
- Kathrin, wiem to. Ale my... ten pocałunek - wyjąkałam przypominając sobie smak jego pełnych ust.
Westchnęłam bezradnie siadając z powrotem na krańcu materaca. Oparłam łokcie o kolana, a twarz schowałam w dłonie.
- Nie panuję nad tym - szepnęłam.
- Veronica, przemyśl to wszystko. On nie jest dla ciebie, zostawi cię prędzej czy później, a raczej zdarzy się to prędzej. Żyjecie w dwóch różnych światach, tej sytuacji nie powinno w ogóle być.
- Ta i jeszcze mój ojciec - mruknęłam sfrustrowana, czemu choć raz coś może się udać, być mniej skomplikowane.
- Nie musisz mi tego mówić. Sama doskonale to wiem ale... - zawiesiłam głos nie wiedząc jak to opisać, to mnie przerastało, było tego za dużo. Spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie, którymi nerwowo się bawiłam.
- Ale pomimo iż to wiesz, serce czuje co innego? - usłyszałam zachrypnięty głos, więc od razu uniosłam głowę napotykając stojącego w drzwiach od łazienki chłopaka, z jego loków kapała woda na odsłoniętą klatkę piersiową, która była pokryta tatuażami, mnóstwem tatuaży. Jedyną rzeczą jaką miał na sobie był biały ręcznik, obwinięty dookoła jego bioder. Ten widok wywołał u mnie nieprzyjemne pieczenie policzków. Zakłopotana przeniosłam wzrok na Kate, która uśmiechała się szeroko pomimo sytuacji, w której się znajdowaliśmy.
- Nie bój się twój sekret jest ze mną bezpieczny - powiedział podchodząc do komódki.
- Ym... Ja... - jąkałam się zdenerwowana.
- Możesz w pełni zaufać Harry'emu - próbowała mnie uspokoić, ale kiepsko jej to szło. Chłopak podszedł do łóżka i złożył na jej ustach długi pocałunek.
- Dziękuję kochanie.
- Tak tak, idź się ubierz - pogoniła go mierzwiąc jego włosy. Brunet zaśmiał się na ten gest, ale zanim jeszcze odszedł, spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Powiem ci coś co zauważyłem, a to co z tym zrobisz, zależy od ciebie - poprawił ręcznik po czym kontynuował. - Nie wiem co w sobie masz, ale Ashton zachowuje się przy tobie inaczej. Nigdy tak nie traktował naszych "zakładniczek" - przy tym słowie zrobił króliczki w powietrzu. - Zmieniasz go, ale nie wiem czy na lepsze czy na gorsze. I radziłbym to rozgryźć, zanim ktoś może ucierpieć - skończył i nawet nie czekając na reakcję z mojej strony, po prostu wyszedł.
- Ja już pójdę, dzięki za wszystko - szepnęłam, po czym od razu wyszłam z pokoju Kate.
Nie wiedziałam co mam ze sobą począć, więc po prostu z powrotem wróciłam do pokoju, w którym spałam z Addie, usiadłam na łóżku po turecku i zamknęłam oczy, chcąc się wyciszyć.
Co Harry miał na myśli? Rozumiem powierzchowne znaczenie tych słów, lecz nie jestem pewna jaki jest ich głębszy sens. Zmieniam Ashtona? Jeśli nawet to na lepsze czy na gorsze? Ale skąd mam to wiedzieć? Nie mam pojęcia, jaki był przedtem, nie znałam go, więc nie wiem. Mam jednak nadzieję, że na lepsze. Bo jaki zły wpływ mogłaby mieć na niego nic nie znacząca nastolatka?
Tyle pytań krzątało się po mojej głowie, a odpowiedzi jak zwykle żadnych. Co gorsza nie miał mi kto ich udzielić. Wtedy wszystko byłoby prostsze, może wiedziałabym co robić, jak się zachowywać wobec blondyna, by nie wkopać w nic siebie czy kogokolwiek innego. Może najlepszym wyjściem będzie trzymanie się na dystans? Ale jak? Nie potrafię. Pragnę jego ust na swoich, jego dotyk na sobie. To jakby jakieś pole magnetyczne przyciągało mnie do niego. Nie umiem się opanować, a powinnam. Gorzej będzie jak on coś do mnie poczuje... Chyba jest to możliwe, a przynajmniej tak teraz uważam po tym co powiedział Harry. "Radziłbym to rozgryźć zanim ktoś może ucierpieć". Ucierpieć? Z tym mógłby mieć związek mój ojciec, który za wszelką cenę chciałby mnie odciągnąć od nich tak jak Adrianne. Ucierpieć bym mogła również ja. Moja siostra. Nawet sam Irwin. Jednak nie dochodzi do mnie, że taki oschły, zimny, impulsywny i bezuczuciowy dupek mógłby się w ogóle zakochać. Czy on posiada uczucia? Krzywdzi bezbronnych ludzi, którzy jedynie powiedzieli lub wykonali jeden nieodpowiedni ruch; podpadli mu w najmniejszy sposób; nie spodobało mu się coś co zrobili. To jest po prostu okrutne. A jednak mimo to nie potrafię go od siebie odsunąć. To tak jakbym dosłownie biegała za nim jak szczeniak za swoim panem. Czyżby ciągnął mnie do niego jedynie wygląd, skoro wiem jaki jest na prawdę? Może i tak. Mam nadzieję, że tak jest, bo zauroczenie wyglądem szybko minie. Gorzej, jeśli chodzi o niego. Może właśnie nie pociąga mnie sam wygląd, lecz ta tajemniczość, to że jest taki skryty, zamknięty w sobie. Zdecydowanie tak. Chciałabym zobaczyć co jest prawdziwe: jego miłe, opiekuńcze oblicze czy to drugie - oziębłe i bezuczuciowe.
Jęknęłam przeciągle, opadając bezwiednie na nieco stare łóżko.
Oczy mi się kleiły, byłam zmęczona tym wszystkim.
Gdy już moje powieki opadały, drzwi się otworzyły ukazując postać chłopaka. Podszedł do łóżka i położył się ze mną mamrocząc ciche dobranoc. A ja byłam na tyle zmęczona że nie wiem czy było to rzeczywistością czy snem na jawie. W tym, iż nie jest to rzeczywistość utwierdził mnie pocałunek, który pozostawił na moim czole.
_______________________________________________________________
Hej kochani!
I oto mamy kolejny rozdział! ;D Szczerze to go uwielbiam, no ale ja ubóstwiam każdy rozdział jeśli jest w nim Ashtonica :")
No więc standardowo: dziękuję w imieniu własnym oraz Ann za wyświetlenia oraz motywujące komentarze *,*
Możecie nadal wysyłać nam swoje prace, fanarty czy zadawać pytania w zakładce "Zapytaj Familie" ^^
No to chyba na tyle, kochamy was i do następnego ;*
W.
Witam boje łabędzie piękne :*
Jak rozdział? Jest świetny, ten Ashy taki bipolarny ah kochany ogarnij się. No i cóż za widoki ma Ver. Harry w samym ręczniku mrow ^^
Moja druga połówka już wam dziękowała za wszystko i tak dalej więc ja ymm zapytam się jak wam mija początek weekendu. :D Ja leżę chora w łóżeczku i aktualnie patrzę, jak Ver tuli poduszkę Lou... ymm tak to boski widok *,* hyhy no ale sam fakt, że mi go zabiera.. to niedobra kobieta jest. xD
No więc liczymy na wasze komentarze moi drodzy :*
Kocham was ;* Buziaki :* A.
Czytasz=skomentuj
wtorek, 1 września 2015
Rozdział 22.
Rozdział dedykowany Rox (__hug__me) za piękny nagłówek, który dla nas zrobiłaś :*
*Perspektywa Adrianne*
Włączcie piosenkę nr 2 na playliście u góry do tego rozdziału,
a jeśli jesteście na komórkach klikać tu. <link>
a jeśli jesteście na komórkach klikać tu. <link>
*Perspektywa Adrianne*
Siedziałam w prawie, że ciemnym salonie, oświetlonym tylko przez jedną lampkę stojącą w rogu. Uderzałam rytmicznie ołówkiem o otwarty zeszyt, który znajdował się na moich kolanach, przygryzając przy tym dość intensywnie dolną wargę. Siedziałam całkiem sama, po tym jak wróciliśmy po imprezie, która była całkiem spoko. Nie miałam na co narzekać, ale jakoś nie przepadałam za takim klimatem. W drodze powrotnej zapytałam się Louisa czy będę mogła tu posiedzieć, bo w końcu to jego dom prawda? No więc pozwolił mi pod warunkiem iż nie ucieknę, ale tak na serio, nie miałam gdzie uciec. Ojciec okazał się skończonym chujem, moja noga wymagała odpoczynku oraz najważniejszym powodem była siostra bez której bym się stąd nie ulotniła. Dlatego też obiecałam mu to, po części też i dlatego, że coś łączyło mnie z tym miejscem, nie odkryłam jeszcze co, ale mam nadzieję, że się tego dowiem. Zważywszy problem z moją łydką i to że i tak już się dzisiaj nachodziłam Louis wniósł mnie na rękach do pokoju, gdzie sypiałyśmy z Veronicą, skąd zabrałam zeszyt oraz ołówek po czym znowu zniósł mnie na dół do salonu i zostawił samą. Nie to, że pozwoliłam mu tak łatwo mnie nosić, bo nie obyło się bez wyzwisk i krzyków, ale swego rodzaju jestem mu za to wdzięczna. Mogłam doskonale wsłuchać się w ciszę jaka panowała dookoła, ciszę gdzie mogłam pobyć sobą, wyciszyć się i po prostu tworzyć. Zanuciłam melodię, którą próbowałam zapisać pod czysta kartką, ale mój wzrok nagle utknął na przedmiocie przykrytym białym prześcieradłem. Jego gabaryty oraz kształt przypominał mi fortepian, ale co tu robi tak cudowny instrument, wcześniej go tu nie widziałam, a może po prostu nie zwróciłam na niego uwagi? Co jest dosyć prawdopodobne.
Zanim się spostrzegłam miejsce obok mnie lekko zapadło się. Odwróciłam głowę, spostrzegając Veronicę ze łzami w oczach. Bez wahania przytuliłam ją mocno, głaszcząc po włosach.
- Cokolwiek zrobił czy powiedział nie przejmuj się. Wiesz, że jesteś silna, nie możesz dać się zmanipulować takiej faji.
Szatynka zaśmiała się cicho na moje słowa, objęła mnie mocniej i wyszeptała podziękowania.
- To co? Może by tak razem zaśpiewać na poprawę humoru? Spójrz co tam jest - wskazałam palcem na zakryte materiałem pianino lub fortepian, sama nie wiem.
- Od kiedy to tu stoi? - zdziwiła się Ver.
- Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami.
Złapałam siostrę za nadgarstek i pociągnęłam do instrumentu. Ściągnęłyśmy narzutę, tym samym wyrzucając w powietrze prawie tonę kurzu, przez który obie zaczęłyśmy kaszleć. Przed instrumentem
stała podwójna pufka, obita czarnym materiałem. Usiadłam na niej podnosząc klatę, która zasłaniała klawisze tego pięknego instrumentu. Przejechałam dłonią po białych elementach, uśmiechając się przy tym jak głupia. Przekręciłam głowę w bok i posłałam siostrze porozumiewawcze spojrzenie, na co przytaknęła i usiadła obok mnie.
- Naszą? - zapytała z zaciekawieniem.
- Naszą - przytaknęłam z wielkim bananem na twarzy.
Oparłam zeszyt, otwierając go na pierwszej stronie gdzie znajdowały się nuty piosenki. Po czym biorąc głęboki wdech ustawiłam odpowiednio palce, zagryzłam dolną wargę co miałam w zwyczaju, gdy się koncentrowałam i zaczęłam grać. Ciche dźwięki zaczęły wydobywać się z wnętrza instrumentu, dając piękną melodie dla naszych uszu. Brakowało mi tego. Powoli muskałam klawisze tworząc melodie, którą tak dobrze znamy. Gdy nadeszła odpowiednia chwila zmieniłam trochę tępo i dołączyłam do tego pierwsze słowa piosenki.
- Cause it’s too cold
For you here and now
- So let me hold both your hands
In the holes of my sweater - dokończyła Veronica dołączając do tego swój melodyjny głos.
Dalej szły kolejne akordy i zaraz znowu weszłam ze swoją strofą patrząc na moją siostrę, która w tym czasie robiła do mnie przeróżne miny próbując mnie tym rozśmieszyć przez co przy cały czas musiałam powstrzymywać się by nie wybuchnąć śmieciem.
- All I am is a man
I want the world In my hands
I hate the beach, but I stand
In California with my toes in the sand
- Use the sleeves of my sweater
Let’s have an adventure
Head in the clouds, but my gravity’s centered
'Touch my neck and I’ll touch yours'
Me in my little high waisted shorts, oh - wyśpiewała po czym zaczerpnęła powietrza, a ja zaraz dołączyłam się do niej i zaczęłyśmy śpiewać razem
- You knows what I think about and What I think about
One love. Two mouths. One love. One house.
No shirt. No blouse. Just us. You find out
Nothing that we don’t want to tell you about, no
'Cause it’s too cold
For you here and now
So let me hold both your hands
In the holes of my sweater
Po wspólnej części ponownie zwolniłam nieco tępo by Veronica mogła płynnie wejść w swoją zwrotkę. Podczas gdy jeszcze słowa wydobywały się z jej ust, zamknęłam oczy całkowicie odlatując, miałam tak dosyć często, tylko ja i muzyka, wciągnęłam macę powietrza do płuc przygotowując się na swoją kolej.
- The goosebumps start to raise
The minute that my left hand meets your waist
And then I watch your face
Put my finger on your tongue ‘
Cause you love the taste, yeah
Uśmiechnięta i w pełni skupiona sunęłam opuszkami po klawiaturze oczekując głosu siostry lecz nie usłyszałam jej, zamiast jej ciepłej barwy wzbiła się w powietrze nieznana mi do tej pory barwa głosu. Co jest do cholery? Spanikowana otworzyłam oczy spoglądając od razu na bok i zostałam wmurowana, ale kontynuowałam granie wpatrując się w śpiewającego bruneta.
- These hearts adore
Every one the other beats hardest for
Inside this place it's warm
Outside it starts to pour
Gdy skończył nadeszła nasza wspólna część:
- Coming Down. One love.
Two mouths. One love.
One house. No shirt.
No blouse. Just us.
You find out Nothing that we don’t want to tell you about
'No, no, no'
- Whoa, whoa... - wynucił chłopak co potem powtórzyłam nadal patrząc mu w oczy, a potem nadeszła moja ulubiona część, mianowicie kanon a potem ostatnie wersy.
- 'Cause it’s too cold
For you here and now
So let me hold both your hands
In the holes of my sweather *
Ostatni wyraz ściszyłam przeciągając jego ostatnią sylabę po czym zdjęłam palce z klawiszy dalej śledząc siedzącego obok Louisa, a po pokoju rozniosły się brawa. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi przenosząc wzrok na osoby w pokoju.
- Wow nie wiedzieliśmy, że macie we dwie taki talent - odezwała się Kate stojąca koło kanapy w ramionach Harrego, który przytulał ją od tyłu. Byli tu chyba wszyscy, oprócz zalanego w trupa Luke'a.
- Nie chciałyśmy was obudzić - powiedziałam nieśmiało.
- Serio? Teraz to jesteś wstydliwa? - zadrwił, któryś z chłopaków, podejrzewam, że był to nie kto inny jak Ashton.
- Nic się nie stało, jesteście bardzo dobre - odparła Caroline trącając swojego chłopaka łokciem w bok, więc prawdopodobnie on wypowiedział tą drwinę skierowaną do mnie.
- Prawda, jesteście niesamowite - uśmiechnęła się szeroko Kate, odwzajemniłam ten gest, lecz kąciki moich ust opadły, gdy niski głos Irwina wypełnił salon:
- Veronica, chodź ze mną.
Już otworzyłam usta, by coś powiedzieć, zaprotestować, lecz szatynka zacisnęła palce na moim nadgarstku, powstrzymując od tego.
No tak. To mogłoby się skończyć źle dla nas obu, znowu. Ale boję się, że jej coś zrobi.
- Idę - westchnęła, po czym powoli skierowała się do pokoju blondyna.
Aż mnie pchało, by wytargać jej rękę z uścisku Irwina i porządnie przyłożyć mu w twarz za... w sumie za wszystko, lecz ostatkami zdrowego rozsądku powstrzymałam się.
Zwróciłam głowę z powrotem na niebieskookiego, opierającego się o instrument z niewielkim uśmiechem na ustach.
- Masz niezwykły talent - powiedział, nie zwracając uwagi, na wciąż stojących w salonie chłopaków jak i dziewczyny.
Jednak gdy odwróciłam wzrok, zauważyłam jak wszyscy wychodzą, nawet Kate wypycha Harry'ego za drzwi. Co wyglądało komicznie. Powróciłam z powrotem na chłopaka wzrokiem, zwracając na niego całą swoją uwagę.
- Dziękuję - szepnęłam, do jego niewyraźnie.
- Nie wierzyłem twojej siostrze, gdy powiedziała o twojej wrażliwości - przyznał szczerze, co sprawiło, że zrobiłam się czerwona na twarzy. Mruknęłam tylko spuszczając wzrok na swoje złączone dłonie. Nie mam pojęcia, czemu tak zareagowałam na jego słowa. Ogarnij się Ann! Warknęła moja podświadomość.
- Słodko wyglądasz jak się rumienisz - wypowiedział te słowa, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Uniosłam głowę patrząc na niego z dołu. Spojrzałam w jego tęczówki w poszukiwaniu... Sama nie wiem czego. Kpiny? Goryczy? Nic takiego nie znalazłam, zamiast tego dostrzegłam w jego oczach delikatnie skrzące się iskierki szczęścia. Pierwszy raz widzę go takiego.
- Serio? Żadnej ciętej riposty? - zapytał zdziwiony Louis skanując dokładnie moją twarz.
- Jak chcesz możemy to zaraz zmienić - uniosłam rozbawiona jedną brew ku górze, nadal patrząc mu w oczy.
- Nie, zdecydowanie wolę cię w takim wydaniu - przyznał szczerze oraz śmiertelnie poważne, ale te słowa niesamowicie mnie rozśmieszyły. Te wydanie. Ta dobre Tomlinson. Marzenia zawsze są dozwolone.
- Mam nadzieję, że wiesz iż ono pokazuje się rzadko, prawie że wcale.
- Cóż myślę, że zaryzykuję i sprawię by było ono częściej. - Na jego twarz wkradł się szelmowski uśmieszek. Otworzyłam usta by już mu odpowiedzieć, ale ułożył na nich swoją dłoń, skutecznie je zamykając. - Nie psuj atmosfery - nakazał na co prychnęłam. Odsunął swoją rękę przenosząc swój wzrok tym razem na mój zeszyt, zmarszczył brwi jakby myślał co to tak dokładnie jest, po czym znowu na mnie spojrzał z nadzieją w oczach.
- Zagrasz coś dla mnie? - zapytał cicho niczym małe dziecko proszące rodziców o nową zabawkę. Moje oczy rozszerzyły się automatycznie na tą prośbę a usta lekko się rozchyliły. Lekko mówiąc byłam w szoku iż z jego ust wyszła taka prośba. Pokręciłam przecząco głową, gdyż i tak już za dużo widział, nie mogę pozwolić na więcej. Nie chce po raz kolejny popełniać tego samego błędu.
- Proszę - złożył dłonie niczym do modlitwy z proszącą miną wpatrując się we mnie. Westchnęłam ciężko. Jedna piosenka. Nic nie zaszkodzi zagrać jeden utwór, prawda? Chyba niczym. Wyprostowałam się na krześle odwracając w stronę instrumentu. Louis pisną zwycięsko i usiadł obok na co przewróciłam oczami.
Ułożyłam ponownie palce na klawiaturze, przejeżdżając po nich delikatnie, jakbym badał ich teksturę czcząc je jednocześnie. Zanim jeszcze zaczęłam grać spojrzałam na chłopaka, który śledził moje ruchy swoimi niebieskimi tęczówkami.
- Tylko ym dopiero jest to w trakcie tworzenia. Muszę napisać tekst - powiedziałam na co tylko przytaknął głową. Również tak zrobiłam i teraz już całą uwagę skoncentrowałam na instrumencie przede mną i zaczęłam swoją wędrówkę palcami. Powoli muskałam czarno białe klawisze wydobywając z nich piękny dźwięk. Sunęłam dalej tworząc melodie która siedziała w mojej głowie, zamknęłam oczy, pozwalając sobie odpłynąć wraz z melodią. A gdy nadeszła odpowiednia chwila zmieniła tępo i nawet nie wiem kiedy w głowie pojawiły mi się słowa. Więc zwolniłam dołączając do tego swój głos.
- " Stoję na środku zupełnie sama
Opuszczona przez wszystkich
Zdradzona przez świat
Zaufać się boję gdy patrzę w otchłań
Jak mam to zrobić skoro łatwo jest upaść." **
Po ostatniej linijce zawiesiłam głos, z nagłego braku dalszej części, lecz nie przestałam grać dalej wygrywając kolejne akordy piosenki. Otworzyłam powieki dopiero wtedy gdy zatrzymałam palce, kończąc tym samym melodię. Patrzyłam przez dłuższy czas w otępieniu na swoje dłonie i nagle poderwałam się z krzesełka. Podbiegłam do kanapy na której zostawiłam ołówek i pochwyciwszy go wróciłam na miejsce. Musiałam zapisać te słowa, zanim je zapomnę. Powtarzając je sobie w głowie usiadłam i otwierając zeszyt na odpowiedniej stronie zapisałam wersy.
- Wow to było niesamowite - wyszeptał mi do ucha powodując ciarki wzdłuż kręgosłupa. Przez to wszystko nawet zapomniałam, że tu siedział. W ogóle że tego słuchał.
Gdy już skończyłam, odwróciłam głowę w jego stronę tak że stykaliśmy się nosami, a nasze urwane oddechu łączyły się ze sobą. Przełknęła ślinę wpatrując się w jego przeszywające niebieskie oczy, które z bliska wyglądały jak toń oceanu bez dna. Odsunęła się od niego, gdy chciał już złączyć nasze wargi. Westchnął sfrustrowany na moją reakcję. Cóż tak się bawić nie będziemy.
- Ym dzięki. Jak widzisz jest do niczego.
- Żartujesz sobie? To było wspaniałe.
- Bez tekstu - wywrócił oczami na moje słowa.
- Ale w głębi już masz wszystkie słowa - powiedział wskazując na serce. Wypowiedział to tak pewnie, jakby to była oczywista rzecz. Pokręciłam głową chcąc już powiedzieć, że nie mam jak, lecz on jakby czytając w moich myślach zabrał głos.
- Jeśli tylko będziesz chciała, możesz z niego korzystać - zapewnił przejeżdżając dłonią po fortepianie, wywołując u mnie mały uśmiech na twarzy.
____________________________________________________
*The Neighbourhood - Sweater Weather. Znadziecie ją na 2 miejscu na playliście u góry bloga :)
**Ta piosenka została stworzona przez Adriannę. Tak, tą tutaj, naszą Addie. (To jedynie fragment tekstu). A jej tytuł to oczywiście Show Me Reality.
Witam kochani :*
Trochę mi smutno gdyż wakacje dobiegły końca, zacznie się u mnie bardzo intensywny rok. Jak zobaczyłam podręczniki od biologii i chemii to po prostu się załamuję, ale czego ja oczekuję, w końcu to 2 liceum. Miejmy nadzieję, że zdam.
No ale wracając do bloga i rozdziału. Jejku to jest tak słodki Lann Moment że nie mogę oddychać, jest mi potwornie gorąco. Oczywiście nie myślcie sobie, że Ann tak od razu się przed nim otworzy co to to nie. Oh tak za dwa rozdziały będzie draka xD hyhy ale i tak ich kocham *,* ciekawe dlaczego?! xD
Dziękujemy bardzo za komentarze i wyświetlenia. Oh i witamy w naszych szeregach nową czytelniczkę - wiktorię florkowską. Mam nadzieję, że z nami zostaniesz na dłużej :*
No więc chyba powiedziałam wszystko co miałam :3 Odsyłam was do mej kitty :*
Do kolejnego :* Buziaki :* A.
No więc chyba powiedziałam wszystko co miałam :3 Odsyłam was do mej kitty :*
Do kolejnego :* Buziaki :* A.
Cześć misiaki! ^^
Po pierwsze... wohow! Mamy nową czytelniczkę, jejku *,* mam także dużą nadzieję, że z nami zostaniesz kochana :3 Kurcze kocham ten rozdział, tyle w nim słodyczy awwh. #LannMoment <3 A co do ogółu... Jest nowy nagłówek omg tak strasznie mi się podoba *-* No więc; nadal możecie wysyłać nam fanarty, pytać bohaterów w odpowiedniej do tego zakładce oraz tweetować (#ShowMeRealityFF)! :D Dżejdon masz tt więc promuj smr xd
To tyle ode mnie kochani. Do następnego :*
W. x
Czytasz = skomentuj :*
Czytasz = skomentuj :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)